Kolejny rozdział składam w Wasze ręce ^^ Mam nadzieję, że to opowiadanie przypadło Wam do gustu. Ciężko mi stwierdzić, czy tak jest, bo coś mało komentarzy ostatnio tu piszecie (^-^;).
VI
Agata obudziła się wczesnym rankiem.
Powoli otworzyła oczy i ku swojemu zdziwieniu, przy łóżku zastała obstawę w
postaci obu jej braci. Oskar spał skulony na krześle, a Tobiasz oparty o
tapczan, drzemał na podłodze. Dziewczynka uśmiechnęła się tylko i ostrożnie
wstała z łóżka. Nie chciała ich budzić, dlatego delikatnie za pomocą telekinezy
przeniosła obu na posłanie, przykrywając na koniec kocem. Sama zaś ruszyła do
łazienki wziąć odświeżający prysznic, podczas którego postanowiła zrobić braciom
ciepłe śniadanie. W tym celu udała się do kuchni. Zajrzała do lodówki, w której
było jedynie kilka jajek i resztka mleka.
-
Hmm, czyli chleb w jajku – mruknęła do siebie wyjmując potrzebne składniki – Z
tego co pamiętam, to Oskar woli na ostro, a Tobiasz lubi na słodko.
Wyjęła
dwie patelnie i dwie miski. Zdecydowała się zrobić dwa warianty chleba w jajku
– słodki i słony. Po niespełna półgodzinie kończyła smażyć ostatnie kromki. W
międzyczasie zaparzyła herbatę i nakryła do stołu. Kiedy skończyła szykowanie
śniadanie, jakby na wyczucie, do jadalni weszli chłopcy. Obaj byli zdumieni
widokiem zastawionego stołu z czymś ciepłym do jedzenia. Zwykle, śniadania
jadali oddzielnie i w pośpiechu na zimno, czyli były to zazwyczaj kanapki.
-
Czemu macie takie zawstydzone miny? – Spytała Agata widząc rumieńce na
policzkach braci. – Coś się stało?
-
To ty nas położyłaś w jednym łóżku? – Tobiasz zwrócił się w stronę siostry. –
Czemu?
-
Nie chciałam was budzić – odpowiedziała dziewczynka spokojnym głosem – a poza
tym, obaj spaliście w niewygodnych pozycjach, nie przykryci i lekko zmarznięci.
Myślałam, że to lepsze wyjście, niż pozwolić wam marznąc dalej.
-
Rozumiem – Oskar wybuchł śmiechem zakrywając usta – Wszystko się dzięki temu
wyjaśniło.
-
Co? – Tobiasz był w szoku z jednoczesnym zakłopotaniem. Obudził się wtulony w
starszego brata w jednym łóżku, a ten zamiast mu to wyjaśnić, jedynie się w
niego wpatrywał, kiedy spał.
-
Teraz wiem, jaki naprawdę jest nasz brat – wyjaśnił w śmiechu Oskar – Kiedy śpi, przypomina małego misia.
-
Rozumiem – zaśmiała się Agata – To mam z Tobiaszem coś wspólnego.
-
Prawda? – Chichotał Oskar. – Oboje wtulacie się w będące obok was osoby podczas
snu. Do tego, robicie podobne miny.
-
No, coś ty?! – Teraz to Tobiasz wybuchł śmiechem. – To przez ten cały czas
porównywałeś mnie i Małą?
-
Szukałem podobieństw – tłumaczył się Oskar – I je znalazłem.
-
Wszyscy jesteśmy do siebie podobni, choć reprezentujemy różne charaktery
energii – podsumowała Agata – Oskar to destrukcja, Tobiasz to medyk, a ja to
dziwadło. W odróżnieniu od was, nie potrafię skupić w sobie jednego rodzaju
energii. Ja przetwarzam je wszystkie po trochu. Babcia nazwała mnie łącznikiem,
ponieważ doprowadzam do fuzji energie o podobnym przepływie, przyspieszając ich
bieg.
-
Chcesz powiedzieć, że działasz jak katalizator? – Tobiasz był nieco zdumiony. –
Jak to możliwe?
-
Nie wiem, babcia też nie miała pojęcia w czym rzecz – wyjaśniała w zamyśleniu
dziewczynka – Wczorajsze zdarzenie było przykładem wszechstronności użycia
energii, choć z trudnością udało mi się stłumić destrukcję Oskara. Cieszy mnie
też fakt, że jednocześnie przebudziła się zdolność Tobiasza. Babcia mówiła, że
cała nasza trójka ma moc i kazała mieć na oku krwawą aurę brata. Dziadek
twierdził, że to temperament jego taty wpłynął na destrukcyjną zdolność Oskara.
Tobiasz jest repliką zdolności mamy, a ja mieszanką wybuchową. Nie wiem kim
jest mój ojciec, jednak czuję mrok wewnątrz siebie i zastanawiam się, po kim go
odziedziczyłam. Mama też taki posiada zwykle, gdy wraca z tych tajemniczych
wypraw.
-
Tak, ma wtedy wisielczy humor – zasępił się Oskar popijając kęs chleba herbatą –
Mmm dobra herbata. Co do niej dodałaś?
-
Skórkę pomarańczy i kilka goździków – uśmiechnęła się odpowiadając bratu –
Babcia nauczyła mnie tego triku i paru innych.
-
Chyba jako jedyna odziedziczyłaś po niej smykałkę kulinarną – pochwalił ją
Oskar – Ja potrafię z pozornie łatwej potrawy stworzyć broń biologiczną, a
Tobiasz jest zdolny przypalić nawet wodę.
-
O mamie wspominać nie trzeba – dodał Tobiasz przełykając wzięty wcześniej kęs –
Nie wiem, jak do tej pory przeżyliście na jej wikcie.
-
To proste – zaśmiała się Agata nalewając sobie herbaty – sami nauczyliśmy się w
miarę gotować.
-
Mała, mów za siebie – westchnął Oskar – Potrafię przyrządzić jedynie kanapki,
zrobić tosty i proste sałatki.
-
Kiedyś zrobiłeś całkiem przyzwoite spaghetti – pocieszała brata dziewczynka – Nawet
mi smakowało.
-
To było danie ze słoika – mruknął chłopak – Dzięki Bogu, mam ciebie i wiem, że
zawsze mogę na ciebie liczyć.
-
Się wie – uśmiechnęła się do starszego brata, po czym dopijając herbatę wstała
od stołu i zaczęła myć naczynia. Trochę kiepsko się czuła i miała wrażenia
jakby zaraz miała wypluć żołądek. Postanowiła się na wszelki wypadek położyć i
odpocząć. W tym celu po skończeniu tego, co zaczęła, ruszyła w stronę schodów
prowadzących do sypialni. – Idę do pokoju odpocząć. Jeśli będę wam potrzebna,
to dajcie mi znać budząc.
-
Spoko – rzucił Tobiasz wdzięczny za śniadanie – Odpocznij sobie.
-
Należy ci się – dodał Oskar – My tu posprzątamy, jak skończymy.
Dziewczynka
uśmiechnęła się na pożegnanie, po czym wbiegła po schodach na górę. Weszła do
swojego pokoju i zatrzaskując drzwi, rzuciła się na łóżko. Nadal odczuwała
skutki wieczornego incydentu, a to był pierwszy raz, kiedy użyła wszystką
energię w jednym momencie. Babcia ostrzegała ją przed gwałtownym spożytkowaniu
energii. Twierdziła, że nagłe ujście mocy z nieprzyzwyczajonego do tego ciała, może spowodować kilkudniowe jego niedyspozycje.
-
Teraz rozumiem, co miałaś na myśli babciu – westchnęła Agata wpatrując się w
sufit – Wtedy bagatelizowałam twoje ostrzeżenia sądząc, że nigdy nie użyję całej
mocy w jednym jej uderzeniu. Niestety pomimo długotrwałych treningów nad
samokontrolą i przepływem, ledwie udało mi się zagłuszyć przebudzoną destrukcję
Oskara. Mam świadomość, że tu liczą się także siła fizyczna i kondycja ciała,
jednakże jak dotąd nie myślałam, że jestem aż tak słaba. Dziś pokonała mnie
zwykła czynność, jak robienie śniadania, a nie minęła jeszcze jedenasta. Ile to
zmęczenie organizmu jeszcze potrwa?
Znużona
po chwili zasnęła, zatrzymując swoje myśli na ostatnim pytaniu.
Obudziło
ją lekkie szturchnięcie w ramię. Otworzyła zaspane oczy i spojrzała w tym
kierunku. Zobaczyła zamazaną twarz matki, która po chwili się wyostrzyła.
Kobieta patrzyła się na nią zmartwionym wzrokiem, od razu było widać, że coś ją
niepokoi. Agata uśmiechnęła się nieznacznie i powoli podniosła do siadu.
-
Już wróciłaś? – Spytała lekko się przeciągając i ziewając zarazem. – Sądziłam,
że wyjechałaś na dłużej.
-
Jesteś zła? – Dociekała matka wpatrując się w bladą twarz córki. – Za to, że cię
nie zabrałam?
-
Nie – mruknęła dziewczynka spuszczając wzrok – Niby czemu? Ty tylko, jak zwykle, złamałaś daną obietnicę.
-
Jesteś zła – tym razem kobieta stwierdziła wzdychając – Wybacz, ale to nie była
podróż przeznaczona dla dziecka.
-
Teraz to jestem dzieckiem – obruszyła się dziewczynka – A na co dzień mam
udawać dorosłą, bo nie jestem zwyczajnym dzieckiem. To męczące, wiesz?
-
Wiem – zgodziła się z córką – Sama przez to przechodziłam, choć miałam łatwiej,
bo wszyscy spośród mojej rodziny posługiwali się mocą. Przebudziłam się dopiero
w wieku trzynastu lat, jak większość innych dzieciaków. Mieszkaliśmy na uboczu
w miasteczku zaludnionym wyłącznie przez nam podobnych. Ty przebudziłaś się
mając sześć lat i w dodatku w nieprzyjaznym środowisku. Przepraszam, że tak
mało cię wspieram, ale sama do końca nie zaakceptowałam tej części siebie,
którą przekazałam także i tobie.
-
Czemu? – Agata niezbyt rozumiała przekaz matki. Czuła od niej alkohol, a to
pierwszy raz, kiedy wróciła pijana do domu. – Nigdy mi się nie zwierzałaś mamo.
-
Myślę, że to najwyższy czas bym to zrobiła – sapnęła kobieta muskając wierzchem
dłoni policzek córki – Jesteś mądrą dziewczynką i z pewnością zrozumiesz mój
błąd.
-
Co masz na myśli? – Słowa matki niepokoiły Agatę. Nie wiedziała, co mają one
oznaczać. – Jaki błąd?
-
Pamiętasz, że nigdy nie mówiłam ci o twoim biologicznym ojcu? – Zadała pytanie
córce ze łzami w oczach. – Byłam samolubna wmawiając sobie, że to dla twojego
dobra, jednak to nie prawda. Nadal kocham tego człowieka ponad życie, pomimo
ran które mi zadał.
-
Mamo – Agata przytuliła matkę tym samym jej przerywając. Nie mogła patrzeć na
cierpienie swojej rodzicielki. – Nic już nie mów. Jest dobrze tak, jak było
dotychczas. Nie muszę znać tożsamości ojca, ponieważ mam ciebie, Oskara i
Tobiasza. Cieszy mnie fakt, że postanowiłaś mi wyznać prawdę, jednak
widzę, że dużo cię to kosztuje. Powiesz
mi wtedy, gdy będziesz na to gotowa, ok?
-
Mam tak dorosłą córeczkę – rozpłakała się już na dobre kobieta – A mnie nawet
nie stać na tyle, by stanąć przed nią twarzą w twarz i wyznać prawdę na trzeźwo.
Co ze mnie za matka?
-
No już – uspokajała matkę czując, że też jest bliska płaczu – mamo wystarczy
tych łez. Powinnaś iść się położyć i przespać.
-
Co tu się dzieje? – Do pokoju wszedł zaspany Oskar, a tuż za nim dreptał
Tobiasz. – Jest już po trzeciej, czyli środek nocy.
-
Och – Kobieta zerwała się na równe nogi i uśmiechnęła do synów przez łzy. –
Wybaczcie chłopcy, chciałam wyjaśnić coś z waszą siostrą.
-
I dlatego musiałaś się upić? – Oskar nie krył niezadowolenia ze stanu matki. –
Podróż była aż tak nieudana?
-
To nie dlatego Oskar – starała się usprawiedliwić kobieta – Ja tylko…
-
Daj jej spokój braciszku – Agata stanęła w obronie matki – Mama chciała
opowiedzieć mi o moim ojcu, jednak nie potrafi się na to zebrać.
-
Czy to prawda? – Oskar zwrócił się do matki lekko zaskoczony. – Nawet ja nic o
nim nie wiem.
Kobieta
przymknęła oczy i chwilę starała się zebrać myśli, co przychodziło z trudem po
tych kilku kieliszkach wina, które wypiła na tak zwaną odwagę. Wreszcie wzięła
głęboki wdech, po czym na powrót usiadła na łóżku córki.
-
Zamknij drzwi Oskarku i usiądź wraz z rodzeństwem bliżej mnie. – Poleciła siląc
się na spokój w głosie. Zdecydowała powiedzieć dzieciom prawdę. Kiedy Oskar
wykonał polecenie, zaczęła mówić. – Wasi ojcowie, tak naprawdę są jedną i tą samą osobą.
Tobiaszu, Robert Olch nie jest twoim biologicznym tatą. Zaczęłam się z nim
spotykać kilka lat po tym, jak rzekomo zginął George Creek. Tuż po ślubie
wyjechałam na sympozjum do Teheranu, a tam spotkałam nikogo innego, jak Georga.
To był szok poplątany ze szczęściem. Kiedy wróciłam, okazało się, że jestem w
ciąży. Skłamałam Robertowi, że dziecko należy do niego, choć w rzeczywistości
zostało poczęte w Teheranie. Creek nie dawał znaków życia następne kilka lat.
-
Jak to tata nie jest moim ojcem?! – Tobiasz był zdruzgotany. Dotychczasowy
świat rozpadł się na milion kawałeczków. – Czy to było tą prawdą, na którą nie
byłem gotów?
-
Tak – przyznała matka – Robert nadal myśli, że jesteś jego synem.
-
Ale pomimo to wyrzucił go jak śmiecia po poznaniu Anny i jej dzieci –
oświadczył Oskar z pogardą w głosie – Okazaliśmy się zbędnym balastem, kiedy
mama straciła pracę i musiał nas utrzymywać. Anna należy do elity i posiada
spory budżet, nic dziwnego, że ją wybrał.
-
Mamo – wtrąciła się Agata – Skoro twierdzisz, że wszyscy mamy wspólnego ojca,
to czemu nie możemy go poznać?
-
Prędzej czy później go spotkacie – wyjaśniała dzieciom – Oskar, jak wcześniej
wspomniałam twój ojciec nadal żyje. Masz jakieś pytania?
-
Nie – sapnął chłopak przeczesując swoje włosy na głowie – zawsze czułem, że on
żyje, a teraz potwierdziły się moje domysły. Zdziwił mnie jednak fakt, że jest
ojcem zarazem Tobiasza i Agaty.
-
Jak się poznaliście? – Zapytała Agata zaciekawiona historią jej rodziców. – Opowiesz?
-
Skoro chcesz – zgodziła się kobieta – Mieszkałam w niewielkiej mieścinie
zagłębionej w amazońskich lasach. Jest tam taki zwyczaj, że dzieci u których
przebudzi się przepływ energii, muszą przebyć szkolenie w sztukach walk. Po
przejściu licznych treningów, absolwentów takich szkół pozostawia się na miesiąc
w środku lasu. – Na chwilę przerwała wspominając ten okres w dżungli. – Z reguły
absolwenci ci mają po szesnaście lat. Moja grupa liczyła trzydzieści osób
rozpoczynając szkolenie, a została nas jedynie dziewiątka. Należeliśmy do
najsilniejszych wojowników naszego miasteczka, do czasu, kiedy pewna organizacja
przeprowadziła łapankę. To była ciężka noc. Pamiętam, że nad dżunglą szalała
potężna burza. Wraz z dwójką innych wojowników broniliśmy innych mieszkańców.
Im udało się uciec, niestety mnie i moim współtowarzyszom nie. Zostaliśmy
pojmani i zamknięci w jakiejś piwnicy. Pół roku nas torturowano i tresowano na
posłuszne maszynki do zabijania. Po upływie tego okresu powoli wdrażano nas w
świat organizacji.
-
Jakiej? – Spytał Tobiasz.
-
To był Syndykat Chimera, tajna organizacja walcząca z terroryzmem i innym
zagrożeniem rządu amerykańskiego – wyjaśniła spokojnym głosem synowi – Po kilku
udanych misjach w Kolumbii, wysłano mnie z misją edukacyjną. W taki sposób
skończyłam kierunki genetyki i farmaceutyki na Uniwersytecie w Bostonie. Jakoś
wyszłam na ludzi. Po otrzymaniu dyplomu, Syndykat wznowił moje misje. Dostałam
przydział do oddziału złożonego z bestii w ludzkiej skórze. Ci żołnierze
napawali się widokiem krwi i cierpienia swoich celów. Jeden wśród nich się
wyróżniał. Nazywał się John Reaserch i precyzyjnie zabijał swoich przeciwników.
Nie robił tego dla przyjemności tylko dlatego, że musiał. Tak właśnie
skrzyżowały się nasze losy. – Głos kobiety na moment ucichł, a z oczu popłynęły
łzy. – John był sierotą wojenną wychowaną przez wojsko. Od dziecka znał zapach
prochu zmieszanego z krwią i jak nikt inny potrafił stłumić emocje. Byliśmy,
jak awers i rewers monety. Na pierwszy rzut oka różniące się wzorem, aczkolwiek
tworzące jedną całość. Wzajemnie uzupełnialiśmy się podczas misji
niejednokrotnie ratując czyjeś tyłki. Nasz duet ochrzczono DAL.
-
Co te DAL oznaczało? – Dociekała Agata zabsorbowana opowieścią mamy.
-
Dark And Light w skrócie DAL – wytłumaczyła córce – Nazwano nas tak, ponieważ
John podczas zleceń wokół siebie rozsiewał dość ciemną aurę, przesiąkniętą
chęcią mordu, zaś ja byłam jedyną osobą potrafiącą okiełznać jego mrok. Po
pięciu latach naszej współpracy, Syndykat został rozwiązany, a jego żołnierzy
siłą wcielano do armii. Ja tymczasem z Johnem byliśmy na misji w Sudanie i po
powrocie, nie zastaliśmy nic oprócz zgliszcz Chimery. Z przeprowadzonego
śledztwa dowiedzieliśmy się, co się zdarzyło, jednocześnie uwalniając się spod
jakiegokolwiek nadzoru. Kiedy wszelkie emocje opadły i powoli zaczęliśmy
odkrywać nasze uczucia względem siebie, postanowiliśmy stworzyć naszą rodzinę. Urodził
się Oskar, a John wstąpił do marines, uważając to za pewną alternatywę dawnego
życia. Ja tymczasem zatrudniłam się w katedrze genetyki na Uniwersytecie Nowego
Yorku. Niestety, to sielskie życie prysło, jak kropla deszczu w zetknięciu z
ziemią. Ludzie z rządu natrafili na nasz ślad. – Matce zawiesił się głos na
samo wspomnienie o tym zdarzeniu. – Johna aresztowano i wcielono do oddziału
specjalnego tajnych służb przeznaczonych do walki z terroryzmem, a mnie
sporadycznie wysyłano z nim na niektóre misje. Na szczęście, dziecko było
bezpieczne u moich rodziców, którzy osiedlili się w Kanadzie. Kiedy udało się
nam wszystkim wreszcie spotkać, nastąpił atak na Johna, który dzięki temu
zdarzeniu, mógł upozorować własną śmierć. Resztę już znacie.
-
Powiedz, wyjechałaś spotkać się z ojcem? – Zapytał Oskar z pewnym spojrzeniem
patrząc w oczy matki. – Zgadłem, prawda?
-
Tak – odpowiedziała kobieta – John chciał się ze mną zobaczyć.
-
W jakim celu? – Tobiasz był ciekaw wyjazdu matki.
-
Pytał mnie o was. – Kobieta mówiła cicho i niepewnie. – Chciał mnie też ostrzec
przed pewnymi niebezpiecznymi ludźmi, którzy zatrzymali się w tym mieście. Martwił
się, że któreś z was wpadnie im w oko.
-
Skoro o tym mowa – Agata w nerwach bawiła się włosami. Stwierdziła, że to
odpowiedni moment wyznać matce swoje obawy. – To chyba jest za późno na
ostrzeżenia.
-
W jakim sensie córciu? – Wzrok matki padł na osłabioną dziewczynkę. –
Odpowiedz.
-
Jest pewien mężczyzna, który przyczepił się do mnie, jak rzep psiego ogona. –
Wyjaśniała matce. – Z własnych obserwacji jestem przekonana, że człowiek ten
jest wysokiej rangi żołnierzem i obrał sobie mnie za swój cel. W kościach
czuję, że nieuniknionym będzie moje porwanie.
-
Cholera jasna! – Matka wściekła rzuciła się tyłem na łóżko. – To zwyczajne
życie otępiło moje zmysły. Jak mogłam tego nie zauważyć! Moje dzieci są w
niebezpieczeństwie, a ja o niczym nie wiem!
-
Mamo spokojnie – starał się ją uspokoić Oskar, kiedy aura matki zaczęła
zmieniać kolor z żółtej na czerwoną – Obronimy Małą. Razem z Tobiaszem
przebudziliśmy swoje przepływy energii.
-
Jak chcesz tego dokonać, skoro nie potrafisz kontrolować własnej destrukcji? –
Matka spojrzała na chłopaka surowym wzrokiem. Dzieciom aż ciarki przeszły po
plecach. – Wasza siostra jest teraz w opłakanym stanie i nawet tego nie
zauważyliście. Dla waszej informacji, kiedy esper odda całą swoją energię w
jednym uderzeniu mocy, traci siły na około miesiąc. Następnie wchodzi w tryb
wzrostu mocy, co trwa nawet kilka miesięcy. Agata jest teraz zwyczajnym
dzieckiem na okres bodajże pół roku. Tobiasz jest jedynie medykiem i nie
posiada żadnych zdolności ofensywnych. A ty Oskarze, dopóki nie zapanujesz nad
własną energią, dopóty będziesz zagrożeniem dla siebie i innych.
-
Mamo, co oznacza ten tryb wzrostu? – Dociekał Tobiasz.
-
Tryb ten wzmacnia kanaliki przepływu energii w ciele espera przygotowując je do
zwiększonej mocy. – Tłumaczyła synowi. – Wejście w tryb można zauważyć po
pewnych symptomach. Przez około dwa tygodnie esper nie jest w stanie
kontrolować przepływu energii w swoim ciele, uwalniając jej nadmiary na
zewnątrz. To najgorszy etap, bo osoba go przechodząca ma zapewnione dwa tygodnie
bólu i choroby. Po upływie dwóch tygodni wszystko mija, a esper staje się
zwykłym człowiekiem.
-
Boję się – szepnęła Agata tuląc się do kolan – Ja nie chcę przez to
przechodzić. Będę bezbronna, a on mnie zabierze.
-
Uspokój się Gasiu – Kobieta podeszła do roztrzęsionej córki i mocno ją
przytuliła. Oskar z Tobiaszem jedynie stali zszokowani wyjaśnieniami matki.
Wszystkich zdziwiło otwarte przyznanie się do strachu dziewczynki, bo po raz
pierwszy pokazała się im z tej strony. – Nie jesteś przecież sama. Będziemy cię
wspierać.
-
Właśnie. – Przytaknął Tobiasz. – Nie dam skrzywdzić mojej małej siostrzyczki.
-
Się wie – wtórował mu Oskar – Jesteśmy dziećmi duetu DAL i płynie w nas
wojownicza krew. Razem przejdziemy chwile słabości każdego z nas.
-
Dobrze powiedziane synku. – Matka uśmiechnęła się do całej trójki. – Nasza
rodzina nigdy się nie poddaje. Zamiast tego, prze naprzód nie zważając na kłody
pod nogami.
-
Jeśli życie rzuca ci kłody pod nogi… – zaczął w śmiechu Tobiasz.
-
To zbierz je i rozpal ognisko. – Dokończył Oskar obdarzając członków rodziny
szerokim uśmiechem. – Nasze ognisko będzie niewiarygodnie duże, ale jaka będzie
płynąć z nas satysfakcja, kiedy jego płomienie ogrzeją nam twarze.
-
Na koniec zrobię wam smaczną lemoniadę z tych cytryn, które zbieramy każdego
dnia – dołączyła się do reszty już z lepszym nastrojem Agata – Dziękuję wam za
te słowa otuchy.
-
Od czego się ma rodzinę – dostała prztyczka w nos od matki – A teraz najwyższa
pora położyć się spać. Wszyscy marsz do łóżek!
-
Tak jest! – Odkrzyknęła trójka jej dzieci, po czym każde wróciło do własnego
łóżka.
Agata
położyła się na swoim tapczanie i cicho leżała. Kobieta podeszła do niej i
opatuliła ją kocem dając całusa na dobranoc.
-
Nie martw się kochanie – szepnęła ciepłym głosem – i śpij dobrze. Poczekam aż
zaśniesz.
Siedziała
przy córce, aż ta nie zasnęła. Delikatnie odgarnęła z jej czoła zbłąkane
kosmyki włosów i chwilę wpatrywała się w spokojną twarz śpiącego dziecka. Kiedy
upewniła się, że wszystko jest z nią w porządku, opuściła pokój. W drodze do
swojej sypialni zajrzała jeszcze do synów. Następnie wzięła długą, odprężającą
kąpiel, po której od razu położyła się spać.
Nawet lubię to opowiadanie, ale nadal gryzie mnie co będzie dalej w Lavi xD
OdpowiedzUsuńNiemniej jednak jestem zaciekawiona poczynaniami tego gościa, co chce porwać Agatkę. A ich ojca polubiłam w poprzednim rozdziale xD
Pozdrawiam.
Dzięki za komentarz ^^ Już tak dawno nikt do mnie tu nie pisał... Naprawdę wielkie dzięki ^^
UsuńDużo osób czyta twoje opowiadania po prostu nie komentuje. Tak zapiera im wdech:-). Masz talent więc nie przestawaj pisać nawet jeśli masz mało komentarzy to czytelnicy są :-)
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńświetnie, no w końcu matka powiedziała im prawdę, jak się okazuje całe rodzeńśtwo ma tego samego ojca, niech w końcu ich ojciec się zjawi...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia