czwartek, 3 kwietnia 2014

Research

Taka mała wiadomość dla wszystkich oczekujących na kolejne części opowiadania Lavi - wznowiłam jego pisanie, ale nie wiem, kiedy wrzucę kolejny rozdział. Powiem tylko, że zatytułowany będzie Bal. Częstotliwość wrzucania rozdziałów opowiadań na bloga będzie nieco wydłużona w czasie, ponieważ mam ostatnio trochę więcej rzeczy na głowie. To prowadzi do tego, że mniej piszę z braku sił. Wena mnie jednak na szczęście nie opuszcza i coś tam tworzę ^^. 
Mam nadzieję, że ta ósma część Researchu Wam się spodoba i coś napiszecie w komentarzach. Z góry dziękuję i pozdrawiam ^^.


VIII

Agata z Tobiaszem zmęczeni biegiem z ledwością przekroczyli próg domu. Oboje byli przerażeni odbytą rozmową z nieznajomym. Chłopak od razu pozamykał wszystkie okna i drzwi bojąc się, że ktoś może do niego wejść. Tymczasem dziewczynka opadła na kanapę w salonie, starając się złapać oddech.

- To osłabienie doprowadza mnie do szału – żaliła się cicho sufitowi – Ledwie udaje mi się przetrwać wszystkie lekcje w szkole i powrót do domu. Jak mam niby walczyć z tym mężczyzną?

- Szkoda, że Oskar musiał wyjechać do Olsztyna – dołączył się do jej żalów Tobiasz, siadając w jednym z foteli – Nie posiadam tak dużej siły, jak on i ty. Gdyby posłał na tego gościa swoją destrukcyjną energię, na pewno byśmy wygrali.

- Nie – Agata spojrzała na brata stanowczym wzrokiem. – Lepiej żeby ten człowiek nie wiedział o waszych zdolnościach. Boję się, że może was skrzywdzić. A to wszystko z mojej winy. Gdybym wtedy nie bawiła się telekinezą i nie wchodziła z nim w dyskusję, na pewno nasza rodzina miałaby spokój. Jak zwykle zmąciłam wodę, wrzucając do niej z nudów kamień.

- Jesteś jeszcze dzieckiem – starał się ją pocieszyć – Ja w twoim wieku sprawiałem wiele problemów rodzicom i nadal to robię. Nic nie poradzimy na to, że buzuje w nas energia, która za wszelką cenę chce z nas wypłynąć.

- Tak, teraz zbieramy konsekwencje mojego dziecięcego wybryku – zasępiła się dziewczynka słabym głosem – Jaka ja jestem głupia! Naraziłam całą rodzinę na niebezpieczeństwo przez jeden idiotyczny czyn spowodowany nudą.

- Nie bądź dla siebie zbyt surowa – usłyszeli dobiegający z góry głos matki. Kobieta stała na schodach i z troską wpatrywała w swoje pociechy. – Masz dopiero dziesięć lat i nie potrafisz w pełni kontrolować swoich emocji i odczuć. Bardzo wcześnie przebudziłaś w sobie przepływ i twój organizm jakoś podołał temu zadaniu, a to nie lada wyczyn. Babcia pewnie wspominała ci o tym.

- Co masz na myśli? – Zdziwił się Tobiasz. Nie rozumiał przekazu matki.

- Tak – zgodziła się Agata – Nazwała ten wyczyn cudem.

- Wyjaśni mi ktoś wreszcie o co chodzi!? – Zniecierpliwił się chłopak, którego ewidentnie ignorowano.

- Widzisz Tobiaszku – zaczęła matka siadając obok córki – Przepływ normalnie powinien być aktywowany najwcześniej w wieku trzynastu lat. Wtedy organizm jest przystosowany do energii, którą dotychczas gromadził. Zdarzało się, że u kogoś przebudzenie następowało wcześniej, jednak zawsze kończyło się w ten sam sposób.

- Czyli? – Był ciekaw.

- Takie dzieci zawsze umierały – dokończyła Agata – Jestem pierwszą osobą, której udało się przeżyć.

- Jak to? – Był w szoku.

- Tak to – Agata wzruszyła ramionami – Przebudziłam się w momencie, kiedy zobaczyłam, że grozi ci niebezpieczeństwo. Nie byłam tego świadoma, ale myślę, że przeżyłam tylko dlatego. Ratując wtedy twoje życie, wyczerpałam całą zgromadzoną energię.

- Energia twojej siostry ponownie zaczęła gromadzić się w jej ciele, ale na jej nieszczęście w zdwojonej sile. – Tłumaczyła kobieta lekko pogrążając się w myślach. – Jej organizm jednak znalazł z tego wyjście.

- Eh – sapnęła dziewczynka, widząc niezrozumiałą minę brata – Mamie chodzi o to, że jestem gruba. Moje ciało musiało zwiększyć objętość, by generować w sobie mój nadmiar energii. Podejrzewam, że wszystko się ustabilizuje, kiedy skończę trzynaście lat, a mój organizm dostatecznie się wzmocni.

- No tak – Tobiasz wreszcie zrozumiał wyjaśnienia – Pamiętam, że do tamtego incydentu nad jeziorem byłaś strasznie wątłym dzieckiem. Wszyscy bali się ciebie tykać sądząc, że coś ci zrobią mocniej ściskając. Nawet dzisiaj, ten facet stwierdził, że za mało ważysz.

- Czyżbym o czymś nie wiedziała? – Matka podejrzliwie zmierzyła dzieci. – Jaki facet?

- Chodzi o tego nieznajomego – odparła Agata raptownie blednąc na wspomnienie spotkania z tym mężczyzną – Zapowiedział, że niedługo się po mnie zjawi, nakazując mi pakować walizki.

- Czekał na Małą pod szkołą – dopowiedział Tobiasz – Złapał nas, kiedy próbowaliśmy się wymknąć bocznym wyjściem.

- A jednak wykonał już ruch – kobieta była zaskoczona posunięciem mężczyzny – Dziwne w tym wszystkim jest to, że złamał podstawową zasadę i spotkał się ze swoim celem przy świadkach.

- Jaką zasadę złamał? – Spytał Tobiasz niepewnym głosem.

- Izolacja celu i wyeliminowanie niepotrzebnych świadków – oświadczyła kobieta spokojnym tonem – choć z drugiej strony, w tłumie ludzi łatwiej jest wykonać zadanie. Zjawisko rozproszenia odpowiedzialności temu sprzyja.

- Chcecie mi powiedzieć, że mógł mnie w każdej chwili zabić? – Tobiasz był w szoku.

- Owszem, mógł cię zabić, ale tego nie zrobił i nie zrobi – stwierdziła w uśmiechu do syna – Jesteś dla Agaty zbyt ważny, żeby cię zabijać. Gdyby to zrobił, popełniłby kolosalny błąd.

- Z tego co mówisz mamo – Agata poczuła, jak po plecach przechodzą jej ciarki. Słowa matki mocno w nią uderzyły – sytuacja, w której obecnie się znajduję jest nieciekawa. Czuję się, jak dętka rzucona na gwoździe.

- Rozumiem cię córciu – Kobieta delikatnie pogłaskała policzek dziewczynki – Niestety taka jest prawda. Jesteśmy twoimi słabymi punktami, a przeciwnik świetnie zdaje sobie z tego sprawę.



Świtało, kiedy Bishop zarządził zebranie swojego oddziału w pomieszczeniu odpraw. Kiedy pokój powoli się zapełnił, przybrał poważny wyraz twarzy.

- Widzę, że większość już jest – zauważył szatyn omiatając lodowatym wzrokiem zgromadzonych ludzi – Możemy więc zaczynać.

- Generał coś dziś nie w sosie – mruknął Black z zadziornym uśmieszkiem – Czyżby wczorajsze spotkanie z różyczką skończyło się wbiciem kolca w palec?

- Zacznij odnosić się do przywódcy z szacunkiem szczeniaku – zganiła blondyna kapitan Kira – To, że należysz do grona najsilniejszych w oddziale, nie daje ci prawa do braku szacunku dla osób znajdujących się nad tobą.

- W porządku Elizo – uciszał ich Bishop – Swen ma rację, co do mojego humoru. Różyczka trochę przekroczyła wyznaczoną jej granicę, ale niedługo to się skończy. Osobiście nauczę to dziecko zasad panujących w naszym oddziale, punkt po punkcie.

- Już jej współczuję – Black zaśmiał się pod nosem – Dzieciak źle trafił w wyborze przeciwnika.

- Uderzymy równo za trzy dni – oświadczył generał ignorując blondyna – Dziś Olch dostarczy mi dokumenty i dokonamy naszej transakcji. Pod moją nieobecność, macie bacznie śledzić każdy ruch tego dziecka. A skoro już o tym mowa, Kos?

- Już szefie – zameldował się mężczyzna stojący na samym końcu – Ostatnio zaobserwowałem, że dziewczynka jest strasznie słaba. Ledwie wytrzymuje do końca lekcji i ciągle odbiera ją starszy brat. Niedawno zaatakowała ją grupka starszych chłopców, jednak nie walczyła z nimi. Nie miała na to sił.

- Rozumiem – zastanawiał się na głos szatyn – Sam zauważyłem jej osłabienie, a po naszym spotkaniu wnioskuję, że przez ten stan nie będzie stawiała zbyt wielkiego oporu.

- Coś wydarzyło się podczas ferii – oświadczył Swen, mierząc wzrokiem Bishopa, tym samym szukając jakiejkolwiek reakcji w mimice dowódcy – Podsłuchałem, jak rozmawiała z tym najstarszym chłopakiem. Za coś ją przepraszał twierdząc, że przez niego straciła swoją moc.

- Kiedy niby to usłyszałeś? – Zdziwiła się kapitan Kira. – Prawie w ogóle nie wychodzisz poza teren jednostki.

- A zdziwisz się, że jednak wychodzę i to dość często. – Odgryzł się blondyn jadowicie uśmiechając – po prostu nie wiesz kiedy to robię.

- Cisza! – Wrzasnął Bishop w złości. Miał serdecznie dość spięć pomiędzy Elizą a Swenem. – Black, bądź tak miły i dokończ mówić to, co zacząłeś.

- Ok. – Chłopak wzruszył ramionami.. – Mała pocieszała go, że siły opuściły ją na około rok i po upływie tego czasu wszystko wróci do normy. Wspominała coś jeszcze, że wreszcie będzie mogła poczuć się, jak normalne dziecko w jej wieku. Podniosła go na duchu, ale w jej oczach widziałem frustrację.

- Mówisz, że przez rok będzie bezbronnym dzieckiem – zamyślił się Bishop lekko uśmiechając – To nawet i lepiej. To dlatego starała się mnie unikać. Nie chciała bym zobaczył, w jak opłakanym stanie się znalazła.

- Nie jest głupia – westchnął Swen – dobrze wie, że czekasz na taką okazję.

- I wykorzystam ją skoro się nadarzyła – zaśmiał się generał – Jak już wspominałem, uderzymy za trzy dni wieczorem. Cel będzie wtedy w domu z matką i bratem.

- Dwoje niepotrzebnych świadków – odezwał się któryś z żołnierzy.

- Normalnie byśmy ich wyeliminowali, jednak nie tym razem – kontynuował Bishop – trzy osoby są dla celu bardzo ważne, co stanowi jej słaby punkt.

- Chcesz dać jej wybór? – Black był zdumiony planem szatyna. Dziewczynka musiała naprawdę nacisnąć mu na odcisk, bo wywołała bezwzględną część jego dowódcy. Osobiście nie raz miał z nim do czynienia i raczej wolał nie wspominać zaistniałych wówczas walk, które przegrywał z kretesem. – Jakiś ty wspaniałomyślny, a raczej wredny.

- Myślę, że jest dość duża, by podjąć właściwą decyzję – oświadczył spokojnie generał – Jeśli dokona złego wyboru, to straci coś ważnego. Koniec zebrania. Rozejść się!

Żołnierze po kolei zaczęli opuszczać pomieszczenie pozostawiając przywódcę samego. Black przed wyjściem badawczo przyjrzał się generałowi, na którego twarzy malował się sadystyczny uśmieszek. To nie wróżyło nic dobrego.

- Naprawdę współczuję temu dzieciakowi – pomyślał wychodząc z pokoju.



Wczesnym rankiem Agata z ledwością zwlekła się z łóżka i powoli zaczęła szykować się do szkoły. Wzięła orzeźwiający prysznic nieco bardziej się rozbudzając, po czym założyła wcześniej przygotowane ubranie. Zeszła do kuchni, by zjeść śniadanie. O dziwo zastała tam matkę.

- Jeszcze nie w pracy? – Spytała siadając do stołu dziewczynka. – Dochodzi ósma.

- Wiem – kobieta postawiła przed córką talerz z tostami i szklankę herbaty – Dziś zawiozę cię do szkoły i z niej odbiorę.

- Czemu? – Agata nie była pewna powodów matki. – Martwisz się?

- Oczywiście, że tak – Obdarzyła córkę ciepłym uśmiechem. Odgarnęła z jej czoła kosmyki włosów czujnie patrząc w oczy. – Jak się czujesz?

- Źle – odpowiedziała matce siląc się na spokój w głosie – Mam wrażenie, jakbym była balonem z uchodzącym powietrzem. Dosłowny flak.

- Musisz wytrzymać jeszcze trochę – pocieszała ją kobieta – Ta słabość odejdzie i poczujesz się lepiej. Niedługo powinnaś wejść w kolejne, najkrótsze stadium regeneracji przepływu.

- Czyli? – Agata badawczo spojrzała na matkę oczekując odpowiedzi.

- Dwudniowa śpiączka – rzuciła kobieta odchodząc od stołu – Teraz zjedz śniadanie, a kiedy skończysz, daj znać to cię podwiozę.

- Ok. – Zgodziła się dziesięciolatka wzdychając nad talerzem.

- Grzeczna dziewczynka – pochwaliła ja kobieta wychodząc z kuchni – Czekam na ciebie w salonie.

Agata apatycznie skonsumowała zawartość talerza, a następnie ruszyła w stronę łazienki umyć zęby.

- Już! – Krzyknęła zbiegając ze schodów, co okazało się błędem, bo nieco się zmęczyła. Założyła kurtkę i buty czekając na matkę. Kobieta wyłoniła się z salonu migiem zarzucając na siebie płaszcz. Wyszły z domu i wsiadły do samochodu.

- Zapięłaś pasy? – Spytała córkę, gdy ta poprawiała się na tylnym siedzeniu. – I sprawdź jeszcze, czy dobrze zamknęłaś drzwi.

- Drzwi zamknięte i pasy zapięte – sapnęła dziewczynka w lekkim uśmiechu.

- W takim razie ruszamy – odwzajemniła uśmiech córki.

W szkole były przed czasem, dlatego Agata mogła spokojnie zejść do szatni zostawić kurtkę i bez pośpiechu wrócić na górę pod odpowiednią salę. Trzy pierwsze lekcje przebiegły bez żadnych komplikacji, za to na czwartej dziewczynka poczuła się nieco gorzej. Następne zajęcia były z matematyki i ledwie mogła usiedzieć na miejscu.

- Aliud do tablicy! – Usłyszała głos nauczyciela wyczytującego jej nazwisko. – No już!

- Mogę dziś nie iść? – Spytała słabym głosem. Czuła się fatalnie i wolała nie wychodzić z ławki.

- Nie wymiguj się, tylko w podskokach do tablicy! – Nauczyciel był nieustępliwy.

- Ok. – Sapnęła powoli podnosząc się z krzesła. Z każdym postawionym krokiem była coraz słabsza. Wzięła do ręki kredę i spojrzała na matematyka, który poruszał ustami coś mówiąc, ale ona nie mogła dosłyszeć jego słów. Obraz przed jej oczami zaczął ciemnieć, aż w końcu całkowicie zakryła go czerń.

- Aliud! – Krzyknął nauczyciel, kiedy dziewczynka upadła na podłogę. Sprawdził jej tętno, które było prawie nie wyczuwalne. Miała płytki oddech, że z oddali wydawało się jakby jej klatka piersiowa w ogóle się nie poruszała. – Zawołajcie pielęgniarkę, albo nie, sam ją do niej zaniosę.

Mężczyzna wziął nieprzytomne dziecko na ręce i szybkim krokiem wyniósł je z klasy.

Po niespełna dwudziestu minutach do szkoły przyjechała matka dziewczynki. Od razu ruszyła w stronę gabinetu pielęgniarki.

- Myślę, że powinniśmy jednak wezwać pogotowie – zauważył dyrektor, widząc niemal wbiegającą do szkoły kobietę – Postąpiłem według podanych mi przez telefon wytycznych, ale pani córka prawie nie oddycha.

- Nie trzeba – Zbyła go kobieta wchodząc do gabinetu. Gestem ręki nakazała nikomu nie wchodzić do środka. Agata leżała na kozetce, a wyglądała mizernie. Przejechała dłonią po policzku córki sprawdzając temperaturę, jednocześnie przekazując jej trochę własnej energii. – I pomyśleć, że rozmawiałyśmy o tym raptem przy śniadaniu, a już teraz weszłaś w śpiączkę.

- Śpiączka? – Usłyszała za sobą męski głos. Na szczęście, w porę udało jej się zakończyć proces przekazywania leczniczej energii. – Jestem jej nauczycielem od matematyki. To na mojej lekcji zemdlała.

- Rozumiem – Czujnie zmierzyła go wzrokiem, a intuicja podpowiadała jej, że nie jest tym za kogo się podaje. Nie miała także pewności ile widział po wejściu do gabinetu, bo przez skupienie się na wzmocnieniu ciała córki musiała wyłączyć resztę zmysłów. Wzięła nieprzytomną dziewczynkę w ramiona i ruszyła w stronę wyjścia z pomieszczenia. – Zabieram córkę do domu. Ostatnio mało spała i przez to przemęczyła swój organizm. Dziękuję za opiekę nad moim dzieckiem.

Kobieta zaniosła córkę do samochodu i zawiozła ją do domu. Delikatnie położyła dziewczynkę na kanapie w salonie szczelnie opatulając ją kocem. Niestety musiała wrócić do pracy, dlatego telefonicznie zwolniła ze szkoły Tobiasza nakazując mu niezwłocznie pojawić się w domu. Następnie przeniosła Agatę do jej pokoju, gdzie przebrała ją w pidżamę, a przed wyjściem sprawdziła jeszcze tętno, temperaturę ciała i oddech. Kiedy Tobiasz przekroczył frontowe drzwi, wyjaśniła mu co się wydarzyło i wydała instrukcje postępowania w razie jakichkolwiek powikłań w stanie zdrowia jego siostry. Po wszystkim z duszą na ramieniu opuściła dom.

3 komentarze:

  1. Jestem pierwsza :D muszę ci powiedzieć że masz wielki talent :-) co prawda jest parę rzeczy które można poprawić ale całokształt jest super :P zniecierpliwieniem oczekuję rozdziału Lavi

    OdpowiedzUsuń
  2. Super opowiadanie. Masz naprawdę fantastyczne pomysły. Ciekawa fabuła :-) zniecierpliwieniem czekam na kolejny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    nie, nie, nie chcę aby zabierał małą, gdzie jest ojciec aby pomóc?
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń