poniedziałek, 30 grudnia 2013

Lavi

Wrzucam kolejny rozdział :) Nie wiem, czy się spodoba, ale niech będzie. Ostatnio coś opornie idzie mi pisanie tego opka. W razie czego mam jeszcze inne i na czas pustki twórczej wstawię tamto. Życzę miłej lektury :)


Przekleństwo

Stała na oświetlonej purpurowym księżycem w pełni polance. Wokoło roztaczał się ciemny, gęsty las. Wszędzie leżały skąpane we krwi ciała ludzi. Zakryła oczy by nie widzieć tego okropieństwa. Kiedy zabrała dłonie, znajdowała się w zupełnie innym miejscu, ale jak bardzo znajomym jej sercu. Była w salonie domu w Kanadzie, gdzie mieszkali jej rodzice. Zgromadzone tam osoby obradzały o jej losie, ale coś tu było nie tak. Nie była małą dziewczynką i nie miała przy sobie Shoona. Nagle ludzie zebrani w pomieszczeniu zaczęli ją otaczać i wykrzykiwać – „Przeklęta!” Ich głosy huczały w jej głowie, lecz raptem ciała oprawców zaczęły się rozpadać, a krzyki przerodziły we wrzaski. Chciała uciec, ale nie mogła, bo kiedy otwierała drzwi na powrót znajdowała się w salonie. W pewnym momencie kątem oka dostrzegła blask ostrza. To była jej matka. Gdy już miała zadać cios córce, pokrył ją błękitny płomień zmieniając w pył…

- Niiieee! – Lavi zerwała się z krzykiem, cała mokra od potu. Przetarła dłonią oczy i ku przerażeniu zobaczyła na niej krew – Krwawe łzy. Nie, to się nie dzieje.

W panice wybiegła do łazienki, by przemyć twarz. To tam w lustrze zobaczyła swoją przemienioną postać, tyle że od krwi jej złote włosy naznaczone były czerwienią. Napuściła wody do wanny i szybko do niej wskoczyła. Od razu zanurzyła całą głowę i pozostała tak do czasu aż zabrakło jej powietrza.

- Niebieski płomień – zastanawiała się dziewczyna opierając głowę o krawędź wanny – Od czasu tamtej misji nawiedza mnie w snach. Czemu? Czemu wchodzi on do mojego koszmaru i jeszcze bardziej go gmatwa? Czemu mnie prześladuje?

Kiedy całkowicie zmyła pozostałości swojego snu, wróciła do pokoju. Spojrzała na posłanie. Poduszka była poplamiona krwią. Szybko zrzuciła ją na podłogę i wcisnęła pod łóżko. Miała nadzieję, że zatai ten incydent przed Adamem. Choć wiedziała, że jako wampir od razu wywęszy krew. Po chwili wyciągnęła poduszkę i wyrzuciła ją na taras. Tam Dark nie zaglądał.

Mijał dopiero pierwszy tydzień jej miesięcznego szlabanu i nie mogła z nikim porozmawiać o swoich koszmarach. Nawet nie myślała o Adamie. On z pewnością by jej nie pomógł. Tym bardziej, że nie wie nic o błękitnym płomieniu. Jedynymi osobami, które coś mogły wiedzieć na ten temat znajdowały się w świecie smoków lub w wymiarze Uroborosa.

- Shoon! On na pewno by coś wiedział. – Westchnęła myśląc intensywnie. Położyła się z rozłożonymi rękoma na dywanie i niewidzącym wzrokiem wpatrywała w sufit. – Jako postać astralna może przechodzić przez wszystkie światy. Już nie jest przeklętym dzieckiem i nikt mu nie zabrania przebywać w świecie smoków. Tak mi go brakuje. Ciekawe czy myśli podobnie.

Leżała tak w zamyśleniu jeszcze przez jakiś czas, aż ciche pukanie w szybę wyrwało ją z tego stanu. Kątem oka zerknęła w stronę, z której dobiegał odgłos. Niestety okna były zasłonięte i nic nie widziała, ale po chwili głośne krakanie obwieściło jej kto tak usilnie się do niej dobijał. Ożywiona wstała i podbiegła do okna tarasu.

- Hektor! – Ucieszyła się na widok czarnego ptaszyska, które raczej nie podzielało jej radości. – Przyniosłeś mi wieści od Shikiego? Pokaż!

Szybkim ruchem odwiązała rulonik papieru z łapki ptaka, który wskoczył jej teraz na głowę i lekko dziobał w czoło, domagając w ten sposób jakiejś nagrody – Cierpliwości, zaraz będzie obiad. Mam nadzieję, że lubisz wątróbkę. Adam codziennie wmusza we mnie to świństwo. Już wolałabym jeść same warzywa. Niestety to też swego rodzaju kara. Ostatnio nie zjadłam jej na obiad, a udało mi się to tylko dlatego, że był poza domem w tym czasie. Ale te gaduły z kuchni wszystko wypaplały i takim sposobem dostaję wątróbkę na śniadanie, obiad i kolację. Na szczęście Marta, dziewczyna przynosząca jedzenie, zlitowała się nade mną i przemyca mi suchy prowiant. – Kruk zleciał na podłogę i kręcił śmiesznie główką. Lavi w odruchu podrapała go pod dziobem, na co ten zmrużył rozanielony swoje rubinowe oczka – Dotychczas wyrzucałam przynoszoną wątróbkę na taras. Wiesz, w ten sposób mam kota, ale to taka moja mała tajemnica. Mamy dobry układ. On zjada to świństwo, a ja mam święty spokój. Nawet nie wiem, czemu ci o tym opowiadam – Zaśmiała się dziewczyna drapiąc w tył głowy – Gdyby ktoś tak z boku na to spojrzał, to na bank wysłałby mnie do wariatkowa. Ale jest na to proste wytłumaczenie. Nie miałam z kim pogadać przez tydzień, i nie zrobię tego przez następne trzy.

Nagle rozległo się lekkie pukanie, a po chwili do pokoju weszła rudowłosa dziewczyna. Niosła tacę z posiłkiem.

- Co dziś na obiad? – Spytała z nadzieją w głosie Szósta. Może tym razem dostanie coś innego. – Powiedz Marto.

- Panienka zachowuje się jak mała dziewczynka – zaśmiała się rudowłosa, stawiając na łóżku tacę – Niestety bez zmian, ale udało mi się przynieść panienki ulubione płatki i jabłko.

- Serio?! – Ucieszyła się Lavi przytulając dziewczynę – Nawet nie wiesz jak bardzo jestem ci wdzięczna. Jesteś naprawdę najlepsza!

- Niech panienka szybko schowa to jedzenie. – Poprosiła Marta lekko zlęknionym głosem – Jeśli pan się o tym dowie, to…

- Nie bój żaby – wyszczerzyła się Lavi – Jakby co, to powiem, że sama wykradłam to z kuchni, kiedy był poza domem. Nie zdradzę naszego sekretu.

Lavi wzięła z tacy talerz i postawiła go na podłodze.

- Hektorze – zawołała kruka – Twoja nagroda, za przyniesienie listu od Shikiego.

Ptak migiem pojawił się przy talerzu i bez wahania zaczął pałaszować na wpół surową wątróbkę.

- Chyba mu smakuje – odparła drżącym głosem Marta.

- Czemu się boisz? – Zdziwiła się Szósta – On ci nic nie zrobi. To dobrze wychowany kruk. Tresował go sam Shiki.

- Widzi panienka, w moim kraju kruki są postrzegane jako zwiastun śmierci i zniszczenia – wyjaśniała nadal drżąc rudowłosa – Ponoć przenoszą dusze do zaświatów.

- Możliwe – westchnęła Lavi – Shiki odpowiada za śmierć, a ja za życie. W sumie przez ten szlaban nie mogę go pilnować. Mam nadzieję, że go nie poniesie podczas misji i nie wytnie w pień całego miasta.

- Co? – Pisnęła Marta w reakcji na krótki monolog Lavi – Jak wytnie w pień?

- Och – Szósta w pierwszym odruchu za swoją gafę zakryła usta – Nie słuchaj moich domysłów i spekulacji. Ja tak tylko czasem odpływam w wyobraźni i mówię od rzeczy. Miałam dziwny sen i teraz udziela mi się wisielczy humor. A Hektor to pupil mojego brata, pełni funkcję gołębia pocztowego. – Kiedy to mówiła, ptak właśnie połykał ostatni kęs wątróbki – O, już skończył! Dzięki Hektor, ratujesz moje cztery litery.

Zadowolona dziewczyna podniosła talerz z podłogi i odstawiła go na tacę. Problem stanowiło jedynie mleko, ale na to też miała sposób.

- Marto, miałabym do ciebie małą prośbę – zaczęła przypominając sobie krwawy płacz – Mam tu poplamioną poduszkę. Czy mogłabyś ją wyprać?

- Poplamiona? – Zdziwiła się rudowłosa – Czym?

- Jakby to ująć – westchnęła bezradnie Lavi wychodząc na taras. Tam szybko wylała do małego zagłębienia w betonie mleko, a wracając chwyciła swoją poduszkę – Rano obudziłam się z małym krwotokiem z nosa. Nie chcę martwić Adama, więc czy mogłabyś?

- Tak – zgodziła się Marta, biorąc poduszkę pod pachę – Na szczęście nie ma jeszcze pana, a główna nadzorczyni ma dziś wolne.

- Dziękuję ci – Lavi obdarzyła dziewczynę ciepłym uśmiechem – Ratujesz mi życie.

- Och, to nic takiego – zakłopotała się służka – Ja tylko wykonuję swoją pracę. Och, ale muszę już wracać.

Marta spiesznie opuściła pokój Lavi, zostawiając ją samą z Hektorem. Kiedy służka zatrzasnęła za sobą drzwi, Szósta rozwinęła zwinięty w rulonik świstek papieru. Wiadomość Shikiego okazała się jedynie pozdrowieniem i nakazem, by trzymała się reguł gry – chodziło oczywiście o szlaban.

- Ani słowa o misjach i o Skocie – westchnęła rozczarowana opadając na łóżko – To nudny list, Shiki.

Wstała i podeszła do biurka. Tam nabazgrała kilka słów na odwrocie kartki z wiadomością brata i zwinąwszy ją w rulonik przywiązała krukowi do łapki. Kiedy skończyła, ptak szybkim skokiem zniknął za oknem.

- I znowu sama – mruknęła w przestrzeń idąc na taras. Tam położyła się na trawie w cieniu i po chwili zrobiła sobie małą drzemkę.

* * * * * *
           
 Skot truchtem przedzierał się przez zarośla coraz bardziej oddalając się od groty Shikiego. Przebiegł już około pięciu kilometrów w głąb lasu, który z każdym metrem robił się ciemniejszy, gęstszy i straszniejszy. Już tydzień tkwił w tym wymiarze i nie miał ochoty na ciągłe drwiny ze strony smoka. Rano nadarzyła się okazja do ucieczki. Shiki wyruszył na jakąś misję i zostawił go samego. Bez wahania zdecydował się na ucieczkę.

- Biegnę już jakąś godzinę, a pokonałem dystans niecałych pięciu kilometrów – myślał zdenerwowany chłopak – Ten cholerny smok zapieczętował część moich zdolności, a w tym szybkość. Gdyby nie to, pokonałbym dystans dziesięciokrotnie dłuższy i nawet bym się nie zmęczył.

Teraz młody wampir przedzierał się przez krzewy jeżyn. Był zmęczony, nogi robiły się coraz cięższe, a kolce jeżyn poszarpały mu ubranie i skórę. Z rys na ciele sączyła się lekko krew, a rany piekły. Pomimo osłabienia głodem, który wzmagał się wraz z utratą osocza parł do przodu, chcąc oddalić się jak najdalej od groty Shikiego. W pewnym momencie dotarł do średniej wielkości jeziora, którego woda była krystalicznie czysta. Opadł na pokrytym mchem brzegu i odrywając kawałek rękawa koszuli namoczył go w wodzie i przemywał rany. Jednocześnie starał się zatamować krwawienie. Niestety odpoczynek zdwoił ból nóg i siłę zmęczenia. Miękki mech zdawał się zapraszać chłopaka do drzemki, czemu nie odmówił. Ułożył się wygodnie na podłożu, a po chwili już spał.

* * * * * *
          
  Była późna noc, kiedy Shiki powrócił z misji.

- Te demony coś ostatnio się panoszą – westchnął wchodząc do swojej sypialni – Tak jakby czegoś chciały.

Zajrzał na chwilę do pokoju, w którym powinien spać Skot. No, właśnie! Powinien, ale go nie było.

- A to smarkacz. Nawiał. – Uśmiechnął się złośliwie Pierwszy, jakby oczekiwał rozrywki – Czas na małe polowanko. Ciekawe, jak daleko zdołał uciec z tak słabą kondycją.

Shiki śmiejąc się pod nosem zniknął pośród ciemnej mgły.

* * * * * *
           
 Stał za Lavi, która w strachu tuliła się do kolan, a wokół niej leżały stosy zakrwawionych ciał. Nagle wszystko zaczął trawić błękitny ogień. Przerażona dziewczyna starała się uciec, ale żar odcinał jej drogę, a po chwili całkowicie ją otoczył. Chciał jej pomóc, ale był tylko obserwatorem, kimś na wzór ducha. Raptem z płomieni wystrzeliły utworzone z nich łańcuchy i obwinęły się niczym węże wokół jej nadgarstków i kostek. Unieruchomiona krzyczała w płaczu ze strachu. Po jej twarzy spływały krwawe łzy, a skórę zaczęły pokrywać jakieś symbole. Wiła się z bólu, jednocześnie walcząc z próbującym nad nią zawładną błękitem. Nagle jeden z łańcuchów wystrzelił w jego stronę, tym samym wybudzając chłopaka ze snu.

Skot obudził się z podniesionym poziomem adrenaliny. Oczy strasznie go piekły i czuł krew. Od razu sięgnął dłonią do oczu i już wiedział, że to nie był zwykły sen. Lavi grozi niebezpieczeństwo. Był tego pewien. Podczołgał się do wody i zanurzył w niej twarz, zmywając z niej krew. To go rozbudziło. Rozejrzał się dokoła, ale było zbyt ciemno, a jego oczy osłabił sen. Zapamiętał tyle, że równoległy brzeg jeziora znajdował się jakieś trzysta metrów na wprost. Podjął, więc szybką decyzję. Wszedł do wody i zaczął płynąć wpław. W połowie dystansu ramiona zrobiły się dość ciężkie, ale nadal uparcie nimi machał.

- Że też nigdy nie nauczyłem się pływać kraulem – ganił się w myślach – Płynę żabką, co jest bardziej męczące, a do tego nie mam pojęcia czy robię to w dobrym kierunku.

Po półgodzinie resztką sił wdrapywał się na brzeg. Położył się na ziemi łapiąc oddech, a oczy zamknął z osłabienia. Pomimo zmęczenia wstał i chwiejnie parł na przód obijając się o drzewa. Zdołał tak przejść jeszcze kilometr. W pewnym momencie po prostu bezwładnie upadł na ziemię i zasnął. Tym razem nie miał jednak żadnego snu.

Zaczynało świtać, kiedy ponownie otworzył oczy. Całe jego ciało pokrywały kropelki porannej rosy i pierwszy raz od jakiegoś czasu czuł, że przemarzł. Powoli wstał, ale potężny zawrót głowy powalił go na kolana. Trochę się wystraszył, bo pierwszy raz był tak mocno osłabiony. Był cały rozpalony i miał drgawki. Ciężko mu się oddychało, bo nie działał mu nos.

- Aciuuu – kichnął tak mocno, że prawie upadł – Co jest?!

Opierając się o drzewa ostrożnie stawiał kroki na przód. Ledwo widział drogę, bo oczy łzawiły mu niemiłosiernie. Nagle atak kaszlu zmusił go do postoju, czuł się tak, jakby miał zaraz wypluć płuca. Był chory. Pierwszy raz w życiu. Na ogół wampiry nie łapią przeziębienia i innych ludzkich chorób, więc dlaczego spotkało to akurat jego?

- Czyżby zapieczętowanie moich mocy tak bardzo upodobniło mnie do człowieka? – Zastanawiał się chłopak powoli ruszając dalej. W głowie mu szumiało, a zawroty nie dawały mu skupić myśli – Cholera! Na serio jestem chory.

W pewnym momencie stwierdził, że nie da jednak rady iść dalej w tym stanie. Usiadł między korzeniami jednego z drzew, kuląc z zimna. Pierwszy raz chorował i nie wiedział co ma robić.

- Lavi pewnie by wiedziała – zaśmiał się z siebie pod nosem – Od dziecka była bardzo chorowita. Dość często łapała przeziębienie, opuszczając przez to szkołę.

Wspominał, majacząc w gorączce, a po chwili pogrążył się w głębokim śnie.
            
Shiki szukając Skota dość szybko natrafił na jego trop. Znał ten las jak własną kieszeń i nie było miejsca, w którym ktoś mógłby się przed nim ukryć. Stał właśnie na brzegu jeziora i wpatrywał w kawałek zakrwawionego materiału.

- Eh, żółtodziób – westchnął zrezygnowany wkładając materiał do kieszeni – Wychodzi na to, że płynął wpław. Głupota.

Mężczyzna dużym susem przeskoczył taflę jeziora i potruchtał dalej wprost przed siebie. Nie minęła godzina, gdy dotarł do Skota. Stanął tuż nad chłopakiem i spojrzał na niego wzrokiem pełnym politowania. Młody wampir spał skulony pomiędzy korzeniami starego dębu, a wyglądał jak małe bezbronne dziecko. Shiki nachylił się nad nim i dłonią dotknął jego czoła i policzków, które były zaczerwienione z powodu wysokiej gorączki.

- Kolejny problem – powiedział cicho zmęczonym głosem, biorąc chłopaka na ręce – Pierwszy raz widzę chorego wampira.

Otworzył portal i przeszedł nim wprost do swojej sypialni. Dzięki chorowitości Lavi wiedział jak radzić sobie z przeziębieniem. Najprostszym wyjściem byłoby zawołać Shoona i go uzdrowić, ale stwierdził, że skoro zachorował sam to powinien przejść całą chorobę.

- Najpierw trzeba zbić temperaturę – oznajmił Pierwszy niosąc śpiącego chłopaka do łazienki. Tam napuścił do wanny lodowatej wody i bez wahania wrzucił do niej chorego. Nawet go nie rozebrał.

- Aaaaaaaaaaaa – wrzasnął Skot dygocąc na całym ciele. Od razu chciał wyjść z wanny, ale Shiki mu na to nie pozwolił. Wepchnął chłopaka z powrotem do wody i przytrzymał w pozycji, że wystawała jednie głowa – Co ty wyczyniasz!

- Zbijam gorączkę – odparł mężczyzna nieco rozbawiony widokiem zdębiałego chłopaka. – Wystarczyła jedna noc w lesie byś doprowadził się do takiego stanu. Nawet nie potrafisz porządnie uciec.

- Zejdź ze mnie – jęknął chłopak w zakłopotaniu i opuścił się niżej by zanurzyć twarz, bo policzki paliły go z gorączki i ze wstydu. Bądź co bądź Shiki potrafił nieźle dogadać, a on nie miał siły na dobre riposty.  

- Najwyższy czas stąd wyjść – westchnął mężczyzna wyciągając Skota z wanny i sadowiąc na podłodze, rzucił mu ręcznik na głowę – Wytrzyj się trochę.

- Yhm – Skot powoli zdjął mokrą koszulkę i przejechał miękkim ręcznikiem po plecach. Wstał i chciał iść do pokoju, ale Shiki zagrodził mu drogę. – Co!?

- Rozbierasz się tutaj i wycierasz porządnie, albo ci w tym pomogę – oznajmił dość łagodnie mężczyzna zmęczonym głosem – Nie mam ochoty później biegać z mopem.

- Ale nie mam się w co przebrać – sapnął chłopak, a rumieńce spowodowane gorączką zakamuflowały jego wstyd – Jak się przebiorę. to wytrę po sobie podłogę.

- Nie ma takiej opcji. Wyskakuj z tego mokrego ubrania i to już – popędził go Shiki – Albo może mam ci w tym pomóc?

- A w życiu! – Zaprotestował Skot odchodząc od mężczyzny. Powoli zdjął resztę ubrania i dokładnie obwinął się ręcznikiem w biodrach. Drugi zarzucił sobie na głowę w taki sposób, by opadając zakrył mu połowę pleców. – Zadowolony?

- Czego się tak wstydzisz? – Spytał rozbawiony zachowaniem chłopaka Pierwszy – Wiesz, obaj mamy to samo. Rozumiem gdybyś był dziewczyną, ale skoro nie? To co starasz się tak przede mną ukryć?

- Nic godnego twojej uwagi – prawie pisnął chłopak, kiedy Shiki dotknął go w plecy – To ja może wrócę do pokoju.

Kiedy myślał, że jest już dobrze, potężny zawrót głowy pozbawił go sił i równowagi. W ostatniej chwili Shiki złapał go w locie.

- Chyba jednak sam nie wrócisz – zaśmiał się mężczyzna, stawiając go na nogi – To jak? Idziesz sam, czy mam cię ponieść?

- Idę sam – sapnął Skot ostrożnie podchodząc do drzwi łazienki. Dobrze, że chwycił się ściany, bo dopadł go następny zawrót głowy, a żeby tego nie było za mało to dostał jeszcze ataku kaszlu – Co jeszcze?

- Chyba jednak cię zaniosę – odparł Shiki biorąc Skota na ręce jak księżniczkę – Tak będzie szybciej.

- Postaw mnie – poprosił zmęczony chłopak – Mogę iść sam.

- Przed chwilą udowodniłeś, że jednak nie – nie zgodził się mężczyzna - Podaj inny powód.

- Puść mnie – upierał się Skot, spuszczając swój wzrok – Bo…

- Bo co? – Dociekał Pierwszy widząc, że chłopak usilnie stara się ukryć przed nim swój wyraz twarzy – Dokończ patrząc mi w oczy.

- Co?! – Zszokował się wampir zakrywając oczy przedramieniem – Cholera.

- No i? – Drążył temat Shiki.

- Ta pozycja – jęknął chłopak – Ona jest zła.

- A co w niej złego? – Zaśmiał się Pierwszy widząc skrępowanie chłopaka – wyjaśnij mi to patrząc w twarz.

- W ten sposób nosi się dziewczyny! A ja jestem chłopakiem! – Sapnął zezłoszczony Skot, a jednocześnie zawstydzony tym, że musi to powiedzieć na głos – I nasze twarze są zbyt blisko.

- I mówi to ktoś, kto jeszcze przed chwilą zachowywał się jak dziewczynka. Jesteś jeszcze niedojrzałym szczeniakiem – zaśmiał się Pierwszy – Odrzucam twoje powody. Dzieci głosu nie mają.

Naburmuszony Skot nie odezwał się już przez resztę drogi, a Shiki spokojnie zaniósł go do jego pokoju. Chłopak chwilę miotał się po sypialni, aż wreszcie zrezygnowany opadł na łóżko.

- Nie ma go – jęknął zrozpaczony chłopak – Cholera! Zgubiłem go w lesie!

- Co zgubiłeś? – Spytał udając głupiego Shiki – No?

- Plecak z moimi ciuchami – odparł zmęczony Skot – Nie mam co na siebie włożyć.

- Wątpię byś odzyskał swoje rzeczy – oznajmił Pierwszy opierając się o ścianę obok drzwi – Masz problem.

- Co? – Zdziwił się chłopak słowami smoka – A nie mógłbyś zabrać mnie do domu?

- Wykluczone – odmówił Shiki – To będzie twoją karą za ucieczkę.

- Ty chyba żartujesz?! – Wściekł się Skot, ciskając w mężczyznę poduszką – Jak mam niby tkwić tu jeszcze trzy tygodni bez ciuchów?

- Było nie uciekać – westchnął Shiki – Przemyśl to.

Skot chciał się jeszcze kłócić i w tym celu zeskoczył z łóżka i stanął naprzeciw mężczyzny, ale atak kaszlu i zawroty głowy powaliły go na podłogę. Skulił się niemal wypluwając swoje płuca, a w oczach miał mroczki. Wystraszył się dostatecznie. Pierwszy raz przechodził przez coś takiego. Podciągnął pod pierś kolana i leżał tak drżąc z gorączki i z przerażenia. Shiki podszedł do niego i podnosząc z podłogi zaniósł na łóżko. Skot w panice chwycił koszulę na piersi mężczyzny i ze strachem w oczach spojrzał na niego.

- Co się ze mną dzieje? – Spytał chłopak drżącym głosem – Ja tego nie rozumiem. Te dziwne uczucie słabości i jeszcze dreszcze, zawroty głowy, katar i straszny kaszel. Ja nie wiem co robić. Pierwszy raz tak się czuję.

- Uspokój się – Shiki przykrył Skota kocem, trochę go też w ten sposób unieruchamiając – To zwykłe przeziębienie, choć pierwszy raz widzę by chorował wampir.

- To twoja wina! – Zarzucił mu Skot – Gdybyś nie zapieczętował moich zdolności, nic by się nie stało. Musiałeś zablokować wszystko, a tej męczącej mocy wyroczni nie? Przez to, że miałem ten sen o Lavi bardziej się osłabiłem. – Na chwilę Skot oniemiał, przypominając sobie swój sen – Lavi jest w niebezpieczeństwie! Ten błękitny płomień chce ją pożreć i mnie też chciał dopaść.

- Uspokój się wreszcie – miarkował chłopaka, ale ten nie reagował na prośby smoka. Ze zrezygnowaniem ogłuszył chłopaka, który teraz bezwładnie opadł na poduszki. – Miłych snów.

* * * * * *
            
Był wczesny ranek, kiedy Lavi zerwała się z koszmaru. Senne mary nawiedzały ją co noc i nie dawały spokoju. Krwawe łzy pojawiały się po każdym z nich, przez co czuła się zmęczona. Miała początki anemii, a bynajmniej tak podejrzewała, bo jej kondycja znacznie się obniżyła i wzmagało się uczucie senności. Starała się raz nawet zjeść wątróbkę, ale jej smak ją odrzucił i całość zwróciła. W ogóle nie miała ochoty na pożywienie. Czuła jakby jej żołądek skurczył się do rozmiarów ziarnka piasku. Jedynie piła wodę. Adam wyjechał na tydzień, zostawiając ją samą sobie ze szlabanem. Nie mógł jej pilnować na odległość, a tym bardziej sprawdzać jej stanu. Pewne było, że szybko odkryje jej anemię i od razu zacznie działać. Tego obawiała się najbardziej. Cały dzień umartwiała się nad jego reakcją, bo właśnie dziś miał powrócić do domu. Zmierzchało, kiedy wyszła na taras. Położyła się na ziemi i wpatrywała w gwieździste niebo, nagle pojawił się obok niej szary kot. Usiadł obok dziewczyny, a łepek oparł o jej brzuch tak, jakby chciał ją ukoić swoim cichym mruczeniem. Powieki Lavi powoli zaczęły opadać, aż w końcu całkowicie zamknęła oczy. Zasnęła pomimo tego, że tak bardzo się tego obawiała.
            
Adam wrócił do domu późną nocą. Kiedy skończył przeglądać papiery na swoim biurku, udał się wprost z gabinetu do sypialni Lavi. Cicho wszedł do pokoju, ale nie zastał tam dziewczyny. Lekki podmuch wiatru wskazał mu miejsce jej pobytu. Bezszelestnie przebył drogę na taras, gdzie spała na ziemi. Leżący obok kot zjeżył się przybierając pozycję obronną, ale jedno spojrzenie wampira go spłoszyło. Gdy zwierzę zniknęło, dziewczyna zaczęła miotać się po ziemi przez sen, włosy jej przybrały barwę złota, a z oczu spływały krwawe łzy. Zaintrygowany przyglądał się całemu zjawisku, aż ta nie obudziła się z krzykiem. Z przerażenia drżała na ciele, wycierając z policzków purpurowe smugi. Ciągle jeszcze była zamroczona snem i nie kojarzyła co się dzieje wokół niej.

- Lavi! – Zawołał dziewczynę spokojnym głosem, a jej reakcja była zaskakująca. Szybko się odwróciła i chwytając leżącą w pobliżu gałąź zaatakowała mężczyznę z przerażonym spojrzeniem. Wampir złapał za badyl i pociągnął go tak, że Lavi wylądowała w jego ramionach. Mocno przycisnął ją do siebie, czując jak się trzęsie. Dopiero teraz wyszła z zamroczenia i zaczęła sobie uświadamiać co zrobiła.

- Ja cię zaatakowałam?! – Załkała w strachu – Przepraszam. Ja nie wiem co się ze mną dzieje. To ten sen. Przepraszam.

Chciała się oderwać od mężczyzny, ale ten jej na to nie pozwolił. Zamiast tego, chwycił ją mocniej i zaniósł do łóżka.

- To nie wybaczalne przepraszać w ten sposób – westchnął przyciskając ją do posłania – Wytłumacz mi swój stan.

- Mówiłam, to przez koszmar – tłumaczyła dziewczyna nie patrząc mu w twarz – Przepraszam.

- Nie o to mi chodzi – sapnął zmęczony wampir – Wytłumacz mi swoją anemię.

- Ostatnio nie jestem zbytnio głodna – odparła cicho nadal patrząc w bok – Fakt, że wciąż dostaję coś na widok czego mnie odrzuca, wcale nie poprawia mi apetytu.

- Wiedziałem – powiedział zrezygnowanym głosem. Przez cały czas nie spuszczał wzroku z odwróconej twarzy Lavi. W kąciku lewego oka miała jeszcze krwawą łzę, więc schylił się i ją zlizał. Dziewczyna wzdrygnęła się i w szoku spojrzała na wampira. – Wreszcie na mnie spojrzałaś. A skoro nawiązaliśmy już kontakt wzrokowy to wiedz, że począwszy od jutrzejszego ranka osobiście będę cię karmił.

- Co?! – Wystraszyła się Lavi, pamiętając jeszcze ostatni raz – Nie musisz. Sama mogę.

- Nie sil się – zgasił ją jednym spojrzeniem – Zobacz do jakiego stanu się doprowadziłaś! W tej kwestii już ci nie zaufam, a bynajmniej w najbliższym czasie.

- A co z twoimi wyjazdami? – Spytała z nadzieją, że da jej wtedy spokój – Wątpię, że je odwołasz.

- Prawda. Nie mogę ich odwołać – zgodził się Adam, ale błysk w jego oczach nieco niepokoił dziewczynę. A kiedy dodał do tego uśmieszek, ciarki przebiegły jej po plecach – Zatem będę zabierał cię ze sobą. Widzę, że podoba ci się ten pomysł.

- Nie, czekaj – zaprotestowała w panice – Po co masz mnie ze sobą ciągać. Wystarczy, że wyznaczysz kogoś do pilnowania.

- Ostatnim razem tak zrobiłem i uciekłaś – westchnął z irytacją – A tym razem niekompetencja stróżów doprowadziła do twojej anemii. Jeśli chodzi o ciebie, to wolę sam się tobą zająć. W ten sposób będę miał pewność co do twojego stanu.

- Ale… – próbowała się bronić, lecz nie dał jej skończyć.

- Ten temat uważam już za zamknięty – uciszył ją poważnym tonem – Pozostaje jeszcze kwestia koszmarów. Teraz pomogę ci zasnąć, tak byś nie miała żadnych snów.

Przyłożył jej dłoń do czoła, a wyłaniająca się z niej poświata uśpiła dziewczynę.

- Śpij spokojnie – szepnął, kładąc głowę na jej piersi i wsłuchując się w jej miarowe bicie serca powoli zasnął.

Obudziła się wypoczęta. To uczucie, którego nie zaznała od pewnego czasu przez swoje koszmary. Powoli usiadła i mocno się przeciągnęła ziewając. Wstała z łóżka i ostrożnie stawiając kroki ruszyła w kierunku tarasu. Był piękny dzień, a rześkie powietrze rozbudziło jej twarz. Wsłuchana w śpiew ptaków przysiadła na ziemi, a gdy to zrobiła, przy jej boku pojawił się szary kot. Miaucząc ocierał się o jej plecy, dodając do tego głośne mruczenie.

- Wiem, że jesteś głodny – uśmiechnęła się do zwierzęcia, drapiąc go pod pyszczkiem – ale nie mam nic, co nadawałoby się do jedzenia.

Kot jakby rozumiejąc skulił się w kłębek i ułożył w nogach dziewczyny. Ta bez słowa zaczęła go głaskać, zadzierając głowę do góry by oglądać chmury.

- Pamiętam taką zabawę z dzieciństwa – westchnęła cicho – Patrząc na chmury kojarzysz ich kształty z czymś co ci przypominają. Na przykład, ta chmura przypomina psa, a tamta słonia. Jeśli ma się bujną wyobraźnię, jedna chmura może przybierać wiele kształtów.

Głosem pozbawionym emocji wspominała dawne dni. Kot oparł łepek o jej łydkę, tym samym ją łaskocząc wąsami.

- Wiesz co Neko – rzuciła w zadumie – Przez jakiś czas chyba nie dam rady kołować ci jedzenia. Będę pod nadzorem. Ale odwiedzaj mnie proszę…

Nagle kot zerwał się z sykiem jeżąc swój grzbiet, by po chwili zniknąć za żywopłotem.

- Więc to on pomagał ci pozbywać się posiłków – odparł Adam podchodząc do dziewczyny – Widzę, że trzy dni snu dobrze ci zrobiły.

- Co?! – Zdumiała się Lavi – Aż trzy dni?

- Trzeba cię tylko doprowadzić do porządku – nie zwracał na nią uwagi wampir kontynuując wcześniejszą wypowiedź.

- Co masz na myśli przez słowa „doprowadzić do porządku”? – Spytała niepewnym głosem – Coś czuję, że nie chodzi o odświeżenie i ubranie.

- Skoro wiesz, to czemu pytasz? – Odpowiedział pytaniem – Grubo ponad tydzień nie piłem twojej krwi, a przez anemię nie mogę nadal tego uczynić. Dlatego opracowałem dla ciebie specjalną dietę, która migiem wyprowadzi cię z tego stanu.

- Specjalną dietę – powtórzyła powoli dziewczyna – Ja chyba spasuję. Jakoś ostatnimi czasy nie odczuwam głodu.

Lavi wstała i powoli próbowała się wycofać, ale Adam złapał ją w pasie i zaniósł do pokoju. Tam dla pewności, że nie ucieknie przywiązał ją do krzesła. Dziewczyna wiła się, niestety więzy nie ustępowały, a raczej bardziej zaciskały się na jej nadgarstkach i kostkach. Po chwili do pokoju wszedł Rook z tacą, na której stały dwie szklanki. Jedna wypełniona czerwono szarą mazią, zaś druga mlekiem. Podwładny Darka postawił tacę na biurku i odszedł bez żadnego słowa.

- Ty chyba nie myślisz, że wezmę to świństwo do ust – zaczęła przełykając ślinę Szósta – Strach pomyśleć coś ty tam wpakował.

- Och Lavi, jak ty dobrze mnie znasz – zadrwił z niej wampir, podnosząc szklankę z mazią – A teraz bądź grzeczną dziewczynką i powiedz aaa.

Dziewczyna w odpowiedzi jeszcze mocniej zacisnęła wargi. Próbowała też odwrócić głowę ale zabolała ją szyja.

- Wiesz, że nie wygrasz. – uświadamiał ją mężczyzna głaszcząc po głowie – Twój upór jest bezcelowy po naznaczeniu. Teraz, kiedy naprawdę chcę, będziesz mi posłuszna.

W oczach Adama pojawił się czerwony blask, a usta Lavi powoli zaczęły się otwierać. W jej spojrzeniu było widać mieszankę strachu ze zdziwieniem. Nie panowała nad swoim ciałem, które posłusznie wykonywało polecenia wampira. Nawet nie mogła wydusić z siebie żadnego słowa. Adam uwolnił jej ręce i podał szklankę. Starała się walczyć z tą bezsilnością, ale zaklęcie było zbyt mocne.

- Pij – nakazał Adam, na co dziewczyna przechyliła szklankę, a jej mazista zawartość zaczęła spływać jej do gardła. Smak był ohydny. Normalnie miałaby już odruch wymiotny, ale wampir kontrolował nawet i to. Kiedy skończyła, powtórzył to samo z mlekiem. – Widzisz, nie było tak źle. Zuch dziewczynka. A teraz czas na krótką drzemkę.

Zakrył jej oczy, a po chwili powieki Szóstej robiły się coraz cięższe, aż wreszcie zaczęły opadać.

- Widzimy się w porze obiadu – szepnął jej do ucha Adam – czyli za jakieś pięć godzin.

Położył śpiącą dziewczynę na łóżku, po czym opuścił pokój wynosząc tacę.
            
Dochodziła dwunasta, kiedy obudził ją dźwięk dzwonu z pobliskiego kościoła. Zerknęła na zegar ścienny i z przerażeniem obliczała czas swojego snu. Wyszło jej równo pięć godzin. Szybkim susem wyskoczyła z łóżka i ruszyła w stronę tarasu. Chciała uciec od czekającego ją posiłku, a w planach miała wdrapać się na żywopłot, opuszczając tym samym starą część domu Darków, którą zamieszkiwał Adam. Była już przy samym ogrodzeniu, kiedy usłyszała za sobą stanowcze „nie”. Niby jedno słowo, a sprawiło, że całe jej ciało zastygło w bezruchu. Zamknęła oczy i skupiając myśli wokół nóg starała się wyrwać z tego stanu, niestety udało jej się ruszyć jedynie o jeden krok. To ją uświadomiło, jak słaba się stała jej wola walki oraz jak bardzo musiała polubić wampira, by do tego dopuścić. Łzy wściekłości na samą siebie spłynęły po jej policzkach, bo nie pomógł jej nawet ból spowodowany przegryzieniem wargi. Jedynie co teraz czuła to metaliczny posmak własnej krwi w ustach zmieszany ze słonymi łzami.

- Miałem dobre przeczucie, żeby tu przyjść wcześniej – odparł Adam ze zrezygnowaniem w głosie – Powiedz mi, co chciałaś tym osiągnąć? Podejdź tu.

Nogi posłusznie poniosły ją w stronę mężczyzny i choć starała się z tym walczyć nie odniosło to żadnego skutku. Nim się obejrzała była już tuż przed Adamem, który mierzył ją surowym wzrokiem.

- Spójrz na mnie i mi odpowiedz na zadane wcześniej pytanie – nakazał zimnym tonem nie spuszczając z niej oczu – Mów.

- Ja po prostu chciałam uciec od posiłku – odparła dziewczyna głosem kogoś pokonanego. Tak się właśnie czuła, zniewolona i zwyciężona. – Dlaczego muszę jeść to, czego nie znoszę? Ja tego nie rozumiem. Nie jestem wampirem, więc czemu muszę jeść krwiste rzeczy?

Wyładowując swoją frustrację na mężczyźnie poczuła się odrobinę lepiej. W ostatniej chwili zdołała się ugryźć w język, by nie wypaplać o płomieniu nawiedzającym jej sny. Wampir wyczuł ten moment przez co pochylił się nad nią tak, by ich twarze były na tej samej wysokości.

- Coś przede mną ukrywasz – szepnął patrząc jej w oczy – Nie może tak być.

- Nie muszę biec do ciebie z każdym problemem – odparła Lavi lekko drżącym głosem – nie dam ci kontrolować mojego umysłu.

- Nie każę ci spowiadać się z każdej myśli – westchnął Adam ledwie powstrzymując się od śmiechu, ale po chwili spoważniał wbijając swój czujny wzrok w dziewczynę – Niestety ty ukrywasz przede mną bardzo istotne rzeczy. Na przykład nawiedzające cię koszmary. Wiesz, że krzyczysz przez sen? Fakt, że spałaś przez trzy dni świadczy o wielu nieprzespanych nocach. Służba mi doniosła, że ostatnio w ogóle nic nie jadłaś i do tego jeszcze ta anemia. Pomyśl czasem jak ja się czuję. Wracam z podróży i zastaję tę nieciekawą sytuację.

- Jeśli tak bardzo męczy cię moja osoba, to mogę w każdej chwili odejść – wypowiedziała te słowa z udawaną złością, która była przykrywką dla wypełniającego ją smutku – Wiem, że jestem problemem dla każdego kto mnie pozna. Może nawet byłoby lepiej gdybyś mnie zabił i uwolnił w ten sposób wszystkich od tak beznadziejnego bytu. Dla nikogo zupełnie nie byłam ważna i mam tę świadomość, że nigdy tak się nie stanie. Zawsze pozostanę nikim.

- Wygadujesz głupoty. Czy powiedziałem ci, że mnie męczysz? – Zdenerwował się wampir – No, odpowiedz!

- Nie, nie powiedziałeś tak – wybąkała zawstydzona dziewczyna – Ale…

- Nie ma żadnego ale! – Obruszył się mężczyzna – Przestań wmawiać sobie dziwne insynuacje. Zbyt dużo myślisz i wychodzą z tego same głupstwa. Przestań też wciąż uciekać. A teraz opowiedz mi o tych koszmarach i nawet nie próbuj się wykręcić, bo to obrało już nazbyt poważny obrót.

- Ale… – Lavi naprawdę nie chciała opowiadać Adamowi swoich snów. Były dwie proste przyczyny. Po pierwsze, bała się wracać myślami do okropnych scen z mary nocnej, a po drugie, wstydziła się obnażyć tę część siebie przed wampirem. – Ja nie…

- Uspokój się – polecił jej – a teraz weź głęboki oddech i zacznij mówić.

- Łatwo powiedzieć – jęknęła dziewczyna, ale wykonała polecenie Adama. Po krótkiej chwili zaczęła opowiadać o nawiedzającym jej sny błękitnym płomieniu, i o reszcie strasznych rzeczy się w nich ukazujących. Kiedy wracała myślami do obrazów z koszmarów, drżała z przerażenia. – I to by było na tyle.

- Nie wiem co może znaczyć ten płomień, ale się dowiem. –  myślał na głos mężczyzna – Na razie będę cię usypiał zaklęciem pustego snu. Dzięki temu, koszmary i inne sny cię nie dosięgną.

Podszedł do Lavi i przyciągnął ją do siebie. Przytulił ją mocno, chcąc przez to uspokoić jej nerwy spowodowane strachem. Dziewczyna wtuliła się w niego i cicho płakała, jednak po chwili oderwała się jak oparzona uprzytamniając sobie swoją słabość. Rękawem bluzy wycierała mokre od łez oczy, sprawiając tą czynnością ich zaczerwienienie.

- Dobra, czas byś coś zjadła – uśmiechnął się widząc, że czuje się już lepiej. Chwycił ją pod ramię i zaciągnął do pokoju, gdzie czekał jej obiad, wątróbka. – Musisz zjeść wszystko z tego talerza.

- Ale ja nie wiem, czy dam radę – broniła się Lavi – Tego jest za dużo.

- Dasz radę – zachęcał ją wampir – Bądź grzeczna i zjedz sama. Czy wolisz bym ci jednak w tym pomógł?

- Spróbuję sama – odparła cicho siadając przy biurku i biorąc jeden kęs wątróbki. Żuła ją dobrych parę minut, ale w końcu ją połknęła i o dziwo nic jej się nie cofnęło. Adam nie spuszczał z niej wzroku. Jego czujność i wspomnienie śniadania motywowało tylko dziewczynę do samodzielnej konsumpcji. W żółwim tempie skończyła swój posiłek, oddając pusty talerz wampirowi, który w nagrodę zmierzwił jej włosy z zachwytu nad jej postępem.

- Widzisz, jak się postarasz to potrafisz – dodał ciepłym głosem – Zuch dziewczyna.

- No, nie było tak źle – wybąkała poprawiając roztrzepane przez wampira włosy – Ale urozmaić mi trochę posiłki. Długo nie pociągnę na krwistych rzeczach. Rozumiem, że zdrowy posiłek powinien zawierać pięćdziesiąt jeden procent surowych rzeczy, ale bez przesady.

- Pomyślę nad tym – odparł Adam wychodząc – Ale dopóki nie wyjdziesz z anemii, nie licz na to.

Zamknął za sobą drzwi pozostawiając dziewczynę samą w ciszy.

* * * * * *
            
Przeziębienie Skota powoli dobiegało końca. Shiki porządnie się nim zajął, jak i narzucił chłopakowi wiele zakazów. Na szczęście, Yuki zlitowała się nad młodym wampirem i znalazła mu kilka rzeczy do przebrania, za co był jej niezmiernie wdzięczny. Teraz siedział samotnie pod drzewem sakury i zamyślonym wzrokiem wpatrywał się w płaską taflę lazurowego jeziora. Ostatnio dość często powtarzał mu się sen o Lavi i za każdym razem odkrywał przed nim coraz to nowszy skrawek swej tajemnicy. Nie do końca rozumiał jego znaczenie, ale jednego był pewien – trzeba chronić Lavi. Shiki w ogóle nie chciał go słuchać, kiedy wracał zmęczony po misjach, a z innymi smokami zazwyczaj nie miał kontaktu. Do końca szlabanu zostało mu jeszcze pięć dni i z niecierpliwością czekał na ich upłynięcie.

W pewnej chwili wampir usłyszał szelest w zaroślach, z których wyszedł mały chłopiec. Miał błękitne oczy i złote włosy, a wyglądał na trzy lata. Maluch podszedł do niego i siadając naprzeciw wbił swój wzrok w chłopaka.

- Cześć – przywitał się Skot – Skąd się tu wziąłeś?

- Ja?! – Zdziwił się chłopczyk – Pytanie powinno brzmieć, co ty tutaj robisz Skocie Darku?

- Prawdę mówiąc, to sam się nad tym zastanawiam – westchnął wampir, ale po chwili dotarło do niego, że chłopiec mówi zupełnie jak dorosły – Kim ty jesteś i skąd wiesz, jak ja się nazywam?

- Jak miałbym nie znać przyjaciela mojej siostry? – Zachichotał w odpowiedzi chłopiec – Nazywam się Shoon, a dawniej nazywano mnie Michael. Jestem bliźniaczym bratem Lavi.

- Ale ty nie żyjesz! – Zszokował się wampir – Więc jak to możliwe, że siedzisz tu sobie jakby nigdy nic?

- To proste – westchnął Shoon – Jestem w duchowej formie. Jeśli Lavi zdecyduje się na przebudzenie swojej mocy, a powinna, to wówczas zniknę. Smoki po śmierci zamieniają się w gwiazdy, tworząc własne konstelacje. Lavi boi się samotności i ubzdurała sobie, że przebudzenie mocy równe jest z moim odejściem. Tak naprawdę, to chciałbym już stąd odejść i złączyć się z matką, ale ona mi na to nie pozwala. Rozumiem ją i dlatego jej nie popędzam.

- Aha – pokiwał w zrozumieniu Skot i nagle przypomniał sobie o swoim śnie – Jesteś jej bratem, tak?

- Tak – odparł podejrzliwie Shoon – A co?

- I możesz się przemieszczać pomiędzy różnymi wymiarami? – Drążył dalej wampir – I skontaktować z kim chcesz?

- Mogę – przytaknął chłopiec – Ale po co ci to wiedzieć?

- Mam ostatnio dziwny sen – zaczął wyjaśniać Skot – W tym śnie Lavi zagraża wielkie niebezpieczeństwo. Na jej życie czyhają złowrogie błękitne płomienie. Starałem się poinformować o tym Shikiego, ale on nie chce mnie w ogóle słuchać.

- Błękitne płomienie, powiadasz? – Zamyślił się Shoon – Ciekawe.

- Wiesz może czym są te płomienie? – Dopytywał z desperacją w oczach wampir – Kiedy widzę je we śnie, one zaczynają atakować i mnie. Tak jakby wiedziały, że je widzę. To jest w pewien sposób przerażające.

- Płomienie, które przybierają barwę nieba należą do władcy demonów – wyjaśniał powoli chłopiec – Sam tego nie rozumiem, ale ostatnio demony stały się dość aktywne. Może twój sen jest kluczem do rozwikłania tej zagadki. Shiki sam zachodzi w głowę o co może tu chodzić i zapewniam cię, że w ogóle cię nie olał. On po prostu nie chce mieszać wampirów w sprawy smoków, a tym bardziej jeśli sprawa dotyczy właśnie Lavi.

- A inne smoki? – Naciskał na Shoona – Czy mogłyby pomóc?

- Oczywiście, że by mogły, ale nie w tym przypadku – westchnął Shoon spuszczając smutny wzrok – Lavi jest jednym z przeklętych bliźniaków. Przez to nie może żyć w świecie smoków, jak i długo przebywać w tym wymiarze. Ojciec nie chce jej znać, obwinia ją o możność sprowadzenia na smoki nieszczęścia. Tylko nieliczni z naszego rodzeństwa są skłonni nam pomóc. Niestety cała reszta z miłą chęcią doprowadziłaby do zagłady mojej siostry.

- Lavi, ona naprawdę jest tak samotna? – Zdziwił się Skot – Czemu nic mi nie powiedziała? Przecież wie, że jej nie opuścimy z Amy. Ona jest dla mnie jak siostra.

- Lavi wini siebie o wszystkie zło, które dzieje się w jej otoczeniu – odparł Shoon – Już nie raz musiałem interweniować, by ocalić jej życie. Na szczęście twój brat Adam jest przy niej. Naprawdę wiele ich łączy, choć oboje temu zaprzeczają.

- Skoro tak, to czemu ją naznaczył? – Wypowiedział na głos swoje myśli Skot – Mi i Amy zrobił to samo.

- Zrobił to, bo nie miał innego wyjścia – wyjaśnił Shoon – On chce was chronić, a to zaklęcie mu w tym pomaga. Jeśli stanie się wam coś złego, Adam będzie o tym wiedział. Postaw się  na jego miejscu. Otaczają go ludzie, ale tak naprawdę jest bardzo samotny. Lavi podświadomie wyczuła jego pustkę, a on to zauważył. Widzi w niej swoje odbicie, drugą połowę. Czy rozumiesz co mam na myśli?

- Chyba – mruknął Skot z lekkim mętlikiem w głowie – Tak myślę.

- Skoro tak – oświadczył Shoon podnosząc się z ziemi, a po chwili zamienił się w złoty płomyk – Muszę już wracać do świata smoków i trochę odpocząć. Dziękuję, że mi zaufałeś i wyjawiłeś swoje obawy. Żegnaj Skocie Dark.

Złoty płomień zniknął w promieniu słońca, pozostawiając pogrążonego w myślach wampira.

* * * * * *
            
Lavi znużona bawiła się na tarasie z kotem, machając nad jego pyszczkiem kawałkiem trawy. Kot łapał jej czubek swoimi siwymi łapkami, przewracając się na grzbiet. W pewnym momencie dziewczyna zadarła głowę do góry i wpatrzyła w sunące się leniwie po niebie chmury. Kot delikatnie pacnął jej rękę łapą i zaczął się do niej łasić. Szósta machinalnie podniosła dłoń i go pogłaskała po główce. Zadowolony zwierzak zwinął się w kłębek i głośno mrucząc pogrążył we śnie.

- Leniuch z ciebie Neko – westchnęła Lavi spuszczając na kota swój wzrok – ale twoje mruczenie mnie uspokaja.

Głaskała miękkie futro, aż dostrzegła ranę na tylnej łapie kota. Delikatnie chwyciła zwierzaka, a ten w samoobronie wystawił pazury i wbił jej w przedramię.

- Au, wiem, że nie lubisz być brany na ręce, ale chcę ci pomóc – tłumaczyła dziewczyna, a kot jakby rozumiejąc co mówi na chwilę się uspokoił. – Dawno tego nie robiłam, więc nie spodziewaj się zbyt wiele.

Lavi wzięła głęboki oddech i zamykając oczy skupiła swoje myśli na uzdrowieniu kota. Raptem poczuła ciepło na lewej dłoni i gdy otworzyła oczy, zobaczyła złotą poświatę. Przyłożyła rękę do rany i po chwili nie było po niej śladu, za to dziewczyna poczuła ból na prawej nodze, przy kostce. Podwinęła jeansy i ukazała się jej rana.

- Przywołuje wspomnienia – rzuciła w zamyśleniu – A jednak potrafię leczyć rany. Niestety jak zwykle jest to bolesne.

Wszystkiemu przyglądał się Adam, który w tym czasie wszedł na taras. W powietrzu dawało się wyczuć krew dziewczyny. Powoli do niej podszedł z głodem w oczach. Lavi popatrzyła na niego ze strachem, ale po chwili się poddała. Od początku szlabanu jeszcze nie pił jej krwi, bo nabawiła się anemii, ale już wyzdrowiała i miała czas na pogodzenie się z faktem, iż wampir musi się posilać. Teraz rany na przedramieniu i pod kostką, jedynie go nęciły.

- Rób co musisz – wyszeptała zamykając oczy. Nie musiała długo czekać na wampira, który szybko ją pochwycił i wbił swoje kły w jej szyję. Nie czuła bólu, ale za to stawała się coraz to słabsza. – Nie, to za dużo – starała się go powstrzymać, ale on nie zwracał na to uwagi. Lavi czuła, jak z każdą sekundą opada z sił – Adam, jeśli nie przestaniesz w tej chwili, ja …

Nie dokończyła, bo straciła przytomność. Adam zaniósł ją do pokoju i położył na łóżku. Zlizał krew z rany na przedramieniu, czym ją zasklepił. Dziewczyna nieprzytomna jedynie cicho oddychała. Miarowe i ciche bicie jej serca sprawiało, że się uspokajał. Usiadł na skraju łóżka i z pasją wpatrywał się w beztroską twarz Szóstej. Odgarnął zbłąkane kosmyki brązowych włosów z jej czoła i pogłaskał po głowie. Lavi w pewnym momencie raptownie się poruszyła, a spod zamkniętych powiek wypłynęły kropelki krwawych łez. Adam z zaciekawieniem przyglądał się czerwonym smugom powstałym na jej policzkach. Przejechał po nich dłonią i starł bez śladu. Następnie uniósł rękę dziewczyny do swoich ust i nadział jeden z jej palców na swój kieł, tym samym nawiązując połączenie krwi. Zamknął oczy i zbliżył do niespokojnego umysłu Lavi. Po chwili ujrzał jej koszmar przepełniony ludzkimi zwłokami i błękitnym płomieniem. W samym centrum siedziała Lavi, skulona ze strachu. Otaczała ją coraz to słabsza złotawa poświata. Lęk powoli przewyższał jej siłę ducha, była na skraju załamania. Podszedł do niej i bez trudu przeszedł przez jej ochronę. Złapał za rękę. Dziewczyna wtuliła się w jego plecy i szła za nim. Zewsząd atakowały ich płomienne łańcuchy. Pstryknął palcami, budząc w ten sposób Lavi, która zerwała się z krzykiem. Niestety z braku sił ponownie opadła na poduszki, jednak już nie straciła przytomności.

- Dzięki – wyszeptała tuląc twarz w poduszkę – Sama nie dałabym mu rady. Jestem już tak bardzo zmęczona tym snem. Nie wiem, czy wytrwam następnym razem.

- Następnego razu nie będzie – oświadczył Adam patrząc w jej błękitne oczy – Postawię pieczęć blokady snów w twoim pokoju. Będziesz spać, ale nie będziesz śnić. Nie musisz się już tym martwić.

- Ale skąd wziąłeś się w moim śnie? – Spytała z lekką podejrzliwością – Jak tam wszedłeś?

- Więź krwi – rzucił od niechcenia wampir – Nigdy jej nie lekceważ.

- Dobra – mruknęła powoli – Nieważne.

- A tak – przypomniał sobie Adam – Dawno się razem nie kąpaliśmy. Czas to nadrobić.

- Co?! – Zdziwiła się Lavi, niemalże pisnęła – Jakoś nie mam na to siły.

- I nie musisz ich posiadać – zaśmiał się wampir, biorąc ją na ręce – Masz przecież mnie do pomocy.

- Proszę, jutro zrobię co zechcesz – prosiła Lavi – więc pozwól dziś mi odpocząć.

- Kuszące, ale muszę odmówić – westchnął wampir – Jutro akurat wyjeżdżamy.

- Niby gdzie?! – Spytała zaskoczona dziewczyna – I czemu użyłeś liczby mnogiej?

- Zapomniałaś już, co ustaliliśmy ostatnim razem? – Zadał retoryczne pytanie – Po tym, jak doprowadziłaś się do anemii, nie mogę zostawić cię samej w domu. A tak, będę cię miał zawsze pod ręką i na oku.

- Świetnie – jęknęła Lavi w przygnębieniu – Czyli nici z wolności.

- Nie martw się, zadbam o to byś się nie nudziła – zapewnił ją całując w czoło, na co ta oblała się rumieńcem i zasłoniła twarz – Wszystko omówimy sobie podczas kąpieli.

Weszli do dużej łaźni, gdzie czekała już gotowa kąpiel. Ostrożnie postawił Lavi na posadzce. Dziewczyna od razu schowała się za stojącą nieopodal kolumną.

- Odwróć się i nie podglądaj – nakazała cała zawstydzona, szybko zdejmując ubranie i obwijając się ręcznikiem – Dobra, jestem gotowa.

- No, nie wiem – skwitował ją Adam wpatrując w ręcznikową kreację – Ręcznik będzie potrzebny ci później. Teraz jest pora kąpieli, więc to nie będzie ci w tej chwili potrzebne.

Podszedł do dziewczyny i migiem szarpnął za ręcznik, który trzymając się na słowo honoru, bez oporu upadł na podłogę. Lavi z piskiem wskoczyła do wody, starając się zakryć.

- Zboczeniec! – Krzyknęła chowając się w jednej z wnęk wanny. Po chwili wyjrzała, ale widok, który jej się ukazał spowodował ponowne ukrycie – Zasłoń się! Nie paraduj tak przy mnie!

- Dobrze – zachichotał Adam, po czym pojawił się tuż przy dziewczynie – Nie wstydź się, przecież nie pierwszy raz widzę cię nago. Powinnaś już przywyknąć do naszych wspólnych kąpieli.

- Możliwe – zająknęła się Szósta – Ale nie potrafię się przemóc. I skończ temat, bo to zbyt krępujące.

- Jak chcesz – westchnął wampir i zadarł głowę do góry wpatrując się w niebo – Jak chcesz.

Lavi ukradkiem zerkała na siedzącego obok mężczyznę, na jego długie, czarne i miękkie włosy, które unosiły się na powierzchni wody. Zawsze kiedy pogrążał się w myślach, wydawał się być kimś naprawdę samotnym, kimś, kto zrozumiałby jej uczucie pustki. Ile by dała, aby zapełnić tę pustkę w jej duszy. Czasami miała wrażenie, że Adam jest temu bliski, ale wyrzucała tę myśl ze swojego umysłu. Na świecie nie ma nikogo, kto byłby do tego zdolny. Tępo gapiła się na wampira, a kiedy ten to zauważył, szybkim ruchem przyciągnął ją do siebie.

- Nie kryj swoich uczuć – poradził dziewczynie, próbującej się wyrwać spod jego uścisku – Bądź przy mnie sobą, jeśli nie chcesz mnie martwić.

- Ja?! – Zdębiała Lavi – Więc czemu ukrywasz swój smutek?

- Czyżbyś się o mnie martwiła?! – Zdziwił się Adam – A jednak.

- Nie, to nic – jąkała się próbując wykręcić – Zapomnij.

- Rozumiem – zaśmiał się wampir, czym ją zaskoczył – Rozumiem.

- Kiedy się śmiejesz, wyglądasz o niebo lepiej – odparła w zamyśleniu Lavi, ale po chwili uświadomiła sobie co powiedziała i szukając wyjścia z sytuacji, szybko dała nura pod wodę. Jednak Adam nie dał jej tego komfortu i chwytając ją za ramię wyciągnął na powierzchnię – Co ty?

- Czy masz więcej podobnych uwag? – Spytał szczerze się śmiejąc, rozbawiony jej skrępowaniem i zawstydzoną miną – To jak, Lavi?

- Nic już ci nie powiem – wydyszała, starając się unikać jego oczu – Zmęczona jestem i bredzę.

- To może przetrzymam cię trochę dłużej i posłucham tych twoich bredni – zaproponował wampir – Czasem są dość ciekawe.

- Nie ma takiej potrzeby – desperacko szukała manewru wyjścia z rozmowy – Jeśli za długo mnie tu przetrzymasz, raczej nie wstanę jutro na czas.

- O to nie musisz się martwić – westchnął Adam – Po prostu pobądź ze mną trochę dłużej.

- Dobrze – zgodziła się Lavi, widząc smutny wzrok wampira – Ale nie za długo, ok.?

- Zobaczymy – odparł Adam na powrót wpatrując się w gwiazdy – Zobaczymy.

* * * * * *

           
 Było południe, kiedy Lavi otworzyła oczy. Rozejrzała się wokoło, stwierdzając jedynie, że nie jest w swoim pokoju. Leżała na jednym z rozłożonych siedzeń prywatnego odrzutowca Adama, przykryta kocem. Miała na sobie swoją pidżamę, czyli zieloną koszulkę z uśmiechniętą buźką i białe, dresowe szorty. Nikogo poza nią nie było w pomieszczeniu, więc powoli wstała i podeszła do okienka, przez które widziała jedynie chmury, zakrywające inne widoki.

- Nuda – szepnęła do siebie rozczarowana widokiem – Myślałam, że chociaż zobaczę skrawek błękitnego nieba, a tu same chmury, przypominające mgłę.

Wróciła na swoje miejsce i wtuliła się w koc, rozmyślając o nawiedzających jej sny błękitnym płomieniu. Tak mocno pogrążyła się w myślach, że nie zauważyła Adama, który usiadł naprzeciw.

- Widzę, że już wstałaś – zagadnął nie spuszczając z niej oka – Ale coś innego zajęło twoją uwagę. Lavi!

- Co? – Wyrwana z rozmyślań dziewczyna była zaskoczona widokiem Adama – Jak ty tu…?

- Normalnie – westchnął wampir – drzwiami.

- Sorry, trochę się zamyśliłam – przeprosiła wybita z toku myśli. Jednak przypomniała sobie ważny fakt. – Mógłbyś mi powiedzieć, czemu obudziłam się wewnątrz samolotu?

- To proste – zaczął od niechcenia mężczyzna – Rano spałaś jak kamień. Nawet nie drgnęłaś, kiedy przewiozłem cię na lotnisko i zapakowałem do samolotu.

- A czyja to niby wina, że trzymał mnie do trzeciej nad ranem w swoim pokoju – mamrotała cicho Lavi – Wiesz, że lubię pospać.

- Wiem – odparł Adam – dlatego cię nie budziłem, a jedynie zabrałem ze sobą.

- A co z moim bagażem? – Spytała lekko zmartwiona Szósta – Nie zdążyłam się nawet spakować.

- Nie ma żadnego bagażu – zbył ją mężczyzna – Na miejscu coś ci kupię, więc się już tym nie martw.

- Jak mam się nie martwić, kiedy siedzę tu w samej pidżamie – jęknęła Lavi zakrywając głowę kocem – To jest nie sprawiedliwe. Mogłeś mnie obudzić. Może trochę bym marudziła, ale chociaż miałabym swój bagaż i na sobie ubranie.

- Ciekawe rzeczy opowiadasz – odparł Adam, po czym wstał w oka mgnieniu i usiadł na bocznym oparciu siedzenia Lavi tak, że nachylał się tuż nad nią. – Może spojrzysz mi w twarz?

- Nie, ale tak mi dobrze – pisnęła dziewczyna przyciskając do twarzy okrycie, jednak wampir nie dał za wygraną i szybkim ruchem zsunął z niej koc – czemu zawsze muszę patrzeć ci w oczy? To jest krępujące.

- Dzięki temu wiem, że nic przede mną nie ukrywasz – poinformował ją Adam – Teraz widzę, że jednak nie chcesz mi o czymś powiedzieć.

- Możliwe – zbyła go Lavi – Nie musisz wszystkiego wiedzieć. To moje życie, czyli nie twój interes.

- Twoje życie należy do mnie, więc to jednak mój interes – oświadczył Adam stanowczym głosem – Wiesz, że w każdej chwili mogę się dowiedzieć o twoich sekretach poprzez więź krwi. Pytanie jednak brzmi, czy naprawdę tego chcesz.

- Nie ośmielisz się! – Krzyknęła w strachu dziewczyna – Tak nie można!

- A chcesz się przekonać? – Zadrwił z niej wampir – Ciekawe kto wygra?

- Znęcasz się nade mną! – Zarzuciła mu Lavi – Czemu mi to robisz?

- Ja? Znęcam? – Zdziwił się Adam – Nie przesadzasz?

- Nie, nie przesadzam – odpowiedziała z bólem w oczach – Robisz to psychicznie. Myślałam, że jeżeli jesteśmy podobni, to mnie zrozumiesz, ale jednak się myliłam. Ups, zapomnij o tym ostatnim.

- Niby jakbym mógł – rzekł miękko Adam – Rzadko kiedy mówisz mi co myślisz, a teraz jeszcze nakazujesz mi o tym zapomnieć. Nie będziesz mi rozkazywać, smarkulo ze smoczego gniazda.

- Jak ty mnie nazwałeś? – Oburzyła się Lavi – Ty tępy, zboczony krwiopijco!

- Co? – Adam spojrzał na dziewczynę ze złością w oczach, ale po chwili zaczął się śmiać – I naprawdę nie potrafiłaś wymyślić nic lepszego? To teraz wiedz, że ten tępy krwiopijca da ci popalić.

-  Nie, no. Sorry – Próbowała się ratować Lavi – Trochę mnie poniosło z nerwów. Postawiłbyś się chociaż raz na moim miejscu, to nie tak, że marudzę bez powodu. Na nic mi nie pozwalasz, ograniczając tym moją wolność. Traktujesz jak dziecko, choć nim już nie jestem i wiecznie karzesz za małe wykroczenia. To jakiś obłęd!

- Rozumiem – westchnął Adam nie spuszczając z niej wzroku – Coś jeszcze?

- Tak! To znaczy nie! – Zaplątała się w zakłopotaniu dziewczyna – Nieważne.

- Czyżby? – Ciągnął dalej wampir – Jakoś w to nie wierzę.

- A powinieneś – nalegała Szósta – mam problem, ale sama muszę go rozwiązać. Ty się tym nie kłopocz i tak dużo mi pomogłeś.

- Ty, nie myśl sobie, że taka gadka na mnie wpłynie – pouczył ją mężczyzna – Koszmary, które cię nawiedzają we śnie, nie należą do grona normalnych. To magia iluzji, ale nie taka znowu zwyczajna. To, co wydarzy się podczas jej trwania, pozostawia po sobie ślad. I nie mówię tutaj o ranach czy bliznach, tu chodzi o coś bardziej poważniejszego. Nie można tego bagatelizować.

- Co masz przez to na myśli? – Spytała w szoku – Czy to oznacza, że kiedy poddam się tym płomieniom, naprawdę zostanę zniewolona?

- W pewnym sensie tak – zgodził się z dziewczyną – Kiedy poddasz się płomieniom we śnie, to w konsekwencji nie będziesz potrafiła stawić im czoła w realnym świecie, rozumiesz do czego zmierzam?

- Niejako – mruknęła w zamyśleniu – Niby jak mam się przed tym bronić? Już teraz nie mam siły z tym walczyć, a co dopiero później?

- Masz mnie – rzucił poirytowany przyciągając do siebie Lavi – Należysz do mnie, więc nie masz się czym martwić, bo nie zamierzam cię nikomu oddawać. Skontaktuję się z Shikim i postaram się czegoś dowiedzieć na temat tych płomieni, chyba, że ty coś wiesz.

- No… um… – zaczęła się zastanawiać – możliwe, że coś wiem, ale nie jestem pewna, czy ta wiedza na coś się przyda.

- Rozumiem – odparł Adam, po czym przytrzymując Szóstą rozczochrał jej włosy – Głuptasie mały, od dzisiaj masz mi mówić wszystko co ci przyjdzie na myśl odnośnie tej sprawy. Sprzeciwów nie biorę pod uwagę, a w razie braku współpracy, wkroczę ja, więc lepiej bądź wobec mnie szczera.

- Postaram się – jęknęła dziewczyna ze wstydem na twarzy – ale teraz odsuń się ode mnie.

- A to niby czemu? – Zapytał z udawanym szokiem – No?

- Jesteś za blisko! – Wrzasnęła w zakłopotaniu – Nasze twarze… też są za blisko!

- A co w tym złego? – Zdziwił się Adam – Twoja reakcja jest całkiem ciekawa.

- Sama tego do końca nie rozumiem – głowiła się w myślach Lavi – Z jednej strony mnie przeraża, a z drugiej coś mnie do niego ciągnie. Czemu tak jest?

- Nie odpływaj w świat swoich myśli podczas rozmowy – pouczył ją dając prztyczka w nos – To niegrzeczne.

- Au – potarła się w nos dziewczyna w lekkim szoku – To boli.

- I miało boleć – westchnął jeszcze bardziej przyciskając ją do siebie – To co sprawiło, że odcięłaś się od rozmowy?

- Nic ważnego – twarz Lavi przybrała kolor czerwieni na samo wspomnienie jej myśli o Adamie – Takie tam głupoty.

- Doprawdy? – Adam zbliżył swoją twarz do twarzy dziewczyny – Może powinienem się przekonać, czy mówisz prawdę?

- Nie! – Wrzasnęła, po czym dłońmi zakryła jego usta – Nie musisz. To naprawdę nic potrzebującego twojej uwagi. Uwierz mi, proszę!

- Hm – Mruknął wbijając w nią swój wzrok. Czuł, że desperacko stara się coś przed nim ukryć, co jeszcze bardziej nęciło jego ciekawość. Postanowił jednak tym razem odpuścić. – Zgoda, ale nie myśl, że odpuszczę przy następnym razie.

- Będę mieć to na uwadze – odparła z ulgą w głosie, jednocześnie odsuwając się od wampira – dzięki.

- Zaraz lądujemy, wróć na swoje miejsce i zapnij pasy bezpieczeństwa – nakazał wstając z fotelu – Ja idę do kabiny pilota.

- A tak w ogóle, to gdzie lecimy? – Spytała z ciekawości – Jeszcze mi tego nie powiedziałeś.

- A na co ci to wiedzieć – rzucił bez przekonania, ale widząc jej minę westchnął z rezygnacją – Skoro musisz wiedzieć, to lecimy do Japonii.

Po tych słowach zniknął za drzwiami kabiny.

* * * * * *
            
Wylądowali w Tokyo około północy. Lavi była urzeczona licznymi neonami, które było widać z oddali. Było strasznie duszno i gorąco, bo Japonię w tym czasie opanowała fala upałów.

- Gdzie będziemy mieszkać przez nasz pobyt tutaj? – Spytała schodząc po schodkach samolotu – I czy będę mogła wyjść sama na spacer?

- Nocujemy w Ikebukuro[1] – odparł wampir nawet się do niej nie odwracając – A w kwestii drugiego pytania, odpowiedź brzmi nie.

- Co?! – Zszokowała się Lavi – Dlaczego?

- Po pierwsze, masz szlaban – zaczął Adam spokojnym tonem – A po drugie, nie znasz tego miejsca i możesz się zgubić.

- Nie jestem już dzieckiem, zawsze mogę użyć portalu i wrócić – zapewniała z nadzieją w głosie – Nie sądzisz?

- Nie, nie sądzę – westchnął cicho podając swoją odpowiedź – Powiedziałem „nie” i nie zmienię zdania. Wychodzisz jedynie ze mną, nigdy sama. Koniec rozmowy na ten temat.

Lavi chciała jeszcze coś powiedzieć, ale w ostatniej chwili ugryzła się w język. Uświadomiła sobie, że z Adamem nie warto się kłócić w tak trywialny sposób, jak zwykła to robić. W duchu postanowiła, że przy najbliższej okazji wymknie się z hotelu i zwiedzi miasto. Zadowolona ze swojego pomysłu ruszyła za swoim opiekunem. Wsiedli do podstawionego samochodu i jechali z pół godziny, aż zatrzymali się przed budynkiem hotelu.

- Hotel Metropolitan Tokyo – Przeczytała szyld na szczycie wejścia budynku, pod którym zaparkował kierowca ich auta. – wielki i chyba drogi.

Adam nie zwracał uwagi na jej słowa, a jedynie chwycił jej rękę i zaczął ciągnąć za sobą po schodach prowadzących do wejścia hotelu. Główny hol był duży. Lavi z ciekawością małego dziecka rozglądała się na prawo i lewo z zachwytu. 

- Siadaj tu i się nie ruszaj – nakazał Adam sadowiąc ją na krześle w poczekalni – Żadnych numerów, bo pożałujesz. 

- A gdzie ty idziesz? – Spytała zdziwiona – Zostawiasz mnie w miejscu publicznym, kiedy jestem w samej pidżamie? Ludzie dziwnie się na mnie patrzą, bo nie pasuję do tego miejsca.

- Potwierdzę rezerwację i zaraz wrócę – poinformował ją wampir – Tu akurat jest mniej ludzi, niż tam, więc przestań marudzić.

- Ok. – Zgodziła się Lavi – Ale się streszczaj.

- Zmień ton – polecił Adam – bo inaczej nie ręczę za siebie.

- Oj, sorry – westchnęła odgarniając z oczu grzywkę – Zmęczona jestem i tyle. Nic nie poradzę na swój zły humor.

Wampir zmierzył ją wzrokiem, po czym bez słowa odszedł. Wrócił po kilku minutach, dokładnie wtedy, kiedy Lavi wpatrywała się znudzona w sufit. Położył jej dłoń na czole, dając tym samym znak, że czas iść. Dziewczyna wstała z krzesła i ruszyła za nim do windy. Wjechali na dziesiąte piętro, a tam weszli do pokoju, znajdującego się na końcu korytarza. Pokój był średniej wielkości z wielkim oknem i łazienką. Szósta w pewnym momencie stanęła jak wryta.

- Czemu tu jest tylko jedno łóżko? – Spytała ostrożnie widząc wielkie dwuosobowe łóżko – Mówiłeś, że to pokój dwuosobowy, więc czemu jest tu tylko jedno łóżko?

- Uspokój się – sapnął zmęczony wampir – Już nie raz ze mną spałaś w jednym łóżku, więc o co masz teraz pretensje? Muszę czuwać nad twoim snem i trzymać rękę na pulsie.

- Wiesz, w ustach wampira to stwierdzenie nie brzmi zbyt zachęcająco – rzuciła lekko zdenerwowana Lavi – Mnie to raczej nie uspokaja, a wręcz ma odwrotny skutek. Kiedy ma się świadomość, że jest się chodzącym bufetem.

- Nie mów tak – westchnął Adam głaszcząc jej miękkie włosy – Nigdy nie myślałem o tobie w ten sposób. Ty jesteś raczej deserem, bo słodko smakujesz.

- Co?! No, wiesz! – Wzdrygnęła się Szósta, kiedy delikatnie przejechał palcem po jej ustach – Żarty się ciebie trzymają, co nie?

- Nie – zachichotał wampir widząc jej zakłopotanie – Kiedyś naprawdę pożrę cię całą, więc lepiej mnie nie prowokuj. 

- On mnie przeraża – myślała zlękniona dziewczyna zamykając mocno oczy – Niech mi ktoś pomoże. Czemu dziś jest taki dziwny.

Serce Lavi zaczęło bić mocniej pobudzone wzrostem adrenaliny w organizmie. Adam od razu wyczuł tę zmianę i tylko się zaśmiał na widok jej wystraszonej postawy. 

- Tym razem będzie inaczej – szepnął jej do ucha, po czym rozciął swój palec wskazujący u lewej ręki i wepchnął go jej do ust. Lavi niczym rażona piorunem otworzyła oczy i starała się go wyjąć, ale nie miała sił się bronić. Krew wampira wpływała do jej gardła, powoli pogrążając ją w letargu. Adam zakrył drugą dłonią jej oczy, zaś jego świeciły się czerwonym blaskiem – Grzeczna dziewczynka. Pij, to pomoże ci uchronić się przed koszmarami. Gdybym pożywił się jak zwykle, straciłabyś przytomność i wróciła na łaskę tych piekielnych płomieni.

Po kilku minutach Adam wyjął z ust dziewczyny zraniony palec. Jej oczy były półprzytomne, a z kącików ust wypłynęły stróżki krwi, którą zlizał. Źrenice dziewczyny się rozszerzyły, po wyjściu z letargu i szybko zakryła dłońmi twarz oblaną soczystym rumieńcem. Wampir nie brał tego pod uwagę, tylko od razu zabrał się do rzeczy i zaczął swój posiłek. W szoku dość prędko straciła przytomność.

 


* * * * * *
            
Shoon zmęczonym wzrokiem przeglądał stare księgi biblioteki smoków. W ręku trzymał właśnie nieznanego pochodzenia zwój z opisem legendy o bliźniaczych braciach, Kronosie i Ouroborosie. Ale tekst ten odbiegał treścią od znanej mu legendy.

- Jak to możliwe?! – Spytał zdziwiony dokumentu – Przecież stryj miał zginąć z ręki ojca, a ten przekaz mówi, że Kronos został strącony w czeluści piekielne i zabijając potężne demony wraz z ich królem, stał się władcą tych stworów.

Chłopiec czytał dalej, aż w końcu natknął się na istotną rzecz.

- Przekleństwo bliźniąt – wyszeptał patrząc na rycinę w pieczęci umieszczonej na marginesie dokumentu, po czym zaczął czytać cicho tekst – Klątwa rzucona przez Akaszę wspólnie z Kronosem na Uroborosa, po tym jak go upokorzył w walce. Bliźnięta zrodzone z łusek przeklętego przejmą jego piętno i zostaną poświęcone władcy demonów. Egzystencja tych dzieci będzie równa wampirzej naturze. Silniejsze pochłonie słabszego i uzyska pełnię mocy. – Z przerażeniem przypomniał sobie chorowitość Lavi – Czyli ja byłem tym silniejszym?! Miałem chronić siostrę, a powoli i nieświadomie pochłaniałem jej życie? Noc, kiedy zginąłem przesądziła o naszym losie, jednocześnie ratując Lavi. – Westchnął przeciągle, wracając do lektury. – Tylko w pełni sił można pokonać ciemność. Okazanie słabości równe jest klęsce i pochłonięciu przez cienie, zasilając ich szeregi. Błękitny ogień zniewoli duszę niewinną i strawi jej światło, wystawiając na próbę jej siłę. Jeśli pełnię mocy uzyska, bezpieczną czuć się może, ale jeśli słaba w połowie, na wieki spowije ją mrok. – Tu Shoon skamieniał. Dobrze wiedział o kim mowa w tym skrypcie. Czas naglił, a Lavi coraz bardziej przybliżała się nieświadomie do niebezpieczeństwa. – Trzeba skontaktować się z Adamem i Shikim.

Chłopiec wstał, zwinął zwój i odłożył resztę woluminów, po czym pędem wybiegł z biblioteki. W mgnieniu oka znalazł się w jaskini Pierwszego. Shiki lekko zaskoczony spojrzał na błękitno złoty język ognia miotający się po jego pokoju. Do momentu, gdy zaczął formować się w postać małego chłopca.

- Shoon, co się dzieje? – Spytał spokojnym, aczkolwiek poważnym tonem – Cały jesteś w nerwach, a to nowość.

- Shiki! Musimy znaleźć Lavi i ją chronić! Grozi jej niebezpieczeństwo! – Krzyczał chłopiec w desperacji. – Ja natknąłem się na dziwny zwój z opisem klątwy bliźniąt. Tam było to ujęte inaczej niż w legendzie, którą nam opowiedziano. Ojciec zrobił to z premedytacją! Chciał zmyć z siebie klątwę i dlatego zrzucił dwie łuski. To przekleństwo nic by mu nie zrobiło, dopiero przelane na bliźniacze dzieci nabiera mocy.

- Shoon? – Pierwszy był w szoku, nigdy nie podejrzewał, że ojciec może okazać się przebiegłą bestią i do tego tak zimną. – Uspokój się mały. Jakoś temu zaradzimy.

- Niby jak? – Zachlipał chłopiec – Shiki, on traktuje nas jedynie jak narzędzia. Ja i Lavi nic dla niego nie znaczymy. Od samego początku mieliśmy umrzeć, albo być pochłoniętymi przez mrok. Stryj nie da za wygraną i zrobi wszystko by złapać Lavi i mnie.

- Kronos?! – Zdębiał Shiki – Przecież ojciec go zabił.

- No, właśnie, że nie – mruknął Shoon, uspokajając swe nerwy – To on odpowiada za błękitne płomienie, które dręczą Lavi w snach. Muszę odejść. Dzięki temu przebudzimy pełną moc naszej dwójki, ale ona musi tego chcieć.

- Wiem to – sapnął Shiki – Czyli władcą demonów jest nasz stryj Kronos, zdumiewające wieści. Sprawy nieco się komplikują, bo jeśli on dostanie tego czego chce, to zagrozi ojcu. Jest jedno wyjście…

- Nieprawda! Są dwa! – Wtrącił się Skot, z którego oczu spływały krwawe łzy – Śmierć albo prawdziwa miłość.

- Hej, co z tobą? – Spytał się Pierwszy widząc stan wampira – Skąd te krwawe łzy?

- Skot, śniłeś? – Shoon podszedł do chłopaka i podprowadził do krzesła – Czy odkryłeś jego istotę?

- Nie jestem pewien – wyszeptał Skot, rękawem wycierając łzy. – Dowiedziałem się jedynie o czarnym rytuale, ale nie wiem czym on jest. Usłyszałem jedynie, że potrzebny do niego jest mieszaniec, widzący syn Nox[2] i bliźnięta z piętnem klątwy Akaszy i Kronosa. Jednego jestem pewny, kiedy do niego dojdzie, nastanie mrok i koniec tego co znamy. Shoon, Lavi na razie nie pojawiła się w tym śnie, a to rozwścieczyło płomienie. Sam jestem potworem, ale ten koszmar mnie przeraża.

- Chcesz powiedzieć, że Szczurek widzi sny Lavi? – Spytał Shiki po długim milczeniu Shoona – Przez to wie więcej niż my.

- Zgadza się – przytaknął chłopiec, przytrzymując ledwo trzymającego się na krześle wampira – Chciał ci o tym powiedzieć, ale go nie słuchałeś. Wiem, że nie chciałeś go w to mieszać, bo nie jest smokiem.

- Takie są zasady – odparł Shiki – Nic na to nie poradzę.

- Nie rozśmieszaj mnie! Ty i zasady?! – Zaśmiała się Yuki wchodząc do pokoju – Jesteś jedynym, który jak dotąd łamał wszelkie zasady, byle tylko dopiec ojcu.

- Zamknij się i czego chcesz! – Warknął Pierwszy widząc siostrę – Nie przypominam sobie, bym kogokolwiek zapraszał, a w szczególności ciebie.

- Shoon ma zakaz zbliżania się do smoczej biblioteki – westchnęła smutnie Yuki – Przykro mi Shoon, ale jeśli tam pójdziesz, automatycznie zostaniesz poddany eksterminacji.

- Czemu? – Spytał zdziwiony chłopiec – Nie zrobiłem nic złego.

- Według ojca jednak coś zrobiłeś – wtrącił zirytowany Shiki – Ten staruch po prostu chce odizolować cię od prawdy. To typowe dla jego wysokiego ego. Zrobi wszystko, by tylko chronić czubek własnego nosa.

- Shiki, przeginasz – napomniała brata Yuki – Wiesz, że ojciec ma wgląd w nasze życia.

-  Wiem, najlepiej ze wszystkich tu obecnych – sapnął Pierwszy – Nieważne. Skończmy ten temat. Dość się dowiedziałem i wiem, w którym kierunku mam zmierzać.

- Priorytetem jest teraz znaleźć informacje na temat tego rytuału – zaczął Shoon, jednak Shiki nie dał rozkręcić się jego myślom - …?

- W tym momencie priorytetem jest, abyś wrócił do świata smoków, bo powoli zanikasz – poinstruował Pierwszy stanowczym głosem – Szczurek też musi odpocząć i zregenerować siły.  Każdy prześpi się z tym co usłyszał i spróbuje to przemyśleć jasnym umysłem.

- Ale… – chciał kłócić się Shoon, ale Shiki mu na to nie pozwolił. Jego mordercze spojrzenie odjęło mowę chłopcu, który po chwili zamienił się w płomyk. Yuki niepostrzeżenie wyszła, a Skot spadł z krzesła nieprzytomny. – Dobranoc.

- Dobranoc – odpowiedział Pierwszy znikającemu płomykowi, po czym zaniósł Skota do łóżka – Dzieci, same z nimi kłopoty.



[1] Ikebukuro Handlowa oraz rozrywkowa dzielnica Shinjuku w Tokio. Znajdują się tam między innymi oddziały biur Toshima, stacja kolejowa Ikebukuro i kilka sklepów, restauracji i ogromne domy handlowe.
[2] Nox – z łac. Oznacza noc.