wtorek, 20 stycznia 2015

Research II

Kontynuacja Researchu. Mam nadzieję, że się spodoba, choć za wiele się nie dzieje. Życzę miłej lektury i pozdrawiam.

Agata obudziła się z uczuciem lęku. Nawet nie wiedziała, kiedy zasnęła na tylnym siedzeniu samochodu, który prowadził Tsuna. Byli już blisko granicy z Polską, co ją cieszyło, jednakże bała się spotkania z rodziną. Wiedziała, że z początku będzie musiała ukrywać swoją obecność przed bliskimi. Bishop z pewnością jej szukał, a nie chciała nikogo ponownie narażać.

- Jutro będziemy już w Polsce – poinformował ją Tsunayoshi omijając kontrole graniczne. Jechali właśnie leśną drogą jakieś pięć kilometrów od takiego punktu. – Jesteś pewna, że nie chcesz jechać w standardowy sposób, jak normalni ludzie?

- Boję się, że ktoś może wpaść na nasz ślad – odparła sennie wpatrując się w mijane zarośla – On wie, że jadę do domu.

- To dlatego ten niepokój? – Dopytywał patrząc na dziewczynę przez lusterko – Niespokojnie spałaś.

- Wraz ze zbliżaniem się do Polski, nabieram większych obaw – westchnęła dość smętnie – A co jeśli znowu wpadnę w ręce tego drania? Nie chcę już sprawiać problemów rodzinie.

- Rozumiem – posłał jej ciepły uśmiech – nie masz się czym martwić. To nie twoja wina, że jesteś wyjątkowa.

- Coś się zrobił taki milusi? – Zmierzyła go podejrzliwym spojrzeniem. – Na ogół jesteś dość zgryźliwy.

- Jestem zmienny – zaśmiał się wjeżdżając w dość duże koleiny – radziłbym zapiąć pasy.

- Robisz to specjalnie – zarzuciła mu pocierając głowę, którą uderzyła w dach wozu – Chcesz mnie poddać terapii szokowej?

- Dbam jedynie o twoje bezpieczeństwo – odparł z zadziornym uśmieszkiem – Wybieraj. Pasy albo bolesna podróż.

- Jesteś jeszcze gorszy niż żmija – pokazała mu język zapinając pasy – Kąsasz jadem.

- Mówisz tak jakbyś mnie nie znała – zaśmiał się złośliwie – a no tak. Nie do końca się znamy.

- Prawda – rozbawił ją tylko – Wiemy tyle, ile sobie powiedzieliśmy.

- Właśnie – przyznał jej rację – Dojeżdżamy do granicy.

- Ta – zasępiła się rozmyślając – Jesteśmy już blisko.

§

Była wielce podekscytowana gdy wjeżdżali do Olsztyna. Znajdowali się na znanych jej terenach i dopiero teraz uświadomiła sobie jak bardzo tęskniła. Poinstruowała Tsunę, jak ma się kierować, po czym w milczeniu wpatrywała się w widok zza szyby. Wiedziała, że rodzina pozostawiła jej jakąś wiadomość w Ornecie. Oczywiście zdawała sobie sprawę, że nikt tam na nią nie czekał, ale i tak rozpierała ją energia. Wreszcie wróciła do domu i może zacząć życie od początku.

- Wróciłaś, ale co dalej? – Spytał ją Tsunayoshi tuż przed Ornetą. – Bishop pewnie czeka na twój błąd, a powrót do tej wiochy…

- Wiem, że robię poważny błąd wracając do tej miejscowości – przyznała mu rację, jednak musiała zaryzykować – Matka lub starszy brat zostawili mi wiadomość w tym miejscu. Taką mamy umowę.

- Kumam – westchnął kierując się we wskazanym kierunku. Zatrzymał się dopiero na parkingu przed cmentarzem. – No, sceneria jest nader zachęcająca do dalszej egzystencji.

- Przynajmniej nikt nie skarżył się na hałas w nocy – poklepała jego ramię wysiadając z wozu – miło jest wyprostować nogi po długiej podróży.

- Z pewnością – zaśmiał się idąc w jej ślady – wiesz gdzie tego szukać?

- Przejdźmy się – zaproponowała ciesząc się jak dziecko – pokażę ci pewne miejsce.

- Na wspominki ci się zebrało – jęknął krocząc za nią. Choć widok uśmiechu na jej buzi poprawiał mu humor. – Ale zaraz po spacerze wsiadamy do wozu i wyjeżdżamy. Lepiej nie czekać na ogon.

- Racja – zaśmiała się przyspieszając kroku – to niedaleko.

Przedzierali się przez zarośla, po czym wspięli się na wysoką górę. Agata znalazła w umówionym miejscu skrzynkę z instrukcjami od matki i Oskara. Schowała listy do kieszeni bluzy, a następnie łapiąc rękę kolegi wyskoczyła ze szczytu wału. Wylądowali lekko u jego podstawy.

- Jeszcze raz mi tak zrobisz, a cię zleję – wydyszał Tsuna dochodząc do siebie – Wolę twardo kroczyć po ziemi, a nie latać jak pijany dzięcioł.

- Chciałam tylko przyspieszyć nasz powrót – wzruszyła ramionami pokazując mu język – Maruda i niewdzięcznik.

- Osz ty! – Warknął próbując ją schwycić niestety zdążyła mu umknąć – Jak cię dorwę, to przestaniesz się tak chichrać.

- To był odwet za te pasy – rzuciła w biegu – Wiesz jak obiłam sobie bok?

- Mało mnie to obchodzi – wysapał gdy dobiegali już do auta – mała żmija z ciebie.

- Wiem – skłoniła się grzecznie w żartach – Wredna żmija do usług.

- Nie mam na ciebie siły – zaśmiał się, po czym wsiadł do wozu – Następnym razem nie dam się zaskoczyć.

- Ta jasne – mruknęła zapinając sobie pasy – możemy ruszać.

§

Siedziała na masce samochodu w ciszy nocy rozmyślając co dalej. Przeczytała instrukcje matki, ale w obecnej sytuacji mogły okazać się dość ryzykowne w wykonaniu. List Oskara już bardziej do niej przemawiał, ale oczywistym było, że Bishop będzie szukał jej właśnie przy rodzinie.

- Czemu to wszystko jest aż tak pogmatwane? – Jęknęła miąć list w dłoni. – Tak bardzo chcę was spotkać, zobaczyć, ale mój egoizm mógłby wszystko zniszczyć.

- Co zamierzasz? – Spytał ją Tsuna, wyglądając z auta. – Twoja mina mówi, że się wahasz.

- I tak jest – westchnęła smętnie – Matka dała mi numer kontaktowy, ale nie chcę ich ponownie narażać.

- Pogadać zawsze możesz – wzruszył ramionami – to nie narażanie. Po prostu powiesz co musisz i nie zdradzisz swojej pozycji. Bishop przecież nie zna tego kontaktu.

- W sumie racja – ziewnęła podziwiając gwiazdy – Musimy znaleźć sobie jakieś schronienie. Może wrócę do szkoły i zasmakuję normalnego życia?

- To może być dobrym lekarstwem dla ciebie – przyznał w śmiechu – mam dość tej miny zbitego psa.

- Jak zwykle szczery do bólu – pokazała mu język w lepszym nastroju – Musimy tylko zdobyć nowe tożsamości, wiarygodne życiorysy i gotowe.

- To może zaczniemy od lokum? – Zaproponował przeciągając się ze zmęczenia. – Chyba nie chcesz mieszkać w samochodzie.

- Znam pewne miejsce – wyszczerzyła się zadowolona – To po drugiej stronie miasta, więc ludzie Bishopa nie będą mogli nas od tak obserwować.

- Oni nawet nie wiedzą jak się zmieniłaś – rzucił niedbale – A poza tym te głąby będą obserwować twój stary dom.

- Musimy jeszcze skołować kasę – zastanawiała się na głos – Jutro załatwisz mi laptopa, a ja pobawię się w hakera.

- Jesteś tego pewna? – Zmrużył oczy. – Nie lepiej posłużyć się mną?

- To małe miasteczko i szybko wpadliby na nasz trop – sapnęła wywracając oczami – Nie nadużywaj swojej mocy.

- Nie pouczaj starszego – warknął złośliwie – Wiem czym grozi nadużywanie zdolności, więc oszczędź mi kazań.

- Dmucham na zimne – zeskoczyła z maski. Zbliżały się chmury deszczowe i wolała schować się w wozie. – Uszczypnę sobie trochę kasy z konta pewnego Judasza.

- Nie pytam – ułożył się na rozłożonym fotelu – Dobranoc.

- Ta – szepnęła zajmując drugi fotel – Śpij dobrze przyjacielu.

§

Black stał na szczycie dachu jednego z wieżowców Los Angeles. Patrząc na horyzont, zastanawiał się co porabia Agata. Przywiązał się do tej małej.

- Może na mnie też już pora? – Pomyślał wzdychając. Miał już dosyć roli psa Bishopa. – Coś ciasna ta obroża i przykrótka smycz.

Tęsknił za dawnymi czasami, gdy bez żadnych ograniczeń mógł decydować o sobie. Teraz generał starał się ingerować w jego działania. Próbował go wychować, a to ujma dla wolnego wilka.

- Czas na nowo stać się wilkiem – mruknął w lekkim uśmiechu – Asta la Vista Bishop, Buenos Dias Freedom.

§

Tobiasz zapamiętale walił w drzwi mieszkania brata. Od kilku dni przepełniało go pewne uczucie, które paliło od środka.

- Spokojnie! – Usłyszał zza drzwi wołanie Oskara. – Przestań torturować drzwi i właź.
Tobiasz wykonał polecenie wpadając do przedpokoju. W kuchni zastał brata z jego narzeczoną.

- Ona wróciła – wypalił na wydechu zaaferowany – Też to czujesz, prawda? Agata wróciła!

- Tak, też to czuję – przyznał młodszemu bratu spokojnie – jednak nie kontaktuje się z nami, co świadczy że ma ku temu powód.

- Pojedźmy do Ornety, by się upewnić – zaproponował z wahaniem – Sprawdzimy skrytkę.

- To może być ryzykowne – przystopował go Oskar – A co jeśli ludzie tego gościa tam są? Jeśli dowiedziemy, że Mała wróciła, oni wezmą nas pod obserwację. W sumie i tak już to robią.

- Też mnie śledzą – potwierdził Tobiasz – Jednak martwię się o nią.

- Wiem – uspokajał go starszy brat – Ona pewnie też się martwi o nas i nasze bezpieczeństwo. Znając życie, na bank nadal obwinia się o to, co ci zrobili przed jej porwaniem.

- Mam pomysł – wtrąciła ciemnowłosa dziewczyna z bystrym błyskiem w oczach – Zawiozę was do tej mieściny i sprawdzicie swoje przypuszczenia. Nie macie nic do stracenia.

Wzięła kluczyki i wyszła z mieszkania.

- Czekam w samochodzie!

- Baśka czekaj! – Krzyknął za nią Oskar, jednak ta zdążyła już wyjść. – I poszła.

- Podjęła męską decyzję – zachichotał Tobiasz – bo jej chłopak ciągle się waha.

- Ty nie podskakuj młody, bo dostaniesz po nosie – mruknął w odpowiedzi wiążąc buty – Nie 
sugeruj, że jestem pantoflarzem, bo nim nie jestem.

- Ok. – cofnął się o krok, widząc zły humor brata – W porządku.

Po chwili opuścili mieszkanie w milczeniu. Byli do siebie zdystansowani od czasu porwania siostry. Tylko ona potrafiła ich zbliżyć. Przez te kilka lat kontaktowali się jedynie z okazji świąt, czy urodzin. Obaj nauczyli się kontrolować przepływ energii i coraz lepiej wychodziło im opanowywanie emocji. Niestety może robili to za dobrze? Tobiasz zyskał etykietkę samotnika, a Oskara uważano za oziębłego drania. Ludzie z najbliższego otoczenia dziwili się, że jeden z nich znalazł dziewczynę. Powrót ich siostry mógł na nowo tchnąć w nich siłę i niejako wskrzesić rodzinę. Wsiedli do samochodu rozsiewając wokoło ponurą aurę. Basia westchnęła cicho, po czym odpaliła silnik.

§

Tsunayoshi obudził się jako pierwszy. Otworzył oczy i przyglądał się śpiącej jeszcze nastolatce. I znowu zaczął wspominać Temari.

- O czym myślisz? – Usłyszał zaspany głos Agaty. Patrzyła na niego tymi dużymi oczami lekko zaniepokojona. – Przeszłość potrafi człowieka zgubić w myślach.

- Prawda – przyznał uśmiechając się pod nosem. Tak łatwo go rozgryzła. – To co robimy?

- Szukamy lokum – odparła siadając i poprawiając włosy – następnie zdobędę fundusze.

- Widzę, że już wszystko zaplanowałaś – zakpił składając siedzenia – To gdzie mam jechać?

- Jedź do centrum – zapięła pasy w zamyśleniu – będę cię instruować na bieżąco.

- Niech tak będzie – przekręcił kluczyk ruszając z parkingu stacji benzynowej – W sumie stęskniłem się za ciepłym wyrkiem.

- No tak – zaśmiała się gorzko pod nosem – Ostatnim razem ciepłe łóżko widzieliśmy w Rosji.

- A to kawał drogo stąd – mruknął dla potwierdzenia – Gdzie teraz nawigatorze?

- Skręć w lewo i wyjedź z miasta – poleciła spokojnie – następnie wjedź drogę po lewej. Ta mini obwodnica zaprowadzi nas prawie do celu.

- Wcześniej chciałaś jechać do centrum – zauważył złośliwie wytykając jej zmianę zdania  - Kobiety.

- Masz coś do kobiet? – Posłała mu ostrzegawcze spojrzenie. – Nie zaczynaj. Zmieniłam zdanie, bo przypomniałam sobie o tej obwodnicy.

- Ok. – wjechał w drogę, którą mu wcześniej wskazała – Co dalej.

- W lewo, a później w prawo – rzuciła na wydechu – i znowu w lewo i w prawo. Za wiaduktem jest ceglany dom. Tam zamieszkamy.

- Się robi – zażartował, po czym wykonywał jej instrukcje – masz niezłą pamięć, jak na kogoś, kto nie był tu kilka lat.

- Po przekroczeniu granicy tego miasteczka wszystko do mnie wróciło – szepnęła przygnębiona – Dosłownie wszystko.

- Poczucie winy – zauważył zerkając na nią z ukosa – Byłaś i nadal jesteś dzieckiem. Nie bierz wszystkiego na siebie.

- Kiedy to z mojej winy – zakryła twarz dłońmi – Bishop do niego strzelał, a Swen przytwierdził jego rękę do ściany nożem. To wszystko przeze mnie.

- Nic nie mogłaś poradzić – lekko ją pchnął w ramię – dzieci mają prawo popełniać błędy. To na nich się uczą. Tak zdobywamy doświadczenie i dorastamy.

- Odkąd to stałeś się moim mentorem – sarknęła w już lepszej formie – Dzięki.

- Polecam się na przyszłość – zatrzymał się przed ceglanym budynkiem – Jesteśmy na miejscu.

- Widzę – odpięła pasy i wysiadła z wozu – Tu mieszka pewna staruszka. Spraw, by myślała, że jesteśmy z nią spokrewnieni.

- Skąd to wiesz? – Zdumiony spojrzał w jej stronę. – Pamiętasz takie szczegóły?

- Kiedyś spotkałam ją w centrum – odpowiedziała wspominając – Ledwie niosła swoje zakupy, więc jej pomogłam. Podczas rozmowy dowiedziałam się, że nie ma nikogo.

- Rozumiem – uśmiechnął się zatrzaskując drzwi samochodu – Pomożemy jej, a jednocześnie ją wykorzystamy.

- Wilk syty i owca cała – puściła mu oczko w żartach – Babcia się nami zajmie.

- Ok. – ruszył za nią do wejścia – Prowadź kuzyneczko.