środa, 25 lutego 2015

LAVI

Kolejny rozdział Lavi ^^ Dziękuję za komentarze. Zmotywowały mnie do dokończenia rozdziału. Martwiłam się trochę, że nikt nie czyta moich opek, bo rzadko kto tu zagląda i w równym stopniu komentuje :( Trochę odetchnęłam dzięki ostatnim komentarzom, dlatego jeszcze raz dziękuję. 
Pozdrawiam i zapraszam do lektury.
Chaos I

Otworzył swoje czerwone oczy i zobaczył ciemność. Przepadał za mrokiem, ale w takiej sytuacji nie był on wskazany. Nie wiedział gdzie jest i czuł się dziwnie słaby. Coś było nie tak i to go martwiło. Ledwie mógł wykonać jakikolwiek ruch, co go irytowało i frustrowało.

- Uwiązano mnie jak psa na smyczy – warknął próbując walczyć z bezsilnością – Cholera!

- Obudziłeś się – usłyszał głos Kronosa, a po chwili zobaczył utkwione w niego złote ślepia – Drogi Shiki, tylko Lavi wie, jak cenny jesteś. Drakun nie docenia twojej siły.

- Czego chcesz! – Łypnął na ojca Lavi wściekłym spojrzeniem. – Zapieczętowałeś mnie.

- Tak, zrobiłem to – przyznał pstryknięciem palców zapalając pochodnie na ścianach. Dopiero teraz czarnowłosy dostrzegł w jak żałosnej sytuacji się znalazł. Wisiał nad pieczętującym kręgiem, uwięziony w niewidzialnym więzieniu. Dodatkowo jego ciało pokrywały demoniczne znaki, które na zapas blokowały jego moce. – Znam twój potencjał i dobrze wiem na co cię stać. Jesteś zbyt cennym nabytkiem bym ot tak pozwolił ci normalnie funkcjonować.

- Pozwól, że powtórzę pytanie – westchnął ciężko próbując uspokoić nerwy – Czego chcesz?

- Twojej siły – odpowiedział twardo – Jeśli obiecasz, że staniesz po mojej stronie, wówczas cię uwolnię. Jesteś poważnym przeciwnikiem i mógłbyś sprawić mi wiele problemów jako wróg.

- Mam rozumieć, że pieczętując moją osobę, eliminujesz przyszłe zagrożenie – sarknął walcząc z siłą pieczęci – Jestem po stronie Lavi, nikogo więcej.

- Rozumiem – podszedł do Shikiego i pogłaskał jego policzek – Zostawię pieczęć byś mógł przemyśleć co nieco chłopcze. Myślę, że unieruchomienie twojego ciała nie jest już konieczne. Jednak przed uwolnieniem zabezpieczę się tak na zapas.

Błękitny płomień owinął się wokół nadgarstków czarnowłosego, pozostawiając na nich niebieskie nitki. Może wyglądały niepozornie, ale nasączone były potężną magią.

- Dzięki temu będę miał gwarancję, że mnie nie zaatakujesz, jak również moich sług – oświadczył zwalniając blokadę ciała z Shikiego – Każdą wrogość zapłacisz wyssaniem energii i aresztem w pokoju.

- Traktujesz mnie jak małolata – zauważył stając na nogach – Mam świadomość, że jestem dla ciebie pisklakiem, ale rzeczywistość jest inna.

- Jesteś repliką dziadka – stwierdził w śmiechu – i pomyśleć, że twoja matka bała się, że wdasz się w ojca.

- Nie znałem rodziców, więc nie jestem w temacie – mruknął wpatrując się w swoje nadgarstki – Dotychczas żyłem w kłamstwie, gardząc twoim bratem.

- A mną gardzisz? – Spytał z ciekawości. – A może nienawidzisz?

- Nie wiem – jego czerwone oczy odbijały światło pochodni – Na to potrzeba czasu. Nie wyrabiam zdania jedynie po pierwszym wrażeniem, które z reguły bywa błędne.

- Lubię cię za twoją szczerość – zmierzwił mu włosy jak małemu chłopcu – Nic dziwnego, że Lavi tak do ciebie lgnie.

- Oszczędź sobie – prychnął poprawiając włosy. Nikt go tak nie traktował odkąd trafił do smoczego wymiaru. – Nic o niej nie wiesz, a zwiesz się jej ojcem.

- Czyżby przemawiała przez ciebie zazdrość? – Zadrwił Kronos mrużąc groźnie oczy. – Może i nie wiem zbyt wiele o Lavi, ale to ja jestem jej ojcem. Zapamiętaj to sobie.

Weszli do sporej garderoby. Kronos pstryknął palcami, a na przedramieniu Shikiego zawisło ubranie. Biała koszula i granatowe spodnie.

- Załóż to – polecił tonem nie podlegającemu podważenia – lecz najpierw weź kąpiel i zmyj z siebie zapach ludzkiego świata.

- Niby czemu mam cię słuchać? – Nie zamierzał spełniać polecenia. – Zgodziłem się na układ, jednak nie będę twoim psem.

- Nie jesteś psem – zmierzył czarnowłosego przenikliwym wzrokiem, a następnie jednym uderzeniem mocy powalił go na podłogę, sprawiając przy tym niewyobrażalny ból – Ty Shiki jesteś moim więźniem i będziesz robił co ci rozkażę, inaczej zakosztujesz większego cierpienia z mojej ręki.

- Tak? – Pomimo trawiącego jego wnętrze bólu nie omieszkał zadrwić. – To dawaj.

- Jak sobie życzysz chłopcze – na twarzy Kronosa pojawił się uśmiech, ale nie taki zwyczajny. To był szczery uśmiech. – Przestanę dopiero wtedy, gdy zaczniesz krzyczeć. Myślę, że nastąpi to niebawem.

Walczył dzielnie z bólem dość długo. Niestety w pewnym momencie ten go przewyższył, doprowadzając do kapitulacji. Przegrał wypełniając pomieszczenie krzykiem niemal konając z doświadczonego cierpienia. Ojciec Lavi potrafił zadawać cierpienie na różne sposoby nie uśmiercając ofiary. Shiki był tego dobrym przykładem. Jeśli teraz by ktoś zobaczył w jakim znajdował się stanie, nigdy by nie wziął go za siejącego strach Ponurego Żniwiarza.

- Zaimponowałeś mi wytrzymując tak długo – Kronos pozbawił płytko oddychającego mężczyznę przytomności, po czym przeniósł go do komnaty Butterfly’a. Chłopak zląkł się widząc jego opłakany stan. – Zajmij się nim i ubierz go w te rzeczy.

- On nie lubi jasnych barw – odparł Butterfly zaniepokojonym głosem – Przypominają mu czasy, gdy żył jeszcze wśród ludzi.

- To dobrze – Kronos przyglądał się nieprzytomnemu mężczyźnie. Czarne włosy zmieniały kolor na jasny blond, a twarz nieco złagodniała. – Pozbawiony mocy nie może ukrywać ludzkiej postaci. Tak jak ty.

- Możliwe – westchnął Butterfly odgarniając z oczu, które były błękitne brązowe kosmyki włosów – Bawi cię to?

- Nie bardzo – podszedł do długowłosego i spojrzał mu w oczy – teraz wyglądasz jak matka.

- Nienawidziła mnie – sapnął chłopak na pozór spokojnie – Jestem owocem gwałtu i dobrze to wiesz.

- Tak, bo sam go zaaranżowałem – odpowiedział mu łagodnie – Jesteś owocem jednostronnej miłości. Miłości, która zniszczyła przyjaźń twoich rodziców.

- Czyli mam powód by za tobą nie przepadać – Butterfly odwrócił się tyłem do mężczyzny – Lavi jednak kocham jak rodzoną siostrę.

- Obaj jesteście do siebie podobni – wskazał na Shikiego – trwacie przy swoich przekonaniach i bronicie najbliższych waszym sercom. To dobre, ale do czasu. Byłem taki sam w młodości i zobacz jak skończyłem. Nie powielajcie mojego błędu.

Zniknął pozostawiając po sobie ciemność.

* * *

Amy w milczeniu wpatrywała się w błękitny płomień błyskający na palenisku kominka w jej pokoju. Nie lubiła odosobnienia, a w świecie demonów była na nie skazana. Kronos pozamykał ich w pokojach i zezwalał z nich wyjść jedynie na wspólne posiłki. Tęskniła za Lavi, jednocześnie martwiąc się o jej bezpieczeństwo. Akira opowiadał im o rozmowach z ich przyjaciółką, jednak to i tak nic nie zmieniało.

- Muszę wziąć się w garść – szepnęła opierając brodę o podciągnięte pod pierś kolana – inni też jakoś sobie radzą.

Zbliżała się pora śniadania, dlatego cierpliwie czekała na posłańca od pana domu. Po chwili zjawił się niewielki demon, kształtem przypominający psa. Po drodze spotkała przyjaciół.

- Jak się czujesz? – Zapytał ją Skot ze zmartwionym wzrokiem. – nie wyglądasz najlepiej.

- Znasz odpowiedź – poprawiła włosy w charakterystyczny dla niej sposób. To wszystko mówiło o jej niemrawym nastroju. – Wiesz, że mam w sobie krew demonów.

- Tak i co w związku z tym? – nie do końca rozumiał o co jej chodzi – Dla mnie liczysz się niezależnie od pochodzenia.

- Wiem – posłała mu słaby uśmiech – Myślałam tylko, że gdzieś w tym świecie musi być moja rodzina.

- Bracie powinieneś to ubrać – usłyszeli błagalny głos zza drzwi jednego z mijanych pokoi – Wiem, że to nie twój styl, ale Kronos nalegał.

- Nie obchodzi mnie zdanie Kronosa – od razu rozpoznali głos Shikiego – Nie będę wykonywał jego rozkazów.

- Mam dość twoich humorów wnuku Gentisa! – Ryknął Kronos, czym wystraszył młodzież. – Butterfly’u idź na śniadanie, a ja zajmę się twoim bratem.

- Dobrze – Butterfly opuścił pokój, nim jednak zamknął drzwi dodał – Proszę tylko byś go nie krzywdził jak wczorajszej nocy.

- Nie skrzywdzę go – zapewnił go mężczyzna – Sprawię tylko, że się ubierze i zejdzie posłusznie na śniadanie.

- Nie jestem psem! – Warknął Shiki w złości. – Nie podporządkujesz mnie sobie.

- Wczoraj już o tym rozmawialiśmy – oznajmił zamykając drzwi przed nosami zaciekawionych małolatów, po czym wrzasnął na zbuntowanego – Jesteś moim więźniem i będziesz robił to, co każę!

Wszyscy podskoczyli ze strachu na dźwięk rozeźlonego głosu Kronosa. Następnie grzecznie ruszyli za pomniejszymi demonami do jadalni.

* * *

W niewielkim pokoju dwóch mężczyzn mierzyło się groźnym wzrokiem. Młodszy z nich siedział na podłodze z założonymi rękami.

- Sądziłem, że okażesz się na tyle dojrzały by pojąć swoje położenie – Kronos podszedł bliżej Shikiego nie spuszczając z niego oczu. – Chłopcze, koniec tego buntu.

- Możesz mnie torturować, ale nic tym nie wskórasz – oznajmił nadal tkwiąc w swoim uporze – Średniowiecze nauczyło mnie znosić wiele.

- Z pewnością – uśmiechnął się złośliwie, po czym pstryknął palcami – Nie będę cię torturować. Obiecałem to twojemu bratu.

- W takim razie co zamierzasz? – Coś tu nie grało. Zaczynał czuć się bezsilny. Jego ciało robiło się bezwładne. – Co jest?

- Zamierzam cię ubrać – oświadczył z nieukrywaną satysfakcją – dobrze wiem, że to o wiele gorsza kara niż ból dla kogoś tak dumnego.

- Nie zbliżaj się! – Krzyknął osuwając się na podłogę. – Ani się waż mnie ruszać!

- Drogi Shiki, ty tu nie masz nic do gadania – podniósł go i posadził na łóżku – Myślę, że te kolory idealnie pasują do twojej ludzkiej formy.

- Nie wydaje mi się – próbował walczyć z bezsilnością, jednak nic nie mógł zrobić – Cholera.

- Wreszcie zrozumiałeś – zaczął ubierać buntownika, który teraz miał srebrne włosy i soczyście zielone oczy. Nigdy by nie pomyślał, że wygląd tak diametralnie może ulec zmianie. – Nie patrz tak na mnie.

Milczał czując się upokorzonym. Kronos traktował go jak dzieciaka, co uwłaczało jego dumie. Do tego ponownie wyglądał jak w czasach Średniowiecza. Nienawidził tego wizerunku, bo przez niego zginął jego najlepszy przyjaciel.

- Ezechiel zapłacił za to, że miłował mnie jak brata – pomyślał spuszczając zranione spojrzenie – Wszystko przeze mnie. Te srebrne włosy, zielone oczy i delikatne rysy twarzy. Inkwizycja uznała mnie za zło. Później stałem się tym kim chcieli…

- Skończone – mruknął Kronos zapinając ostatni guzik koszuli – teraz jesteś gotów iść na śniadanie.

- Nigdzie nie idę – odparł wyrwany z myśli przesiąkniętych wspomnieniami przyjaciela – Zostaw mnie. Mogę w ogóle nie jeść.

- Jesteś pod moją opieką – oznajmił łagodnie widząc melancholię w zielonych oczach – To znaczy, że zadbam o twoje potrzeby. Jedzenie jest jedną z nich.

- Powiedziałem, że tego nie potrzebuję – westchnął zrezygnowany – Uwziąłeś się na mnie. Od początku coś do mnie masz.

- Jesteś wnukiem mojego mentora, dbałeś o moje dzieci, gdy potrzebowały pomocy – zmierzwił mu włosy i zarzucił sobie na bark – to do ciebie mam chłopcze.

- Mój dziadek nie żyje, Shoon połączył się z Lavi, którą porwał twój brat – stwierdził Shiki nazbyt spokojnym tonem – Szczerze wolałbym żebyś dał mi spokój i nic do mnie nie miał.

- Po śmierci twojego przyjaciela, Ezechiela odgrodziłeś się od reszty świata – postawił go na ziemi przywracając częściowo władzę ciała – Wszystkich od siebie odpychałeś z wyjątkiem Yuki i Lavi.

- Nie chcę o tym rozmawiać – przymknął oczy niezadowolony z faktu, że musi polegać właśnie na nim. Odzyskał władzę w ciele, ale nie mógł utrzymać równowagi. – Osłabiasz mnie.

- Inaczej sprawiałbyś kłopoty – zaśmiał się prowadząc go do jadalni – Wiem jak z tobą postępować, bo byłem taki sam. Stosuję wobec ciebie te same metody, co twój dziadek na mnie.

- Nie znałem go, więc przestań mi o nim wciąż truć – warknął zirytowany – nie chcę gadać o trupach.

- Będę ci o nim truł, ponieważ jesteś jego wnukiem – ścisnął mocniej ramię Shikiego dla zaakcentowania swoich słów – Dzień w dzień będziesz słuchał tego co mam ci do powiedzenia na temat Gentisa i jego syna.

- A co jeśli tego nie zrobię? – Prychnął w złości. – Nie jestem dzieckiem.

- Dla mnie nadal jesteś pisklakiem – zadrwił Kronos wkraczając z nim do jadalni – Zrozum chłopcze, że w tym stanie nie masz ze mną szans.

- To akurat wiem – sapnął omiatając czujnym wzrokiem zebranych w pomieszczeniu – postarałeś się bym był słaby niczym marny człowiek.

- Urodziłeś się w ciele człowieka – poprawił go mrużąc bursztynowe oczy – przywróciłem cię jedynie do pierwotnej postaci.

- Jestem tego w pełni świadomy – odparł wymuszając na ustach uśmiech – jestem tak szczęśliwy z tego powodu, że mam ochotę kogoś zabić, a w szczególności ciebie.

- Ty i ten twój humorek – wyśmiał go sadzając na krześle przy stole – A teraz bądź grzecznym pisklakiem i ładnie zjedz posiłek.

- Ni… - chciał już się odgryźć, gdy Butterflay złapał go za rękę i posłał mu błagalne spojrzenie – Tym razem wygrałeś.

- Shiki, chłopcze to, że teraz odpuściłeś w ogóle mnie nie satysfakcjonuje – Kronos usiadł u szczytu stołu lustrując srebrnowłosego przenikliwym wzrokiem – Wiedz, że po posiłku wznowimy naszą konwersację.

- Przyjąłem do wiadomości – westchnął nie racząc na niego spojrzeć – jednak to nie jest równoznaczne z moją akceptacją.

- Twój duch walki jest niezrównany – uśmiechnął się ucieszony oporem mężczyzny – To dobrze o tobie świadczy jako ostatnim przedstawicielu rodu Gentis.

- Shinigami – Akira siedzący po lewej stronie Pierwszego lekko szturchnął jego ramię. Od razu poznał mężczyznę, ponieważ aura pozostała ta sama pomimo zmiany wyglądu. – Yuki zajmuje się Lavi i kazała ci przekazać, że nie pozwoli ojcu jej skrzywdzić.

- Skoro Yuki jest przy małej, to oznacza, że ten drań zamknął je w jednym miejscu – wycedził przez zęby mrużąc zielone oczy – Mam nadzieję, że Adam zdąży na czas.

- Nie wątpiłem, że polubisz Darka – zachichotał cicho Piąty – Bądź co bądź jesteście do siebie podobni. Zgrywacie zimnych drani, a w rzeczywistości troszczycie się o bliskich.

- A co z tobą? – Odszepnął Shiki mierząc Butterflay’a wyczekującym spojrzeniem. – Wiesz coś o postępach poszukiwań od Miry lub Terry?

- Angel znalazł lukę w wejściu do sanktuarium, jednak może ją sforsować jedynie smok – odpowiedział bratu ze zmartwioną miną – I tu mamy problem.

- Jaki? – Mina długowłosego była niepokojąca. – Gadaj.

- To musi być radianowy smok, a ostatni żyjący zapadł się pod ziemię – wypowiedział swoje obawy – nie wiemy gdzie szukać.

- Nie zapadł się pod ziemię, a po prostu zmarł – rzucił od niechcenia bawiąc się owsianką – Jednak przed śmiercią wydał potomstwo.

- Skąd to wiesz? – Zdumiał się wiedzą Pierwszego. – Nawet Drakun tego nie wie.

- Jasne, że nie wie – wzruszył ramionami – Starannie ukryłem tę trójkę przed jego wzrokiem. Dzięki temu wiodą spokojne życie bez zmartwień poza smoczym światem.

- To dlatego czasem znikałeś na okrągłe miesiące nie dając znaku życia – zauważył Piąty – Teraz są nam potrzebni.

- Myślę, że najstarszy zaczął mnie już szukać – stwierdził Shiki odkładając łyżkę. Stracił apetyt. – Radianowy smok może przekraczać czasoprzestrzeń podobnie jak ty. Jednak z tą różnicą, że nie jest przez nikogo zauważany, chyba, że sam tego zechce.

- To dlatego chcemy by pomógł nam w odbiciu Lavi i Yuki – niecierpliwił się Butterfly z trudnością szepcząc – Pytanie czy nam pomoże.

- Pomoże – zapewnił go Shiki – To dobry dzieciak, jak młodsza dwójka.

- Shiki! – Usłyszeli podniesiony głos Kronosa. – Mam ci pomóc?

- Straciłem apetyt – odpowiedział spokojnie.

- Twój posiłek ma zniknąć z talerza, jasne? – Ostrzegł go w irytacji.

- Jasne – Wziął swój talerz i wylał owsiankę na podłogę. – Zrobione.

- Osz ty – warknął z mordem w oczach. W duchu wymierzał sobie mentalne policzki za zły dobór słów. Shiki był dobrym przeciwnikiem, ale zachowywał się jak uparty bachor. – Tak to chcesz rozegrać?

- Owszem – mruknął wstając z krzesła – Skończyłem posiłek, więc powrócę do celi.

- Tak, to z pewnością ten smok – wymamrotał pod nosem Skot – Ten charakterek należy tylko do jednego irytującego osobnika jakiego miałem niemiłą okazję poznać. Shiki.

- Zgadza się – posłał chłopcu złośliwy uśmieszek – To niestety ja.

- Jesteś jakiś inny – zauważył wampir taksując go czujnym spojrzeniem – I nie chodzi mi o wygląd.

- Nie pchaj nosa gdzie nie musisz Szczurku – syknął z ostrzegawczym wzrokiem – Wystarczy mi już jeden nachalny typ, próbujący namieszać w moim życiu.

- Czuję się zaszczycony chłopcze – zaśmiał się Kronos wstając z krzesła – Czas namieszać w nim jeszcze trochę. Nie zaszkodzi cię również wychować. Jak ty się zajmowałeś moją córką skoro masz takie braki?

- Przynajmniej się nią zająłem – odgryzł się z mordem w oczach – w odróżnieniu do innych.

- Kara cię nie minie – oznajmił spokojnie podchodząc do Shikiego – obiecuję, że przywołam wspomnienia z czasów inkwizycji.

- Zrobisz co uznasz za słuszne – westchnął w ogóle się nie przejmując. Jednak to było zewnętrzne złudzenie, bo w środku gotował się z nadmiaru emocji. Czasy inkwizycji odcisnęły bolesne piętno na jego życiu. Rany ledwie zdołały się zabliźnić, a ten bursztynowooki mężczyzna na nowo je rozdrapuje. – Niezależnie co powiem.

- W rzeczy samej – czuł ból i gniew bijący od Pierwszego. Nie mógł jednak postąpić inaczej. Chłopak musiał wreszcie zmierzyć się z przeszłością, by uzyskać pełnię mocy. Tylko on mógł chronić Lavi poza nim samym i zamierzał przygotować go do tej roli. – Zabliźnimy ranę, którą pozostawiła Kostucha zabierając Ezechiela.

- Nie wymawiaj jego imienia – ostrzegał go siląc się na spokój w głosie – Nie masz do tego prawa.

- Bardzo dobrze – pochwalił go, przenosząc się z nim do swoich komnat – uwolnij ten gniew przeplatający się z poczuciem winy i strachem, który zakorzenił się w tobie przez te stulecia. Nie tłum w sobie bólu i rozpaczy po utracie jedynego przyjaciela.

- Zamknij się! – Ryknął telepiąc się z wściekłości. – Kimże jesteś, że ingerujesz? Pchasz się z buciorami w moje życie i sprawy, które nie maja z tobą styczności!

- Zależy mi byś stał się silny Shiki – odpowiedział łagodnie – Twoja dotychczasowa siła jest jedynie zewnętrzna. Wewnątrz jesteś kruchy jak kryształ. Chcę byś stał się diamentem i z zewnątrz i w środku.

- Bredzisz! – Warknął niemal w furii. Targały nim emocje, który tak usilnie od siebie odganiał przez te wszystkie lata. Gniew, przeogromna żądza mordu i chęć spopielenia wielu istnień. Był na krawędzi i teraz dopiero uświadomił sobie prawdziwy powód zapieczętowania jego smoczej krwi. Kronos chciał zapobiec ponownemu przebudzeniu chaosu, który w nim drzemał. Czyżby chciał go nauczyć panować nad tą zdolnością? – To jest jak pasożyt żerujący na tym co we mnie zostało. Ty próbujesz… tak nie może być.

- Hamuje cię twój strach – stwierdził łagodnie, widząc czarne żyłki pojawiające się na skórze srebrnowłosego. – Walczysz. To dobrze, jednak by nad tym zapanować, najpierw trzeba stracić kontrolę i dać się ponieść.

- Nie chcę tak – Jęknął czując palący od środka ból. Wiedział, że to konsekwencja oporu, jednak nie chciał ponownie zagłębiać się w błogiej ciemności. Chaos zawładał każdym skrawkiem jego ciała, wywołując katastrofalne szkody w otoczeniu. Wysysał życie ze wszystkich istot w pobliżu, pożerał egzystencje. – Niebyt nie może istnieć.

- Nie bój się Shiki – złapał go za ramiona i spojrzał w zbolałe oczy – Daj się temu opętać. Obiecuję, że nic się nie stanie. Cały czas będę przy tobie, a ten pokój nie pozwoli chaosowi nikogo zabić. Dzieci będą bezpieczne, jak również twój smoczy brat.

- Nie ufam ci – sapnął z braku tchu – to wszystko…

- Tak wiem – przyznał mu rację z wymownym westchnięciem – no już uparciuchu, zjednaj się z furią i oddaj we władanie chaosowi.

- Zginiesz – wybełkotał na skraju świadomości – Lavi nie…

- Nic mi nie będzie – zapewniał bacznie go obserwując – Myślisz, że po kim moja córka ma zdolność życia. Nadałeś jej imię, czując że jest twoim przeciwieństwem. Yuki po części również może okiełznać twoją żądzę niszczenia. To zdolność mojego rodu.

- Drakun też? – Spytał chwytając koszulę pod jego szyją, rozrywając materiał. – Ta sama krew.

- On nie – odpowiedział chłodno – wyrzekł się światła z rządzy władzy. Myślisz, że czemu trzymał cię na dystans? Czuł, że nie jesteś mu przychylny.

Oczy Shikiego wypełniły się głęboką czernią, a skóra stała się szara i lśniła w mroku. Chaos zawładnął nim niemal całkowicie i tylko sekundy dzieliły go do utraty kontroli. Kronos widział jak krew zaczyna zmieniać swój bieg, a serce powoli ustawało. Chaos był swoistym naruszeniem praw śmierci. Klątwą, którą obdarzyła ród Gentis Kostucha, za grzech pierwszego przodka.

- Właśnie tak Shiki – unieruchomił go pieczęcią nakładając na pokój i siebie dodatkowe bariery ochronne. Zdawał sobie sprawę z tego, że chaos jest groźnym przeciwnikiem. Nieraz pomagał Gentisowi okiełznać mrok syna, dlatego wiedział co robić. – Walcz i nie waż się poddawać. Jesteś potrzebny mi i Lavi. Kochasz Yuki, dlatego zrób to przez wzgląd na nią.

Dom zadrżał w fundamentach w reakcji na siłę mocy chaosu. Wszyscy obecni z dezorientacją rozglądali się wokoło. Czuli mocny niepokój. Pomniejsze demony czmychnęły gdzieś w popłochu wykrzykując coś w nieznanej mowie. Akira jako jedyny zachował spokój. Mrok nigdy go nie przerażał, a wręcz pociągał. Dzięki swoim zdolnościom wiedział, co ma miejsce w komnatach Kronosa. Postanowił nieco pomóc w ochronie przyjaciół. Wybiegł z jadalni by po chwili stać przed właściwymi drzwiami. Dziadek uczył go okiełznywać ciemność, dlatego od razu zaczął inkantować odpowiednie zaklęcia. Ściana cienia pokryła szczelnie pokój od zewnątrz, dodatkowo zabezpieczając dom przed chaosem.

- Akira? – Usłyszał głos Lavi. – Co się dzieje? Lang i Mu Lang są przerażone.

- Czują siłę chaosu – odpowiedział cicho nucąc melodię inkantacji – Nie przerywaj.

- Yuki każe ci uciekać – przekazała pełnym niepokoju głosem – Chaos zabiera wszelką egzystencję.

- Kronos zredukował siłę Shikiego, pieczętując jego smoczą krew – odparł kończąc zaklęcia – Nikt nie zginie. Imponująca to siła, gdy znikoma jej część potrafi wstrząsnąć fundamentem domu i ziemią.

- Przekaż Shikiemu, że Yuki i ja w niego wierzymy – odparła już pewniej – Niedługo się spotkamy.

- Tak – uśmiechnął się pod nosem – Dziadek powtarzał, że dobro zawsze zwycięża. Z pewnością niedługo się spotkamy.