poniedziałek, 24 marca 2014

Research


VII

Ferie zimowe minęły dość szybko i wszyscy byli zmuszeni wrócić do swoich zajęć. Z całej rodziny najciężej miała Agata, której stan zdrowia nieco się pogarszał. Nie było źle, ale dobrze też nie. Dziewczynka ledwie wytrzymywała lekcje w szkole z powodu osłabienia organizmu nagłym zużyciem energii wewnętrznej. Powoli wszystko wracało do normy, jednak nie w takim tempie, w jakim chciałaby dziesięciolatka.

Siedziała właśnie na murku przy szkole nabierając sił do powrotu, kiedy zaczepiło ją kilku chłopców ze starszej klasy.

- To ty jesteś Aliud? – Zapytał ją piegowaty rudzielec z aroganckim spojrzeniem. Patrzył na nią z góry i wstrętem.

- O co chodzi? – Agata zwróciła zmęczony wzrok na swojego rozmówcę. – Jestem Aliud.

- Słyszałem, że doniosłaś na moich kumpli, że palą papierosy – Zarzucił jej w złości. – Czy to prawda?

- Niby czemu miałabym na kogokolwiek donosić?! – Dziewczynka była zaskoczona tym zarzutem, bo z reguły starała się utrzymać dystans do wszystkiego i wszystkich z otoczenia, a zwłaszcza w szkole. – Kto naopowiadał ci takich bzdur?

- Bzdury?! – Oburzył się szatyn stojący za rudzielcem. – Te wiadomości są wiarygodne, bo pochodzą od elity.

- Elity – Powtórzyła z pogardą w głosie. – Już samo należenie do elity sprawia, że nie trzeba sprawdzać wiarygodności informacji i źródła? Nie przyszło wam może do głów, że ta wasza śmietanka towarzyska manipuluje osobami takimi, jak wy?

- Jak śmiesz! – Krzyknął blondyn stojący po prawej stronie rudzielca, chwytając jej ramię i szarpiąc. Agata skrzywiła się z bólu, jednak nie miała siły się oswobodzić. – Taki śmieć jak ty, nie ma prawa naruszać dobrego imienia Joanny!

- Aha – Pomimo bólu i zmęczenia Agata zdołała się złośliwie uśmiechnąć – czyli to jednak Aśka. Dedukcja jednak mnie nie myliła i dobrze sądziłam, że to ta nadęta Barbie.

- Wypluj te słowa grubasku, bo możesz się nimi udławić – rudzielec chwycił ją za szyję lekko przyduszając – Kapusie kiepsko kończą w tym kraju, wiesz?

- Znam historię tego kraju, jeśli o to ci chodziło – stwierdziła z sarkazmem dziewczynka – Zawierzacie słowom członkini tak zwanej elity, oskarżacie niewinną osobę nie sprawdzając źródła informacji, a na koniec, chcecie zlinczować. Zastanowił się może któryś z was, czemu Aśka nie przyszła do mnie i sama nie powiedziała mi w twarz tego, co wam?

- Zamknij się! – Blondyn uderzył Agatę w twarz rozcinając jej wargę. – Joanna nigdy by nas nie okłamała kapusiu!

- Nie jestem żadnym kapusiem – Agata wściekła na samą siebie za swoją bezsilność zacisnęła zęby i pięści. – Przestańcie mnie oskarżać o coś, czego nie zrobiłam.

- I myślisz, że ktokolwiek ci uwierzy? – Zadrwił z niej rudzielec pociągając za włosy. – Kapuś z ciebie, a do tego świeżak.

- Ja jej uwierzę – usłyszeli za sobą głos. Wszyscy chłopcy, którzy otaczali dziewczynkę, zwrócili swoje zdziwione spojrzenia za siebie. Agata zrobiła to samo i zobaczyła Tobiasza w towarzystwie dwóch kolegów. Kiedy starszy brat ujrzał opłakany stan siostry, wściekł się nie na żarty. – Coście jej zrobili dranie!

- To nic – chciała uspokoić brata, jednak przegrała z jego złością.

- Bandę gnojków szarpiących dziesięciolatkę nazywasz niczym? – Tobiasz zmierzył ją gniewnym spojrzeniem, a następnie w asyście kolegów sprał jej oprawców. Kiedy się z nimi uporał, przykucnął przy siostrze i badawczo się jej przyglądał. – Przeczuwałem, że coś jest z tobą nie tak, dlatego postanowiłem zabrać cię ze szkoły. Intuicja jednak dobrze mi podpowiadała.

- Przesadzasz – Agata chciała wstać z murku, ale okazało się, że nie ma na to sił. – Nie musisz się mną martwić.

- Czyżby?! – Zapytał nie spuszczając z niej wzroku. – W takim razie samodzielnie wstań.

- Nie – Speszyła się spoglądając w ziemię.

- Dlaczego nie? – Drążył temat w złości.

- Nie mam siły – mruknęła pod nosem zawstydzona, a zarazem wściekła na siebie – Nie potrafię.

- Teraz rozumiesz? Czasem musisz poprosić o pomoc. – Pogłaskał ją delikatnie po głowie. Następnie pożegnał kolegów, a sam przykucnął przy siostrze plecami do niej. – Wskakuj. Poniosę cię.

- Dziękuję – powiedziała cicho, po czym złapała się brata, wspinając na jego plecy. – Przepraszam też za kłopot.

- Nie przepraszaj – uciszył ją wzdychając – Jestem przecież twoim bratem i moim obowiązkiem jest o ciebie dbać. To przeze mnie i Oskara znalazłaś się w takim stanie, a poza tym, zawsze ryzykujesz ochraniając naszą dwójkę.

- Wiesz, zdegradowali mnie z potwora na śmiecia – zaśmiała się, chcąc pocieszyć brata, a jednocześnie zagłuszyć ból zranienia słowami starszych dzieciaków – a nawet nie znali tej pierwszej ksywki.

- Zmieniając temat – zaczął ściszając głos. Wyczuł smutek Agaty i nie chciał by się nadal zadręczała złymi wspomnieniami z zaistniałego zdarzenia. – Zauważyłaś coś podejrzanego?

- Żadnych podejrzanych typków – odparła z poprawionym humorem – żadnych żołnierzy.

 - Rozumiem – odetchnął z ulgą Tobiasz – czyli jesteś bezpieczna.

- Nie powiedziałabym – szepnęła mu do ucha w zastanowieniu zmęczonym głosem – to może być jedynie cisza przed burzą. Szczerze, boję się tego człowieka. Jego aura przesiąknięta jest wojną.

- Niby we krwi mamy instynkt wojowników – zauważył Tobiasz – Nasi rodzice są najemnikami.

- Nasi rodzice byli płatnymi mordercami porównywalnymi z maszyną do zabijania – sapnęła smutnie Agata – Niejako odziedziczyliśmy ich mrok. Według mamy, tata nadal walczy, czyli zabija. Jeśli ten człowiek dopnie swego i mnie zabierze, wówczas ja także stanę się kimś takim.

- Nie wygaduj bzdur – uspokajał ją Tobiasz – Nie pozwolimy cię nikomu zabrać. Twoje miejsce jest wśród nas.

Rozmawiając, pokonali większą część drogi do domu. Agata w trakcie zasnęła niesiona na barana przez brata, który pogrążył się w smętnych myślach przepełnionych obawami o jej bezpieczeństwo. Od tego dnia regularnie odbierał ją ze szkoły.


Nadchodził koniec zimy, a wielkimi krokami zbliżała się wiosna. Dowodem tego był topniejący śnieg i powstałe po nim błotniste kałuże. Temperatura powietrza nieco  wzrosła, dlatego można było zamienić grube, puchowe kurtki na odrobinę lżejsze. Agata, jak zwykle, czekała na Tobiasza. Miał dzisiaj więcej lekcji niż ona, dlatego większą część czasu spędziła w świetlicy czytając książkę. Kiedy zbliżyła się godzina jego przyjścia, spakowała książkę i zeszła do szatni po kurtkę. Wyszła na zewnątrz wypatrując brata. Odeszła kilka kroków od frontowych drzwi i ruszyła w stronę bramki wyjściowej. Była w połowie drogi, gdy poczuła na sobie czyjś wzrok. Ostrożnie zerknęła w tamtym kierunku i ku swojemu zaskoczeniu, po którym naszła ją fala strachu, zobaczyła nieznajomego z przystanku. Stanęła raptownie i od razu zawróciła do szkoły. W tej chwili, to było najbezpieczniejsze miejsce w pobliżu. Posłał jej wściekłe spojrzenie, co poskutkowało wywołując na jej skórze gęsią skórkę. W duchu prosiła, by Tobiasz zjawił się jak najszybciej. Jej bezsilność potęgowała strach przed nieznajomym, a uciekając potwierdziła tylko swoją słabość.

- Tobiasz, proszę pospiesz się – szeptała sobie pod nosem opierając się o jedną ze ścian. Musiała to zrobić, bo nerwy i nagły wysiłek pogłębiły jej zmęczenie. Niby było już nieco lepiej z jej organizmem, jednak nadal szybko się męczyła. Taki stan miał potrwać jeszcze około roku, co w ogóle jej nie pocieszało. – Błagam braciszku.

Tobiasz jakby wyczuwając jej strach, zjawił się w okamgnieniu. Powoli wyszła z budynku szkoły kurczowo przytrzymując się ściany. Brat widząc jej osłabienie szybko się do niej zbliżył i złapał za rękę.

- Co z tobą? – Zdziwił się czując jej drżenie. – Jesteś cała roztrzęsiona.

- Otwórz swoją empatię, to zrozumiesz – poradziła mu ściszonym głosem. Od razu wykonał jej polecenie i z lekka zbladł. – Czujesz to, prawda? Przeszywający mrok.

- Czy to on? – Spytał z niepokojem w głosie. Agata kiwnęła głową na potwierdzenie. – Cholera. Nie mam z nim szans.

- Spokojnie – uspokajała siebie i brata – na pewno nie zaatakuje w biały dzień, na oczach ludzi.

- W takim razie chodźmy – zaproponował ciągnąc siostrę w stronę wyjścia z terenu szkoły – Najlepiej będzie, jak szybko wrócimy do domu i zawiadomimy mamę.

- O czym chcecie zawiadomić waszą matkę? – Usłyszeli za sobą męski głos. Agata nazbyt dobrze go znała, a ze strachu nieświadomie mocniej ścisnęła rękę brata. Mężczyzna złapał oboje za kaptury kurtek i pociągnął do siebie. – Nawet się nie raczyłaś ze mną przywitać szkrabie, a jedynie uciekłaś, a z miny twojego brata wnioskuję, że już o mnie wie.

- Czego pan chce? – Tobiasz chciał się wyrwać, jednak nie zdołał.

- Nie szarp się dzieciaku – polecił mu mężczyzna rozbawiony zadziornością chłopaka – W przeciwieństwie do swojej siostry tryskasz energią. Chciałem jedynie porozmawiać, nic poza tym.

- W takim razie czemu trzyma pan nasze kaptury? – Zapytała Agata siląc się na spokój w głosie.

- Złapałem was, bo inaczej byście mi uciekli – odpowiedział już łagodniej. Przyciągnął do siebie dziewczynkę i objął ramieniem, jednocześnie puścił kaptur Tobiasza. – Szczerze, to chciałem porozmawiać jedynie z tobą brzdącu, ale skoro wtajemniczyłaś już brata?

- O czym chciał pan ze mną rozmawiać?! – Zdziwiła się w strachu. – Jestem jedynie dzieckiem i nic nie wiem.

- Niezła próba, ale stać cię na więcej – zaśmiał się naciągając jej czapkę na oczy – Mnie nie oszukasz grając naiwne i głupie dziecko. Już po pierwszym naszym spotkaniu wiedziałem, że chcę mieć cię w swoich rękach. Nie zmienię zdania nawet gdybyś błagała minie na kolanach ze łzami w oczach.

- Do rzeczy – Agata była już zmęczona gadulstwem mężczyzny, do tego bombardowały ją niewielkie zawroty głowy. Na chwilę straciła równowagę, ale odepchnęła się od nieznajomego. Wolała upaść, niż szukać w nim oparcia. Niestety złapał ją w ostatniej chwili.

- Oj, nieładnie tak ze mną pogrywać – odparł chwytając ją i biorąc na ręce – To zapobiegnie kolejnemu takiemu wybrykowi. Wiesz, że pomimo swojej postury bardzo mało ważysz?

- Pozory mylą – odpowiedziała w złośliwym uśmieszku – Proszę mnie puścić. Mogę iść sama.

- Przed chwilą dałaś dowód na to, że nie – odmówił stanowczo mocniej do siebie przyciskając dziewczynkę – A wracając do tematu, jesteś słaba. Od czasu ferii zimowych strasznie zmizerniałaś.

- To mój problem, nie pana – wybąkała odwracając swój wzrok, bo uderzył w najczulszy punkt.

- Wiesz, niedługo to będzie także i mój problem – rzucił posyłając jej zimne spojrzenie. Agata jednak wolała to przemilczeć. – Nie chcesz ze mną rozmawiać? Wiesz, że bez problemu mógłbym zabrać cię już teraz? Pomimo tego, co mówią statystyki, wśród tłumu nie jest bezpiecznie. Gdybym zabił twojego brata, nikt nawet by nie zareagował.

- Co?! – Dziewczynka z przerażeniem spojrzała na mężczyznę, a następnie na brata. – Nie.

- Żartowałem – uśmiechnął się widząc panikę dziewczynki – To taka kara za bycie dla mnie niemiłą.

- Ładne mi żarty – bąknął Tobiasz z wyrzutem w głosie – Ona ma dopiero dziesięć lat. To, że rodzice zmusili ją do zachowywanie się jak dorosła, nie znaczy, że taka jest. Niech mi pan ją odda. To ja powinienem ją nieść, a nie ktoś obcy, jak pan.

- Odważny jesteś – zaśmiał się nieznajomy – Chcesz ze mną zadzierać smyku?

- Będę chronił Małą przed osobami pana pokroju – odgryzł się Tobiasz – Nie obchodzi mnie, czy jest pan generałem czy kim tam w wojsku. Agata to moja siostra, a nie pańska własność.

- W odróżnieniu do ojca, masz jaja chłopcze – pochwalił go czujnie mierząc wzrokiem – Ale ona jest jedynie w połowie twoją siostrą.

- Ma pan błędne informacje – Agata przechyliła w bok głowę i z politowaniem spojrzała na mężczyznę. – Jesteśmy w pełni rodzeństwem. Mamy tego samego ojca, jak i matkę.

- Olch nie jest moim ojcem – dodał Tobiasz w zamyśleniu – to tak dla jasności.

- Znacie swojego ojca? – Mężczyzna chciał wycisnąć więcej informacji z dzieciaków, jednak ich miny mówiły, że nic więcej nie powiedzą a propos tego tematu. – Rozumiem.

- Czemu uwziął się pan na moją siostrę? – Rzucił Tobiasz patrząc na nieznajomego badawczym wzrokiem – Jest tyle dzieciaków, dlaczego ona?

- Racja, jest wiele dzieciaków – zgodził się z chłopakiem – ale twoja siostra to unikat. Sam z resztą to wiesz. Chcę wykorzystać jej potencjał, tę cząstkę, którą tak skwapliwie stara się ukrywać.

- Ja nie chcę nigdzie iść, a zwłaszcza z panem – westchnęła z rezygnacją dziewczynka, chcąc wyrwać się z uścisku mężczyzny – Jedynie czego chcę, to wrócić do domu i żyć normalnie z rodziną.

- Możesz wrócić do domu – odrzekł stawiając ją na chodniku. Zobaczył nadzieję w jej oczach, a kiedy odwracała się by odejść dalej, złapał ją i gwałtownie podniósł do góry. Dziewczynka pisnęła w strachu. – Radzę ci się spakować, bo niedługo po ciebie przyjdę maleńka.

- A co jeśli ucieknę? – Spytała drżącym głosem. – Albo jeśli spróbuję się opierać?

- Wówczas będę bardziej stanowczy – sapnął rozbawiony jej strachem – i ukarzę cię w bardziej bolesny sposób.

- Hmm – chwilę się zastanawiała, po czym spojrzała w oczy mężczyzny, jakby chciała rzucić mu wyzwanie – mimo to zaryzykuję.

- A ja jej w tym pomogę – dodał Tobiasz łapiąc rękę siostry – Łatwo się nie poddamy.

Po tych słowach dzieciaki uciekły, biegnąc przed siebie, pozostawiły mężczyznę daleko za sobą.


- Eh – Mężczyzna potarł z rezygnacją czoło – przez ten wasz upór i tę waszą waleczność, polubiłem całą waszą trójkę. Mam mały dylemat, czy nie zabrać was wszystkich. Każde z was jest dobrym materiałem na żołnierza, ale jeszcze to przemyślę.

niedziela, 16 marca 2014

Research

Kolejny rozdział składam w Wasze ręce ^^ Mam nadzieję, że to opowiadanie przypadło Wam do gustu. Ciężko mi stwierdzić, czy tak jest, bo coś mało komentarzy ostatnio tu piszecie (^-^;).


VI

Agata obudziła się wczesnym rankiem. Powoli otworzyła oczy i ku swojemu zdziwieniu, przy łóżku zastała obstawę w postaci obu jej braci. Oskar spał skulony na krześle, a Tobiasz oparty o tapczan, drzemał na podłodze. Dziewczynka uśmiechnęła się tylko i ostrożnie wstała z łóżka. Nie chciała ich budzić, dlatego delikatnie za pomocą telekinezy przeniosła obu na posłanie, przykrywając na koniec kocem. Sama zaś ruszyła do łazienki wziąć odświeżający prysznic, podczas którego postanowiła zrobić braciom ciepłe śniadanie. W tym celu udała się do kuchni. Zajrzała do lodówki, w której było jedynie kilka jajek i resztka mleka.

- Hmm, czyli chleb w jajku – mruknęła do siebie wyjmując potrzebne składniki – Z tego co pamiętam, to Oskar woli na ostro, a Tobiasz lubi na słodko.

Wyjęła dwie patelnie i dwie miski. Zdecydowała się zrobić dwa warianty chleba w jajku – słodki i słony. Po niespełna półgodzinie kończyła smażyć ostatnie kromki. W międzyczasie zaparzyła herbatę i nakryła do stołu. Kiedy skończyła szykowanie śniadanie, jakby na wyczucie, do jadalni weszli chłopcy. Obaj byli zdumieni widokiem zastawionego stołu z czymś ciepłym do jedzenia. Zwykle, śniadania jadali oddzielnie i w pośpiechu na zimno, czyli były to zazwyczaj kanapki.

- Czemu macie takie zawstydzone miny? – Spytała Agata widząc rumieńce na policzkach braci. – Coś się stało?

- To ty nas położyłaś w jednym łóżku? – Tobiasz zwrócił się w stronę siostry. – Czemu?

- Nie chciałam was budzić – odpowiedziała dziewczynka spokojnym głosem – a poza tym, obaj spaliście w niewygodnych pozycjach, nie przykryci i lekko zmarznięci. Myślałam, że to lepsze wyjście, niż pozwolić wam marznąc dalej.

- Rozumiem – Oskar wybuchł śmiechem zakrywając usta – Wszystko się dzięki temu wyjaśniło.

- Co? – Tobiasz był w szoku z jednoczesnym zakłopotaniem. Obudził się wtulony w starszego brata w jednym łóżku, a ten zamiast mu to wyjaśnić, jedynie się w niego wpatrywał, kiedy spał.

- Teraz wiem, jaki naprawdę jest nasz brat – wyjaśnił w śmiechu Oskar – Kiedy śpi, przypomina małego misia.

- Rozumiem – zaśmiała się Agata – To mam z Tobiaszem coś wspólnego.

- Prawda? – Chichotał Oskar. – Oboje wtulacie się w będące obok was osoby podczas snu. Do tego, robicie podobne miny.

- No, coś ty?! – Teraz to Tobiasz wybuchł śmiechem. – To przez ten cały czas porównywałeś mnie i Małą?

- Szukałem podobieństw – tłumaczył się Oskar – I je znalazłem.

- Wszyscy jesteśmy do siebie podobni, choć reprezentujemy różne charaktery energii – podsumowała Agata – Oskar to destrukcja, Tobiasz to medyk, a ja to dziwadło. W odróżnieniu od was, nie potrafię skupić w sobie jednego rodzaju energii. Ja przetwarzam je wszystkie po trochu. Babcia nazwała mnie łącznikiem, ponieważ doprowadzam do fuzji energie o podobnym przepływie, przyspieszając ich bieg.

- Chcesz powiedzieć, że działasz jak katalizator? – Tobiasz był nieco zdumiony. – Jak to możliwe?

- Nie wiem, babcia też nie miała pojęcia w czym rzecz – wyjaśniała w zamyśleniu dziewczynka – Wczorajsze zdarzenie było przykładem wszechstronności użycia energii, choć z trudnością udało mi się stłumić destrukcję Oskara. Cieszy mnie też fakt, że jednocześnie przebudziła się zdolność Tobiasza. Babcia mówiła, że cała nasza trójka ma moc i kazała mieć na oku krwawą aurę brata. Dziadek twierdził, że to temperament jego taty wpłynął na destrukcyjną zdolność Oskara. Tobiasz jest repliką zdolności mamy, a ja mieszanką wybuchową. Nie wiem kim jest mój ojciec, jednak czuję mrok wewnątrz siebie i zastanawiam się, po kim go odziedziczyłam. Mama też taki posiada zwykle, gdy wraca z tych tajemniczych wypraw.

- Tak, ma wtedy wisielczy humor – zasępił się Oskar popijając kęs chleba herbatą – Mmm dobra herbata. Co do niej dodałaś?

- Skórkę pomarańczy i kilka goździków – uśmiechnęła się odpowiadając bratu – Babcia nauczyła mnie tego triku i paru innych.

- Chyba jako jedyna odziedziczyłaś po niej smykałkę kulinarną – pochwalił ją Oskar – Ja potrafię z pozornie łatwej potrawy stworzyć broń biologiczną, a Tobiasz jest zdolny przypalić nawet wodę.

- O mamie wspominać nie trzeba – dodał Tobiasz przełykając wzięty wcześniej kęs – Nie wiem, jak do tej pory przeżyliście na jej wikcie.

- To proste – zaśmiała się Agata nalewając sobie herbaty – sami nauczyliśmy się w miarę gotować.

- Mała, mów za siebie – westchnął Oskar – Potrafię przyrządzić jedynie kanapki, zrobić tosty i proste sałatki.

- Kiedyś zrobiłeś całkiem przyzwoite spaghetti – pocieszała brata dziewczynka – Nawet mi smakowało.

- To było danie ze słoika – mruknął chłopak – Dzięki Bogu, mam ciebie i wiem, że zawsze mogę na ciebie liczyć.

- Się wie – uśmiechnęła się do starszego brata, po czym dopijając herbatę wstała od stołu i zaczęła myć naczynia. Trochę kiepsko się czuła i miała wrażenia jakby zaraz miała wypluć żołądek. Postanowiła się na wszelki wypadek położyć i odpocząć. W tym celu po skończeniu tego, co zaczęła, ruszyła w stronę schodów prowadzących do sypialni. – Idę do pokoju odpocząć. Jeśli będę wam potrzebna, to dajcie mi znać budząc.

- Spoko – rzucił Tobiasz wdzięczny za śniadanie – Odpocznij sobie.

- Należy ci się – dodał Oskar – My tu posprzątamy, jak skończymy.

Dziewczynka uśmiechnęła się na pożegnanie, po czym wbiegła po schodach na górę. Weszła do swojego pokoju i zatrzaskując drzwi, rzuciła się na łóżko. Nadal odczuwała skutki wieczornego incydentu, a to był pierwszy raz, kiedy użyła wszystką energię w jednym momencie. Babcia ostrzegała ją przed gwałtownym spożytkowaniu energii. Twierdziła, że nagłe ujście mocy z nieprzyzwyczajonego do tego ciała, może spowodować kilkudniowe jego niedyspozycje.

- Teraz rozumiem, co miałaś na myśli babciu – westchnęła Agata wpatrując się w sufit – Wtedy bagatelizowałam twoje ostrzeżenia sądząc, że nigdy nie użyję całej mocy w jednym jej uderzeniu. Niestety pomimo długotrwałych treningów nad samokontrolą i przepływem, ledwie udało mi się zagłuszyć przebudzoną destrukcję Oskara. Mam świadomość, że tu liczą się także siła fizyczna i kondycja ciała, jednakże jak dotąd nie myślałam, że jestem aż tak słaba. Dziś pokonała mnie zwykła czynność, jak robienie śniadania, a nie minęła jeszcze jedenasta. Ile to zmęczenie organizmu jeszcze potrwa?

Znużona po chwili zasnęła, zatrzymując swoje myśli na ostatnim pytaniu.

Obudziło ją lekkie szturchnięcie w ramię. Otworzyła zaspane oczy i spojrzała w tym kierunku. Zobaczyła zamazaną twarz matki, która po chwili się wyostrzyła. Kobieta patrzyła się na nią zmartwionym wzrokiem, od razu było widać, że coś ją niepokoi. Agata uśmiechnęła się nieznacznie i powoli podniosła do siadu.

- Już wróciłaś? – Spytała lekko się przeciągając i ziewając zarazem. – Sądziłam, że wyjechałaś na dłużej.

- Jesteś zła? – Dociekała matka wpatrując się w bladą twarz córki. – Za to, że cię nie zabrałam?

- Nie – mruknęła dziewczynka spuszczając wzrok – Niby czemu? Ty tylko, jak zwykle, złamałaś daną obietnicę.

- Jesteś zła – tym razem kobieta stwierdziła wzdychając – Wybacz, ale to nie była podróż przeznaczona dla dziecka.

- Teraz to jestem dzieckiem – obruszyła się dziewczynka – A na co dzień mam udawać dorosłą, bo nie jestem zwyczajnym dzieckiem. To męczące, wiesz?

- Wiem – zgodziła się z córką – Sama przez to przechodziłam, choć miałam łatwiej, bo wszyscy spośród mojej rodziny posługiwali się mocą. Przebudziłam się dopiero w wieku trzynastu lat, jak większość innych dzieciaków. Mieszkaliśmy na uboczu w miasteczku zaludnionym wyłącznie przez nam podobnych. Ty przebudziłaś się mając sześć lat i w dodatku w nieprzyjaznym środowisku. Przepraszam, że tak mało cię wspieram, ale sama do końca nie zaakceptowałam tej części siebie, którą przekazałam także i tobie.

- Czemu? – Agata niezbyt rozumiała przekaz matki. Czuła od niej alkohol, a to pierwszy raz, kiedy wróciła pijana do domu. – Nigdy mi się nie zwierzałaś mamo.

- Myślę, że to najwyższy czas bym to zrobiła – sapnęła kobieta muskając wierzchem dłoni policzek córki – Jesteś mądrą dziewczynką i z pewnością zrozumiesz mój błąd.

- Co masz na myśli? – Słowa matki niepokoiły Agatę. Nie wiedziała, co mają one oznaczać. – Jaki błąd?

- Pamiętasz, że nigdy nie mówiłam ci o twoim biologicznym ojcu? – Zadała pytanie córce ze łzami w oczach. – Byłam samolubna wmawiając sobie, że to dla twojego dobra, jednak to nie prawda. Nadal kocham tego człowieka ponad życie, pomimo ran które mi zadał.

- Mamo – Agata przytuliła matkę tym samym jej przerywając. Nie mogła patrzeć na cierpienie swojej rodzicielki. – Nic już nie mów. Jest dobrze tak, jak było dotychczas. Nie muszę znać tożsamości ojca, ponieważ mam ciebie, Oskara i Tobiasza. Cieszy mnie fakt, że postanowiłaś mi wyznać prawdę, jednak widzę,  że dużo cię to kosztuje. Powiesz mi wtedy, gdy będziesz na to gotowa, ok?

- Mam tak dorosłą córeczkę – rozpłakała się już na dobre kobieta – A mnie nawet nie stać na tyle, by stanąć przed nią twarzą w twarz i wyznać prawdę na trzeźwo. Co ze mnie za matka?

- No już – uspokajała matkę czując, że też jest bliska płaczu – mamo wystarczy tych łez. Powinnaś iść się położyć i przespać.

- Co tu się dzieje? – Do pokoju wszedł zaspany Oskar, a tuż za nim dreptał Tobiasz. – Jest już po trzeciej, czyli środek nocy.

- Och – Kobieta zerwała się na równe nogi i uśmiechnęła do synów przez łzy. – Wybaczcie chłopcy, chciałam wyjaśnić coś z waszą siostrą.

- I dlatego musiałaś się upić? – Oskar nie krył niezadowolenia ze stanu matki. – Podróż była aż tak nieudana?

- To nie dlatego Oskar – starała się usprawiedliwić kobieta – Ja tylko…

- Daj jej spokój braciszku – Agata stanęła w obronie matki – Mama chciała opowiedzieć mi o moim ojcu, jednak nie potrafi się na to zebrać.

- Czy to prawda? – Oskar zwrócił się do matki lekko zaskoczony. – Nawet ja nic o nim nie wiem.

Kobieta przymknęła oczy i chwilę starała się zebrać myśli, co przychodziło z trudem po tych kilku kieliszkach wina, które wypiła na tak zwaną odwagę. Wreszcie wzięła głęboki wdech, po czym na powrót usiadła na łóżku córki.

- Zamknij drzwi Oskarku i usiądź wraz z rodzeństwem bliżej mnie. – Poleciła siląc się na spokój w głosie. Zdecydowała powiedzieć dzieciom prawdę. Kiedy Oskar wykonał polecenie, zaczęła mówić. – Wasi ojcowie, tak naprawdę są jedną i tą samą osobą. Tobiaszu, Robert Olch nie jest twoim biologicznym tatą. Zaczęłam się z nim spotykać kilka lat po tym, jak rzekomo zginął George Creek. Tuż po ślubie wyjechałam na sympozjum do Teheranu, a tam spotkałam nikogo innego, jak Georga. To był szok poplątany ze szczęściem. Kiedy wróciłam, okazało się, że jestem w ciąży. Skłamałam Robertowi, że dziecko należy do niego, choć w rzeczywistości zostało poczęte w Teheranie. Creek nie dawał znaków życia następne kilka lat.

- Jak to tata nie jest moim ojcem?! – Tobiasz był zdruzgotany. Dotychczasowy świat rozpadł się na milion kawałeczków. – Czy to było tą prawdą, na którą nie byłem gotów?

- Tak – przyznała matka – Robert nadal myśli, że jesteś jego synem.

- Ale pomimo to wyrzucił go jak śmiecia po poznaniu Anny i jej dzieci – oświadczył Oskar z pogardą w głosie – Okazaliśmy się zbędnym balastem, kiedy mama straciła pracę i musiał nas utrzymywać. Anna należy do elity i posiada spory budżet, nic dziwnego, że ją wybrał.

- Mamo – wtrąciła się Agata – Skoro twierdzisz, że wszyscy mamy wspólnego ojca, to czemu nie możemy go poznać?

- Prędzej czy później go spotkacie – wyjaśniała dzieciom – Oskar, jak wcześniej wspomniałam twój ojciec nadal żyje. Masz jakieś pytania?

- Nie – sapnął chłopak przeczesując swoje włosy na głowie – zawsze czułem, że on żyje, a teraz potwierdziły się moje domysły. Zdziwił mnie jednak fakt, że jest ojcem zarazem Tobiasza i Agaty.

- Jak się poznaliście? – Zapytała Agata zaciekawiona historią jej rodziców. – Opowiesz?

- Skoro chcesz – zgodziła się kobieta – Mieszkałam w niewielkiej mieścinie zagłębionej w amazońskich lasach. Jest tam taki zwyczaj, że dzieci u których przebudzi się przepływ energii, muszą przebyć szkolenie w sztukach walk. Po przejściu licznych treningów, absolwentów takich szkół pozostawia się na miesiąc w środku lasu. – Na chwilę przerwała wspominając ten okres w dżungli. – Z reguły absolwenci ci mają po szesnaście lat. Moja grupa liczyła trzydzieści osób rozpoczynając szkolenie, a została nas jedynie dziewiątka. Należeliśmy do najsilniejszych wojowników naszego miasteczka, do czasu, kiedy pewna organizacja przeprowadziła łapankę. To była ciężka noc. Pamiętam, że nad dżunglą szalała potężna burza. Wraz z dwójką innych wojowników broniliśmy innych mieszkańców. Im udało się uciec, niestety mnie i moim współtowarzyszom nie. Zostaliśmy pojmani i zamknięci w jakiejś piwnicy. Pół roku nas torturowano i tresowano na posłuszne maszynki do zabijania. Po upływie tego okresu powoli wdrażano nas w świat organizacji.

- Jakiej? – Spytał Tobiasz.

- To był Syndykat Chimera, tajna organizacja walcząca z terroryzmem i innym zagrożeniem rządu amerykańskiego – wyjaśniła spokojnym głosem synowi – Po kilku udanych misjach w Kolumbii, wysłano mnie z misją edukacyjną. W taki sposób skończyłam kierunki genetyki i farmaceutyki na Uniwersytecie w Bostonie. Jakoś wyszłam na ludzi. Po otrzymaniu dyplomu, Syndykat wznowił moje misje. Dostałam przydział do oddziału złożonego z bestii w ludzkiej skórze. Ci żołnierze napawali się widokiem krwi i cierpienia swoich celów. Jeden wśród nich się wyróżniał. Nazywał się John Reaserch i precyzyjnie zabijał swoich przeciwników. Nie robił tego dla przyjemności tylko dlatego, że musiał. Tak właśnie skrzyżowały się nasze losy. – Głos kobiety na moment ucichł, a z oczu popłynęły łzy. – John był sierotą wojenną wychowaną przez wojsko. Od dziecka znał zapach prochu zmieszanego z krwią i jak nikt inny potrafił stłumić emocje. Byliśmy, jak awers i rewers monety. Na pierwszy rzut oka różniące się wzorem, aczkolwiek tworzące jedną całość. Wzajemnie uzupełnialiśmy się podczas misji niejednokrotnie ratując czyjeś tyłki. Nasz duet ochrzczono DAL.

- Co te DAL oznaczało? – Dociekała Agata zabsorbowana opowieścią mamy.

- Dark And Light w skrócie DAL – wytłumaczyła córce – Nazwano nas tak, ponieważ John podczas zleceń wokół siebie rozsiewał dość ciemną aurę, przesiąkniętą chęcią mordu, zaś ja byłam jedyną osobą potrafiącą okiełznać jego mrok. Po pięciu latach naszej współpracy, Syndykat został rozwiązany, a jego żołnierzy siłą wcielano do armii. Ja tymczasem z Johnem byliśmy na misji w Sudanie i po powrocie, nie zastaliśmy nic oprócz zgliszcz Chimery. Z przeprowadzonego śledztwa dowiedzieliśmy się, co się zdarzyło, jednocześnie uwalniając się spod jakiegokolwiek nadzoru. Kiedy wszelkie emocje opadły i powoli zaczęliśmy odkrywać nasze uczucia względem siebie, postanowiliśmy stworzyć naszą rodzinę. Urodził się Oskar, a John wstąpił do marines, uważając to za pewną alternatywę dawnego życia. Ja tymczasem zatrudniłam się w katedrze genetyki na Uniwersytecie Nowego Yorku. Niestety, to sielskie życie prysło, jak kropla deszczu w zetknięciu z ziemią. Ludzie z rządu natrafili na nasz ślad. – Matce zawiesił się głos na samo wspomnienie o tym zdarzeniu. – Johna aresztowano i wcielono do oddziału specjalnego tajnych służb przeznaczonych do walki z terroryzmem, a mnie sporadycznie wysyłano z nim na niektóre misje. Na szczęście, dziecko było bezpieczne u moich rodziców, którzy osiedlili się w Kanadzie. Kiedy udało się nam wszystkim wreszcie spotkać, nastąpił atak na Johna, który dzięki temu zdarzeniu, mógł upozorować własną śmierć. Resztę już znacie.

- Powiedz, wyjechałaś spotkać się z ojcem? – Zapytał Oskar z pewnym spojrzeniem patrząc w oczy matki. – Zgadłem, prawda?

- Tak – odpowiedziała kobieta – John chciał się ze mną zobaczyć.

- W jakim celu? – Tobiasz był ciekaw wyjazdu matki.

- Pytał mnie o was. – Kobieta mówiła cicho i niepewnie. – Chciał mnie też ostrzec przed pewnymi niebezpiecznymi ludźmi, którzy zatrzymali się w tym mieście. Martwił się, że któreś z was wpadnie im w oko.

- Skoro o tym mowa – Agata w nerwach bawiła się włosami. Stwierdziła, że to odpowiedni moment wyznać matce swoje obawy. – To chyba jest za późno na ostrzeżenia.

- W jakim sensie córciu? – Wzrok matki padł na osłabioną dziewczynkę. – Odpowiedz.

- Jest pewien mężczyzna, który przyczepił się do mnie, jak rzep psiego ogona. – Wyjaśniała matce. – Z własnych obserwacji jestem przekonana, że człowiek ten jest wysokiej rangi żołnierzem i obrał sobie mnie za swój cel. W kościach czuję, że nieuniknionym będzie moje porwanie.

- Cholera jasna! – Matka wściekła rzuciła się tyłem na łóżko. – To zwyczajne życie otępiło moje zmysły. Jak mogłam tego nie zauważyć! Moje dzieci są w niebezpieczeństwie, a ja o niczym nie wiem!

- Mamo spokojnie – starał się ją uspokoić Oskar, kiedy aura matki zaczęła zmieniać kolor z żółtej na czerwoną – Obronimy Małą. Razem z Tobiaszem przebudziliśmy swoje przepływy energii.

- Jak chcesz tego dokonać, skoro nie potrafisz kontrolować własnej destrukcji? – Matka spojrzała na chłopaka surowym wzrokiem. Dzieciom aż ciarki przeszły po plecach. – Wasza siostra jest teraz w opłakanym stanie i nawet tego nie zauważyliście. Dla waszej informacji, kiedy esper odda całą swoją energię w jednym uderzeniu mocy, traci siły na około miesiąc. Następnie wchodzi w tryb wzrostu mocy, co trwa nawet kilka miesięcy. Agata jest teraz zwyczajnym dzieckiem na okres bodajże pół roku. Tobiasz jest jedynie medykiem i nie posiada żadnych zdolności ofensywnych. A ty Oskarze, dopóki nie zapanujesz nad własną energią, dopóty będziesz zagrożeniem dla siebie i innych.

- Mamo, co oznacza ten tryb wzrostu? – Dociekał Tobiasz.

- Tryb ten wzmacnia kanaliki przepływu energii w ciele espera przygotowując je do zwiększonej mocy. – Tłumaczyła synowi. – Wejście w tryb można zauważyć po pewnych symptomach. Przez około dwa tygodnie esper nie jest w stanie kontrolować przepływu energii w swoim ciele, uwalniając jej nadmiary na zewnątrz. To najgorszy etap, bo osoba go przechodząca ma zapewnione dwa tygodnie bólu i choroby. Po upływie dwóch tygodni wszystko mija, a esper staje się zwykłym człowiekiem.

- Boję się – szepnęła Agata tuląc się do kolan – Ja nie chcę przez to przechodzić. Będę bezbronna, a on mnie zabierze.

- Uspokój się Gasiu – Kobieta podeszła do roztrzęsionej córki i mocno ją przytuliła. Oskar z Tobiaszem jedynie stali zszokowani wyjaśnieniami matki. Wszystkich zdziwiło otwarte przyznanie się do strachu dziewczynki, bo po raz pierwszy pokazała się im z tej strony. – Nie jesteś przecież sama. Będziemy cię wspierać.

- Właśnie. – Przytaknął Tobiasz. – Nie dam skrzywdzić mojej małej siostrzyczki.

- Się wie – wtórował mu Oskar – Jesteśmy dziećmi duetu DAL i płynie w nas wojownicza krew. Razem przejdziemy chwile słabości każdego z nas.

- Dobrze powiedziane synku. – Matka uśmiechnęła się do całej trójki. – Nasza rodzina nigdy się nie poddaje. Zamiast tego, prze naprzód nie zważając na kłody pod nogami.

- Jeśli życie rzuca ci kłody pod nogi… – zaczął w śmiechu Tobiasz.

- To zbierz je i rozpal ognisko. – Dokończył Oskar obdarzając członków rodziny szerokim uśmiechem. – Nasze ognisko będzie niewiarygodnie duże, ale jaka będzie płynąć z nas satysfakcja, kiedy jego płomienie ogrzeją nam twarze.

- Na koniec zrobię wam smaczną lemoniadę z tych cytryn, które zbieramy każdego dnia – dołączyła się do reszty już z lepszym nastrojem Agata – Dziękuję wam za te słowa otuchy.

- Od czego się ma rodzinę – dostała prztyczka w nos od matki – A teraz najwyższa pora położyć się spać. Wszyscy marsz do łóżek!

- Tak jest! – Odkrzyknęła trójka jej dzieci, po czym każde wróciło do własnego łóżka.

Agata położyła się na swoim tapczanie i cicho leżała. Kobieta podeszła do niej i opatuliła ją kocem dając całusa na dobranoc.

- Nie martw się kochanie – szepnęła ciepłym głosem – i śpij dobrze. Poczekam aż zaśniesz.


Siedziała przy córce, aż ta nie zasnęła. Delikatnie odgarnęła z jej czoła zbłąkane kosmyki włosów i chwilę wpatrywała się w spokojną twarz śpiącego dziecka. Kiedy upewniła się, że wszystko jest z nią w porządku, opuściła pokój. W drodze do swojej sypialni zajrzała jeszcze do synów. Następnie wzięła długą, odprężającą kąpiel, po której od razu położyła się spać.