środa, 25 września 2013

Lavi



 Szósty rozdział gotowy :) Życzę miłej lektury, a w razie pytań - komentujcie, to odpowiem :)

 Los

   Dochodziła czwarta popołudniu, kiedy wrócił do swojego pokoju. Rozejrzał się wokoło szukając śladów czyjejś obecności, jednak nie znalazł nic niepokojącego. Nikt nie zaglądał do niego pod jego nieobecność.


- Więc to dzisiaj są moje prawdziwe urodziny – westchnął spoglądając na zegarek – Czyli to dziś się z nim spotkam.


Z rezygnacją usiadł na niezasłanym tapczanie, a po chwili rzucił się do tyłu rozkładając ręce na boki. Nie chciał opuszczać tego miejsca, ale by nie narażać dotychczasowej rodziny i przyjaciół, musi zostać sam. Z impetem zerwał się z łóżka i podszedł do biurka. Na wyrwanej z zeszytu kartce wyskrobał parę słów. Złożył swój marnie wyglądający list i sięgnął po swój plecak. Niedbale wrzucił do niego kilka ciuchów, po czym wyszedł z pokoju. W domu nie zastał nikogo. O tej porze wszyscy zajęci byli treningami i klubami. Normalnie, też powinien być właśnie w salce gimnastycznej i grać w siatkówkę. Smutnie westchnął spoglądając ostatni raz na salon. Położył swój list na szafce, gdzie kładziono korespondencję i powoli ruszył do drzwi wyjściowych.


- Kiedy przeczytają ten list, zapomną o mnie – pomyślał wychodząc z domu. Na moment odwrócił się jeszcze rzucając okiem na podwórze i krótko dumając wspominał dobre czasy spędzane na zabawach z braćmi i przyjaciółmi. – Żegnaj spokojne życie – rzucił odchodząc w nieznanym sobie kierunku. Jedyne czego teraz pragnął było pójść tam, gdzie go nogi poniosą, czyli jak najdalej od Darków. Butterfly obiecał zatrzeć po nim wszelkie ślady, te mentalne i te namacalne. W biegu obejrzał się jeszcze za siebie, by zobaczyć w oddali swój dotychczasowy dom. Niefortunnie potknął się o własną nogę i przejechał kolanami po żwirowatej drodze.


- Cholera! – Przeklął z bólu, a łzy nachodziły mu do oczu – Dlaczego akurat teraz?


Z kolan sączyła się krew. Przewiązał je przerwaną na pół Bandamą, po czym kuśtykając ruszył powolnie w dalszą drogę.


* * * * *

           
 Butterfly skończył załatwiać sprawy w szpitalu dość szybko. Chciał jak najszybciej zatrzeć ślady obecności swojego młodszego brata.


- Dobrze, że mam te portale – westchnął zmęczony przechodząc przez ścianę lustra zawieszonej we mgle – Teraz tylko muszę wrócić do domu Twardowskich i upewnić się, że przeczytali list. Mam nadzieję, że udało ci się uciec Miki.


Wyszedł z portalu tuż przed domem Twardowskich. Niestety nie był tam sam. Jego oczom ukazał się Adam ze swoją świtą, co nie było mu na rękę.


- Widzę, że przywykłeś do łamania praw tego miasta – rzucił do zakapturzonego lidera grupy – Ale muszę cię rozczarować. Mego brata nie ma w tej chwili w tym domu i wątpię, by wrócił.


- Ty – syknął chłodno Dark wskazując na długowłosego palcem – To ty mi go odebrałeś tamtej nocy.


- Brawo za spostrzegawczość – zaśmiał się Butterfly – Doprawdy ile nad tym myślałeś. Tylko mi nie mów, że zajęło ci to całe te cztery lata.


- Jak śmiesz się ze mnie nabijać! – Wrzasnął Dark posyłając w kierunku chłopaka niewidzialną siłę. Butterfly zachwiał się lekko przed uderzeniem, przez co pocisk musnął jego lewy policzek zacinając go pośrodku. Krew ciurkiem sączyła się z ranki.


- Muszę przyznać, że cię nie doceniałem – powiedział wycierając dłonią krew z policzka – Wybacz, ale nie odpowiem na to, co mi zaprezentowałeś. Miałem dość ciężkie popołudnie wyświadczając przysługę braciszkowi i nie jestem zainteresowany walką w tej chwili.


- Ty! – Wściekł się Adam – Jak śmiesz!


- Jesteś sto lat za młody bym odnosił się do ciebie z szacunkiem, ale ładnie proszę byś opuścił to miasto. Mikołaja już w nim nie ma, więc nie masz powodów by tu zostać. – Oznajmił długowłosy powoli się odwracając tyłem do Darka – Ach i jeszcze jedno. To ja złamałem wasz kodeks, więc nie wińcie o to mego ojca. Postanowiłem dać Mikiemu trochę więcej wolności, której chciałeś go pozbawić. Myślałem, że odpuścisz, ale skosztowałeś jego krwi, choć nie bezpośrednio z żyły. – W złości zacisnął zęby tak mocno, że zazgrzytały boleśnie. Adam nęcony krwią z ranki na policzku Butterflay’a oblizał swe wargi. Na ten widok piąty syn smoka wzdrygnął się lekko. – Wyrównałeś rachunki polując na terenie tego miasta, choć posiada status neutralnego. Jako strażnik proszę grzecznie byś odszedł.


- Czyżbyś próbował mi grozić? – Spytał zimnym głosem Dark stawiając krok w stronę długowłosego – A może…


- Ja bym to nazwał tylko pomocną aluzją – rzucił przez ramię Butterfly znikając w odmętach portalu. Adam przyspieszył kroku chcąc złapać chłopaka, ale mgła się rozmyła pozostawiając tylko pustkę.


* * * * *


- Przeklęty, łapczywy wampir. Już jeden smok mu nie wystarczy? – Dyszał lekko przestraszony Butterfly – Byłem nieuważny dając się zranić.


- Więc to jest przeznaczeniem Szóstego? – Spytał dźwięczny głos należący do dziewczyny o długich srebrzystych włosach – Biedny dzieciak.


- Czemu tu jesteś Yuki? – Zdziwiony Butterfly spojrzał w jej stronę – Nie powinnaś być teraz w zaświatach u Shikiego?


- Byłam ciekawa – zaśmiała się dziewczyna – Nasz mały braciszek jest naprawdę słodki. Szkoda, że ty taki nie byłeś.


- Los tego dziecka jest usłany cierniami – zamyślił się Butterfly – Powiedziałem mu tylko tyle ile chciałem. Tę najgorszą część pamięci, którą utracił, oddacie mu ty wraz z Shikim.


- Wrażliwy z ciebie smok Piąty – zachichotała Yuki oszraniając jedną z pobliskich, szklanych kul – Nie wiesz o wielu rzeczach, ale godzisz się z własnym losem ignoranta.


- Przestań mydlić mi oczy i powiedz jaki jest twój prawdziwy powód zaszczycenia mnie swoją osobą Pierwsza! – Niecierpliwił się chłopak – Czego chcesz?


- Jak zwykle w gorącej wodzie kąpany. Mój drogi Piąty, ojciec kazał ci przekazać, że Szósty będzie partnerem Pierwszego, nie twoim. – Oświadczyła, po czym zniknęła w chwilowej śnieżnej zamieci. – Bywaj bracie!


* * * * *

          
  Rozwścieczony Adam cisnął kamieniem w najbliższy dom. Jeszcze nikt nie wyprowadził go tak daleko w pole.


- Smoczy pędrak! – Wrzasnął w miejsce gdzie jeszcze przed chwilą znajdował się portal. Nagle podszedł do niego Skot.


- Bracie, nigdzie go nie ma.


- Co?! – Oczy Darka zaiskrzyły mordem, a w pobliskim drzewie powstał otwór wielkości głowy dorosłego człowieka. – Znajdę go. Wracajcie i przygotujcie wszystko do opuszczenia tego miasta.


- Ale… – zaczął Skot urywając już na początku, bo mord w spojrzeniu Adama wzrastał – Jak każesz.


Adam z wściekłości aż kipiał. Powoli zaczął węszyć, rozpoczynając tym samym swe polowanie. Wyczuł znajomy słodki zapach krwi Mikołaja. Bez namysłu ruszył w pogoń za ofiarą. 


* * * * *

           
 Mikołaj powoli posuwał się naprzód. Kolana piekły niemiłosiernie, ale pomimo tego szedł dalej. Minął jakiś kwadrans od momentu przekroczenia granicy miasta – był już poza nim. Uciekał lasem, starając się zacierać po sobie ślady. Ból sprawiał, że szybciej dopadło go zmęczenie, a przebiegł z jakieś pięć kilometrów. Na chwilę przystanął, by odsapnąć przycupnął przy jednym z najbliższych drzew. Robiło się coraz bardziej ciemno i powoli zaczęło ogarniać go uczucie senności.


- Butterfly mówił, że konsekwencją odzyskania pamięci mogę mieć pewne oznaki słabości – westchnął w duchu – Ale nie myślałem, że będzie to takie silne.


Powoli dźwignął się na nogi. W chwili, gdy się uniósł, dopadł go potężny zawrót głowy. Ponownie opadł na ściółkę leśną.


- Może nic się nie stanie jeśli na moment się zdrzemnę – pomyślał przymykając oczy. Skulił się w kłębek, po czym zasnął.

    
 Obudziło go przeszywające kości zimno. Coś łaskotało jego kolana. Pomału otworzył oczy, lecz widok jaki mu się ukazał był przerażający. Obok niego siedział Adam i zlizywał krew z jego ran. Mikołaj w strachu chciał się odsunąć, lecz żelazny uścisk dłoni Darka mu to uniemożliwił.


- Doprawdy. Siedziałbyś bezruchu – mruknął chłodno – Jeszcze nic ci nie zrobiłem, a ty już chcesz uciec.


- Jeszcze?! – Pisnął chłopak, widząc krwisty wzrok mężczyzny – Mógłbyś mnie puścić?


- Po co? Żebyś uciekł? – Zakpił Adam – Cały czas tylko uciekasz. Pogódź się ze swoim losem. Należysz do mnie.


- Nie – protestował Miki – Jedynymi, którzy mogą rościć sobie do mnie jakieś prawo są moi rodzice.


- Ha, ha, ha – zaczął się śmiać Adam – Twoja nieświadomość mnie rozśmiesza. Muszę więc cię uświadomić.


Mikołaj zadrżał, widząc obnażone kły wampira.


- Twoi rodzice zrzekli się praw do ciebie na moją rzecz. Dlatego jesteś mój. – Zmierzył chłopaka czujnym wzrokiem.


- To nieprawda – do oczu Mikiego zaczęły napływać łzy – Ty kłamiesz…


- Przestań się mazać. Masz już szesnaście lat. – Zarzucił Dark Mikołajowi, po czym przez chwilę wpatrywał się w niebo. – Jest już północ. Myślę, że to najlepszy czas by dokończyć to, co zaczęliśmy w twoje dwunaste urodziny.


- Nie! – Krzyknął Miki wyrywając się z uścisków Adama, lecz ten bez żadnego wysiłku przyciągnął go na powrót w swoją stronę. – Proszę nie…


- Na to jest już trochę za późno mój drogi – skwitował chłopca wampir – Zbyt długo mnie unikałeś, by o to prosić.


- Dlaczego? – Pytał desperacko próbując się uwolnić Miki. – Dlaczego mi to robisz?


- Po prostu odbieram to, co mi się prawnie należy. Za karę, że uciekałeś będę brutalny. – Zachichotał mężczyzna przyciągając swą ofiarę do siebie – Zapach twojej krwi jest kokieteryjny. Ciężko mu się oprzeć, tym bardziej, gdy się jej już skosztowało. Sprawię, że twój pierwszy raz będzie bolesny, tak by wbił ci się w pamięć.


Adam liznął szyję Mikołaja w miejscu, gdzie znajdowała się żyła główna. Chłopak w odruchu odchylił głowę do tyłu. Paraliżowało go przerażenie.


- Grzeczny chłopiec – szepnął Dark, po czym wbił swe kły w szyję ofiary. Mikołaj poczuł rwący ból nad obojczykiem. Wszystko wokół niego zaczęło się powoli rozmywać. Czuł, jak z każdą sekundą traci świadomość. Stracił przytomność.

          
  * * * * *

     
 Stoi w tunelu, w którym nagle zaczynają gasnąć światła. Chce biec tam, gdzie jeszcze jest jasno, ale nogi odmawiają mu posłuszeństwa. Ciemność zaczyna powoli go wciągać. Pokrywa go maź przypominająca smołę. Chce krzyczeć, ale nie może. Strach paraliżuje go całkowicie…

Przerażony otworzył oczy. Leżał w półmroku, a jego głowa spoczywała na kolanach Adama. Byli w jakimś dużym samochodzie. Chciał się podnieść, ale nie miał na to siły.


- Obudziłeś się już? – Spytał trzymający go wampir – Jesteś mocno osłabiony, ale z czasem to minie.


Mikołaj odwrócił swój wzrok. Nie chciał patrzeć w oczy Darka. Za bardzo się bał.


- Masz zamiar się nie odzywać? – Zakpił Adam, po czym obrócił twarz chłopca tak, by ich spojrzenia się spotkały – Chcę widzieć twoją odmienioną twarz. Te lazurowe oczy i złote włosy.


- Nie – wychrypiał Miki, próbując się zerwać z miejsca, niestety z powrotem opadł na kolana Darka.


- Już za późno by to ukryć – zaśmiał się wampir przytrzymując chłopaka – W długich włosach ci do twarzy. Chyba zabronię je ścinać.


- No, co ty? – Wystraszył się Miki – Nie chcę…


- Tu nie ma znaczenia czego ty chcesz. – oświadczył zirytowany Adam – Teraz należysz do mnie i to ja decyduję co z tobą zrobię. Rozumiesz?


- Nie – protestował Mikołaj – Nawet nie chcę tego zrozumieć.

Palce wampira zręcznie oplotły szyję Mikiego, który z przerażeniem i złością patrzył w jego oczy.


- Przyda ci się trochę dyscypliny – Dark gwałtownie przyciągnął twarz chłopca do swojej. – Mamy wiele do nadrobienia.


- Co? – Wydyszał spazmatycznie Miki w nerwach.


Mężczyzna przegryzł skórę na swoim nadgarstku, po czym przybliżył krwawiące miejsce do twarzy Mikołaja.


- Pij – nakazał chłopcu.


- Nie! – Sprzeciwiał się Mikołaj zaciskając mocno usta.


- Doprawdy? – Zdenerwowany Adam cisnął chłopcem na podłogę samochodu, a po chwili siadając okrakiem na nim przycisnął go mocniej do podłoża. Chwycił głowę Mikiego, po czym na siłę otwierając mu usta wlał kilka kropel swojej krwi do jego gardła. Po tym zabiegu zmusił go do połknięcia płynu. – Dzięki temu będę wiedział co się z tobą dzieje. Kiedy dotrzemy do domu, wzmocnimy naszą więź.


Zmęczony chłopiec nie odpowiedział. Słowa wampira jeszcze bardziej wzmocniły strach w jego sercu. Po tym zajściu bał się myśleć co go jeszcze spotka z ręki oprawcy.


- Prześpij się – nakazał Adam zakrywając oczy chłopca. Miki powoli zaczął poddawać się senności, która przyszła wraz z ciemnością zamkniętych powiek.

C.D.N.

3 komentarze:

  1. Fajny rozdział, ale za krótki!
    Mikołaj jako Szósty potomek smoka... szalenie ciekawe :).
    Pozdrawiam i weny!

    OdpowiedzUsuń
  2. WYNOCHA, PIERWSZA!
    Adaś, jesteś równie łagodny i subtelny, co terrorysta-gwałciciel z lasu! (tiaa, ale i tak Cię uwielbiam)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    o nie, o nie... dlaczego tak... biedny Miki, uciekł ale nie wystarczająco, gdyby nie to zranienie... Adama to mam wielką ochotę ukatrupić...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń