środa, 5 lutego 2014

Research


III

Wakacje minęły niepostrzeżenie przy codziennych zabawach i treningach z Oskarem. Niestety zaczął się wrzesień i Agata musiała iść do szkoły. Przez roztrzepanie jej mamy została zapisana do klasy szóstej, choć według rocznika powinna należeć do tej o stopień niżej. Wszystkie dzieci w jej grupie wiekowej były ze sobą zżyte, ponieważ znały się od wcześniejszych lat. Nic więc dziwnego, że biła od nich niechęć do kogoś nowego. Agacie to jednak nie przeszkadzało, bo była przyzwyczajona do roli wyrzutka. Chodzenie do szkoły stało się dla niej czymś formalnym. Znała już cały materiał przerabiany na lekcjach. Starała się nie chlubić posiadaną wiedzą, dlatego wszelkie sprawdziany zaliczała na czwórki, uznając tę ocenę za odpowiednią by zadowolić rodziców. Niestety w swoim czwórkowym planie natknęła się na niemałą przeszkodę w postaci nowego nauczyciela matematyki. Nie wiedziała jak to robił, ale zawsze wyciągał z niej skrywaną wiedzę. Non stop wzywał ją do tablicy maltretując różnymi wysoko-poziomowymi przykładami do rozwiązania. To ją nieco intrygowało i irytowało zarazem. Nie ulegało wątpliwościom, że się po prostu na nią uwziął. Taki wniosek wynikał z jego postępowania w stosunku do niej i reszty klasy. Osobiście kochała matematykę, a rozwiązywanie zadań na coraz trudniejszym poziomie, dawał jej niezłą zabawę, jednak jak pogodzić tę miłość z czwórkowym planem? To właśnie doprowadzało ją do białej gorączki, bo matematyk rujnował jej postanowienie, kusząc ciekawymi działaniami. Jakby tego było mało, mama kazała jej zapisać się na co najmniej dwa zajęcia pozalekcyjne. Tata wybrał dla niej siatkówkę, a Anna, udając troskliwą macochę, dodała nazwisko dziewczynki do listy kandydatów do klubu karate. Praktycznie Agata miała zajęte wszystkie popołudnia, od poniedziałku do piątku, bo chodziła również na kółko plastyczne i do szkolnego chóru. Weekendy spędzała na dopracowywaniu kontroli nad zdolnościami, a w razie brzydkiej pogody, czytała książki w swoim pokoju. Z całych sił starała się nikogo nie zawieść, jak miała w zwyczaju robić do tej pory. Dotychczas nieumiejętność panowania nad sobą i mocami, sprawiała wiele problemów rodzinie, co w konsekwencji zwykle kończyło się przeprowadzką. Tak bardzo skupiła się na swoich obowiązkach, że migiem minął jej semestr, a nim się obejrzała, zaczęły się ferie zimowe. Był właśnie ostatni dzień szkoły przed nimi. Na dworze było dość chłodno i po kostki brnęła w śniegu, który non stop padał od rana. Dziewczynka miała zły humor spowodowany kiepskim dniem w szkole i nie minął on jej, nawet po powrocie do domu. Nastroju nie poprawił jej nawet Oskar, który wrócił popołudniu na swoje ferie po sesji. Zrzuciła z siebie płaszcz i zdjęła buty, po czym bez słowa runęła na kanapę w salonie wściekle łypiąc na żyrandol.

- Co cię wprawiło w tak zły humor? – Zapytał Oskar siadając na drugim końcu kanapy. Zaraz za nim do salonu wszedł Tobiasz i walnął się w jednym z foteli przed telewizorem. Agata w ogóle nie zwracała na niego uwagi, tylko sapnęła ze zmęczenia.

- Ciężki dzień i ograniczeni ludzie – mruknęła wreszcie w odpowiedzi – Najbardziej wkurza mnie fakt, że dałam się wciągnąć w te ich bezsensowne gierki.

- A mianowicie? – Ciągnął ją za język starszy brat. – Powiesz coś więcej na ten temat?

- Po prostu stanęłam w obronie dobrego imienia Tobiasza i tyle – wyjaśniała zmęczonym głosem – Banda dzieciaków, mająca o sobie nazbyt duże mniemanie, nazwała Tobiasza pozerem i imbecylem. Niejaki Karol stwierdził, że nasz brat ma w głowie pustkę do kwadratu. Jego wypowiedź poparła jakaś tleniona Aśka mówiąc, że Tobiasz poza sportem nie potrafi nic innego. Nie mogłam tego zignorować… no i popełniłam duży błąd, bo dałam się sprowokować.

- Co im powiedziałaś? – Dociekał zaciekawiony Oskar, widząc jednocześnie, jak Tobiasz nadstawia uszu.

- W sumie, to nie za wiele – wzruszyła ramionami Agata – Powiedziałam im tylko, że nie powinni oceniać ludzi, skoro ich nie znają. Rzuciłam coś jeszcze, że Tobiasz ma więcej rozumu niż ich cała banda zaślepionych sobą celebrytów szkolnych. – Westchnęła na chwilę się zasępiając. – Chyba trochę mnie poniosło, ale w przeciwieństwie od nich, ja nie posługiwałam się wulgaryzmami.

- I jak zareagowali? – Wtrącił się Tobiasz, zapominając o swoim ulubionym programie. – No, mów!

- Nazwali mnie kretynką, bo w odróżnieniu od nich, nie dostaję samych szóstek i piątek, a jedynie marne czwórki. Powiedzieli, że ktoś tak głupi nie jest wart rozmowy z nimi, bo nie zrozumie większości z tego, co usłyszy. – Tu Agata uśmiechnęła się złośliwie. – Rozśmieszyli mnie takim stwierdzeniem.

- Ja myślę – roześmiał się Oskar – W ogóle cię nie docenili.

- Nie przerywaj! – Burknął z wyrzutem Tobiasz. – Chcę usłyszeć, jak im dopiekła.

- Zacytowałam jedynie Sokratesa mówiąc, że umiem się przyznać do swojej niewiedzy. „Wiem, że wiem nic”.  – Agata cicho się zaśmiała. – Miny im zrzedły, bo to oni nie zrozumieli mojego przekazu. Orzekłam więc, że najwyższy czas zakończyć ten donikąd prowadzący dyskurs, czego także nie załapali.

- Wygrałaś dyskusję, więc czemu się wściekasz? – Nie rozumiał Tobiasz. – Wykazałaś ich niewiedzę w łagodny sposób, czego w pełni nawet nie pojęli.

- Diabeł tkwi w szczególe – nachmurzyła się dziewczynka, zakrywając przedramieniem oczy – Moją chęć zakończenia sporu odebrali opacznie, biorąc ją za deklarację wojny.

- Czyli? – Ponaglał ją zniecierpliwiony Tobiasz.

- Oświadczyli, że rację będzie miał ten, kto zdobędzie na wszystkich końcowych testach najwyższe oceny. – Tłumaczyła zrezygnowana Agata. – Przez ten głupi pomysł, runie mój czwórkowy plan. Jak wytłumaczę rodzicom, że po roku otrzymywania średnich ocen, celująco napiszę wszystkie testy szóstoklasisty?

- Nie frustruj się tak Mała – pocieszał ją Tobiasz – Nic się nie stanie. Starzy pogadają i przestaną.

- Ty oczywiście wiesz coś na ten temat. – Wyśmiał brata Oskar, po czym zwrócił się do siostry. – W tym przypadku zgadzam się z Tobiaszem, po prostu mile zaskoczysz mamę i tyle. Ojcem się nie przejmuj, bo i tak nie wnika w nasze postępy edukacyjne. Wtrąca się co jakiś czas i myśli, że to wystarczy. Powiedz lepiej, ile czeka cię testów?

- Trzy – rzuciła podnosząc się do siadu – Części: humanistyczna, przyrodnicza i język obcy. Nudy. Idę spać, bo jestem zmęczona. Sensei[1] dał nam dzisiaj niezły wycisk na karate. Jakby tego było mało, to jakiś chłopak wyzwał mnie na sparing[2] biorąc za najsłabszą z grupy. Trochę się przeliczył. Chciałam dać mu fory, ale nazwał mnie pączusiem.

- Duży błąd z jego strony – zachichotał Oskar – Ocenił cię na podstawie twojego wyglądu.

- Ja mu się nie dziwię – mruknął Tobiasz – Patrząc na nią można popełnić taki błąd. Mała, pulchna kulka o niewinnej buźce, i jak taką brać na poważnie?

- Ha, ha – zaśmiała się sarkastycznie dziesięciolatka – Bardzo śmieszne. Czasem mógłbyś przemilczeć niektóre z twoich błyskotliwych uwag. Idę stąd, bo jeszcze dopowiesz coś bardziej niestosownego. Dobranoc.

- Miłych snów – Pożegnał ją Oskar. – My też zaraz uderzymy w kimono.

- Ta, już to widzę – Pomachała braciom ziewając, po czym wdrapała się po schodach na piętro.

Kiedy zniknęła z pola widzenia braci, ci zaczęli rozmawiać między sobą.

- Mogłeś chociaż podziękować małej za wstawiennictwo – zwrócił uwagę bratu Oskar – Zauważyłeś, że broniąc cię, nie zdradziła łączących was więzi?

- Ciekawe, co myśleli jej przeciwnicy w dyskusji? – Zastanawiał się Tobiasz, podając bratu dżojstik od gier wideo. – Rundka w rąbance zombi? Nic tak nie daje się wyładować, jak gry pełne przemocy.

- Chyba wszyscy mieliśmy kiepski dzień – westchnął Oskar biorąc dżojstik – Gramy najpóźniej do powrotu mamy.

- Ok, ale wracając do tematu małej – zaczął Tobiasz uruchamiając grę – Zacząłem się do niej przekonywać.

- Tak?! – Udał zdziwienie Oskar. – A co cię do tego skłoniło?

- Nie jest taka zła, na jaką wygląda – przyznał Tobiasz – Od rozstania rodziców, mieszkałem z tatą i nieraz słyszałem, jakim cudakiem jest moja młodsza siostra. Anna non stop powtarzała niestworzone rzeczy na temat Agaty twierdząc, że to potwór w ludzkiej skórze i lepiej się z nią nie zadawać.

- Rozumiem – mruknął w odpowiedzi Oskar zabijając kilku przeciwników w grze – I ty w to wszystko wierzyłeś nawet jej nie znając.

- A co miałem zrobić? – Bronił się ponury Tobiasz. – Widywałem ją jedynie podczas jej przyjazdów w odwiedziny do ojca. Zawsze siedziała cicho i czytała książki, nic więcej. Miałem dwanaście lat, gdy pokazała mi swoją moc. Wystraszyłem się.

- Nawet nie wiesz, jakim szczęściarzem jesteś – Odparł Oskar – Byłeś pierwszą osobą, która widziała jej przebudzenie. Nie wiem tylko, czemu ujawniła swoje zdolności właśnie tobie?

- Prawdę mówiąc, to uratowała mi życie. – Przyznał się zawstydzony Tobiasz. – Pomimo zakazu Anny i taty, poszedłem grać w hokeja na pobliskim jeziorze. Zabrałem małą ze sobą, bo miałem mieć na nią oko. Dość szybko zrobiło się ciemno i moi kumple wrócili do domów, ale nie ja. Chciałem jeszcze trochę pojeździć po zamarzniętej tafli jeziora. Nawet nie wiedziałem, jak znalazłem się w wodzie. Wpadłem do jednego z przerębli. – Zamilkł chwilę wspominając w myślach tamte zdarzenie, zatrzymując grę. – W pewnym momencie, moje ciało przeszyła fala ciepła, a w następnym wisiałem w powietrzu suchutki i przerażony.

- Co widziałeś? – Dociekał Oskar.

- Zobaczyłem pod sobą Agatę z uniesionymi nad głową rękoma – wyjaśniał w skupieniu Tobiasz – Tak szczerze, wydała mi się wtedy piękna, wiesz? Padał śnieg, a z niej emanowało błękitne światło. Jej oczy jakby płonęły, bo przybrały barwę ognia. Pamiętam, że płakała i cała drżała. Była piękna, a zarazem przerażająca. Nie wiem czemu zareagowałem w taki, a nie inny sposób, ale zacząłem krzyczeć.

- Tak, resztę już znam – przerwał mu Oskar nieco ozięble – Nieźle się jej odwdzięczyłeś za uratowanie życia.

- Miałem wtedy dwanaście lat, czego ty chcesz? – Obruszył się Tobiasz.

- Agata miała wówczas sześć – wytknął mu Oskar – Czy kiedykolwiek pomyślałeś, jak w tamtej chwili mogła się czuć? Była przemarznięta, zmęczona i sama nie rozumiała co się z nią dzieje. To ją przerażało, a później ty, Anna i ojciec nazywaliście ją potworem, cudakiem i tym czymś.

- Nie, nigdy – przyznał zbity z tropu Tobiasz – Cholera.

- Przez takie egoistyczne myślenie, doprowadziliście małą do ostateczności – Oskar posmutniał ściszając swój głos niemal do szeptu – To było dwa lata temu. Gdybym wtedy nie wrócił wcześniej do domu… Miała osiem lat, a nie chciała dożyć reszty…

- O czym ty mówisz?! – Tobiasz nie wiedział co Oskar ma na myśli. – Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że ona…

- Znalazłem ją w kuchni z wbitym w pierś nożem – kontynuował łamiącym się głosem osiemnastolatek – Zadzwoniłem po karetkę i czekałem. Mała była przytomna, a kiedy zobaczyła przerażenie w moich oczach, starała się mnie uspokoić. Powiedziała: „Nie bój się braciszku, ten potwór już cię nie skrzywdzi. Niedługo zginie i wszyscy będą szczęśliwi i bezpieczni.” Do końca życia nie wymażę z pamięci jej widoku i tych słów. Lekarz przybył po około pięciu minutach, niby taki krótki ułamek czasu, a dla mnie trwał wieki.

- Czemu nikt mi nie powiedział? – Tobiasz był zszokowany wyznaniem brata. – A tata wie o tym?

- Wie – rzucił wściekle Oskar – wiesz, co ten drań powiedział?

- Nie, co? – Ponaglał brata lekko wystraszony.

- Wysłuchał mamy, która wyjaśniła mu to zajście. – Oskar opadł na oparcie kanapy i niewidzącym wzrokiem patrzył na sufit. – Uśmiechnął się i stwierdził, że lepiej dla wszystkich by było, gdyby Agata jednak umarła. Wiesz, nóż cudem minął serce małej, a to tylko dlatego, że nie miała zbyt wiele sił i wyczucia, kiedy wbijała sobie w pierś ostrze. Anna dodała, że „nawet porządnie nie umiała się zabić”.

- Ja nie wiedziałem – zarzekał się Tobiasz ze łzami w oczach – To wtedy miałeś na myśli kłócąc się z mamą?

- Też – Odparł w zamyśleniu Oskar.

- Powiedz więc mi tę prawdę, o której nie mam pojęcia, a na którą nie jestem gotów według mamy – poprosił załamany Tobiasz – Proszę.

- No, nie wiem – Oskar spojrzał badawczo na dygocącego z emocji brata oceniając jego stan – Nie.

- Co? – Tobiasz zdębiał. – Dlaczego?

- Nie jesteś gotów – orzekł Oskar podnosząc się z kanapy – Nie udźwignąłbyś tego, bynajmniej nie dziś.

- Skąd ta pewność? – Spytał niepewnie starszego brata. – Co?

- Poproś rodziców – zasugerował Oskar – Jeśli ci odmówią, wówczas przyjdź do mnie, bądź do małej.

- Mała wie? – Zdziwił się piętnastolatek. – Jak?

- W odróżnieniu od ciebie, jej nie oszczędzano – rzucił na pożegnanie Oskar wychodząc z salonu – Dobranoc.


W jednym z kątów pokoju oświetlonego jedynie marnym płomieniem świecy, siedział zamyślony młody chłopak. Złociste kosmyki jego włosów przysłaniały parę skupionych, piwnych oczu.

- Bez pozwolenia opuściłeś stanowisko narażając naszą pozycję – Generał wchodząc do pomieszczenia szybkim krokiem, obrzucił chłopaka surowym spojrzeniem.  – Do tego, wszcząłeś bójkę z jakimiś pijanymi małolatami. Coś musiało wyprowadzić cię z równowagi, skoro byłeś skłonny wyżyć się na cywilach i amatorach.

- Możliwe – mruknął blondyn wbijając wzrok w płomień świecy – Oceniłem książkę po okładce nie doceniając jej zawartości, a to był błąd.

- Słyszałem Swen, że pokonało cię korpulentne dziecko płci żeńskiej – Usłyszeli śmiech Ohary, który mijał pokój z laptopem przed nosem. Miał związane w kuc swoje czarne dredy, dlatego widać było jego uśmiechniętą twarz. Kiedy oderwał oczy od klawiatury komputera i rzucił okiem w bok, napotkał pytające spojrzenie przełożonego. Uśmiech od razu spełzł mu z twarzy. – To znaczy, że chyba powinienem już sobie pójść.

- Dokąd to Ohara! – Zawołał chłopaka generał. – Myślę, że chciałbym usłyszeć o tej walce. Black prędzej zginie niż opowie o swojej klęsce, a ty, osoba o wielkiej gębie nie omieszka wypaplać takiej informacji.

- Wystarczy tego Bishop – wychrypiał poirytowany blondyn – Zabierz stąd tego śmiecia, bo rzygać mi się chce na jego widok.

- A jednak – na ustach generała wystąpił złośliwy uśmieszek – Czyżby zabolał odcisk na honorze zabójcy?

- Nie doceniłem tej twojej różyczki – Swen odwzajemnił uśmiech – Ten okaz ma sporo kolców. Nie sforsujesz tej obrony Bishop.

- Każda forteca ma słaby punkt. – Skonstatował generał ze zdecydowaniem w oczach. – Ta ma ich sporo. Widzę jednak, że ty także masz zamiar zaatakować tę twierdzę Black.

- To dobry materiał na wojownika – zaobserwował blondyn kierując swój zdeterminowany wzrok na generała. Jego złowrogie, brązowe oczy odbijały płomień świecy. – Oszlifuję ten diament.

- Skoro znam już twoje zdanie Black, posłuchajmy raportów reszty załogi – oświadczył Bishop zwołując potrzebne osoby – Melduj Kos.

- Agata Aliud, to zdolne dziecko, które trzyma się na dystans – raportował rudy okularnik w średnim wieku – Wedle sugestii szefa, wcieliłem się w rolę zastępcy matematyka w jej szkole. Często wzywałem ją do odpowiedzi, potwierdzając w ten sposób duży zasób jej wiedzy. Z początku nie chciała współpracować, ale po długotrwałej wojnie doprowadziłem ją do kapitulacji. Zauważyłem, że celowo zaniża swoje oceny, a po czasochłonnym zbadaniu tej sprawy, odkryłem jej tak zwany „czwórkowy plan”. Polegał on na otrzymywaniu jedynie czwórek ze wszystkich przedmiotów w szkole.

- I wilk syty, i owca cała – stwierdziła kapitan Kira wypuszczając powietrze z płuc – Nie powiem, ma dobry zmysł stratega, ale nadal jest jedynie dzieckiem.

- Pani kapitan nadal nie w humorze? – Dogryzał kobiecie Black. – Czyżby zbliżał się ten drażliwy dla kobiet czas?

- Zabawne, że o tym wspominasz Swen – Kobieta obrzuciła blondyna lodowatym spojrzeniem – Jak na kogoś, kogo zlało dziecko, całkiem dobrze się trzymasz. Choć powinnam się poprawić, bo sam jesteś jeszcze dzieciakiem.

- Wystarczy tych przepychanek słownych – ryknął generał dając upust swojej irytacji całą sytuacją – Oboje zamknąć swoje jadaczki i siedzieć cicho.

Black i Kira umilkli mierząc siebie czujnymi i pełnymi grozy spojrzeniami.

- Ohara – rzucił Bishop zwracając się do chłopaka w dredach – Melduj, co znalazłeś na temat jej rodziny.

- Matka dziewczynki pochodzi z Los Angeles. – Informował Ohara nie spuszczając oka z ekranu laptopa. – Panieńskie nazwisko tej kobiety to Aliud, które nadała także swojej córce, Agacie. Nie wiadomo, kim jest biologiczny ojciec tego dziecka. Oscar Creek, syn z pierwszego małżeństwa Alison Aliud. Student pierwszego roku historii na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie. Mocno związany emocjonalnie z dziewczynką, tym samym jeden z jej słabych punktów. Tobiasz Olch, syn z drugiego małżeństwa kobiety z Robertem Olchem. Burzliwe stosunki z dziesięciolatką, powiedziałbym, wręcz napięte.

- Jakie stosunki łączą Roberta Olcha z Agatą? – Rzucił pytanie Bishop pogrążony w myślach.

- Robert Olch posiada dziwne pojęcie ojcostwa. – Mruknął Ohara. – Nie jest biologicznym ojcem dziewczynki, jednak prawnie ma przyznane do niej prawa rodzicielskie. Nie interesuje się nią, ale z obowiązku czasem zabiera ją od matki, dla zasady. Prowadzi niewielki, podupadający bar w centrum Olsztyna, a o swoje niepowodzenie obwinia pasierbicę. Nazywa ją potworem i nieraz życzył jej śmierci.

- To wszystko? – Dopytywał dla pewności generał. – Czy chcesz coś jeszcze dodać?

- Osobiście twierdzę, że Agata, jak i jej bracia mają niezłe predyspozycje na żołnierzy – oświadczył Ohara zamykając laptopa – Oskar jest synem Gustawa Creeka, a to już duży plus.

- Kim był ten Creek? – Spytał Swen lekko zaciekawiony wywodem komputerowca.

- Creek to nazwisko pseudonim. Pod nim ukrywał się człowiek znany w wojsku jako legenda. Jego prawdziwe nazwisko to John Research, który był istną maszynką do zabijania swoich wrogów. Podczas jednego starcia na Bliskim Wschodzie, własnoręcznie wyciął w pień trzy oddziały Al-Ka'idy. Po poznaniu Alison Aliud porzucił życie najemnika na rzecz rodziny. Zginął broniąc syna, zasłaniając go przed pociskiem z GLOCK’a[3], z którego mierzył do nich jakiś fanatyk muzułmański. Nikt nie wie, co stało się z jego ciałem, dlatego powstaje wiele spekulacji na ten temat.

- Rozumiem – uśmiechnął się pod nosem Bishop – Ciekawe. Będę musiał osobiście poznać tego chłopca i ocenić jego zadatki. Może być przydatny. Wracając jednak do głównego wątku naszego spotkania.

- Znam ten wyraz twarzy – spostrzegł Black – Znalazłeś miejsce uderzenia, prawda Bishop?

- Widzę, że też go dostrzegłeś Black – zaśmiał się generał – W takim razie pozwalam ci odkryć go przed tu zebranymi.

- Robert Olch – oznajmił Swen spokojnym głosem – Najsłabsze ogniwo tej rodziny.

- Zgadza się – potwierdził Bishop nie kryjąc zadowolenia – Skoro ojczym tak bardzo chce się pozbyć pasierbicy, dajmy mu takową sposobność.


Było wczesne popołudnie, kiedy Agata się obudziła. Otworzyła oczy, usiadła na łóżku, a po chwili znowu się położyła. Nie najlepiej się czuła. Bolało ją gardło i wzrosła jej temperatura ciała, co oznaczało gorączkę. Po około godzinie leniuchowania i nudów, postanowiła jednak wziąć się w garść i wstać. Chwilę szukała jakichś czystych ubrań, które nie krzyczały za potrzebą prasowania. Trochę jej to zajęło, bo wzrok miała nieco zamglony i ciało jej przeszywały dreszcze. Ubrała się i zeszła na dół do kuchni. Okazało się, że jest sama w domu, a nadmiar złego, nie było żadnych leków przeciwgorączkowych, czy ogólnych na przeziębienie. Westchnęła przeciągle, po czym wstawiła wodę na herbatę. Kiedy ta się zaparzyła, posłodziła ją miodem i dla wzbogacenia smaku wrzuciła do naparu plaster cytryny, następnie go wypiła i ruszyła do wyjścia. Wyszła z domu z zamiarem kupna medykamentów w aptece. Najpierw musiała zajść na komisariat policji, po pieniądze od mamy. Po dwudziestominutowym marszu, w sięgającym do kolan śniegu, dotarła na miejsce mocno zziajana. Matka zmierzyła ją badawczym spojrzeniem delikatnie dotykając dłonią rozpalonych policzków i czoła córki.

- Na pewno nie potrzebujesz pomocy? – Spytała z troską w głosie kobieta zaniepokojona stanem dziewczynki. – Może zwolnię się na te kilkadziesiąt minut i zawiozę cię do apteki i domu.

- Nie musisz – Agata zrobiła krok w tył unikając dotyku matki. Czuła, że jeśli tego nie zrobi, ulegnie i znowu przysporzy jej problemów. – Poradzę sobie sama, więc nie rób sobie problemów.

- W takim razie zadzwonię do Oskara, by wcześniej wrócił od przyjaciela – rzuciła matka wręczając dziewczynce banknot stuzłotowy – Masz mi dać znać, jak dotrzesz do domu.

- Dobrze – Sapnęła Agata biorąc gotówkę od matki.

- Daj mi słowo – naciskała kobieta – Jeśli tego nie zrobisz, zjedzą mnie nerwy.

- Obiecuję, że po dotarciu do domu zamelduję się telefonicznie – pożegnała się z mamą dziewczynka – Pa.

Z komisariatu od razu skierowała się w stronę centrum miasta do apteki. Z początku farmaceutka niezbyt chciała sprzedać jej leki, ale kiedy zobaczyła wciąż pogarszający się stan dziewczynki, od razu wydała jej odpowiednie środki i wytłumaczyła ich dawkowanie. Agata zapłaciła i podziękowała. Wracając poczuła się gorzej. Miała zaburzony obraz i percepcję, a wzrastająca temperatura ciała wywoływała wrażenie, jakby miała się zaraz roztopić. Z ledwością przeszła ulice Mostową i większą część Braniewskiej, niestety silny zawrót głowy zmusił ją do zrobienia przystanku przy cmentarzu. Oparła się o jedno z drzew i zsunąwszy się po nim, przykucnęła by sięgnąć po śnieg z ziemi. Ulepiła śnieżkę, po czym przykładała ją sobie do czoła i policzków. To ją trochę ocuciło.

- No dobra – szepnęła do siebie w celu uspokojenia nerwów – Dasz sobie radę. Musisz jedynie skupić się na powrocie do domu. Misja na dzisiaj, to powrót do domu.

Podniosła się i ostrożnie zrobiła pierwszy krok do przodu. Pokonała kilka metrów, gdy nagle straciła równowagę i runęła na ziemię twarzą lądując w jednej z zasp. Próbowała się podnieść, jednak nie miała na to sił. Zdołała się jedynie przewrócić na plecy. Chwilę tak leżała patrząc w niebo.

- Kogo my tu mamy? – Nagle zobaczyła stojącego nad nią mężczyznę. – Co to za pomysł leżenia w ten ziąb w zaspie śniegu? Długo tak leżysz?

- Chwilę – odpowiedziała cicho dziewczynka – Pomógłby mi pan wstać? Nie mam siły by zrobić to sama.

- Już się robi – Mężczyzna pochwycił Agatę pod ramiona i podniósł do góry, jakby prawie nic nie ważyła. – Jesteś dość lekka, co kłóci się z twoją posturą.

- Prawie wszyscy oceniają mnie po wyglądzie, choć w ogóle mnie nie znają – szepnęła z nutą żalu w głosie – Dziękuję za pomoc.

Agata podziękowała i ruszyła przed siebie, jednak po przejściu kilku kroków znów upadła, ale tym razem tylko na kolana. Z frustracji uderzyła pięścią w ziemię. Była tak blisko domu, a zarazem tak daleko. Raptem poczuła, jak ktoś podnosi ją do góry.

- Wiesz, akurat idę w stronę Nowego Cmentarza – Mężczyzna przykucnął, by zrównać się z poziomem oczu dziewczynki. – Widzę, że także zmierzasz w tamtym kierunku. Zaprowadzę cię do domu.

- Nie trzeba, sama sobie jakoś poradzę – broniła się przed pomocą mężczyzny. Od razu poczuła tę złowrogą i znajomą aurę. – Panie nieznajomy z przystanku, proszę się mną nie kłopotać.

- Jednak mnie pamiętasz – zaśmiał się mężczyzna, chwytając ją za ramię i przyciągając do siebie – Rozumiem, że obowiązują te same zasady, co przy naszym pierwszym spotkaniu.

- Nie myli się pan – przyznała mu rację zmęczonym głosem.

- Pogadamy sobie w drodze do twojego domu tak, jak robiliśmy to ostatnio. – Oświadczył spokojnie mężczyzna ciągnąc ją za sobą. Dziewczynka tracąc w pewnym momencie równowagę przywarła do nieznajomego w obawie przed upadkiem. – Powiedz, skąd wracasz?

- Z apteki – szepnęła Agata w odpowiedzi – Przepraszam za kłopot.

- Nie przepraszaj. – Mężczyzna na chwilę się zatrzymał. – Jesteś w takim stanie, że mógłbym cię uprowadzić.

- Ale nie zrobi pan tego teraz – mruknęła zachrypniętym głosem Agata spokojnie patrząc na rozmówcę – Może kiedyś, ale nie dziś.

- Przejrzałaś mnie. – Uśmiechnął się naciągając jej na oczy czapkę. – Bystra dziewczynka.

- Wie pan, że nie dam się tak łatwo zabrać? – Upewniała się drżącym z zimna głosem. – Coś mi każe trzymać się od pana z daleka.

- Tak? – Mężczyzna wybuchnął śmiechem. – Czemu więc teraz trzymasz się mnie tak blisko?

- Bo… bo… bo…  Zająknęła się zmieszana. – Bo nie potrafię utrzymać równowagi. Możemy uznać ten jeden raz za wyjątek?

- Urocza jesteś prosząc mnie o przysługę – westchnął mężczyzna znowu się zatrzymując. Pokonali dopiero jedną trzecią drogi. Spojrzał na trzymającą się ledwo na nogach dziewczynkę, po czym przykucnął tuż przed nią. – Wskakuj, poniosę cię na barana.

- Nie – odmówiła z ledwością wydobywając z siebie głos – To zbyt wiele. Pójdę o własnych siłach.

- Bądź choć raz grzecznym dzieckiem i się ze mną nie sprzeczaj! – Zganił ją mężczyzna. – Sama przecież wiesz, w jak poważnym stanie się teraz znajdujesz. Ledwo stoisz na nogach, a tym samym opóźniasz marsz.

- Jest pan wojskowym o wysokiej randze – szepnęła mu do ucha, gdy niósł ją na plecach – Ma pan doświadczenie w wydawaniu rozkazów, charyzmę, a do tego wygląd żołnierza.

Kiedy byli już prawie na miejscu, Agata zasnęła wycieńczona gorączką.

- Z każdą chwilą mam coraz większą ochotę nie wypuszczać cię ze swoich rąk. – Szepnął do nieprzytomnej już dziewczynki. – Przy naszym kolejnym spotkaniu będziesz należeć jedynie do mnie.

Mężczyzna podszedł do frontowych drzwi i nacisnął przycisk dzwonka. Nie musiał długo czekać, bo po chwili otworzył mu Oskar. Chłopak zmierzył nieznajomego nieufnym spojrzeniem, aż w końcu natrafił na nieprzytomną siostrę.

- O nie! Mała? – Z paniką w oczach chłopak doskoczył do siostry i wziął ją ostrożnie na ręce. – Kim pan jest i co robi z moją siostrą?

- Uspokój się młody człowieku. – Zastopował go mężczyzna, po czym ponownie złapał dziewczynkę. Oskar z nerwów nie był w stanie jej utrzymać. – Pomogę, tylko pokaż, gdzie mam ją zanieść.

- Ok. – Zgodził się wahając Oskar, po czym wskazał miejsce, gdzie znajdował się pokój Agaty. – Drugie drzwi przy końcu korytarza na górze.

- Tu masz lekarstwa – Nieznajomy wręczył chłopakowi reklamówkę z medykamentami. – Trzeba zbić jej temperaturę, najlepiej byłoby zrobić jej zimny prysznic.

- Mama – zamajaczyła nieprzytomnie Agata – Muszę dać znać mamie.

- Spokojnie Mała – Oskar położył dłoń na głowie siostry, tym samym ją uspokajając – Zrobię to za ciebie.

Mężczyzna zaniósł dziewczynkę do jej pokoju, gdzie zdjął jej płaszcz i buty, a następnie położył na łóżku. Przy okazji rozejrzał się po jej sypialni, która nie przypominała pokoju dziecka.

- Widzę, że lubisz czytać – Mruknął pod nosem przyglądając się regałowi wypełnionemu książkami – No proszę, jest nawet i Kant.

- To książki, które już przeczytała, a do których lubi wracać – poinformował go Oskar wchodząc do pokoju z przygotowanymi lekami. – Powie mi pan wreszcie, kim jest?

- Nie ma takiej potrzeby. – Uśmiechnął się mężczyzna, po czym ruszył w stronę wyjścia. – Dowiesz się w swoim czasie.

- W takim razie, prosiłbym żeby trzymał się pan z dala od mojej siostry – poprosił grzecznie chłopak – a najlepiej o niej zapomniał.

- Widzę, że masz jaja chłopcze – zaśmiał się mężczyzna – Pamiętaj tylko, że nie tobie o tym decydować. Bywaj.



[1] Sensei (jap. 先生 dosł. „wcześniej urodzony”; „ten, który uczy”; w znaczeniu: „nauczyciel”, „mistrz”?) - japoński tytuł honoryfikatywny stosowany podczas zwracania się do nauczycieli, profesorów, prawników, doktorów, polityków, artystów, pisarzy oraz do ludzi, którzy osiągnęli pewien poziom mistrzostwa we własnej dziedzinie. W japońskich sztukach walki jest to termin określający starszego stopniem instruktora. Zazwyczaj odnosi się on do osoby posiadającej 3 lub 4 dan, ale formy grzecznościowe nakazują zwracać się w ten sposób również do wszystkich posiadających stopień 1 i 2 dan. [Wikipedia]. 


[2] Sparing (ang. sparring) – jest to walka treningowa lub kontrolna w celu sprawdzenia formy zawodnika. Można również użyć tego określenia do nazwania spotkania towarzyskiego dwóch drużyn, mającego charakter szkoleniowy. 




[3] Pistolet bojowy GLOCK 19 kal. 9x19 mm.

5 komentarzy:

  1. super opowiadanie :-) . mam tylko małe pytanie kiedy dodasz nowy rozdział do "lavi" nie będę kryła że to moje ulubione :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze, nie wiem kiedy wrzucę kolejny rozdział Lavi, ale postaram się coś napisać. Proszę o trochę cierpliwości (^^;)

      Usuń
    2. Cierpliwość jest :-) . Mam nadzieję że wróci ci wena do tego opowiadania, bo jest naprawdę świetne. Masz talent :D . Zresztą każde opowiadanie na tym blogu ma coś w sobie. Czekam na dalszy rozwój sytuacji .

      Usuń
  2. Się dzieje się! (zamierzone powtórzenie, jestem z nich znana). Jestem zaintrygowana tym całym generałem i ojcem Oskara. Czyżby chłopak również miał coś wspólnego z ESP? :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    cieszę się, że Tobiasz zmienił swoje nastawienie, haha skopał jedengo z tych wojskowych... widać wiele sie, ciekawe co to za prawda...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń