sobota, 21 czerwca 2014

Research II

Drugi kawałek drugiej części Researchu. Mam nadzieję, że powiecie, czy się w ogóle podoba.
II

W Bogocie zastała ich ulewa. Tsuna sprawił, że przewoźnicy zapomnieli o ich istnieniu, a Agata w tym czasie znalazła jakieś schronienie przed deszczem. Musiała przyznać, że zdolności przyjaciela były przydatne przy zacieraniu śladów.

- Jak tak szybko nas wysuszyłaś? – Zdziwił się chłopak, kiedy po przekroczeniu progu opuszczonego magazynu, oboje byli już suchutcy. – Błyskawicznie.

- Oddzielam molekuły wody od molekuł naszych ubrań i włosów – wzruszyła ramionami dziewczynka wygodnie siadając na jakiejś skrzyni – To jedna z moich zdolności.

- Rozumiem – westchnął zajmując drugą skrzynię – Jutro spotkamy się z łącznikiem.

- Wiem – ziewnęła zmęczona podróżą, po czym przysuwając do siebie telekinetycznie kolejne skrzynki, położyła się na nich, układając do snu. – Miłej nocki.

- Mi też mogłabyś zrobić takie łóżeczko – marudził chłopak wzdychając – Też jestem zmęczony.

- Nie narzekaj – sapnęła, po czym machnięciem ręki utworzyła podobny układ skrzynek obok – dobranoc.

- Dobranoc – Tsunayoshi ułożył się na skrzyniach plecami odwrócony do śpiącej już czternastolatki.

Mieli dość brutalną pobudkę w środku nocy, bo oddział guerrillas wtargnął do zajmowanego przez nich magazynu. Agata udając sen, ukradkiem wyjęła z kryjówki nóż, a następnie czekała na pierwszy ruch intruzów. Podczas pobytu w Kolumbii, nauczyła się jednego: „zabij albo zabiją ciebie”. Tę zasadę wpajał jej również i Bishop.

- Tam leżą jakieś dzieciaki – usłyszała szepty jakieś kilka metrów za nią, czyli od strony drzwi – co z nimi zrobimy?

- Zarżnijcie jak świnie – ktoś inny się wtrącił odpowiadając koledze nieco głośniej – Powinny być sobie winne, że śpią w takim miejscu.

- A może sami się powyrzynacie warchlaki – Tsuna usiadł na skrzynkach w złym humorze, że został wyrwany ze snu. Po jadowitym brzmieniu głosu dziewczynka mogła wyczuć jego mordercze chęci. Uspokojona schowała swój nóż wygodniej układając się na skrzynkach. Jednego była pewna, jeśli Tsuna był w takim stanie, to nikt z intruzów nie przetrwa. – Albo mam lepszy pomysł, stańcie naprzeciwko siebie i po prostu się powystrzelajcie.

Agata po chwili usłyszała serię strzałów z karabinów i pistoletów, a następnie krzyki konających mężczyzn. Tsuna potrafił być dość przerażający w złości, dlatego w ogóle się nie wtrącała do jego metod. Dzięki temu nie musiała brudzić sobie rąk krwią kolejnych ofiar. Kiedy nastała cisza, oboje ponownie pogrążyli się we śnie.

Bladym świtem para przyjaciół ruszyła w stronę miejsca spotkania z łącznikiem. Ulice Bogoty były niemal opustoszałe, nie licząc kilku włóczęgów i typów spod ciemnej gwiazdy. Byli ostrożni i niezauważenie przemykali się ciemnymi zaułkami. Czasem mijali jakieś trupy zastrzelonych ludzi z kartelu narkotykowego, albo hazardowych dłużników. W Kolumbii możesz zginąć od zbłąkanej kuli. Tu non stop ktoś giną, a śmierć była na porządku dziennym. Agata miała już dość rozlewu krwi, ale gdy była zmuszona do pobrudzenia sobie rąk, to w ogóle się nie wahała i pozbawiała kogoś życia. Bishop obudził w niej ten skrywany mrok i umiejętnie rozwinął. Był moment, że niczym zimna maszyna wykonywała rozkazy generała, mordując niewinnych ludzi. Ten czas odbił piętno w jej duszy i chciałaby o nim zapomnieć, ale nie mogła. To kara z to, że poddała się woli tego mężczyzny i wyzbyła w tamtym okresie wszelkich emocji.

Na miejsce spotkania dotarli o godzinę za wcześnie, dlatego ukryli się w zaroślach czekając na przybycie ich łącznika. Dziewczynka mimowolnie zaczęła wspominać okres szkolenia na wyspie przez Bishopa.

Było okropnie upalnie i nic nie chciało się przez tę gorączkę robić. Jednak ten skwar nie przeszkadzał Bishopowi wyciągnąć ją na plażę. Rzucił w jej stronę nóż i uważnie się jej przyglądał. Kiedy w ogóle nie zareagowała na ten jego gest, zaczął ją tłuc.

- Kiedy dostajesz broń, to masz ją podnieść i użyć, jasne? – Warknął, kiedy zakrywając się rękami starała się unikać jego ciosów. – Podnieś nóż i przyjmij pozycję.

- Nie chcę – załkała z bólu, bo mężczyzna miał ciężką rękę i nie zważał na jej dziecięcy wiek – To krzywdzi ludzi.

- I o to chodzi – westchnął zrezygnowany – Ty masz krzywdzić ludzi, albo oni skrzywdzą ciebie. A może mam wysłać kogoś do Polski z misją przywiezienia tu twoich braci? Wówczas to na nich pokażę ci, jak patroszyć wroga. Myślę, że ten starszy byłby idealny do tej roli. Już słyszę jego wrzaski.

- Nie! – Agata w złości złapała trzonek noża i z impetem ruszyła z nim na generała. – Giń!

- No proszę, jednak umiesz atakować – zaśmiał się zwinnie łapiąc jej rękę z nożem. Wykręcił ją do tyłu, a broń wypadła z dłoni dziewczynki. – Masz dobre zadatki na żołnierza. Powoli wpoję w ciebie zasady walki.

- Nie chcę być żołnierzem! – Załkała z bólu w ręku dziesięciolatka. – Zostaw mnie!

- Zrozum Little Rose, że nie masz innego wyjścia – oświadczył ciągnąc ją do oceanu – Teraz umyjemy ci buzię, bo nieco się zasmarkałaś, a to nie przystoi żołnierzowi.

Podtopił ją w słonej wodzie, przez co mocno się jej opiła i zaczęła kasłać.

- Będziesz się mazać? – Zapytał spokojnie niewzruszony przerażeniem dziecka. – Pytam, czy nadal masz zamiar się mazać?

- Już nie – stęknęła za którąś z kolei rundką topienia – nie będę.

- Grzeczna dziewczynka – Zostawił ją w wodzie, a sam wyszedł na brzeg. Agata ostatkiem sił wpełzła na plażę. – Nie pozostawiaj w tyle Little Rose, tylko wstawaj i chodź. Nie myśl, że dostaniesz taryfę ulgową tylko dlatego, że jesteś dzieckiem.

Dziewczynka z ledwością podniosła się do pionu i na chwiejnych nogach ruszyła za mężczyzną. To był pierwszy raz, gdy ją złamał na wyspie. Nigdy nie okazywał litości wpajając jej swoje zasady. Każdy bunt i opór boleśnie wybijał jej z głowy.

- Co z tobą? – Tsuna dał jej kuksańca w żebra. – Mówię do ciebie, a ty w ogóle mnie nie słuchasz. Zamiast tego bujasz w obłokach.

- Sorry – Agacie zrobiło się wstyd, że odleciała w przeszłość tracąc kontakt z rzeczywistością. – To już się nie powtórzy.

- Mam taką nadzieję – chłopak wstał otrzepując z ziemi spodnie – Łącznik się pojawił. Czas z nim pogadać.

- Ok. – Dziewczynka również wstała i zarzuciła na ramiona plecak z rzeczami. – Prowadź.

Tsuna posłał jej czujne spojrzenie, po czym ruszył w stronę popielatowłosego mężczyzny w średnim wieku. Ubrany był w dopasowane jeansy i koszulkę polo w kolorze czerni, która kontrastowała z jego bladą skórą. Widać było, że nie pochodzi z Kolumbii.

- Nie uważasz, że zanadto się wyróżnia? – Zapytała cicho dziewczynka swojego towarzysza. – Takich na miejscu witają kulką w łeb.

- Nie martw się, to stary wyjadacz i ma swoje wpływy – uspokajał ją łagodnym głosem – Kartele dbają o swoje kanały przemytnicze i ich wtyki, a on wlicza się w ten zbiór.

- Rozumiem – Agata westchnęła idąc nadal za kolegą – Mam nadzieję, że nas nie wykiwa.

- Już moja w tym głowa, żeby tego nie zrobił – odparł chłopak w szerokim uśmiechu – po prostu mi zaufaj i siedź cicho. Udawaj, że nie znasz języka i jesteś dzieckiem jakichś turystów, którzy padli ofiarą omyłkowej egzekucji.

- Takich dzieciaków to jest tu dość sporo – oświadczyła dziewczyna niezbyt zadowolona ze swojej roli – Niech ci będzie, ale wisisz mi kolację.

- To zależy jak dobrze odegrasz swoją rolę – zaśmiał się Tsuna widząc niemrawą minę koleżanki – Zgoda. Udawaj Rosjankę, to trochę zapunktujemy.

- Ok. – Agata diametralnie zmieniła wyraz swojej twarzy z pewnej na wystraszoną i bezwiedną. – Zaczynamy?

- Zadziwiasz mnie czasem – chłopak w szoku nie mógł oderwać od niej wzroku – tak szybko potrafisz zmienić osobowość?!

- Lata praktyki – puściła mu oczko, po czym ponownie przybrała pozę przerażonego dziecka – Idziemy?

- T-tak – Tsunayoshi ruszył w kierunku czekającego na nich łącznika, który naprawdę wyróżniał się spośród pracujących przy przeładunku mężczyzn.

Privet! – Zawołał mężczyzna w szerokim uśmiechu od razu rozpoznając towarzysza dziewczynki – Masz śliczną przyjaciółkę.

- Witam – Tsuna również posłał mężczyźnie szeroki uśmiech. – Jak tam nasz układ?

- Możecie lecieć tym kursem – oświadczył mężczyzna nie spuszczając wzroku z Agaty – Jak się nazywasz dziewczynko?

Tanja – Agata wybąkała cichutko, jak na wystraszone dziecko przystało, jednocześnie chowała się za plecami kolegi.

- Doprawdy, urocze dziecko – Rosjanin chciał złapać ją za rękę, ale szybko mu umknęła. – Skąd ją wytrzasnąłeś chłopcze?

- Błąkała się ulicami Cali, więc ją przygarnąłem – Tsuna chwycił rękę Agaty, po czym postawił ją pomiędzy sobą a łącznikiem. – Mało mówi, ale czego oczekiwać po dziecku widzącym egzekucję rodziców.

- Rozumiem – Mężczyzna przykucnął tak, by widzieć twarz dziewczynki. – Szto sluczilos?

Mama i papa pamerli  Agata zaczęła szlochać, niby opłakując fikcyjnych rodziców. – Ja ostalas adna…

Ty nie placz' – Łącznik pogłaskał dziewczynkę po głowie w pieszczotliwym geście. – Djadja adwieziet tebja domoj w Rassiju.

Spasibo – Agata przytuliła się do mężczyzny na znak szczęścia, które po części się w niej zrodziło. Już niewiele brakowało by wróciła do Polski. – Spasibo djadja.

Nie za szto – uśmiechnął się ciepło, po czym zwrócił się do Tsuny – Kiedy chłopcy skończą załadunek, wejdźcie na pokład i ukryjcie się pomiędzy skrzyniami.

Ok. – Tsuna udał wdzięczność i przygarnął do siebie dziewczynkę. – Ona też jest bardzo wdzięczna.

Nie ma za co – Pomachał im na pożegnanie ręką. – Da swidanja.

Da swidanja – pożegnała się z nim dziewczynka. Kiedy zniknął jej z oczu, odetchnęła z ulgą, po czym wyszczerzyła się zadowolona do kolegi. – Na kolację chcę jakieś dobre mięsko.

Wymagająca jesteś – pacnął ją w czoło – Świetnie się spisałaś. Niemal sam łyknąłem, że jesteś prawdziwą Rosjanką.

Wrodzony talent – pokazała mu język – Już wiem, może wieprzowinkę?

Jesteś niemożliwa – zaśmiał się, po czym pchnął ją w stronę hangaru, gdzie stał samolot kartelu – Coś mi się zdaje, że w nocy nieco uszczupliliśmy grono tej grupy.

Sami się o to prosili – Agata wzruszyła ramionami krocząc za kolegą – Nie dość, że przerwali nam sen, to jeszcze chcieli nas powyrzynać. Poza tym, sami naciskali na spusty własnych broni. Nie nasza wina, że mieli słabe umysły i pozwolili sobą manipulować.

Bezwzględna dziewucha – zakpił Tsuna pod nosem – Może więcej współczucia.

Ależ ja im współczuję – Agata sapnęła, bo nieco zakręciło jej się w głowie. Tsuna jednak nie mógł tego zobaczyć, ponieważ szedł tuż przed nią. – Po prostu stwierdziłam fakty.

Ciężko cię określić – Chłopak nagle się zatrzymał i odwrócił przodem do niej. Zmierzył ją badawczym spojrzeniem nieoczekiwanie dotykając jej policzków i czoła. – Masz gorączkę i nic mi o tym nie wspomniałaś.

To nic poważnego – Dziewczyna wzruszyła ramionami spuszczając wzrok. – Nie musisz się mną przejmować. I tak jestem dla ciebie ciężarem, bo przeze mnie musisz jechać do Polski.

-Dzięki tobie zwiedzę kawałek świata – dał jej prztyczka w nos i nieoczekiwanie wziął ją na ręce – poza tym, sam zdecydowałem, że będę ci towarzyszył.

Tak – Agata wtuliła głowę w tors kolegi. – Pamiętam, że kiedy się decydowałeś, nazwałeś mnie miękką kluską.

Bo taka mi się wtedy wydałaś – oznajmił spokojnie idąc z nią do hangaru – Wyglądałaś jak siedem nieszczęść cała w ranach i z tym nożem w boku. Nie obraź się, ale dość komicznie wyglądałaś. Mały, pulchny żołnierzyk płci żeńskiej.

Przyzwyczaiłam się do tego, że ludzie odbierają mnie w dość groteskowy sposób – westchnęła w półśnie. Bliskość z Tsunayoshim dawała jej poczucie bezpieczeństwa. – Nie chcę być już potworem, dlaczego nie pozwolicie mi być normalnym dzieckiem? Mamo…

- Ty jesteś normalnym dzieciakiem – uśmiechnął się widząc, że zasnęła – Tęsknisz za rodziną i to właśnie o tym świadczy. W dniu naszego pierwszego spotkania uzdrowiłaś moje rany, które skazywały mnie na śmierć. Nie pamiętasz tego, ale ja tak. Ochronię cię malutka, bo mam u ciebie dożywotni dług.


Wszedł z nieprzytomną dziewczyną na rękach na pokład samolotu i ostrożnie ułożył ją pomiędzy spiętymi linami skrzynkami z bronią i prochami. Następnie przykrył ją kawałkiem leżącego obok brezentu. Kiedy zapadł zmierzch, samolot wystartował obierając kierunek na Moskwę.

niedziela, 8 czerwca 2014

Research II

Dalsze losy Agaty Aliud.

I

Agata siedziała na wzgórzu obserwując bawiące się w oddali dzieciaki. Była niewiele starsza, jednak w odróżnieniu od nich, ona posiadała dość spory bagaż doświadczeń. Chłopcy rzucali do tarczy na drzewie nożem myśliwskim. Każde uderzenie ostrza o drewno, przypominało dziewczynie niemiłe wspomnienia:

Biegła przez las na oślep. Desperacko chciała uciec z miejsca, w którym ją przetrzymywano. Ostatnie zarośla naznaczyły jej ręce i nogi piekącymi rysami. To jej jednak nie przeszkadzało, bo chęć wolności była o wiele silniejsza. Tuż przed sobą miała otwartą przestrzeń. Znalazła się na szczycie klifu.

- Ocean?! – Zdziwiona patrzyła na rozbijające się o skały fale. – Tędy nie ucieknę.

Wróciła do lasu i zaczęła biec w przeciwną stronę. Musiała uważać, bo ścigali ją ludzie Bishopa. Ostrożnie przemknęła się po ściółce omijając obóz, by następnie czym prędzej biec przed siebie. Zobaczyła przejaśnienie i z nadzieją przyspieszyła jeszcze bardziej. Niestety finisz jej sprintu był rozczarowujący.

- Plaża?! – Zaszlochała w szoku. – To niemożliwe.

Puściła się biegiem wzdłuż linii drzew przezornie skrywając się za zaroślami. Pędziła tak kilka kilometrów, aż z powrotem dotarła do klifu, jednak tym razem patrzyła na niego z dołu. Jej nadzieja na ucieczkę powoli się ulatniała pozostawiając po sobie gorycz porażki. Nogi się pod nią ugięły i upadła na kolana łapiąc oddech. Kiedy trochę odpoczęła, oparta o jedno z drzew patrzyła w dal na ocean.

- Ja chcę do domu – załkała wspominając braci i matkę – Nie chcę tu być.

Raptem poczuła silny ból w lewym ramieniu. Spojrzała na nie i z przerażeniem dostrzegła przebijający je na wylot nóż. Chciała go wyciągnąć, jednak ostrze przytwierdzało ją do drzewa.

- Zguba się odnalazła – usłyszała przed sobą głos Bishopa, który z nieukrywaną satysfakcją przyglądał się, jak dziewczynka siłuje się z nożem. – Little Rose, to bezskuteczne. Nie uciekniesz stąd tak łatwo. Baza znajduje się na wyspie, która nie figuruje na żadnej mapie. Należysz do mnie.

- Nie! – Pisnęła w proteście. – Ucieknę, nie wiem jak, ale to zrobię.

- Zasada numer jeden – Bishop podszedł do dziesięciolatki i silnym szarpnięciem wyciągnął z jej ręki nóż, tym samym uwalniając. – Niesubordynacja będzie surowo karana. Słuchaj dowódcy i grzecznie wykonuj jego polecenia.

- Nie! – Krzyknęła w gniewie. Jej zdolności jeszcze nie powróciły przez co była słabym dzieckiem, ale nie miała zamiaru się podporządkowywać. – Nigdy nie będę żołnierzem!

- Nie pozostawiasz mi wyboru – Bishop złapał ręce dziewczynki i unosząc je nad jej głowę, ułożył tak, że dłoń spoczywała na dłoni. Następnie przytknął ostrze do najbezpieczniejszego miejsca i mocno nim pchnął, przytwierdzając je do pnia. Mała zawyła z bólu. – Jesteś żołnierzem i powinnaś zapanować nad bólem. Wyrzuć go z umysłu. – Szeptał jej do ucha dla pewności, że go usłyszy, jednocześnie ściskając zranione ramię. Potęgował tym jedynie jej ból. – Ty nigdy nie będziesz normalnym dzieckiem, zawsze będziesz potworem. Inni ludzie to jedynie worki z krwią i kośćmi, czyli nic wartego uwagi.

- Nie – płakała próbując walczyć z bólem i raniącymi ją słowami mężczyzny – Ja tak nie chcę.

- Tu nie liczy się czego ty chcesz dziecinko – nadal szeptał jej do ucha łagodnym głosem. Gdyby robił to chłodno, bądź krzyczał, może wtedy nie bolało by to tak bardzo, ale on każde słowo wypowiadał z czułością, co potęgowało jej strach. – Należysz do mnie i będziesz robić to, co ci rozkażę. Na razie jesteś jeszcze nierozwiniętym pączkiem, ale wychowam cię na tyle, że rozkwitniesz Little Rose.

Któryś z chłopców zbyt mocno rzucił nożem, który przebił na wylot drewnianą tarczę. Z tego wywołała się dość spora kłótnia. Agata wyrwana z myśli w rozbawieniu nasłuchiwała dochodzących do niej wzajemnych obelg. W pewnym momencie wstała i otrzepując z trawy spodnie ruszyła w ich stronę.

- Po co te kłótnie? – Obdarzyła dzieciaki serdecznym uśmiechem. – Problemem jest nóż, więc czemu wspólnie go nie wyciągniecie?

- Nie umiemy – odpowiedział najmłodszy, który nawet nie rzucał ostrzem, a jedynie przyglądał się kolegom – Nie chcemy też popsuć tarczy.

- Rozumiem – zaśmiała się, po czym podeszła do drzewa z tarczą – Pomóc wam?

- Jesteś dziewczyną – zauważył najstarszy z grupy dzieciaków – a wiadomo, że to słaba płeć.

- Bystry jesteś – sarknęła, a następnie łapiąc trzonek noża mocno pociągnęła go w swoją stronę całkowicie wyciągając z drewnianej pułapki. Kucnęła przy najmłodszym z chłopców i wręczyła mu obiekt sporu. – Proszę i nie ma za co.

W milczeniu odwróciła się w kierunku wzgórza, z którego przyszła i zarzucając peleryną swoich ciemnych włosów na plecy, ruszyła w drogę powrotną. Na szczycie czekał już Tsunayoshi, półkrwi Japończyk, którego poznała dwa lata temu. Zawdzięczała mu życie, bo tylko dzięki niemu zdołała umknąć ludziom Bishopa. Rozumiał ją, jak nikt inny, bo również posiadał zdolności parapsychiczne, a do tego bardzo przydatne.

- Gdybyśmy byli normalnymi dziećmi, pewnie właśnie w taki beztroski sposób trwonilibyśmy wolny czas – zauważył wpatrując się w dzieciaki na dole – Chciałaś spróbować, że tam zeszłaś?

- Niejako – zaśmiała się puszczając mu oczko – Jedynie pomogłam rozwiązać bezsensowny spór.

- Cała ty – westchnął wywracając oczami – Matka Teresa się znalazła.

- Oj przestań wreszcie truć – klepnęła go w plecy – psuli mi tylko spokój.

- Wmawiaj sobie dalej te bzdety – zadrwił z niej prztykając ją w czoło – Czas coś zjeść. Na co masz ochotę?

- A co w Kolumbii można dobrego zjeść oprócz ołowiu? – Zapytała w śmiechu dziewczyna. – Zjem cokolwiek, byleby było zjadliwe.

- Dobra odpowiedź – pochwalił ją w spokoju – W takim razie upolujemy coś i sami przyrządzimy na ognisku.

- Jesteśmy na obrzeżach jakiegoś miasta, prawda? – Agata chwilę patrzyła na budynki w oddali. – Znasz jego nazwę?

- Cali – odpowiedział chłopak z nostalgią wymalowaną na twarzy – tu się wychowałem.

- Rozumiem – Dziewczyna posłała mu ciepły uśmiech. – Ja nie mam miasta, które mogłabym uznać za miejsce wychowania. Kraj owszem, ale nie miasto.

- O, wreszcie powiedziałaś o sobie coś więcej niż zwykłaś – zaśmiał się Tsunayoshi – Zazwyczaj mówisz ogólnikami.

- Ty powiedziałeś mi o sobie, więc odwdzięczyłam się tym samym – wzruszyła ramionami – Coś za coś.

- Konkretna jesteś – westchnął ruszając w stronę lasu – znalazłem ciekawe miejsce na nocleg, więc się pospiesz.

- Ok. – Pobiegła za kolegą. Był od niej starszy o trzy lata i swoim zachowaniem przypominał jej mieszankę dwóch starszych braci, których zmuszona była opuścić. – Jak daleko trzeba iść?

- Kawałek – mruknął prąc naprzód niczym taran – po drodze coś upolujemy. Uważaj tylko na dendrobates[1].

- Chodzi ci o te trujące żabki? – Upewniała się nerwowo rozglądając. – To prawda, że są bardzo niebezpieczne?

- Jak jednaj dotkniesz, to się przekonasz – zaśmiał się widząc jej niepokój – Może nie wyglądają zbyt groźnie, ale zapewniam, że widziałem jak ich neurotoksyna zabija rosłego faceta.

- No nie gadaj – Agata podbiegła do kolegi – Tsuna, nie strasz mnie bardziej niż trzeba.

- Ja cię jedynie przestrzegam, czego masz unikać – sapnął z rezygnacją – Z guerillas[2] i FARC[3] raczej sobie poradzisz, ale z dendrobates możesz nie mieć szans.

- Zabawny jesteś z tymi próbami zastraszenia – zaśmiała się dziewczynka – Mam czternaście lat, ale nie jestem idiotką.

Wyjęła z paska na udzie nóż, po czym zabiła nim pełznącego po drzewie węża.

- Mamy kolację – oświadczyła rzucając martwego gada chłopakowi – ty dzisiaj gotujesz.

- Ciężko mi ciebie rozgryźć – mruknął zarzucając sobie na szyję martwe zwierzę – Najpierw zachowujesz się, jak najzwyklejsza dziewczyna by następnie z zimną krwią zamordować jakieś stworzenie.

- Morderca zawsze pozostaje mordercą – odpowiedziała przygnębionym głosem,  po czym ponownie się uśmiechnęła – Jestem najgorszym co może spotkać człowieka.

- Z pewnością nie zawsze byłaś mordercą – zauważył z pewnym spojrzeniem – Masz ludzkie zachowania, czego nie dostrzeżesz u grasujących po Kolumbii sicario[4].

- Masz mnie – Agata spojrzała w górę. – Wcześniej nazywano mnie potworem.

- Widzę, że nie dogadamy się w tej kwestii – zaśmiał się widząc jej minę – Nie da się ciebie nie lubić. Niezbyt dużo mówisz, ale sporo myślisz, jednak nie dopuszczasz mnie do nich.

- Jeszcze nie zwariowałam by dawać sobie mieszać w głowie – warknęła chowając nóż w pasek – To, co mam w głowie należy jedynie do mnie i nikomu nie pozwolę w tym gmerać.

- Jasno się wyraziłaś – Tsuna przyspieszył kroku. – Pospieszmy się, bo zaraz się ściemni i nie znajdę naszej kryjówki.

Po tych słowach w milczeniu ruszyli w dalszą drogę.

§

Dzień nastał dość szybko. Tsunayoshi w milczeniu przypatrywał się śpiącej dziewczynce. Kiedy tak spała, wyglądała na bezbronne dziecko, jednak znając ją od dwóch lat wiedział, że to powierzchowny błąd. W przeciągu ostatniego roku diametralnie zmienił się jej wygląd zewnętrzny. Mocno wychudła i wyładniała. Jej tożsamość można było jedynie stwierdzić po tatuażu na jej prawym ramieniu, o którym w ogóle nie chciała rozmawiać. Powoli zaczęła się wybudzać.

- Buenos Dias – przywitał się, kiedy otworzyła jeszcze zaspane oczy – Jak się spało?

- Dzień dobry – uśmiechnęła się ciepło w odpowiedzi – całkiem nieźle. Przywykłam do spania w dżungli i wiem jakie dźwięki są alarmujące.

- Szybko się uczysz – pochwalił ją wstając z ziemi – Jesteśmy tu dopiero trzy dni.

- To i tak sporo – zaśmiała się składając swój śpiwór – Szybka asymilacja jest niezbędna na misjach w terenie, albo to, albo kulka w łeb.

- Ty i te twoje mądrości – wyśmiał ją zarzucając na siebie bluzę – Za godzinę mamy transport do Bogoty, a tam mam skontaktować się z niejakim Carlo Sacharowem.

- Ciekawe zestawienie – zachichotała Agata nakładając na ramiona plecak z rzeczami – latynoskie imię i rosyjskie wschodnioeuropejskie nazwisko. Kim jest ten gość?

- Naszą szansą na wydostanie się z Kolumbii – odparł z politowaniem patrząc na śmiejącą się dziewczynę – Masz spaczone poczucie humoru.

- Należy do karteru narkotykowego, prawda? – Zauważyła raptownie poważniejąc. – Gdzie wylądujemy z takimi łącznikami?

- W Rosji, a mówiąc precyzyjniej to w Moskwie. – Tsuna ruszył w kierunku miejsca spotkania z miejscowym transporterem. – Idziesz?

- Tak – Agata podreptała za kolegą. W myślach cieszyła się z faktu, że jest coraz bliżej rodziny. Specjalnie z Tsuną błądzili po różnych krajach dla zmylenia psów Bishopa, a nielogiczny schemat podróży jeszcze bardziej komplikował sprawę w jej odnalezieniu. Miała nadzieję, że to całkowicie uwolni ją od tego człowieka. – Idę.

Po niecałej godzinie marszu dotarli do drogi, na której czekał pikap. Oboje wskoczyli na pakę i wygodnie się rozsiedli.

- Jedziecie do Bogoty? – Zapytał dla pewności kierowca. – Mamy kawałek do pokonania.

- Ile nam to zajmie? – Agata spojrzała ciekawskimi oczami na mężczyznę.

- Będziemy jechać dwa dni, bo w Ortedze stacjonują ci z FARC i robią utrudnienia – oświadczył mężczyzna w śmiechu – Słyszałem, że w okolicach Fusagasuga grasują oddziały guerrillas, dlatego pojedziemy przez Girardot, które normalnie omijam.

- Aha – dziewczynka odwzajemniła uśmiech kierowcy – Miejmy nadzieję, że nas jednak FARC nie zatrzyma i nie natrafimy na żadnego sicario.

- Urodziłaś się tu? – Spytał towarzysz kierowcy. – Tak płynnie mówisz w naszym dialekcie.

- Nie – odpowiedziała zgodnie z prawdą – po prostu szybko się uczę.

- No to w drogę! – Zawołał zadowolony Latynos zapuszczając silnik pikapu. – Mamy do przejechania około 190 mil.

Agata wtuliła się w bok Tsunayoshego, po czym się zdrzemnęła. Chłopak delikatnie zajrzał do jej umysłu, jednak nawet podczas snu nastolatka stawiała opór. Wyłapał jedynie kilka elementów z jej pamięci, dość brutalnych.

- Kim ty tak naprawdę jesteś malutka? – Zastanawiał się delikatnie głaszcząc jej miękkie włosy. – Tyle krwi przelewa się w twoich wspomnieniach.



[1] Dendrobates - gatunek płaza z rodziny drzewołazów o silnej neurotoksynie. 


[2] Guerrilla (z hiszpańskiego), termin określający wojnę partyzancką lub oddział prowadzący walkę metodami partyzanckimi. Nazwa rewolucyjnej lewicowej partyzantki latynoamerykańskiej działającej w wielu krajach tego kontynentu od końca lat 50. Do dziś istnieje w Kolumbii. Działa głównie na terenach wiejskich, a zasila ją przede wszystkim chłopstwo, choć przywódcy rekrutują się z klasy średniej o radykalnych poglądach. 


[3] FARC-EP (hiszp. Fuerzas Armadas Revolucionarias de Colombia – Ejército del Pueblo,pol. Rewolucyjne Siły Zbrojne Kolumbii - Armia Ludowa) – najstarsza, największa i o największym potencjale kolumbijska organizacja partyzancka biorąca udział w wojnie domowej w tym kraju. 


[4] Sicario – płatni zabójcy niekiedy działający na zlecenia karteru narkotykowego.