wtorek, 19 maja 2015

Lavi

Oddaję w wasze ręce kolejny rozdział "Lavi". Trochę mi to zajęło, ale go napisałam. Ostatnio mam sporo na głowie, przez co brakuje mi czasu na pisanie - nad czym ubolewam :( 
Pozdrawiam wszystkich i zachęcam do komentowania.


XXII Tajemnica Adama

Adam wrócił do domu w złym nastroju. Okazało się, że Lavi zniknęła z sanktuarium tuż przed tym, jak mieli ją odbić. Wcześniej udało im się uwolnić Yuki, ale Drakun z łatwością ponownie ją pojmał. Był pewny, że to wszystko było w jakimś stopniu zamierzone.

- Szlag by to! – Uderzył w ścianę pięścią. Zranił rękę, ale ta szybko się zregenerowała. Był zirytowany. Irytowała go jego bezsilność. Czuł, że zawiódł na całej linii. – Wybacz Shiki.

Nagle wyczuł coś lodowatego w kieszeni spodni. Sięgnął do niej i znalazł od onyks Akiry. Kamień pulsował, co było niespotykane.

- Jak niby mam znaleźć lokalizację Lavi? – Zastanawiał się, wbijając skupiony wzrok w kamień. – To jakieś szaleństwo.

Kiedy rzucił onyks na biurko, ten zaczął świecić ciemną poświatą. Po chwili na blacie mebla powstał cienisty napis. „Dom Kronosa”.

- Tak podejrzewałam – w gabinecie pojawiła się Terra – Ten chłopiec przeniósł je do siebie.

- I do Kronosa – warknął wampir – Akira nie mógł tego zrobić w pojedynkę. Jeszcze nie dorósł do pełnej mocy bestii.

- Racja – uśmiechnęła się ciepło – jednak wykorzystał Chaos Shikiego. To dziecko potrafi umiejętnie manipulować mrokiem.

- Skąd to wiesz? – Był zdumiony jej wiedzą. – I jaki znowu Chaos?

- To moc Shikiego. Moc, której tak bardzo się obawia. – Wyjaśniała spokojnie. Wciąż go zadziwiała zasobem wiedzy, tym bardziej, gdy przebywała w powłoce dziecka. – Moc Chaosu niszczy wszelkie życie. Żywi się każdym istnieniem. To potężna siła, skupiająca w sobie najczystszy mrok. Nic dziwnego, że dziecko cienistej bestii potrafiło ją wykorzystać.

- Rozumiem – usiadł w fotelu za biurkiem. Jej słowa wzmogły jedynie jego niepokój. Akira nie dorósł nawet do połowy mocy cienistej bestii, a przeistaczanie się w medium siły Chaosu mogło odcisnąć piętno na jego ciele. – Czy możemy uznać, że są bezpieczni?

- Myślę, że tak – przyznała bacznie się mu przyglądając – Mam do ciebie pytanie Adamie.

- Jakie? – Zmrużył oczy wyczekująco. Prawdę mówiąc nie miał ochoty na dalszą konwersację, tym bardziej po porażce w sanktuarium. Jakoś nie ufał Drugiej Córze Ouroborosa.

- Jak zdołałeś ukryć fakt, że zrodziłeś się z krwi smoków? – Patrzyła na niego tymi szmaragdowymi oczami. Dostrzegł w nich cień drwiny. – Zawsze zastanawiało mnie, dlaczego to właśnie tobie Sojusz oddał pod opiekę Lavi. Kiedy byłeś w świecie Smoków, zauważyłam pewne znamię. To rzadkość wśród wampirów.

- Masz rację – westchnął zmęczony – Ojciec z nieczystych pobudek chciał uczynić ze swojego dziecka niepokonaną broń. Krew wroga jest do tego niezbędna. Urodziłem się tuż przed deklaracją wojny, co nie rokowało za dobrze dla mojego rodu. Niemowlęta szybko przyswajają nowe moce, a ja nie byłem wyjątkiem.

- Co to za moc? – Spytała ciekawa.

- Taka, bez której wszystkim żyje się lepiej – zbył ją. Nie cierpiał wspominać czasów wojny. Wyrządził wówczas zbyt wiele zła przez tę przeklętą moc. Sam do końca nie wiedział jak posiadł tę zdolność. Ten temat był niejako tabu. – Nie używam jej i tyle powinno ci wystarczyć.

- Masz wyrzuty sumienia – stwierdziła rozumiejąc jego niechęć do wyznań.

- Nie mam – sarknął w irytacji.

- Masz – zaśmiała się, po czym zaczęła znikać – to dobrze o tobie świadczy.

- Czy aż tak bardzo to zdradzam? – Sapnął zrezygnowany. – Shin Hyun-Bin przewidziałeś to w dniu naszego pierwszego spotkania. To brzemię jest ciężkie i fakt odpokutowania tego niczego nie zmienił. W dalszym ciągu mam te koszmary.

* * *

Czuł ból nagromadzony przez te wszystkie lata własnej egzystencji. Coś, co skrywał głęboko w sobie. Uzyskane cierpienie niczym sztylet przeszywało jego ciało i dogłębnie raniło na nowo. To było nie do wytrzymania. Stracił światło, a wokoło widział jedynie mrok, który powoli go pochłaniał. Wciąż stawiał mu opór, ale słabł z każdą chwilą. Bał się i teraz dokładnie to wiedział.

- Pustkowie – wyjąkał zbolałym głosem – Nie chcę być sam.

Uczucie pustki wypełniało go od momentu utraty przyjaciela. Przez strach utraty kogokolwiek zaczął się izolować. Jeśli nie masz kogo stracić, wówczas nic cię już nie skrzywdzi. Tak właśnie myślał, ale po poznaniu Yuki zaczął mieć wątpliwości. Lavi pogłębiła powstałe zwątpienie.

- Walcz z tym – słyszał czyjś głos przenikający ciemność. Nie pamiętał do kogo należał. – Walcz chłopcze. Poddaj się mrokowi i znajdź jego słaby punkt.

- Nie chcę – załkał zmieniając się w małego chłopca – To mnie przeraża.

- Dasz radę – tym razem coś zobaczył. Z ciemności wyłonił się szczeniak czarnego wilka o krwawym spojrzeniu. Już kiedyś spotkał to stworzenie. – Będę  przy tobie. Mrok nie jest taki straszny.

Zamknął oczy i pozwolił porwać się otaczającej go czerni.

* * *

Yuki z uwagą przyglądała się Lavi. W postaci małej dziewczynki wydawała się tak bardzo krucha. Przytulała do siebie cieniste stworzenia i rozmawiała z kimś poprzez nie. Zaniepokoiła się, gdy wymówiła w jednym zdaniu „Shiki” i „chaos”.

- Chaos jest niebezpieczny – poinformowała ją kucając naprzeciwko niej – Jeśli Shiki podda się chaosowi, wówczas wszyscy w najbliższym otoczeniu zginą.

- Akira twierdzi, że Kronos zapieczętował smoczą krew Shikiego – odpowiedziała jej Lavi – Zaimponowała mu moc chaosu.

- Rozumiem – Poprawiła swoje srebrne włosy – Jednak niech będzie ostrożny.

* * *

Akira spoił się z mrokiem przechwytując moc chaosu. Uczucie temu towarzyszące było nieopisywalne. Miał wrażenie, że może wszystko. Nagle coś sobie przypomniał. Dziadek kiedyś mu opowiadał, że cienista bestia jest w stanie tworzyć portale. Niestety potrzebne do tego jest potężne medium mroku.

- Nie zaszkodzi spróbować – wyszeptał skupiając się na Shikim. Mężczyzna obawiał się mocy chaosu, dlatego postanowił go wesprzeć. – Dasz radę. Będę przy tobie. Mrok nie jest taki straszny.

Ciemność całkowicie go pochłonęła niejako odradzając jego ciało. Czuł się niesamowicie silny.

- Lavi – zawołał przyjaciółkę za pośrednictwem Lang i Mu Lang – Weź Yuki za rękę i stójcie nieruchomo przez chwilę.

- Czemu? – Spytała zdumiona. – Coś się dzieje z Mu Lang.

- Tworzę wam portal – wyjaśniał spokojnie – Moc chaosu mi to umożliwia. Nikt nie ma pojęcia, że ta siła ma potężny potencjał. Mrok może pokonać niemal wszystkie przeszkody, jednak potrzebny to tego jest kolosalny wysiłek i skupienie.

- Rozumiem – Lavi posłusznie wykonała polecenie Akiry. – Jesteśmy gotowe.

- Dobrze – uśmiechnął się łagodnie, po czym zaczął działać – Niedługo się spotkamy.

* * *

Yuki w milczeniu wpatrywała się w Lavi. Dziewczynka nagle złapała ją za rękę i obdarzyła ciepłym uśmiechem.

- Akira nas stąd wydostanie – zapewniła, kiedy jedno z jej cienistych stworzeń zaczęło się przekształcać w wir. Czy to możliwe, że przeistaczało się w przejście? Kiedyś czytała o tym w jednym z zakazanych pergaminów. Cień był odporny na wszelką magię poza czystym światłem. – Chcesz tego, prawda Yuki? Spotkamy się z Shikim.

- Jasne, że chcę – uśmiechnęła się do niej. Tęskniła za tym zamkniętym w sobie gburem jak za nikim wcześniej. Kochała ojca, ale ten całkowicie zawiódł jej zaufanie dogłębnie raniąc. Wiedziała, że była dla niego jedynie narzędziem. – Tak łatwo mnie rozszyfrowałaś.

- Kłócicie się, co świadczy o sympatii – wyszczerzyła się zadowolona – Kocham was oboje i życzę wam jak najlepiej.

- Zadziwiające, że po tylu niemiłych doświadczeniach nadal tak mocno pokładasz w kimś nadzieję – pocałowała ją w czoło. Czyżby podzielała emocje Shikiego względem tego dziecka? No tak, byli podobni i dobrze o tym wiedzieli. – Dziękuję Lavi.

- Już czas – oznajmiła, gdy wir przybrał jednolitą barwę mroku – Lang nas przeprowadzi.

Weszły w ciemność i podążały za krwistymi ślepiami, które były jedynym źródłem światła. Po dłuższej chwili znalazły się na ciemnym korytarzu, tuż obok uśmiechniętego nastolatka. Dopiero teraz uzmysłowiła sobie, kim był. Przyjacielem Lavi a zarazem cienistą bestią.

- Akira! – Lavi rzuciła się na szyję przyjaciela. – Dziękuję.

- Zmalałaś – odwzajemnił jej uścisk. Była taka malutka i urocza w dziecięcej powłoce. – Ale słodki z ciebie brzdąc.

- Od razu mi dokuczasz – prychnęła, po czym stanęła przed nim w dąsie – Gniewam się.

- Ok. – uśmiechnął się nerwowo, po czym zwrócił się do srebrnowłosej kobiety stojącej obok – Ty pewnie jesteś Yuki.

- Tak – przyznała łagodnym głosem w jej oczach wyczuł niepokój – Jest za tymi drzwiami. Staram się go wesprzeć, ale dopadają go demony przeszłości.

- Zawsze bał się tej mocy – odparła Yuki – Dlatego się izolował i udawał sopel lodu.

- Wiem – rzucił spokojnie – Jesteście mu potrzebne. Kronos również nie może mu pomóc.

- Co mamy zrobić? – Spytały chórem.

- Złapcie mnie za ręce – polecił, a jego oczy z srebrnych ponownie stały się krwisto czerwone – Zabiorę was do niego.

- O matko – wystraszyła się Lavi, gdy stanęły w gąszczu ciernistych krzewów. Podłoże przypominało czarną maź, która w każdej chwili mogła cię bezpowrotnie wciągnąć. – Jest aż tak źle?

- Nie bój się – uspokajał ją Akira – ze mną nic wam nie grozi.

- Przypominasz szczenię wilka – zauważyła zdumiona – czy to twoja postać bestii?

- No cóż, nadal jestem bachorem jeśli do tego pijesz – warknął urażony, ale miał za swoje, biorąc pod uwagę jego wcześniejsze powitanie – Chodźcie.

Przeszli przez ciernisty gąszcz i znaleźli się w pustce. Po chwili dostrzegli coś na miarę czarnego tronu, na którym siedział skulony mały chłopiec. Płakał krwistymi łzami.

- Shiki – Yuki wypowiedziała jego imię drżącym głosem. Nigdy nie spodziewała się, że aż tak cierpiał. Tak skrupulatnie to ukrywał. Podbiegła do niego i mocno przytuliła. – Wróć do mnie! Proszę.

- Shiki – tym razem Lavi wkroczyła do akcji. Posłała mu promienny uśmiech i wytarła krwiste łzy z oczu. – Nie maż się, przecież nie jesteś sam.

Patrzył na nie w szoku. Jego oczy odzyskiwały dawny blask, przywracając wspomnienia, które odebrał mu mrok. Przypomniał sobie, że posiada światło.

- Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo – odparła Yuki całując go w policzek – Kocham cię mój zrzędo.

- Yu-ki – wymamrotał dotykając opuszkami palców jej twarzy – Kochasz?

- Co cię tak dziwi? – Uśmiechnęła się. Pierwszy raz był taki bezradny. – Weź za to odpowiedzialność jako mężczyzna. Daj przykład młodzieży.

- Jesteś wredna – syknęła Lavi – Młodzież potrafi o siebie dobrze zadbać, co nie Aki?

- Oczywiście – zachichotał nastolatek – choć w tym momencie na to nie wyglądamy.

- Lavi – Shiki uśmiechnął się do niej i przygarnął ją do siebie. – Tęskniłem za tobą dziecinko.

- Czyli za mną nie tęskniłeś – Yuki wzięła się pod boki, udając jędzę. – Zapamiętam to sobie niewdzięczniku.

- Za tobą też tęskniłem – dodał szybko zmieszany.

- Za późno – udała focha, jednak po chwili ponownie zawisła mu na szyi. – Cieszę się, że wróciłeś.

* * *

Kronos usiadł w fotelu i uśmiechnął się pod nosem. Wszystko poszło po jego myśli, a nawet i lepiej. Nie spodziewał się tylko potencjału szczeniaka cienistej bestii. Jego córka potrafi dobierać sobie przyjaciół. Byli naprawdę przydatni.

- Cieszę się, że do mnie wróciłaś – odparł przymykając oczy – Choć ty nie będziesz podzielać mego szczęścia.

Pstryknięciem palców zdjął blokady nałożone na komnatę. Shiki wyczerpany leżał na podłodze, jednak po jego minie wiedział, że wszystko jest na dobrej drodze. Teraz z pewnością da sobie radę z wewnętrznym mrokiem. Odzyskał to co sądził, że utracił.

- Winszuję chłopcze – uśmiechnął się ponownie – Twój dziadek byłby z ciebie dumny.

Wstał i położył nieprzytomnego mężczyznę na łóżku. Po chwili wyszedł z komnaty i dostrzegł leżące u stóp trzy osoby. Przeniósł je do środka i umieścił obok Shikiego. Mrok potrafi wyczerpać, a szczególnie tych co rzadko mają z nim do czynienia. Nic dziwnego, że pozbawił wszystkich przytomności.

- Odpoczywajcie dzieci – delikatnie odgarnął grzywkę z czoła córki. Tak mocno przypominała matkę.  – Zasłużyliście, by dziś spać razem.

* * *

Pogrążony w myślach Butterfly siedział w swoim pokoju. Wciąż rozważał słowa Kronosa dotyczące jego rodziców. Sam już dawno odkrył prawdę, ale usłyszenie jej od kogoś, kto ich znał i pozwolił na ten cały incydent. Tak, jego narodziny były incydentem, który zniszczył wszystko.

- Chyba powinienem usunąć się w kąt – westchnął spoglądając w sufit. Wyczuł przybycie Lavi i Yuki, co przyniosło ulgę, jak również utwierdziło go w swoim przekonaniu. Kiedy zamknął oczy, ujrzał szczęśliwego Shikiego. – Nikt mnie już nie potrzebuje.

Wstał z fotela i podszedł do drzwi. Dzięki popłochowi demonów mógł bez problemu zrobić mały rekonesans po posiadłości Kronosa. Teraz był odpowiedni moment na ucieczkę. Powstrzymywanie mocy Chaosu, musiało wystarczająco zmęczyć ojca Lavi, dlatego opuścił pokój.

- Czemu to tak boli? – Mruknął czując ucisk w piersi. Czy perspektywa samotności, aż tak go przerażała? W sumie nie wiedział na czym stoi i czy jego obecność ma jakiekolwiek znaczenie. Ostatnio odkrył, że coraz bardziej jest mu to obojętne. Czuł się niepotrzebny, a takie osobniki prędzej czy później są odtrącane. Chciał tego uniknąć. – Lepiej teraz.

Wyszedł z posiadłości i znalazł się na pustkowiu czarnej mgły. Przymknął na moment oczy, by dodać sobie otuchy. Spodziewał się, że to nie będzie łatwe. Świat demonów nie należał do przyjaznych, a dom Kronosa leżał w najniebezpieczniejszej strefie. Strach nieprzyjemnie lizał jego ducha, wywołując drżenie ciała, jednak ruszył przed siebie. Starał się trzymać ścieżki, choć czarna mgła utrudniała tę czynność. Czuł się jakby stracił wzrok. Wszędzie była gryząca ciemność. Nagle w coś uderzył i upadł na ziemię.

- W tym stanie nie masz żadnych szans – usłyszał głos Kronosa – Masz tego świadomość, więc czemu się na to zdecydowałeś?

- Już dawno chciałem zniknąć – odpowiedział podnosząc się z ziemi. Wyczuwał obecność mężczyzny, jednak przez mgłę nie był w stanie go dostrzec. – Sam wiesz, że nie miałem prawa się narodzić.

- Nie powinieneś się obwiniać o los rodziców – Złapał ramię chłopaka boleśnie zaciskając na nim palce. Już wcześniej zauważył jego wątpliwości, które popychały go ku niebezpiecznym wnioskom. – Miałeś prawo się narodzić jak każdy inny. Chłopcze, dostrzeż wreszcie swoją wartość.

- Jaką wartość? – Zakpił próbując uwolnić ramię. – Wszyscy są szczęśliwsi beze mnie. Nie potrafiłem nawet pocieszyć brata, który i tak ma mnie w głębokim poszanowaniu. Skoro nie jestem potrzebny, postanowiłem zniknąć. To wydaje się być mniej bolesne.

- W tym momencie oszukujesz sam siebie – skarcił go przyciągając do siebie – Uwierz mi, życie w odosobnieniu niszczy od środka. Zabija powolną śmiercią.

- I co z tego? – Warknął w złości. – Własna matka wyrzekła się mnie, krzycząc o nienawiści jaką mnie darzy w chwili śmierci. Uratował mnie Shiki, ale on też mnie nie znosi. Jestem dla niego nikim.

- Coś mi mówi, że muszę skonfrontować waszą dwójkę – sapnął Kronos przenosząc się z Butterfly’em do salonu. Posadził długowłosego w fotelu i obserwował, czy mgła nie zrobiła mu większej krzywdy. Miał podkrążone oczy i bladą twarz. – Jeszcze chwila w tej mgle, a padłbyś trupem.

- Liczyłem się z takim ryzykiem – wyszeptał spuszczając wzrok. Był wyczerpany i nagle zdał sobie sprawę z tego, że nie może się ruszyć. – Moje ciało…

- Ta mgła paraliżuje uniemożliwiając ucieczkę – poinformował go Kronos – Sam sobie zgotowałeś taki los. Niech to będzie twoją karą.

- Ale to nie na zawsze? – Spytał w strachu. – To odejdzie, prawda?

- Teraz się tym przejmujesz? – Zadrwił srogo. – Przed chwilą byłeś gotów zniknąć.

- To… – nie wiedział co powiedzieć. Czy aż taki głupi był jego plan? Wątpliwości aż tak zmąciły mu umysł, że popełnił tak kolosalny błąd? – Co się ze mną dzieje?

- Pogubiłeś się chłopcze – uśmiechnął się lekko, widząc, że zrozumiał – Pozwól, że będę cię nazywał twoim starym imieniem, które nadał ci ojciec.

- Nie pamiętam ojca – mruknął smutny – matka nie chciała o nim mówić.

- Erisie, powinieneś jeszcze raz przemyśleć kilka kwestii – poradził mu łagodnie. Już dawno chciał porozmawiać z nim w cztery oczy. Teraz wiedział, że zbyt długo zwlekał. – Lecz tym razem wstrzymaj się z wynoszeniem wniosków przed rozmową z bratem.

- Rozumiem – westchnął cicho – Wezmę to pod uwagę.

- Mam córkę, ale zyskałem dodatkowo dwóch synów – zaśmiał się roztrzepując włosy chłopakowi – Obiecałem Eranowi mieć na ciebie oko. Tak samo staremu Gentisowi w sprawie Shikiego.

- Problematyczne – jęknął długowłosy czując ucisk w piersi – Coś ciężko mi oddychać.

- To minie – oznajmił biorąc chłopaka na ręce i przenosząc go do pokoju. Położył go na łóżku i zaklęciem oczyścił organizm z toksyn czarnej mgły. To jeszcze bardziej osłabiło brązowowłosego, ale przynajmniej żył. – Śpij.

Opuścił sypialnię, udając się na odpoczynek. Bądź co bądź miał pracowity dzień.

* * *

Skot w milczeniu siedział przy stole w jadalni i wpatrywał się w miseczkę płatków. W nocy miał dziwny sen, który nie dawał mu spokoju. Najgorsze było to, że nie mógł go wyjaśnić. Sen dotyczył Adama, który był nieosiągalny.

- Co się stało? – Amy zmartwiona patrzyła na przyjaciela. Nie lubiła, gdy był w takim stanie. – Skot?

- Miałem sen, który zrodził wiele pytań – odpowiedział cicho – tylko Adam może rozwiać moje wątpliwości.

- Co masz na myśli? – Nigdy nie był aż tak poważny. Nigdy też nie chciał omawiać snów z bratem. – Co to był za sen?

- Nieważne Amy – chciał ją zbyć wymuszonym uśmiechem, co było niepokojące – To sprawa Adama.

- Coś mało nas dzisiaj – zauważył Kronos zajmując swoje miejsce – Atmosfera też jest nieco gorsza.

- Proszę wybaczyć, ale nie mam apetytu – Skot wstał z miejsca z pochmurnym spojrzeniem. – Mogę wrócić do swojego pokoju?

- Co cię martwi dziecko? – Patrzył na młodego Darka i wyczuł jego wątpliwości. – Skąd w tobie tyle zastrzeżeń?

- To dotyczy mojego brata – spojrzał w bursztynowe oczy mężczyzny i coś go tknęło – Czy istniał kiedyś mroczny smok?

- Skąd to pytanie? – Kronos od razu podniósł swoją czujność. O istnieniu onyksowego smoka wiedziało niewiele smoków. To mroczna przeszłość ich rasy, więc skąd ten chłopiec mógł o nim usłyszeć? – A co byś zrobił, gdybym to potwierdził?

- Czy istnieje możliwość by wampir i smok stali się jednym? – Spytał w nerwach. W jego śnie Adam zmienił się w smoka, który przerażał chęcią mordowania i rządzą krwi. – Tak teoretycznie.

- Może, nie wiem – Pytanie Skota otworzyło mu oczy. Czyżby coś przeoczyli w przeszłości? Te wszystkie mordy, których dopuściły się wampiry podczas wojny i niewyjaśnione ślady mrocznej energii. – Czy twój brat zna odpowiedź?

- Nie mam zielonego pojęcia – wzruszył ramionami – Sam chciałbym to wiedzieć, ale Adam niczego nie wyjawi.

- Rozumiem – Kronos zmrużył oczy. Zaczynało robić się ciekawie. Jeżeli starszy Dark posiadał informacje na temat onyksowego, to mógł być przydatny. Jednego był pewien, Drakun nie mógł się o tym dowiedzieć. – Możesz iść.

Odprawił chłopca, po czym sam zniknął.

* * *

Luna zmęczona spoglądała w źródło snów. Przekazanie koszmaru Adama Skotowi kosztowało ją wiele wysiłku.

- Jesteś tego pewna? – Spytała Terrę, która siedziała po drugiej stronie źródła. – Ingerujemy w sprawy, które nas nie dotyczą.

- Myślę, że to najwyższa pora by ten wampir zmierzył się z demonami przeszłości – odparła spokojnie nucąc pod nosem dziecięcą melodyjkę – Jego brat będzie dobrym motywatorem.

- Nadal twierdzę, że to nienajlepsza metoda – wątpiła Luna – Nie bez powodu ukrywał to przed wszystkimi.

- Adam Dark przypomina trochę Shikiego, nie uważasz? – Zaśmiała się nieznacznie. – Obaj boją się tkwiącej w nich mocy.

- Konsekwencje tych mocy są przerażające – zadrżała patrząc w oczy małej dziewczynki – Nie dziwię się, że chcieli ukryć te moce.

- Tak, gdyby Ouroboros się o tym dowiedział, już dawno porwałby Adama i zamknął w najodleglejszym zakątku swojej twierdzy i zgładził – odparła opuszkami palców mącąc wodę w źródle – Ten wampir jest idealną bronią do walki z Bliźniętami Rodu Gelu, jak również skazą na historii wszystkich smoków.

- Czasem zastanawiam się po czyjej ty stoisz stronie – westchnęła odchodząc od źródła. Terra pomimo dziecięcego wyglądu potrafiła być okrutna i bezwzględna. Pod wachlarzykiem dobrych manier i słodkich minek skrywała się silna i pewna siebie kobieta, która przewyższała intelektem niejednego geniusza. – Twoja strategia napawa mnie niepokojem.

- Nie bój się – uśmiechnęła się ciepło – Jestem po odpowiedniej stronie frontu. To dlatego kazałam ci posłać ten koszmar Skotowi.

- Rozumiem – spięła swoje gęste włosy rzemieniem – Mam nadzieję, że to załatwi sprawę.

- Czas pokaże – oznajmiła znikając z groty Luny.

* * *

Szedł leśną polaną. Po jej środku znajdował się obóz wroga. Dostał jasne rozkazy od ojca, choć nadal nie rozumiał, dlaczego w swoim wieku musi uczestniczyć w walce. Miał dopiero dwanaście lat.
Kiedy dotarł do granicy obozu, został zauważony. Wzniesiono alarm, a po chwili zwarty pierścień wroga całkowicie go otoczył.
- Poddaj się krwiopijco! – Zawołał jeden z żołnierzy smoków. – Inaczej cię zabijemy!
- Zero litości – powtarzał w duchu słowa ojca – Masz zabić inaczej nie wracaj i nie nazywaj się moim synem.
Ktoś dźgnął go ostrzem w bok. Zawył z bólu nie rozumiejąc, dlaczego to wszystko ma miejsce. W ogóle nie chciał uczestniczyć w tej wojnie. Jego rówieśnicy bezpiecznie ukrywali się z matkami w podziemiu, dlaczego on tego nie mógł uczynić?
- Giń wampirze ścierwo! – Ryknął jeden z żołnierzy rzucając się na chłopca.
- Nie! – Załkał czując palący ból w środku. To uczucie było ohydne. Stawał się potworem.
- To niemożliwe! – Wołali w strachu. Tuż przed nimi stał onyksowy roztaczając wokoło krwiożerczą aurę. Wystarczył jeden błyskawiczny ruch ostrym jak brzytwa skrzydłem, by zabić cały oddział stacjonujący w obozie. Nie pozostał nikt, kto mógłby o tym zaraportować.
- Jestem potworem – szlochał kuląc się pośrodku krwawej jatki. Może i był wampirem, ale ten widok go przerażał. Zwymiotował w pierwszej reakcji czując w ustach ich smak. On przed chwilą zabijał i posilał się mięsem wroga. – Nie chcę tego.
- Dobra robota synu – usłyszał za sobą ojca – Jesteś idealną bronią przeciwko smokom.

Obudził się ciężko dysząc. Dopiero po chwili spostrzegł, że w oczach ma łzy. Ten pieprzony koszmar ponownie go nawiedził. Nienawidził tego uczucia po przebudzeniu z niego. Był drżącą kupą mięsa i krwi. W irytacji otarł z oczu łzy.

- Cholera – syknął starając się uspokoić myśli – Szlag by cię ojcze! Szlag by ten przeklęty ród!

* * *

Lavi obudziła się jako pierwsza. Usiadła na łóżku i ku swojemu zaskoczeniu zobaczyła śpiących jeszcze Shikiego, Yuki i Akirę.

- Wyglądasz inaczej – uśmiechnęła się delikatnie dotykając włosów Pierwszego – Teraz pasujesz do Yuki.

Zsunęła się z łóżka i podeszła do półki po drugiej stronie pokoju. Zaintrygowało ją pewne zdjęcie. Widniał na niej jej ojciec i szeroko uśmiechnięta kobieta.

- Wyglądają na szczęśliwych – szepnęła opuszkami palców przejeżdżając po podobiźnie kobiety – Piękna.

- To twoja matka – usłyszała za sobą Kronosa – Bardzo ją przypominasz. To zdjęcie zrobiono, gdy dowiedziała się, że będziemy rodzicami.

- Aha – odstawiła zdjęcie na miejsce. Musiała stanąć na palcach, ponieważ nadal tkwiła w ciele dziecka – Przepraszam.

- Miałaś prawo je zobaczyć – obdarzył ją ciepłym spojrzeniem – Cieszę się, że tu jesteś.

- A ja nie wiem co czuję – odparła cicho – Mam mętlik w głowie.

- Z pewnością – wziął ją na ręce – Też bym go miał na twoim miejscu.

- Możesz mnie postawić? – Poprosiła w zmieszaniu. – To trochę zawstydzające.

- Muszę zapieczętować na chwilę twoje zdolności – oświadczył całując ją w czoło – to na wypadek gdybyś chciała uciec.

- Rozumiem – mruknęła – Czy to samo spotkało Shikiego?

- Tak – odpowiedział nakładając na nią płomienie blokujące – Choć uparty z niego młodzieniec.

- Shiki to Shiki – wzruszyła ramionami – nie powinno się go oceniać zwyczajnym kryterium.

- Rozumiem – zaśmiał się w reakcji na jej wyjaśnienie – Obiecałem jego dziadkowi, że się nim zajmę.

- To dlatego wyciągnąłeś na światło dzienne ten cały Chaos? – Upewniała się delikatnie przechylając głowę. – Yuki strasznie się o niego bała, ja zresztą też.

- To było nieuniknione – odparł łagodnie – Gdyby nadal to w sobie tłumił, mógłby wybuchnąć.

- Aha – spuściła wzrok, odczuwając nagły spadek energii – Chce mi się spać.

- Wiem – położył ją na łóżku – Odpoczywaj. Porozmawiamy, gdy odzyskasz siły.

* * *

Wyszedł przewietrzyć się do ogrodu. Ten cały koszmar wywoływał u niego nudności. To było żałosne, zważając na fakt, iż jest liderem wampirzego Rodu. Nie rozumiał, dlaczego wciąż to go prześladowało? Przecież ukrył w sobie tę moc, a po wojnie ojciec i jego poplecznicy przyłożyli wiele starań, by jego tajemnica nie wyszła poza krąg wtajemniczonych. To dlatego większość dzieciństwa spędził więziony w piwnicznej celi.

- Chodź tu – zawołał kręcącego się w pobliżu kota. Przykucnął i przyjaźnie wyciągnął do zwierzęcia rękę. Nie odniosło to rezultatów, a zarobił tylko krwawy ślad na grzbiecie dłoni zrobiony pazurami. – Lavi miała rację nazywając cię Baka Neko.

Zlizał krew z rany całkowicie ja zasklepiając. Był już zmęczony tym ciągłym poczuciem winy. Czy sumienie da mu kiedyś spokój? Spojrzał na gwiazdy i dostał olśnienia.

- Lavi – wyszeptał przymykając oczy – od samego początku byłaś moim ukojeniem.

* * *

Amy martwiła się o Skota. Przy śniadaniu nie wyglądał najlepiej. Czuła, że niepokoi go sen o Adamie. Niestety nie potrafiła mu pomóc. Siedziała w swoim pokoju i wpatrywała się apatycznie w sufit. Próbowała jakoś wkraść się w sny przyjaciela, ale ten non stop ją blokował.

- Czego nie chcesz mi pokazać? – Szepnęła w smutku. – Skot, czy to jest aż tak straszne?

* * *

Shiki obudził się z lekkim bólem głowy. Ledwie widział na oczy, ale znał ten efekt uboczny. Kiedyś stracił wzrok prawie na miesiąc.

- Wszystko gra? – Poczuł na ramieniu dłoń Yuki. Martwiła się o niego, tym bardziej gdy zobaczyła jego zamglony wzrok. – Shiki?

- To nic – próbował ją uspokoić – Tak bywa po oddaniu się we władanie ciemności. Stajesz się ociemniały.

- Chyba raczej ślepy – poprawił go Akira, który od dawna już nie spał – To minie.

- Wiem – westchnął zmęczony bólem – przechodziłem już przez ten stan.

- Ty również przebywałeś w mroku – zauważyła Yuki zwracając się do chłopca – też odczuwasz jakieś niedyspozycje?

- To żart, prawda? – Sarknął wskazując na czarne, wilcze uszy, ogon i wąsy. – Przez jakiś czas będę wyglądał jak odmieniec.

- Wybacz – zrobiło jej się dość głupio – sądziłam, że to twój normalny wygląd.

- Aha – wydął policzki i się uciszył. Chciał jeszcze coś powiedzieć, ale powstrzymał się, widząc śpiącą Lavi.

- Urocza – wymknęło się Shikiemu, który od razu zawstydzony się zarumienił. Może nie widział dość dobrze, ale pamiętał Lavi jako dziecko. – Zapomnijcie.

- Pierwszy raz widzę byś się rumienił – Yuki niespodziewanie pocałowała go w policzek – Chcę cię poznać od tej wstydliwej strony.

- Pod warunkiem, że ty pokażesz mi tę swoją – mruknął, żałując że cokolwiek powiedział. Czuł jednak ulgę, wiedząc, że ma przy sobie bliskich.

- Zgoda – uśmiechnęła się i zawisła mu na szyi. Cieszyła się, że ten wieczny sopel lodu wreszcie zaczynał topnieć. – Tylko później nie narzekaj.

* * *

Jechał na spotkanie ze stryjem. Coś mu nie pasowało i szczerze obawiał się wizyty w domu głównym. Przywoływał niemiłe wspomnienia. Kiedy samochód wjechał na podjazd przed wejściem do rodzinnego pałacu, przeszył go niepokojący dreszcz. Pomimo tego ruszył do frontowej fasady i pchnął potężne, dębowe drzwi.

- Adamie – przywitał go stryj swoim chłodnym tonem – Jak podróż?

- Męcząca – odpowiedział równie oschle w środku czując, że znalazł się w potrzasku. Nie chciał wchodzić dalej, ale niestety nie miał wyboru. – Po co mnie wezwałeś?

- Doszły mnie słuchy, że w świecie smoków szykuje się jakiś konflikt – oznajmił prosto z mostu – Wiesz co to oznacza?

- Podejrzewam – westchnął wiedząc do czego nawiązuje stryj – Jednak nie podzielam twojego zdania.

- A powinieneś – spoglądał na bratanka z wyższością – To szansa dla naszego gatunku.

- Ich konflikt to nie nasza sprawa – odparł siląc się na spokój. Zaczynał czuć się osaczony. – Pokój jest najlepszym rozstrzygnięciem, a wojna skończyła się wieki temu.

- Ależ mój niemądry bratanku – posłał Adamowi złowieszcze spojrzenie – chyba zdawałeś sobie sprawę z tego, że twoja posada lidera jest tymczasowa?

- Nie zamierzasz chyba? – Rozszerzył źrenice w szoku. Tak łatwo dał się oszukać i wpadł w pułapkę. – Nie ośmielisz się.

- Już to zrobiłem – uśmiechnął się z triumfem – Wezwałem cię tu w roli broni.

- Nie będę twoim narzędziem – warknął w złości – Wtedy byłem jedynie dzieckiem, dlatego się nie sprzeciwiałem, ale teraz to robię. Poza tym ojciec jest prawowitym liderem Rodu Dark.

- Nie masz nic do gadania – nagle zgraja sługusów stryja okrążyła Adama. Uzbrojeni byli w pęta blokujące magię. Stryj rzucił mu pod nogi wyrwane kły. Po zapachu rozpoznał, do kogo należały i zamarł. – Mój brat był głupcem, sądząc że zadowolę się takim stanem rzeczy. A ty chłopcze nie podzieliłeś jego losu tylko dlatego, że jesteś naszą bronią ostateczną.

- Nie chciałem tego – odrzekł w nerwach. Powoli zaczynał opanowywać go strach. Nie chciał wrócić do tamtego miejsca. – Szczerze żałuję, że wtedy nie umarłem. Zrobiliście ze mnie potwora.

- Zaczynasz się bać – zadowolenie nie schodziło z ust stryja – wreszcie przypominasz sobie swoje miejsce. Jesteś narzędziem i nikim więcej.

- Nie będę mordował dla twojej uciechy! – Ryknął w złości Adam. – Nie zmarnuję tego, co osiągnął Shin Hyun-Bin dla twojej prywatnej hegemonii. Karty historii naszego Rodu są i tak przesiąknięte niewinną krwią, a ja nie zamierzam plamić kolejnych.

- Posiedzisz trochę w celi, a zmiękniesz – skinął na sługusów, by zacieśnili krąg – Będziesz mi posłuszny bratanku.

* * *

Skot zerwał się z koszmaru. Serce waliło mu boleśnie w piersi. Znał to uczucie. Oznaczało coś złego. Kiedy dotknął twarzy, na dłoniach pozostała krew.

- Cholera – wymamrotał chodząc po pokoju. Emocje go aż nosiły. – Adam.

Wtem wybiegł z sypialni i zaczął dobijać się do Amy. Jeżeli on to wyczuł, ona również musiała.

- Skot? – Otworzyła przerażona. – Co to za dziwne przeczucie? Krew wrze.

- Adam ma kłopoty – wyjaśnił wchodząc do jej pokoju – nie wiem na czym one polegają, ale czuję, że nie jest dobrze. Najpierw te sny o jego zmianie w smoka, a teraz ciemność.

- Może Akira coś na to poradzi? – Zaproponowała niepewnie. – On jest ekspertem od mroku.

- Też racja – spacerował po jej pokoju – To chodźmy.

Dobijali się do pokoju Akiry, ale nikt im nie odpowiadał. W ostateczności zdecydowali odwiedzić pokój Shikiego i Butterfly’a.

- Wejdźcie – zaprosił ich do środka długowłosy – po waszej aurze wiem, że coś was gnębi.

- Adam – wypalił Skot nadal wycierając lecące z jego oczu krwawe łzy – On jest czymś zagrożony, ale nie wiem czym. Dzieli nas zbyt wielki dystans by to stwierdzić.

- Rozumiem – zmarszczył brwi w zastanowieniu – Nie mogę wam pomóc, ale Kronos już tak.

- Nie chcę prosić tego gościa o pomoc – wyrzucił z siebie Skot – To nie dotyczy Kronosa.

- Wiem, że nie chcesz mieszać smoków w sprawy Darków – długowłosego martwił ten krwawy płacz. To musiało być poważne, skoro chłopak nie mógł go powstrzymać. – ale pomyśl trochę w logiczny sposób. To Kronos nas tu sprowadził i tylko on może nas uwolnić.

- Zdaję sobie z tego sprawę – jęknął zrozpaczony – ale wciąż mu do końca nie ufam.

- Co tu robicie? – W pokoju zjawił się ojciec Lavi. Od razu podszedł do Skota i pozbawił go przytomności. Tylko tak można było powstrzymać krwawy płacz. – Co się dzieje?

- To dotyczy jego starszego brata – odpowiedział mu Butterfly w skupieniu – coś się stało, ale młody nie chciał zdradzić co. Jedynie panikował w obawie o Adama.

- Sprawdzę to – Kronos położył nieprzytomnego wampira na łóżku, po czym zniknął z pokoju.

* * *

Leżał na zimnej posadzce pozbawiony wszelkiej siły. Tyle lat udawało mu się unikać tego domu, ale on i tak go dopadł. Znowu trafił do tego mrocznego miejsca, gdzie nie docierało żadne światło. Ta cela była skonstruowana specjalnie dla niego. Ciemność pozbawiała go pewności i sił. Powoli go łamała, ale walczył. Strach przed ponownym przeistoczeniem w krwiożerczą bestię był o wiele silniejszy.

- Myśl o świetle – szeptał zamykając oczy. Ku jego zdumieniu pomyślał o Lavi. – To moje światło.

- Nie obawiaj się – usłyszał w głowie jego głos – Nie pozwolę byś więcej cierpiał z mojej winy.

- Stryj zabił ojca – odpowiedział niemal niesłyszalnie, czując ucisk w piersi – ta cela, wiesz jak na nas działa.

- Wiem, ale walcz z jej mocą – nalegał głos z nutą niepokoju – Nie blokuj mnie, to ci pomogę.

- Nie oszukasz mnie? – Był na skraju przytomności. – Nie chcę skrzywdzić Lavi.

- Możesz mi w pełni zaufać – zarzekał się łagodnym tonem – Adamie, podtrzymam twoje życie, ale musisz zacząć o siebie walczyć. Lavi będzie smutna, gdy zrezygnujesz z życia.

- Zmieniłeś zdanie? – Usłyszał pytanie stryja. – Siedzisz tu już trzy dni.

- Nie – odpowiedział spokojnie – Nie będę mordował smoków.

- W takim razie wrócę tu za miesiąc – rzucił wściekły na jego odpowiedź – do tego czasu na pewno się mi poddasz.

* * *

Kronos stanął przed ogromną rezydencją. Pamiętał zapach wampirzego opiekuna Lavi, dlatego bez problemu natrafił na jego trop. Zakamuflował swoją obecność, po czym wszedł do budynku. Zaskoczyło go, że ślad Adama niemal zanikał w tym domu. Coś blokowało jego osobę.

- Szczątkowe ślady – pomyślał kierując się schodami w dół – Ciekawie się zapowiada.

Kiedy zszedł na dół, znalazł się w piwnicy. Kierował się nikłym zapachem wampira, aż natrafił na zamknięte drzwi. Nałożono na nie potężną pieczęć, ale akurat Kronosowi nie sprawiła ona wielkiego problemu. Wszedł do pomieszczenia pozbawionego światła. W drugim końcu dostrzegł kraty i leżącą za nimi postać.

- Co zbroiłeś, że tak cię ukarano? – Spytał zszokowany zastanym widokiem. Adama spętano pieczętującymi magię łańcuchami. Posadzka klatki dodatkowo pozbawiała go nadmiaru sił. Był słaby, bo taki miał być. – Twój brat strasznie szalał z twojego powodu.

- Nie chcę już więcej mordować smoków – wyszeptał ledwie słyszalnie z zamkniętymi oczami – Zabij mnie, wówczas Lavi będzie bezpieczna.

- O czym ty mówisz? – Kronos jednym zamachem wyłamał kraty i zerwał pęta. Następnie zgarnął z podłogi ledwie żywego wampira. – Zabieram cię ze sobą.

- Czemu? – Nie potrafił rozgryźć tego smoka. – Do niczego się nie przydam.

- Jak odzyskasz siły, to szczerze porozmawiamy o tym mordowaniu smoków – oświadczył bursztynowooki dość poważnie. Jego dom zaczynał przeradzać się w przedszkole. Tyle dzieciaków tam już sprowadził. – Coś mi mówi, że jesteś kluczem do rozwikłania przestarzałej sprawy.

Po tych słowach wrócił do świata demonów z nowym gościem.

* * *

Lavi w półśnie szła ciągnięta za rękę przez Yuki do jadalni.

- Czemu nie daliście mi dłużej pospać – jęczała szeroko ziewając – Chcę wrócić do łóżka.

- Musisz coś zjeść – wyjaśniał zmartwiony jej bladością Shiki – Pewnie nie jadłaś przez cały pobyt w sanktuarium.

- W sanktuarium nie można przyjmować posiłków – wtrąciła Yuki w równie ponurym nastroju co dziewczynka – Przerwałeś mi tak przytulną drzemkę.

- Chciałaś żebym był mężczyzną, więc nim jestem – mruknął w lekkim zawstydzeniu – teraz nie narzekaj, że biorę odpowiedzialność.

- Naprawdę?! – Zdumiona patrzyła w jego plecy. W tych srebrnych włosach wyglądał naprawdę dobrze. Podeszła do niego i delikatnie musnęła ustami jego policzek. – Dziękuję.

- Na twoim miejscu bym jej odpowiedziała – ziewnęła Lavi – Kiepski z ciebie Romeo Shiki.

- Nikt nie pytał cię o zdanie – warknął w zażenowaniu, bo trafiła w sedno – Za to wypijesz szklankę mleka.

- Fuj – skrzywiła się w dość zabawny sposób – Dobrze wiesz, że nie lubię mleka.

- Nie dokuczaj dziecku – zachichotała Yuki wtulając się w bok Pierwszego – Podoba mi się twój nowy-stary wygląd.

* * *

Otworzył powoli oczy i niemal natychmiast je zamknął. Pomimo panującego w pokoju półmroku raziło go światło. Nadal był osłabiony i nie miał na nic ochoty.

- Ile tam tkwiłeś? – Usłyszał pytanie.

- Kilka dni – odparł ledwie słyszalnie, bo strasznie zaschło mu w gardle – Pić.

- Otwórz na chwilę oczy – nakazał mu ten sam głos – Muszę ocenić twój stan.

Wykonał polecenie, bo nie miał nic do stracenia. Znowu jego gałki oczne eksplodowały bólem, ale wytrwale odczekał aż Kronos skończy się im przyglądać.

- Ciekawe – mruknął oglądając rozszerzone źrenice wampira. Pod czerwoną barwą dostrzegł czystą czerń, a to nie było naturalne dla tej rasy. – Kiedy się urodziłeś?

- Co to ma wspólnego z moim stanem? – Był zdumiony. Jednak po dłuższej chwili odpowiedział. – Tuż przed wojną.

- Rozumiem – pomógł mu usiąść – nie miałeś sielskiego życia, jak twoi rówieśnicy.

- Zawsze byłem sam – szepnął odwracając wzrok – chciałem uchronić przed tym Skota.

- Przed czym go chciałeś chronić? – Kronos był niemal pewny, że Adam jest odpowiedzią na pytania, które zrodziły się wieki temu w trakcie wojny. – Czy nadal coś mu zagraża?

- Ja – jęknął czując przeszywający głowę ból – Stryj zdjął założoną przeze mnie pieczęć.

- Pieczęć – powtórzył lustrując Darka badawczym spojrzeniem. Nagle dostrzegł coś interesującego. – Kim jesteś?

- Onyx – odparł patrząc na niego złowrogim, fioletowo-czarnym spojrzeniem. Na lewej skroni pojawiła się krwawa łezka, którą kojarzył z zamierzchłych czasów swojej młodości. – Onyx Killua Nubis.

- Ród Nubis – uśmiechnął się pod nosem – Jesteś potomkiem Nebuli?

- To moja matka – przyznał spokojnie – Umarłem, ale się odrodziłem w tym dziecku.

- Zjednałeś się z wampirem – zauważył poważnie – jak tego dokonałeś?

- Patrzyłem jak zabijają moją matkę – opowiadał w skupieniu – barbarzyńskie wampiry, nie rozumiały co czynią. Potrafiły tylko mordować. Zabiły też i mnie. – Na chwilę zamilkł w złości zaciskając pięści i przegryzając dolną wargę. – Później pojawiła się ona. Nosiła w sobie życie. Pochowała mnie i matkę. Dopiero później dowiedziałem się, że była jedną z nich.

- Odrodziłeś się wnikając w duszę jej dziecka – odpowiedział sobie na pytanie. Teraz wszystko się wyklarowało. – To ty zabijałeś smoki?

- Tak – przytaknął w rozbawieniu – To za wymordowanie mojego Rodu. Uznano nas za niegodnych i wydano wyrok eksterminacyjny.

- Rozumiem – teraz wszystko stało się klarowne – Zrobiłeś to z nienawiści. A co z tym chłopcem?

- Pomógł mi otworzyć oczy – uśmiechnął się ciepło – kiedy przejmowałem stery, on cierpiał i mocno płakał. Dzięki temu zrozumiałem, że niewiele różniłem się od tych, przez których taki się stałem.

- Co tak naprawdę otworzyło ci oczy? – Naciskał chcąc zmusić go do niejakiej spowiedzi. – Onyksie?

- Mówię przecież, że on – spojrzał na Kronosa w irytacji – Jest wrażliwy i nigdy nie chciał w tym uczestniczyć. Udawał oziębłego, by chronić brata.

- Przed kim? – Chciał się tego dowiedzieć. Kto wykorzystuje dzieci do walki? – Kto zagraża Skotowi?

- Ten, kto więził Adama w tamtej celi – zacisnął zęby – Adam spędził tam ponad stulecie. Ta cela to jego przekleństwo.

- Nigdy bym go o to nie posądził – zaśmiał się z własnej naiwności – Dziecko pogromiło honor smoków i zakończyło wojnę.

- Kiedy to tak ujmujesz, wydaje się śmieszne – dołączył do jego śmiechu – Tak, zabawna ta prawda.

- Odpocznij – polecił, widząc stróżkę krwi spływającą z kącika lewego oka – Powinniście obaj zregenerować siły.

- To zajmie – westchnął opadając na poduszki – Ten drań niemal nas zabił pozbawiając sił i magii.

- Teraz jesteście bezpieczni – zapewnił go wycierając krew z jego twarzy – Ukryję waszą obecność, dlatego nikt nie będzie was niepokoił.

- Rozumiem – skrzywił się widząc błękitny płomień, który otoczył łóżko – Ty jesteś tym, kto ma pozamiatać.

- Właśnie – odparł pozbawiając go przytomności – a ty możesz mi w tym pomóc.

Nałożył pieczęć na pokój, który od razu opuścił.

* * *

Skot w zamyśleniu wpatrywał się w sufit sypialni. Martwił się o brata pomimo zaniknięcia koszmaru. Niecierpliwił się brakiem jakichkolwiek wieści. Butterfly mówił, że Kronos miał sprawdzić co u Adama.

- Czemu nic mi nie mówi? – Wypowiedział na głos myśli przymykając oczy. Nerwy odbierały mu apetyt, dlatego nie schodził na posiłki. – Cholera.

- Przymknąłem oko na twoje wczorajsze zachowanie, ale opuszczanie posiłków to lekka przesada – w pokoju pojawił się Kronos – Twój brat jest bezpieczny, więc nie masz powodów do zmartwień.

- Chciałbym się z nim zobaczyć – odparł, patrząc pustym wzrokiem – porozmawiać.

- Tęsknisz za nim – stwierdził oceniając stan chłopca – Ponoć łączą was napięte stosunki.

- Zawsze mnie wspierał i chronił – wyjaśniał cicho – Może i jest wymagający, ale wiem, że mogę mu ufać.

- Przed kim cię bronił? – Wyrwało mu się pytanie, które powstało w intensywnym procesie myślenia.

- Przed ojcem i stryjem – odpowiedział zbolałym głosem – Zataił przed nimi fakt, że nie jestem normalny.

- Rozumiem – podszedł do chłopca i spojrzał mu w oczy – twój brat jest bezpieczny i nie chciałby byś się zamartwiał.

- To nie takie proste – sapnął znużony. Brak jedzenia i snu dawały o sobie znać. – To też nie pana sprawa.

- Wiem – przyznał w lekkim uśmiechu – Masz zejść na kolację. Jeżeli tego nie zrobisz, to przestanę być miłym gospodarzem.

Po tych słowach zniknął z pokoju.

* * *

 Akira w milczeniu jadł kolację. Ignorował wszystkich wokół pogrążony w myślach. Od momentu zetknięcia się z siłą Chaosu odczuł pewne zmiany. Najgorsze było, że jedzenie przestało mu smakować. Było mdłe i niedobre. Dziadek ostrzegał go by uważał z mrokiem, bo może pozbawić go tej ludzkiej strony. To było po tym jak pierwszy raz samodzielnie wybrał się do świata demonów. Miał wówczas dziesięć lat. Wtedy też miał podobne objawy, które ustąpiły po kilku dniach.

- Aki – poczuł lekkie szturchnięcie po lewej stronie. To była Lavi. – Zaliczyłeś odlot?

- Możliwe – przyznał z wymuszonym uśmiechem. Nie miał ochoty z kimkolwiek rozmawiać. – Pójdę już.

- Jeszcze nie skończyłeś posiłku – zatrzymał go Kronos podnosząc na nastolatka wzrok – wnuku Shin Hyun-Bina.

- Straciłem apetyt – odpowiedział zgodnie z prawdą – Zjadłem tyle ile mogłem.

- Rozumiem – bursztynowe oczy błysnęły w dość niepokojący sposób – zatem idź do pokoju.

- Tak zrobię – udał obojętny ton, choć w środku zaczął palić go gniew. To również należało do skutków ubocznych zjednania się z mrokiem. Mógł mieć niekontrolowane huśtawki nastroju i wolał uniknąć wybuchu przed innymi. – Życzę miłej nocy.

Spiesznie opuścił jadalnię i udał się w stronę swojej sypialni. Po drodze wybuchł, przez co wyładował złość na jednej ze ścian. Zarobiła kilka wgnieceń i naznaczyła ją jego krew z rozciętej skóry na knykciach. Po tym wrócił do siebie, ale pozostał w nim ból po starciu ze ścianą.

- Cholera – załkał kuląc się na łóżku – Tęsknię dziadku.