Prawda
Był dwudziesty
szósty czerwca, a Mikołaj spał w swoim pokoju. Śnił o miejscu wypełnionym
szklanymi kulami. Zewsząd otaczały go piękne czarno-czerwone motyle. W oddali w
świetle stała długowłosa postać przywołując go do siebie. Czuł spokój i radość.
W głowie brzęczał mu cichy, ciepły głos. – By
zaznać zwykłego życia musisz zapomnieć o tym co się stało. Twoje przeznaczenie
jest smutne, ale wiedz, że nie jesteś osamotniony. Pomimo tego co się stanie
będę cię wspierał wraz z ojcem. Odpieczętuję twoje wspomnienia w odpowiednim
czasie. Nie bój się i przyjmij swój los nie uciekając.-
Po tych słowach
obraz się zamazał, a chłopiec się obudził płacząc.
Siedział
oszołomiony po przebudzeniu, a z oczu ciekły mu ciurkiem łzy. Dotknął dłonią
jednego z policzków zdziwiony tym, że płacze.
- Czemu tak jest?!
– Spytał swojej wilgotnej od łez ręki, nie mogąc zatrzymać swojego płaczu.
W pokoju panował
jeszcze półmrok, bo była dopiero czwarta nad ranem. Nagle w ścianie przed
Mikołajem ukazała się lekka mgiełka, która po chwili przeobraziła się
w przypominające lustro drzwi. Zdziwiony wstał z łóżka i powoli podszedł
do dziwnego zjawiska. Wpatrywał się w lustrzaną przestrzeń jak zahipnotyzowany
siedząc naprzeciwko po turecku. W pewnym momencie z mgiełki wyleciał czarny
motyl. Owad przeleciał dystans dzielący go od Mikołaja, po czym usiadł na dłoni
chłopca. Miki zdziwiony obserwował zachowanie robaka, ale w chwili gdy ten
zaczynał zlewać się z jego ciałem próbował go strącić. Niestety nic mu to nie
dało, bo motyl zniknął, zaś w miejscu na skórze, gdzie siedział, pojawił się
tatuaż z jego podobizną. Wystraszony patrzył na swoją dłoń. Nie wiedział co
powinien zrobić, czy krzyczeć, czy uciec z pokoju. Zamiast tego w milczeniu
ponownie wpatrywał się w przejście. Nieoczekiwanie jego ciało zaczęło się samo
poruszać. Tatuaż zabarwił się na krwistoczerwony kolor. Mimowolnie wstał i
ruszył w kierunku lustra, przerażony faktem, że nie kontroluje własnego ciała.
Kiedy sekundy dzieliły go od przejścia w strachu mocno zacisnął powieki. Poczuł
chłodny dotyk na twarzy, a po chwili zapach sosen wypełnił jego nozdrza.
Zdumiony otworzył oczy i aż oniemiał widząc, że znajduje się w lesie.
Nieśmiało obejrzał się w tył szukając lustrzanych drzwi, ale nigdzie ich nie
było.
- Jak wrócę do
domu? – Spytał tatuażu na dłoni – Zgłupiałem do reszty. Rozmawiam
z obrazkiem.
Powoli ruszył w
nieznanym sobie kierunku. Jednak gdy chciał postawić kolejny krok, nogi
odmówiły mu posłuszeństwa i same zaczęły nieść go w przeciwną stronę. Próby
oporu na nic się zdały, bo i tak nie odzyskał kontroli nad ciałem, aż w końcu
po prostu się poddał. Szedł tak jeszcze kilka minut. Sceneria leśna powoli
zaczęła się zmieniać w nieco bardziej mroczniejszą i nieprzyjazną. Przedarł się
przez zakrzewiony odcinek ścieżki, po czym zatrzymał u wlotu ciemnej groty. Nie
chciał wchodzić do środka, ale jego ciało w ogóle go nie słuchało niosąc tam,
gdzie wolał by nie być. W momencie wstąpienia do jaskini czuł na sobie czyjś
wzrok. Ciarki biegły wzdłuż kręgosłupa powoli mrożąc krew w żyłach. Bał się
tego co może go spotkać. Wznowił próby odzyskania władzy nad ciałem, ale znów
poniósł fiasko. Nagle w oddali zobaczył światło, a z każdym następnym krokiem
zaczęło się ono powiększać. Kiedy przekroczył jego granicę, ukazał mu się obraz
z jego snu. W centrum jaskini znajdowała się piękna, leśna polana, zaś wszędzie
lewitowały szklane kule. Po środku wśród nich na utkanym z mchu posłaniu leżała
świetlista postać. Kiedy Mikołaj zrobił jeszcze jeden krok w przód, blask otaczający
ją zniknął ukazując chłopaka o czarnych, długich włosach z czerwonymi
pasemkami. Usiadł na posłaniu, po czym zaczął ciepło uśmiechać się do Mikiego.
- Jak ci minęła
podróż? – Zapytał nie spuszczając wzroku z chłopca. Machnął dłonią dając znak,
by ten podszedł. – Zbliż się.
Ciało Mikołaja
mimo jego oporów ruszyło w kierunku długowłosego chłopaka. Kiedy był już na
wyciągnięcie ręki, ten chwycił go niepostrzeżenie i pociągnął ku sobie na
posłanie.
- Pokaż no mi się
trochę – zaśmiał się widząc reakcję Mikołaja – Nie widziałem cię już bite
cztery lata. Trochę urosłeś od naszego ostatniego spotkania, ale nadal jesteś
delikatny jak ten motyl.
- Kim jesteś? – Spytał
w szoku Miki, próbując się wyrwać z uścisku chłopaka – Nie znam cię.
- Ach – westchnął
słysząc te słowa – Zapomniałem, że wymazałem ci pamięć. Jestem Buttrefly, twój
starszy brat.
- Brat?! – Zdziwił
się Miki – Ale nic o tym nie wiem. Mam trzech braci, ale czwarty?
- Nie. Źle to
rozumiesz – tłumaczył spokojnie chłopak – Ja jestem twoim prawdziwym bratem.
- Ale nawet nie
jesteśmy do siebie podobni – zarzekał się Mikołaj – Bo widzisz, ja mam brązowe
włosy, a ty masz czarno-czerwone i ja mam brązowe oczy, ty zaś czerwone.
- To nie problem –
zachichotał nadal trzymając młodszego brata – Muszę zdjąć pieczęć z twoich
wspomnień, bo inaczej nie dojdziemy do porozumienia, a i wszystko się wstępnie
wyjaśni.
- Co masz na myśli
mówiąc, że zdejmiesz pieczęć? – Miki był lekko zaniepokojony tak, że po chwili
zaczął gorączkowo myśleć na głos – Chociaż jak o tym pomyślę, to już wcześniej
wspomniałeś coś o tym, że wymazałeś mi pamięć. Ty…
- Już dobrze –
uspokajał nerwy Mikiego – Dobrze, że nie
zdjąłem z niego kontroli ciała. Inaczej już dawno bym oberwał – mówił do
siebie z ulgą w myślach Butterfly, kiedy w ostatniej chwili zablokował
kierującą się w kierunku jego twarzy pięść. Postanowił od razu zdjąć pieczęć z
brata póki ten nie miał jeszcze władzy nad sobą. Przegryzł skórę na jednym z
palców u lewej ręki, po czym przytknął go do czoła leżącego chłopca. Narysował symbol
ich ojca, czyli węża pochłaniającego własny ogon. Mikołaj znieruchomiał na
kilka sekund, lecz po chwili zaczął się desperacko szamotać.
- Wiem, że to nie
przyjemne, ale musisz to przecierpieć. Twoje wspomnienia mogą wydać się
przerażające, ale niestety należą do ciebie… – nagle wyraz twarzy Butterfly’a
posmutniał – …dlatego musisz je przyjąć i pogodzić się ze swoim przeznaczeniem.
- Czemu? – Łzy
napłynęły do oczu Mikołaja. Straszne obrazy z jego przeszłości powracały jeden
po drugim, a smutek starszego brata nie pomagał mu się uspokoić. – Czemu
skazałeś mnie na życie w nieświadomości?
- Chciałem, byś
choć przez chwilę mógł żyć jak normalne dziecko. Los i tak cię nie oszczędzał
szykując ci takie, a nie inne przeznaczenie. Jeszcze go nie znasz, ale jestem
tu po to by ci wszystko wyjaśnić. – Butterfly powoli zwolnił uścisk na
ramionach brata, pozwalając mu usiąść. – To będzie długa rozmowa, więc proszę
cię byś się trochę uspokoił i cierpliwie mnie wysłuchał. Ale najpierw
musisz odpocząć.
W momencie kiedy Butterfly
skończył mówić, zawrót głowy powalił Mikiego z powrotem na posłanie. Nie minęła
sekunda, a chłopiec zasnął.
- Tu nie sięga moc
Darka, więc możesz odpocząć od jego koszmarów – powiedział Butterfly
przykrywając brata kocem uplecionej z pajęczej sieci – Przykro mi, że musiałem
zwrócić ci te bolesne wspomnienia. Niestety nie mogłem postąpić inaczej.
*****
Spał kilka godzin. Przebudził się
leniwie przeciągając. Było mu bardzo wygodnie i ciepło. Kiedy otworzył
oczy, zobaczył śpiącego obok Butterfly’a przykrytego chmarą czarno-czerwonych
motyli. Gwałtowny ruch ręką sprawił, że te rozpierzchły się w jednej chwili
tworząc czarną zasłonę pomiędzy braćmi. W momencie gdy wszystkie motyle już
zniknęły i Miki mógł spojrzeć na powrót na długowłosego, zobaczył parę
czerwonych oczu wpatrzonych w niego samego.
- Widzę, że już
wstałeś – uśmiechnął się do Mikiego – Czuwając nad tobą także zmorzył mnie sen,
dlatego przepraszam, że przespałem twoje przebudzenie.
- Nic nie szkodzi
– odpowiedział zawstydzony chłopiec – Długo spałem?
- Ładnych parę
godzin – zaśmiał się Butterfly widząc zakłopotanie brata.
- Och nie! – Przypomniał
sobie Miki – Dom! Wszyscy na pewno się o mnie martwią.
- Nie zadręczaj
się tym – uspokajał starszy brat – Czas w tym miejscu płynie zupełnie inaczej
niż w świecie ludzkim. Godzina tu jest równa tamtejszej sekundzie.
- Naprawdę? –
Upewniał się chłopiec.
- Tak –
zachichotał Butterfly roztrzepując senną fryzurę Mikiego, który zamyślonym
wzrokiem wpatrywał się w dal.
- Hej! – Krzyknął
w proteście głaszcząc swoje włosy – Siebie tak poczochraj.
- Spokojnie.
Widzę, że możemy już przejść do naszej wcześniejszej rozmowy – zaczął
poważniejąc starszy brat.
- No, chyba –
odparł zbity z tropu Mikołaj wygodniej usadawiając się na posłaniu z mchu.
- Jak już wiesz,
twoje wspomnienia nie są zbyt wyjaśniające. Tak do końca, nie rozumiesz jeszcze
kim tak naprawdę jesteś. Moim obowiązkiem jest ci to wszystko wyjaśnić. –
Butterfly mówiąc w ogóle nie spuszczał wzroku z młodszego brata – Jak już ci
powiedziałem wcześniej jesteśmy braćmi. Pochodzimy z jednego ojca, a zarazem
matki.
- Co?! – Zdziwił
się słysząc to chłopiec.
- Jesteśmy dziećmi
smoka. Rodzimy się z jego łusek, ale tylko wtedy, kiedy on sobie tego życzy.
Jesteś szósty, a ja piąty. Między nami jest duży odstęp czasu, dlatego wśród
reszty nazywany jesteś pisklakiem. – Przerwał na moment widząc, że Miki nie
nadąża – Może spróbuję ci to wyjaśnić prościej. Raz na jakiś czas nasz ojciec
zmienia ubarwienie swych łusek. Nie często to się zdarza, ale kiedy już to
nastąpi, rodzimy się my. Każde dziecko ma oznaki barwy łusek w swej prawdziwej
postaci. Jak widzisz ja jestem czarno-czerwony, co świadczy o tym, że łuski
ojca miały taką barwę. Ty jesteś złoto-niebieski, ale dopiero zaczynasz się
przeobrażać.
- Skąd o tym
wiesz? – Spytał zszokowany wiedzą brata chłopiec.
- Mam już prawie
trzysta lat, więc wiem to i owo o przemianie. Na początku rodzimy się jak
zwykli ludzie, ale wraz z trzynastym rokiem życia zaczynamy się przeobrażać w
swoje prawdziwe oblicza. Ludzie albo nas odtrącają, albo akceptują. Nic nie
możemy na to poradzić.
- Dlaczego akurat
w wieku trzynastu lat? – Dziwił się Miki – Czy to jakiś specjalny okres?
- Trzynaście lat
to w świecie demonów i innych stworów wiek wejścia w dorosłość. Innymi słowy
stajesz się za siebie odpowiedzialny. U ludzi wygląda to nie co inaczej, ale
prawo naszego świata jest niepodważalne. – Butterfly przerwał na krótką chwilę
siedząc w zamyśleniu, lecz za niedługo kontynuował. – Każde dziecko smoka
rodzi się z pewnymi zdolnościami, ale nie wiadomo nic na ich temat dopóki się
same nie ujawnią. Tak dla przykładu, ja posiadam moc władzy nad czasem oraz
jestem strażnikiem pamięci. Te wszystkie kule, które tu widzisz przypisane się
konkretnej osobie na całym świecie, a zachowane są w nich wszelkie wspomnienia.
Twoje zdolności jeszcze się nie przebudziły, ale zaświadczam, że takowe
posiadasz. – Pocieszył brata, widząc jego zmartwioną minę – Jednakże nie
powinno się nadużywać swojej mocy, bo gdy się wyczerpie, strasznie nas to
osłabia na czas ich regeneracji. Jesteśmy wtedy bezbronni i łatwo nas schwytać.
Każdy inaczej znosi ten okres, więc nie wiem jak z tobą, ale staraj się nie
nadużywać swych sił.
- Dobrze –
przytaknął Miki do końca nie rozumiejąc znaczenia słów brata.
Rozmawiali tak jeszcze przez dłuższą
chwilę. Kiedy Butterfly skończył wyjaśniać przeszłość i pochodzenie ich
rodziny, pokazał Mikołajowi w jednej z kul obrazy reszty rodzeństwa. Czas ich
ponaglał i nie mogli przedłużać swojej konwersacji. Nagle długowłosy wstał i z
poważną miną zaczął mówić:
- Miki, wybacz, że
dopiero teraz ci to mówię, ale nie mogłem wcześniej.
- Rozumiem –
odpowiedział cicho bratu – Ale widzę, że chcesz powiedzieć coś jeszcze.
- Tak – przyznał
Butterfly, po czym ze smutkiem zaczął – Musisz opuścić rodzinę Twardowskich.
- Co?! – Zszokował
się chłopiec.
- To dla dobra was
wszystkich. Widziałeś, co Adam zrobił z twoimi przyjaciółmi. Chcesz narażać i
resztę? – Butterfly zamilkł na chwilę bacznie obserwując młodszego brata
smutnym spojrzeniem – To zaboli, ale jesteś zagrożeniem dla tych ludzi. Adam
nie ma litości dla tych, którzy się mu sprzeciwiają. Ciebie nie skrzywdzi, ale
ich może zabić. Rozumiesz do czego zmierzam?
- Rozumiem –
odparł przybitym głosem Miki – Nawet nie wiesz jak bardzo.
- Więc co
postanawiasz? – Naciskał długowłosy – Jaka jest twoja odpowiedź?
- Opuszczę tę rodzinę,
ale mam jeden warunek. – Rzucił Mikołaj podkulając do piersi kolana.
- Warunek –
uśmiechnął się Butterfly, widząc determinację w oczach brata – Jakiż to warunek
muszę spełnić.
- Mówiłeś, że
nasza krew leczy ludzi – zaczął niepewnie Mikołaj.
- Tak. I co
względem tego? – Butterfly ciągnął dalej udając głupiego. Spodziewał się
takiego obrotu spraw, gdy tylko usłyszał o zajściu w szkole Mikołaja.
- Dam ci trochę
mojej krwi, a ty zaaplikujesz ją moim przyjaciołom. Nie chcę by cierpieli z mojego
powodu. – Urwał mu się głos, kiedy wspomniał o Ani, Piotrze i Tomku – Proszę
też o to, byś bezboleśnie usunął z ich pamięci moją osobę.
- I tylko o to
prosisz? – Zdziwił się słysząc prośbę młodszego brata – Myślałem, że …
- Że co? – Spytał
zirytowany Miki
- Nieważne –
skwitował Butterfly – Nawiązując do tego bezbolesnego usunięcia pamięci.
Z reguły ten zabieg nie wywołuje bólu. Osobiście jestem zwolennikiem „pieczęci
wspomnień”, co nie jest ryzykowne w razie ponownego spotkania, ale znam pewien
sposób, dzięki któremu będą zapominać powoli. Jest jednak malutki szkopuł.
- Jaki? – Miki był
ciekaw.
- Musisz napisać
swoją krwią pożegnalny list, w którym zawrzesz słowo „zapomnijcie” oraz zniknąć
z ich życia na zawsze. – Tłumaczył starszy brat.
- Na zawsze? – Powtórzył
lekko zaniepokojony chłopiec.
- Tak, na zawsze.
Jest to konieczne, ponieważ jeśli któreś z nich cię spotka w przyszłości
natychmiast sobie o tobie przypomni, anulując tym samym zaklęcie. Problemem
mogą być twoi przyjaciele, którym podam twoją krew.
- Dlaczego? –
Zdesperowany Miki chwycił rękę brata z niepokojem patrząc mu w oczy.
- Twoja krew
będzie łącznikiem zaklęcia „zapominajki”, jeśli im ją podam ono na nich nie
zadziała.
- To co mam
zrobić? – Zasępił się Mikołaj – Chcę by wyzdrowieli, a moja krew jest ich
ostatnim ratunkiem, ale dla swojego bezpieczeństwa powinni o mnie zapomnieć.
- Chyba mam
rozwiązanie – zamyślił się Butterfly – Ale muszę usłyszeć twoje zdanie.
- Powiedz – prosił
starszego brata niecierpliwie ciągając rękaw jego bluzy.
- Mogę użyć swojej
krwi, by uleczyć twoich przyjaciół – oświadczył Mikołajowi z lekkim uśmiechem –
Albo użyć na nich pieczęci, ale znając twoją reakcję wiem, że odrzucasz druga
opcję.
- Naprawdę mógłbyś
to zrobić?! – Pytał z nadzieją w głosie Miki – Dziękuję ci bracie. Jesteś
najlepszym bratem na świecie.
- Tak wiem –
uśmiechnął się Butterfly – I przestań mnie przytulać tak mocno, bo nie mogę
oddychać.
- Przepraszam – zawstydził
się Mikołaj drapiąc po głowie – Robię coś zanim pomyślę.
- Jego osobowość jest jeszcze nieustabilizowana
– myślał Butterfly obserwując zachowanie brata – Raz ma mentalność szesnastolatka, a raz dwunastolatka. Proces
unormowania temperamentu powinien zakończyć się po trzech dniach. Niestety nie
mamy tyle czasu.
*****
- Nareszcie
nadszedł dzień tak długo oczekiwany – oświadczył z zadowoleniem Adam Dark.
Odziany był w czarny, postrzępiony płaszcz, a jego oczy świeciły krwawo-czerwono. – Dziś kończy szesnaście lat. Mam dla niego idealny prezent
urodzinowy.
- Bracie, nie przesadzasz
z tym szczęściem? – Spytał znudzony Skot – To tylko Miki.
- Nie twój
zakichany interes jak się zachowuję – skwitował Skota Adam posyłając mu groźne
spojrzenie – To moja ofiara. Polowanie przedłużyło się do czterech lat, więc
mam prawo zachowywać się tak, a nie inaczej.
- Przepraszam za
wtykanie nosa w nie swoje sprawy – rzucił Skot uciekając od lecącego
w jego stronę sztyletu – Chciałeś mnie zabić?! Jesteśmy braćmi!
- Ta, ta – mruknął
przez zęby Adam – Jestem głową rodu i powinieneś okazywać mi szacunek. Chyba
powinienem osobiście objąć nadzór nad twoim wychowaniem, wdrążając więcej
dyscypliny.
- Przepraszam –
zarzekał się w panice Skot, widząc mord w oczach brata – Najmocniej
przepraszam!
C.D.N.
No, no. Robi się coraz ciekawiej!
OdpowiedzUsuńCzekam na więcej!
Pozdrawiam!
prawie zasnęłam, czytając tę rozmowę między braćmi. Ale Adaś na końcu... <3
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńrobi się tutaj ciekawiej, spotkanie braci, odzyskał pamięć...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia