III
Wakacje minęły niepostrzeżenie przy
codziennych zabawach i treningach z Oskarem. Niestety zaczął się wrzesień i Agata
musiała iść do szkoły. Przez roztrzepanie jej mamy została zapisana do klasy szóstej,
choć według rocznika powinna należeć do tej o stopień niżej. Wszystkie dzieci w
jej grupie wiekowej były ze sobą zżyte, ponieważ znały się od wcześniejszych
lat. Nic więc dziwnego, że biła od nich niechęć do kogoś nowego. Agacie to
jednak nie przeszkadzało, bo była przyzwyczajona do roli wyrzutka. Chodzenie do
szkoły stało się dla niej czymś formalnym. Znała już cały materiał przerabiany
na lekcjach. Starała się nie chlubić posiadaną wiedzą, dlatego wszelkie
sprawdziany zaliczała na czwórki, uznając tę ocenę za odpowiednią by zadowolić
rodziców. Niestety w swoim czwórkowym planie natknęła się na niemałą przeszkodę
w postaci nowego nauczyciela matematyki. Nie wiedziała jak to robił, ale zawsze
wyciągał z niej skrywaną wiedzę. Non stop wzywał ją do tablicy maltretując
różnymi wysoko-poziomowymi przykładami do rozwiązania. To ją nieco intrygowało
i irytowało zarazem. Nie ulegało wątpliwościom, że się po prostu na nią uwziął.
Taki wniosek wynikał z jego postępowania w stosunku do niej i reszty klasy. Osobiście
kochała matematykę, a rozwiązywanie zadań na coraz trudniejszym poziomie, dawał
jej niezłą zabawę, jednak jak pogodzić tę miłość z czwórkowym planem? To
właśnie doprowadzało ją do białej gorączki, bo matematyk rujnował jej
postanowienie, kusząc ciekawymi działaniami. Jakby tego było mało, mama kazała
jej zapisać się na co najmniej dwa zajęcia pozalekcyjne. Tata wybrał dla niej
siatkówkę, a Anna, udając troskliwą macochę, dodała nazwisko dziewczynki do listy
kandydatów do klubu karate. Praktycznie Agata miała zajęte wszystkie popołudnia, od poniedziałku do piątku, bo chodziła również na kółko plastyczne i do
szkolnego chóru. Weekendy spędzała na dopracowywaniu kontroli nad zdolnościami,
a w razie brzydkiej pogody, czytała książki w swoim pokoju. Z całych sił starała
się nikogo nie zawieść, jak miała w zwyczaju robić do tej pory. Dotychczas
nieumiejętność panowania nad sobą i mocami, sprawiała wiele problemów rodzinie,
co w konsekwencji zwykle kończyło się przeprowadzką. Tak bardzo skupiła się na
swoich obowiązkach, że migiem minął jej semestr, a nim się obejrzała, zaczęły
się ferie zimowe. Był właśnie ostatni dzień szkoły przed nimi. Na dworze było
dość chłodno i po kostki brnęła w śniegu, który non stop padał od rana. Dziewczynka
miała zły humor spowodowany kiepskim dniem w szkole i nie minął on jej, nawet po
powrocie do domu. Nastroju nie poprawił jej nawet Oskar, który wrócił
popołudniu na swoje ferie po sesji. Zrzuciła z siebie płaszcz i zdjęła buty, po
czym bez słowa runęła na kanapę w salonie wściekle łypiąc na żyrandol.
-
Co cię wprawiło w tak zły humor? – Zapytał Oskar siadając na drugim końcu
kanapy. Zaraz za nim do salonu wszedł Tobiasz i walnął się w jednym z foteli
przed telewizorem. Agata w ogóle nie zwracała na niego uwagi, tylko sapnęła ze
zmęczenia.
-
Ciężki dzień i ograniczeni ludzie – mruknęła wreszcie w odpowiedzi –
Najbardziej wkurza mnie fakt, że dałam się wciągnąć w te ich bezsensowne
gierki.
-
A mianowicie? – Ciągnął ją za język starszy brat. – Powiesz coś więcej na ten
temat?
-
Po prostu stanęłam w obronie dobrego imienia Tobiasza i tyle – wyjaśniała
zmęczonym głosem – Banda dzieciaków, mająca o sobie nazbyt duże mniemanie,
nazwała Tobiasza pozerem i imbecylem. Niejaki Karol stwierdził, że nasz brat ma
w głowie pustkę do kwadratu. Jego wypowiedź poparła jakaś tleniona Aśka mówiąc,
że Tobiasz poza sportem nie potrafi nic innego. Nie mogłam tego zignorować… no
i popełniłam duży błąd, bo dałam się sprowokować.
-
Co im powiedziałaś? – Dociekał zaciekawiony Oskar, widząc jednocześnie, jak
Tobiasz nadstawia uszu.
-
W sumie, to nie za wiele – wzruszyła ramionami Agata – Powiedziałam im tylko, że
nie powinni oceniać ludzi, skoro ich nie znają. Rzuciłam coś jeszcze, że
Tobiasz ma więcej rozumu niż ich cała banda zaślepionych sobą celebrytów szkolnych. – Westchnęła na chwilę się zasępiając. – Chyba trochę mnie poniosło,
ale w przeciwieństwie od nich, ja nie posługiwałam się wulgaryzmami.
-
I jak zareagowali? – Wtrącił się Tobiasz, zapominając o swoim ulubionym
programie. – No, mów!
-
Nazwali mnie kretynką, bo w odróżnieniu od nich, nie dostaję samych szóstek i
piątek, a jedynie marne czwórki. Powiedzieli, że ktoś tak głupi nie jest wart
rozmowy z nimi, bo nie zrozumie większości z tego, co usłyszy. – Tu Agata
uśmiechnęła się złośliwie. – Rozśmieszyli mnie takim stwierdzeniem.
-
Ja myślę – roześmiał się Oskar – W ogóle cię nie docenili.
-
Nie przerywaj! – Burknął z wyrzutem Tobiasz. – Chcę usłyszeć, jak im dopiekła.
-
Zacytowałam jedynie Sokratesa mówiąc, że umiem się przyznać do swojej
niewiedzy. „Wiem, że wiem nic”. – Agata
cicho się zaśmiała. – Miny im zrzedły, bo to oni nie zrozumieli mojego przekazu.
Orzekłam więc, że najwyższy czas zakończyć ten donikąd prowadzący dyskurs,
czego także nie załapali.
-
Wygrałaś dyskusję, więc czemu się wściekasz? – Nie rozumiał Tobiasz. – Wykazałaś
ich niewiedzę w łagodny sposób, czego w pełni nawet nie pojęli.
-
Diabeł tkwi w szczególe – nachmurzyła się dziewczynka, zakrywając
przedramieniem oczy – Moją chęć zakończenia sporu odebrali opacznie, biorąc ją
za deklarację wojny.
-
Czyli? – Ponaglał ją zniecierpliwiony Tobiasz.
-
Oświadczyli, że rację będzie miał ten, kto zdobędzie na wszystkich końcowych
testach najwyższe oceny. – Tłumaczyła zrezygnowana Agata. – Przez ten głupi
pomysł, runie mój czwórkowy plan. Jak wytłumaczę rodzicom, że po roku
otrzymywania średnich ocen, celująco napiszę wszystkie testy szóstoklasisty?
-
Nie frustruj się tak Mała – pocieszał ją Tobiasz – Nic się nie stanie. Starzy
pogadają i przestaną.
-
Ty oczywiście wiesz coś na ten temat. – Wyśmiał brata Oskar, po czym zwrócił
się do siostry. – W tym przypadku zgadzam się z Tobiaszem, po prostu mile
zaskoczysz mamę i tyle. Ojcem się nie przejmuj, bo i tak nie wnika w nasze
postępy edukacyjne. Wtrąca się co jakiś czas i myśli, że to wystarczy. Powiedz
lepiej, ile czeka cię testów?
-
Trzy – rzuciła podnosząc się do siadu – Części: humanistyczna, przyrodnicza i
język obcy. Nudy. Idę spać, bo jestem zmęczona. Sensei[1]
dał nam dzisiaj niezły wycisk na karate. Jakby tego było mało, to jakiś chłopak
wyzwał mnie na sparing[2]
biorąc za najsłabszą z grupy. Trochę się przeliczył. Chciałam dać mu fory, ale
nazwał mnie pączusiem.
-
Duży błąd z jego strony – zachichotał Oskar – Ocenił cię na podstawie twojego
wyglądu.
-
Ja mu się nie dziwię – mruknął Tobiasz – Patrząc na nią można popełnić taki
błąd. Mała, pulchna kulka o niewinnej buźce, i jak taką brać na poważnie?
-
Ha, ha – zaśmiała się sarkastycznie dziesięciolatka – Bardzo śmieszne. Czasem
mógłbyś przemilczeć niektóre z twoich błyskotliwych uwag. Idę stąd, bo jeszcze
dopowiesz coś bardziej niestosownego. Dobranoc.
-
Miłych snów – Pożegnał ją Oskar. – My też zaraz uderzymy w kimono.
-
Ta, już to widzę – Pomachała braciom ziewając, po czym wdrapała się po schodach
na piętro.
Kiedy
zniknęła z pola widzenia braci, ci zaczęli rozmawiać między sobą.
-
Mogłeś chociaż podziękować małej za wstawiennictwo – zwrócił uwagę bratu Oskar
– Zauważyłeś, że broniąc cię, nie zdradziła łączących was więzi?
-
Ciekawe, co myśleli jej przeciwnicy w dyskusji? – Zastanawiał się Tobiasz, podając
bratu dżojstik od gier wideo. – Rundka w rąbance zombi? Nic tak nie daje się
wyładować, jak gry pełne przemocy.
-
Chyba wszyscy mieliśmy kiepski dzień – westchnął Oskar biorąc dżojstik – Gramy
najpóźniej do powrotu mamy.
-
Ok, ale wracając do tematu małej – zaczął Tobiasz uruchamiając grę – Zacząłem
się do niej przekonywać.
-
Tak?! – Udał zdziwienie Oskar. – A co cię do tego skłoniło?
-
Nie jest taka zła, na jaką wygląda – przyznał Tobiasz – Od rozstania rodziców, mieszkałem z tatą i nieraz słyszałem, jakim cudakiem jest moja młodsza siostra.
Anna non stop powtarzała niestworzone rzeczy na temat Agaty twierdząc, że to
potwór w ludzkiej skórze i lepiej się z nią nie zadawać.
-
Rozumiem – mruknął w odpowiedzi Oskar zabijając kilku przeciwników w grze – I
ty w to wszystko wierzyłeś nawet jej nie znając.
-
A co miałem zrobić? – Bronił się ponury Tobiasz. – Widywałem ją jedynie podczas
jej przyjazdów w odwiedziny do ojca. Zawsze siedziała cicho i czytała książki,
nic więcej. Miałem dwanaście lat, gdy pokazała mi swoją moc. Wystraszyłem się.
-
Nawet nie wiesz, jakim szczęściarzem jesteś – Odparł Oskar – Byłeś pierwszą
osobą, która widziała jej przebudzenie. Nie wiem tylko, czemu ujawniła swoje
zdolności właśnie tobie?
-
Prawdę mówiąc, to uratowała mi życie. – Przyznał się zawstydzony Tobiasz. – Pomimo
zakazu Anny i taty, poszedłem grać w hokeja na pobliskim jeziorze. Zabrałem małą
ze sobą, bo miałem mieć na nią oko. Dość szybko zrobiło się ciemno i moi kumple
wrócili do domów, ale nie ja. Chciałem jeszcze trochę pojeździć po zamarzniętej
tafli jeziora. Nawet nie wiedziałem, jak znalazłem się w wodzie. Wpadłem do
jednego z przerębli. – Zamilkł chwilę wspominając w myślach tamte zdarzenie,
zatrzymując grę. – W pewnym momencie, moje ciało przeszyła fala ciepła, a w
następnym wisiałem w powietrzu suchutki i przerażony.
-
Co widziałeś? – Dociekał Oskar.
-
Zobaczyłem pod sobą Agatę z uniesionymi nad głową rękoma – wyjaśniał w
skupieniu Tobiasz – Tak szczerze, wydała mi się wtedy piękna, wiesz? Padał
śnieg, a z niej emanowało błękitne światło. Jej oczy jakby płonęły, bo
przybrały barwę ognia. Pamiętam, że płakała i cała drżała. Była piękna, a
zarazem przerażająca. Nie wiem czemu zareagowałem w taki, a nie inny sposób,
ale zacząłem krzyczeć.
-
Tak, resztę już znam – przerwał mu Oskar nieco ozięble – Nieźle się jej
odwdzięczyłeś za uratowanie życia.
-
Miałem wtedy dwanaście lat, czego ty chcesz? – Obruszył się Tobiasz.
-
Agata miała wówczas sześć – wytknął mu Oskar – Czy kiedykolwiek pomyślałeś, jak
w tamtej chwili mogła się czuć? Była przemarznięta, zmęczona i sama nie
rozumiała co się z nią dzieje. To ją przerażało, a później ty, Anna i ojciec
nazywaliście ją potworem, cudakiem i tym czymś.
-
Nie, nigdy – przyznał zbity z tropu Tobiasz – Cholera.
-
Przez takie egoistyczne myślenie, doprowadziliście małą do ostateczności – Oskar
posmutniał ściszając swój głos niemal do szeptu – To było dwa lata temu. Gdybym
wtedy nie wrócił wcześniej do domu… Miała osiem lat, a nie chciała dożyć
reszty…
-
O czym ty mówisz?! – Tobiasz nie wiedział co Oskar ma na myśli. – Chyba nie
chcesz mi powiedzieć, że ona…
-
Znalazłem ją w kuchni z wbitym w pierś nożem – kontynuował łamiącym się głosem
osiemnastolatek – Zadzwoniłem po karetkę i czekałem. Mała była przytomna, a
kiedy zobaczyła przerażenie w moich oczach, starała się mnie uspokoić.
Powiedziała: „Nie bój się braciszku, ten potwór już cię nie skrzywdzi. Niedługo
zginie i wszyscy będą szczęśliwi i bezpieczni.” Do końca życia nie wymażę z
pamięci jej widoku i tych słów. Lekarz przybył po około pięciu minutach, niby
taki krótki ułamek czasu, a dla mnie trwał wieki.
-
Czemu nikt mi nie powiedział? – Tobiasz był zszokowany wyznaniem brata. – A tata
wie o tym?
-
Wie – rzucił wściekle Oskar – wiesz, co ten drań powiedział?
-
Nie, co? – Ponaglał brata lekko wystraszony.
-
Wysłuchał mamy, która wyjaśniła mu to zajście. – Oskar opadł na oparcie kanapy i
niewidzącym wzrokiem patrzył na sufit. – Uśmiechnął się i stwierdził, że lepiej
dla wszystkich by było, gdyby Agata jednak umarła. Wiesz, nóż cudem minął serce
małej, a to tylko dlatego, że nie miała zbyt wiele sił i wyczucia, kiedy
wbijała sobie w pierś ostrze. Anna dodała, że „nawet porządnie nie umiała się
zabić”.
-
Ja nie wiedziałem – zarzekał się Tobiasz ze łzami w oczach – To wtedy miałeś na
myśli kłócąc się z mamą?
-
Też – Odparł w zamyśleniu Oskar.
-
Powiedz więc mi tę prawdę, o której nie mam pojęcia, a na którą nie jestem
gotów według mamy – poprosił załamany Tobiasz – Proszę.
-
No, nie wiem – Oskar spojrzał badawczo na dygocącego z emocji brata oceniając
jego stan – Nie.
-
Co? – Tobiasz zdębiał. – Dlaczego?
-
Nie jesteś gotów – orzekł Oskar podnosząc się z kanapy – Nie udźwignąłbyś tego,
bynajmniej nie dziś.
-
Skąd ta pewność? – Spytał niepewnie starszego brata. – Co?
-
Poproś rodziców – zasugerował Oskar – Jeśli ci odmówią, wówczas przyjdź do mnie, bądź do małej.
-
Mała wie? – Zdziwił się piętnastolatek. – Jak?
-
W odróżnieniu od ciebie, jej nie oszczędzano – rzucił na pożegnanie Oskar
wychodząc z salonu – Dobranoc.
•
W jednym z kątów pokoju oświetlonego
jedynie marnym płomieniem świecy, siedział zamyślony młody chłopak. Złociste
kosmyki jego włosów przysłaniały parę skupionych, piwnych oczu.
-
Bez pozwolenia opuściłeś stanowisko narażając naszą pozycję – Generał wchodząc do pomieszczenia szybkim krokiem, obrzucił
chłopaka surowym spojrzeniem. – Do
tego, wszcząłeś bójkę z jakimiś pijanymi małolatami. Coś musiało wyprowadzić cię
z równowagi, skoro byłeś skłonny wyżyć się na cywilach i amatorach.
-
Możliwe – mruknął blondyn wbijając wzrok w płomień świecy – Oceniłem książkę po
okładce nie doceniając jej zawartości, a to był błąd.
-
Słyszałem Swen, że pokonało cię korpulentne dziecko płci żeńskiej – Usłyszeli
śmiech Ohary, który mijał pokój z laptopem przed nosem. Miał związane w kuc
swoje czarne dredy, dlatego widać było jego uśmiechniętą twarz. Kiedy oderwał
oczy od klawiatury komputera i rzucił okiem w bok, napotkał pytające spojrzenie
przełożonego. Uśmiech od razu spełzł mu z twarzy. – To znaczy, że chyba
powinienem już sobie pójść.
-
Dokąd to Ohara! – Zawołał chłopaka generał. – Myślę, że chciałbym usłyszeć o tej
walce. Black prędzej zginie niż opowie o swojej klęsce, a ty, osoba o wielkiej
gębie nie omieszka wypaplać takiej informacji.
-
Wystarczy tego Bishop – wychrypiał poirytowany blondyn – Zabierz stąd tego
śmiecia, bo rzygać mi się chce na jego widok.
-
A jednak – na ustach generała wystąpił złośliwy uśmieszek – Czyżby zabolał
odcisk na honorze zabójcy?
-
Nie doceniłem tej twojej różyczki – Swen odwzajemnił uśmiech – Ten okaz ma
sporo kolców. Nie sforsujesz tej obrony Bishop.
-
Każda forteca ma słaby punkt. – Skonstatował generał ze zdecydowaniem w oczach.
– Ta ma ich sporo. Widzę jednak, że ty także masz zamiar zaatakować tę twierdzę
Black.
-
To dobry materiał na wojownika – zaobserwował blondyn kierując swój
zdeterminowany wzrok na generała. Jego złowrogie, brązowe oczy odbijały płomień
świecy. – Oszlifuję ten diament.
-
Skoro znam już twoje zdanie Black, posłuchajmy raportów reszty załogi –
oświadczył Bishop zwołując potrzebne osoby – Melduj Kos.
-
Agata Aliud, to zdolne dziecko, które trzyma się na dystans – raportował rudy
okularnik w średnim wieku – Wedle sugestii szefa, wcieliłem się w rolę zastępcy
matematyka w jej szkole. Często wzywałem ją do odpowiedzi, potwierdzając w ten
sposób duży zasób jej wiedzy. Z początku nie chciała współpracować, ale po
długotrwałej wojnie doprowadziłem ją do kapitulacji. Zauważyłem, że celowo
zaniża swoje oceny, a po czasochłonnym zbadaniu tej sprawy, odkryłem jej tak
zwany „czwórkowy plan”. Polegał on na otrzymywaniu jedynie czwórek ze
wszystkich przedmiotów w szkole.
-
I wilk syty, i owca cała – stwierdziła kapitan Kira wypuszczając powietrze z
płuc – Nie powiem, ma dobry zmysł stratega, ale nadal jest jedynie dzieckiem.
-
Pani kapitan nadal nie w humorze? – Dogryzał kobiecie Black. – Czyżby zbliżał się
ten drażliwy dla kobiet czas?
-
Zabawne, że o tym wspominasz Swen – Kobieta obrzuciła blondyna lodowatym
spojrzeniem – Jak na kogoś, kogo zlało dziecko, całkiem dobrze się trzymasz.
Choć powinnam się poprawić, bo sam jesteś jeszcze dzieciakiem.
-
Wystarczy tych przepychanek słownych – ryknął generał dając upust swojej
irytacji całą sytuacją – Oboje zamknąć swoje jadaczki i siedzieć cicho.
Black
i Kira umilkli mierząc siebie czujnymi i pełnymi grozy spojrzeniami.
-
Ohara – rzucił Bishop zwracając się do chłopaka w dredach – Melduj, co znalazłeś
na temat jej rodziny.
-
Matka dziewczynki pochodzi z Los Angeles. – Informował Ohara nie spuszczając
oka z ekranu laptopa. – Panieńskie nazwisko tej kobiety to Aliud, które nadała
także swojej córce, Agacie. Nie wiadomo, kim jest biologiczny ojciec tego
dziecka. Oscar Creek, syn z pierwszego małżeństwa Alison Aliud. Student
pierwszego roku historii na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie.
Mocno związany emocjonalnie z dziewczynką, tym samym jeden z jej słabych
punktów. Tobiasz Olch, syn z drugiego małżeństwa kobiety z Robertem Olchem.
Burzliwe stosunki z dziesięciolatką, powiedziałbym, wręcz napięte.
-
Jakie stosunki łączą Roberta Olcha z Agatą? – Rzucił pytanie Bishop pogrążony w
myślach.
-
Robert Olch posiada dziwne pojęcie ojcostwa. – Mruknął Ohara. – Nie jest
biologicznym ojcem dziewczynki, jednak prawnie ma przyznane do niej prawa
rodzicielskie. Nie interesuje się nią, ale z obowiązku czasem zabiera ją od
matki, dla zasady. Prowadzi niewielki, podupadający bar w centrum Olsztyna, a o
swoje niepowodzenie obwinia pasierbicę. Nazywa ją potworem i nieraz życzył jej
śmierci.
-
To wszystko? – Dopytywał dla pewności generał. – Czy chcesz coś jeszcze dodać?
-
Osobiście twierdzę, że Agata, jak i jej bracia mają niezłe predyspozycje na
żołnierzy – oświadczył Ohara zamykając laptopa – Oskar jest synem Gustawa
Creeka, a to już duży plus.
-
Kim był ten Creek? – Spytał Swen lekko zaciekawiony wywodem komputerowca.
-
Creek to nazwisko pseudonim. Pod nim ukrywał się człowiek znany w wojsku jako
legenda. Jego prawdziwe nazwisko to John Research, który był istną maszynką do
zabijania swoich wrogów. Podczas jednego starcia na Bliskim Wschodzie, własnoręcznie
wyciął w pień trzy oddziały Al-Ka'idy. Po poznaniu Alison Aliud porzucił życie
najemnika na rzecz rodziny. Zginął broniąc syna, zasłaniając go przed pociskiem
z GLOCK’a[3],
z którego mierzył do nich jakiś fanatyk muzułmański. Nikt nie wie, co stało się
z jego ciałem, dlatego powstaje wiele spekulacji na ten temat.
-
Rozumiem – uśmiechnął się pod nosem Bishop – Ciekawe. Będę musiał osobiście
poznać tego chłopca i ocenić jego zadatki. Może być przydatny. Wracając jednak
do głównego wątku naszego spotkania.
-
Znam ten wyraz twarzy – spostrzegł Black – Znalazłeś miejsce uderzenia, prawda
Bishop?
-
Widzę, że też go dostrzegłeś Black – zaśmiał się generał – W takim razie
pozwalam ci odkryć go przed tu zebranymi.
-
Robert Olch – oznajmił Swen spokojnym głosem – Najsłabsze ogniwo tej rodziny.
-
Zgadza się – potwierdził Bishop nie kryjąc zadowolenia – Skoro ojczym tak
bardzo chce się pozbyć pasierbicy, dajmy mu takową sposobność.
•
Było wczesne popołudnie, kiedy Agata
się obudziła. Otworzyła oczy, usiadła na łóżku, a po chwili znowu się położyła. Nie najlepiej się czuła. Bolało ją gardło i wzrosła jej temperatura ciała, co
oznaczało gorączkę. Po około godzinie leniuchowania i nudów, postanowiła jednak
wziąć się w garść i wstać. Chwilę szukała jakichś czystych ubrań, które nie
krzyczały za potrzebą prasowania. Trochę jej to zajęło, bo wzrok miała nieco
zamglony i ciało jej przeszywały dreszcze. Ubrała się i zeszła na dół do
kuchni. Okazało się, że jest sama w domu, a nadmiar złego, nie było żadnych
leków przeciwgorączkowych, czy ogólnych na przeziębienie. Westchnęła
przeciągle, po czym wstawiła wodę na herbatę. Kiedy ta się zaparzyła,
posłodziła ją miodem i dla wzbogacenia smaku wrzuciła do naparu plaster
cytryny, następnie go wypiła i ruszyła do wyjścia. Wyszła z domu z zamiarem
kupna medykamentów w aptece. Najpierw musiała zajść na komisariat policji, po
pieniądze od mamy. Po dwudziestominutowym marszu, w sięgającym do kolan śniegu,
dotarła na miejsce mocno zziajana. Matka zmierzyła ją badawczym spojrzeniem
delikatnie dotykając dłonią rozpalonych policzków i czoła córki.
-
Na pewno nie potrzebujesz pomocy? – Spytała z troską w głosie kobieta
zaniepokojona stanem dziewczynki. – Może zwolnię się na te kilkadziesiąt minut
i zawiozę cię do apteki i domu.
-
Nie musisz – Agata zrobiła krok w tył unikając dotyku matki. Czuła, że jeśli
tego nie zrobi, ulegnie i znowu przysporzy jej problemów. – Poradzę sobie sama,
więc nie rób sobie problemów.
-
W takim razie zadzwonię do Oskara, by wcześniej wrócił od przyjaciela – rzuciła
matka wręczając dziewczynce banknot stuzłotowy – Masz mi dać znać, jak dotrzesz
do domu.
-
Dobrze – Sapnęła Agata biorąc gotówkę od matki.
-
Daj mi słowo – naciskała kobieta – Jeśli tego nie zrobisz, zjedzą mnie nerwy.
-
Obiecuję, że po dotarciu do domu zamelduję się telefonicznie – pożegnała się z
mamą dziewczynka – Pa.
Z
komisariatu od razu skierowała się w stronę centrum miasta do apteki. Z
początku farmaceutka niezbyt chciała sprzedać jej leki, ale kiedy zobaczyła
wciąż pogarszający się stan dziewczynki, od razu wydała jej odpowiednie środki i
wytłumaczyła ich dawkowanie. Agata zapłaciła i podziękowała. Wracając poczuła
się gorzej. Miała zaburzony obraz i percepcję, a wzrastająca temperatura ciała
wywoływała wrażenie, jakby miała się zaraz roztopić. Z ledwością przeszła ulice
Mostową i większą część Braniewskiej, niestety silny zawrót głowy zmusił ją do
zrobienia przystanku przy cmentarzu. Oparła się o jedno z drzew i zsunąwszy się
po nim, przykucnęła by sięgnąć po śnieg z ziemi. Ulepiła śnieżkę, po czym
przykładała ją sobie do czoła i policzków. To ją trochę ocuciło.
-
No dobra – szepnęła do siebie w celu uspokojenia nerwów – Dasz sobie radę.
Musisz jedynie skupić się na powrocie do domu. Misja na dzisiaj, to powrót do
domu.
Podniosła
się i ostrożnie zrobiła pierwszy krok do przodu. Pokonała kilka metrów, gdy
nagle straciła równowagę i runęła na ziemię twarzą lądując w jednej z zasp.
Próbowała się podnieść, jednak nie miała na to sił. Zdołała się jedynie
przewrócić na plecy. Chwilę tak leżała patrząc w niebo.
-
Kogo my tu mamy? – Nagle zobaczyła stojącego nad nią mężczyznę. – Co to za
pomysł leżenia w ten ziąb w zaspie śniegu? Długo tak leżysz?
-
Chwilę – odpowiedziała cicho dziewczynka – Pomógłby mi pan wstać? Nie mam siły
by zrobić to sama.
-
Już się robi – Mężczyzna pochwycił Agatę pod ramiona i podniósł do góry, jakby
prawie nic nie ważyła. – Jesteś dość lekka, co kłóci się z twoją posturą.
-
Prawie wszyscy oceniają mnie po wyglądzie, choć w ogóle mnie nie znają –
szepnęła z nutą żalu w głosie – Dziękuję za pomoc.
Agata
podziękowała i ruszyła przed siebie, jednak po przejściu kilku kroków znów
upadła, ale tym razem tylko na kolana. Z frustracji uderzyła pięścią w ziemię.
Była tak blisko domu, a zarazem tak daleko. Raptem poczuła, jak ktoś podnosi ją
do góry.
-
Wiesz, akurat idę w stronę Nowego Cmentarza – Mężczyzna przykucnął, by zrównać
się z poziomem oczu dziewczynki. – Widzę, że także zmierzasz w tamtym kierunku.
Zaprowadzę cię do domu.
-
Nie trzeba, sama sobie jakoś poradzę – broniła się przed pomocą mężczyzny. Od
razu poczuła tę złowrogą i znajomą aurę. – Panie nieznajomy z przystanku,
proszę się mną nie kłopotać.
-
Jednak mnie pamiętasz – zaśmiał się mężczyzna, chwytając ją za ramię i
przyciągając do siebie – Rozumiem, że obowiązują te same zasady, co przy naszym
pierwszym spotkaniu.
-
Nie myli się pan – przyznała mu rację zmęczonym głosem.
-
Pogadamy sobie w drodze do twojego domu tak, jak robiliśmy to ostatnio. –
Oświadczył spokojnie mężczyzna ciągnąc ją za sobą. Dziewczynka tracąc w pewnym
momencie równowagę przywarła do nieznajomego w obawie przed upadkiem. –
Powiedz, skąd wracasz?
-
Z apteki – szepnęła Agata w odpowiedzi – Przepraszam za kłopot.
-
Nie przepraszaj. – Mężczyzna na chwilę się zatrzymał. – Jesteś w takim stanie, że
mógłbym cię uprowadzić.
-
Ale nie zrobi pan tego teraz – mruknęła zachrypniętym głosem Agata spokojnie
patrząc na rozmówcę – Może kiedyś, ale nie dziś.
-
Przejrzałaś mnie. – Uśmiechnął się naciągając jej na oczy czapkę. – Bystra
dziewczynka.
-
Wie pan, że nie dam się tak łatwo zabrać? – Upewniała się drżącym z zimna
głosem. – Coś mi każe trzymać się od pana z daleka.
-
Tak? – Mężczyzna wybuchnął śmiechem. – Czemu więc teraz trzymasz się mnie tak
blisko?
-
Bo… bo… bo… – Zająknęła się zmieszana. – Bo nie potrafię utrzymać równowagi.
Możemy uznać ten jeden raz za wyjątek?
-
Urocza jesteś prosząc mnie o przysługę – westchnął mężczyzna znowu się
zatrzymując. Pokonali dopiero jedną trzecią drogi. Spojrzał na trzymającą się
ledwo na nogach dziewczynkę, po czym przykucnął tuż przed nią. – Wskakuj,
poniosę cię na barana.
-
Nie – odmówiła z ledwością wydobywając z siebie głos – To zbyt wiele. Pójdę o
własnych siłach.
-
Bądź choć raz grzecznym dzieckiem i się ze mną nie sprzeczaj! – Zganił ją
mężczyzna. – Sama przecież wiesz, w jak poważnym stanie się teraz znajdujesz.
Ledwo stoisz na nogach, a tym samym opóźniasz marsz.
-
Jest pan wojskowym o wysokiej randze – szepnęła mu do ucha, gdy niósł ją na
plecach – Ma pan doświadczenie w wydawaniu rozkazów, charyzmę, a do tego wygląd
żołnierza.
Kiedy
byli już prawie na miejscu, Agata zasnęła wycieńczona gorączką.
-
Z każdą chwilą mam coraz większą ochotę nie wypuszczać cię ze swoich rąk. – Szepnął do nieprzytomnej już dziewczynki. – Przy naszym kolejnym spotkaniu
będziesz należeć jedynie do mnie.
Mężczyzna
podszedł do frontowych drzwi i nacisnął przycisk dzwonka. Nie musiał długo
czekać, bo po chwili otworzył mu Oskar. Chłopak zmierzył nieznajomego nieufnym
spojrzeniem, aż w końcu natrafił na nieprzytomną siostrę.
-
O nie! Mała? – Z paniką w oczach chłopak doskoczył do siostry i wziął ją ostrożnie
na ręce. – Kim pan jest i co robi z moją siostrą?
-
Uspokój się młody człowieku. – Zastopował go mężczyzna, po czym ponownie złapał
dziewczynkę. Oskar z nerwów nie był w stanie jej utrzymać. – Pomogę, tylko
pokaż, gdzie mam ją zanieść.
-
Ok. – Zgodził się wahając Oskar, po czym wskazał miejsce, gdzie znajdował się
pokój Agaty. – Drugie drzwi przy końcu korytarza na górze.
-
Tu masz lekarstwa – Nieznajomy wręczył chłopakowi reklamówkę z medykamentami. –
Trzeba zbić jej temperaturę, najlepiej byłoby zrobić jej zimny prysznic.
-
Mama – zamajaczyła nieprzytomnie Agata – Muszę dać znać mamie.
-
Spokojnie Mała – Oskar położył dłoń na głowie siostry, tym samym ją uspokajając
– Zrobię to za ciebie.
Mężczyzna
zaniósł dziewczynkę do jej pokoju, gdzie zdjął jej płaszcz i buty, a następnie
położył na łóżku. Przy okazji rozejrzał się po jej sypialni, która nie
przypominała pokoju dziecka.
-
Widzę, że lubisz czytać – Mruknął pod nosem przyglądając się regałowi
wypełnionemu książkami – No proszę, jest nawet i Kant.
-
To książki, które już przeczytała, a do których lubi wracać – poinformował go
Oskar wchodząc do pokoju z przygotowanymi lekami. – Powie mi pan wreszcie, kim
jest?
-
Nie ma takiej potrzeby. – Uśmiechnął się mężczyzna, po czym ruszył w stronę
wyjścia. – Dowiesz się w swoim czasie.
-
W takim razie, prosiłbym żeby trzymał się pan z dala od mojej siostry – poprosił
grzecznie chłopak – a najlepiej o niej zapomniał.
-
Widzę, że masz jaja chłopcze – zaśmiał się mężczyzna – Pamiętaj tylko, że nie
tobie o tym decydować. Bywaj.
[1] Sensei (jap. 先生 dosł. „wcześniej urodzony”; „ten, który uczy”; w znaczeniu: „nauczyciel”, „mistrz”?) - japoński tytuł honoryfikatywny stosowany podczas zwracania się do nauczycieli, profesorów, prawników, doktorów, polityków, artystów, pisarzy oraz do ludzi, którzy osiągnęli pewien poziom mistrzostwa we własnej dziedzinie. W japońskich sztukach walki jest to termin określający starszego stopniem instruktora. Zazwyczaj odnosi się on do osoby posiadającej 3 lub 4 dan, ale formy grzecznościowe nakazują zwracać się w ten sposób również do wszystkich posiadających stopień 1 i 2 dan. [Wikipedia].
[2] Sparing (ang. sparring) – jest to walka treningowa lub kontrolna w celu sprawdzenia formy zawodnika. Można również użyć tego określenia do nazwania spotkania towarzyskiego dwóch drużyn, mającego charakter szkoleniowy.
[3] Pistolet bojowy GLOCK 19 kal. 9x19 mm.
super opowiadanie :-) . mam tylko małe pytanie kiedy dodasz nowy rozdział do "lavi" nie będę kryła że to moje ulubione :D
OdpowiedzUsuńSzczerze, nie wiem kiedy wrzucę kolejny rozdział Lavi, ale postaram się coś napisać. Proszę o trochę cierpliwości (^^;)
UsuńCierpliwość jest :-) . Mam nadzieję że wróci ci wena do tego opowiadania, bo jest naprawdę świetne. Masz talent :D . Zresztą każde opowiadanie na tym blogu ma coś w sobie. Czekam na dalszy rozwój sytuacji .
UsuńSię dzieje się! (zamierzone powtórzenie, jestem z nich znana). Jestem zaintrygowana tym całym generałem i ojcem Oskara. Czyżby chłopak również miał coś wspólnego z ESP? :)
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńcieszę się, że Tobiasz zmienił swoje nastawienie, haha skopał jedengo z tych wojskowych... widać wiele sie, ciekawe co to za prawda...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia