Szósty rozdział gotowy :) Życzę miłej lektury, a w razie pytań - komentujcie, to odpowiem :)
Los
Dochodziła czwarta
popołudniu, kiedy wrócił do swojego pokoju. Rozejrzał się wokoło szukając
śladów czyjejś obecności, jednak nie znalazł nic niepokojącego. Nikt nie
zaglądał do niego pod jego nieobecność.
- Więc to dzisiaj
są moje prawdziwe urodziny – westchnął spoglądając na zegarek – Czyli to dziś
się z nim spotkam.
Z rezygnacją
usiadł na niezasłanym tapczanie, a po chwili rzucił się do tyłu rozkładając
ręce na boki. Nie chciał opuszczać tego miejsca, ale by nie narażać dotychczasowej
rodziny i przyjaciół, musi zostać sam. Z impetem zerwał się z łóżka i
podszedł do biurka. Na wyrwanej z zeszytu kartce wyskrobał parę słów. Złożył
swój marnie wyglądający list i sięgnął po swój plecak. Niedbale wrzucił do
niego kilka ciuchów, po czym wyszedł z pokoju. W domu nie zastał nikogo. O tej
porze wszyscy zajęci byli treningami i klubami. Normalnie, też powinien być
właśnie w salce gimnastycznej i grać w siatkówkę. Smutnie westchnął spoglądając
ostatni raz na salon. Położył swój list na szafce, gdzie kładziono
korespondencję i powoli ruszył do drzwi wyjściowych.
- Kiedy przeczytają ten list, zapomną o mnie
– pomyślał wychodząc z domu. Na moment odwrócił się jeszcze rzucając okiem na
podwórze i krótko dumając wspominał dobre czasy spędzane na zabawach z braćmi i
przyjaciółmi. – Żegnaj spokojne życie –
rzucił odchodząc w nieznanym sobie kierunku. Jedyne czego teraz pragnął było
pójść tam, gdzie go nogi poniosą, czyli jak najdalej od Darków. Butterfly
obiecał zatrzeć po nim wszelkie ślady, te mentalne i te namacalne. W biegu
obejrzał się jeszcze za siebie, by zobaczyć w oddali swój dotychczasowy dom.
Niefortunnie potknął się o własną nogę i przejechał kolanami po żwirowatej
drodze.
- Cholera! – Przeklął
z bólu, a łzy nachodziły mu do oczu – Dlaczego akurat teraz?
Z kolan sączyła
się krew. Przewiązał je przerwaną na pół Bandamą, po czym kuśtykając ruszył
powolnie w dalszą drogę.
* * *
*
*
Butterfly skończył załatwiać sprawy
w szpitalu dość szybko. Chciał jak najszybciej zatrzeć ślady obecności swojego
młodszego brata.
- Dobrze, że mam
te portale – westchnął zmęczony przechodząc przez ścianę lustra zawieszonej we
mgle – Teraz tylko muszę wrócić do domu Twardowskich i upewnić się, że
przeczytali list. Mam nadzieję, że udało ci się uciec Miki.
Wyszedł z portalu tuż
przed domem Twardowskich. Niestety nie był tam sam. Jego oczom ukazał się Adam
ze swoją świtą, co nie było mu na rękę.
- Widzę, że
przywykłeś do łamania praw tego miasta – rzucił do zakapturzonego lidera grupy
– Ale muszę cię rozczarować. Mego brata nie ma w tej chwili w tym domu i
wątpię, by wrócił.
- Ty – syknął
chłodno Dark wskazując na długowłosego palcem – To ty mi go odebrałeś tamtej nocy.
- Brawo za
spostrzegawczość – zaśmiał się Butterfly – Doprawdy ile nad tym myślałeś. Tylko
mi nie mów, że zajęło ci to całe te cztery lata.
- Jak śmiesz się
ze mnie nabijać! – Wrzasnął Dark posyłając w kierunku chłopaka niewidzialną
siłę. Butterfly zachwiał się lekko przed uderzeniem, przez co pocisk musnął
jego lewy policzek zacinając go pośrodku. Krew ciurkiem sączyła się z ranki.
- Muszę przyznać,
że cię nie doceniałem – powiedział wycierając dłonią krew z policzka – Wybacz,
ale nie odpowiem na to, co mi zaprezentowałeś. Miałem dość ciężkie popołudnie
wyświadczając przysługę braciszkowi i nie jestem zainteresowany walką w tej
chwili.
- Ty! – Wściekł
się Adam – Jak śmiesz!
- Jesteś sto lat
za młody bym odnosił się do ciebie z szacunkiem, ale ładnie proszę byś opuścił
to miasto. Mikołaja już w nim nie ma, więc nie masz powodów by tu zostać. – Oznajmił
długowłosy powoli się odwracając tyłem do Darka – Ach i jeszcze jedno. To ja
złamałem wasz kodeks, więc nie wińcie o to mego ojca. Postanowiłem dać Mikiemu
trochę więcej wolności, której chciałeś go pozbawić. Myślałem, że odpuścisz,
ale skosztowałeś jego krwi, choć nie bezpośrednio z żyły. – W złości zacisnął
zęby tak mocno, że zazgrzytały boleśnie. Adam nęcony krwią z ranki na policzku
Butterflay’a oblizał swe wargi. Na ten widok piąty syn smoka wzdrygnął się
lekko. – Wyrównałeś rachunki polując na terenie tego miasta, choć posiada
status neutralnego. Jako strażnik proszę grzecznie byś odszedł.
- Czyżbyś próbował
mi grozić? – Spytał zimnym głosem Dark stawiając krok w stronę długowłosego – A
może…
- Ja bym to nazwał
tylko pomocną aluzją – rzucił przez ramię Butterfly znikając w odmętach
portalu. Adam przyspieszył kroku chcąc złapać chłopaka, ale mgła się rozmyła
pozostawiając tylko pustkę.
* * *
*
*
- Przeklęty,
łapczywy wampir. Już jeden smok mu nie wystarczy? – Dyszał lekko przestraszony
Butterfly – Byłem nieuważny dając się zranić.
- Więc to jest
przeznaczeniem Szóstego? – Spytał dźwięczny głos należący do dziewczyny
o długich srebrzystych włosach – Biedny dzieciak.
- Czemu tu jesteś
Yuki? – Zdziwiony Butterfly spojrzał w jej stronę – Nie powinnaś być teraz w
zaświatach u Shikiego?
- Byłam ciekawa –
zaśmiała się dziewczyna – Nasz mały braciszek jest naprawdę słodki. Szkoda, że
ty taki nie byłeś.
- Los tego dziecka
jest usłany cierniami – zamyślił się Butterfly – Powiedziałem mu tylko tyle ile
chciałem. Tę najgorszą część pamięci, którą utracił, oddacie mu ty wraz z
Shikim.
- Wrażliwy z
ciebie smok Piąty – zachichotała Yuki oszraniając jedną z pobliskich, szklanych
kul – Nie wiesz o wielu rzeczach, ale godzisz się z własnym losem ignoranta.
- Przestań mydlić
mi oczy i powiedz jaki jest twój prawdziwy powód zaszczycenia mnie swoją osobą
Pierwsza! – Niecierpliwił się chłopak – Czego chcesz?
- Jak zwykle w gorącej
wodzie kąpany. Mój drogi Piąty, ojciec kazał ci przekazać, że Szósty będzie
partnerem Pierwszego, nie twoim. – Oświadczyła, po czym zniknęła w chwilowej
śnieżnej zamieci. – Bywaj bracie!
* * *
*
*
Rozwścieczony Adam cisnął kamieniem
w najbliższy dom. Jeszcze nikt nie wyprowadził go tak daleko w pole.
- Smoczy pędrak! –
Wrzasnął w miejsce gdzie jeszcze przed chwilą znajdował się portal. Nagle
podszedł do niego Skot.
- Bracie, nigdzie
go nie ma.
- Co?! – Oczy
Darka zaiskrzyły mordem, a w pobliskim drzewie powstał otwór wielkości głowy
dorosłego człowieka. – Znajdę go. Wracajcie i przygotujcie wszystko do
opuszczenia tego miasta.
- Ale… – zaczął
Skot urywając już na początku, bo mord w spojrzeniu Adama wzrastał – Jak
każesz.
Adam z wściekłości
aż kipiał. Powoli zaczął węszyć, rozpoczynając tym samym swe polowanie. Wyczuł
znajomy słodki zapach krwi Mikołaja. Bez namysłu ruszył w pogoń za ofiarą.
* * *
*
*
Mikołaj powoli posuwał się naprzód.
Kolana piekły niemiłosiernie, ale pomimo tego szedł dalej. Minął jakiś kwadrans
od momentu przekroczenia granicy miasta – był już poza nim. Uciekał lasem, starając
się zacierać po sobie ślady. Ból sprawiał, że szybciej dopadło go zmęczenie, a
przebiegł z jakieś pięć kilometrów. Na chwilę przystanął, by odsapnąć
przycupnął przy jednym z najbliższych drzew. Robiło się coraz bardziej ciemno i
powoli zaczęło ogarniać go uczucie senności.
- Butterfly mówił, że konsekwencją odzyskania pamięci mogę mieć pewne oznaki
słabości – westchnął w duchu – Ale
nie myślałem, że będzie to takie silne.
Powoli dźwignął
się na nogi. W chwili, gdy się uniósł, dopadł go potężny zawrót głowy. Ponownie
opadł na ściółkę leśną.
- Może nic się nie stanie jeśli na moment się
zdrzemnę – pomyślał przymykając oczy. Skulił się w kłębek, po czym zasnął.
Obudziło go przeszywające kości
zimno. Coś łaskotało jego kolana. Pomału otworzył oczy, lecz widok jaki mu się
ukazał był przerażający. Obok niego siedział Adam i zlizywał krew z jego ran.
Mikołaj w strachu chciał się odsunąć, lecz żelazny uścisk dłoni Darka mu to
uniemożliwił.
- Doprawdy.
Siedziałbyś bezruchu – mruknął chłodno – Jeszcze nic ci nie zrobiłem, a ty już
chcesz uciec.
- Jeszcze?! – Pisnął
chłopak, widząc krwisty wzrok mężczyzny – Mógłbyś mnie puścić?
- Po co? Żebyś
uciekł? – Zakpił Adam – Cały czas tylko uciekasz. Pogódź się ze swoim losem.
Należysz do mnie.
- Nie –
protestował Miki – Jedynymi, którzy mogą rościć sobie do mnie jakieś prawo są
moi rodzice.
- Ha, ha, ha –
zaczął się śmiać Adam – Twoja nieświadomość mnie rozśmiesza. Muszę więc cię
uświadomić.
Mikołaj zadrżał,
widząc obnażone kły wampira.
- Twoi rodzice
zrzekli się praw do ciebie na moją rzecz. Dlatego jesteś mój. – Zmierzył
chłopaka czujnym wzrokiem.
- To nieprawda –
do oczu Mikiego zaczęły napływać łzy – Ty kłamiesz…
- Przestań się mazać.
Masz już szesnaście lat. – Zarzucił Dark Mikołajowi, po czym przez chwilę
wpatrywał się w niebo. – Jest już północ. Myślę, że to najlepszy czas by
dokończyć to, co zaczęliśmy w twoje dwunaste urodziny.
- Nie! – Krzyknął
Miki wyrywając się z uścisków Adama, lecz ten bez żadnego wysiłku przyciągnął
go na powrót w swoją stronę. – Proszę nie…
- Na to jest już
trochę za późno mój drogi – skwitował chłopca wampir – Zbyt długo mnie
unikałeś, by o to prosić.
- Dlaczego? – Pytał
desperacko próbując się uwolnić Miki. – Dlaczego mi to robisz?
- Po prostu
odbieram to, co mi się prawnie należy. Za karę, że uciekałeś będę brutalny. – Zachichotał
mężczyzna przyciągając swą ofiarę do siebie – Zapach twojej krwi jest
kokieteryjny. Ciężko mu się oprzeć, tym bardziej, gdy się jej już skosztowało. Sprawię,
że twój pierwszy raz będzie bolesny, tak by wbił ci się w pamięć.
Adam liznął szyję
Mikołaja w miejscu, gdzie znajdowała się żyła główna. Chłopak w odruchu
odchylił głowę do tyłu. Paraliżowało go przerażenie.
- Grzeczny
chłopiec – szepnął Dark, po czym wbił swe kły w szyję ofiary. Mikołaj poczuł
rwący ból nad obojczykiem. Wszystko wokół niego zaczęło się powoli rozmywać.
Czuł, jak z każdą sekundą traci świadomość. Stracił przytomność.
* *
*
*
*
Stoi
w tunelu, w którym nagle zaczynają gasnąć światła. Chce biec tam, gdzie jeszcze
jest jasno, ale nogi odmawiają mu posłuszeństwa. Ciemność zaczyna powoli go
wciągać. Pokrywa go maź przypominająca smołę. Chce krzyczeć, ale nie może.
Strach paraliżuje go całkowicie…
Przerażony
otworzył oczy. Leżał w półmroku, a jego głowa spoczywała na kolanach Adama. Byli
w jakimś dużym samochodzie. Chciał się podnieść, ale nie miał na to siły.
- Obudziłeś się
już? – Spytał trzymający go wampir – Jesteś mocno osłabiony, ale z czasem to
minie.
Mikołaj odwrócił
swój wzrok. Nie chciał patrzeć w oczy Darka. Za bardzo się bał.
- Masz zamiar się
nie odzywać? – Zakpił Adam, po czym obrócił twarz chłopca tak, by ich
spojrzenia się spotkały – Chcę widzieć twoją odmienioną twarz. Te lazurowe oczy
i złote włosy.
- Nie – wychrypiał
Miki, próbując się zerwać z miejsca, niestety z powrotem opadł na kolana Darka.
- Już za późno by
to ukryć – zaśmiał się wampir przytrzymując chłopaka – W długich włosach ci do
twarzy. Chyba zabronię je ścinać.
- No, co ty? – Wystraszył
się Miki – Nie chcę…
- Tu nie ma znaczenia
czego ty chcesz. – oświadczył zirytowany Adam – Teraz należysz do mnie i to ja
decyduję co z tobą zrobię. Rozumiesz?
- Nie –
protestował Mikołaj – Nawet nie chcę tego zrozumieć.
Palce wampira
zręcznie oplotły szyję Mikiego, który z przerażeniem i złością patrzył w jego
oczy.
- Przyda ci się
trochę dyscypliny – Dark gwałtownie przyciągnął twarz chłopca do swojej. – Mamy
wiele do nadrobienia.
- Co? – Wydyszał
spazmatycznie Miki w nerwach.
Mężczyzna
przegryzł skórę na swoim nadgarstku, po czym przybliżył krwawiące miejsce do
twarzy Mikołaja.
- Pij – nakazał
chłopcu.
- Nie! – Sprzeciwiał
się Mikołaj zaciskając mocno usta.
- Doprawdy? –
Zdenerwowany Adam cisnął chłopcem na podłogę samochodu, a po chwili siadając
okrakiem na nim przycisnął go mocniej do podłoża. Chwycił głowę Mikiego, po
czym na siłę otwierając mu usta wlał kilka kropel swojej krwi do jego gardła.
Po tym zabiegu zmusił go do połknięcia płynu. – Dzięki temu będę wiedział co
się z tobą dzieje. Kiedy dotrzemy do domu, wzmocnimy naszą więź.
Zmęczony chłopiec
nie odpowiedział. Słowa wampira jeszcze bardziej wzmocniły strach w jego sercu.
Po tym zajściu bał się myśleć co go jeszcze spotka z ręki oprawcy.
- Prześpij się –
nakazał Adam zakrywając oczy chłopca. Miki powoli zaczął poddawać się senności,
która przyszła wraz z ciemnością zamkniętych powiek.
C.D.N.
Fajny rozdział, ale za krótki!
OdpowiedzUsuńMikołaj jako Szósty potomek smoka... szalenie ciekawe :).
Pozdrawiam i weny!
WYNOCHA, PIERWSZA!
OdpowiedzUsuńAdaś, jesteś równie łagodny i subtelny, co terrorysta-gwałciciel z lasu! (tiaa, ale i tak Cię uwielbiam)
Hej,
OdpowiedzUsuńo nie, o nie... dlaczego tak... biedny Miki, uciekł ale nie wystarczająco, gdyby nie to zranienie... Adama to mam wielką ochotę ukatrupić...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia