czwartek, 24 kwietnia 2014

Research

Po długim czasie wrzucam ostatnią część pierwszego tomiku Researchu. Lavi się pisze, więc proszę o cierpliwość. Życzę miłej lektury. 


IX

Późną nocą Bishop wrócił do Ornety z dokumentem przekazującym mu prawa do Agaty Aliud w ręku. W pokoju pełniącym rolę jego gabinetu zastał rudego mężczyznę, który w zamyśleniu przecierał szkła swoich okularów.

- Kto pozwolił wam tu wchodzić, Kos? – Spytał szatyn mijając podwładnego i podchodząc do biurka. Usiadł na krześle i badawczo zmierzył go czujnym spojrzeniem. – Mówcie.

- Chodzi o to dziecko szefie – Odparł nadal zamyślony Kos nakładając na nos okulary. – Dziś zemdlała na mojej lekcji prawie w ogóle nie dając oznak życia. Zabrała ją matka, jednak przed tym podsłuchałem, że dziewczynka zapadła w śpiączkę.

- W śpiączkę? – Bishop także pogrążył się w myślach. – Mówisz, że matka ją zabrała.

- Wcześniej zabroniła dyrekcji szkoły zawiadamiać pogotowie – dodał rudowłosy mężczyzna – Myślę, że lekarze uznaliby to dziecko za martwe. W przeciągu kilku minut zrobiła się zimna, a jej serce zdawało się nie bić.

- Ciekawe – usta szatyna wykrzywiły się w złowieszczy uśmiech – Różyczka zapadła w zimowy sen. Coś jeszcze?

- Nie – Odpowiedział Kos spokojnym głosem.

- W takim razie możecie odejść – odesłał go Bishop. Kiedy rudowłosy zniknął za drzwiami, szatyn wypełnił pokój śmiechem. – Z tym dzieckiem naprawdę nie zaznam nudy.


Tobiasz o świcie otworzył zaspane oczy. Bolały go plecy od niewygodnej pozycji siedzącej, w której zasnął czuwając nad siostrą. Od dwóch dni spała kamiennym snem nie dając oznak życia, co mocno go niepokoiło. Według obliczeń matki Agata miała obudzić się wczorajszego wieczoru, jednak tak się nie stało. Delikatnie odgarnął włosy z twarzy dziewczynki i uważnie patrząc czy nie poruszył się żaden jej skrawek, z nadzieją czekał aż to nastanie.

- Jeszcze tu jesteś? – Usłyszał głos matki, która weszła do sypialni Agaty – Powinieneś szykować się do szkoły.

- Mówiłaś, że ta śpiączka będzie trwać góra dwa dni – zaczął z wyrzutem chłopak – dziś jest już trzeci dzień, a ona nadal śpi.

- Powiedziałam tak, bo zazwyczaj te stadium przemiany tyle trwa – tłumaczyła spokojnie kobieta – Popełniłam błąd sugerując się danymi, które w ogóle nie tyczą się twojej siostry. Założyłam, że obudzi się w przeciągu dwóch dni, ponieważ większość osób włącznie ze mną w tym stanie tyle właśnie spało. Zapomniałam, że ona ma dopiero dziesięć lat i jej organizm nie jest całkowicie przystosowany do natłoku energii. Jej śpiączka może potrwać nieco dłużej, ale nie ma się czym martwić.

- Dla mnie to coś nowego – mruknął Tobiasz wstając z krzesła – Nawet nie zdawałem sobie sprawy z powagi sytuacji w jakiej się znalazła. Ona żyje z tym brzemieniem już cztery lata, a ja dopiero się przebudziłem. Ciężko jest mi kontrolować szalejącą w moim ciele energię, dlatego podziwiam ją za tę samodyscyplinę i dojrzałość. To takie trudne, udawać kogoś kim się nie jest, a ona opanowała to do perfekcji nie dając niczego po sobie poznać.

- Nie zadręczaj się tym – pocieszała go matka – Z czasem nauczysz się opanowania i samokontroli, a teraz zmykaj szykować się do szkoły. Zawiozę cię tam w drodze do pracy.

- Ok. – Zgodził się Tobiasz opuszczając pokój siostry. W duchu przeżywał konflikt, rozdarty między tym czy dobrze jest tak zostawiać nieprzytomną dziewczynkę samą w domu a dziwnie niepokojącym uczuciem, że coś się złego wydarzy.

W szkole nie mógł skupić się na żadnej z lekcji w myślach mając jedynie obraz nieprzytomnej siostry. Ostatnim przedmiotem było wychowanie fizyczne, gdzie rozegrali na stadionie mecz piłki nożnej. Wysiłek pomógł mu trochę ochłonąć ze zmartwień. Kiedy zabrzmiał dzwonek sygnalizujący koniec lekcji, szybko przebrał się w szatni i od razu ruszył w kierunku domu. Przy samej bramie szkoły dogonili go koledzy zmierzający w tę samą stronę. Chwilę szli rozmawiając, do czasu gdy kątem oka dostrzegł mężczyznę z ponurą aurą. Pożegnał się z kumplami i zaczął biec.

- Czego on chce? – Myślał w duchu starając się biec szybciej. – Po co tu przyszedł? Czyżby dowiedział się, że Mała jest w śpiączce?

Zwolnił nieco tempa przy cmentarzu chcąc złapać tchu idąc. Nagle poczuł szarpnięcie w tył, przez co tyłkiem wylądował na chodniku. Chciał się podnieść w czym został wyręczony silnym pociągnięciem w górę za kaptur bluzy.

- Ała – jęknął, bo szwy ubrania zaczęły wrzynać mu się w gardło – Co jest?

- Szybko biegasz – usłyszał męski głos, a następnie ciężkie ramię wylądowało na jego karku – jednak niewystarczająco szybko, bo z łatwością cię dogoniłem.

- Czego pan chce? – Spytał siląc się na spokój w głosie chłopak – Z góry uprzedzam, że nic nie powiem.

- Zaprzeczasz sam sobie, bo właśnie do mnie mówisz – wyśmiał go mężczyzna przyciągając do siebie – Skoro rozpoczęliśmy już tę rozmowę, to ją skończymy. Chyba nie chcesz, żebym był bardziej stanowczy?

- Nie? – Tobiasz niepewnie odpowiedział.

- Mądra decyzja – pochwalił go mężczyzna klepiąc w ramię – Powiedz mi, co się dzieje z twoją siostrą?

- Nic szczególnego – manewrował Tobiasz.

- Czyżby? – Mężczyzna mocniej ścisnął ramię chłopaka na co ten się wzdrygnął – Słyszałem, że zapadła w śpiączkę.

- Gdzie pan to usłyszał?! – Zdziwił się chłopak udając głupiego. – Z Małą jest wszystko w porządku.

- A wiesz, jakoś ci nie wierzę – mężczyzna obdarzył Tobiasza złośliwym uśmieszkiem – Może przekonamy się na własne oczy, czy wszystko z nią gra?

- Nie ma mowy bym pana wpuścił do domu! – Zarzekał się chłopak – Matka mnie zabije, jeśli to zrobię.

- Hmm, czyli tak stawiasz sprawę – zastanowił się mężczyzna – W takim razie ja rozegram to następująco: Jeśli nadal będziesz mnie okłamywał, to sprawię, że poczujesz prawdziwą definicję bólu. Jeśli nie wpuścisz mnie do domu, będę cię bił do momentu, aż zaczniesz prosić o śmierć.

- Pan jest szalony – Tobiasz chciał się wyrwać z uścisku nieznajomego, jednak ten w ogóle nie zelżał. – Puszczaj mnie!

- Nie – zbył go mężczyzna powoli ciągnąc w stronę domu – Naprawdę chcesz dziś posmakować mojej pięści, dlatego masz to jak w banku.

Tobiasz w szoku na chwilę przestał się szarpać, co ułatwiło nieznajomemu dociągnięcie go do domu. Chłopak nie wierzył, że to się dzieje. Na szczęście uratował go sąsiad, który przyszedł w sprawie pożyczonej siekiery.

- Dopadnę cię później chłopczyku – pożegnał się szeptem nieznajomy znikając za płotem. Tobiasz odetchnął czując ulgę. Załatwił sprawę z sąsiadem, po czym szybko wszedł do domu i zamknął drzwi na klucz. Od razu wbiegł na górę sprawdzić stan Agaty, która ku jego rozczarowaniu nadal była pogrążona we śnie.


Dochodziła godzina trzecia po południu, kiedy Agata otworzyła zaspane oczy. Na nogach poczuła coś ciężkiego i dopiero po zapaleniu nocnej lampki dowiedziała się czym, a raczej kim był ów balast.

- Tobiasz? – Ze zdziwieniem położyła dłoń na policzku brata. – Obudź się. Przeziębisz się i mięśnie ci zesztywnieją, jeśli będziesz spał w takiej pozycji.

- Nie obchodzi mnie to – Ziewnął chłopak powoli się budząc. Kiedy jego twarz zrównała się z twarzą siostry, zdumiony wytrzeszczył oczy. – Mała? Już nie śpisz!

- Brzmisz jakbyś się martwił – zażartowała z poważną miną – Nie patrz na mnie w sposób, w jaki ludzie oglądają eksponaty w muzeum.

- No jasne, że się martwiłem – obruszył się Tobiasz – Jesteś moją młodszą siostrą. Jak się czujesz?

- Wreszcie nazwałeś mnie siostrą – posłała bratu ciepły uśmiech – A odpowiadając na pytanie, to czuję się normalnie. Chyba weszłam w stadium przeczekania zmieniając w zwyczajne dziecko.

- Przeszłaś śpiączkę – poinformował ją chłopak – Miała trwać dwa dni, a przedłużyła się niemal do trzech.

- Rozumiem – westchnęła w zamyśleniu – Moje ciało ciężko znosi wszelkie przemiany przepływu energii. Tym razem nie będzie inaczej. Cieszę się, że wreszcie mogę normalnie funkcjonować, ale z drugiej strony się boję. To nienajlepszy moment do regeneracji przepływu, bo w każdej chwili może zaatakować nas nieznajomy. Jak zwykle sprawiam same problemy rodzinie.

- Nie obwiniaj się Mała – pocieszał ją Tobiasz – Wiem, że było ci ciężko przez ostatnie cztery lata. Sam zaczynam doświadczać tego na własnej skórze.

- Życie nie jest usłane jedynie płatkami róż braciszku – zaśmiała się dziewczynka raptownie smutniejąc – musisz być przygotowanym na to, że wejdziesz także pomiędzy ciernie tych pięknych kwiatów.

- Nasza rodzina ma tego pecha, że wciąż natrafia na kolce skrywane pod kwiatem – mruknął chłopak rozumiejąc aluzję siostry – Jednak mamy silną wolę walki z przeciwnościami losu. Jeśli trzeba będzie, uzbroimy się w maczety i zrównamy z ziemią te cierniste krzewy.

- Ciekawe rozwiązanie – Agata wybuchła śmiechem – Choć szkoda będzie tych pięknych kwiatów.

- Czemu się śmiejesz? – Tobiasz zdębiał na reakcję siostry. Nigdy nie widział jej w takim stanie. – To w ogóle nie miało być zabawnym.

- Wiem, ale tak trochę mnie rozśmieszyło – dziewczynka tłumaczyła się śmiejąc – Dawno tak się nie uśmiałam. Dziękuję ci za to.

- Nie ma za co – Chłopak posłał siostrze ciepły uśmiech – Polecam się na przyszłość.

- Z pewnością skorzystam – zapewniła brata, po czym wstała z łóżka – Pójdę się wykąpać. Czuję, że powinnam.

- W takim razie zostawię cię samą – Tobiasz wstał z krzesła i ruszył w stronę wyjścia. – Zrobię ci kakao, ok?

- Dziękuję – Agata z wdzięcznością spojrzała na brata – Czytasz mi w myślach, bo właśnie na to miałam ochotę.

- Przynieść ci je tutaj, czy zejdziesz do salonu? – Spytał siostrę dla pewności.

- Zejdę do salonu – odpowiedziała z melancholijnym spojrzeniem – Zbyt długo przebywałam w tym pokoju.

- W takim razie będę czekał na dole – pożegnał się z nią opuszczając pokój – Chcesz gorzkie, prawda?

- Tak – Kiwnęła głową potwierdzając, po czym podeszła do szafy w poszukiwaniu ubrań na zmianę.

Tobiasz zszedł do kuchni, a Agata pomaszerowała do łazienki wziąć prysznic. Odkręciła ciepłą wodę, która po zetknięciu z jej skórą rozbudziła zaspane jeszcze ciało. Zamknęła oczy i głośno westchnęła. Intuicja podpowiadała jej, że nadchodzi coś złego. To niepokojące uczucie nie dawało jej spokoju doprowadzając do białej gorączki. Wyszła z kabiny prysznicowej i zawinęła się w miękki ręcznik. W zamyśleniu zmierzała do swojej sypialni, gdzie szybko narzuciła na siebie czyste ubranie. Kiedy schodziła po schodach, Tobiasz czujnie jej się przyglądał.

- Czy to moja stara koszulka? – Zdziwił się widząc kilka rozmiarów za dużą koszulkę wiszącą na jego siostrze. Bluzka sięgała jej prawie do kolan niemal całkowicie zakrywając wystające za kolana dresowe spodenki. – Te ciuchy nadają ci groteskowy wygląd.

- Wiem, że muszę wyglądać śmiesznie, ale lubię tę koszulkę – odparła dziewczynka rzucając się na kanapę – Chciałeś ją wyrzucić po tym, jak pobrudziłeś się grając w paintball. Te plamy farby są fajne.

- Dziwna jesteś, wiesz? – Zauważył Tobiasz podając jej kubek z kakao. – Ale w ten pozytywny sposób.

- Zrozumiałam za pierwszym razem – zaśmiała się biorąc łyk napoju – Zarzekasz się, że nie potrafisz gotować, a kakao robisz wyśmienite.

- Wziąłem sobie do serca słowa Oskara, kiedy wyśmiewał moje narzekania na kuchnię mamy – sapnął chłopak w lekkim zamyśleniu – Zacząłem powoli uczyć się gotować. Może robię nieznaczne postępy, ale zawsze to coś.

- Pewnie – przyznała mu rację dziewczynka – Następnym razem to ja ci coś ugotuję. Na co miałbyś ochotę?

- Spaghetti byłoby ok – mruknął Tobiasz opadając na oparcie fotela i łapiąc ze stolika obok dżojstik – Chodź zagrać!

- Mogę?! – Agata była w szoku, bo nigdy nie pozwalał jej dotykać swoich konsol. Uśmiechnęła się zadowolona i usiadła obok brata w przelocie chwytając dżojstik. – W co gramy?

- W Call of Duty Black Ops 2 – Poinformował ją Tobiasz włączając grę – Normalnie to potłukłbym potwory, ale mama zabrała mi tę grę twierdząc, że jest zbyt agresywna.

- Myślę, że raczej chciała odciągnąć cię od telewizora braciszku – oznajmiła dziewczynka zabijając przeciwnika w grze – Całkiem niezła grafika.

- Co masz na myśli przez odciągnąć od telewizora? – Spytał obruszony chłopak – Ostatnio prawie w ogóle nie grałem.

- Wiem, że nie grasz zbyt długo na konsolach – przyznała mu rację – Jednak kiedy już zaczniesz grać, strasznie się tym ekscytujesz i wykrzykujesz przedziwne przezwiska.

- Tak? – Chłopak był w szoku – Nie zdawałem sobie z tego sprawy. Czemu nikt mi tego nie powiedział?

- Podczas grania w ogóle nie słuchasz co się do ciebie mówi – odparła dziewczynka ze stoickim spokojem strzelając do kolejnego przeciwnika – A kiedy skończysz i przegrasz, jesteś wściekły i nie chcesz z nikim gadać.

- No tak – zmieszał się Tobiasz – To wszystko wyjaśnia, dlaczego mama konfiskuje mi wszystkie gry.

- Skoro mowa o mamie – Agata zerknęła na brata z ciekawością – Nie powinna już wrócić z pracy? Dochodzi ósma, a jej jeszcze nie ma.

- Dzwoniła jakąś godzinę temu – oświadczył wciągając się w grę – Był wypadek na przejeździe w Nowym Dworze i mama musiała tam jechać w roli protokólanta. Kazała nie czekać.

- Rozumiem – szepnęła dziewczynka kończąc grę – Wygrałam.

- Ty mnie zabiłaś?! – Tobiasz w szoku zerwał się z fotela – Jak? Nigdy w to nie grałaś.

- Normalnie – mruknęła wzruszając ramionami – Znam kilka ciekawych sztuczek, jakie stosuje się w tej grze. Założyłeś, że nie potrafię w to grać i dlatego przegrałeś. Pamiętaj by brać pod uwagę nawet najmniejszy szczegół w strategii.

- Ale skąd wiesz, jak w to grać? – Dopytywał się nadal nie wierząc, że mógł przegrać.

- Dzieciaki w mojej klasie w to grają – oświadczyła spokojnie dziewczynka – Na przerwach zawsze obgadują między sobą różne strategie gry i pomocne sztuczki. Z nudów zwykle przysłuchiwałam się ich rozmowom.

- No nieźle – podsumował chłopak – Przegrałem z dziesięcioletnią amatorką. Kompromitacja na całego.

- Dramatyzujesz – wyśmiała brata – To tylko gra, a ty rozpaczasz jakbyś zginął w realnym świecie. Dorośnij.

- Wiesz, taka przegrana to ujma na honorze gracza – rzucił wzdychając Tobiasz – Jesteś niesamowita.

- Ta, ta – Zaśmiała się idąc do kuchni z brudnymi kubkami z zamiarem ich umycia. W trakcie zalała się wodą. – Jak zwykle musiałam się zalać.

Zła na siebie wbiegła na górę by się przebrać. W tym samym czasie Tobiasz bawił się pilotem od telewizora skacząc po kanałach w poszukiwaniu czegoś ciekawego. Natrafił na jakiś film dokumentalny o grupie skaterów, więc zaczął go oglądać. Usadowił się jeszcze wygodniej w fotelu podkulając pod siebie nogi. Nagle poczuł mocny uścisk na ramieniu. Powoli odwrócił się za siebie i prawie zszedł na zawał z doznanego szoku.

- Uprzedzałem, że wpadnę – odparł spokojnie mężczyzna wyciągając chłopaka z fotela – Nie powinieneś być zdziwionym.

- Jak? – Tobiasz z przerażeniem spojrzał na mężczyznę i dwójkę jego towarzyszy, czarnowłosą kobietę i blondyna niewiele starszego od Oskara. – Byłem pewny, że zamknąłem drzwi.

- Bo tak było – zgodziła się z nim kobieta – ale to nic dla speca od włamań.

- Łap go Black – polecił blondynowi Bishop popychając w jego stronę zdezorientowanego Tobiasza – Przytrzymaj go trochę, bo muszę dotrzymać słowa i nieco go sprać.

- Puszczaj mnie! – Tobiasz starał się uwolnić, gdy nagle został uderzony w brzuch. Cios sprawił, że zgiął się w pół. – Ała.

- Tobiasz?! – Zaniepokojona hałasem Agata zbiegła po schodach na dół. Zastany widok ją przeraził, a jednocześnie rozgniewał. – Zostawcie go!
Dziewczynka szybko znalazła się pomiędzy Bishopem a bratem i zablokowała kolejny cios.

- Mała – sapnął cicho do siostry, chcąc by się przesunęła. Chciał użyć mocy. – Odsuń się.

- Nie – Agata dała ostrzeżenie bratu by nie uwalniał energii. Następnie zwróciła się do mężczyzny stojącego tuż przed nią. – Czemu pan bije mojego brata?

- Zasłużył sobie na to – oświadczył rozbawiony całą tą sytuacją Bishop – A teraz odsuń się bym mógł dokończyć jego karę.

- Nie pozwolę na to – Dziewczynka uparcie tkwiła w tym samym miejscu – Nie ma pan prawa go tykać.

- Możliwe – zaśmiał się Bishop na widok drżącej ze strachu dziesięciolatki z gniewnym spojrzeniem – Mam za to prawo tykać ciebie, wiesz?

- Co? – Agata zgłupiała, jednak po chwili się otrząsnęła. – W jakim sensie?

- Twój ojczym przekazał generałowi prawa rodzicielskie – poinformowała ją czarnowłosa kobieta pokazując akt prawny – Należysz do naszego dowódcy.

- Mała do nikogo nie należy! – Krzyknął Tobiasz wyrywając się z uścisku Blacka i zasłaniając siostrę. – Olch nie miał prawa tego zrobić. Nie mógłby…

- Widzisz, mógł to zrobić – oznajmił Bishop uderzając chłopaka w twarz i kopnięciem w nogi powalając na podłogę – Odpowiednia kwota pieniędzy go do tego skłoniła. Szybko ubiłem z nim interes.

- Mówiłam żeby zostawił pan Tobiasza w spokoju! – Krzyknęła Agata chcąc ratować brata, jednak tym razem nie było jej to dane. Blondyn złapał ją od tyłu lekko unieruchamiając. W tym samym czasie Bishop maltretował leżącego na podłodze chłopaka. – Nie, przestań!

Non stop się szarpała, aż w końcu z całej siły odepchnęła się od ziemi mocno przechylając w tył. Trzymający ją blondyn zmuszony był zwolnić swój chwyt by złapać równowagę. Dziewczynka od razu podbiegła do brata i zasłoniła go sobą. Bishop westchnął tylko z rezygnacją i przyciągnął do siebie dziesięciolatkę wykręcając jej przy tym ręce. Kiwnął na Blacka, który złapał Tobiasza i zaciągnął pod najbliższą ścianę. Uniósł lewą rękę półprzytomnego chłopaka, a następnie wyjął zza paska myśliwski nóż. Kolejny ruch blondyna przeraził dziewczynkę, która pomimo bólu w rękach zaczęła się wyrywać.

- Zostaw go! – Krzyknęła przez łzy. – Nie rób tego!

- Uspokój się dziecko – uciszał ją Bishop – To dopiero początek.

Swen mocnym pchnięciem przebił dłoń Tobiasza przytwierdzając go tym samym do ściany. Chłopak zawył z bólu, jednocześnie chcąc się uwolnić. Niestety nie był w stanie tego zrobić.

Bishop puścił Agatę popychając ją na podłogę, a następnie wymierzył do niej z broni.

- Decyduj – Nakazał poważnym tonem. Dziewczynka spojrzała na lufę pistoletu i ani drgnęła dając mu do zrozumienie, że nie boi się śmierci. Jego usta wykrzywiły się w złowieszczy uśmieszek. – To byłoby zbyt proste.

Bishop skierował broń w kierunku Tobiasza, który resztką sił próbował mocować się z wbitym w jego dłoń nożem. Agata z przerażeniem powędrowała za lufą pistoletu. Nie miała zielonego pojęcia co chodzi po głowie nieznajomemu mężczyźnie. Chciała podnieść się z podłogi, ale ze strachu nie mogła ruszyć swoim ciałem.

- To nie fair – szepnęła pod nosem, a łzy ciurkiem płynęły jej z oczu – Tak się nie bawię.

- Dobrze znasz życie – usłyszała kobiecy głos za sobą – i świetnie zdajesz sobie sprawę, że nigdy nie było i nie będzie fair.

- Zdecydowałaś już? – Zadał jej pytanie Bishop, a kiedy nie uzyskał odpowiedzi, wypalił z broni. Pocisk trafił milimetr od Tobiasza lekko rozcinając jego bok i wywołując krzyk bólu. Tym ruchem złamał obronę Agaty, która pisnęła z przerażenia. – To jak?

- Czego pan od mnie oczekuje? – Spytała drżącym głosem dziewczynka spuszczając swój wzrok. – Ja tego nie wiem! Już nic nie wiem.

- Ty dobrze wiesz o co mi chodzi – oświadczył mężczyzna ponownie napierając na spust broni – Odpowiadasz, czy tym razem mam przedziurawić twojego brata?

- Nie krzywdźcie go, proszę! – Błagała Agata powoli wstając z podłogi. Resztką sił zdołała to zrobić. – Zrobię wszystko, tylko niech pan nie krzywdzi mojego brata.

- Nieco lepiej – odparł Bishop patrząc na swoje dzieło, czyli poddające się dziecko – Podejdź do mnie.

Agata posłusznie wykonała polecenie. Kiedy niepewnie zbliżyła się do mężczyzny, ten złapał ją za rękę i do siebie przyciągnął. Czuła się przegrana przez co bała się spojrzeć w usatysfakcjonowaną twarz nieznajomego.

- Mała nie – sapnął zbolałym głosem Tobiasz – Nie słuchaj tego gościa.

- Na twoim miejscu byłbym cicho – Poradził mu Swen ogłuszając go mocnym uderzeniem w splot słoneczny. Chłopak bezwładnie zawisł na ręku. – Co proponujesz, Bishop?

- Po co pytasz, skoro wiesz? – Mruknął generał – Uciszyłeś dzieciaka, więc kończymy akcję.

Bishop ruszył w stronę wyjścia ciągnąc za rękę wciąż patrzącą na nieprzytomnego brata dziewczynkę. W pewnym momencie ta czynność go zirytowała, dlatego złapał ją biorąc na ręce.

- W ten sposób będzie o wiele szybciej – burknął w odpowiedzi na jej wystraszone spojrzenie – Z dniem dzisiejszym Agata Aliud przestała istnieć, a narodziła się Little Rose.

Dziewczynka go jednak nie słuchała. Zamiast tego zapłakanym wzrokiem wpatrywała się w oddalającą sylwetkę domu. W głowie nadal jej tkwił obraz zakrwawionego Tobiasza przytwierdzonego nożem do ściany. Przerażenie sprawiało, że drżała na całym ciele, a utkwione w niej badawcze spojrzenie Bishopa w ogóle nie pomagało.

- Słuchasz ty mnie? – Mężczyzna potrząsnął dziesięciolatką, jednak ta nie reagowała. Zirytowany wypuścił ją z rąk przez co z łoskotem upadła na ziemię mocno się obijając. W szoku spojrzała w mordercze spojrzenie swojego kata. – Będziesz teraz słuchać tego, co do ciebie mówię?

- Ja…  zająknęła się co rzadko jej się zdarzało. Miała pustkę w głowie i nie potrafiła wydobyć z siebie głosu.

- Wstawaj – nakazał jej surowym głosem patrząc na nią zimnym wzrokiem – Od dziś jesteś żołnierzem, więc przestań się mazać, jak dziecko. Idziemy.

Agata posłusznie wstała i powoli ruszyła za mężczyzną. Zaprowadził ją do oliwkowego Suva, po czym otwierając bagażnik rozkazał jej tam wejść. Kiedy wykonała polecenie, od razu zatrzasnął drzwi. Dziewczynka skuliła się i wtulając w obtarte kolana zaczęła cicho chlipać. Samochód ruszył zabierając ją w nieznanym kierunku.


Późną nocą Alison Aliud wróciła do domu. Otworzyła drzwi i niemal natychmiast wyczuła woń prochu pomieszanego z krwią. Zapaliła światło w salonie i doznała szoku z zastanego widoku.

- Tobiasz, dzieciaku! – Krzyknęła podbiegając do syna. Uwolniła jego rękę wyciągając nóż ze ściany, a następnie zaczęła leczyć rany. Chłopak powoli zaczynał odzyskiwać przytomność, jednak nadal był słaby. – Co się stało?

- Zabrali ją – załkał Tobiasz z bólem w oczach – a ja nie potrafiłem temu zapobiec.



Koniec części I

czwartek, 3 kwietnia 2014

Research

Taka mała wiadomość dla wszystkich oczekujących na kolejne części opowiadania Lavi - wznowiłam jego pisanie, ale nie wiem, kiedy wrzucę kolejny rozdział. Powiem tylko, że zatytułowany będzie Bal. Częstotliwość wrzucania rozdziałów opowiadań na bloga będzie nieco wydłużona w czasie, ponieważ mam ostatnio trochę więcej rzeczy na głowie. To prowadzi do tego, że mniej piszę z braku sił. Wena mnie jednak na szczęście nie opuszcza i coś tam tworzę ^^. 
Mam nadzieję, że ta ósma część Researchu Wam się spodoba i coś napiszecie w komentarzach. Z góry dziękuję i pozdrawiam ^^.


VIII

Agata z Tobiaszem zmęczeni biegiem z ledwością przekroczyli próg domu. Oboje byli przerażeni odbytą rozmową z nieznajomym. Chłopak od razu pozamykał wszystkie okna i drzwi bojąc się, że ktoś może do niego wejść. Tymczasem dziewczynka opadła na kanapę w salonie, starając się złapać oddech.

- To osłabienie doprowadza mnie do szału – żaliła się cicho sufitowi – Ledwie udaje mi się przetrwać wszystkie lekcje w szkole i powrót do domu. Jak mam niby walczyć z tym mężczyzną?

- Szkoda, że Oskar musiał wyjechać do Olsztyna – dołączył się do jej żalów Tobiasz, siadając w jednym z foteli – Nie posiadam tak dużej siły, jak on i ty. Gdyby posłał na tego gościa swoją destrukcyjną energię, na pewno byśmy wygrali.

- Nie – Agata spojrzała na brata stanowczym wzrokiem. – Lepiej żeby ten człowiek nie wiedział o waszych zdolnościach. Boję się, że może was skrzywdzić. A to wszystko z mojej winy. Gdybym wtedy nie bawiła się telekinezą i nie wchodziła z nim w dyskusję, na pewno nasza rodzina miałaby spokój. Jak zwykle zmąciłam wodę, wrzucając do niej z nudów kamień.

- Jesteś jeszcze dzieckiem – starał się ją pocieszyć – Ja w twoim wieku sprawiałem wiele problemów rodzicom i nadal to robię. Nic nie poradzimy na to, że buzuje w nas energia, która za wszelką cenę chce z nas wypłynąć.

- Tak, teraz zbieramy konsekwencje mojego dziecięcego wybryku – zasępiła się dziewczynka słabym głosem – Jaka ja jestem głupia! Naraziłam całą rodzinę na niebezpieczeństwo przez jeden idiotyczny czyn spowodowany nudą.

- Nie bądź dla siebie zbyt surowa – usłyszeli dobiegający z góry głos matki. Kobieta stała na schodach i z troską wpatrywała w swoje pociechy. – Masz dopiero dziesięć lat i nie potrafisz w pełni kontrolować swoich emocji i odczuć. Bardzo wcześnie przebudziłaś w sobie przepływ i twój organizm jakoś podołał temu zadaniu, a to nie lada wyczyn. Babcia pewnie wspominała ci o tym.

- Co masz na myśli? – Zdziwił się Tobiasz. Nie rozumiał przekazu matki.

- Tak – zgodziła się Agata – Nazwała ten wyczyn cudem.

- Wyjaśni mi ktoś wreszcie o co chodzi!? – Zniecierpliwił się chłopak, którego ewidentnie ignorowano.

- Widzisz Tobiaszku – zaczęła matka siadając obok córki – Przepływ normalnie powinien być aktywowany najwcześniej w wieku trzynastu lat. Wtedy organizm jest przystosowany do energii, którą dotychczas gromadził. Zdarzało się, że u kogoś przebudzenie następowało wcześniej, jednak zawsze kończyło się w ten sam sposób.

- Czyli? – Był ciekaw.

- Takie dzieci zawsze umierały – dokończyła Agata – Jestem pierwszą osobą, której udało się przeżyć.

- Jak to? – Był w szoku.

- Tak to – Agata wzruszyła ramionami – Przebudziłam się w momencie, kiedy zobaczyłam, że grozi ci niebezpieczeństwo. Nie byłam tego świadoma, ale myślę, że przeżyłam tylko dlatego. Ratując wtedy twoje życie, wyczerpałam całą zgromadzoną energię.

- Energia twojej siostry ponownie zaczęła gromadzić się w jej ciele, ale na jej nieszczęście w zdwojonej sile. – Tłumaczyła kobieta lekko pogrążając się w myślach. – Jej organizm jednak znalazł z tego wyjście.

- Eh – sapnęła dziewczynka, widząc niezrozumiałą minę brata – Mamie chodzi o to, że jestem gruba. Moje ciało musiało zwiększyć objętość, by generować w sobie mój nadmiar energii. Podejrzewam, że wszystko się ustabilizuje, kiedy skończę trzynaście lat, a mój organizm dostatecznie się wzmocni.

- No tak – Tobiasz wreszcie zrozumiał wyjaśnienia – Pamiętam, że do tamtego incydentu nad jeziorem byłaś strasznie wątłym dzieckiem. Wszyscy bali się ciebie tykać sądząc, że coś ci zrobią mocniej ściskając. Nawet dzisiaj, ten facet stwierdził, że za mało ważysz.

- Czyżbym o czymś nie wiedziała? – Matka podejrzliwie zmierzyła dzieci. – Jaki facet?

- Chodzi o tego nieznajomego – odparła Agata raptownie blednąc na wspomnienie spotkania z tym mężczyzną – Zapowiedział, że niedługo się po mnie zjawi, nakazując mi pakować walizki.

- Czekał na Małą pod szkołą – dopowiedział Tobiasz – Złapał nas, kiedy próbowaliśmy się wymknąć bocznym wyjściem.

- A jednak wykonał już ruch – kobieta była zaskoczona posunięciem mężczyzny – Dziwne w tym wszystkim jest to, że złamał podstawową zasadę i spotkał się ze swoim celem przy świadkach.

- Jaką zasadę złamał? – Spytał Tobiasz niepewnym głosem.

- Izolacja celu i wyeliminowanie niepotrzebnych świadków – oświadczyła kobieta spokojnym tonem – choć z drugiej strony, w tłumie ludzi łatwiej jest wykonać zadanie. Zjawisko rozproszenia odpowiedzialności temu sprzyja.

- Chcecie mi powiedzieć, że mógł mnie w każdej chwili zabić? – Tobiasz był w szoku.

- Owszem, mógł cię zabić, ale tego nie zrobił i nie zrobi – stwierdziła w uśmiechu do syna – Jesteś dla Agaty zbyt ważny, żeby cię zabijać. Gdyby to zrobił, popełniłby kolosalny błąd.

- Z tego co mówisz mamo – Agata poczuła, jak po plecach przechodzą jej ciarki. Słowa matki mocno w nią uderzyły – sytuacja, w której obecnie się znajduję jest nieciekawa. Czuję się, jak dętka rzucona na gwoździe.

- Rozumiem cię córciu – Kobieta delikatnie pogłaskała policzek dziewczynki – Niestety taka jest prawda. Jesteśmy twoimi słabymi punktami, a przeciwnik świetnie zdaje sobie z tego sprawę.



Świtało, kiedy Bishop zarządził zebranie swojego oddziału w pomieszczeniu odpraw. Kiedy pokój powoli się zapełnił, przybrał poważny wyraz twarzy.

- Widzę, że większość już jest – zauważył szatyn omiatając lodowatym wzrokiem zgromadzonych ludzi – Możemy więc zaczynać.

- Generał coś dziś nie w sosie – mruknął Black z zadziornym uśmieszkiem – Czyżby wczorajsze spotkanie z różyczką skończyło się wbiciem kolca w palec?

- Zacznij odnosić się do przywódcy z szacunkiem szczeniaku – zganiła blondyna kapitan Kira – To, że należysz do grona najsilniejszych w oddziale, nie daje ci prawa do braku szacunku dla osób znajdujących się nad tobą.

- W porządku Elizo – uciszał ich Bishop – Swen ma rację, co do mojego humoru. Różyczka trochę przekroczyła wyznaczoną jej granicę, ale niedługo to się skończy. Osobiście nauczę to dziecko zasad panujących w naszym oddziale, punkt po punkcie.

- Już jej współczuję – Black zaśmiał się pod nosem – Dzieciak źle trafił w wyborze przeciwnika.

- Uderzymy równo za trzy dni – oświadczył generał ignorując blondyna – Dziś Olch dostarczy mi dokumenty i dokonamy naszej transakcji. Pod moją nieobecność, macie bacznie śledzić każdy ruch tego dziecka. A skoro już o tym mowa, Kos?

- Już szefie – zameldował się mężczyzna stojący na samym końcu – Ostatnio zaobserwowałem, że dziewczynka jest strasznie słaba. Ledwie wytrzymuje do końca lekcji i ciągle odbiera ją starszy brat. Niedawno zaatakowała ją grupka starszych chłopców, jednak nie walczyła z nimi. Nie miała na to sił.

- Rozumiem – zastanawiał się na głos szatyn – Sam zauważyłem jej osłabienie, a po naszym spotkaniu wnioskuję, że przez ten stan nie będzie stawiała zbyt wielkiego oporu.

- Coś wydarzyło się podczas ferii – oświadczył Swen, mierząc wzrokiem Bishopa, tym samym szukając jakiejkolwiek reakcji w mimice dowódcy – Podsłuchałem, jak rozmawiała z tym najstarszym chłopakiem. Za coś ją przepraszał twierdząc, że przez niego straciła swoją moc.

- Kiedy niby to usłyszałeś? – Zdziwiła się kapitan Kira. – Prawie w ogóle nie wychodzisz poza teren jednostki.

- A zdziwisz się, że jednak wychodzę i to dość często. – Odgryzł się blondyn jadowicie uśmiechając – po prostu nie wiesz kiedy to robię.

- Cisza! – Wrzasnął Bishop w złości. Miał serdecznie dość spięć pomiędzy Elizą a Swenem. – Black, bądź tak miły i dokończ mówić to, co zacząłeś.

- Ok. – Chłopak wzruszył ramionami.. – Mała pocieszała go, że siły opuściły ją na około rok i po upływie tego czasu wszystko wróci do normy. Wspominała coś jeszcze, że wreszcie będzie mogła poczuć się, jak normalne dziecko w jej wieku. Podniosła go na duchu, ale w jej oczach widziałem frustrację.

- Mówisz, że przez rok będzie bezbronnym dzieckiem – zamyślił się Bishop lekko uśmiechając – To nawet i lepiej. To dlatego starała się mnie unikać. Nie chciała bym zobaczył, w jak opłakanym stanie się znalazła.

- Nie jest głupia – westchnął Swen – dobrze wie, że czekasz na taką okazję.

- I wykorzystam ją skoro się nadarzyła – zaśmiał się generał – Jak już wspominałem, uderzymy za trzy dni wieczorem. Cel będzie wtedy w domu z matką i bratem.

- Dwoje niepotrzebnych świadków – odezwał się któryś z żołnierzy.

- Normalnie byśmy ich wyeliminowali, jednak nie tym razem – kontynuował Bishop – trzy osoby są dla celu bardzo ważne, co stanowi jej słaby punkt.

- Chcesz dać jej wybór? – Black był zdumiony planem szatyna. Dziewczynka musiała naprawdę nacisnąć mu na odcisk, bo wywołała bezwzględną część jego dowódcy. Osobiście nie raz miał z nim do czynienia i raczej wolał nie wspominać zaistniałych wówczas walk, które przegrywał z kretesem. – Jakiś ty wspaniałomyślny, a raczej wredny.

- Myślę, że jest dość duża, by podjąć właściwą decyzję – oświadczył spokojnie generał – Jeśli dokona złego wyboru, to straci coś ważnego. Koniec zebrania. Rozejść się!

Żołnierze po kolei zaczęli opuszczać pomieszczenie pozostawiając przywódcę samego. Black przed wyjściem badawczo przyjrzał się generałowi, na którego twarzy malował się sadystyczny uśmieszek. To nie wróżyło nic dobrego.

- Naprawdę współczuję temu dzieciakowi – pomyślał wychodząc z pokoju.



Wczesnym rankiem Agata z ledwością zwlekła się z łóżka i powoli zaczęła szykować się do szkoły. Wzięła orzeźwiający prysznic nieco bardziej się rozbudzając, po czym założyła wcześniej przygotowane ubranie. Zeszła do kuchni, by zjeść śniadanie. O dziwo zastała tam matkę.

- Jeszcze nie w pracy? – Spytała siadając do stołu dziewczynka. – Dochodzi ósma.

- Wiem – kobieta postawiła przed córką talerz z tostami i szklankę herbaty – Dziś zawiozę cię do szkoły i z niej odbiorę.

- Czemu? – Agata nie była pewna powodów matki. – Martwisz się?

- Oczywiście, że tak – Obdarzyła córkę ciepłym uśmiechem. Odgarnęła z jej czoła kosmyki włosów czujnie patrząc w oczy. – Jak się czujesz?

- Źle – odpowiedziała matce siląc się na spokój w głosie – Mam wrażenie, jakbym była balonem z uchodzącym powietrzem. Dosłowny flak.

- Musisz wytrzymać jeszcze trochę – pocieszała ją kobieta – Ta słabość odejdzie i poczujesz się lepiej. Niedługo powinnaś wejść w kolejne, najkrótsze stadium regeneracji przepływu.

- Czyli? – Agata badawczo spojrzała na matkę oczekując odpowiedzi.

- Dwudniowa śpiączka – rzuciła kobieta odchodząc od stołu – Teraz zjedz śniadanie, a kiedy skończysz, daj znać to cię podwiozę.

- Ok. – Zgodziła się dziesięciolatka wzdychając nad talerzem.

- Grzeczna dziewczynka – pochwaliła ja kobieta wychodząc z kuchni – Czekam na ciebie w salonie.

Agata apatycznie skonsumowała zawartość talerza, a następnie ruszyła w stronę łazienki umyć zęby.

- Już! – Krzyknęła zbiegając ze schodów, co okazało się błędem, bo nieco się zmęczyła. Założyła kurtkę i buty czekając na matkę. Kobieta wyłoniła się z salonu migiem zarzucając na siebie płaszcz. Wyszły z domu i wsiadły do samochodu.

- Zapięłaś pasy? – Spytała córkę, gdy ta poprawiała się na tylnym siedzeniu. – I sprawdź jeszcze, czy dobrze zamknęłaś drzwi.

- Drzwi zamknięte i pasy zapięte – sapnęła dziewczynka w lekkim uśmiechu.

- W takim razie ruszamy – odwzajemniła uśmiech córki.

W szkole były przed czasem, dlatego Agata mogła spokojnie zejść do szatni zostawić kurtkę i bez pośpiechu wrócić na górę pod odpowiednią salę. Trzy pierwsze lekcje przebiegły bez żadnych komplikacji, za to na czwartej dziewczynka poczuła się nieco gorzej. Następne zajęcia były z matematyki i ledwie mogła usiedzieć na miejscu.

- Aliud do tablicy! – Usłyszała głos nauczyciela wyczytującego jej nazwisko. – No już!

- Mogę dziś nie iść? – Spytała słabym głosem. Czuła się fatalnie i wolała nie wychodzić z ławki.

- Nie wymiguj się, tylko w podskokach do tablicy! – Nauczyciel był nieustępliwy.

- Ok. – Sapnęła powoli podnosząc się z krzesła. Z każdym postawionym krokiem była coraz słabsza. Wzięła do ręki kredę i spojrzała na matematyka, który poruszał ustami coś mówiąc, ale ona nie mogła dosłyszeć jego słów. Obraz przed jej oczami zaczął ciemnieć, aż w końcu całkowicie zakryła go czerń.

- Aliud! – Krzyknął nauczyciel, kiedy dziewczynka upadła na podłogę. Sprawdził jej tętno, które było prawie nie wyczuwalne. Miała płytki oddech, że z oddali wydawało się jakby jej klatka piersiowa w ogóle się nie poruszała. – Zawołajcie pielęgniarkę, albo nie, sam ją do niej zaniosę.

Mężczyzna wziął nieprzytomne dziecko na ręce i szybkim krokiem wyniósł je z klasy.

Po niespełna dwudziestu minutach do szkoły przyjechała matka dziewczynki. Od razu ruszyła w stronę gabinetu pielęgniarki.

- Myślę, że powinniśmy jednak wezwać pogotowie – zauważył dyrektor, widząc niemal wbiegającą do szkoły kobietę – Postąpiłem według podanych mi przez telefon wytycznych, ale pani córka prawie nie oddycha.

- Nie trzeba – Zbyła go kobieta wchodząc do gabinetu. Gestem ręki nakazała nikomu nie wchodzić do środka. Agata leżała na kozetce, a wyglądała mizernie. Przejechała dłonią po policzku córki sprawdzając temperaturę, jednocześnie przekazując jej trochę własnej energii. – I pomyśleć, że rozmawiałyśmy o tym raptem przy śniadaniu, a już teraz weszłaś w śpiączkę.

- Śpiączka? – Usłyszała za sobą męski głos. Na szczęście, w porę udało jej się zakończyć proces przekazywania leczniczej energii. – Jestem jej nauczycielem od matematyki. To na mojej lekcji zemdlała.

- Rozumiem – Czujnie zmierzyła go wzrokiem, a intuicja podpowiadała jej, że nie jest tym za kogo się podaje. Nie miała także pewności ile widział po wejściu do gabinetu, bo przez skupienie się na wzmocnieniu ciała córki musiała wyłączyć resztę zmysłów. Wzięła nieprzytomną dziewczynkę w ramiona i ruszyła w stronę wyjścia z pomieszczenia. – Zabieram córkę do domu. Ostatnio mało spała i przez to przemęczyła swój organizm. Dziękuję za opiekę nad moim dzieckiem.

Kobieta zaniosła córkę do samochodu i zawiozła ją do domu. Delikatnie położyła dziewczynkę na kanapie w salonie szczelnie opatulając ją kocem. Niestety musiała wrócić do pracy, dlatego telefonicznie zwolniła ze szkoły Tobiasza nakazując mu niezwłocznie pojawić się w domu. Następnie przeniosła Agatę do jej pokoju, gdzie przebrała ją w pidżamę, a przed wyjściem sprawdziła jeszcze tętno, temperaturę ciała i oddech. Kiedy Tobiasz przekroczył frontowe drzwi, wyjaśniła mu co się wydarzyło i wydała instrukcje postępowania w razie jakichkolwiek powikłań w stanie zdrowia jego siostry. Po wszystkim z duszą na ramieniu opuściła dom.