niedziela, 8 czerwca 2014

Research II

Dalsze losy Agaty Aliud.

I

Agata siedziała na wzgórzu obserwując bawiące się w oddali dzieciaki. Była niewiele starsza, jednak w odróżnieniu od nich, ona posiadała dość spory bagaż doświadczeń. Chłopcy rzucali do tarczy na drzewie nożem myśliwskim. Każde uderzenie ostrza o drewno, przypominało dziewczynie niemiłe wspomnienia:

Biegła przez las na oślep. Desperacko chciała uciec z miejsca, w którym ją przetrzymywano. Ostatnie zarośla naznaczyły jej ręce i nogi piekącymi rysami. To jej jednak nie przeszkadzało, bo chęć wolności była o wiele silniejsza. Tuż przed sobą miała otwartą przestrzeń. Znalazła się na szczycie klifu.

- Ocean?! – Zdziwiona patrzyła na rozbijające się o skały fale. – Tędy nie ucieknę.

Wróciła do lasu i zaczęła biec w przeciwną stronę. Musiała uważać, bo ścigali ją ludzie Bishopa. Ostrożnie przemknęła się po ściółce omijając obóz, by następnie czym prędzej biec przed siebie. Zobaczyła przejaśnienie i z nadzieją przyspieszyła jeszcze bardziej. Niestety finisz jej sprintu był rozczarowujący.

- Plaża?! – Zaszlochała w szoku. – To niemożliwe.

Puściła się biegiem wzdłuż linii drzew przezornie skrywając się za zaroślami. Pędziła tak kilka kilometrów, aż z powrotem dotarła do klifu, jednak tym razem patrzyła na niego z dołu. Jej nadzieja na ucieczkę powoli się ulatniała pozostawiając po sobie gorycz porażki. Nogi się pod nią ugięły i upadła na kolana łapiąc oddech. Kiedy trochę odpoczęła, oparta o jedno z drzew patrzyła w dal na ocean.

- Ja chcę do domu – załkała wspominając braci i matkę – Nie chcę tu być.

Raptem poczuła silny ból w lewym ramieniu. Spojrzała na nie i z przerażeniem dostrzegła przebijający je na wylot nóż. Chciała go wyciągnąć, jednak ostrze przytwierdzało ją do drzewa.

- Zguba się odnalazła – usłyszała przed sobą głos Bishopa, który z nieukrywaną satysfakcją przyglądał się, jak dziewczynka siłuje się z nożem. – Little Rose, to bezskuteczne. Nie uciekniesz stąd tak łatwo. Baza znajduje się na wyspie, która nie figuruje na żadnej mapie. Należysz do mnie.

- Nie! – Pisnęła w proteście. – Ucieknę, nie wiem jak, ale to zrobię.

- Zasada numer jeden – Bishop podszedł do dziesięciolatki i silnym szarpnięciem wyciągnął z jej ręki nóż, tym samym uwalniając. – Niesubordynacja będzie surowo karana. Słuchaj dowódcy i grzecznie wykonuj jego polecenia.

- Nie! – Krzyknęła w gniewie. Jej zdolności jeszcze nie powróciły przez co była słabym dzieckiem, ale nie miała zamiaru się podporządkowywać. – Nigdy nie będę żołnierzem!

- Nie pozostawiasz mi wyboru – Bishop złapał ręce dziewczynki i unosząc je nad jej głowę, ułożył tak, że dłoń spoczywała na dłoni. Następnie przytknął ostrze do najbezpieczniejszego miejsca i mocno nim pchnął, przytwierdzając je do pnia. Mała zawyła z bólu. – Jesteś żołnierzem i powinnaś zapanować nad bólem. Wyrzuć go z umysłu. – Szeptał jej do ucha dla pewności, że go usłyszy, jednocześnie ściskając zranione ramię. Potęgował tym jedynie jej ból. – Ty nigdy nie będziesz normalnym dzieckiem, zawsze będziesz potworem. Inni ludzie to jedynie worki z krwią i kośćmi, czyli nic wartego uwagi.

- Nie – płakała próbując walczyć z bólem i raniącymi ją słowami mężczyzny – Ja tak nie chcę.

- Tu nie liczy się czego ty chcesz dziecinko – nadal szeptał jej do ucha łagodnym głosem. Gdyby robił to chłodno, bądź krzyczał, może wtedy nie bolało by to tak bardzo, ale on każde słowo wypowiadał z czułością, co potęgowało jej strach. – Należysz do mnie i będziesz robić to, co ci rozkażę. Na razie jesteś jeszcze nierozwiniętym pączkiem, ale wychowam cię na tyle, że rozkwitniesz Little Rose.

Któryś z chłopców zbyt mocno rzucił nożem, który przebił na wylot drewnianą tarczę. Z tego wywołała się dość spora kłótnia. Agata wyrwana z myśli w rozbawieniu nasłuchiwała dochodzących do niej wzajemnych obelg. W pewnym momencie wstała i otrzepując z trawy spodnie ruszyła w ich stronę.

- Po co te kłótnie? – Obdarzyła dzieciaki serdecznym uśmiechem. – Problemem jest nóż, więc czemu wspólnie go nie wyciągniecie?

- Nie umiemy – odpowiedział najmłodszy, który nawet nie rzucał ostrzem, a jedynie przyglądał się kolegom – Nie chcemy też popsuć tarczy.

- Rozumiem – zaśmiała się, po czym podeszła do drzewa z tarczą – Pomóc wam?

- Jesteś dziewczyną – zauważył najstarszy z grupy dzieciaków – a wiadomo, że to słaba płeć.

- Bystry jesteś – sarknęła, a następnie łapiąc trzonek noża mocno pociągnęła go w swoją stronę całkowicie wyciągając z drewnianej pułapki. Kucnęła przy najmłodszym z chłopców i wręczyła mu obiekt sporu. – Proszę i nie ma za co.

W milczeniu odwróciła się w kierunku wzgórza, z którego przyszła i zarzucając peleryną swoich ciemnych włosów na plecy, ruszyła w drogę powrotną. Na szczycie czekał już Tsunayoshi, półkrwi Japończyk, którego poznała dwa lata temu. Zawdzięczała mu życie, bo tylko dzięki niemu zdołała umknąć ludziom Bishopa. Rozumiał ją, jak nikt inny, bo również posiadał zdolności parapsychiczne, a do tego bardzo przydatne.

- Gdybyśmy byli normalnymi dziećmi, pewnie właśnie w taki beztroski sposób trwonilibyśmy wolny czas – zauważył wpatrując się w dzieciaki na dole – Chciałaś spróbować, że tam zeszłaś?

- Niejako – zaśmiała się puszczając mu oczko – Jedynie pomogłam rozwiązać bezsensowny spór.

- Cała ty – westchnął wywracając oczami – Matka Teresa się znalazła.

- Oj przestań wreszcie truć – klepnęła go w plecy – psuli mi tylko spokój.

- Wmawiaj sobie dalej te bzdety – zadrwił z niej prztykając ją w czoło – Czas coś zjeść. Na co masz ochotę?

- A co w Kolumbii można dobrego zjeść oprócz ołowiu? – Zapytała w śmiechu dziewczyna. – Zjem cokolwiek, byleby było zjadliwe.

- Dobra odpowiedź – pochwalił ją w spokoju – W takim razie upolujemy coś i sami przyrządzimy na ognisku.

- Jesteśmy na obrzeżach jakiegoś miasta, prawda? – Agata chwilę patrzyła na budynki w oddali. – Znasz jego nazwę?

- Cali – odpowiedział chłopak z nostalgią wymalowaną na twarzy – tu się wychowałem.

- Rozumiem – Dziewczyna posłała mu ciepły uśmiech. – Ja nie mam miasta, które mogłabym uznać za miejsce wychowania. Kraj owszem, ale nie miasto.

- O, wreszcie powiedziałaś o sobie coś więcej niż zwykłaś – zaśmiał się Tsunayoshi – Zazwyczaj mówisz ogólnikami.

- Ty powiedziałeś mi o sobie, więc odwdzięczyłam się tym samym – wzruszyła ramionami – Coś za coś.

- Konkretna jesteś – westchnął ruszając w stronę lasu – znalazłem ciekawe miejsce na nocleg, więc się pospiesz.

- Ok. – Pobiegła za kolegą. Był od niej starszy o trzy lata i swoim zachowaniem przypominał jej mieszankę dwóch starszych braci, których zmuszona była opuścić. – Jak daleko trzeba iść?

- Kawałek – mruknął prąc naprzód niczym taran – po drodze coś upolujemy. Uważaj tylko na dendrobates[1].

- Chodzi ci o te trujące żabki? – Upewniała się nerwowo rozglądając. – To prawda, że są bardzo niebezpieczne?

- Jak jednaj dotkniesz, to się przekonasz – zaśmiał się widząc jej niepokój – Może nie wyglądają zbyt groźnie, ale zapewniam, że widziałem jak ich neurotoksyna zabija rosłego faceta.

- No nie gadaj – Agata podbiegła do kolegi – Tsuna, nie strasz mnie bardziej niż trzeba.

- Ja cię jedynie przestrzegam, czego masz unikać – sapnął z rezygnacją – Z guerillas[2] i FARC[3] raczej sobie poradzisz, ale z dendrobates możesz nie mieć szans.

- Zabawny jesteś z tymi próbami zastraszenia – zaśmiała się dziewczynka – Mam czternaście lat, ale nie jestem idiotką.

Wyjęła z paska na udzie nóż, po czym zabiła nim pełznącego po drzewie węża.

- Mamy kolację – oświadczyła rzucając martwego gada chłopakowi – ty dzisiaj gotujesz.

- Ciężko mi ciebie rozgryźć – mruknął zarzucając sobie na szyję martwe zwierzę – Najpierw zachowujesz się, jak najzwyklejsza dziewczyna by następnie z zimną krwią zamordować jakieś stworzenie.

- Morderca zawsze pozostaje mordercą – odpowiedziała przygnębionym głosem,  po czym ponownie się uśmiechnęła – Jestem najgorszym co może spotkać człowieka.

- Z pewnością nie zawsze byłaś mordercą – zauważył z pewnym spojrzeniem – Masz ludzkie zachowania, czego nie dostrzeżesz u grasujących po Kolumbii sicario[4].

- Masz mnie – Agata spojrzała w górę. – Wcześniej nazywano mnie potworem.

- Widzę, że nie dogadamy się w tej kwestii – zaśmiał się widząc jej minę – Nie da się ciebie nie lubić. Niezbyt dużo mówisz, ale sporo myślisz, jednak nie dopuszczasz mnie do nich.

- Jeszcze nie zwariowałam by dawać sobie mieszać w głowie – warknęła chowając nóż w pasek – To, co mam w głowie należy jedynie do mnie i nikomu nie pozwolę w tym gmerać.

- Jasno się wyraziłaś – Tsuna przyspieszył kroku. – Pospieszmy się, bo zaraz się ściemni i nie znajdę naszej kryjówki.

Po tych słowach w milczeniu ruszyli w dalszą drogę.

§

Dzień nastał dość szybko. Tsunayoshi w milczeniu przypatrywał się śpiącej dziewczynce. Kiedy tak spała, wyglądała na bezbronne dziecko, jednak znając ją od dwóch lat wiedział, że to powierzchowny błąd. W przeciągu ostatniego roku diametralnie zmienił się jej wygląd zewnętrzny. Mocno wychudła i wyładniała. Jej tożsamość można było jedynie stwierdzić po tatuażu na jej prawym ramieniu, o którym w ogóle nie chciała rozmawiać. Powoli zaczęła się wybudzać.

- Buenos Dias – przywitał się, kiedy otworzyła jeszcze zaspane oczy – Jak się spało?

- Dzień dobry – uśmiechnęła się ciepło w odpowiedzi – całkiem nieźle. Przywykłam do spania w dżungli i wiem jakie dźwięki są alarmujące.

- Szybko się uczysz – pochwalił ją wstając z ziemi – Jesteśmy tu dopiero trzy dni.

- To i tak sporo – zaśmiała się składając swój śpiwór – Szybka asymilacja jest niezbędna na misjach w terenie, albo to, albo kulka w łeb.

- Ty i te twoje mądrości – wyśmiał ją zarzucając na siebie bluzę – Za godzinę mamy transport do Bogoty, a tam mam skontaktować się z niejakim Carlo Sacharowem.

- Ciekawe zestawienie – zachichotała Agata nakładając na ramiona plecak z rzeczami – latynoskie imię i rosyjskie wschodnioeuropejskie nazwisko. Kim jest ten gość?

- Naszą szansą na wydostanie się z Kolumbii – odparł z politowaniem patrząc na śmiejącą się dziewczynę – Masz spaczone poczucie humoru.

- Należy do karteru narkotykowego, prawda? – Zauważyła raptownie poważniejąc. – Gdzie wylądujemy z takimi łącznikami?

- W Rosji, a mówiąc precyzyjniej to w Moskwie. – Tsuna ruszył w kierunku miejsca spotkania z miejscowym transporterem. – Idziesz?

- Tak – Agata podreptała za kolegą. W myślach cieszyła się z faktu, że jest coraz bliżej rodziny. Specjalnie z Tsuną błądzili po różnych krajach dla zmylenia psów Bishopa, a nielogiczny schemat podróży jeszcze bardziej komplikował sprawę w jej odnalezieniu. Miała nadzieję, że to całkowicie uwolni ją od tego człowieka. – Idę.

Po niecałej godzinie marszu dotarli do drogi, na której czekał pikap. Oboje wskoczyli na pakę i wygodnie się rozsiedli.

- Jedziecie do Bogoty? – Zapytał dla pewności kierowca. – Mamy kawałek do pokonania.

- Ile nam to zajmie? – Agata spojrzała ciekawskimi oczami na mężczyznę.

- Będziemy jechać dwa dni, bo w Ortedze stacjonują ci z FARC i robią utrudnienia – oświadczył mężczyzna w śmiechu – Słyszałem, że w okolicach Fusagasuga grasują oddziały guerrillas, dlatego pojedziemy przez Girardot, które normalnie omijam.

- Aha – dziewczynka odwzajemniła uśmiech kierowcy – Miejmy nadzieję, że nas jednak FARC nie zatrzyma i nie natrafimy na żadnego sicario.

- Urodziłaś się tu? – Spytał towarzysz kierowcy. – Tak płynnie mówisz w naszym dialekcie.

- Nie – odpowiedziała zgodnie z prawdą – po prostu szybko się uczę.

- No to w drogę! – Zawołał zadowolony Latynos zapuszczając silnik pikapu. – Mamy do przejechania około 190 mil.

Agata wtuliła się w bok Tsunayoshego, po czym się zdrzemnęła. Chłopak delikatnie zajrzał do jej umysłu, jednak nawet podczas snu nastolatka stawiała opór. Wyłapał jedynie kilka elementów z jej pamięci, dość brutalnych.

- Kim ty tak naprawdę jesteś malutka? – Zastanawiał się delikatnie głaszcząc jej miękkie włosy. – Tyle krwi przelewa się w twoich wspomnieniach.



[1] Dendrobates - gatunek płaza z rodziny drzewołazów o silnej neurotoksynie. 


[2] Guerrilla (z hiszpańskiego), termin określający wojnę partyzancką lub oddział prowadzący walkę metodami partyzanckimi. Nazwa rewolucyjnej lewicowej partyzantki latynoamerykańskiej działającej w wielu krajach tego kontynentu od końca lat 50. Do dziś istnieje w Kolumbii. Działa głównie na terenach wiejskich, a zasila ją przede wszystkim chłopstwo, choć przywódcy rekrutują się z klasy średniej o radykalnych poglądach. 


[3] FARC-EP (hiszp. Fuerzas Armadas Revolucionarias de Colombia – Ejército del Pueblo,pol. Rewolucyjne Siły Zbrojne Kolumbii - Armia Ludowa) – najstarsza, największa i o największym potencjale kolumbijska organizacja partyzancka biorąca udział w wojnie domowej w tym kraju. 


[4] Sicario – płatni zabójcy niekiedy działający na zlecenia karteru narkotykowego.

2 komentarze:

  1. Ciekawy początek :D. Szkoda że tak rzadko wrzucasz rozdziały :-(. Mam nadzieję ze niedlugo dodasz jakiś rozdział czy to Lavi czy research. Masz talent pielęgnuj go :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    wspaniały rozdział, cieszę się bardzo, że udało się Agatce uciec, a Tsu wydaje się fajny... musi być bardzo ostroża ludzie Bishopa mogą obserwować jej matkę jak i braci...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń