V
Wieczorem trójka rodzeństwa rozsiadła
się na ławie w kuchni, popijając gorące kakao. Każde w milczeniu wpatrywało się
w leżącą po środku stołu kopertę z wiadomością od matki. Agata cicho westchnęła
przenosząc wzrok na najstarszego z braci. Tobiasz nieświadomie poszedł w jej
ślady.
-
Czego ode mnie oczekujecie? – Oskar nerwowo przetarł wierzchem dłoni usta, po
czym wziął kopertę i ostrożnie ją otworzył. Wiadomość nie zawierała zbyt wielu
słów, jednak dostarczała wystarczające informacje. – Mama wyjechała na urlop.
Pod jej nieobecność mam się wami zająć.
-
Wzięła urlop?! – Zdziwił się Tobiasz, ale brak jakiejkolwiek reakcji ze strony
reszty rodzeństwa zaskoczył go bardziej. – Czemu nic nie mówicie? Mama
zostawiła nas samych, wyjeżdżając na urlop i nie martwi was to?
-
To nie pierwszy i nie ostatni raz – oświadczyła chłodno Agata dopijając kakao i
wstając od stołu. Umyła kubek i odstawiła go na suszarkę, a następnie ruszyła w
stronę wyjścia z kuchni. – Zawsze mówi jedno, a robi drugie, nie zważając na
odczucia innych. Dobranoc.
-
Tym razem przeżywa to mocniej – mruknął pod nosem Oskar kończąc kakao – Nie
dziwo, że tak jest. Ostatnim razem mama obiecała, że zabierze nas ze sobą. Mała
tak bardzo cieszyła się na ten wyjazd, jednak okazało się to kolejną obietnicą
bez pokrycia.
-
Czemu nas zostawiła? – Tobiasz nie potrafił zrozumieć zachowania ich matki. –
Czemu nie powiedziała nam o swoich planach i wyjechała pozostawiając tę krótką
notkę bez jakichkolwiek wyjaśnień?
-
Jak dotąd mieszkałeś ze swoim ojcem i nie znasz praw tego domu – tłumaczył
zmęczonym głosem Oskar – Kilka razy w roku mama wyjeżdża za granicę w nieznanym
nam celu. Wraca po około tygodniu jakby nigdy nic. Jesteśmy z Agatą do tego
przyzwyczajeni, ty też musisz się przystosować.
-
Pytaliście ją kiedykolwiek, gdzie tak wyjeżdża? – Spytał oszołomiony Tobiasz. –
Czemu nie zabiera ze sobą dzieci?
-
Nie bądź głupi! – Oskar dał się ponieść złości, jednak po chwili odetchnął
próbując uspokoić nerwy. – Nieraz pytałem o cel jej podróży, jak również o to, czemu zostawia nas wtedy samych w domu. Zawsze odpowiadała w ten sam sposób, że
nie chce o tym gadać. Rozmowa o tym kończy się zazwyczaj kłótnią i trzaśnięciem
drzwiami jej, bądź mojego pokoju.
-
Rozumiem – zasępił się Tobiasz – Zastanawia mnie tylko jedno, skoro twierdzisz,
że Agata przyzwyczaiła się do takiego obrotu spraw, to czemu tym razem
wyglądała na zdruzgotaną?
-
Ostatnim razem, kiedy mama wróciła ze swojej podróży, Agata uciekła z domu. –
Odpowiedział cicho Oskar. – To było, jak uderzenie w policzek dla mamy. Szukaliśmy
Małej dwa dni, a gdy się odnalazła, mama kipiała ze złości.
-
I co w związku z tym? – Dociekał Tobiasz.
-
Mała oznajmiła, że urządziła sobie własną podróż zachowując się podobnie, jak
mama. – Oskar lekko się uśmiechnął na wspomnienie miny matki w tamtej sytuacji.
– To dało mamie do myślenia i w rezultacie obiecała zabrać Agatę w następną
podróż.
-
Aha – sapnął Tobiasz z nutą współczucia w głosie – Okazało się, jak zawsze w
przypadku dorosłych.
-
Tak – przyznał Oskar – Złamała obietnicę daną Agacie, czym ją bardzo zraniła.
-
Ciekawe co zrobi Mała? – Zastanawiał się na głos Tobiasz.
-
Mała nic nie zrobi. – Usłyszeli oschłe stwierdzenie dziewczynki. – Zapomniałam
zażyć lekarstwa, dlatego wróciłam. Jeśli chcecie wiedzieć, to po prostu mnie
spytajcie, zamiast gdybać za moimi plecami.
-
W takim razie, co zamierzasz? – Spytał siostrę Tobiasz.
-
Nic – odpowiedziała wzdychając Agata – Ja dotrzymuję danego słowa, a poza tym, mam inny problem na głowie w postaci żołnierzy.
-
Żartujesz, prawda? – Tobiasz nie wierzył w to, co usłyszał. – Jakich żołnierzy?
-
Masz na myśli tego gościa, który przyniósł cię nieprzytomną do domu? – Zadał
pytanie Oskar nie oczekując nawet odpowiedzi. Dobrze wiedział, co ma na myśli
jego młodsza siostra. – Mówiłem, że cię przed nim ochronię.
-
To nie takie proste braciszku. – Agata popiła połkniętą tabletkę wodą. – On już
zdecydował i nie podda się tak łatwo. Problem w tym, że jest dowódcą i nie
wiadomo ilu ludzi ma pod swą komendą.
-
Nie obchodzi mnie ilu ich jest! – Oskar
nie panował już nad złością. – Pokonam ich wszystkich, nawet gdybym miał pobrudzić
ręce krwią!
-
Czcze słowa braciszku i wiem, że stać cię na takie poświęcenie. – Agata
całkowicie pogrążyła się w smutku. – Ale pomyśl, czy warto? Zastanawiam się
czasem, czy nie lepiej by było, gdybym zniknęła z waszego życia. Ty nie
musiałbyś się o mnie martwić, a mama miałaby o wiele mniej na głowie. Wszyscy
wiedliby spokojne życia bez takiego dziwadła u boku jakim jestem.
-
Ogarnij się! – Wrzasnął na siostrę rozgniewany Oskar. – Obudziłem w sobie podobną
siłę, która w tobie drzemie, co czyni mnie takim samym dziwadłem. W naszych
żyłach płynie ta sama krew i nie mam zamiaru się tego wyrzekać! Nie obchodzi
mnie zdanie innych, bo dla mnie liczy się rodzina, czyli ty, mama i Tobiasz!
Nigdy więcej nie waż się podważać tego aspektu!
Przedmioty
w kuchni zaczęły się unosić i wirować po pomieszczeniu. Nagle wybuchła żarówka
w wiszącej na jednej ze ścian lampie.
-
Uspokój się braciszku. – Agata w strachu drżała na całym ciele. Wściekłość jej
brata raziła ją swoją siłą destrukcji. – Przepraszam cię, dlatego nie bądź zły.
-
Co się dzieje?! – Tobiasz w ostatniej chwili osłonił siostrę przed lecącym w
jej stronę nożem. Oskar nie kontrolował gniewu, co w konsekwencji dało upust
jego zdolnościom, nad którymi nie panował.
-
On się nie kontroluje! – Tłumaczyła płacząc dziewczynka. – To moja wina. Nie
powinnam go irytować wiedząc, że ma destrukcyjny charakter, tym bardziej po
liście mamy.
-
Ty jesteś roztrzęsiona – zauważył Tobiasz w szoku niezgrabnie przytulając
siostrę – Co trzeba zrobić, by go uspokoić?
-
Najprostszym sposobem jest ogłuszenie – odparła cicho Agata – ale nie chcę go
tak uspokajać. Pomożesz mi?
-
Pomogę – zgodził się Tobiasz bez zastanowienia – Co mam robić?
-
Po prostu trzymaj mnie za rękę – spojrzała na Tobiasza zapłakanymi oczami – i
nie puszczaj.
Pomału
zbliżyli się do Oskara na tyle, na ile zdołali, po czym Agata wyciągnęła w jego
stronę wolną dłoń. Tobiasz poczuł ciepło płynące z ciała siostry, jak również
głęboki smutek w reakcji czego z oczu popłynęły mu łzy. Nigdy dotąd nie spotkał
się z tak silnym żalem, a pochodził on od dziesięcioletniego dziecka. Sumienie
nie dało mu zapomnieć, że po części jest temu winien, dlatego mocniej ścisnął
dłoń siostry.
Agata
siłą woli starała się ukoić gniew brata, jednak był on zbyt potężny.
Postanowiła zbliżyć się jeszcze bardziej, czym sprawiła sobie więcej bólu.
Energia Oskara parzyła skórę jej ręki, ale pomimo nieznośnego pieczenia nie
dawała za wygraną. Zamknęła oczy i posłała w stronę wściekłego brata
najsilniejszą wiązkę energii, na jaką było ją stać w danej chwili.
Krwistoczerwona aura Oskara zderzyła się z błękitną dziewczynki, tworząc iskry
energii wirujące między nimi. Po dłuższej chwili, wszystko ustało, a latające po
pomieszczeniu przedmioty zaczęły opadać przeistaczając się w deszcz sztućców,
kubków, talerzy i innych przyrządów kuchennych. Agata uchroniła wszystkich
przed opadem naczyń roztaczając wokół nich tarczę z energii, jednocześnie
czując uciekającą z ciała siłę. Gdyby nie mocny uścisk Tobiasza, upadłaby na
kolana. Coraz ciężej było jej oddychać, a tym bardziej utrzymać się na nogach.
Usiadła na podłodze starając się złapać oddech.
-
Mała, co ci jest? – Tobiasz wydawał się zaniepokojony stanem siostry. Po chwili
dołączył do niego oprzytomniały Oskar. – Odezwij się!
-
Muszę się przespać – Agata się uśmiechnęła zamykając oczy – To jedynie
zmęczenie, nic poza tym.
Ciało
dziewczynki bezwładnie opadło na podłogę. Dopiero teraz obaj bracia dostrzegli
krwawiącą dłoń siostry, jak i rozcięcia wzdłuż całej ręki. Tobiasz spanikował, w
ogóle nie wiedząc co robić.
-
Uspokój się i podaj mi apteczkę! – Ryknął zrozpaczony Oskar. – Tobiasz, do
cholery!
-
Nic jej nie będzie, prawda? – Tobiasz szybko wykonał polecenie brata. – Może
powinniśmy zadzwonić po karetkę?
-
I co im powiesz? – Wyrzucił z siebie żal Oskar opatrując rany siostry. – Co się
stało? Nic nie pamiętam!
-
Mała próbowała cię uspokoić. – Tłumaczył przez łzy Tobiasz. – Wkurzyłeś się i
zacząłeś świrować. Wszystko w kuchni zaczęło latać, a żarówki wybuchać. Agata
jakoś powstrzymała to wszystko, a zaraz potem upadła. Świeciłeś na czerwono. To
światło parzyło i raniło.
-
Cholera! – Wrzasnął wściekły na siebie Oskar. Stracił nad sobą kontrolę siejąc
spustoszenie w domu, a do tego, naraził na niebezpieczeństwo rodzeństwo. –
Wybaczcie mi. Nadal jestem słaby i głupi pomimo swoich lat.
-
Nie chcę by cierpiała – załkał Tobiasz patrząc na nieprzytomną siostrę – W
chwili, gdy chwyciłem jej dłoń, poczułem skrywany w jej duszy smutek. Nie
miałem pojęcia, że tak bardzo cierpi. Jak dotąd, zadawałem jej same rany. Jestem
strasznym bratem. Odrzucałem ją, choć potrzebowała mojego wsparcia. Zawsze
sądziłem, że byłoby lepiej, gdyby w ogóle się nie narodziła, ale kiedy pomyślę,
że ją stracę… Jakim głupcem byłem!
-
Cholera, ta rana jest trudna do opatrzenia – Oskar starał się jakoś odkazić
poparzoną dłoń siostry, jednak z której strony nie spojrzał, była w zbyt
poważnym stanie na zwykły opatrunek. – To kwalifikuje się na szpital. Cholera!
-
Przepraszam cię Mała. – Szeptał Tobiasz przytulając nieprzytomną siostrę. – To
ja powinienem cię obronić, a nie ty mnie. Gdybym mógł, to zabrałbym od ciebie
ten cały ból.
-
Tobiasz?! – Oskar nie wierzył w to, co widzi. Rana na dłoni Agaty powoli zaczęła
znikać. Kiedy spojrzał na młodszego brata, ujrzał jego przemianę. – Ty świecisz
na zielono.
Tobiasz
jednak nie słuchał brata, strach przed utratą młodszej siostry sprawił, że w
zupełności skupił się na myśleniu o zabraniu bólu od niej. Ocknął się dopiero w
chwili, gdy poczuł ciepły dotyk na swoim policzku. Pierwsze co zobaczył, to
uśmiechnięte i wdzięczne oczy Agaty.
-
Przebudziłeś się – wyszeptała prawie nie poruszając ustami – Tak się cieszę.
Po
tych słowach ponownie straciła przytomność. Dopiero teraz Tobiasz zobaczył
wychodzącą z jego ciała zieloną poświatę, która powoli zaczęła zanikać. Obok
siedział zdumiały Oskar.
-
Co się tak właściwie stało? – Spytał wystraszony Tobiasz. – Czemu świeciłem jak
jakiś ufoludek?
-
Nie wiem – odpowiedział Oskar przymykając oczy – Kiedy zacząłeś tak świecić,
rany Agaty zupełnie zanikły. Później wyszeptała, że się przebudziłeś.
-
Nie rozumiem – panikował Tobiasz – Jak to możliwe?
-
Skąd mam to niby wiedzieć!? – Wrzasnął na brata Oskar chcąc go w ten sposób uspokoić.
– Musimy poczekać, aż Mała się ocknie. Ona z pewnością wyjaśni nam to wszystko,
choć nie wiem czy będę w stanie spojrzeć jej w oczy.
-
Zanieśmy ją może do łóżka – zaproponował Tobiasz nieco uspokojony – nie chcę by
się przeziębiła.
-
Racja – przyznał bratu Oskar biorąc siostrę na ręce, wydawała się lżejsza niż
zwykle. Z niepokojem się jej przyjrzał. – Wygląda jak siedem nieszczęść.
-
Też byś tak wyglądał, gdybyś zmierzył się z tą gorącą falą furii. – Rzucił
zmęczony Tobiasz, sprzątając powstały w kuchni bałagan. – Nie dość, że parzyło,
to jeszcze raniło tymi iskrami. To wyglądało, jakby ta czerwona energia chciała
nas boleśnie ukarać, a nawet eksterminować.
-
Nigdy w życiu nie chciałem was krzywdzić. – Zarzekał się Oskar łamiącym się
głosem. W duchu ganił się za swą słabość, że nie był w stanie zapanować nad
drzemiącą w nim destrukcyjną siłą. Gdyby umiał kontrolować tę chęć niszczenia,
nie zraniłby najbliższej mu osoby. Jednocześnie czuł ulgę, że skończyło się to
tak, jak skończyło, bo przecież mogło być gorzej. – Tak dla twojej wiedzy.
-
Wiem to, dlatego cię nie obwiniam. To był wypadek, bo nie potrafiłeś się
kontrolować. – Mruknął Tobiasz nie przestając sprzątać. – I wiem, że Mała
podziela moje zdanie.
-
Zmieniłeś się, wiesz? – Stwierdził Oskar wychodząc z kuchni. – Na lepsze.
•
Alison Aliud popijała włoskie espresso
w jednej z weneckich kafeterii. Myślami błądziła za rozwojem zdolności
małoletniej córki. Co i rusz zerkała na zegarek zastanawiając się, jak dzieci
zareagowały na pozostawiony im przez nią list.
-
Pewnie musiały się wściec – szepnęła do siebie biorąc łyk gorzkiego płynu –
Znów złamałam daną jej obietnicę i zawiodłam ją.
-
Nad czym tak ubolewasz Ali? – Z zamyślenia wyrwał ją przyjemnie brzmiący męski
głos. Od razu spojrzała w górę by zobaczyć jego właściciela. – Piękna, jak
zawsze.
-
Odrzućmy wszelkie konwenanse i przejdźmy do sedna John. – Odparła Alison
wskazując mężczyźnie krzesło naprzeciwko. – Po co chciałeś mnie widzieć?
-
W ogóle się nie zmieniasz, nawet po upływie tak wielu lat – stwierdził
ciemnowłosy mężczyzna o czujnym spojrzeniu – To właśnie za to cię kocham.
-
Do rzeczy John – ponaglała go kobieta. Instynkt podpowiadał jej, że z dziećmi
coś niedobrego się dzieje. – Chcę wrócić do dzieci w jak najkrótszym czasie.
-
A propos dzieci – zaczął z rozjaśnionym wyrazem twarzy – Co u nich? Wszystkie
są zdrowe?
-
Powiedzmy – zbyła go dając do zrozumienia, że nie chce rozmawiać w miejscu
publicznym o sprawach rodzinnych – Wszystkie są zdrowe, jednak każde
odziedziczyło tę wadliwą cząstkę mnie.
-
Oj, zaraz tam wadliwą – chciał ją pocieszyć, jednak zmienił zdanie widząc jej
zmartwiony wzrok. – Wracając do celu naszego spotkania. Bądź ostrożna i miej
oko na dzieciaki. W rejonach miasteczka, w którym mieszkasz, stacjonuje oddział
najemników od brudnej roboty. Przewodzi im niejaki Bishop. Bezwzględny człowiek
w kwestii przydzielonych misji. Rząd dał mu wolną rękę w walce z terrorystami i
innym prawdopodobnym zagrożeniem państwa. Jeśli twierdzisz, że dzieci przejęły
tę cząstkę ciebie, której się tak bardzo bałaś w młodości, to lepiej żeby
Bishop nie miał z nimi kontaktu.
-
Mam świadomość, jak poważna jest sytuacja w sprawie zdolności dzieci. – Alison
zasłaniała dłońmi twarz chcąc ukryć swoje nerwy. – Najbardziej obawiam się o
najmłodsze z nich. Ma dopiero dziesięć lat i jak na swój wiek jest bardzo
dorosła. Ta inność, którą jej dałam wraz z życiem, odebrała jej dzieciństwo.
-
Nie zadręczaj się tym – uspokajał ją John – To nie przekleństwo, a dar i mam
pewność, że dzieciaki dadzą sobie z nim świetnie radę.
-
Wybacz moją słabość – tłumaczyła się uspokojona z lekka kobieta – Ostatnio
miałam ciężki okres w pracy i domu.
-
Rozumiem – uśmiechnął się ukazując jej garnitur białych zębów – To jak, powiesz
mi wreszcie imię naszej córki?
-
Skąd wiesz?! – Zdziwiła się patrząc na mężczyznę zszokowanym wzrokiem. – Jak
długo?
-
Od dnia jej narodzin – oświadczył bawiąc się serwetką – Kiedy zamierzałaś mi o
niej powiedzieć?
-
Szczerze, to nigdy – westchnęła zrezygnowana Alison – Dzieci też o tobie nie
wiedzą, i chciałabym aby tak pozostało.
-
Wiesz, że się na to nie zgodzę – upierał się mierząc ją stanowczym spojrzeniem
– W ich żyłach płynie także i moja krew.
-
Chcesz być ich ojcem, a nie potrafisz żyć normalnie, jak przeciętny człowiek –
zarzuciła mu patrząc gniewnym wzrokiem – Wtedy, gdy dowiedziałam się, że jednak
żyjesz, myślałam o wspólnym tworzeniu rodziny. Niestety zaraz po tym, jak się ze
mną przespałeś, zniknąłeś na pięć lat, nie dając znaków życia. Skąd mogę mieć
gwarancję, że tym razem nie będzie podobnie? Dzieci potrzebują obojga rodziców,
ale ty co jakiś czas znikasz bez śladu. Jak im to wytłumaczysz?
-
Zrozumieją – rzucił zwracając wzrok na kobietę – Oskar nie narzekał.
-
Wtedy był jeszcze dzieckiem i nie rozumiał wielu kwestii – podsumowała nie
przekonana Alison – Teraz jest pełnoletni i posiada nieprzeciętny umysł. Ma
także nowego ojca.
-
Masz na myśli tego śliskiego i pazernego szczura? – Upewniał się wspominając
Olcha. – On w ogóle wie na czym polega rodzicielstwo?
-
Fakt, może i nie jest idealny – westchnęła kobieta kończąc kawę – ale jest.
-
Nie zrezygnuję tak łatwo Ali – naciskał na nią John – Prędzej czy później
przejedziesz się na tym bezsensownym zaufaniu do tego padalca, a ja skontaktuję
się z dziećmi. Póki co, mam jeszcze cierpliwość, ale wiedz, że prędzej czy
później się ona skończy. Wówczas odbiorę siłą to, co prawnie mi się należy.
-
Oficjalnie jesteś trupem John – poinformowała go kobieta wstając z krzesła – a
trupy powinny milczeć, jak grób i nie wtrącać się w sprawy żywych.
-
Ten trup zawsze może powiększyć swój grób o cztery miejsca – zripostował
spokojnie mężczyzna z mordem w oczach – Nie prowokuj zmarłych Ali, bo możesz do
nich dołączyć.
-
Ten wyraz oczu w ogóle mnie nie rusza John – rzuciła mu na pożegnanie Alison –
Za dobrze znam te twoje zabiegi, mające na celu zastraszenie ofiary. Żegnaj.
Alison
opuściła kawiarnię pozostawiając pogrążonego w myślach mężczyznę. Kiedy wsiadła
do samochodu, całe napięcie zaczęło ją opuszczać. Oparła głowę o kierownicę i
najzwyczajniej się rozpłakała odreagowując spotkanie z mężczyzną, którego jak
dotąd kochała nad życie. Z trudnością ukrywała przed nim swoje prawdziwe
uczucia, a gdyby pozostała z nim jeszcze dłużej w tamtej kafeterii, nie
zdołałaby powstrzymać cisnących się do oczu łez tęsknoty. Zabroniła mu kontaktu
z dziećmi, ponieważ świetnie zdawała sobie sprawę z tego, że jedynie w ten
sposób utrzyma go przy rodzinie. Niestety ten medal miał również i drugą
stronę. John trzymany na dystans, staje się niebezpiecznym drapieżcą.
-
To się źle skończy – szepnęła do siebie opadając na oparcie siedzenia kierowcy
– pewnego dnia przyprze mnie mocno do muru, który stworzyłam między nami. Igram
z ogniem…
John odprowadził wzrokiem wychodzącą z
kawiarni Alison. Pomimo upływu lat i urodzenia trójki dzieci, jej figura była
nienaganna. Chwilę wspominał dawne dzieje, kiedy wspólnie wykonywali misje dla
Syndykatu Chimery. Tęsknił za jej uśmiechem i ciętymi ripostami, jak również za
jej protekcjonalnością podczas rozmów i piękny śpiew, gdy kołysała do snu ich
synka. Nigdy nie potrafiła w pełni ukrywać prawdziwych emocji, co w jej
przypadku było wadą, jak i zaletą.
-
Ali – szepnął pod nosem biorąc łyk herbaty – ty naprawdę nigdy się nie zmienisz.
Super! Zapraszam na swój blog ksiezniczkamroku.blog.pl
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńswietnie, więc tą moc to mają po matce... a Josh jest ich ojcem, teraz to już całe rodzeństwo włada tą mocą... można to okreslić tak: Oscar - destrukcja, Agatka - uspokojenie, a Tobiasz - leczenie, już jest ciężko, bo tamten zrzekł się praw do Agatki...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia