Taka mała wiadomość dla wszystkich oczekujących na kolejne części opowiadania Lavi - wznowiłam jego pisanie, ale nie wiem, kiedy wrzucę kolejny rozdział. Powiem tylko, że zatytułowany będzie Bal. Częstotliwość wrzucania rozdziałów opowiadań na bloga będzie nieco wydłużona w czasie, ponieważ mam ostatnio trochę więcej rzeczy na głowie. To prowadzi do tego, że mniej piszę z braku sił. Wena mnie jednak na szczęście nie opuszcza i coś tam tworzę ^^.
Mam nadzieję, że ta ósma część Researchu Wam się spodoba i coś napiszecie w komentarzach. Z góry dziękuję i pozdrawiam ^^.
VIII
Agata z Tobiaszem zmęczeni biegiem z
ledwością przekroczyli próg domu. Oboje byli przerażeni odbytą rozmową z
nieznajomym. Chłopak od razu pozamykał wszystkie okna i drzwi bojąc się, że
ktoś może do niego wejść. Tymczasem dziewczynka opadła na kanapę w salonie,
starając się złapać oddech.
- To osłabienie doprowadza mnie do
szału – żaliła się cicho sufitowi – Ledwie udaje mi się przetrwać wszystkie
lekcje w szkole i powrót do domu. Jak mam niby walczyć z tym mężczyzną?
- Szkoda, że Oskar musiał wyjechać do
Olsztyna – dołączył się do jej żalów Tobiasz, siadając w jednym z foteli – Nie
posiadam tak dużej siły, jak on i ty. Gdyby posłał na tego gościa swoją
destrukcyjną energię, na pewno byśmy wygrali.
- Nie – Agata spojrzała na brata
stanowczym wzrokiem. – Lepiej żeby ten człowiek nie wiedział o waszych
zdolnościach. Boję się, że może was skrzywdzić. A to wszystko z mojej winy.
Gdybym wtedy nie bawiła się telekinezą i nie wchodziła z nim w dyskusję, na
pewno nasza rodzina miałaby spokój. Jak zwykle zmąciłam wodę, wrzucając do niej
z nudów kamień.
- Jesteś jeszcze dzieckiem – starał się
ją pocieszyć – Ja w twoim wieku sprawiałem wiele problemów rodzicom i nadal to
robię. Nic nie poradzimy na to, że buzuje w nas energia, która za wszelką cenę
chce z nas wypłynąć.
- Tak, teraz zbieramy konsekwencje
mojego dziecięcego wybryku – zasępiła się dziewczynka słabym głosem – Jaka ja
jestem głupia! Naraziłam całą rodzinę na niebezpieczeństwo przez jeden
idiotyczny czyn spowodowany nudą.
- Nie bądź dla siebie zbyt surowa –
usłyszeli dobiegający z góry głos matki. Kobieta stała na schodach i z troską
wpatrywała w swoje pociechy. – Masz dopiero dziesięć lat i nie potrafisz w
pełni kontrolować swoich emocji i odczuć. Bardzo wcześnie przebudziłaś w sobie
przepływ i twój organizm jakoś podołał temu zadaniu, a to nie lada wyczyn.
Babcia pewnie wspominała ci o tym.
- Co masz na myśli? – Zdziwił się
Tobiasz. Nie rozumiał przekazu matki.
- Tak – zgodziła się Agata – Nazwała
ten wyczyn cudem.
- Wyjaśni mi ktoś wreszcie o co
chodzi!? – Zniecierpliwił się chłopak, którego ewidentnie ignorowano.
- Widzisz Tobiaszku – zaczęła matka
siadając obok córki – Przepływ normalnie powinien być aktywowany najwcześniej w
wieku trzynastu lat. Wtedy organizm jest przystosowany do energii, którą
dotychczas gromadził. Zdarzało się, że u kogoś przebudzenie następowało
wcześniej, jednak zawsze kończyło się w ten sam sposób.
- Czyli? – Był ciekaw.
- Takie dzieci zawsze umierały –
dokończyła Agata – Jestem pierwszą osobą, której udało się przeżyć.
- Jak to? – Był w szoku.
- Tak to – Agata wzruszyła ramionami –
Przebudziłam się w momencie, kiedy zobaczyłam, że grozi ci niebezpieczeństwo.
Nie byłam tego świadoma, ale myślę, że przeżyłam tylko dlatego. Ratując wtedy twoje
życie, wyczerpałam całą zgromadzoną energię.
- Energia twojej siostry ponownie
zaczęła gromadzić się w jej ciele, ale na jej nieszczęście w zdwojonej sile. –
Tłumaczyła kobieta lekko pogrążając się w myślach. – Jej organizm jednak
znalazł z tego wyjście.
- Eh – sapnęła dziewczynka, widząc
niezrozumiałą minę brata – Mamie chodzi o to, że jestem gruba. Moje ciało
musiało zwiększyć objętość, by generować w sobie mój nadmiar energii.
Podejrzewam, że wszystko się ustabilizuje, kiedy skończę trzynaście lat, a mój
organizm dostatecznie się wzmocni.
- No tak – Tobiasz wreszcie zrozumiał
wyjaśnienia – Pamiętam, że do tamtego incydentu nad jeziorem byłaś strasznie
wątłym dzieckiem. Wszyscy bali się ciebie tykać sądząc, że coś ci zrobią
mocniej ściskając. Nawet dzisiaj, ten facet stwierdził, że za mało ważysz.
- Czyżbym o czymś nie wiedziała? –
Matka podejrzliwie zmierzyła dzieci. – Jaki facet?
- Chodzi o tego nieznajomego – odparła
Agata raptownie blednąc na wspomnienie spotkania z tym mężczyzną –
Zapowiedział, że niedługo się po mnie zjawi, nakazując mi pakować walizki.
- Czekał na Małą pod szkołą –
dopowiedział Tobiasz – Złapał nas, kiedy próbowaliśmy się wymknąć bocznym
wyjściem.
- A jednak wykonał już ruch – kobieta
była zaskoczona posunięciem mężczyzny – Dziwne w tym wszystkim jest to, że
złamał podstawową zasadę i spotkał się ze swoim celem przy świadkach.
- Jaką zasadę złamał? – Spytał Tobiasz
niepewnym głosem.
- Izolacja celu i wyeliminowanie
niepotrzebnych świadków – oświadczyła kobieta spokojnym tonem – choć z drugiej
strony, w tłumie ludzi łatwiej jest wykonać zadanie. Zjawisko rozproszenia odpowiedzialności
temu sprzyja.
- Chcecie mi powiedzieć, że mógł mnie w
każdej chwili zabić? – Tobiasz był w szoku.
- Owszem, mógł cię zabić, ale tego nie
zrobił i nie zrobi – stwierdziła w uśmiechu do syna – Jesteś dla Agaty zbyt ważny,
żeby cię zabijać. Gdyby to zrobił, popełniłby kolosalny błąd.
- Z tego co mówisz mamo – Agata
poczuła, jak po plecach przechodzą jej ciarki. Słowa matki mocno w nią uderzyły
– sytuacja, w której obecnie się znajduję jest nieciekawa. Czuję się, jak dętka
rzucona na gwoździe.
- Rozumiem cię córciu – Kobieta
delikatnie pogłaskała policzek dziewczynki – Niestety taka jest prawda.
Jesteśmy twoimi słabymi punktami, a przeciwnik świetnie zdaje sobie z tego
sprawę.
•
Świtało, kiedy Bishop zarządził
zebranie swojego oddziału w pomieszczeniu odpraw. Kiedy pokój powoli się
zapełnił, przybrał poważny wyraz twarzy.
- Widzę, że większość już jest –
zauważył szatyn omiatając lodowatym wzrokiem zgromadzonych ludzi – Możemy więc
zaczynać.
- Generał coś dziś nie w sosie –
mruknął Black z zadziornym uśmieszkiem – Czyżby wczorajsze spotkanie z różyczką
skończyło się wbiciem kolca w palec?
- Zacznij odnosić się do przywódcy z
szacunkiem szczeniaku – zganiła blondyna kapitan Kira – To, że należysz do
grona najsilniejszych w oddziale, nie daje ci prawa do braku szacunku dla osób
znajdujących się nad tobą.
- W porządku Elizo – uciszał ich Bishop
– Swen ma rację, co do mojego humoru. Różyczka trochę przekroczyła wyznaczoną
jej granicę, ale niedługo to się skończy. Osobiście nauczę to dziecko zasad
panujących w naszym oddziale, punkt po punkcie.
- Już jej współczuję – Black zaśmiał
się pod nosem – Dzieciak źle trafił w wyborze przeciwnika.
- Uderzymy równo za trzy dni – oświadczył
generał ignorując blondyna – Dziś Olch dostarczy mi dokumenty i dokonamy naszej
transakcji. Pod moją nieobecność, macie bacznie śledzić każdy ruch tego dziecka.
A skoro już o tym mowa, Kos?
- Już szefie – zameldował się mężczyzna
stojący na samym końcu – Ostatnio zaobserwowałem, że dziewczynka jest strasznie
słaba. Ledwie wytrzymuje do końca lekcji i ciągle odbiera ją starszy brat. Niedawno
zaatakowała ją grupka starszych chłopców, jednak nie walczyła z nimi. Nie miała
na to sił.
- Rozumiem – zastanawiał się na głos
szatyn – Sam zauważyłem jej osłabienie, a po naszym spotkaniu wnioskuję, że
przez ten stan nie będzie stawiała zbyt wielkiego oporu.
- Coś wydarzyło się podczas ferii –
oświadczył Swen, mierząc wzrokiem Bishopa, tym samym szukając jakiejkolwiek
reakcji w mimice dowódcy – Podsłuchałem, jak rozmawiała z tym najstarszym
chłopakiem. Za coś ją przepraszał twierdząc, że przez niego straciła swoją moc.
- Kiedy niby to usłyszałeś? – Zdziwiła
się kapitan Kira. – Prawie w ogóle nie wychodzisz poza teren jednostki.
- A zdziwisz się, że jednak wychodzę i to
dość często. – Odgryzł się blondyn jadowicie uśmiechając – po prostu nie wiesz
kiedy to robię.
- Cisza! – Wrzasnął Bishop w złości.
Miał serdecznie dość spięć pomiędzy Elizą a Swenem. – Black, bądź tak miły i
dokończ mówić to, co zacząłeś.
- Ok. – Chłopak wzruszył ramionami.. –
Mała pocieszała go, że siły opuściły ją na około rok i po upływie tego czasu
wszystko wróci do normy. Wspominała coś jeszcze, że wreszcie będzie mogła
poczuć się, jak normalne dziecko w jej wieku. Podniosła go na duchu, ale w jej
oczach widziałem frustrację.
- Mówisz, że przez rok będzie
bezbronnym dzieckiem – zamyślił się Bishop lekko uśmiechając – To nawet i
lepiej. To dlatego starała się mnie unikać. Nie chciała bym zobaczył, w jak
opłakanym stanie się znalazła.
- Nie jest głupia – westchnął Swen –
dobrze wie, że czekasz na taką okazję.
- I wykorzystam ją skoro się nadarzyła
– zaśmiał się generał – Jak już wspominałem, uderzymy za trzy dni wieczorem. Cel
będzie wtedy w domu z matką i bratem.
- Dwoje niepotrzebnych świadków –
odezwał się któryś z żołnierzy.
- Normalnie byśmy ich wyeliminowali,
jednak nie tym razem – kontynuował Bishop – trzy osoby są dla celu bardzo
ważne, co stanowi jej słaby punkt.
- Chcesz dać jej wybór? – Black był
zdumiony planem szatyna. Dziewczynka musiała naprawdę nacisnąć mu na odcisk, bo
wywołała bezwzględną część jego dowódcy. Osobiście nie raz miał z nim do
czynienia i raczej wolał nie wspominać zaistniałych wówczas walk, które
przegrywał z kretesem. – Jakiś ty wspaniałomyślny, a raczej wredny.
- Myślę, że jest dość duża, by podjąć
właściwą decyzję – oświadczył spokojnie generał – Jeśli dokona złego wyboru, to
straci coś ważnego. Koniec zebrania. Rozejść się!
Żołnierze po kolei zaczęli opuszczać
pomieszczenie pozostawiając przywódcę samego. Black przed wyjściem badawczo
przyjrzał się generałowi, na którego twarzy malował się sadystyczny uśmieszek.
To nie wróżyło nic dobrego.
- Naprawdę
współczuję temu dzieciakowi – pomyślał wychodząc z pokoju.
•
Wczesnym rankiem Agata z ledwością
zwlekła się z łóżka i powoli zaczęła szykować się do szkoły. Wzięła
orzeźwiający prysznic nieco bardziej się rozbudzając, po czym założyła
wcześniej przygotowane ubranie. Zeszła do kuchni, by zjeść śniadanie. O dziwo
zastała tam matkę.
- Jeszcze nie w pracy? – Spytała
siadając do stołu dziewczynka. – Dochodzi ósma.
- Wiem – kobieta postawiła przed córką
talerz z tostami i szklankę herbaty – Dziś zawiozę cię do szkoły i z niej
odbiorę.
- Czemu? – Agata nie była pewna powodów
matki. – Martwisz się?
- Oczywiście, że tak – Obdarzyła córkę ciepłym
uśmiechem. Odgarnęła z jej czoła kosmyki włosów czujnie patrząc w oczy. – Jak
się czujesz?
- Źle – odpowiedziała matce siląc się
na spokój w głosie – Mam wrażenie, jakbym była balonem z uchodzącym powietrzem.
Dosłowny flak.
- Musisz wytrzymać jeszcze trochę –
pocieszała ją kobieta – Ta słabość odejdzie i poczujesz się lepiej. Niedługo
powinnaś wejść w kolejne, najkrótsze stadium regeneracji przepływu.
- Czyli? – Agata badawczo spojrzała na
matkę oczekując odpowiedzi.
- Dwudniowa śpiączka – rzuciła kobieta
odchodząc od stołu – Teraz zjedz śniadanie, a kiedy skończysz, daj znać to cię
podwiozę.
- Ok. – Zgodziła się dziesięciolatka
wzdychając nad talerzem.
- Grzeczna dziewczynka – pochwaliła ja
kobieta wychodząc z kuchni – Czekam na ciebie w salonie.
Agata apatycznie skonsumowała zawartość
talerza, a następnie ruszyła w stronę łazienki umyć zęby.
- Już! – Krzyknęła zbiegając ze
schodów, co okazało się błędem, bo nieco się zmęczyła. Założyła kurtkę i buty
czekając na matkę. Kobieta wyłoniła się z salonu migiem zarzucając na siebie
płaszcz. Wyszły z domu i wsiadły do samochodu.
- Zapięłaś pasy? – Spytała córkę, gdy
ta poprawiała się na tylnym siedzeniu. – I sprawdź jeszcze, czy dobrze
zamknęłaś drzwi.
- Drzwi zamknięte i pasy zapięte –
sapnęła dziewczynka w lekkim uśmiechu.
- W takim razie ruszamy – odwzajemniła
uśmiech córki.
W szkole były przed czasem, dlatego
Agata mogła spokojnie zejść do szatni zostawić kurtkę i bez pośpiechu wrócić na
górę pod odpowiednią salę. Trzy pierwsze lekcje przebiegły bez żadnych
komplikacji, za to na czwartej dziewczynka poczuła się nieco gorzej. Następne
zajęcia były z matematyki i ledwie mogła usiedzieć na miejscu.
- Aliud do tablicy! – Usłyszała głos
nauczyciela wyczytującego jej nazwisko. – No już!
- Mogę dziś nie iść? – Spytała słabym
głosem. Czuła się fatalnie i wolała nie wychodzić z ławki.
- Nie wymiguj się, tylko w podskokach
do tablicy! – Nauczyciel był nieustępliwy.
- Ok. – Sapnęła powoli podnosząc się z
krzesła. Z każdym postawionym krokiem była coraz słabsza. Wzięła do ręki kredę
i spojrzała na matematyka, który poruszał ustami coś mówiąc, ale ona nie mogła
dosłyszeć jego słów. Obraz przed jej oczami zaczął ciemnieć, aż w końcu
całkowicie zakryła go czerń.
- Aliud! – Krzyknął nauczyciel, kiedy
dziewczynka upadła na podłogę. Sprawdził jej tętno, które było prawie nie
wyczuwalne. Miała płytki oddech, że z oddali wydawało się jakby jej klatka
piersiowa w ogóle się nie poruszała. – Zawołajcie pielęgniarkę, albo nie, sam
ją do niej zaniosę.
Mężczyzna wziął nieprzytomne dziecko na
ręce i szybkim krokiem wyniósł je z klasy.
Po niespełna dwudziestu minutach do
szkoły przyjechała matka dziewczynki. Od razu ruszyła w stronę gabinetu
pielęgniarki.
- Myślę, że powinniśmy jednak wezwać
pogotowie – zauważył dyrektor, widząc niemal wbiegającą do szkoły kobietę – Postąpiłem
według podanych mi przez telefon wytycznych, ale pani córka prawie nie oddycha.
- Nie trzeba – Zbyła go kobieta
wchodząc do gabinetu. Gestem ręki nakazała nikomu nie wchodzić do środka. Agata
leżała na kozetce, a wyglądała mizernie. Przejechała dłonią po policzku córki
sprawdzając temperaturę, jednocześnie przekazując jej trochę własnej energii. –
I pomyśleć, że rozmawiałyśmy o tym raptem przy śniadaniu, a już teraz weszłaś w
śpiączkę.
- Śpiączka? – Usłyszała za sobą męski
głos. Na szczęście, w porę udało jej się zakończyć proces przekazywania
leczniczej energii. – Jestem jej nauczycielem od matematyki. To na mojej lekcji
zemdlała.
- Rozumiem – Czujnie zmierzyła go
wzrokiem, a intuicja podpowiadała jej, że nie jest tym za kogo się podaje. Nie
miała także pewności ile widział po wejściu do gabinetu, bo przez skupienie się
na wzmocnieniu ciała córki musiała wyłączyć resztę zmysłów. Wzięła nieprzytomną
dziewczynkę w ramiona i ruszyła w stronę wyjścia z pomieszczenia. – Zabieram
córkę do domu. Ostatnio mało spała i przez to przemęczyła swój organizm.
Dziękuję za opiekę nad moim dzieckiem.
Kobieta zaniosła córkę do samochodu i
zawiozła ją do domu. Delikatnie położyła dziewczynkę na kanapie w salonie
szczelnie opatulając ją kocem. Niestety musiała wrócić do pracy, dlatego
telefonicznie zwolniła ze szkoły Tobiasza nakazując mu niezwłocznie pojawić się
w domu. Następnie przeniosła Agatę do jej pokoju, gdzie przebrała ją w pidżamę,
a przed wyjściem sprawdziła jeszcze tętno, temperaturę ciała i oddech. Kiedy
Tobiasz przekroczył frontowe drzwi, wyjaśniła mu co się wydarzyło i wydała
instrukcje postępowania w razie jakichkolwiek powikłań w stanie zdrowia jego
siostry. Po wszystkim z duszą na ramieniu opuściła dom.
Jestem pierwsza :D muszę ci powiedzieć że masz wielki talent :-) co prawda jest parę rzeczy które można poprawić ale całokształt jest super :P zniecierpliwieniem oczekuję rozdziału Lavi
OdpowiedzUsuńSuper opowiadanie. Masz naprawdę fantastyczne pomysły. Ciekawa fabuła :-) zniecierpliwieniem czekam na kolejny rozdział
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńnie, nie, nie chcę aby zabierał małą, gdzie jest ojciec aby pomóc?
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia