niedziela, 24 kwietnia 2016

Lavi

Zgodnie z obietnicą jest rozdział ^^ Trochę mi zajęło, ale grunt, że podołałam :P Mam nadzieję, że się spodoba. Miłego czytania ^^
Pozdrawiam.



 XXV Napięcie

Medytował. Tym razem na wyspie przy pomniku ojca. Wyciszenie się pomogło mu odkryć pewną zdolność. Potrafił obserwować otoczenie poprzez cień. To było przydatne, tym bardziej w miejscach podobnych do tego, w którym obecnie przebywał. Powoli rozwijał tę umiejętność z dnia na dzień powiększając zasięg jej działania. Postęp był niewielki, ale satysfakcjonował.

- Nie wychodź z domu bez uprzedzeń – skarcił go Kronos, zjawiając się tuż obok – Drakun nie śpi i ciągle knuje.

- Potrafię o siebie zadbać – uspokajał go, wstając z ziemi – cały czas monitoruję okolicę.

- Nie wątpię, że to potrafisz – Kronos złapał go za ramię, od razu przenosząc ich do domu. – Jednak nie znasz w pełni tego świata i możliwości mojego brata.

- Wiem – westchnął ugodzony słowami mężczyzny – chciałem po prostu mieć chwilę spokoju.

- Słyszałem o twoim zatargu z Shikim – postanowił poruszyć drażliwy temat – o co masz do niego żal?

- Żal?! – Zastanowił się chwilę. – Nie jestem pewien, czy tak można ująć to, co czuję.

- A co czujesz? – Starał się wyciągnąć z chłopca jak najwięcej informacji. – Spróbuj to nazwać.

- Rozczarowanie i mocny zawód – szeptał w skupieniu – w dodatku złość. W tamtej chwili naprawdę potrzebowałem jego pomocy, a on mnie olał. Miał gdzieś to, co się ze mną stanie.

- Wiesz, że jesteś mu potrzebny? – Zapytał, jednocześnie sprawdzając jego reakcję. – Jego Chaos…

- Jego Chaos niemal mnie zabił, a on nawet nie kiwnął palcem – przerwał mu w irytacji – miał gdzieś takiego śmiecia z ulicy bez rodziny.

- Nie jesteś żadnym śmieciem z ulicy – wtrąciła się Lavi, wchodząc do salonu – a rodzinę posiadasz pacanie! Masz mnie, Skota i Amy, a twój dziadek powierzył cię Adamowi.

- Tak, wiem – jęknął speszony – jeszcze nie całkiem to do mnie dotarło.

- Z czasem przywykniesz – uśmiechnęła się ciepło – wiem jak to jest być śmieciem, dlatego nie chcę by ktokolwiek tak się czuł.

- Gdzie jest mój Fly? – Przez salon przeleciała Arsura. Po tembrze głosu, słychać było, że jest w stanie nietrzeźwości. – Mój, mały, słodki Motylek.

- Najwidoczniej Akasza i Arsura skończyły się godzić – zauważyła Lavi w śmiechu – biedny Eris będzie miał urwanie głowy.

- Z tą imprezowiczką? – Kronos uniósł jedną brew. – Na pewno.

* * *

Czytał książkę, kiedy ktoś zaczął dobijać się do drzwi jego pokoju. Z początku to zignorował, czując nieprzyjemną "alkoholobodobną" woń. Niestety intensywność stukania zaczęła się zwiększać, a kiedy doszło do niego żałosne zawodzenie nazbyt znajomego mu kobiecego głosu, postanowił to zakończyć. Otworzył drzwi, za którymi stała na chwiejnych nogach Arsura. Jej mina nie należała do zadowolonych, a ogniste spojrzenie pulsowało niebezpieczną złością.

- Fly – wybełkotała, nogą uniemożliwiając mu zamknięcie drzwi. Pomimo nietrzeźwości trafnie odczytała jego chęć ucieczki. – Niegrzeczny motylek ucieka od konfrontacji.

- To trochę nie tak – starał się jakoś od tego wykręcić – jesteś nietrzeźwa.

- Oj tam, oj tam – machnęła ręką, po czym rzuciła się chłopakowi na szyję – tak bardzo tęskniłam, a ty nie?

- Tęskniłem – sapnął z ledwością utrzymując jej ciężar – Arsuro, proszę.

- Nie, Fly – złapała go za nos i pociągnęła w dół – czemu ściąłeś włosy?

- Shiki mnie ukarał za to, że chciałem umrzeć – jęknął z bólu – puść.

- W takim razie dobrze uczynił – wezbrała w niej wściekłość – jak mogłeś to zrobić?

- Ja… ja – nie potrafił jej tego wyjaśnić – jestem słaby Arsuro.

- A ty znowu swoje – westchnęła już prawie trzeźwa. Eliksiry nie działały długo na jej organizm, co było zaletą w jej profesji szpiega. – Jak mogłeś zataić przede mną tamtą sprawę?

- A co by dało gdybym ci to powiedział? – Odsunął się od niej, pocierając nos. – Byłem sam. Zawsze tak było. Ty gdzieś spełniałaś rozkazy Drakuna, a ja tkwiłem w jaskini.

- Wiem, że starałeś się ze mną skontaktować – zbliżyła się do niego, jednak on oddalał się o tę samą ilość kroków – Drakun cię za to karał. Miałam podobnie i podejrzewam, że tamto zdarzenie miało na celu zranienie naszej dwójki. Oni chcieli zerwać nasze więzi. Nie udało im się, prawda? Prawda, Fly?

- Prawda – wymamrotał w szoku. Arsura pierwszy raz zareagowała w taki sposób. Zazwyczaj tłumiła wszelkie oznaki emocji. – Zależy ci?!

- Masz jakieś wątpliwości? – Dopadła go przy łóżku. Wylądował na nim, topiąc się w pościeli. – Mój śliczny chłopiec.

- Ars, zwolnij – poprosił w zawstydzeniu. Jej bliskość wprawiała jego serce w zbyt szybki ruch. W dodatku przez traumę ciężko znosił podobne sytuacje. – Błagam.

- Nie bój się – uspokajała go delikatnie głaszcząc jego policzek – wspólnie pokonamy ten strach. Zbyt długo nas izolowano.

- Masz prawo wybrać kogoś bardziej odpowiedniego – chciał dla niej jak najlepiej – Nie jestem godzien kogoś takiego jak ty.

- Mylisz się – zaśmiała się szczerze, po czym pocałowała go w czoło – Pamiętasz jak kiedyś zakradłam się do komnat Drakuna i ukradłam jego sztylet? Chcieli mnie ukarać, ale wziąłeś winę na siebie. Byłeś pierwszą osobą, która stanęła po mojej stronie. To właśnie wtedy dokonałam wyboru. Kocham cię Erisie i wiem, że ty także…

- Masz rację – patrzył jej w oczy – także cię kocham. Zawsze mnie broniłaś, a ja wciąż przysparzałem ci problemów. Moja słabość…

- Twoja słabość jest urocza – uśmiechnęła się do niego ciepło – Rola rycerza w lśniącej zbroi bardzo mi pasuje, a ty jesteś moją piękną księżniczką.

- Nie powinno się kopać leżącego – jęknął zażenowany i cały czerwony na twarzy – ty uwielbiasz sprzeczności.

- Jak ty mnie znasz – uszczypnęła go w policzek – oczywiście, że uwielbiam sprzeczności. Nasz związek to potwierdza.

- To my stworzyliśmy już jakiś związek?! – Niemal pisnął, gdy pchnęła go na poduszki. – Nawiązaliśmy więź, ale związek to chyba jeszcze nie…

- Podnieciłeś się? – Złapała go za krocze. – Dojrzewasz i prawidłowo reagujesz na dotyk kobiety.

- Ars – starał się odsunąć, ale na to nie pozwoliła – to stanowczo za szybko.

- Żadne takie Fly – zachichotała rozbawiona jego nieśmiałością. Za to właśnie go kochała. – Długo na ciebie czekałam.

- To jeszcze poczekasz Arsuro – zostali przyłapani.

- To zły moment Kronosie – warknęła niezadowolona – zostaw nas, jeśli łaska.

- Eris nie jest w formie na te sprawy – odparł w nieustępliwy sposób – Jego umysł nie nadąża za reakcjami ciała.

- Co?! – Zdębiał na to stwierdzenie. – To nie…

- Znajdę czas na rozmowę o dorosłym życiu i dojrzewaniu – posłał chłopakowi wymowne spojrzenie. Nie mógł się powstrzymać by mu nie podokuczać. – Porozmawiamy o pszczółkach i kwiatkach.

- Nie trzeba – mruknął urażonym głosem – znam dane na ten temat. Nie jestem zacofany.

- No raczej – Arsura przyszła mu z pomocą – po prostu jesteś strasznie nieśmiały, a przy tym uroczy.

- Dzieciaki i ich popędy – westchnął zrezygnowany – dokończycie innym razem, a teraz prosiłbym cię Arsuro byś wróciła do pokoju gościnnego.

- Przestań się wtrącać – syknęła, po czym zjawiła się przy nim płonąc z gniewu – Eris jest mój.

- Nie kwestionuję twoich odczuć – błyskawicznie zareagował pieczętując jej ogień błękitnym płomieniem – po prostu proszę o przystopowanie dzieciaku.

- Chcesz wykorzystać Fly’a – wytknęła mu z nienawiścią w oczach – Coś ty mi zrobił?

- Ograniczyłem twoje zdolności – wyjaśnił kierując się do drzwi – teraz mi nie sfajczysz domu jak ostatnim razem.

- To był wypadek – raptownie spokorniała – Daimon zaświadczy.

- Zakładanie się o to, kto buchnie większym płomieniem nie nazywałbym wypadkiem – wyprowadził ją z błędu – Eris dorósł, lecz ty nadal jesteś dzieciakiem Arsuro.

Opuścił pokój pozostawiając dzieciaki z mieszanymi uczuciami.
Eris patrzył na sfrustrowaną dziewczynę. Jej ogniste włosy przybrały barwę kasztanu, a płomienne oczy czystego błękitu. Była piękna w każdym calu. Taką też ją pamiętał.

- Co zamierzasz? – Spytał ostrożnie.

- Nie próbuj mnie pocieszać Fly – uśmiechnęła się do niego pomimo goryczy – Kronos ma rację. Nadal jestem strasznie dziecinna.

- I co z tego? – Nie rozumiał jej złości. – Taką cię pamiętam i taką kocham.

- Dziękuję – przytuliła go, po czym ruszyła do drzwi – wrócę już do pokoju.

* * *

Przechadzała się po jaskini Piątego. Bywała tu czasami z rozkazu ojca, ale nigdy z własnej woli. Teraz było inaczej. Zazdrościła Butterfly’owi jego więzi z Arsurą.

- Czemu się izolowałeś? – Patrzyła na szklane kule zawieszone w powietrzu. Część z nich świeciła na niebiesko, a część na ciemny fiolet lub czerwień. Jedną obsiadły motyle Piątego. – Z tego co pamiętam te robale usuwały obecność intruzów.

Podeszła do kuli i wzięła ją do ręki. Kiedy do niej zajrzała, zamarła. Tyle okrucieństwa i zero współczucia. Nie miała pojęcia, że Kastor  był zdolny do takich rzeczy. Nie względem rodziny.

„- Nie ma czegoś takiego jak miłość. Wszyscy co sądzą inaczej są w wielkim błędzie. Myślałeś, że ojciec cię kocha? Teraz wiesz co o tobie myśli szmato.”

Z obrzydzeniem odłożyła kulę. W oczach stanęły jej łzy i poczuła ból w piersi. Czyżby Kastor jedynie wykorzystywał jej uczucia jako środek do sprzymierzenia ich mocy? Odpowiedź znalazła w kilku kolejnych kulach.

„- Mira jest jak pies. Wystarczy dać jej jakiś ochłap mięsa by nadal tkwiła przy nodze pana. Jest idiotką, mając nadzieję, że coś do niej czuję.”

Cisnęła kulą o ścianę. To tak strasznie bolało. Osoba, którą kochała miała ją za śmiecia. Jak Butterfly przetrwał tyle czasu ze świadomością, że jest nikim dla ojca i rodzeństwa? Tkwił w tej jaskini nie wyściubiając nosa. Zrobił to dopiero dla Lavi. Dlaczego? Co nim kierowało?
 Zacisnęła dłonie w pięści i wzięła głęboki oddech. Musiała ukoić nerwy i ostudzić emocje. Gdy to zrobiła, opuściła jaskinię z postanowieniem, że osobiście rozwieje wątpliwości po przez rozmowę z Piątym i Arsurą. Kiedy to nastąpi, podejmie ostateczną decyzję.

* * *
  
Rysowała. Siedziała na kanapie w salonie i próbowała w ten sposób zabić nudę. Kiedyś narzekała na tryb życia w rezydencji Darków, ale dom Kronosa i Akaszy okazał się gorszym więzieniem.

- Tam przynajmniej mogłam wyjść na zewnątrz – westchnęła, szkicując płomienie tańczące na palenisku kominka – nawet szkoła wydaje się być świetną rozrywką.

- Widzę, że nuda daje ci w kość – zagadnął ją Akira, zjawiając się tuż za nią – odkryłem nową zdolność.

- Tak? – Zerknęła na zadowolonego chłopaka. – Jaką?

- Mogę przemieszczać się cieniami – oznajmił szczerząc się jak do sera. Coraz bardziej zaczynała go lubić jak młodszego brata. – A nawet przenosić tak rzeczy i ludzi.

- A nie potrafiłeś tego wcześniej? – Zastanawiała się sceptyczna do nowej informacji. – Przeniosłeś tak Lavi i Yuki do tego więzienia.

- To była inna sprawa – starał się rozwiać jej wątpliwości – wtedy stworzyłem portal pomiędzy wymiarami. A teraz mogę zrobić tak.

Rzucił poduszkę w cień obok kominka, która pojawiła się po drugiej stronie salonu. Następnie sam zniknął, by po chwili przynieść tymczasowy eksponat doświadczalny dziewczynie.

- Fajnie – nie kryła zaskoczenia, gdy wyskoczył zza kominka z poduszką pod pachą – Ciekawe, czy ja mam jakieś zdolności?

- Jesteś wampirzycą – zauważył, siadając obok niej – czyli posiadasz jakieś moce.

- Tak – zgodziła się z nim, lecz nie podzielała jego optymizmu – jednak to znikome w porównaniu z wami. W naszym kwartecie stanowię najsłabsze ogniwo.

- Nie jesteś słaba – pocieszał ją pomimo braku doświadczenia w tej kwestii – nie wątp we własne siły. Dziadek zawsze mi powtarzał, że nie ma słabych ludzi, są jedynie nie wierzący we własne możliwości. Nie poddawaj się, a zobaczysz na co cię stać.

- Twój dziadek był naprawdę mądry – szepnęła cicho – dziękuję.

- Był najmądrzejszym gościem jakiego znałem – posmutniał, wspominając zmarłego opiekuna – Zanim poznałem Lavi i was, miałem jedynie jego.

- Rozumiem – uśmiechnęła się, pojmując wartość nawiązanej więzi z Akirą – Co sądzisz o zostaniu moim młodszym braciszkiem?

- Może być – wzruszył ramionami, próbując ukryć zawstydzenie – a Skot nie będzie mieć nic przeciwko?

- Niby czemu miałby mieć? – Zdumiała się, lecz po chwili zrozumiała. – To moja decyzja, a Skot nie ma tu nic do gadania. Nawet jako mój stwórca.

- Aha – wstał z miejsca. Starał się ukryć zalążki łez szczęścia w oczach i soczyste rumieńce. Tak bardzo chciał mieć rodzinę, a teraz spełniło się jego pragnienie. – Pójdę już.

Błyskawicznie zniknął w najbliższym cieniu, nie dając jej okazji do odpowiedzi.

- Zyskałam uroczego brata – zachichotała, wracając do rysowania – choć i tak nie przebija słodyczą Mikiego.

* * *

Wracał właśnie z karnej tułaczki do domu. Czas spędzony z dala od matki był naprawdę świetną formą odpoczynku. Niestety zamrożone środki to co innego. Rodzicielka dobrze wiedziała jak dać mu nieźle w kość i skłonić do zmiany nastawienia w stosunku do życia.

- Trochę mnie tu nie było – westchnął, przystając na chwilę kilka mil od domu. Jego czarne jak heban włosy zmierzwił dość silny wiatr, dlatego zakrył je kapturem płaszcza. Powęszył trochę nosem, wyczuwając nowy zapach. Należał do grupy dzieciaków i dochodził od strony domu. To było zaskakujące acz zabawne. Nagle do jego nozdrzy doszedł jeszcze jeden zapach, lecz z przeciwnej strony. – Smród żądzy.
Uchylił się w ostatnim momencie, dostrzegając srebro ostrza. Błyskawicznie odskoczył w bok i zaklęciem unieszkodliwił napastnika.

- Jak śmiesz mnie atakować smoku!? – Warknął, uderzając go kolejną falą mocy. – Sądziłeś, że masz z kim do czynienia łajzo?

- Cholera – syknął blondyn, znikając niemal natychmiast.

- Tchórzliwy śmieć – splunął, po czym ruszył dalej – nienawidzę takich typów.

Kiedy wszedł do domu, od razu zauważył zmiany. Dawna aura ponurej pustki została wyparta przez życie. To dość spora odmiana.
Na wszelki wypadek ukrył swoją obecność. Wolał być niewidzialnym dla przybyłych przed nim gości. Minął pewną dziewczynkę, która goniła za jakimś cieniem. Później z kąta wyłonił się jakiś szczeniak z mroczną aurą. Wyczuł go jak na cienistą bestię przystało.

- Ciekawych gości sprowadził matce Kronos – zachichotał, by nagle się zatrzymać w salonie. Siedziała tam dziewczyna z kręconymi włosami. Wampirzyca. Może nie wzbudziłaby w nim tyle emocji, gdyby nie spojrzała w jego stronę czujnym wzrokiem. – Niemożliwe.

- Kto tu jest? – Spytała przestrzeń, jednak nie raczył jej odpowiedzieć. Zamiast tego szybko przemierzył salon, chcąc uniknąć konfrontacji.

- I kto tu okazuje się większym tchórzem? – Pomyślał, wymierzając sobie mentalnego policzka. – Jest naprawdę piękna.

* * *

Pojawił się we własnej jaskini. Z ledwością zdołał wrócić z tego zakichanego świata demonicznych kreatur. Źle wyczuł siłę obranego celu. Nigdy by się nie spodziewał, że demon może posiadać aż tak wielką moc. W tym przypadku różnica była kolosalna.

- Cholera! – Warknął, kuśtykając do łóżka. Skok pomiędzy światami i rozległe rany czyniły z niego ochłap ścierwa. – Taki błąd jest niedopuszczalny!

* * *

Otworzył zmęczone oczy. Pomimo kilku godzin głębokiego snu nie nawiedziła go żadna wizja. Niestety utrzymywanie bariery kosztowało go sporo energii.

- Robisz postępy – pochwalił go nauczyciel. Pewnego dnia ot tak się zmaterializował w jego pokoju i kazał nazywać się Ne-kunem. Ponoć to zdrobnienie od Neczunga, ale to nie było ważne w obecnej sytuacji. Grunt, że mocno mu pomógł uporać się z realistycznymi wizjami. – Potrafisz już utrzymać osłonę przez kilka godzin.

- Ta ochrona zużywa nakłady energii – skarżył się, masując kąciki oczu – śpię, a jestem wykończony.

- Początki zawsze są trudne – pocieszał go łagodnie – uczysz się dopiero trzeci dzień. A twój organizm nie przywykł do tego rodzaju energii. Jesteś wampirem, a to utrudnia sprawę.

- Jak bardzo? – Upewniał się, chcąc poznać stojące na jego drodze przeszkody. – Może spytam inaczej. Jak mogę obejść te ograniczenia?

- Jeszcze nie opanowałeś podstaw, a już chcesz sforsować ograniczniki – zaśmiał się, prztykając go w czoło – wróć na ziemię Skocie Darku!

- Ale to możliwe? – Masował bolące czoło. – Prawda?

- Dowiesz się w swoim czasie – unikał odpowiedzi. Nie chciał robić dzieciakowi złudnych nadziei. Jeszcze nie. Najpierw musiał oszlifować ten diament o sporej ilości potencjału. – Teraz odpocznij. Dopilnuję byś nigdzie nie odleciał.

Zaklęciem uśpił nastolatka. Dzieciak szybko się uczył, ale za bardzo próbował rozpracować schemat szkolenia. Może nie należał do najinteligentniejszych stworzeń, ale posiadał spory potencjał. Stworzył krąg z własnej energii, by zapewnić chłopcu bezpieczeństwo, po czym zaczął bawić się z Baku.

- Jest wrażliwy – sapnął, zerkając na śpiącego, tymczasowego podopiecznego – nigdy bym nie przypuszczał, że wampir może mieć w sobie tyle emocji.

* * *

Przechadzał się po pokoju rozważając kolejne ruchy. Martwił się o Skota, a Kronos złośliwiec w ogóle nie chciał poruszać jego tematu.

- Może jednak lepiej się ujawnić – zasugerował mu Onyx – twoje emocje zaczynają mnie bombardować.

- Mam powody – mruknął, nadal tkwiąc w zamyśleniu – trochę się tego nazbierało.

- Pogadajmy jak dorośli ludzie – nienawidził, gdy Adam w pojedynkę mierzył się z problemami. Wówczas w środku robił się zimny i rozbity. Ten stan nie należał do przyjemnych, gdy rezydowało się wewnątrz. – Znowu się izolujesz, zamiast rozmawiać. Zrozum wreszcie, że nie jesteś sam!

- To moje problemy – westchnął smętnie – nic ci do tego.

- Nic mi do tego. Nic mi do tego. – Powtórzył nie ukrywając złości. – Jesteśmy jednym! Niech to wreszcie do ciebie dotrze! Twoje rozterki z automatu stają się moimi!

- No i? – Zbywał go lekceważąco.

- Rób tak dalej, a na dobre przejmę twoje ciało – ostrzegał, zgrzytając zębami – wówczas poczujesz to co ja, gdy jestem poza kontrolą.

- Grozisz mi? – Tego się nie spodziewał. – Nie ośmielisz się.

- A chcesz się przekonać? – Nie zamierzał być łagodny. Zbyt długo znosił osamotnienie spowodowane wycofaniem tego upartego wampira. – Jestem starszy Adamie i znam więcej sztuczek niż ty nieudolny wampirze.

- Nie możesz – teraz to Adam wpadł w gniew – To moje ciało i moje życie.

- Twoje ciało, ale nasze życie – poprawił go jak nauczyciel – Jak długo chcesz tkwić w tej przeklętej mgle? Czas się wreszcie odważyć z niej wyjść. Może jak zamienimy się rolami, wówczas zrozumiesz jakie błędy non stop powielasz?

- Czy ty próbujesz zgrywać mojego ojca? – Zdębiał, słysząc słowa smoka. – Nie zgrywaj…

- Nie jestem aż tak stary. Traktuję cię raczej jak młodszego i niemądrego brata – wyśmiał go bezczelnie. Nie zamierzał być delikatny. – To dla twojego dobra. Kiedyś mi podziękujesz.

- Przestań – jego głowę przeszył potworny ból, który powoli przeszedł na resztę ciała. Po tym nastąpiła raptowna niemoc, by wreszcie mógł sobie uświadomić, że jest niewolnikiem własnego ciała. Onyx go uziemił jak dziecko, które za karę dostaje szlaban. – To się nie dzieje.

- Przemyśl to, co zamierzasz uczynić względem naszego partnerstwa. Dotychczasowy układ mi nie leży, więc radzę coś zmienić. – Polecił mu Onyx. – Cierpliwie zaczekam na odpowiedź Adamie.

* * *

Dochodził do siebie, ale nadal odczuwał ból w miejscach ran. Mroczna magia demona sprawiała, że goiły się znacznie wolniej niż zazwyczaj.

- Gdzie jest Mira? – Spytał jednego ze swoich sługusów. – Powinna już tu być.

- Panienka Mira nie wróciła do pokoju na noc – poinformował go sługa – To już druga noc z rzędu.

- Rozumiem – sapnął niezadowolony – znalazła sobie czas na zabawę. Idiotka.

* * *

Patrzyła na pogrążonego w myślach Shikiego. Nadal ciężko było się przyzwyczaić do jego pozbawionej mocy postaci. Nigdy by nie przypuszczała, że był blondynem. Od dziecka widywała go jako czarnego żniwiarza.

- Wszystkie dzieci smoka zmieniają postać po przebudzeniu mocy – poinformowała ją szeptem Yuki, odgadując nurtujące ją pytanie – Ja jestem spokojniejsza, widząc go w tej formie. Nienawidzi jej, ale wie, że to dobry moment by pogodzić się z przeszłością.

- Rozumiem – odszepnęła, bojąc się przerwać medytację Shikiego – Jako żniwiarz wyglądał dość strasznie, ale i cool. Teraz wygląda łagodnie jak jakiś anioł.

- Zdajecie sobie sprawę, że wszystko słyszę? – Mruknął, nie otwierając oczu. Te szepty były irytujące. – Jeśli chcecie mnie obgadywać, to nie w mojej obecności.

- Kiedy to o wiele zabawniejsze – zaświergotała Yuki – od razu wiesz co o tobie myślimy, a my możemy obserwować twoje reakcje.

- Ty żmijo! – Zgromił ją groźnym spojrzeniem. – i jeszcze uczysz tej jadowitości dzieci!

- Wypraszam sobie – obruszyła się Lavi – nie jestem już dzieckiem!

- Wmawiaj sobie to dalej smarku – sarknął złośliwym tonem – idź się lepiej pobawić z koleżkami, zamiast konspirować z tym soplem lodu!

- Przegiąłeś! – Lavi z wymownym dzióbkiem opuściła pokój. – Akira ma rację. Jesteś dupkiem.

- Że co proszę?! – Zdębiał, słysząc takie określenie z ust nastolatki. – Wracaj tu!

- Ani myślę! – Pokazała mu język, uciekając w stronę pokoju przyjaciółki.

- Czy ty próbujesz zniechęcić do siebie wszystkie dzieciaki? – Zapytała w udawanym śmiechu Yuki. – Sprzeczam się z tobą z miłości, ale Lavi oberwało się niechcący. Powinieneś porozmawiać z tym młodocianym kwartecikiem.

- Czemu to ja mam zaczynać? – Westchnął ponuro. – Jeśli coś do mnie mają, to niech mi to powiedzą.

- I kto tu jest dzieckiem? – Opadały jej ręce w reakcji na jego zachowanie. – Dorośnij!

* * *

Siedział na parapecie jednego z okien korytarza. Lubił przypatrywać się czarnej mgle. Jej widok jakoś go uspokajał. Zbliżał się dzień urodzin dziadka i jakoś ciężko było mu się pogodzić z wiedzą, że nie spędzą ich już wspólnie.

- Beznadzieja – mruknął smętnie w kolana – Odszedłeś i wszystko zaczęło się rypać.

- Mam cię – ktoś złapał go za ramię. Kiedy spojrzał kto to, okazało się, że jakiś pomniejszy demon. Po nieprzytomnych oczach poznał, że jest opętany. – Już nie pokrzyżujesz moich planów.

- Ciekawe – ziewnął znudzony – kolejny sługa pójdzie do piachu.

- Nie ignoruj mnie szczeniaku – warknął przez zęby jeszcze mocniej zaciskając palce na ramieniu chłopca – ty chyba chcesz umrzeć w męczarniach.

- Śmierć jest trochę przereklamowana – zerknął mrocznie na napastnika – lubisz bawić się w sadystycznego dupka, ale niestety ja nienawidzę roli ofiary.

- To mamy problem – syknął jadowicie, wbijając szpony w ciało nastolatka, jednak ten nawet się nie skrzywił z bólu – Poćwiartuję cię na małe kawałeczki.

- Serio?! – Uznał, że koniec tej gadki. Zmienił się w cień i zmaterializował tuż za demonem. Następnie ze złośliwym uśmieszkiem kopnął go w cztery litery tak, że ten upadł na kolana. – Och, przepraszam za tę potwarz.

- Bezczelny bachor – wydyszał wściekły – wiesz z kim masz do czynienia?

- Z tchórzem, który podstępem zdetronizował brata – odparł beznamiętnie – czekaj Drakun, tak?

- Zmieniłem zdanie – wstał, pałając nienawiścią do tego chłopca – złapię cię i udomowię.

- Nie ma takiej opcji – pokazał mu środkowy palec – preferuję bardziej samowolne rozrywki.

- Oj, ty zapewnisz mi jej dość sporo – mierzył go czujnym spojrzeniem – każdego dnia będę sprawiał, że zaskomlesz błagając o łaskę.

- Możesz sobie pomarzyć – odwrócił się i zaczął odchodzić – czas na drzemkę.

- Drzemkę?! – To stwierdzenie i zachowanie całkowicie zbiło go z tropu. Ten dzieciak w ogóle się go nie bał. I jeszcze śmiał go ignorować. – Myślisz, że pozwolę ci zwiać?

- Odwal się ćwoku – sapnął, unikając ciosu Drakuna. Ramię pulsowało niemiłosiernym bólem, ale jakoś uśmierzył go cieniem. Teraz zyskał kolejną ranę na plecach. – Przez ciebie będę miał problem z laskami na plaży.

- To akurat twoje najmniejsze zmartwienie – rzucił mu wściekle napastnik – pokiereszuję ci tak buźkę, że będziesz straszył dziewczyny samym widokiem.

- Słaby tekst staruszku – westchnął, po czym zniknął w cieniu – Bywaj.

- Jeszcze cię schwytam – uderzył w ścianę pałając żądzą krwi. W dodatku czas opętania zbliżał się ku końcowi. Ciało powoli zaczynało się zużywać. – Wrócę tu i cię ukatrupię.

* * *

Biegł przed siebie cienistym tunelem. Nagle coś przykuło jego uwagę, wyrywając go z toru ruchu. Kiedy otworzył oczy, zobaczył stojącego tuż przed nim Adama. Nie to nie była aura wampira.

- Onyx – wyszeptał siląc się na spokój – Jak to możliwe?

- Używałeś cienistego przejścia – zauważył smok, kucając przy rannym chłopcu – Kto cię zranił?

- Ten dupek Drakun – odpowiedział w złości – zresztą nieważne.

- Widzę, że starałeś się zatamować krwawienie – pochwalił go, oglądając ranę na ramieniu – trochę nieudolna robota, ale dopiero się uczysz.

- Eris uczy mnie medytować – poinformował go nieśmiało – to pomaga. Przestałem słabnąć i odzyskuję siły.

- Przestałeś umierać, a mimo to wdałeś się w bójkę z Drakunem – zganił go pełen sceptycyzmu – czy nadal chcesz umrzeć?

- Co?! – Wytrzeszczył oczy w szoku. – Nie bardzo.

- To dobrze – uśmiechnął się, po czym uleczył jego rany – wiesz co powinieneś zrobić?

- Nie do końca – pokręcił głową – uczę się medytować, a przy okazji poznaję możliwości mroku.

- Jest zupełnie odwrotnie – prztyknął go w nos. Polubił tego dzieciaka. – To mrok poznaje możliwości twojego ciała i umysłu. Nie lekceważ jego siły.

- Jak to? – Nie rozumiał usłyszanych słów. – To co mam robić?

- Medytacja jest jedynie sposobem na wyciszenie – wyjaśniał łagodnie, ignorując niezadowolonego Adama wewnątrz siebie – powinieneś być przy posiadaczu Chaosu.

- Olał mnie – bąknął w dąsach – to dupek.

- Dupek czy nie, musisz z nim współgrać – wyprowadził go z błędu – jesteś kluczem do opanowania Chaosu. Musisz mierzyć się z mrokiem każdego dnia, inaczej polegniesz.

- Jak mam to niby robić? – Poczuł niepokój. – Czemu ty nie możesz mnie uczyć? Też jesteś władcą mroku.

- Mrok Chaosu, a mój to dwie różne siły – zaśmiał się, mierzwiąc włosy chłopca – Bliżej ci do tej pierwszej.

- Czyli nie mam co liczyć na twoją pomoc? – Upewniał się rozczarowany. – Wszystko jasne.

- Nie będę cię uczył – potwierdził dla jasności – jednak zawsze mogę służyć dobrą radą.

- Serio?! – Nie wierzył. – Nie wywalisz mnie? Nawet gdy przyjdę z jakimś bzdetem?

- Przychodź nawet z bzdetem – uśmiechnął się łagodnie – Adam ma swoich pupilków, więc ja mogę mieć choć jednego. A teraz zmykaj!

- Ta jest! – Zasalutował szczęśliwy, że wreszcie ma kogoś kogo może uważać za mentora. Następnie ruszył do cienia. – Dziękuję.

- Nie dawaj mu złudnych nadziei – ostrzegał go Adam – To jeszcze straszny dzieciak.

- Jestem poważny względem tego smyka – odpowiedział mu zdecydowanym tonem – Nie bądź zazdrosny Adamie. Ty zawsze pozostaniesz na pierwszym miejscu listy ulubieńców.

- Też mi coś – obruszył się na te słowa – ile jeszcze zamierzasz mnie izolować?

- Wystarczająco długo byś zrozumiał łączącą nasz więź – poinformował go dość władczo, dając do zrozumienia, że koniec rozmowy – wracaj do refleksji nad tym tematem.

* * *

Czas rytuału zbliżał się nieubłaganie, jednak nie wszystko szło zgodnie z planem. Młody Dark nie opanował jeszcze daru widzenia, a Shiki z Akirą w ogóle nie współpracowali. W dodatku Amy nie przebudziła w sobie krwi demona. Rozwinął się za to Eris z Lavi.

- Co cię tak nurtuje? – Zagadnęła go Akasza. – Przestań się zamartwiać. Nie rozwiązuj problemów tych dzieci na siłę. Po prostu je z nim skonfrontuj.

- Ciekawe rozwiązanie – mruknął, kierując na nią spojrzenie – ma też spore szanse na powodzenie.

- Oczywiście, że ma szansę – udała dąsy – dzieci powinny uczyć się samodzielności.

- Pozostaje jednak kwestia konfrontacji dwójki uparciuchów – zastanawiał się na głos – trzeba stworzyć im odpowiednie warunki.

- Ciągłe obmyślanie planów zachwiało twój zmysł dostrzegania prostych rozwiązań – przytuliła go i pocałowała w czoło – Poproś o pomoc Onyxa i starszego Darka.

- Zaskakujesz mnie Aks – odwzajemnił pocałunek tyle, że w usta – za bardzo skupiam się na konsekwencjach.

- Daj dzieciakom wolną rękę – poradziła mu z uśmiechem na twarzy – potrafią się ogarnąć, gdy trzeba.

- Przemyślę to – obiecał ciężko wzdychając – tymczasem wrócił twój syn marnotrawny.

* * *

Śniadanie odbyło się w dość niemrawej atmosferze. Jedynie damska część była rozmowna. Męska za to tkwiła w żelaznej ciszy.

- Czy możemy już odejść od stołu? – Spytała Lavi za siebie i Amy. – Skończyłyśmy jeść.

- Co was tak nagli? – Akasza zdumiona zerknęła na męża, który nawet nie zareagował. – Idźcie.

- Dziękujemy – Amy skłoniła się uprzejmie, po czym ruszyła za przyjaciółką.

Po chwili w ich ślady poszła Yuki, Arsura i Eris. Kiedy Akira wstał od stołu, Kronos nieznacznie poruszył dłonią pod stołem, uwalniając wcześniej rzucone zaklęcie. Chłopiec zniknął za drzwiami niczego nieświadomy.

- Co jest grane? – Shiki opuszczając jadalnię znalazł się w niewielkim pokoju zamiast na korytarzu. – I co jeszcze?

- Witam panowie – z cienia wyłonił się Adam, lecz o znacznie mroczniejszej aurze – czas byście doszli do porozumienia.

- Onyx – Akira nie krył niezadowolenia, tym bardziej, że nie mógł wymknąć się przy pomocy cienia – To twoja sprawka, prawda?

- Masz słuszność – zaśmiał się rozbawiony minami obojga – Kronos pozwolił mi się nieco rozerwać.

- Gdzie Adam? – Shiki wtrącił się do rozmowy. – Co za Onyx?

- Adam ma coś na miarę aresztu domowego – uśmiechnął się w odpowiedzi – I nie twój interes posiadaczu Chaosu. Moim zadaniem jest sprawić byście zaczęli współpracować.

- Nie ma takiej opcji – burknął Akira, odwracając się tyłem do reszty – chcę stąd wyjść.

- Dorośnij mały – poradził mu spokojnie, nadal obserwując młodszego smoka – najlepiej byście dorośli razem.

- I co jeszcze? – Shiki powtórzył wcześniejsze pytanie. – Mam się układać ze szczylem i tkwić w tym pokoju. I kiedy niby przeszliśmy na ty?

- Nim zamieszkałem w ciele Adama zdążyłem trochę pożyć. – Poinformował go pełen powagi. – Dodam tylko, że gdy ty byłeś jedynie w planach, ja patrzyłem jak wyrzynają moją rodzinę.

- Oj dałbyś wreszcie spokój – jęknął znudzony Adam – pouczanie tej dwójki nie ma sensu i logiki. Najlepiej zostawić ich samych sobie.

- Chcę pogadać z kimś więcej niż z tobą – westchnął cicho w irytacji, po czym ponownie zwrócił się do Akiry i Shikiego – Wybaczcie to taki wewnętrzny konflikcik. Powiedzmy.

- Nie mam zamiaru siedzieć tu z tym burakiem – Akira wskazał palcem Shikiego – Mam ważniejsze sprawy na głowie.

- Sądziłem, że wszystko sobie wyjaśniliśmy wcześniej – Onyx pokręcił zrezygnowany głową – Ty i Chaos musicie być blisko.

- Mam być blisko czegoś, co prawie mnie zabiło – wyrzucił z siebie z goryczą w głosie – nie chcę być blisko kogoś, kto w każdej chwili mnie porzuci jak śmiecia.

- Aby wasza symbioza miała jakiś sens, musicie zaakceptować powstały między wami związek – wyjaśniał, specjalnie nie nawiązując do wypowiedzi chłopca – zostawię was w tym pokoju samych. Mam nadzieję, że kiedy tu wrócę, nastąpi jakiś progres. A tak dla waszej informacji, nie sforsujecie mojej bariery dopóki się nie zjednoczycie.

Zniknął z pokoju dla pewności wzmacniając barierę wokół niego. Dał im wskazówkę jak mogą się stamtąd wydostać. Reszta pozostawała w ich rękach.

* * *

Znalazły pusty pokój po drugiej stronie domu. Szukały miejsca, gdzie będą w miarę możliwości jak najdalej od kogokolwiek. Zdawały sobie jednak sprawę z tego, iż to nie jest wykonalne w stu procentach.

- To co sugerujesz? – Amy zwróciła się do przyjaciółki z tym ciężkim do wytrzymania, melancholijnym spojrzeniem. – Masz w ogóle jakiś pomysł?

- Grunt by się nie poddawać – wyszczerzyła się, próbując w ten sposób zatuszować niepewność. Nie mogła zasiewać w niej ziarna porażki. – Może spróbujemy medytacji? Shikiemu i Akirze pomogła.

- Problem w tym, że oni medytują by stłumić w sobie mrok – zauważyła nieprzekonana co do tego pomysłu – Ja chcę przebudzić domieszkę demonicznej krwi.

- Rozumiem twoje wątpliwości, ale co ci szkodzi? – Nakłaniała ją do spróbowania. – Możliwe, że to da nam jakiś fundament do działań. Od czegoś trzeba zacząć, a wyciszenie i zajrzenie w głąb siebie to chyba dobry trop.

- Możliwe – westchnęła smętnie – w sumie masz rację. Od czegoś przecież trzeba zacząć.

* * *

Czekała aż w końcu postanowi się pokazać syn marnotrawny. Po tym jak zdemolował dom zniknął następnej nocy bez jakichkolwiek wyjaśnień. Miała nikłą nadzieję, że uraczy ją nimi teraz.

- Długo każesz na siebie czekać synku – mruknęła, odstawiając filiżankę z herbatą – w dodatku nadal chowasz się za powłoką niewidzialności.

- Jak zwykle bezbłędnie mnie namierzasz – pojawił się tuż przed nią – kopę lat matko.

- Jesteś niemożliwy – posłała mu spojrzenie pełne niezadowolenia – nie sądziłam, że mój najmłodszy syn okaże się być takim tchórzem.

- Nie jestem tchórzem – nie zgodził się z jej osądem – po prostu nie wiem co powiedzieć.

- Jak dla mnie wystarczyłoby zwyczajne „przepraszam” – podsunęła mu odpowiedź – w kwestii dziewczyny radziłabym pójść na żywioł.

- Nie jestem zbyt dobrym mówcą – kluczył, kryjąc powstałe obawy – wyrosła, a młodzież to dość ciężki kaliber.

- Było zwlekać dłużej – wytknęła mu rozczarowana jego postawą – Najsilniejszy z demonów, któremu miękną nogi przed rozmową z dzieckiem.

- Krytyczna jak zawsze – sapnął, siadając vis a vis niej – nigdy mi nie pobłażałaś.

- Chciałam byś uczył się na błędach i nie bał się konsekwencji popełnianych uczynków – wyjaśniała popijając herbatę – dotychczas dzielnie parłeś przed siebie nie licząc się ze stratami, czemu wymiękasz akurat teraz?

- Przypomina matkę – odpowiedział z bólem w oczach – nie chciałbym usłyszeć z jej ust, że mnie nienawidzi.

- Nie dowiesz się jak nie zaryzykujesz – w pokoju zjawił się Kronos – znam twoje obawy Daimonie, jednak nie skazuj się na wieczną niepewność.

- Nie wiem nawet jak zacząć – głowił się w lekkiej panice – potrafię jedynie niszczyć i brać nieswoje.

- Kochałeś jej matkę – ubrała w słowa jego zachowanie – tamta kobieta wybrała cię z własnej woli.

- Pokochała demona, który niemal ją zabił – wspomniał w przygnębieniu – potem i tak przyczyniłem się do jej śmierci.

- Wiedziała na co się decyduje – Akasza ze zrezygnowaniem pokręciła głową. – Postanowiła urodzić dziecko demona pomimo wiedzy, że przypłaci to życiem.

- Zaproponuj małej pomoc przy przebudzeniu demonicznej krwi – zasugerował Kronos – próbuje to zrobić na własną rękę z pomocą mojej córki.

- Próżne ich działania – spojrzał na matkę i ojczyma – tylko ojciec może przebudzić w dziecku demoniczną siłę.

- To wiesz już co robić synku – uśmiechnęła się ciepło, dodając mu otuchy – naucz córkę jak być po części demonem, a po części wampirem. Siły na pozór pokrewne mogą z czasem wzajemnie się ograniczać.

- Nauczę ją zrównoważyć te moce – oznajmił zdecydowanie – sprawię, że stanie się silna na tyle by uniknąć konfliktu mocy wewnątrz siebie.

- To do dzieła – pospieszyła syna w dobrej wierze – Nie daj jej więcej na siebie czekać.

* * *

Otworzył oczy i pierwszy raz od pewnego czasu czuł się wypoczęty. Kiedy spojrzał przed siebie zobaczył Ne-kuna, który najzwyczajniej bawił się ze „słoniopodobnym” stworzeniem.

- Wypocząłeś – stwierdził nawet nie odwracając się do chłopca – to dobrze.

- Już dawno tak się nie czułem – przyznał spokojniejszy na duchu – wizje nie pozwalały mi na spokojny sen.

- Ten problem został już zażegnany – poinformował go, rzucając piłeczkę Baku – przestałeś wreszcie walczyć z drzemiącą w tobie mocą. Twój brak akceptacji pełnego siebie sprawiał, że podświadomie odsuwałeś wizje na boczny tor. Niestety przez to znalazły one ujście w twoich snach.

- Rozumiem – westchnął w zawstydzeniu – czyli zawinił mój strach.

- W rzeczy samej – przytaknął w lekkim uśmiechu – Fakt, iż się wyspałeś oznacza nic innego jak początek akceptacji tej dotąd wykluczanej cząstki siebie.

- Zrobiłem mały progres – pomimo postępu nadal miał sporo wątpliwości – jednak nadal nie czuję się zbyt pewny z tą mocą.

- Zmierz się z nią – poradził zerkając na niego z ukosa – to najprostsze rozwiązanie.

- Niby jak? – Czuł się bezradny. – A co jeśli stracę kontrolę?

- Przestań się bać i pisać czarne scenariusze – pokręcił zrezygnowany głową – co według ciebie robię tu wraz z Baku?

- Pilnujecie mnie? – Zgadywał z wahaniem.

- Poniekąd – zaśmiał się w reakcji na taką odpowiedź – uczymy cię kontroli, a przy okazji pilnujemy byś jej nie stracił.

- Dziękuję – uświadomił sobie, że jeszcze tego nie zrobił. Neczung z Baku czuwali przy nim odkąd Kronos postawił barierę na jego pokój. – I wybaczcie, że dotąd tego nie zrobiłem.

- Jesteś pierwszym wampirem, który kiedykolwiek mi podziękował i przeprosił – oznajmił w śmiechu Ne-kun – wampiry dla zasady nie dziękują, a tym bardziej nie przepraszają.

- Moja matka była odmiennego zdania – w pokoju zjawił się Adam, jednak Skot od razu poznał, że ma do czynienia z kimś innym – Wampiry są jak wirus. Jedynie biorą i niszczą.

- Kim jesteś? – Zwrócił się do posiadacza ciała jego brata. – Gdzie Adam? Co z nim zrobiłeś?

- Onyx Killua Nubis – przedstawił się bacznie obserwując nastolatka – Adam ma przymusowe zesłanie. Ma się zastanowić nad akceptacją pewnych faktów.

- To o tobie mówił Akira – przypomniał sobie wyznanie przyjaciela – Chcę porozmawiać z bratem.

- Zrobisz to, gdy on upora się z własnymi problemami – podszedł do Skota i zajrzał mu w oczy – przynajmniej jeden z was zaczął akceptować własne jestestwo.

- Czego chcesz? – Odsunął się od Onyxa.

- Sprawdzam jak sobie radzisz – oświadczył rozbawiony nieufnością chłopca – nie bój się Skocie. Nie skrzywdzę młodszego brata.

- Moim bratem jest Adam – mruknął buntowniczo – nie ty!

- Ja i Adam jesteśmy jednym – wyjaśniał spokojnie – jego strach sprawił, że ukrywał moje istnienie przed resztą świata. Tak szczerze, to mu się nie dziwię.

- Zważywszy na to, co miało miejsce podczas wojny – wtrącił się Neczung – Twoja nienawiść wyrządziła wiele bólu. Najmocniej ucierpiało dziecko, którego ciało zamieszkałeś.

- Byłem w trudnym wieku – przyznał wspominając czasy wojny – a okoliczności śmierci matki i mojej jakoś nie były najlepsze do zdławienia powstałego bólu.

- Znam te okoliczności – Ne-kun zwrócił wzrok na długowłosego. – To jednak nie tłumaczy tego, że pobrudziłeś krwią ręce.

- Masz rację – Pamiętał Neczunga z dziecięcych lat. Byli w podobnym wielu, gdy doszło do masowego mordu rodu Nubis. – Źle postąpiłem godząc się na bycie pionkiem Darków. Ta decyzja była mieczem obosiecznym dla mnie jak i dla Adama. Raniłem go, niemal zabiłem psychicznie.

- Na szczęście się opamiętałeś – pochwalił go Neczung – choć trochę ci zajęło by przejrzeć na oczy.

- Teraz za wszelką cenę ochronię tego dzieciaka – oznajmił poważnie – nie pozwolę by stał się bronią wampirów tak jak podczas wojny. Obronię też bliskie mu osoby.

- Najpierw dojdźcie do porozumienia – zaśmiał się demon snów i wizji – Adam nie podziela twojego optymizmu.

- Nadal obawia się mojego mroku – westchnął zmęczony już tą rozmową – jednak wie, że zbliża się konflikt, do którego musi sięgnąć po dawny oręż.

- Czy musisz to wszystko mówić przy Skocie? – Jęknął zażenowany Adam. – Takie rozmowy przeprowadza się w cztery oczy.

- Czas by poznał naszą przeszłość – odparł cicho – no i wreszcie mogłem z nim porozmawiać osobiście. Izolowałeś mnie przez tyle czasu, więc chcę trochę nadrobić.

- Czy Adam… – Skot nieśmiało spojrzał w fioletowo czarne ślepia – Jak on się czuje?

- Jest dobrze – odpowiedział mu Onyx – odzyskał zdrowie dzięki krwi Lavi.

- Rozumiem – odetchnął z ulgą – Przekaż mu, że stanę się silniejszy. Okiełznam moją moc, więc niech on zmierzy się z twoim mrokiem.

- Wzruszające – zmierzwił nastolatkowi czuprynę, rozbawiony widokiem zawstydzonej miny Adama – Ucz się kontroli Skocie. Niech małe postępy będą twoją motywacją.

Po tych słowach zniknął z pokoju. Skot zdziwiony poprawił fryzurę. Poczuł ulgę słysząc, że brat jest bezpieczny, jednak niepokoiła go przeszłość i Onyx. Czy można mu zaufać?

- Nie przejmuj się czymś takim – poradził mu Ne-kun w trosce o jego wewnętrzny spokój – syn Nebuli jest godny zaufania. Tym bardziej, że uważa cię za brata. Żelazną zasadą rodu Nubis jest chronić członków rodziny i nigdy jej nie zdradzać.

- Rozumiem – sapnął smętnie – pozwól, że sam to ocenię.

- Dobrze – zgodził się spokojny o jego decyzję – Wróćmy zatem do nauki.

* * *

Bawił się gumową piłeczką. Odbijanie jej o przeciwległą ścianę jakoś pozwalało mu zebrać myśli. Sytuacja w jakiej go postawiono w ogóle nie przypadała mu do gustu, a towarzystwo w jakim się znalazł tym bardziej.

- Mógł byś przestać? – Poprosił go Shiki. – Próbuję się skupić.

- To chyba nie tutaj – parsknął ponuro – to pomaga mi myśleć, więc się łaskawie odwal.

- Przestań zachowywać się jak dzieciak – mruknął niezadowolony – czas dorosnąć.

- Co ty nie powiesz – zakpił, posyłając smokowi buntownicze spojrzenie – jeśli jeszcze nie zauważyłeś, to jestem dzieciakiem. Reklamacje składaj w biurze „spadaj na szczaw”.

- O co ci chodzi? – Miał dosyć humorków nastolatka. – Powiedz wprost co do mnie masz i tyle.

- Co do ciebie mam – powtórzył pochmurnie – Wkurza mnie, że potraktowałeś mnie jak śmiecia. Pomogłem ci, a ty nie poświęciłeś mi nawet chwili czasu.

- Nie potraktowałem cię jak śmiecia – odparł zdumiony odbiorem chłopaka – skąd taki pomysł?

- Może stąd, że za każdym razem, gdy prosiłem cię o pomoc, ty mnie najzwyczajniej zbywałeś – warknął z wyrzutem – Umierałem. Z każdą godziną czułem jak moje ciało słabnie. Twój mrok Chaosu zżerał mnie od środka, a ty nie raczyłeś nawet ze mną pogadać.

- Nie prosiłem cię o pomoc – stwierdził bez zastanowienia – sam zainterweniowałeś.

- Przepraszam, że w ogóle się przejąłem – burknął w złości – następnym razem nie kiwnę palcem.

- Musimy się dogadać – starał się jakoś załagodzić sytuację – inaczej nadal będziemy tkwić w tej pułapce.

- Wiem, Onyx jasno dał nam to do zrozumienia – westchnął, obracając w palcach piłkę – każe mi z tobą współpracować.

- Ma w tym jakiś interes? – Dociekał, szukając sensu w słowach dzieciaka. – Czego on w ogóle chce?

- Twierdzi, że jestem kluczem do Chaosu – odpowiedział pomimo niechęci – jestem w stanie równoważyć siłę Chaosu i sprawiać by stał się jeszcze bardziej śmiercionośny. Mogę też go niwelować i minimalizować szkody.

- I wierzysz, że możesz to wszystko zrobić? – Wątpił w słowa chłopca. – Co ty możesz? Jesteś tylko dzieckiem.

- Tak. – Potwierdził przymykając oczy.

- Co tak? – Spytał nie do końca wiedząc, co miał na myśli.

- Jestem tylko dzieckiem – przyznał smętnym tonem – kiedyś uważałem cię za bohatera. W sumie, kiedyś też sądziłem, że ojciec mnie kochał. To wszystko okazało się niesmacznym żartem.

- Nigdy nie byłem bohaterem – sprostował Shiki – i nigdy nie chciałem nim zostawać.

- To już wiem, więc oszczędź mi wyjaśnień – zakręciło mu się w głowie. Czyżby zbyt długo przebywał w towarzystwie posiadacza Chaosu? – Jesteś takim bohaterem jak Drakun miłościwym władcą. W sumie, gość ma dość pokręconą mentalność.

- Skąd możesz znać Drakuna?! – Zdumiał się, słysząc takie stwierdzenie. – Jesteś za młody, a poza tym on nie opuszczał tej nory, którą nazywają pałacem.

- Ostatnio nieco sobie pogadaliśmy – odparł, zaczynając się odsuwać od smoka. Chciał zwiększyć pomiędzy nimi dystans. – Głupek chce mnie upolować jakbym był jakąś zwierzyną.

- Że co?! – Nie wierzył własnym uszom. – Co zrobiłeś?

- Jedynie eliminowałem jego media – wzruszył ramionami – nie mogłem pozwolić by skrzywdziły Lavi, Amy i Skota. Pierwszy raz zmierzyłem się z nim, gdy chciał porwać Butterfly’a. Raz nawet zaatakował Skota.

- Cholera – poczuł wewnętrzną złość na siebie za brak czujności i nie dostrzeżenie czającego się w pobliżu wroga – czemu akurat ty?

- A skąd mam to wiedzieć? – Fuknął w irytacji. – Powiedziałem przecież, że gość ma porytą mentalność.

- Wiesz coś więcej? – Podszedł do nastolatka, który zaczynał nagle blednąć. – Co z tobą?

- Nie zbliżaj się do mnie! – Krzyknął w strachu. Aura smoka dziwnie wpływała na jego ciemność. Nęciła go pozorną obietnicą potężnej siły, za którą płaciło się sporą cenę. – Proszę, odejdź ode mnie.

- Nie. – W pokoju zjawił się Kronos. – Musisz to zaakceptować.

- Nie chcę – warknął w odpowiedzi – boję się.

- Wreszcie to pojąłeś – odparł Onyx pojawiając się obok Kronosa – jeśli to zaakceptujesz, mrok pomoże ci wrócić.

- O czym wy mówicie? – Shiki zdębiał. – Co to ma znaczyć?

- Mały boi się umrzeć – poinformował go Onyx bacznie obserwując smoka i dzieciaka – świadomość roli, którą wyznaczył mu los jest przytłaczająca.

- A co jeśli się zmienię? – Wahał się pełen obaw. – Co jeśli upodobnię się do ojca?

- Shiki nie pozwoli na to – zapewnił go Kronos – pomoże ci zmierzyć się z ciemnością i mrokiem.

- Już raz mnie porzucił – nie krył zwątpienia w nosiciela Chaosu – teraz też tak zrobi.

- Ej, nie osądzaj mnie po jednym błędzie – westchnął dotknięty Pierwszy – jesteś przyjacielem Lavi.

- To żaden argument – nadal mu nie ufał – Adam na to się zgadza?

- On tu nie ma nic do gadania – Onyx podszedł do nastolatka i położył dłoń na jego drżące ramię. – Spokojnie Akiro. Jeśli nie chcesz zaufać temu niewdzięcznikowi, to nie szkodzi. Zrób to dla Lavi, Amy i Skota. Traktujesz ich jak rodzinę, prawda?

- Tak – przytaknął nadal w rozterce – ale będziesz tu przy mnie? Nie zostawisz mnie?

- Obaj tu będziemy – wtrącił się Kronos – Akasza zmyje mi głowę jeśli cię nie przypilnuję, a o córce nie wspomnę.

- To mi wystarczy – wypuścił z płuc powietrze – ale i tak się boję.

- To dobrze – potarmosił mu czuprynę – strach jest dobrym znakiem. Zacząłbym się martwić gdybyś go nie czuł.

- Dziękuję – uśmiechnął się słabo – jeśli coś pójdzie nie tak, to…

- Dobrze – zgodził się, wiedząc co miał na myśli. W dodatku Adam ciągle burzył się w środku, zły na jego działania. – Jedyne co musisz zrobić, to zaakceptować mrok Chaosu.

- Postaram się – jęknął czując przeszywający chłód – umieranie jest do bani.

- To prawda – przyznał Kronos, wspominając moment umierania. Gdyby nie Akasza, to już dawno byłby trupem. – Na początku znajdziesz się w pustce, ale wystarczy przypomnieć sobie światło.

- Ok. – Zanotował w pamięci wskazówki ojca przyjaciółki. Następnie wziął głęboki oddech i złapał rękę Shikiego. Mrok Chaosu zaczął przenikać do jego ciała, boleśnie wwiercając się w umysł. – O rzesz.

- Nie walcz z tym – poradził mu Onyx – twój upór sprawia ci ból.

- Yhm – stęknął powoli słabnąc. Czuł jak opuszczają go siły i zapragnął po prostu usnąć. W chwili gdy przekraczał krytyczną granicę, mocniej ścisnął dłoń Shikiego.

- Teraz wszystko pozostawiam w twoich rękach – Onyx zwrócił się do młodszego smoka. – Nie zawiedź, inaczej ja zgładzę ciebie i tę twoją Yuki.

* * *

Nagle poczuła przeszywający niepokój. Coś było nie tak, jednak nie wiedziała co. W dodatku ten dziwny chłód w klatce piersiowej.

- Czemu tak niespodziewanie zamilkłaś? – Spytała ją Yuki, odstawiając filiżankę z naparem ziołowym. – Lavi?

- Mam takie przeczucie – szepnęła zmartwiona – dziwnie niemiłe.

- Daj rękę? – Poprosiła wystawiając ku niej dłoń. – Sprawdzimy co to takiego.

- Ok. – Wykonała prośbę z lekką obawą.

- Masz rację – Yuki zmarszczyła czoło – to niemiłe uczucie.

- Czujecie to? – Do salony wparował Eris. – Widmo śmierci.

- Śmierci!? – Lavi pisnęła w strachu. – Czyjej?

- Myślę, że Akirze coś grozi – zmrużył oczy w skupieniu – Shiki też jest zagrożony, ale w mniejszym stopniu.

- Wiesz to dzięki więzi, prawda? – Upewniała się Yuki. – Co im grozi?

- Shikiemu pochłonięcie przez Chaos, a Akirze niepowrotna śmierć – oznajmił na jednym wydechu – wystarczy, że się zaakceptują.

- To mamy problem – jęknęła w strachu o bliskich – Akira ma uraz do Shikiego.

- Shiki to uparty osioł – potwierdziła Pierwsza równie zaniepokojona – ten chłopiec zaczął mu w tym dorównywać.

- Możemy im jakoś pomóc? – Dociekała Lavi. – Nie chcę by oni…

- Wierzcie w nich – poradził Eris im i sobie – Zaufajmy też Onyksowi i Kronosowi.

- Chyba jestem w stanie to zrobić – odparła nastolatka po chwili zadumy – tak, mogę to zrobić.