czwartek, 23 lipca 2015

Lavi

No hej ^^ Przepraszam za tak dużą zwłokę, ale tak jakoś wyszło. Przez dłuższy czas miałam po prostu pustkę w głowie, czyli brak weny na wszystko. Mam nadzieję, że rozdział się spodoba i napiszecie co o nim sądzicie w komentarzach. [Cicho na to liczę]. Pozdrawiam Was i życzę miłej lektury.

XXIII Gdy mrok spotyka ciemność

Otworzył oczy wyczuwając czyjąś obecność w pokoju. Wokoło panował jeszcze półmrok, ale pomimo tego rozpoznał aurę gościa. Nie musiał się nawet odwracać w jego stronę. W sumie nie mógł tego całkowicie zrobić.

- Czym sobie zasłużyłem, że mnie odwiedzasz Shiki? – Spytał lekko zachrypniętym głosem. – Masz już własny pokój i nie musisz ze mną przebywać.

- Co jest złego w chęci odwiedzenia brata? – Usłyszał w odpowiedzi. – Mam wrażenie, że źle mnie oceniasz.

- Nie mam ochoty na rozmowę – burknął odwracając skonsternowany wzrok – Nie potrzebuję niczyjej uwagi.

- Nie masz ochoty – powtórzył spokojnie, aczkolwiek z groźnym oddźwiękiem. – Fly, spójrz mi w oczy i powiedz to jeszcze raz.

- Fly!? – Zdziwił się takim zdrobnieniem jego imienia, przez co połowicznie wykonał polecenie. – Zostaw mnie.

- Znowu spuściłeś wzrok – zganił go zaciskając jego płatki nosa palcem wskazującym i kciukiem – I nie, nie zostawię cię póki nie porozmawiamy.

- Puść – jęknął z ledwością łapiąc jego rękę. Proces odzyskiwania czucia w ciele był wolniejszy od ślimaka. To go dobijało i zawstydzało. Nie mógł nawet samodzielnie się przemieszczać. – Proszę, zostaw mnie.

- Nie unikaj mnie Erisie – westchnął zrezygnowany – ta rozmowa jest potrzebna nam obu.

- Ty…  – zabrakło mu słów. Nie spodziewał się, że ponownie usłyszy swoje dawne imię, tym bardziej z ust Shikiego. Sądził, że prócz Kronosa nikt go nie pamięta. – Jeszcze nie jestem na nią gotów.

- Pamiętałem – oznajmił lustrując go czujnym spojrzeniem – Przez cały czas.

- Aha – mruknął zakłopotany. Czujny wzrok brata straszliwie go peszył. – Możemy to przełożyć? Nie czuję się na siłach.

- Eh – prztyknął go w czoło – Kronos pokazał mi co się wydarzyło. Nie spodziewałem się po tobie tak nierozważnego zachowania.

- Wiesz, może za dużo sobie nad-interpretowałeś tworząc mój wizerunek – szepnął w nieco zgryźliwy sposób. Zapomniał ugryźć się w język i urwał nie w porę, przez co wyczuwał irytację Shikiego, a to źle wróżyło. – Nie odpuścisz, prawda?

- Zgadza się – potwierdził poważnie. Miał ochotę jakoś go ukarać i nawet wiedział jak. – Skąd pomysł, że cię nie znoszę?

- Wszyscy mnie unikali – oświadczył cicho – włącznie z tobą.

- Wolałem samotność – wyjaśnił siląc się na spokój w głosie. Wkurzało go, że tak źle go odbierał. – Wiesz, że zawsze mogłeś do mnie przyjść?

- Nie chciałem się narzucać – czuł się jak dzieciak – Nie umiem nawiązywać relacji. Próbowałem z Lavi, ale chyba nie wyszło.

- Od samego początku sądziłem, że partnerem Lavi będziesz właśnie ty Erisie – teraz uświadomił sobie, że też się nie popisał. Jedyne co zrobił, to go uratował przed wampirami i tyle. Później chłopak musiał radzić sobie sam. Nic dziwnego, że nie opuszczał swojej groty. – Nie brałem pod uwagę faktu, że przydzielą ją mnie.

- Z tobą przynajmniej ma jakąś przyszłość – znowu odwrócił wzrok – ja bym ją tylko ograniczał.

- Bzdury wygadujesz – wyciągnął z kieszeni składany nóż, który zwinął jednemu z demonów podczas błądzenia korytarzami domu Kronosa. Następnie złapał kosmyk włosów brata i szybkim ruchem go skrócił. – Wątpisz w siebie. Wątpisz w rodzinę. To nie do przyjęcia.

- Co ty robisz? – Krzyknął w szoku. – Zostaw!

- Te włosy są twoją kryjówką – zauważył nie zaprzestając czynności – pod nimi ukrywasz prawdziwego siebie i w dodatku wyglądasz jak baba.

- Dobrze wiedzieć – chciał się odsunąć, ale jego ciało jak na złość protestowało – jednak z drugiej strony to nie znaczy, że masz decydować o moim wyglądzie.

- Jak będziesz tak piszczał, to cię ogolę na łyso – ostrzegł go ze złośliwym uśmieszkiem – Masz do mnie jakieś pretensje. Dodajmy, że o nic. Teraz przynajmniej będziesz miał dobry powód.

- To nie fair – jęknął pokonany – nie mam jak się bronić.

- I dobrze – zdążył skrócić już połowę objętości włosów na głowie brata – mam pewność, że nie uciekniesz.

- Rozumiem – przymknął oczy w rezygnacji – masz mnie za tchórza.

- Nie – zaprzeczył w złości – czy ty w ogóle mnie słuchasz?

- Słucham – spojrzał na niego równie rozdrażniony – Co z tego, że nie chcę pokazywać ludziom swojej twarzy? Matka powtarzała, że jestem monstrum, które nie powinno żyć. Po co w ogóle tam wtedy przyszedłeś? Po co mnie ratowałeś? Tak czy siak skazano mnie na samotność. Ty przynajmniej miałeś przyjaciela. Mnie wszyscy unikali, bo odstawałem.

- Mnie również nazywali potworem – wyznał Shiki kończąc strzyżenie brata. W krótkich włosach było mu stanowczo do twarzy. – Przyznaję, popełniłem błąd zostawiając cię samego sobie. Skupiłem się na własnych problemach, a później na Lavi. Masz rację. Miałem przyjaciela, ale zbyt szybko mi go odebrano. Ta strata sprawiła, że nie chciałem już więcej przechodzić przez coś podobnego. Odizolowałem się od wszystkich.

- No i? – Burknął obrażony za nową fryzurę.

- Wyglądasz świetnie – komplementował go w lekkim uśmiechu – teraz można z ciebie czytać jak z otwartej księgi.

- Myślisz, że dlaczego zapuściłem włosy – warknął w złości i wskazał na twarz – chciałem to ukryć.

- Masz normalną twarz, więc o co ci chodzi? – Nie rozumiał.

- Nie zrozumiesz – wytknął mu dobrze odczytując reakcję brata – nawet nie próbujesz.

- Wiesz, kwestia wyglądu nigdy mnie nie interesowała – przyznał bez bicia – ciebie również nie powinna.

- Czyli powinienem obrać twoje podejście – stwierdził nie do końca przekonany – Dajesz mi lekcję.

- Jako starszy brat – potwierdził podnosząc go z łóżka – a teraz do łazienki.

- Skąd?! – Był w szoku, że odgadł jego potrzebę skorzystania z toalety. – Nie musisz.

- Nie wstydź się – zaśmiał się niosąc go do toalety. Podejrzewał jak musiał się czuć, gdy nie może nic zrobić samodzielnie. – Wychowałem Lavi.

- To akurat mnie nie pociesza – stęknął zażenowany. Był sfrustrowany, że nie potrafi nawet samodzielnie jeść. Każdy ruch go wykańczał i musiał polegać na innych. Z tej bezradności z oczu zaczęły płynąć łzy. – To poniżające.

- Wreszcie to z siebie wyrzuciłeś – pochwalił go Shiki – tłumienie emocji nie przynosi nic dobrego. Wierz mi, sam źle na tym skończyłem.

- Jesteś zły – zauważył dostrzegając iskry w jego oczach – nie musisz mi pomagać skoro nie chcesz.

- Jeszcze jedno słowo, a nie ręczę za siebie – wycedził przez zęby dotknięty niewdzięcznością – Mam ochotę cię sprać na kwaśne jabłko, za ten wszechobecny pesymizm i wątpliwości co do mnie i moich zachowań.

- Inwalidę będziesz bił? – Spojrzał na niego zdumiony. – Byłbym wdzięczny gdybyś mnie zabił.

- I wracamy do punktu wyjścia – pokręcił niezadowolony głową – nie zabiję cię, ale będę uprzykrzał ci życie.

- To lepiej zostaw mnie w spokoju – obruszył się jak małe dziecko – przywykłem do samotności.

- Eris! – Wrzasnął na niego wściekły. Jednak zrezygnował z wpajania temu uparciuchowi swoich racji. To by było jak mówienie do posągu. – Dziś nie dojdziemy do porozumienia. Spróbuję jutro, a jeśli wynik będzie ten sam, to będę przychodził tak długo, aż do sukcesu.

* * *

Akira wymknął się z domu. Otoczył się cienistą barierą, która chroniła go przed czarną mgłą. Od czasu złączenia się z chaosem nawiedzał go pewien sen. To było jego wspomnienie z pierwszej wizyty w świecie demonów. Wtedy był jeszcze mały i nie rozumiał, gdzie trafił. Podświadomie znał drogę do zamierzonego celu.

- Muszę tam dotrzeć i się przekonać – mruknął pod nosem przeskakując niewielką szczelinę w ziemi. Jakoś wiedział, że tam jest. – Muszę zdążyć nim Kronos coś zauważy.

Przyspieszył kroku zmierzając do lasu wisielców. To było dość przerażające miejsce, gdzie z gałęzi drzew zwisały martwe ciała samobójców. Ziemia przybrała tu kolor krwi, która ściekała z otarć i rozoranych przez demony ciał. Pomimo strachu szedł dalej. Motywowała go chęć potwierdzenia podejrzeń, które zrodziły się podczas snów.

- Cholera – warknął, słysząc w głębi lasu wycie. Skądś kojarzył ten ryk, ale nie potrafił sobie przypomnieć skąd. – Lepiej przyspieszę.

Zaczął biec. Bieg sprawiał pozorne uczucie wolności. Po chwili znalazł się w sercu lasu. Tam właśnie znajdowało się jezioro, na środku którego wyrastała niewielka wyspa. To tu znajdował się cel jego podróży. Jego oczy zabarwiły się czerwienią, gdy postawił stopę na stworzonym z mroku pomoście. Z daleka wyglądało to tak, jakby kroczył po ciemnej tafli jeziora.

Kronos zjawił się nad brzegiem jeziora, gdy Akira był w połowie drogi do wyspy. Obserwował nastolatka, który z przejęciem stawiał krok za krokiem. Z desperacją podążał za śladem, który pozostawił sen z obudzonym wspomnieniem. Pamiętał, jak zawrócił go tamtej nocy. Musiał to zrobić, ponieważ w tamtym czasie nie był gotów na prawdę. Teraz był silniejszy i mógł sprostać wymaganiom wyspy.

- Powodzenia mały – odparł cicho patrząc na Akirę – Zaczekam do czasu, aż to znajdziesz.

* * *

Adam w milczeniu wpatrywał się w sufit. Czuł się już lepiej, ale nie miał ochoty wstawać z łóżka. Nie widział w tym sensu, gdyż na pokój nałożono silną barierę.

- Czemu wciąż zadręczasz się przeszłością? – Usłyszał w głowie głos Onyksa. – To odległe czasy.

- Odległe, ale wciąż się za mną ciągną – odpowiedział spokojnie przymykając oczy – zamień się ze mną. Gdy przejmujesz kontrolę, nie odczuwam tak głodu.

- Nie ma mowy – sprzeciwił się nie chcąc mu pójść na rękę – pomęcz się trochę. To ci uprzytomni własne jestestwo.

- Mentor się znalazł - zakpił dość oschle – I się dziwiłeś, że cię zapieczętowałem.

- To, że mnie zapieczętowałeś, nie zmieniło faktu, iż czułem to co ty – wyjaśniał ze złością – Twoje ciało jest również i moim. Może nie mogłem nic zrobić przez ostatnie lata, ale odbierałem świat tak samo jak ty Adamie.

- Masz mi za złe, rozumiem – westchnął smętnie – Jednak nie zmieniłbym decyzji podjętej w tamtej chwili.

- Wiem – odparł łagodnie – Bałeś się stracić kontrolę. Nadal się tego obawiasz, a nie powinieneś.

- Ufam ci – przyznał spokojnie – ale boję się tej mocy.

- Jeżeli mi ufasz, to zrób analogicznie i ze zdolnościami – zachęcał go przyjaźnie – okiełznałeś moją wściekłość i nienawiść, więc z tą mocą pójdzie ci o wiele prościej. Prześpij się i to przemyśl. Zauważyłem, że snem zwalczasz głód krwi. Czujesz Lavi.

- Tak – zamknął oczy czując palące pragnienie – Dawno nie piłem jej krwi, a nieoczekiwana bliskość działa na mnie jak wabik.

- Śpij Adamie – polecił mu usypiającym tonem – zaopiekuję się tobą, gdy zaśniesz.

* * *

Zobaczył kamień. W onyksie wyżłobiono symbol jego rodu. Poniżej widniał napis. Pomimo, że nie znał tego pisma, wiedział co znaczył napis.

- Niemożliwe – opadł na kolana ze łzami w oczach – Tato, dlaczego?

Teraz zrozumiał naznaczające go piętno. W dzieciństwie wypytywał dziadka o powód, dlaczego nie może wrócić do reszty rodziny. Zawsze otrzymywał tę samą odpowiedź: „w swoim czasie odkryjesz prawdę”. Poznał ją, ale nie był usatysfakcjonowany. Grzech ojca przeszedł na syna. To dlatego wykluczono go z rodu. I wcale nie chodziło o cienistą bestię. Był synem mordercy jego matki i starszego rodzeństwa. Synem mordercy czystych dusz.

- Widzę, że prawda cię zraniła – zauważył Kronos zjawiając się za chłopcem – Wtedy cię zatrzymałem, byś nie poznał jej zbyt wcześnie. Chciałem żebyś pożył trochę w błogiej nieświadomości i zakosztował spokojnego dzieciństwa.

- Pamiętałem, że ktoś mnie zatrzymał – przyznał cicho – jednak nie widziałem twarzy, a jedynie plecy.

- Nie zadręczaj się grzechem ojca – poradził mu z dobrą wiarą – każdy sam dokonuje wyborów.

- A co jeśli mam złą krew, jak on? – Spytał łkając. – Czy to znaczy, że będę mordował tak samo jak on?

- W ogóle nie przypominasz ojca – stwierdził spokojnie – jesteś zupełnie inny. Wybrałeś też odmienną drogę życia.

- Czemu mi pan pomaga? – Zaciekawiło go to.

- Jesteś przyjacielem mojej córki – oznajmił w śmiechu – a poza tym polubiłem cię brzdącu.

- Dla pana jestem tylko brzdącem w opałach – mruknął z pochmurną miną – Zawsze chciałem poznać ojca. Mama zawsze o nim opowiadała, ale gdy nadszedł czas by go spotkać, odesłała mnie do dziadka. Już jej nie zobaczyłem. Tak samo rodzeństwa. Sądziłem, że mnie porzucili, a teraz dowiaduję się, że zamordował ich mój ojciec. Dlaczego to zrobił? Nie rozumiem.

- Zasmakował w krwi i postradał zmysły napawając się istotą morderstwa – tłumaczył mu łagodnie – Tak naprawdę nie wiedział o twoim urodzeniu. Sądził, że kolejną bestią jest któreś z twojego starszego rodzeństwa. Chodziło mu o przejęcie nowego ciała. Ty miałeś być jego pojemnikiem.

- I mama o tym wiedziała – wymamrotał olśniony – dlatego zostawiła mnie u dziadka. Zaryzykowała i umarła.

- Szczerze miała cichą nadzieję, że ocali dzieci – oznajmił Kronos – niestety. Mężczyzna, którego pokochała i który był ojcem jej dzieci umarł, stając się pusta skorupą łaknącą krwi.

- Ale jak zginął? – Spytał uświadamiając sobie, że cieniste bestie żyją przez długi czas – Ten obelisk jest jego grobem.

- Tak naprawdę twój ojciec nie posiada grobu – wyjawił mu w konsternacji – Zabił go twój dziadek i zastosował zaklęcie wymazania egzystencji. Uznał, że to jego powinność jako ojca. Zgładzenie syna, który poddał się złu.

- Rozumiem – spuścił wzrok na obelisk i widniejący na nim napis – jestem synem mordercy niewinnych dusz i noszę piętno jego grzechu. Ród wyrzekł się mojego istnienia przez wzgląd na jego krew, która płynie i w moich żyłach. Musiało upłynąć tyle lat, bym poznał prawdziwy powód ich decyzji. Czemu to tak strasznie boli?

- Z czasem ból będzie zanikał – zapewnił go Kronos – Twój dziadek podsunął ci wyjście. Znalazł ci rodzinę, do której teraz należysz.

- Adama – przypomniał sobie cicho – jest jeszcze Lavi, Skot i Amy.

- Właśnie – pochwalił go ciepłym tonem – wracajmy. Zapowiada się iglasty deszcz, a nie chcemy skończyć jako poduszeczki do zardzewiałych igieł.

* * *

Eris powoli odzyskiwał władzę w ciele. Po tygodniu bezczynnego leżenia w łóżku wreszcie mógł z niego wstać. Niestety ledwie docierał do łazienki, ale i tak cieszyła go taka poprawa. Już nie był skazany na całkowitą zależność od innych. Shiki jak obiecał, odwiedzał go dzień w dzień. Rozmowa im nie szła, ale lody powoli zaczynały pękać. Erisowi najbardziej nie mieściło się w głowie to, że to właśnie Shiki pierwszy wyciągnął ku niemu dłoń.

- To jakieś pogmatwane – westchnął odpoczywając w połowie drogi do łóżka – dziwnie się czuję bez długich włosów.

- Ładnie wyglądasz – do pokoju weszła Lavi obdarzając go ciepłym uśmiechem. Przez tydzień z małej dziewczynki stała się około czternastoletnią pannicą – choć szkoda tych długich włosów.

- Zgubiłaś się? – Spytał patrząc w drugą stronę. Od jakiegoś czasu wyczuwał intrygującą wiązkę energii. Zadziwiające było w niej to, że zmieniała swoją naturę. – Twój pokój jest po drugiej stronie korytarza.

- Przyszłam cię odwiedzić – oznajmiła pomagając mu dojść do łóżka – zawsze chciałam ci podziękować za pomoc jakiej udzieliłeś mi nim odzyskałam pamięć.

- Okłamałem cię – odparł w poczuciu winy – a ty mi za to jeszcze dziękujesz.

- Powtórzyłeś mi jedynie kłamstwo Drakuna – poprawiła go bez żadnych wytyków – Sam przez pewien czas w nim żyłeś.

- Dociekliwość jest moim przekleństwem – jęknął opadając na posłanie – wszędzie wścibiam nos.

- Dzięki temu poznaliśmy prawdę – podtrzymywała go na duchu – a dla mnie zmierzyłeś się z lękami. Najpierw stanąłeś oko w oko z Adamem, a później zacząłeś opuszczać grotę.

- Powinienem tam siedzieć – wymamrotał w nerwach – jestem ni…

- Dokończ, a obiję ci facjatę – ryknął Shiki zjawiając się w pokoju brata – Lavi, zostaw nas samych.

- Przez większość życia traktowano mnie jak śmiecia – nachyliła się nad Erisem i pocałowała go w policzek – znam ten ból i wątpliwości. Daj jednak szansę sobie i innym.

Po tych słowach pokazała język Shikiemu i wybiegła z pokoju. Eris w szoku przyłożył dłoń do policzka, w który pocałowała go Lavi. Poczuł bijące z tego miejsca ciepło. Kiedyś czuł coś podobnego. Ogromna dłoń żartobliwie targająca jego włosami, gdy był małym chłopcem. Nie pamiętał twarzy właściciela, ale zdał sobie sprawę do kogo mogła należeć. Mimowolnie z oczu wypłynęły słone łzy. Czy to możliwe, że przez ból i gorycz zrodzone z nienawiści jego matki zapomniał o tych dobrych rzeczach, jak wspomnienie ojca?

- Proszę – zwrócił się do Shikiego – możesz przyjść trochę później?

- Wrócę po kolacji – zgodził się widząc nagłą zmianę w Erisie. Wyglądało to tak, jakby nagle coś w nim pękło ukazując nostalgiczne uczucie. Te łzy były dobre, dlatego wiedział, że może go zostawić. – Przemyśl odkrytą emocję na spokojnie.

Opuścił pokój nieco spokojniejszy o brata. Instynktownie wiedział, że następna rozmowa wreszcie zacznie kiełkować. Ten progres był zadowalający.

* * *

Drakun siedział na tronie i wpatrywał się w bladą twarz Angela. Jego platynowe włosy i aroganckie spojrzenie jeszcze bardziej podsycały wściekłość władcy.

- Spiskujesz – oskarżył go z groźną miną – zdradziłeś własnego ojca.

- Zdradzić zdradziłem, ale nie ojca, a jedynie ciebie – odpowiedział spokojnie – Skazałeś nas na życie w kłamstwie i oczekujesz szacunku. Shiki od samego początku miał co do ciebie rację.

- Czyżby? – Zadrwił ciskając w niewdzięcznika wiązką mocy. Angel się obronił, jednak siła ataku odrzuciła go o jakieś sto metrów dalej. – W takim razie mogę się ciebie pozbyć jak i reszty spiskowców.

- Tylko go tknij! – W sali pojawił się niebiesko-włosy mężczyzna z oczami tej samej barwy. Posłał Drakunowi pogardliwe spojrzenie, po czym podszedł do leżącego na ziemi chłopaka. – Nie będę tolerował aktów przemocy. Kłamstwo to jedno, ale atak przekracza wszelkie granice mojej cierpliwości. Nie popierałem Shikiego, ale widzę, że popełniłem błąd w ocenie sytuacji.

- Damian – stęknął Angel podnosząc się z podłogi – Musimy ostrzec resztę.

- Terra się tym zajęła – oznajmił cicho podtrzymując platynowo-włosego – czas na nas.

- Myślicie, że pozwolę wam uciec? – Warknął władca z furią w oczach. – Będziecie cierpieć katusze za to, że ośmielacie się mnie zdradzać. A najbardziej będzie cierpiał ten mąciwoda Shiki.

- Ty pierwszy zdradziłeś – zarzucił mu Damian otwierając portal, do którego wepchnął Angela – Nie tobie nas oceniać.

- Należycie do mnie! – Ryknął na smoczego syna. – Wszyscy! Włącznie z tą smarkulą!

- Lavi urośnie w siłę i doprowadzi do twojej klęski – oświadczył powoli się wycofując – w najlepszym wypadku skończy się na detronizacji.

- Nie pozwolę! – Krzyknął atakując Damiana. Chłopak w ostatniej chwili przekroczył portal. Niestety moc Drakuna go dosięgła. Zjawił się na leśnej polanie tuż przy Angelu, twarzą lądując w trawie. Na plecach widniała powiększająca się plama krwi. – Terra.

- Damian – Angel z przerażeniem patrzył na zadaną smoczemu bratu ranę. W myślach wzywał Terrę, która mogła pomóc. – Trzymaj się. Ona zaraz się zjawi.

* * *

Akira w milczeniu przechadzał się korytarzami domu Kronosa. Od odkrycia prawdy o ojcu nie mógł znaleźć sobie miejsca. Unikał kontaktu z kimkolwiek, nie chcąc wyładowywać frustracji na niewinnych. Zjawiał się na wspólnych posiłkach, bo tak należało. Tęsknił za dziadkiem, z którym zawsze mógł dzielić się wątpliwościami. Kiedyś nie doceniał wartości ich rozmów. Teraz starał się o nich nie zapomnieć.

- Tak bardzo chciałbym z tobą porozmawiać – mruknął pod nosem smętnie wzdychając – brakuje mi tego dziadku.

Szedł przed siebie przyciągany jakąś siłą. Coś kazało mu iść do odleglejszego zakątka domu. Zimna wibracja nawołująca jak matka dziatki do domu. Wszedł w zatopiony w mroku korytarz. Zatrzymał się dopiero przed zamkniętymi drzwiami. Były masywne i zapieczętowane. Ciemność jednak sączyła się z niewielkich szpar. To właśnie ona przywiodła chłopca pod te drzwi.

- Co chcesz mi powiedzieć? – Spytał dotykając pulsującej bariery. Chciał tam wejść skuszony słodkim zapachem cienia. Po chwili oderwał dłoń od parzącej pieczęci. Fakt, że została stworzona ze światła jeszcze bardziej go motywował. Odwrócił się i ruszył w drogę powrotną. Postanowił odwiedzić biblioteczkę z księgozbiorami. Tam z pewnością znajdzie wskazówkę. – Wejdę tam choćbym miał skonać.

* * *

Błękitne oczy Erisa wpatrywały się w sufit. Nagle poczuł coś jakby pęknięcie w umyśle. Kiedy się w niego zagłębił, znalazł przyczynę. Damian został ciężko raniony przez Drakuna.

- Czyli ta więź jeszcze trwa – wymamrotał patrząc przed siebie spomiędzy palców lewej dłoni. Kiedyś z nudów stworzył sieć więzi ze wszystkimi dziećmi smoka. Nie wychodził z groty, więc przynajmniej mógł mieć wgląd w życie innych. To stało się przez krótki czas jego rozrywką. Nie sądził, że ta empatyczna sieć przetrwała. To go zdziwiło, że pomimo zapieczętowanych mocy nadal odczuwa tę więź. – Pomyliłeś się Drakunie, to ja jestem tym mąciwodą, nie Shiki.

- O co chodzi? – Jak na zawołanie w pokoju zjawił się dziedzic rodu Gentis. Zmierzył brązowowłosego badawczym spojrzeniem, po czym usiadł na pobliskim krześle. – To jak? Dziś też mnie spławisz?

- Możliwe – odparł w zamyśleniu.

- Słuchasz mnie? – Spytał dostrzegając, że Eris tkwi myślami gdzieś indziej.

- Tak – wymamrotał nieprzytomnie.

- Przebrać cię za motyla? – Zadrwił, przy okazji sprawdzając uwagę brata.

- Yhm – Zgodził się nadal nieobecnym tonem.

- Dobrze – uśmiechnął się złośliwie kontynuując – zatem dodatkowo ogolę cię na łyso i przykleję perukę klowna.

- Co?! – Zdumiony niezrozumiale zamrugał oczami. – Perukę klowna?! Czemu?

- To usłyszałeś – wytknął mu w udawanej złości – Dziś jednak nie dojdziemy do porozumienia. Wrócę jutro, ale już ci nie odpuszczę.

Po tych słowach opuścił pokój Erisa. Zrezygnował z rozmowy, ponieważ nie miała sensu, gdy brat był rozkojarzony. Coś zmąciło mu umysł i nie potrafiłby się skupić na żadnym prostym dyskursie. Przez to nie doszliby do porozumienia burząc dotychczasową linię zaufania jaką nawiązali. Cierpliwość ponoć popłaca, dlatego postanowił przeczekać roztargnienie brata.

* * *

Damian leżał na brzuchu ledwie utrzymując przytomność umysłu. Terra opatrywała zadaną mu przez Dracuna ranę. Była rozległa i nie chciała się goić.

- Przeżyje noc? – Spytał Angel obserwując działania dziewczyny. Niebiesko-włosy wyglądał strasznie, a rana na jego plecach była paskudna. – Co to w ogóle było za zaklęcie?

- Przesiąknięte żądzą śmierci – odpowiedziała kończąc odkażanie. Położyła ziołowe maści, po czym położyła opatrunki. – Podpadliśmy władcy, a za tę zniewagę grozi nieciekawy koniec.

- Nie zrobiliśmy nic złego – stęknął Damian czując przeszywający ból. Najgorsze było to, że nie można było go uśmierzyć. – Pomogliśmy jedynie Lavi i Yuki.

- Według Drakuna popełniliście zbrodnię przeciwko jego rządom – wyjaśniła spokojnie Terra – władza jest jak narkotyk. Z czasem uzależnia i zaćmiewa zmysły.

- Drakun na serio postradał zmysły – zauważył Angel wspominając pozbawione emocji spojrzenie władcy – żądza władzy pozbawiła go skrupułów.

- Skąd w ogóle pomysł by zaufać Kronosowi? – Wtrącił Damian przymykając oczy – Jest przecież bratem bliźniakiem Drakuna.

- A co nam szkodzi? – Terra bawiła się włosami opadającymi jej na twarz. Spodziewała się wątpliwości ze strony reszty smoczych dzieci. Z początku sama je miała, ale po głębszej analizie wahanie przerodziło się w ciekawość. – Koniec jednego jest początkiem drugiego.

Poczuła na sobie ich spojrzenia, jednak nic prócz tego się nie wydarzyło. Obaj milczeli rozważając jej słowa. Wiedziała, że doszukują się w nich drugiego dna. Mieli rację, ono tam było. Nie zamierzała im jednak ułatwiać sprawy. Sami powinni wyciągnąć własne wnioski. Uśmiechnęła się ciepło, by następnie zniknąć. Tak uniknęła serii pytań, które rodziły się w ich umysłach.

* * *

Adam spał głębokim snem, dlatego Onyx przejął kontrolę. Czytał Państwo Platona próbując jakoś zabić nudę.

- Doprawdy – westchnął zdumiony wyborem lektury – od dziecka wybierałeś dziwne dzieła Adamie. Poczytałbyś mangę lub jakiś dobry kryminał.

Pomimo narzekań nadal próbował czytać ze zrozumieniem zawiły tekst greckiego myśliciela. Nigdy nie przepadał za filozoficznymi rozprawami, niestety Adam był odmiennego zdania. Od stuleci katował go tym zawikłanym językiem. Nie miał mu tego za złe, ale też nie był tym zachwycony. W pewnej chwili wychwycił nieznaczną pulsację pieczęci drzwi. Zerknął w tamtym kierunku. Dzięki krytycznemu postrzeganiu dostrzegł dzieciaka po drugiej stronie. Śmierdział mrokiem, ale nie emanował wrogą aurą.

- Ciekawskie szczenię – uśmiechnął się pod nosem wyczuwając determinację młodziaka – Próbuj, a z chęcią cię poznam.

Zamknął książkę i odłożył ją na miejsce. Widział kim był ten dzieciak, ale nie miał jeszcze okazji z nim porozmawiać. Między innymi to dzięki niemu blokada Adama osłabła. Tak się dzieje gdy mrok zderza się z mrokiem, a onyks podarowany przez tego chłopca był nim nasiąknięty. Cieszył go fakt, że chłopak nie zamierzał się poddawać. Miał silnego ducha, a samo to, że posługiwał się ciemnością wiele o nim świadczyło. Tym bardziej, że nie pochłonęła go natura onyksu. To kamień przeznaczony dla twardego ducha. Słabi szybko zatracali się w jego mocy i przeistaczali się w puste skorupy. Niemiły widok.

- Wyrosłeś szczeniaku – mruknął ponownie biorąc się za książkę. Jakoś musiał zabić nudę. – Ciekawe, czy również mentalnie.

* * *

Ognistowłosa dziewczyna stała na krawędzi klifu. Obserwowała zachodzące słońce. Pomarańczowo-czerwone i różowawe smugi na niebie i na tafli oceanu koiły jej ognistą naturę. W ręku trzymała samurajski miecz, który podarował jej kiedyś Shiki.

- Wojna – wyszeptała boleśnie zaciskając palce na pochwie miecza – Czemu do tego doszło Shiki?

- Czyją stronę wybierzesz Arsuro? – Usłyszała piskliwy głosik dziecka za sobą. – Jesteś jak ogień, który spala wszystko na swojej drodze. Shiki zawsze miał to na uwadze, tym bardziej, że dostrzegał w tobie cząstkę siebie.

- Terro – przymknęła swoje bursztynowe oczy, które pod wpływem gniewu zaiskrzyły się ognistą poświatą – nie czesz mnie pod włos.

- Nie robię tego bo chcę – odparła spokojnie zrównując się z Arsurą – Nie zastanawiałaś się nigdy?

- Zastanawiałam się, dla twojej wiedzy – warknęła jeszcze mocniej ściskając miecz – nie rozumiem dlaczego muszę wybierać. Czemu nie mogę być jedynie obserwatorem?

- Nie wytrzymasz – stwierdziła bez skrupułów – Twoja natura ci nie pozwoli. Dobrze o tym wiesz.

- Z tobą zawsze tak jest – westchnęła z rezygnacją – Wolę Shikiego. On nie gada.

- Oj wybacz, że nie przyniosłam ze sobą herbaty i ciasteczek – sarknęła dotknięta jej uwagą – mam inne usposobienie.

- Osobiście wolałabym sake – uśmiechnęła się widząc minę Terry – herbata i ciasteczka przypominają mi zamierzchłe czasy, gdy jeszcze tkwiłam wśród ludzi.

- Co zdecydowałaś? – Spytała naciskając. – Arsuro, nie przeciągaj tego w nieskończoność.

- Przychylę się ku Kronosowi – rzuciła wystawiając twarz na orzeźwiającą bryzę – Będę chronić Fly’a.

- Rozumiem – uśmiechnęła się w odpowiedzi – on nie jest taki słaby na jakiego wygląda.

- Zdaję sobie z tego sprawę – oświadczyła w skupieniu – jednakże chcę go chronić.

- Szkoliłaś się u Shikiego, gdy Piąty trafił do wymiaru dzieci smoka – przypomniała sobie – Nawiązaliście wówczas jakieś relacje? Coś więcej niż więzi między rodzeństwem?

- Nie twój interes – zerknęła na Drugą z dozą nieufności – dałam ci odpowiedź, więc znikaj.

- Jak zwykle zuchwała – prychnęła powoli znikając – gdy zażegnasz tę złość, przyjdź do mnie. Z Damianem jest dość kiepsko. Drakun potraktował go chęcią mordu.

- Dobrze – odparła próbując uporządkować myśli – Zawsze podajesz powód przybycia na koniec i znikasz unikając pytań. To dlatego ci nie ufam.

* * *

Akira od kilku dni ślęczał nad księgami i zwojami, jednak nie znalazł odpowiedzi na jego pytania odnośnie świetlistej pieczęci. Znużony nie wiedzieć kiedy zasnął. Takiego znalazł go Kronos. Musiał przyznać, że tak śpiący wśród papierów wyglądał dość zabawnie.

- Przegapiłeś kolację – delikatnie szturchnął go w ramię – Co sprawiło, że tak desperacko wertujesz moje księgi i zwoje?

- Nic takiego – ziewnął tkwiąc jeszcze w półśnie – Zasnąłem?!

- Jak widać – spojrzał na niego z politowaniem. Na policzku odbił mu się fragment zwoju. – Możesz zaprzeczać, ale znam mój księgozbiór i wiem do czego zaglądasz. Po co ci wiedza odnośni pieczęci?

- Ciekawość – mruknął unikając jego wzroku. Ewidentnie coś ukrywał. – To tyle.

- Rozumiem – zmierzwił mu włosy – i to nie ma nic wspólnego z zapieczętowanymi drzwiami na końcu opuszczonej części?

- Nie? – Wciąż ciągnął tę farsę. – Jakimi drzwiami?

- Aki – zdrobnił jego imię, na co się skrzywił – Od trzech dni tu siedzisz i niczego nie znalazłeś. Ani jednej poszlaki.

- To prawda, ale jeszcze nie skończyłem – omiótł wzrokiem leżące na stole księgi – znajdę odpowiedź.

- Cieszy mnie twój optymizm, ale musze cię rozczarować – westchnął zmęczony – to specjalna pieczęć, której nie znajdziesz w książkach.

- Czemu? – Zdumiony spojrzał w bursztynowe oczy Kronosa. – Na pewno znajdę choćby wskazówkę. Muszę ją znaleźć.

- Sam stworzyłem tę pieczęć na podstawie przeżytych doświadczeń – poinformował go zrezygnowany uporem chłopca – Co cię tak tam ciągnie?

- Nie wiem – odpowiedział smętnie – chcę się tego dowiedzieć. To jak melodia przywołująca przyjemnym brzmieniem. Słyszę ją nawet teraz.

- To dziwne, że akurat ciebie tam ciągnie – zastanawiał się na głos – Sądziłem, że pierwszy będzie Shiki.

- Czemu akurat on? – Zdziwił się nie do końca rozumiejąc myśli mężczyzny.

- Za tymi drzwiami jest ktoś, kto niejako skrzyżowany jest z losem Rodu Gentis – oznajmił Kronos – Ty niejako połączyłeś się z Chaosem Shikiego. To wszystko wyjaśnia. Mrok ciągnie do mroku, a Shiki wziął za priorytet pojednanie się z Erisem.

- Nadal nie kumam – jęknął zdezorientowany – nie nadajemy na tych samych falach.

- Właśnie to widzę – zaśmiał się prztykając nastolatka w nos – jak będziesz grzecznym chłopcem i ładnie posprzątasz ten bałagan w bibliotece, to jutro przeprowadzę cię przez barierę i poznasz odpowiedź.

- Ok. – Z początku nie wierzył w usłyszane słowa, ale po chwili poczuł ulgę. Od razu zaczął porządkować księgi i zwoje. – Ale nie oszukuje mnie pan?

- Nie oszukuję – rzucił łagodnie zwracając się w stronę drzwi – Przekonasz się po obiedzie.

* * *

Stał pod natryskiem prysznica. Ciepła woda silnym strumieniem uderzała w jego pochyloną głowę i kark. W pewnym momencie zmienił ją na zimną. Chciał ostudzić gorące myśli. Od nocy nachodziły go obrazy Arsury. Dawno jej nie widział, a obrazek gruchających do siebie Shikiego i Yuki jakoś ożywił o niej wspomnienie. Pomogła mu gdy był kupą nieszczęścia w dzieciństwie, a teraz myśl o niej sprawiała ból w piersi.

- Chcesz zachorować? – Z zamyślenia brutalnie wyrwał go Shiki. Przez przeżyty szok upadł na kafelki z sercem walącym w piersi. – Wstawaj.

Zakręcił wodę i otulił oszołomionego brata ręcznikiem. Następnie pomógł mu wstać i zaprowadził go do pokoju. Eris dostrzegł w oczach Pierwszego irytację. To znajome spojrzenie, które pamiętał z dzieciństwa. Tak patrzyła na niego matka. Odepchnął od siebie Shikiego drżącymi rękoma.

- Po co tu przyszedłeś? – Wymamrotał z bólem w głosie. – Zostaw mnie!

- O co ci chodzi? – Nie rozumiał zachowania brata. Coś się w nim zmieniło i to w ułamku sekundy. – Erisie?

- Powiedziałem, zostaw mnie – jęknął bliski płaczu – Idź sobie!

- Nie! – Ryknął czując, że nie może inaczej postąpić. – Weź się w garść!

- Zostaw mnie samego – poprosił słabym głosem – nie jestem dziś skory do rozmowy.

- Ciągle to odwlekamy – zarzucił mu na głowę suchy ręcznik i zaczął wycierać jego mokre włosy. To wywołało kolejne wspomnienie. – Ostatnio wciąż uciekasz myślami do odległych chwil.

- Utrapienie ze mną – szepnął pełen smutku – nie zmuszaj się Shiki. Wiem, że wolisz przebywać z Yuki.

- Yuki zrozumie, a ty nie próbuj mnie od siebie odepchnąć – zmusił go do spojrzenia mu w oczy – co cię trapi?

- To nic istotnego – odpowiedział spuszczając wzrok – i nie dotyczy ciebie.

- Coś mi mówi, że po części jednak mnie to dotyczy – westchnął bezradny na upór Erisa – nie możesz wiecznie odwlekać tej rozmowy.

- Czemu w ogóle chcesz ze mną rozmawiać? – Spytał z miną obrażonego dziecka. – Wiem z autopsji, że tego unikasz.

- Racja, unikam rozmów – przyznał spokojnie – jednak gdy trzeba, jestem skory do współpracy, a nawet potrafię cierpliwie czekać na odpowiedź.

- Nawet nie powiem jak to zabrzmiało – stęknął zakładając czyste ubranie – Pamiętam jak uczyłeś mnie grać w szachy i w różne odmiany tej gry. Lubiłem tę ciszę, która temu towarzyszyła.

- Co o mnie sądzisz? – Zadał mu pytanie, które zbiło go z tropu. – Spróbuj odpowiedzieć szczerze.

- Zawsze cię podziwiałem, ale jednocześnie wiedziałem, że nigdy cię nie doścignę – odparł patrząc niewidzącym wzrokiem – byłeś moim bohaterem, do którego jednocześnie miałem urazę. Żyję, ale sam. Próbowałem zawiązać więzy, ale mnie odtrącono. Przez to bałem się pójść do ciebie, bo ciągle byłeś zdystansowany do innych.

- Rozumiem – delikatnie pogłaskał jego wilgotne włosy – już mówiłem, że żałuję tego co zrobiłem po twoim ocaleniu. Źle zrobiłem. Mogłem bardziej skupić się na twoich uczuciach, a zamiast tego skazałem cię na samotność. Choć przez chwilę myślałem, że dogadujesz się z Arsurą.

- Tak było – zarumienił się wspominając ognistowłosą – niestety Drakun nas rozdzielił. Wysłał Arsurę gdzieś daleko poza zasięg mojej mocy.

- Jego standardowa procedura – syknął z obrzydzeniem – nie pozwalał na bliższe relacje. To dlatego odizolował mnie od Lavi.

- Nic tym nie zyskał – Eris usiadł na łóżku czując zmęczenie. – Jedynie zyskał wrogów.

- To prawda. Po prostu zareagował zbyt późno. – Przytaknął bez przekonania. – Jednak nie o nim chcę z tobą rozmawiać.

- Wiem – sapnął rozczarowany, że przerwał tę dygresję – to co chcesz wiedzieć?

- Co cię trapi? – Powtórzył wcześniejsze pytanie.

- Trochę tego jest – kluczył odwracając wzrok – nie wiem od czego zacząć.

- Najlepiej od początku, a jeśli nie chcesz wszystkiego wyjawiać, to przejdź od razu do rzeczy – poradził mu łagodnie – zamieniam się w słuch.

- W sumie, większość już wiesz – zastanawiał się nadal unikając jego spojrzenia – choć to trochę nie fair, że to ja mam się tu spowiadać.

- Nie lubię tego słowa – warknął Shiki zaciskając pięści – ale wiem, że nie zrobiłeś tego specjalnie.

- Wybacz – zobaczył chwilowy ból na twarzy brata. Widocznie nieświadomie nawiązał do jego przeszłości. – Mam tylko nadzieję, że ty również zwierzysz się z własnych strapień.

- Obiecuję – podszedł do Erisa i wyciągnął ku niemu dłoń – przypieczętujmy tę obietnicę uściśnięciem dłoni.

- Dobrze – ujął swoją dłonią dłoń Shikiego czując dawne ciepło – Wiesz, kiedyś połączyłem się ze wszystkimi dziećmi smoka empatyczną siecią. Nadal czuję tę więź.

- Wiem – uśmiechnął się ciepło – też czułem, że czasem mnie podglądasz.

- To takie oczywiste? – Zawstydził się chowając poczerwieniałą twarz. – Przepraszam.

- Nie gniewam się – uspokajał go w śmiechu – gdybym tego nie chciał już dawno zerwałbym tę więź tak jak zrobił to Kastor.

- Czyli o tym też wiedziałeś – sapnął zmieszany – tyle, że przez tę więź wiem, że Damian jest ranny. Zaatakował go Drakun, który postanowił skrzywdzić wszystkich zdrajców. Nazwał cię mąciwodą, choć tak naprawdę jestem nim ja. Gdybym nie grzebał w przeszłości nic by się nie stało.

- Gdybyś tego nie zrobił, nadal tkwilibyśmy w kłamstwie skazani na jego łaskę – prztyknął go w nos – Nie obwiniaj siebie o wszystkie zło tego świata. To nie zdrowe.

- To silniejsze ode mnie – burknął urażony uwagą brata – tęsknię za Arsurą, a raczej boję się o jej bezpieczeństwo. Wiem, że jest silna, ale po tym co spotkało Damiana…

- Rozumiem twoje obawy, ale kto jak kto… – zapewniał go bez wahania – Arsura da sobie radę.

- Chciałbym mieć twoją pewność siebie – zazdrość wpełzła do jego głowy i wyglądała przez oczy – jesteśmy swoimi przeciwieństwami.

- Nasze matki takie były – odparł Shiki w zadumie – Kronos mówił, że były jak ogień i woda. Nie uważam jednak byśmy byli w równym stopniu przeciwni. Po spotkaniu z Lavi, przypomniałeś sobie ojca, prawda?

- Tak – westchnął smętnie – to zaskakujące jak złe wspomnienie zaćmiły te dobre.

- Znam to uczucie – na chwilę zamknął oczy – mam w sobie sporą dawkę mroku.

- Wiem – przyznał cicho – jednak ty nie jesteś zły.

- Dziękuję – spojrzał na niego w skupieniu – to też nas łączy.

- Podziwiam cię Shiki – uśmiechnął się ciepło – ja na twoim miejscu już dawno bym się załamał. Piętno Chaosu to ciężkie brzemię.

- Mylisz się – pokręcił przecząco głową – nie potrafię zliczyć ile miałem chwil słabości. Gdyby nie Yuki, Lavi, a nawet ty już dawno bym poddał się tej rozpaczy.

- Niby jak ci mogłem pomóc – nie rozumiał – zawsze byłeś poza moim zasięgiem.

- Te partie szachów – wspomniał cicho – później o tobie zapomniałem skupiając się na sobie. Przypomniałeś mi o swojej wartości podczas rozmowy w ogrodzie różanym Darków.

- Chyba muszę się do czegoś przyznać – gryzło go poczucie winy – trochę usunąłem twoich wspomnień. To był wypadek, ale się stało.

- Co mianowicie zaszło i co wymazałeś? – Groźnie łypnął na Erisa z trudem hamując się przed tym by nim potrząsnąć.

- Jakoś tak się złożyło, że uległem ciekawości – zaczął mówić, jednocześnie nieco odsunął się od blondyna – to było wtedy, gdy wyruszyłeś na misję do wymiaru ghouli. Długo ci schodziło.

- Do rzeczy – ponaglał go zniecierpliwiony.

- Kastor zaprosił mnie na przyjęcie – opowiadał pełnym goryczy głosem – pomyślałem, że to może znak. Może wreszcie nawiążę jakąś więź. Tak bardzo się myliłem. Nawet nie wiesz jak cholernie mocno…– wziął głęboki oddech dla uspokojenia nerwów. Samo wspomnienie popełnionego błędy wywoływało w nim złość i obrzydzenie. – Teraz wiem. Byłem młody i naiwny. Poniekąd nadal taki jestem. Głupi cieszyłem się, że wreszcie coś się zmieni. Tak i owszem, zmieniło się. Tyle, że na gorsze. – Bezwiednie zacisnął palce na skrawku bluzki i nerwowo go miętolił. – Okazało się, że zaproszono mnie w roli, której bym nie odgadł. Zakpili ze mnie, skalali i upokorzyli, a na koniec wyrzucili jak śmiecia. To była odpowiedź Kastora na moją sieć empatii.

- Co zrobili? – Złość mu przeszła, gdy zobaczył spojrzenie Erisa. Było pełne cierpienia i gniewu. Nigdy wcześniej nie widział w tych łagodnych oczach czegoś tak mrocznego. – Powiedz. Możesz?

- Przypadło mi zabawiać gości jako dziwka – wycedził zgrzytając zębami – Butterfly. Imię, które nadała mi Arsura zostało splamione. Zachowałem je jedynie ze względu na nią. Poza tym przypominało mi kim jestem dla tak zwanego rodzeństwa. – Przegryzł do krwi dolną wargę. Cieniutka stróżka krwi zmieszała się ze spływającą po jednym policzku łzą. – Nawet nie wiem jak dotarłem do swojej groty. Ledwie stałem na nogach. Kiedy zobaczyłem swoje odbicie w jednej z kul wspomnień, po prostu ją zniszczyłem. Dopiero później zdałem sobie sprawę co zrobiłem. Ta kula dotyczyła mnie. Zawierała twoje wspomnienie z dnia, kiedy odwiedziłem cię po odejściu Arsury. Mógłbym to odtworzyć, ale nie chciałem. Wówczas pragnąłem by cały świat zniknął, a ja wraz z nim.

- Dlaczego… – chciał coś powiedzieć, ale mu na to nie pozwolił.

- Niby czemu miałbym ci to mówić? – Warknął z żalem. – I tak by cię to nie obeszło. Nie wtedy, gdy uratowałeś Lavi.

- Eris – zdał sobie sprawę, że ma rację. Po uratowaniu Lavi nie liczyło się nic poza nią. – Wybacz.

- Nie musisz o to prosić – mruknął patrząc w podłogę – Lavi jest wyjątkowa. Miała wtedy niewiele lat, a potrafiła zrozumieć mój ból odrzucenia. Nawet takie dziecko potrafiło być silniejsze. Jestem po prostu żałosny. – Zaśmiał się gorzko. – Postanowiłem ją wspierać. Nie chciałem by spotkało ja to, co mnie. Doszukiwałem się prawdy jedynie ze względu na nią. Później dowiedziałem się o jej decyzji i o wyroku jaki na nią zapadł. Wysłano ją do miejsca pełnego wampirów. Sporo mi zajęło zebrać w sobie odwagę by jej pomóc w ucieczce. Dzięki temu mogła pożyć kilka lat w spokoju i beztrosce.

- Specjalnie naruszyłeś pieczęć – zauważył czując uznanie – Chciałeś by odzyskała pamięć.

- Drakun chciał by żyła w ułudzie – odparł w złości – sam też mocno sfabularyzowałem moją opowieść, ale to było mniejsze zło. Zmusiłem Drakuna do zmiany planów. Musiał wprowadzić ją w nasz świat, w jej świat. Ona miała prawo przypomnieć sobie własną tożsamość.

- Zmusiłeś tego starego lisa do czegokolwiek – zdumiał się wspominając łańcuch zdarzeń, które nastąpiły po naruszeniu pieczęci – Zrobiłeś coś czego nie mogłem dokonać przez stulecia. Uderzałem jak widać w złe miejsce, a ty kopnąłeś w idealny punkt.

- W samotności miałem czas by cokolwiek obmyślić – wstał i sięgnął po ręcznik. Chciał wytrzeć twarz. Było mu wstyd, że ponownie rozryczał się przed Shikim. – Oglądałem historię w ukryciu i uczyłem się wielu ciekawych rzeczy. Szachy przydają się w życiu.

- Rozumiem – uśmiechnął się do Erisa, po czym podał mu czystą koszulę – zakrwawiłeś bluzkę.

- No tak – zarumienił się biorąc ubranie od brata. Następnie ściągnął brudną koszulę obnażając plecy, na których Shiki dostrzegł cieniutkie blizny tworzące skrzydła motyla.

- Twoje plecy – zaczął podejrzewając skąd te blizny. Zastanawiał się, czemu wcześniej tego nie zauważył. – Erisie skąd to masz?

- Masz na myśli skrzydła? – Rzucił z obrzydzeniem. – To scheda po tamtej nocy.

- Następnym razem, gdy będziesz w potrzebie, przyjdź do mnie – nakazał wściekły za swoją ślepotę i błędy – Zaufaj mi.

- Postaram się – zarzucił na siebie koszulę – nie masz prawa się o to obwiniać. To moje piętno i kara za naiwność i wiarę w innych. Od tamtej pory dwa razy sprawdzam komu mam zaufać.

- To mądrze z twojej strony – pochwalił go Kronos zjawiając się w pokoju – Widzę chłopcy, że doszliście do porozumienia.

- Próbujemy – zirytował się Shiki – Przeszkadzasz.

- Miły jak zawsze – zakpił mierzwiąc włosy blondynowi, czym podniósł stopień jego złości – Przyszedłem sprawdzić stan Erisa.

- Wiem, że przeze mnie odwlekasz termin rytuału – Eris posłał mężczyźnie niepewne spojrzenie. – Jak widzisz stoję na nogach.

- Widzę, że stoisz – orzekł spokojnie, po czym niespodziewanie wystawił go na działanie swojej mocy. Shiki w ogóle tego nie odczuł, zaś Eris zrównał się z podłogą ciężko dysząc. – Jednak nadal nie odzyskałeś sił. W takim stanie rytuał cię uśmierci.

- Mogę w nim uczestniczyć – upierał się jak dzieciak.

- Nie możesz – Shiki szarpnął go do góry stawiając na nogach – nawet o tym nie myśl ośle!

- Erisie – Kronos zmusił go do spojrzenia mu w oczy. Chłopak ledwie wytrzymał siłę tego wzroku. – Twój ojciec zaufał mi prosząc o czuwanie nad twoim bezpieczeństwem. Ty chyba chcesz bym przetrzepał ci skórę.

- Co? – Próbował odwrócić wzrok, ale nie dał rady. – Ja nie…

- Tydzień – rzucił od niechcenia mrużąc bursztynowe oczy – sądzę, że po tym okresie będziesz wystarczająco silny. Jednak niech zobaczę lub usłyszę, że coś przewinąłeś.

- Co wtedy? – Spytał ciekawy dalszego ciągu.

- Domyśl się chłopcze – zaśmiał się po czym zniknął.

Shiki już się nie odzywał. Położył brata do łóżka, by następnie opuścić pokój. Był wściekły za bezmyślność na Erisa, a milczenie okazało się odpowiednią karą. Zostawił go samego by zastanowił się nad własnym postępowaniem. Denerwowało go jak nie dba o stan zdrowia i pochopnie decyduje o życiu. Miał nadzieję, że wyniesie odpowiednie wnioski z darowanej mu lekcji.

* * *

Lavi siedziała w salonie i piła herbatę z Amy. Dziewczyny martwiły się przygnębieniem Skota i dystansem Akiry.

- Blokuje nasze połączenie – westchnęła czarnowłosa sięgając po filiżankę – Coś go niepokoi, ale nie chce powiedzieć co. Wcześniej bał się o Adama, jednak w tym temacie również nie wyjawił konkretnych rzeczy.

- Zauważyłam, że chodzi przybity – Lavi posłodziła herbatę miodem. – Zawsze narzeka na Adama, ale bardzo jest do niego przywiązany. Dobrze wiesz, jak celebrował każdą ich wspólną chwilę w dzieciństwie.

- Wiem – przyznała cicho – jednak to i tak dziwne.

- Też się trochę boję o Adama – wyznała bawiąc się kosmykami swoich brązowych włosów – pewnie zauważyłaś, że go lubię.

- Oczywiście – rzuciła bez wahania – jaka byłaby ze mnie przyjaciółka, gdybym tego nie dostrzegła.

- Drakun coś szykuje, choć nie jestem tego całkowicie pewna – odrzekła w zamyśleniu – Adam jest moim opiekunem, co może czynić z niego cel.

- Możliwe – Amy w lekkim zdumieniu spojrzała na przyjaciółkę. Nie wyglądała już jak mała dziewczynka, a jak nastolatka. W dodatku w jej oczach dostrzec można było wielką troskę i strach. Z pewnością obawiała się czekającego ją rytuału. Zresztą nie ona jedna. – Myślę jednak, że Adama mogą dręczyć problemy z bliskiego mu środowiska. Nie znasz historii rodu Dark, ja zresztą też, ale nie zastanawiało cię nigdy, dlaczego Skot i reszta rezydują w domu, który nie należy do przodków jego ojca? Ten dom należy do ich matki.

- Ale ze mnie kretynka – jęknęła zdając sobie sprawę jak mało wie o Darkach – myślałam, że to główny dom.

- To już wiesz, że nie – podsumowała Amy dopijając herbatę – Czemu martwisz się Akirą?

- Ostatnio chodzi z głową w chmurach i w ogóle się ze mną nie kontaktuje – odpowiedziała przejętym głosem – w dodatku ewidentnie mnie unika. Kiedy się spotykamy na posiłkach, ignoruje moje pytania. Później gdzieś znika i nie mogę go znaleźć.

- Rozumiem – to naprawdę było niepokojące zachowanie. Nie zwracała na to uwagi zajęta sprawami swoimi i Skota, ale gdy Lavi opowiedziała jej o tym, zaczęły jej migać pewne alarmujące urywki. – Lubisz go?

- Tak, ale to nie ma nic do rzeczy – zmrużyła oczy podejrzliwie na nią patrząc – lubię go jak młodszego brata. Martwię się, bo zrobił się strasznym introwertykiem po zetknięciu z Chaosem Shikiego.

- Shiki ma przerażającą moc – wzdrygnęła się Amy – jak pomyślę jakie to brzemię dla jej posiadacza, to aż mam ciarki na plecach.

- To problematyczna siła – poinformowała ją poważnie – Shiki przez dłuższy czas jej się obawiał. Kiedy zobaczyłam jak to wszystko wygląda, pożałowałam, że tak bardzo obciążałam go swoimi sprawami. On cierpiał, a ja nie podejrzewałam jak bardzo.

- Lavi – odsunęła z oczu czarne loki – nie możesz przewidzieć pewnych zdarzeń, jak również nie możesz widzieć skrywanych przez kogoś odczuć i emocji. Shiki zdecydował nie ujawniać własnych obaw, przez co osłabiał się od środka. Znam to z autopsji. Sama tak robię.

- To natychmiast przestań – podeszła do przyjaciółki i mocno ją przytuliła – nie wątp w siebie Amy. Masz przecież mnie i Skota. My cię nigdy nie zostawimy samej.

- Wiem Lavi – zdumiona zauważyła, że po policzkach płyną jej łzy – jesteś kochana.

- A spróbowałabyś powiedzieć coś innego – uśmiechnęła się lekko uderzając jej czoło swoim – Zawsze możesz na mnie liczyć. Jak chcesz się upić, to w gabinecie ojca widziałam jakieś procenty.

- Nie wiem czy to dobry pomysł – szepnęła widząc kątem oka wspomnianego mężczyznę – pamiętasz co się działo gdy upiłaś się ostatnim razem.

- Tak, masz rację – zastanawiała się na głos nadal nie dostrzegając Kronosa – kac jest problematyczny i nieprzyjemny, ale wiesz, tam jest taka karafka wypełniona złocistym płynem. Ładnie pachnie, więc pomyślałam, że może spróbujemy tak dla zabicia smutków.

- Zamknij się już – syknęła w strachu. Oczy mężczyzny zabłysły złotym blaskiem gniewu. – To zły pomysł.

- Czemu się nie zgadzasz? – Nie załapała, ale gdy podążyła wzrokiem za oczami przyjaciółki, zrozumiała. – Ach, to dlatego.

- Co cię tak kusi Lavi? – Zapytał siląc się na spokój w głosie, choć w rzeczywistości wrzał w nim gniew. – Zdradź mi ten sekret.

- Nic takiego – zarumieniła się zawstydzona, że ją słyszał – tak tylko pocieszam koleżankę.

- Czyżby – podszedł do dziewcząt i zlustrował je ostrym spojrzeniem – coś mi mówi dziewczynki, że ciągnie was w złym kierunku.

- To nie tak – pisnęła Amy w strachu. Bała się ojca Lavi. – To były takie żarty.

- Żarty – powtórzył mierząc czarnowłosą czujnym wzrokiem. Dostrzegł jej przerażenie. – Na temat czego?

- Niczego – warknęła Lavi z bojowym nastrojem – podsłuchiwanie jest niegrzeczne.

- Ja może już wrócę do pokoju – struchlała Amy próbowała uciec, ale coś jej nie pozwalało wstać z kanapy – Jak to?

- Jesteś energiczna jak matka – westchnął mierzwiąc włosy córki – w twoim wieku jednak nie powinnaś pić alkoholu.

- Nic o mnie nie wiesz! – Krzyknęła w złości. – Nie masz prawa mnie pouczać!

- Mam do tego prawo moja panno! – Ryknął na nią widząc, że inaczej do niej nie dotrze. – Nic o tobie nie wiem? Wiem o tobie wszystko. Zawsze miałem cię na oku, więc nie zarzucaj mi niewiedzy. Jestem twoim ojcem, a to zobowiązuje.

- Nieprawda – wycedziła przez zaciśnięte zęby w płaczu – nie znasz mnie. Nigdy cię przy mnie nie było. Miałeś to gdzieś.

- Dość! – Uciszył ją przytulając do siebie. – I vice versa córko. To frustrujące, nieprawdaż?

- Tak – rozpłakała się na dobre – cholernie.

- Wyrażaj się – klepnął ją lekko w bok pleców – moja córka nie będzie używać przekleństw.

- Już to robi – wymsknęło się Amy, czego od razu pożałowała – sorry.

- Chodź tu – przywołał ją do nich gestem ręki – Amy, tak?

- Tak – przytaknęła nieśmiało, jednak się nie ruszyła z miejsca. Poczuła, że nic jej już nie trzyma, ale strach okazał się większy.

- Nie bój się – przywołał ją ponownie – chodź.

Tym razem się podniosła, jednak każdy krok stawiała z wahaniem. Kiedy zatrzymała się jakieś pół kroku od niego, ten złapał ją i przyciągnął do siebie i Lavi. To było zaskakujące, a zarazem przyjemne. Wtuliła się w niego jak w ojca, którego nigdy nie miała. Po chwili jednak zawstydzono odczepiła się i spuściła wzrok. To nie uszło jego uwadze.

- W porządku – uśmiechnął się i zmierzwił jej włosy. Teraz zrozumiała, po kim Lavi odziedziczyła to ciepło. Kronos był ostry i straszny, ale miał też tę miłą stronę. Rodzice tacy przecież są. Irytujący aczkolwiek kochani. – Było pojednanie, to teraz czas na karę.

- Karę?! – W szoku spojrzały mu w oczy.

- Szlaban – oznajmił przenosząc je do pokoju, który wspólnie dzieliły – Przez dwa dni nie opuścicie tego pokoju. Posiłki przynosić będę wam osobiście.

- To nie fair – stęknęła Lavi – nic nie zrobiłyśmy.

- Już sam zamiar się liczy – wyprowadził ją z błędu – myślą, mową i czynem łamie się zasady.

- Snob – pokazała ojcu język – w dodatku służbista.

- Też cię kocham – zaśmiał się po czym zniknął – Chyba będę musiał podarować jej słownik.

* * *

Późnym wieczorem Eris usłyszał pukanie do drzwi. Kiedy się otworzyły, zobaczył demona, który wyglądem przypominał nastoletniego chłopca. Miał srebrne oczy, a spod bujnej, zielonej czupryny wyrastały szare rogi.

- Pan Kronos posłał po panicza – ukłonił się grzecznie, lecz nadzwyczaj sztywno – Mam panicza zaprowadzić w pewne miejsce.

- To dość nietypowe – zdziwił się Eris. Oczy demona były jakieś puste. – Gdzie masz mnie zabrać?

- Nie mogę powiedzieć – jego głos cały czas był niezmienny – Pan zabronił mówić.

- Aha – nie do końca rozumiał o co chodzi, jednak pomimo podejrzeń ruszył za sługą – wyjawisz mi swoje imię?

- Nie – odmówił wciąż tym monotonnym tonem – demony nie zdradzają swoich imion. Wyjawienie imienia oznacza oddanie życia w czyjeś ręce.

- Rozumiem – sapnął lekko zmęczony. Zawędrowali w nieznaną mu część domu. Jednocześnie jego obawy wzrastały z każdym krokiem. – Wiesz, nie czuję się najlepiej. Może jednak zawrócę póki mam na to siły.

- Otarłeś się o śmierć, nieprawdaż Piąty? – Oczy demona zaświeciły złotem, a Eris poczuł jak cierpnie mu skóra. – Teraz jesteś słaby. To dobrze.

- Dobrze?! – Cofnął się w strachu. – Opętałeś demona?! To w ogóle możliwe?

- Tak, gdy poznasz ich imię – odpowiedział spokojnie – przed chwilą ci to mówiłem.

- Mówiłeś – potwierdził ze strachem czując, że osłabienie wzrasta – Czemu to zrobiłeś. To jeszcze dzieciak.

- Zbędny śmieć, który jednak na coś się przydał – zakpił zbliżając się do Erisa – Miałeś wątpliwości, a jednak za mną poszedłeś. Zawsze wtykałeś swój ciekawski nos tam, gdzie nie powinieneś.

- Szukałem prawdy – odparł cicho nie przestając się cofać – kazałeś nam żyć w kłamstwie.

- No i? – Nie widział w tym problemu. – Jesteś problematyczny jak twój ojciec. Z przyjemnością wyrwałem mu serce z piersi.

- To ty go zabiłeś? – Fala niezidentyfikowanych emocji przeszyła chłopaka. Przez lata żył na łasce mordercy jego ojca. – A ja nazywałem cię… to chore!

- Nie rozumiesz idei moich działań – oznajmił błyskawicznie stając przed Erisem i łapiąc go za gardło – Powinienem cię zabić, ale możesz się jeszcze przydać. Uczynię z ciebie posłuszne narzędzie.

- Puść go! – Warknął Akira, który wyłonił się z cienia. Przypadkiem trafił w to miejsce spacerując po domu. Bez problemu pokonał postawioną tam barierę. Nie myśląc posłał w kierunku nieznajomego i Erisa mroczne ogary, które zaatakowały oboje. – Cholera.

- Masz jaja szczeniaku – Drakun puścił swoją ofiarę i zwrócił się ku chłopcu. Jego atak kosztował go sporo mocy. I teraz nie miał zbyt wiele sił by zrealizować swój plan. – Zapamiętam to sobie.

Opuścił ciało demona, który upadł na podłogę bez życia. Akira podbiegł do Erisa i pomógł mu wstać. Miał kilka zadrapań i ugryzień, ale to nie były zbyt poważne rany.

- Nic ci nie jest? – Spytał zmartwiony bladością chłopaka. – Ściąłeś włosy?

- Jest dobrze – zakaszlał rozcierając bolącą szyję – moja ciekawość mnie kiedyś zabije.

- Święte słowa – usłyszeli głos Kronosa – Co się wydarzyło?

- To twój dom, więc powinieneś to wiedzieć – sarknął Eris nieudolnie wyładowując frustrację na gospodarzu – jestem zmęczony.

- Zaniosę cię do łóżka – zaproponował Kronos widząc, że ledwie trzyma się na nogach – Erisie.

- Nie ma takiej potrzeby – prychnął opierając się o ścianę – sam tam dojdę.

- Gdzie pan był? – Akira powęszył nosem, po czym go zakrył. – Śmierdzi siarką.

- Byłem w wąwozie śmierci – poinformował go mężczyzna – dlatego nie wiem co się stało. Kiedy wróciłem, wyczułem twoją ciemność.

- Tego tutaj – chłopiec wskazał gestem ręki martwego demona – opętał jakiś gościu. Dusił Butterflaya, dlatego zareagowałem.

- Dobrze zrobiłeś – pochwalił go mierzwiąc mu włosy – a teraz wracaj do pokoju.

- A co z nim? – Spojrzał na pełznącego przy ścianie Erisa. – Tamten mu nieźle nagadał o jego ojcu. No i moje ogary trochę go pokiereszowały.

- Rozumiem – zerknął na syna przyjaciela po czym ciężko westchnął – zajmę się nim, dlatego idź i pamiętaj o naszej umowie.

- Dobrze – z wahaniem zawrócił znikając w cieniu. Nie chciał zostawiać Butterfly’a w takim stanie, tym bardziej, że niechcący zadał mu kilka ran. Niestety obietnica, którą złożył Kronosowi zobowiązywała. Zrezygnowany i nieco rozdarty udał się do pokoju.

- Uparty jesteś, ale to dobrze – odparł mężczyzna biorąc Erisa na ręce. Nie miał z tym problemu, bo był drobnej budowy ciała. Chłopak chwilę się wyrywał, ale zabrakło mu sił. – To był Drakun, prawda? Co ci powiedział o Erenie?

- Że go zabił – mruknął smutnie aczkolwiek był wściekły – najgorsze jest to, że nazywałem ojcem mordercę, który mi go odebrał.

- Co chciał z tobą zrobić? – Kontynuował wywiad pomimo bólu i złości chłopaka. Musiał się dowiedzieć czego chciał Drakun. – Czemu tu przybył?

- Z chęcią by mnie zabił i to byłoby lepszą opcją – zakrył twarz drżącymi dłońmi – jednak postanowił zmienić mnie w posłuszną marionetkę. Dzięki temu mógłby kontrolować moją moc. Gdyby tak się stało, zaprzepaściłby wszystko. Bez skrupułów zmieniałby czas i historię wedle własnego uznania, nie licząc się z konsekwencjami. To by było katastrofą.

- Nie przewidziałem tego ataku – zmartwił się Kronos. Drakun przyparty do muru jest jednoznaczne z nieprzewidzianymi komplikacjami. – Masz rację. Gdyby mój brat miał władzę nad czasem, to byłby koniec.

* * *

Shiki w milczeniu żuł kawałek grzanki. Zamyślany wpatrywał się w puste krzesła przy stole. Spodziewał się nieobecności Erisa, ale Amy i Lavi? Przeniósł wzrok na Kronosa z niemym pytaniem. Mężczyzna westchnął w odpowiedzi, po czym zabrał głos.

- Dziewczynki mają karę – potarł skronie na znak zmęczenia. Od dłuższego czasu kiepsko sypiał zachodząc w głowę co knuje jego bliźniaczy brat. – Mam prośbę do was wszystkich. Chciałbym abyście mieli oczy dookoła głowy. Drakun ostrzy sobie na was pazury, co może poświadczyć Akira.

- Co masz na myśli? – Spytała Yuki ze zmartwioną miną. – Był tu, prawda?

- Tak – potwierdził spokojnie wytrzymując jej pełne napięcia spojrzenie – próbował zabrać Erisa.

- Jak to próbował go zabrać?! – Shiki gwałtownie podniósł się z miejsca. – Zrobił mu coś?

- Niezbyt – przyznał skonsternowany Akira – chciałem mu pomóc, ale chyba go pogrążyłem.

- Czyli? – Niecierpliwił się blondyn. – Mów!

- Zluzuj! – Warknął nastolatek również wstając z krzesła. Był zły, że zwracał się do niego jakby z oskarżeniem. Negatywne emocje zawrzały, a moc wraz z nimi. Musiał wyjść, inaczej rzuciłby się na kogoś. – Nie będę z tobą gadać!

Wybiegł z jadalni od razu kierując się do pokoju. Nie naruszył żadnych zasad, bo skończył posiłek. Zamknął za sobą drzwi i krzyknął wściekle dając upust złości. Przeciwległa ściana odniosła uszczerbek dotknięta kulą mroku. Podszedł do łóżka i runął na nie zmęczony. Od czasu, gdy spoił się z Chaosem ciężko mu było zapanować nad emocjami. Ciągle czuł gniew i irytację. To go frustrowało.

W jadalni zapanowała ciężka atmosfera. Shiki łypał na Kronosa roszczeniowym wzrokiem, a w zamian otrzymał irytację. Yuki w milczeniu wpatrywała się w pusty talerz, a przybity Skot nie ruszył się nawet o milimetr ze znudzeniem bawiąc się jedzeniem.

- Mogę iść do pokoju? – Wampir spojrzał na gospodarza błagalnym wzrokiem. Maił już dość siedzenia w tej atmosferze, a apetyt i tak mu zniknął. – Po mnie Drakun nie przyjdzie. Jedynie może mnie zabić, bo na nic mu się nie przydam. Opętać mnie nie opęta, bo nawet nie miałem z nim styczności. Będę też mieć na uwadze pańskie ostrzeżenie.

- Skąd tyle wiesz? – Kronos zbadał chłopca czujnym spojrzeniem. Zauważył bladość i zmęczenie w oczach. Widocznie co noc nawiedzały go wizje. – Czemu nic nie powiedziałeś?

- To by nic nie dało – wzruszył ramionami – nikt mnie nie chce słuchać.

- Następnym razem przyjdź do mnie – polecił mu z nutą nacisku w głosie – możesz iść.

- Dobrze – skłonił się grzecznie, po czym wyszedł.

- Czemu puściłeś tę dwójkę? – Shiki spojrzał na mężczyznę z wyrzutem. – Wiedzą więcej niż mówią.

- Ja ci nie wystarczę? – Zakpił w irytacji. – Dorośnij.

- Zapomnij – warknął ruszając do drzwi. Nie potrafił znaleźć wspólnego języka z tym facetem. Przy nim czuł się jak nastolatek, którego nikt nie rozumie. W sumie, Kronos tak go właśnie traktował, jak niedojrzałego dzieciaka. – Cholera!

- Ty też wyjdziesz ciskając przekleństwami? – Kronos zwrócił się do Yuki, która pozostała na swoim miejscu. – Czy może przyjmiesz inną postać buntu.

- Nie zamierzam nic z tych rzeczy – odparła łagodnie – Martwi mnie zachowanie ojca. Robi się coraz agresywniejszy. Zaatakował osłabionego Erisa i próbował go porwać. Podejrzewam, że chciał uczynić z niego swoją marionetkę.

- Słusznie podejrzewasz – przytaknął spokojnym głosem – to twój ojciec. Krew z krwi.

- Masz rację, ale to nie wpłynie na jego decyzję – westchnęła cicho – postanowił mnie zabić w dniu, gdy jawnie się mu sprzeciwiłam.

- Ten dzień, to ten, kiedy uciekłaś wraz z Lavi – stwierdził przymykając zmęczone oczy – Zawsze był strasznym raptusem. W dzieciństwie zabił najlepszego przyjaciela, bo nie podzielił się z nim nagrodą.

- Rozumiem – posmutniała słysząc te słowa – zabił matkę na moich oczach. Miałam wtedy osiem lat.

- Przykro mi – współczuł bratanicy, bo podejrzewał przez co musiała przechodzić – Znasz klątwę bliźniąt?

- Tak – przyznała zwracając na niego skupiony wzrok – jeden zniszczy drugiego by żyć.

- Wiesz dlaczego o tym wspomniałem? – Upewniał się, czy zrozumiała jego intencje. – Chciałem cię uprzedzić co może się stać. Ta klątwa dotyczy mnie i Drakuna, a nie Lavi i Shoona.

- Wiem stryju – podeszła do niego i położyła mu rękę na ramieniu – z was dwóch wolałabym byś to ty wygrał. To mniejsze zło, które ocali moich bliskich.

- Masz wyrozumiałość matki – odparł urzeczony jej gestem – podziwiałem ją, że oddała serce komuś takiemu jak mój brat.

- Była dumną i odważną kobietą – uśmiechnęła się nieznacznie, po czym ruszyła do wyjścia – tak naprawdę kochała ciebie, ale ty oddałeś serce jej najlepszej przyjaciółce.

Opuściła jadalnię pozostawiając zaskoczonego stryja. Mężczyzna nie wierzył, że tak było.

- Przecież zaprzeczyła, że cokolwiek do mnie czuje – szepnął wspominając matkę Yuki – to niemożliwe.

* * *

Skot w drodze do swojego pokoju wstąpił do Akiry. W milczeniu omiótł podziurawione ściany badawczym spojrzeniem, po czym zwrócił wzrok na rozdrażnionego kolegę.

- Widzę, że już nie raz próbowałeś wypuścić nieco pary – stwierdził podchodząc do srebrnookiego – jak długo chcesz to kryć? Martwisz dziewczyny.

- I mówi to ktoś, kto postępuje podobnie – sarknął z wyrzutem – oszczędź sobie te morały.

- Mam problemy ze sobą – przyznał Skot – jednak nie są aż tak poważne jak twoje.

- Chrzań się – warknął świecąc czerwonymi iskierkami w oczach – odwal się.

- O tym właśnie mówię – sapnął siadając tuż obok wulkanu wściekłości – zwróć się o pomoc do Shikiego. On zna metody wyciszenia, a twoje huśtawki nastrojów pojawiły się po zetknięciu z jego mocą. Jest ci to dłużny.

- Nie potrzebuję jego litości – burknął w frustracji – nie jestem desperatem.

- Wiem, że to przemyślisz – poklepał go po ramieniu – masz w sobie więcej siły niż ja.

- Adam – mruknął pochmurnie – martwisz się o niego?

- Tak – potwierdził wzdychając – nawiedzają mnie o nim wizje. Sądzę, że są obrazami przeszłości. Mój brat jest tam kimś zupełnie mi obcym. W dodatku wiem, że przytrafiło mu się coś złego. Po prostu to czuję.

- Krew – odparł już mniej zirytowany. Rozmowa z Darkiem pomogła mu nieco ochłonąć. – Krew jest przekaźnikiem. Łączy was jak nić przeznaczenia z mitów.

- Możliwe – zgodził się z Akirą – wampiry odczuwają więcej poprzez krew, niż przez okazywanie emocji.

- Rozumiem – spojrzał w oczy kolegi – Wiesz czemu dziewczyn nie było na śniadaniu?

- Mają szlaban i to trochę nasza wina – wyjawił nieśmiało – Chciały zapić smutki w karafce wiekowego koniaku Kronosa i ten je przyłapał kiedy o tym mówiły.

- Aha – próbował być poważny, ale nie wytrzymał i zaczął się śmiać – Lavi nie przestanie mnie zadziwiać. Nawet w chwilach zagrożenia potrafi wpadać na tak szalone pomysły.

- Tak, jej pomysły nie należą do zwyczajnych – dołączył do śmiechu kolegi – i zawsze kończą się karą.

Ich rozmowę przerwał nagły i niespodziewany gość. Do pokoju wparowała czarnowłosa piękność. Młoda kobieta przelotnie obejrzała pokój, po czym zwróciła się do chłopców.

- Będę potrzebowała waszej pomocy dzieci – jej głos brzmiał ciepło i przyjaźnie. Chłopcy odnieśli wrażenie, że przypomina im Amy. – Pomożecie, prawda?

- Zależy co mamy zrobić – odezwał się Skot – Mamy ograniczone pole manewru.

- Wiem Skocie – uśmiechnęła się do niego – ostatnio nawiedza cie w snach Onyx.

- Onyx?! – Spojrzał na nią niezrozumiale. – Któż to?

- Och, chyba wyjawiłam ci część tajemnicy – udała, że zrobiła to nieświadomie, choć w rzeczywistości wiedziała co robi. – Mój mąż ostatnio się przemęcza. To też przez was, dlatego musicie mi pomóc nakłonić go do odpoczynku.

- Kim pani jest? – Akira obdarzył ją niechętnym spojrzeniem. – Nie pomagam nieznajomym.

- Ostrożny jesteś, choć nie zawracałeś sobie tym uwagi niszcząc mój dom – łypnęła na niego ostrzegawczo brązowymi oczami – Jestem Akasza pani tego domu i irytuje mnie, że Kronos ściągnął tu całe przedszkole. Lavi rozumiem, ale nie całą resztę.

- Przypomina pani naszą przyjaciółkę – wtrącił Skot – Amy.

- Oczywiście to ona przypomina mnie – poprawiła go w śmiechu – to moja wnuczka. Będę musiała nauczyć ją pewności siebie, bo strasznie płochliwa z niej dziewczynka.

- Istny zjazd rodzinny – zakpił pod nosem Akira – Pieprzony zbieg okoliczności lub nie.

- Jesteś zuchwały dzieciaku – warknęła rzucając mu groźne spojrzenie – Śmierdzisz ciemnością i mrokiem, a to źle gdy te dwie siły spotykają się w jednym naczyniu.

- Co?! – Zdumiony patrzył na kobietę jak na niewiarygodne zjawisko. – Nie pomogę pani.

- Tak? – Podeszła do niego i roztrzepała mu włosy. – Niegrzeczny piesek.

- Zostaw mnie babsztylu! – Ryknął chcąc ją uderzyć. Znowu tracił panowanie nad gniewem. – Puszczaj!

- Doprawdy jesteś moim faworytem do lania – odparła półgębkiem, po czym wymierzyła mu siarczystego policzka – Znaj swoje miejsce szczeniaku!

- Co?! – W szoku patrzył na nią z szeroko otwartymi oczami. – Czemu?

- To cię otrzeźwiło – odpowiedziała prztykając go w nos – Mógłbyś brać przykład z kolegi, ale wiem, że to moc przez ciebie przemawia. Musisz spotkać się z Onyxem. On ci wszystko wyjaśni.

- Kim jest ten Onyx – Spytał Skot – Mówiła pani, że to on mnie nawiedza w wizjach, ale ja tam widzę jedynie brata.

- Dowiesz się w swoim czasie dziecko – delikatnie pogłaskała jego policzek – a teraz zróbcie tu trochę zamieszania i ściągnijcie Kronosa.

- Ale ja mam z nim układ – jęknął Akira – ma mnie zabrać do tamtego pokoju.

- Ja cię do niego zabiorę, więc rób co ci mówię – nakazała oschle – lepiej zabrać się tam jak najszybciej, inaczej zniszczysz mi dom.

* * *

Kronos wyczuł lekkie zawirowanie energii w pokoju Akiry. Postanowił to sprawdzić. Siła chłopca rosła, jednak nie potrafił się nią odpowiednio posługiwać. Ród Nubis stworzył cienistą bestię, dlatego Onyx mógł pomóc Akirze okiełznać ciemność.

- Co wy wyprawiacie? – Spytał pojawiając się w pokoju chłopca. Ku własnemu zdumieniu zastał tam Akaszę. Od razu zrozumiał, że to jej sprawka. Zmusiła dzieciaki do wywołania zamieszania by go ściągnąć. – Witaj kochanie.

- Jak ty wyglądasz Nosiu – podbiegła do męża i uwiesiła się mu na szyi – w ogóle o siebie nie dbasz. Trzy wieki stawiałam cię na nogi, a ty nadwerężasz ciało i ściągasz mi do domu istne przedszkole. Umawialiśmy się na góra troje dzieci.

- Wiem, trochę przesadziłem z ilością – przyznał się do błędu. Niańczenie dzieci nie było jego mocną stroną, ale nie potrafił zostawić tej gromady w potrzebie, tym bardziej, że byli przyjaciółmi jego córki. – Ale chyba ta dodatkowa piątka ci nie przeszkadza.

- Szóstka, jeśli miałabym sprecyzować. Nie pomijaj jednego, który istnieje w ciele drugiego. – Pogroziła mu palcem. – Za kare musisz odpocząć. Nie możesz zmierzyć się z Drakunem w takim stanie.

- Na wszystko przyjdzie czas – chciał się wykręcić, ale nie dała się zbyć – Dobrze, odpocznę.

- Ja się zajmę dziećmi, więc się nie martw – zapewniła go całując w usta. Takim sposobem podała mu środek nasenny, by mieć pewność, że odpocznie. – Będziesz spał trzy dni.

- Ty podstępna… – stęknął tracąc siły – głupi dałem się podejść.

- Słodkich snów mój książę – złapała go chroniąc przed upadkiem – Drakun wyczuł twoje osłabienie, dlatego ośmielił się tu zjawić. Praca z dziećmi pochłania wiele energii, tym bardziej, gdy ma się tak problematyczne przypadki.

* * *

Późną nocą Akasza zjawiła się w pokoju Akiry. Chłopiec spał jak zabity i chwilę się mu przyglądała.

- Uroczy obrazek aż szkoda to psuć – wyszeptała pod nosem po czym bez skrupułów zepchnęła nastolatka z łóżka – wstawaj!

- Co jest? – Wyrwany ze snu w tak brutalny sposób dyszał jak zestresowany pies. Serce niemiłosiernie waliło w jego piersi aż bolało. Przez kilka sekund rozglądał się po pokoju aż natrafił na winowajcę. – Czego?

- Chodź ze mną i nic nie mów dla twojego dobra – ten szczeniak działał jej na nerwy. Może jak wreszcie oswoi w sobie mrok przestanie być tak irytujący. – Jakaś złośliwa uwaga i po tobie.

- Wiem, że mnie pani nie trawi, ale to lekkie przegięcie – stęknął dźwigając się z podłogi i masując lewy bok – będę miał wielkiego siniaka.

- Mam podmuchać kuku dziecku? – Sarknęła złośliwie. – Mamusia cię tak rozpieściła?

- Nikt mnie nie rozpieszczał – mruknął urażony. Naruszyła granicę drażliwego problemu, z którym sobie nie radziło od czasu poznania prawdy o ojcu. – Gdzie mamy iść?

- Zobaczysz – kątem oka dostrzegła ból w jego szarych oczach. Zraniła go, jednak nie wiedziała czym. – Chodź.

Złapała go za łokieć i przeniosła się z nim pod zapieczętowane drzwi. Zdziwiony wpatrywał się w pieczęć, która lśniła jasnym światłem. Gdy jej dotknął, odrzuciła go jak zwykle.

- Jesteś głupi, czy tylko udajesz? – Zakpiła, po czym rysując w powietrzu dziwne symbole obeszła blokadę. Drzwi stanęły przed nimi otworem. Wepchnęła Akirę do pokoju, lecz sama nie weszła do środka. – Baw się dobrze.

- Hej – chciał wyjść, ale drzwi się zamknęły i nie mógł ich otworzyć ponownie – Wrobiłaś manie jędzo!

- Masz jaja zwracając się w ten sposób do pani tego domostwa – usłyszał zza drzwi – jak skończysz, to nauczę cię uprzejmości.

- Cholerny babsztyl – był na siebie wściekły, że dał się podejść. Pomimo tego, że znalazł się po drugiej stronie pieczęci, czuł się przegrany. – Cholera!

- Przestań dramatyzować – poczuł na ramieniu czyjąś dłoń i znajomy zapach – Adam?

- Nie tym razem – zaświecił czarno-fioletowymi ślepiami dowodząc, że nie jest Darkiem – Jestem Onyx i tak się do mnie zwracaj szczenię ciemności, które zbrukał mrok.

- Onyx?! – Uważnie przyglądał się mężczyźnie szukając innych różnic, jednak prócz oczu nic nie odbiegało od normy. – A co z Adamem?

- Śpi – odpowiedział łagodnie – ostatnio ciągle śpi i regeneruje siły.

- Czyli Skot dobrze czuł, że coś mu zagraża – zastanawiał się na głos wspominając obawy przyjaciela – Co się stało?

- Nie twój interes – zbył go oschle – nie panujesz nad zgodnością ciemności i mroku, dlatego buzujesz wściekłością.

- Skąd to wiesz? – Spojrzał w ślepia mężczyzny i zamarł ze strachu. Nie dostrzegł ani grama pozytywnych emocji, a jedynie nienawiść. – Kim jesteś?

- Kimś, kto opowie ci trochę o twoich korzeniach – pociągnął za sobą chłopaka i posadził na krześle przy łóżku – wiesz przynajmniej kim jesteś, a to i tak sporo.

- Nie powiedziałbym – zaprzeczył wzdychając – nie mam nikogo.

- Adam się tobą zaopiekuje – stwierdził bez ogródek i cienia wątpliwości – Wiesz co się dzieje gdy mrok spotyka ciemność?

- Nie – przyznał się do niewiedzy – a nie powinny się łączyć?

- Niekoniecznie – pokręcił zrezygnowany głową – Ciemność jest pochodną mroku, jednak nie zespolą się bez jakiejkolwiek pomocy i odpowiednich warunków.

- Czyli to dlatego ciągle wybucham gniewem? – Spytał dla upewnienia. – Onyksie, jak stworzyć odpowiednie warunki?

- Powinieneś się wyciszyć – poinstruował go mentorskim tonem – w ciszy słychać najdrobniejszy dysonans. Posiadacz Chaosu dobrze o tym wie, jak również Adam.

- Dziadek medytował – przypomniał sobie Akira – czy to dobra metoda?

- Shin Hyun Bin doczekał się starości, więc sam sobie na to dopowiedz – polecił siląc się na uprzejmy ton. Nie był przyzwyczajony do rozmowy z dziećmi, a widział, że ten chłopiec coś w sobie tłamsi, coś co nie daje mu spokoju. – Podczas medytacji oczyszczasz umysł z toksycznych myśli, a cisza koi nerwy.

- Dal Shikiego medytacja za wiele nie dała – wątpił w działanie wyciszenia – Wybuchł.

- Źle to pojmujesz – sapnął rozczarowany złym punktem widzenia chłopca – Shiki przez lata tłumił w sobie Chaos. Uśpił tę niszczycielską moc za pomocą medytacji. Gdyby nie interwencja Kronosa, pewnie tak by pozostało do końca jego dni.

- Kronos przebudził Chaos, tylko dlaczego? – Nie rozumiał intencji Kronosa. – Ty wiesz?

- Wiem, choć mnie przy tym nie było – odparł wahając się czy wyznać chłopcu prawdę – Kronos skonfrontował Shikiego z jego mocą, by ten mógł przezwyciężyć strach jaki zrodził się podczas przebudzenia Chaosu. Kiedyś Ród Gentis kontrolował takie przebudzenia mocy u dzieci, niestety Shiki jest ostatnim przedstawicielem Gentisów. Oczywistym jest, że nie potrafił sam sobie z tym poradzić. Kronos postanowił mu w tym pomóc.

- Rozumiem – zamyślił się chwilę – Chaos jest potężną siłą.

- W rzeczy samej, a ty jesteś kluczem by go wyciszać – poinformowało go Onyx – choć najpierw musisz nauczyć się wyciszyć samego siebie.

- A co jeśli mi się nie uda? – Wahał się i jednocześnie bał. – Jak niby mam uśpić wzburzone morze?

- Dlatego powinieneś zacząć od siebie – wskazał mu drogę – inaczej będziesz uspokajał Chaos Shikiego, ale nadmiar mroku będzie cię wyniszczał.

- To niewykonalne – przestraszył się konsekwencji – Nie dam rady.

- Może to ujmę nieco inaczej – westchnął po czym spojrzał poważnie na Akirę – jeżeli nie zaczniesz medytować, wówczas umrzesz i żadna moc cię nie uratuje.

- Ale… – zaczął, lecz Onyx mu przerwał.

- Przemyśl to – nakazał stanowczo dając do zrozumienia, że koniec rozmowy – Idź już. Akasz na ciebie czeka.

- Dzięki za radę – rzucił na pożegnanie smętnym głosem. Nie podobało mu się, że będzie musiał prosić Shikiego o przysługę. Onyx dał mu jasno do zrozumienia, że ma nie przeszkadzać Adamowi.


 W milczeniu wrócił do swojego pokoju ignorując kąśliwe uwagi Akaszy. Kobieta w pewnym momencie dała za wygraną, jednak jeszcze się nie poddała. Miała trzy dni na utarcie nosa temu dzieciakowi i zamierzała w pełni je wykorzystać. Zostawiła go w pokoju, po prostu znikając. Akira zaś usiadł na łóżku i próbował poukładać powstały w umyśle bałagan. Nowe informacje stworzyły tyle pytań i obaw, że miał mętlik w głowie, którą dodatkowo nawiedził pulsujący ból w skroni. Po kwadransie jałowych efektów zwyczajnie położył się spać z nadzieją, że dojdzie do ładu po chwili snu.