No hej ^^ Przepraszam za tak dużą zwłokę, ale tak jakoś wyszło. Przez dłuższy czas miałam po prostu pustkę w głowie, czyli brak weny na wszystko. Mam nadzieję, że rozdział się spodoba i napiszecie co o nim sądzicie w komentarzach. [Cicho na to liczę]. Pozdrawiam Was i życzę miłej lektury.
XXIII Gdy mrok spotyka ciemność
Otworzył oczy wyczuwając czyjąś obecność
w pokoju. Wokoło panował jeszcze półmrok, ale pomimo tego rozpoznał aurę gościa.
Nie musiał się nawet odwracać w jego stronę. W sumie nie mógł tego całkowicie
zrobić.
- Czym sobie zasłużyłem, że mnie
odwiedzasz Shiki? – Spytał lekko zachrypniętym głosem. – Masz już własny pokój
i nie musisz ze mną przebywać.
- Co jest złego w chęci odwiedzenia
brata? – Usłyszał w odpowiedzi. – Mam wrażenie, że źle mnie oceniasz.
- Nie mam ochoty na rozmowę – burknął
odwracając skonsternowany wzrok – Nie potrzebuję niczyjej uwagi.
- Nie masz ochoty – powtórzył spokojnie,
aczkolwiek z groźnym oddźwiękiem. – Fly, spójrz mi w oczy i powiedz to jeszcze
raz.
- Fly!? – Zdziwił się takim zdrobnieniem
jego imienia, przez co połowicznie wykonał polecenie. – Zostaw mnie.
- Znowu spuściłeś wzrok – zganił go
zaciskając jego płatki nosa palcem wskazującym i kciukiem – I nie, nie zostawię
cię póki nie porozmawiamy.
- Puść – jęknął z ledwością łapiąc jego
rękę. Proces odzyskiwania czucia w ciele był wolniejszy od ślimaka. To go
dobijało i zawstydzało. Nie mógł nawet samodzielnie się przemieszczać. –
Proszę, zostaw mnie.
- Nie unikaj mnie Erisie – westchnął
zrezygnowany – ta rozmowa jest potrzebna nam obu.
- Ty…
– zabrakło mu słów. Nie spodziewał się, że ponownie usłyszy swoje dawne
imię, tym bardziej z ust Shikiego. Sądził, że prócz Kronosa nikt go nie
pamięta. – Jeszcze nie jestem na nią gotów.
- Pamiętałem – oznajmił lustrując go
czujnym spojrzeniem – Przez cały czas.
- Aha – mruknął zakłopotany. Czujny
wzrok brata straszliwie go peszył. – Możemy to przełożyć? Nie czuję się na
siłach.
- Eh – prztyknął go w czoło – Kronos
pokazał mi co się wydarzyło. Nie spodziewałem się po tobie tak nierozważnego
zachowania.
- Wiesz, może za dużo sobie nad-interpretowałeś
tworząc mój wizerunek – szepnął w nieco zgryźliwy sposób. Zapomniał ugryźć się
w język i urwał nie w porę, przez co wyczuwał irytację Shikiego, a to źle
wróżyło. – Nie odpuścisz, prawda?
- Zgadza się – potwierdził poważnie.
Miał ochotę jakoś go ukarać i nawet wiedział jak. – Skąd pomysł, że cię nie
znoszę?
- Wszyscy mnie unikali – oświadczył
cicho – włącznie z tobą.
- Wolałem samotność – wyjaśnił siląc się
na spokój w głosie. Wkurzało go, że tak źle go odbierał. – Wiesz, że zawsze
mogłeś do mnie przyjść?
- Nie chciałem się narzucać – czuł się
jak dzieciak – Nie umiem nawiązywać relacji. Próbowałem z Lavi, ale chyba nie
wyszło.
- Od samego początku sądziłem, że
partnerem Lavi będziesz właśnie ty Erisie – teraz uświadomił sobie, że też się
nie popisał. Jedyne co zrobił, to go uratował przed wampirami i tyle. Później
chłopak musiał radzić sobie sam. Nic dziwnego, że nie opuszczał swojej groty. –
Nie brałem pod uwagę faktu, że przydzielą ją mnie.
- Z tobą przynajmniej ma jakąś
przyszłość – znowu odwrócił wzrok – ja bym ją tylko ograniczał.
- Bzdury wygadujesz – wyciągnął z
kieszeni składany nóż, który zwinął jednemu z demonów podczas błądzenia
korytarzami domu Kronosa. Następnie złapał kosmyk włosów brata i szybkim ruchem
go skrócił. – Wątpisz w siebie. Wątpisz w rodzinę. To nie do przyjęcia.
- Co ty robisz? – Krzyknął w szoku. –
Zostaw!
- Te włosy są twoją kryjówką – zauważył
nie zaprzestając czynności – pod nimi ukrywasz prawdziwego siebie i w dodatku
wyglądasz jak baba.
- Dobrze wiedzieć – chciał się odsunąć,
ale jego ciało jak na złość protestowało – jednak z drugiej strony to nie
znaczy, że masz decydować o moim wyglądzie.
- Jak będziesz tak piszczał, to cię
ogolę na łyso – ostrzegł go ze złośliwym uśmieszkiem – Masz do mnie jakieś
pretensje. Dodajmy, że o nic. Teraz przynajmniej będziesz miał dobry powód.
- To nie fair – jęknął pokonany – nie
mam jak się bronić.
- I dobrze – zdążył skrócić już połowę
objętości włosów na głowie brata – mam pewność, że nie uciekniesz.
- Rozumiem – przymknął oczy w rezygnacji
– masz mnie za tchórza.
- Nie – zaprzeczył w złości – czy ty w
ogóle mnie słuchasz?
- Słucham – spojrzał na niego równie
rozdrażniony – Co z tego, że nie chcę pokazywać ludziom swojej twarzy? Matka
powtarzała, że jestem monstrum, które nie powinno żyć. Po co w ogóle tam wtedy
przyszedłeś? Po co mnie ratowałeś? Tak czy siak skazano mnie na samotność. Ty
przynajmniej miałeś przyjaciela. Mnie wszyscy unikali, bo odstawałem.
- Mnie również nazywali potworem –
wyznał Shiki kończąc strzyżenie brata. W krótkich włosach było mu stanowczo do
twarzy. – Przyznaję, popełniłem błąd zostawiając cię samego sobie. Skupiłem się
na własnych problemach, a później na Lavi. Masz rację. Miałem przyjaciela, ale
zbyt szybko mi go odebrano. Ta strata sprawiła, że nie chciałem już więcej
przechodzić przez coś podobnego. Odizolowałem się od wszystkich.
- No i? – Burknął obrażony za nową
fryzurę.
- Wyglądasz świetnie – komplementował go
w lekkim uśmiechu – teraz można z ciebie czytać jak z otwartej księgi.
- Myślisz, że dlaczego zapuściłem włosy
– warknął w złości i wskazał na twarz – chciałem to ukryć.
- Masz normalną twarz, więc o co ci
chodzi? – Nie rozumiał.
- Nie zrozumiesz – wytknął mu dobrze
odczytując reakcję brata – nawet nie próbujesz.
- Wiesz, kwestia wyglądu nigdy mnie nie
interesowała – przyznał bez bicia – ciebie również nie powinna.
- Czyli powinienem obrać twoje podejście
– stwierdził nie do końca przekonany – Dajesz mi lekcję.
- Jako starszy brat – potwierdził
podnosząc go z łóżka – a teraz do łazienki.
- Skąd?! – Był w szoku, że odgadł jego
potrzebę skorzystania z toalety. – Nie musisz.
- Nie wstydź się – zaśmiał się niosąc go
do toalety. Podejrzewał jak musiał się czuć, gdy nie może nic zrobić
samodzielnie. – Wychowałem Lavi.
- To akurat mnie nie pociesza – stęknął zażenowany.
Był sfrustrowany, że nie potrafi nawet samodzielnie jeść. Każdy ruch go
wykańczał i musiał polegać na innych. Z tej bezradności z oczu zaczęły płynąć
łzy. – To poniżające.
- Wreszcie to z siebie wyrzuciłeś –
pochwalił go Shiki – tłumienie emocji nie przynosi nic dobrego. Wierz mi, sam
źle na tym skończyłem.
- Jesteś zły – zauważył dostrzegając
iskry w jego oczach – nie musisz mi pomagać skoro nie chcesz.
- Jeszcze jedno słowo, a nie ręczę za
siebie – wycedził przez zęby dotknięty niewdzięcznością – Mam ochotę cię sprać
na kwaśne jabłko, za ten wszechobecny pesymizm i wątpliwości co do mnie i moich
zachowań.
- Inwalidę będziesz bił? – Spojrzał na
niego zdumiony. – Byłbym wdzięczny gdybyś mnie zabił.
- I wracamy do punktu wyjścia – pokręcił
niezadowolony głową – nie zabiję cię, ale będę uprzykrzał ci życie.
- To lepiej zostaw mnie w spokoju –
obruszył się jak małe dziecko – przywykłem do samotności.
- Eris! – Wrzasnął na niego wściekły.
Jednak zrezygnował z wpajania temu uparciuchowi swoich racji. To by było jak
mówienie do posągu. – Dziś nie dojdziemy do porozumienia. Spróbuję jutro, a
jeśli wynik będzie ten sam, to będę przychodził tak długo, aż do sukcesu.
* * *
Akira wymknął się z domu. Otoczył się
cienistą barierą, która chroniła go przed czarną mgłą. Od czasu złączenia się z
chaosem nawiedzał go pewien sen. To było jego wspomnienie z pierwszej wizyty w
świecie demonów. Wtedy był jeszcze mały i nie rozumiał, gdzie trafił.
Podświadomie znał drogę do zamierzonego celu.
- Muszę tam dotrzeć i się przekonać –
mruknął pod nosem przeskakując niewielką szczelinę w ziemi. Jakoś wiedział, że
tam jest. – Muszę zdążyć nim Kronos coś zauważy.
Przyspieszył kroku zmierzając do lasu
wisielców. To było dość przerażające miejsce, gdzie z gałęzi drzew zwisały martwe
ciała samobójców. Ziemia przybrała tu kolor krwi, która ściekała z otarć i
rozoranych przez demony ciał. Pomimo strachu szedł dalej. Motywowała go chęć
potwierdzenia podejrzeń, które zrodziły się podczas snów.
- Cholera – warknął, słysząc w głębi
lasu wycie. Skądś kojarzył ten ryk, ale nie potrafił sobie przypomnieć skąd. –
Lepiej przyspieszę.
Zaczął biec. Bieg sprawiał pozorne
uczucie wolności. Po chwili znalazł się w sercu lasu. Tam właśnie znajdowało
się jezioro, na środku którego wyrastała niewielka wyspa. To tu znajdował się
cel jego podróży. Jego oczy zabarwiły się czerwienią, gdy postawił stopę na
stworzonym z mroku pomoście. Z daleka wyglądało to tak, jakby kroczył po
ciemnej tafli jeziora.
Kronos zjawił się nad brzegiem jeziora,
gdy Akira był w połowie drogi do wyspy. Obserwował nastolatka, który z
przejęciem stawiał krok za krokiem. Z desperacją podążał za śladem, który
pozostawił sen z obudzonym wspomnieniem. Pamiętał, jak zawrócił go tamtej nocy.
Musiał to zrobić, ponieważ w tamtym czasie nie był gotów na prawdę. Teraz był
silniejszy i mógł sprostać wymaganiom wyspy.
- Powodzenia mały – odparł cicho patrząc
na Akirę – Zaczekam do czasu, aż to znajdziesz.
* * *
Adam w milczeniu wpatrywał się w sufit.
Czuł się już lepiej, ale nie miał ochoty wstawać z łóżka. Nie widział w tym
sensu, gdyż na pokój nałożono silną barierę.
- Czemu
wciąż zadręczasz się przeszłością? – Usłyszał w głowie głos Onyksa. – To odległe czasy.
- Odległe, ale wciąż się za mną ciągną –
odpowiedział spokojnie przymykając oczy – zamień się ze mną. Gdy przejmujesz
kontrolę, nie odczuwam tak głodu.
- Nie
ma mowy – sprzeciwił się nie chcąc mu pójść na rękę – pomęcz się trochę. To ci uprzytomni własne jestestwo.
-
Mentor
się znalazł - zakpił dość oschle – I się dziwiłeś, że cię zapieczętowałem.
-
To, że mnie zapieczętowałeś, nie zmieniło faktu, iż czułem to co ty – wyjaśniał
ze złością – Twoje ciało jest również i
moim. Może nie mogłem nic zrobić przez ostatnie lata, ale odbierałem świat tak
samo jak ty Adamie.
- Masz mi za złe, rozumiem – westchnął
smętnie – Jednak nie zmieniłbym decyzji podjętej w tamtej chwili.
- Wiem
– odparł łagodnie – Bałeś się stracić
kontrolę. Nadal się tego obawiasz, a nie powinieneś.
- Ufam ci – przyznał spokojnie – ale
boję się tej mocy.
- Jeżeli
mi ufasz, to zrób analogicznie i ze zdolnościami – zachęcał go przyjaźnie –
okiełznałeś moją wściekłość i nienawiść,
więc z tą mocą pójdzie ci o wiele prościej. Prześpij się i to przemyśl.
Zauważyłem, że snem zwalczasz głód krwi. Czujesz Lavi.
- Tak – zamknął oczy czując palące
pragnienie – Dawno nie piłem jej krwi, a nieoczekiwana bliskość działa na mnie
jak wabik.
- Śpij
Adamie – polecił mu usypiającym tonem – zaopiekuję
się tobą, gdy zaśniesz.
* * *
Zobaczył kamień. W onyksie wyżłobiono
symbol jego rodu. Poniżej widniał napis. Pomimo, że nie znał tego pisma,
wiedział co znaczył napis.
- Niemożliwe – opadł na kolana ze łzami
w oczach – Tato, dlaczego?
Teraz zrozumiał naznaczające go piętno.
W dzieciństwie wypytywał dziadka o powód, dlaczego nie może wrócić do reszty rodziny.
Zawsze otrzymywał tę samą odpowiedź: „w swoim czasie odkryjesz prawdę”. Poznał
ją, ale nie był usatysfakcjonowany. Grzech ojca przeszedł na syna. To dlatego
wykluczono go z rodu. I wcale nie chodziło o cienistą bestię. Był synem
mordercy jego matki i starszego rodzeństwa. Synem mordercy czystych dusz.
- Widzę, że prawda cię zraniła –
zauważył Kronos zjawiając się za chłopcem – Wtedy cię zatrzymałem, byś nie
poznał jej zbyt wcześnie. Chciałem żebyś pożył trochę w błogiej nieświadomości
i zakosztował spokojnego dzieciństwa.
- Pamiętałem, że ktoś mnie zatrzymał –
przyznał cicho – jednak nie widziałem twarzy, a jedynie plecy.
- Nie zadręczaj się grzechem ojca –
poradził mu z dobrą wiarą – każdy sam dokonuje wyborów.
- A co jeśli mam złą krew, jak on? – Spytał
łkając. – Czy to znaczy, że będę mordował tak samo jak on?
- W ogóle nie przypominasz ojca –
stwierdził spokojnie – jesteś zupełnie inny. Wybrałeś też odmienną drogę życia.
- Czemu mi pan pomaga? – Zaciekawiło go
to.
- Jesteś przyjacielem mojej córki –
oznajmił w śmiechu – a poza tym polubiłem cię brzdącu.
- Dla pana jestem tylko brzdącem w
opałach – mruknął z pochmurną miną – Zawsze chciałem poznać ojca. Mama zawsze o
nim opowiadała, ale gdy nadszedł czas by go spotkać, odesłała mnie do dziadka.
Już jej nie zobaczyłem. Tak samo rodzeństwa. Sądziłem, że mnie porzucili, a
teraz dowiaduję się, że zamordował ich mój ojciec. Dlaczego to zrobił? Nie
rozumiem.
- Zasmakował w krwi i postradał zmysły
napawając się istotą morderstwa – tłumaczył mu łagodnie – Tak naprawdę nie
wiedział o twoim urodzeniu. Sądził, że kolejną bestią jest któreś z twojego
starszego rodzeństwa. Chodziło mu o przejęcie nowego ciała. Ty miałeś być jego
pojemnikiem.
- I mama o tym wiedziała – wymamrotał
olśniony – dlatego zostawiła mnie u dziadka. Zaryzykowała i umarła.
- Szczerze miała cichą nadzieję, że
ocali dzieci – oznajmił Kronos – niestety. Mężczyzna, którego pokochała i który
był ojcem jej dzieci umarł, stając się pusta skorupą łaknącą krwi.
- Ale jak zginął? – Spytał uświadamiając
sobie, że cieniste bestie żyją przez długi czas – Ten obelisk jest jego grobem.
- Tak naprawdę twój ojciec nie posiada
grobu – wyjawił mu w konsternacji – Zabił go twój dziadek i zastosował zaklęcie
wymazania egzystencji. Uznał, że to jego powinność jako ojca. Zgładzenie syna,
który poddał się złu.
- Rozumiem – spuścił wzrok na obelisk i
widniejący na nim napis – jestem synem mordercy niewinnych dusz i noszę piętno
jego grzechu. Ród wyrzekł się mojego istnienia przez wzgląd na jego krew, która
płynie i w moich żyłach. Musiało upłynąć tyle lat, bym poznał prawdziwy powód
ich decyzji. Czemu to tak strasznie boli?
- Z czasem ból będzie zanikał – zapewnił
go Kronos – Twój dziadek podsunął ci wyjście. Znalazł ci rodzinę, do której
teraz należysz.
- Adama – przypomniał sobie cicho – jest
jeszcze Lavi, Skot i Amy.
- Właśnie – pochwalił go ciepłym tonem –
wracajmy. Zapowiada się iglasty deszcz, a nie chcemy skończyć jako poduszeczki
do zardzewiałych igieł.
* * *
Eris powoli odzyskiwał władzę w ciele.
Po tygodniu bezczynnego leżenia w łóżku wreszcie mógł z niego wstać. Niestety
ledwie docierał do łazienki, ale i tak cieszyła go taka poprawa. Już nie był
skazany na całkowitą zależność od innych. Shiki jak obiecał, odwiedzał go dzień
w dzień. Rozmowa im nie szła, ale lody powoli zaczynały pękać. Erisowi
najbardziej nie mieściło się w głowie to, że to właśnie Shiki pierwszy
wyciągnął ku niemu dłoń.
- To jakieś pogmatwane – westchnął
odpoczywając w połowie drogi do łóżka – dziwnie się czuję bez długich włosów.
- Ładnie wyglądasz – do pokoju weszła
Lavi obdarzając go ciepłym uśmiechem. Przez tydzień z małej dziewczynki stała
się około czternastoletnią pannicą – choć szkoda tych długich włosów.
- Zgubiłaś się? – Spytał patrząc w drugą
stronę. Od jakiegoś czasu wyczuwał intrygującą wiązkę energii. Zadziwiające
było w niej to, że zmieniała swoją naturę. – Twój pokój jest po drugiej stronie
korytarza.
- Przyszłam cię odwiedzić – oznajmiła
pomagając mu dojść do łóżka – zawsze chciałam ci podziękować za pomoc jakiej
udzieliłeś mi nim odzyskałam pamięć.
- Okłamałem cię – odparł w poczuciu winy
– a ty mi za to jeszcze dziękujesz.
- Powtórzyłeś mi jedynie kłamstwo
Drakuna – poprawiła go bez żadnych wytyków – Sam przez pewien czas w nim żyłeś.
- Dociekliwość jest moim przekleństwem –
jęknął opadając na posłanie – wszędzie wścibiam nos.
- Dzięki temu poznaliśmy prawdę –
podtrzymywała go na duchu – a dla mnie zmierzyłeś się z lękami. Najpierw
stanąłeś oko w oko z Adamem, a później zacząłeś opuszczać grotę.
- Powinienem tam siedzieć – wymamrotał w
nerwach – jestem ni…
- Dokończ, a obiję ci facjatę – ryknął
Shiki zjawiając się w pokoju brata – Lavi, zostaw nas samych.
- Przez większość życia traktowano mnie
jak śmiecia – nachyliła się nad Erisem i pocałowała go w policzek – znam ten
ból i wątpliwości. Daj jednak szansę sobie i innym.
Po tych słowach pokazała język Shikiemu
i wybiegła z pokoju. Eris w szoku przyłożył dłoń do policzka, w który
pocałowała go Lavi. Poczuł bijące z tego miejsca ciepło. Kiedyś czuł coś
podobnego. Ogromna dłoń żartobliwie targająca jego włosami, gdy był małym
chłopcem. Nie pamiętał twarzy właściciela, ale zdał sobie sprawę do kogo mogła
należeć. Mimowolnie z oczu wypłynęły słone łzy. Czy to możliwe, że przez ból i
gorycz zrodzone z nienawiści jego matki zapomniał o tych dobrych rzeczach, jak
wspomnienie ojca?
- Proszę – zwrócił się do Shikiego –
możesz przyjść trochę później?
- Wrócę po kolacji – zgodził się widząc
nagłą zmianę w Erisie. Wyglądało to tak, jakby nagle coś w nim pękło ukazując
nostalgiczne uczucie. Te łzy były dobre, dlatego wiedział, że może go zostawić.
– Przemyśl odkrytą emocję na spokojnie.
Opuścił pokój nieco spokojniejszy o
brata. Instynktownie wiedział, że następna rozmowa wreszcie zacznie kiełkować.
Ten progres był zadowalający.
* * *
Drakun siedział na tronie i wpatrywał
się w bladą twarz Angela. Jego platynowe włosy i aroganckie spojrzenie jeszcze
bardziej podsycały wściekłość władcy.
- Spiskujesz – oskarżył go z groźną miną
– zdradziłeś własnego ojca.
- Zdradzić zdradziłem, ale nie ojca, a jedynie
ciebie – odpowiedział spokojnie – Skazałeś nas na życie w kłamstwie i
oczekujesz szacunku. Shiki od samego początku miał co do ciebie rację.
- Czyżby? – Zadrwił ciskając w
niewdzięcznika wiązką mocy. Angel się obronił, jednak siła ataku odrzuciła go o
jakieś sto metrów dalej. – W takim razie mogę się ciebie pozbyć jak i reszty
spiskowców.
- Tylko go tknij! – W sali pojawił się
niebiesko-włosy mężczyzna z oczami tej samej barwy. Posłał Drakunowi pogardliwe
spojrzenie, po czym podszedł do leżącego na ziemi chłopaka. – Nie będę
tolerował aktów przemocy. Kłamstwo to jedno, ale atak przekracza wszelkie
granice mojej cierpliwości. Nie popierałem Shikiego, ale widzę, że popełniłem
błąd w ocenie sytuacji.
- Damian – stęknął Angel podnosząc się z
podłogi – Musimy ostrzec resztę.
- Terra się tym zajęła – oznajmił cicho
podtrzymując platynowo-włosego – czas na nas.
- Myślicie, że pozwolę wam uciec? –
Warknął władca z furią w oczach. – Będziecie cierpieć katusze za to, że
ośmielacie się mnie zdradzać. A najbardziej będzie cierpiał ten mąciwoda Shiki.
- Ty pierwszy zdradziłeś – zarzucił mu
Damian otwierając portal, do którego wepchnął Angela – Nie tobie nas oceniać.
- Należycie do mnie! – Ryknął na
smoczego syna. – Wszyscy! Włącznie z tą smarkulą!
- Lavi urośnie w siłę i doprowadzi do
twojej klęski – oświadczył powoli się wycofując – w najlepszym wypadku skończy
się na detronizacji.
- Nie pozwolę! – Krzyknął atakując
Damiana. Chłopak w ostatniej chwili przekroczył portal. Niestety moc Drakuna go
dosięgła. Zjawił się na leśnej polanie tuż przy Angelu, twarzą lądując w
trawie. Na plecach widniała powiększająca się plama krwi. – Terra.
- Damian – Angel z przerażeniem patrzył
na zadaną smoczemu bratu ranę. W myślach wzywał Terrę, która mogła pomóc. –
Trzymaj się. Ona zaraz się zjawi.
* * *
Akira w milczeniu przechadzał się
korytarzami domu Kronosa. Od odkrycia prawdy o ojcu nie mógł znaleźć sobie
miejsca. Unikał kontaktu z kimkolwiek, nie chcąc wyładowywać frustracji na
niewinnych. Zjawiał się na wspólnych posiłkach, bo tak należało. Tęsknił za
dziadkiem, z którym zawsze mógł dzielić się wątpliwościami. Kiedyś nie doceniał
wartości ich rozmów. Teraz starał się o nich nie zapomnieć.
- Tak bardzo chciałbym z tobą
porozmawiać – mruknął pod nosem smętnie wzdychając – brakuje mi tego dziadku.
Szedł przed siebie przyciągany jakąś
siłą. Coś kazało mu iść do odleglejszego zakątka domu. Zimna wibracja
nawołująca jak matka dziatki do domu. Wszedł w zatopiony w mroku korytarz.
Zatrzymał się dopiero przed zamkniętymi drzwiami. Były masywne i zapieczętowane.
Ciemność jednak sączyła się z niewielkich szpar. To właśnie ona przywiodła
chłopca pod te drzwi.
- Co chcesz mi powiedzieć? – Spytał
dotykając pulsującej bariery. Chciał tam wejść skuszony słodkim zapachem
cienia. Po chwili oderwał dłoń od parzącej pieczęci. Fakt, że została stworzona
ze światła jeszcze bardziej go motywował. Odwrócił się i ruszył w drogę
powrotną. Postanowił odwiedzić biblioteczkę z księgozbiorami. Tam z pewnością
znajdzie wskazówkę. – Wejdę tam choćbym miał skonać.
* * *
Błękitne oczy Erisa wpatrywały się w
sufit. Nagle poczuł coś jakby pęknięcie w umyśle. Kiedy się w niego zagłębił,
znalazł przyczynę. Damian został ciężko raniony przez Drakuna.
- Czyli ta więź jeszcze trwa –
wymamrotał patrząc przed siebie spomiędzy palców lewej dłoni. Kiedyś z nudów
stworzył sieć więzi ze wszystkimi dziećmi smoka. Nie wychodził z groty, więc
przynajmniej mógł mieć wgląd w życie innych. To stało się przez krótki czas
jego rozrywką. Nie sądził, że ta empatyczna sieć przetrwała. To go zdziwiło, że
pomimo zapieczętowanych mocy nadal odczuwa tę więź. – Pomyliłeś się Drakunie,
to ja jestem tym mąciwodą, nie Shiki.
- O co chodzi? – Jak na zawołanie w
pokoju zjawił się dziedzic rodu Gentis. Zmierzył brązowowłosego badawczym
spojrzeniem, po czym usiadł na pobliskim krześle. – To jak? Dziś też mnie
spławisz?
- Możliwe – odparł w zamyśleniu.
- Słuchasz mnie? – Spytał dostrzegając,
że Eris tkwi myślami gdzieś indziej.
- Tak – wymamrotał nieprzytomnie.
- Przebrać cię za motyla? – Zadrwił,
przy okazji sprawdzając uwagę brata.
- Yhm – Zgodził się nadal nieobecnym
tonem.
- Dobrze – uśmiechnął się złośliwie
kontynuując – zatem dodatkowo ogolę cię na łyso i przykleję perukę klowna.
- Co?! – Zdumiony niezrozumiale zamrugał
oczami. – Perukę klowna?! Czemu?
- To usłyszałeś – wytknął mu w udawanej
złości – Dziś jednak nie dojdziemy do porozumienia. Wrócę jutro, ale już ci nie
odpuszczę.
Po tych słowach opuścił pokój Erisa.
Zrezygnował z rozmowy, ponieważ nie miała sensu, gdy brat był rozkojarzony. Coś
zmąciło mu umysł i nie potrafiłby się skupić na żadnym prostym dyskursie. Przez
to nie doszliby do porozumienia burząc dotychczasową linię zaufania jaką
nawiązali. Cierpliwość ponoć popłaca, dlatego postanowił przeczekać
roztargnienie brata.
* * *
Damian leżał na brzuchu ledwie
utrzymując przytomność umysłu. Terra opatrywała zadaną mu przez Dracuna ranę.
Była rozległa i nie chciała się goić.
- Przeżyje noc? – Spytał Angel
obserwując działania dziewczyny. Niebiesko-włosy wyglądał strasznie, a rana na
jego plecach była paskudna. – Co to w ogóle było za zaklęcie?
- Przesiąknięte żądzą śmierci –
odpowiedziała kończąc odkażanie. Położyła ziołowe maści, po czym położyła opatrunki.
– Podpadliśmy władcy, a za tę zniewagę grozi nieciekawy koniec.
- Nie zrobiliśmy nic złego – stęknął
Damian czując przeszywający ból. Najgorsze było to, że nie można było go
uśmierzyć. – Pomogliśmy jedynie Lavi i Yuki.
- Według Drakuna popełniliście zbrodnię
przeciwko jego rządom – wyjaśniła spokojnie Terra – władza jest jak narkotyk. Z
czasem uzależnia i zaćmiewa zmysły.
- Drakun na serio postradał zmysły –
zauważył Angel wspominając pozbawione emocji spojrzenie władcy – żądza władzy
pozbawiła go skrupułów.
- Skąd w ogóle pomysł by zaufać
Kronosowi? – Wtrącił Damian przymykając oczy – Jest przecież bratem bliźniakiem
Drakuna.
- A co nam szkodzi? – Terra bawiła się
włosami opadającymi jej na twarz. Spodziewała się wątpliwości ze strony reszty
smoczych dzieci. Z początku sama je miała, ale po głębszej analizie wahanie
przerodziło się w ciekawość. – Koniec jednego jest początkiem drugiego.
Poczuła na sobie ich spojrzenia, jednak
nic prócz tego się nie wydarzyło. Obaj milczeli rozważając jej słowa.
Wiedziała, że doszukują się w nich drugiego dna. Mieli rację, ono tam było. Nie
zamierzała im jednak ułatwiać sprawy. Sami powinni wyciągnąć własne wnioski.
Uśmiechnęła się ciepło, by następnie zniknąć. Tak uniknęła serii pytań, które rodziły
się w ich umysłach.
* * *
Adam spał głębokim snem, dlatego Onyx przejął
kontrolę. Czytał Państwo Platona
próbując jakoś zabić nudę.
- Doprawdy – westchnął zdumiony wyborem
lektury – od dziecka wybierałeś dziwne dzieła Adamie. Poczytałbyś mangę lub
jakiś dobry kryminał.
Pomimo narzekań nadal próbował czytać ze
zrozumieniem zawiły tekst greckiego myśliciela. Nigdy nie przepadał za
filozoficznymi rozprawami, niestety Adam był odmiennego zdania. Od stuleci
katował go tym zawikłanym językiem. Nie miał mu tego za złe, ale też nie był
tym zachwycony. W pewnej chwili wychwycił nieznaczną pulsację pieczęci drzwi.
Zerknął w tamtym kierunku. Dzięki krytycznemu postrzeganiu dostrzegł dzieciaka
po drugiej stronie. Śmierdział mrokiem, ale nie emanował wrogą aurą.
- Ciekawskie szczenię – uśmiechnął się
pod nosem wyczuwając determinację młodziaka – Próbuj, a z chęcią cię poznam.
Zamknął książkę i odłożył ją na miejsce.
Widział kim był ten dzieciak, ale nie miał jeszcze okazji z nim porozmawiać.
Między innymi to dzięki niemu blokada Adama osłabła. Tak się dzieje gdy mrok
zderza się z mrokiem, a onyks podarowany przez tego chłopca był nim
nasiąknięty. Cieszył go fakt, że chłopak nie zamierzał się poddawać. Miał
silnego ducha, a samo to, że posługiwał się ciemnością wiele o nim świadczyło.
Tym bardziej, że nie pochłonęła go natura onyksu. To kamień przeznaczony dla
twardego ducha. Słabi szybko zatracali się w jego mocy i przeistaczali się w
puste skorupy. Niemiły widok.
- Wyrosłeś szczeniaku – mruknął ponownie
biorąc się za książkę. Jakoś musiał zabić nudę. – Ciekawe, czy również
mentalnie.
* * *
Ognistowłosa dziewczyna stała na krawędzi
klifu. Obserwowała zachodzące słońce. Pomarańczowo-czerwone i różowawe smugi na
niebie i na tafli oceanu koiły jej ognistą naturę. W ręku trzymała samurajski
miecz, który podarował jej kiedyś Shiki.
- Wojna – wyszeptała boleśnie zaciskając
palce na pochwie miecza – Czemu do tego doszło Shiki?
- Czyją stronę wybierzesz Arsuro? –
Usłyszała piskliwy głosik dziecka za sobą. – Jesteś jak ogień, który spala
wszystko na swojej drodze. Shiki zawsze miał to na uwadze, tym bardziej, że
dostrzegał w tobie cząstkę siebie.
- Terro – przymknęła swoje bursztynowe
oczy, które pod wpływem gniewu zaiskrzyły się ognistą poświatą – nie czesz mnie
pod włos.
- Nie robię tego bo chcę – odparła
spokojnie zrównując się z Arsurą – Nie zastanawiałaś się nigdy?
- Zastanawiałam się, dla twojej wiedzy –
warknęła jeszcze mocniej ściskając miecz – nie rozumiem dlaczego muszę
wybierać. Czemu nie mogę być jedynie obserwatorem?
- Nie wytrzymasz – stwierdziła bez
skrupułów – Twoja natura ci nie pozwoli. Dobrze o tym wiesz.
- Z tobą zawsze tak jest – westchnęła z
rezygnacją – Wolę Shikiego. On nie gada.
- Oj wybacz, że nie przyniosłam ze sobą
herbaty i ciasteczek – sarknęła dotknięta jej uwagą – mam inne usposobienie.
- Osobiście wolałabym sake – uśmiechnęła
się widząc minę Terry – herbata i ciasteczka przypominają mi zamierzchłe czasy,
gdy jeszcze tkwiłam wśród ludzi.
- Co zdecydowałaś? – Spytała naciskając.
– Arsuro, nie przeciągaj tego w nieskończoność.
- Przychylę się ku Kronosowi – rzuciła
wystawiając twarz na orzeźwiającą bryzę – Będę chronić Fly’a.
- Rozumiem – uśmiechnęła się w
odpowiedzi – on nie jest taki słaby na jakiego wygląda.
- Zdaję sobie z tego sprawę –
oświadczyła w skupieniu – jednakże chcę go chronić.
- Szkoliłaś się u Shikiego, gdy Piąty
trafił do wymiaru dzieci smoka – przypomniała sobie – Nawiązaliście wówczas
jakieś relacje? Coś więcej niż więzi między rodzeństwem?
- Nie twój interes – zerknęła na Drugą z
dozą nieufności – dałam ci odpowiedź, więc znikaj.
- Jak zwykle zuchwała – prychnęła powoli
znikając – gdy zażegnasz tę złość, przyjdź do mnie. Z Damianem jest dość
kiepsko. Drakun potraktował go chęcią mordu.
- Dobrze – odparła próbując uporządkować
myśli – Zawsze podajesz powód przybycia na koniec i znikasz unikając pytań. To
dlatego ci nie ufam.
* * *
Akira od kilku dni ślęczał nad księgami
i zwojami, jednak nie znalazł odpowiedzi na jego pytania odnośnie świetlistej
pieczęci. Znużony nie wiedzieć kiedy zasnął. Takiego znalazł go Kronos. Musiał
przyznać, że tak śpiący wśród papierów wyglądał dość zabawnie.
- Przegapiłeś kolację – delikatnie
szturchnął go w ramię – Co sprawiło, że tak desperacko wertujesz moje księgi i
zwoje?
- Nic takiego – ziewnął tkwiąc jeszcze w
półśnie – Zasnąłem?!
- Jak widać – spojrzał na niego z
politowaniem. Na policzku odbił mu się fragment zwoju. – Możesz zaprzeczać, ale
znam mój księgozbiór i wiem do czego zaglądasz. Po co ci wiedza odnośni
pieczęci?
- Ciekawość – mruknął unikając jego
wzroku. Ewidentnie coś ukrywał. – To tyle.
- Rozumiem – zmierzwił mu włosy – i to
nie ma nic wspólnego z zapieczętowanymi drzwiami na końcu opuszczonej części?
- Nie? – Wciąż ciągnął tę farsę. –
Jakimi drzwiami?
- Aki – zdrobnił jego imię, na co się
skrzywił – Od trzech dni tu siedzisz i niczego nie znalazłeś. Ani jednej
poszlaki.
- To prawda, ale jeszcze nie skończyłem
– omiótł wzrokiem leżące na stole księgi – znajdę odpowiedź.
- Cieszy mnie twój optymizm, ale musze
cię rozczarować – westchnął zmęczony – to specjalna pieczęć, której nie
znajdziesz w książkach.
- Czemu? – Zdumiony spojrzał w
bursztynowe oczy Kronosa. – Na pewno znajdę choćby wskazówkę. Muszę ją znaleźć.
- Sam stworzyłem tę pieczęć na podstawie
przeżytych doświadczeń – poinformował go zrezygnowany uporem chłopca – Co cię
tak tam ciągnie?
- Nie wiem – odpowiedział smętnie – chcę
się tego dowiedzieć. To jak melodia przywołująca przyjemnym brzmieniem. Słyszę
ją nawet teraz.
- To dziwne, że akurat ciebie tam
ciągnie – zastanawiał się na głos – Sądziłem, że pierwszy będzie Shiki.
- Czemu akurat on? – Zdziwił się nie do
końca rozumiejąc myśli mężczyzny.
- Za tymi drzwiami jest ktoś, kto
niejako skrzyżowany jest z losem Rodu Gentis – oznajmił Kronos – Ty niejako
połączyłeś się z Chaosem Shikiego. To wszystko wyjaśnia. Mrok ciągnie do mroku,
a Shiki wziął za priorytet pojednanie się z Erisem.
- Nadal nie kumam – jęknął
zdezorientowany – nie nadajemy na tych samych falach.
- Właśnie to widzę – zaśmiał się
prztykając nastolatka w nos – jak będziesz grzecznym chłopcem i ładnie
posprzątasz ten bałagan w bibliotece, to jutro przeprowadzę cię przez barierę i
poznasz odpowiedź.
- Ok. – Z początku nie wierzył w
usłyszane słowa, ale po chwili poczuł ulgę. Od razu zaczął porządkować księgi i
zwoje. – Ale nie oszukuje mnie pan?
- Nie oszukuję – rzucił łagodnie
zwracając się w stronę drzwi – Przekonasz się po obiedzie.
* * *
Stał pod natryskiem prysznica. Ciepła
woda silnym strumieniem uderzała w jego pochyloną głowę i kark. W pewnym
momencie zmienił ją na zimną. Chciał ostudzić gorące myśli. Od nocy nachodziły
go obrazy Arsury. Dawno jej nie widział, a obrazek gruchających do siebie
Shikiego i Yuki jakoś ożywił o niej wspomnienie. Pomogła mu gdy był kupą
nieszczęścia w dzieciństwie, a teraz myśl o niej sprawiała ból w piersi.
- Chcesz zachorować? – Z zamyślenia
brutalnie wyrwał go Shiki. Przez przeżyty szok upadł na kafelki z sercem
walącym w piersi. – Wstawaj.
Zakręcił wodę i otulił oszołomionego
brata ręcznikiem. Następnie pomógł mu wstać i zaprowadził go do pokoju. Eris
dostrzegł w oczach Pierwszego irytację. To znajome spojrzenie, które pamiętał z
dzieciństwa. Tak patrzyła na niego matka. Odepchnął od siebie Shikiego drżącymi
rękoma.
- Po co tu przyszedłeś? – Wymamrotał z
bólem w głosie. – Zostaw mnie!
- O co ci chodzi? – Nie rozumiał
zachowania brata. Coś się w nim zmieniło i to w ułamku sekundy. – Erisie?
- Powiedziałem, zostaw mnie – jęknął
bliski płaczu – Idź sobie!
- Nie! – Ryknął czując, że nie może
inaczej postąpić. – Weź się w garść!
- Zostaw mnie samego – poprosił słabym
głosem – nie jestem dziś skory do rozmowy.
- Ciągle to odwlekamy – zarzucił mu na
głowę suchy ręcznik i zaczął wycierać jego mokre włosy. To wywołało kolejne
wspomnienie. – Ostatnio wciąż uciekasz myślami do odległych chwil.
- Utrapienie ze mną – szepnął pełen
smutku – nie zmuszaj się Shiki. Wiem, że wolisz przebywać z Yuki.
- Yuki zrozumie, a ty nie próbuj mnie od
siebie odepchnąć – zmusił go do spojrzenia mu w oczy – co cię trapi?
- To nic istotnego – odpowiedział
spuszczając wzrok – i nie dotyczy ciebie.
- Coś mi mówi, że po części jednak mnie
to dotyczy – westchnął bezradny na upór Erisa – nie możesz wiecznie odwlekać
tej rozmowy.
- Czemu w ogóle chcesz ze mną rozmawiać?
– Spytał z miną obrażonego dziecka. – Wiem z autopsji, że tego unikasz.
- Racja, unikam rozmów – przyznał
spokojnie – jednak gdy trzeba, jestem skory do współpracy, a nawet potrafię
cierpliwie czekać na odpowiedź.
- Nawet nie powiem jak to zabrzmiało –
stęknął zakładając czyste ubranie – Pamiętam jak uczyłeś mnie grać w szachy i w
różne odmiany tej gry. Lubiłem tę ciszę, która temu towarzyszyła.
- Co o mnie sądzisz? – Zadał mu pytanie,
które zbiło go z tropu. – Spróbuj odpowiedzieć szczerze.
- Zawsze cię podziwiałem, ale
jednocześnie wiedziałem, że nigdy cię nie doścignę – odparł patrząc niewidzącym
wzrokiem – byłeś moim bohaterem, do którego jednocześnie miałem urazę. Żyję,
ale sam. Próbowałem zawiązać więzy, ale mnie odtrącono. Przez to bałem się
pójść do ciebie, bo ciągle byłeś zdystansowany do innych.
- Rozumiem – delikatnie pogłaskał jego
wilgotne włosy – już mówiłem, że żałuję tego co zrobiłem po twoim ocaleniu. Źle
zrobiłem. Mogłem bardziej skupić się na twoich uczuciach, a zamiast tego
skazałem cię na samotność. Choć przez chwilę myślałem, że dogadujesz się z
Arsurą.
- Tak było – zarumienił się wspominając
ognistowłosą – niestety Drakun nas rozdzielił. Wysłał Arsurę gdzieś daleko poza
zasięg mojej mocy.
- Jego standardowa procedura – syknął z
obrzydzeniem – nie pozwalał na bliższe relacje. To dlatego odizolował mnie od
Lavi.
- Nic tym nie zyskał – Eris usiadł na
łóżku czując zmęczenie. – Jedynie zyskał wrogów.
- To prawda. Po prostu zareagował zbyt
późno. – Przytaknął bez przekonania. – Jednak nie o nim chcę z tobą rozmawiać.
- Wiem – sapnął rozczarowany, że
przerwał tę dygresję – to co chcesz wiedzieć?
- Co cię trapi? – Powtórzył wcześniejsze
pytanie.
- Trochę tego jest – kluczył odwracając
wzrok – nie wiem od czego zacząć.
- Najlepiej od początku, a jeśli nie
chcesz wszystkiego wyjawiać, to przejdź od razu do rzeczy – poradził mu
łagodnie – zamieniam się w słuch.
- W sumie, większość już wiesz –
zastanawiał się nadal unikając jego spojrzenia – choć to trochę nie fair, że to
ja mam się tu spowiadać.
- Nie lubię tego słowa – warknął Shiki
zaciskając pięści – ale wiem, że nie zrobiłeś tego specjalnie.
- Wybacz – zobaczył chwilowy ból na
twarzy brata. Widocznie nieświadomie nawiązał do jego przeszłości. – Mam tylko
nadzieję, że ty również zwierzysz się z własnych strapień.
- Obiecuję – podszedł do Erisa i
wyciągnął ku niemu dłoń – przypieczętujmy tę obietnicę uściśnięciem dłoni.
- Dobrze – ujął swoją dłonią dłoń
Shikiego czując dawne ciepło – Wiesz, kiedyś połączyłem się ze wszystkimi
dziećmi smoka empatyczną siecią. Nadal czuję tę więź.
- Wiem – uśmiechnął się ciepło – też
czułem, że czasem mnie podglądasz.
- To takie oczywiste? – Zawstydził się
chowając poczerwieniałą twarz. – Przepraszam.
- Nie gniewam się – uspokajał go w
śmiechu – gdybym tego nie chciał już dawno zerwałbym tę więź tak jak zrobił to
Kastor.
- Czyli o tym też wiedziałeś – sapnął
zmieszany – tyle, że przez tę więź wiem, że Damian jest ranny. Zaatakował go
Drakun, który postanowił skrzywdzić wszystkich zdrajców. Nazwał cię mąciwodą,
choć tak naprawdę jestem nim ja. Gdybym nie grzebał w przeszłości nic by się
nie stało.
- Gdybyś tego nie zrobił, nadal
tkwilibyśmy w kłamstwie skazani na jego łaskę – prztyknął go w nos – Nie
obwiniaj siebie o wszystkie zło tego świata. To nie zdrowe.
- To silniejsze ode mnie – burknął
urażony uwagą brata – tęsknię za Arsurą, a raczej boję się o jej
bezpieczeństwo. Wiem, że jest silna, ale po tym co spotkało Damiana…
- Rozumiem twoje obawy, ale kto jak kto…
– zapewniał go bez wahania – Arsura da sobie radę.
- Chciałbym mieć twoją pewność siebie –
zazdrość wpełzła do jego głowy i wyglądała przez oczy – jesteśmy swoimi
przeciwieństwami.
- Nasze matki takie były – odparł Shiki
w zadumie – Kronos mówił, że były jak ogień i woda. Nie uważam jednak byśmy
byli w równym stopniu przeciwni. Po spotkaniu z Lavi, przypomniałeś sobie ojca,
prawda?
- Tak – westchnął smętnie – to
zaskakujące jak złe wspomnienie zaćmiły te dobre.
- Znam to uczucie – na chwilę zamknął
oczy – mam w sobie sporą dawkę mroku.
- Wiem – przyznał cicho – jednak ty nie
jesteś zły.
- Dziękuję – spojrzał na niego w
skupieniu – to też nas łączy.
- Podziwiam cię Shiki – uśmiechnął się
ciepło – ja na twoim miejscu już dawno bym się załamał. Piętno Chaosu to
ciężkie brzemię.
- Mylisz się – pokręcił przecząco głową
– nie potrafię zliczyć ile miałem chwil słabości. Gdyby nie Yuki, Lavi, a nawet
ty już dawno bym poddał się tej rozpaczy.
- Niby jak ci mogłem pomóc – nie
rozumiał – zawsze byłeś poza moim zasięgiem.
- Te partie szachów – wspomniał cicho –
później o tobie zapomniałem skupiając się na sobie. Przypomniałeś mi o swojej
wartości podczas rozmowy w ogrodzie różanym Darków.
- Chyba muszę się do czegoś przyznać –
gryzło go poczucie winy – trochę usunąłem twoich wspomnień. To był wypadek, ale
się stało.
- Co mianowicie zaszło i co wymazałeś? –
Groźnie łypnął na Erisa z trudem hamując się przed tym by nim potrząsnąć.
- Jakoś tak się złożyło, że uległem
ciekawości – zaczął mówić, jednocześnie nieco odsunął się od blondyna – to było
wtedy, gdy wyruszyłeś na misję do wymiaru ghouli. Długo ci schodziło.
- Do rzeczy – ponaglał go
zniecierpliwiony.
- Kastor zaprosił mnie na przyjęcie –
opowiadał pełnym goryczy głosem – pomyślałem, że to może znak. Może wreszcie
nawiążę jakąś więź. Tak bardzo się myliłem. Nawet nie wiesz jak cholernie
mocno…– wziął głęboki oddech dla uspokojenia nerwów. Samo wspomnienie
popełnionego błędy wywoływało w nim złość i obrzydzenie. – Teraz wiem. Byłem
młody i naiwny. Poniekąd nadal taki jestem. Głupi cieszyłem się, że wreszcie
coś się zmieni. Tak i owszem, zmieniło się. Tyle, że na gorsze. – Bezwiednie
zacisnął palce na skrawku bluzki i nerwowo go miętolił. – Okazało się, że
zaproszono mnie w roli, której bym nie odgadł. Zakpili ze mnie, skalali i
upokorzyli, a na koniec wyrzucili jak śmiecia. To była odpowiedź Kastora na
moją sieć empatii.
- Co zrobili? – Złość mu przeszła, gdy
zobaczył spojrzenie Erisa. Było pełne cierpienia i gniewu. Nigdy wcześniej nie
widział w tych łagodnych oczach czegoś tak mrocznego. – Powiedz. Możesz?
- Przypadło mi zabawiać gości jako
dziwka – wycedził zgrzytając zębami – Butterfly. Imię, które nadała mi Arsura
zostało splamione. Zachowałem je jedynie ze względu na nią. Poza tym
przypominało mi kim jestem dla tak zwanego rodzeństwa. – Przegryzł do krwi
dolną wargę. Cieniutka stróżka krwi zmieszała się ze spływającą po jednym
policzku łzą. – Nawet nie wiem jak dotarłem do swojej groty. Ledwie stałem na
nogach. Kiedy zobaczyłem swoje odbicie w jednej z kul wspomnień, po prostu ją
zniszczyłem. Dopiero później zdałem sobie sprawę co zrobiłem. Ta kula dotyczyła
mnie. Zawierała twoje wspomnienie z dnia, kiedy odwiedziłem cię po odejściu
Arsury. Mógłbym to odtworzyć, ale nie chciałem. Wówczas pragnąłem by cały świat
zniknął, a ja wraz z nim.
- Dlaczego… – chciał coś powiedzieć, ale
mu na to nie pozwolił.
- Niby czemu miałbym ci to mówić? –
Warknął z żalem. – I tak by cię to nie obeszło. Nie wtedy, gdy uratowałeś Lavi.
- Eris – zdał sobie sprawę, że ma rację.
Po uratowaniu Lavi nie liczyło się nic poza nią. – Wybacz.
- Nie musisz o to prosić – mruknął
patrząc w podłogę – Lavi jest wyjątkowa. Miała wtedy niewiele lat, a potrafiła
zrozumieć mój ból odrzucenia. Nawet takie dziecko potrafiło być silniejsze.
Jestem po prostu żałosny. – Zaśmiał się gorzko. – Postanowiłem ją wspierać. Nie
chciałem by spotkało ja to, co mnie. Doszukiwałem się prawdy jedynie ze względu
na nią. Później dowiedziałem się o jej decyzji i o wyroku jaki na nią zapadł.
Wysłano ją do miejsca pełnego wampirów. Sporo mi zajęło zebrać w sobie odwagę
by jej pomóc w ucieczce. Dzięki temu mogła pożyć kilka lat w spokoju i
beztrosce.
- Specjalnie naruszyłeś pieczęć –
zauważył czując uznanie – Chciałeś by odzyskała pamięć.
- Drakun chciał by żyła w ułudzie –
odparł w złości – sam też mocno sfabularyzowałem moją opowieść, ale to było
mniejsze zło. Zmusiłem Drakuna do zmiany planów. Musiał wprowadzić ją w nasz
świat, w jej świat. Ona miała prawo przypomnieć sobie własną tożsamość.
- Zmusiłeś tego starego lisa do
czegokolwiek – zdumiał się wspominając łańcuch zdarzeń, które nastąpiły po
naruszeniu pieczęci – Zrobiłeś coś czego nie mogłem dokonać przez stulecia.
Uderzałem jak widać w złe miejsce, a ty kopnąłeś w idealny punkt.
- W samotności miałem czas by cokolwiek
obmyślić – wstał i sięgnął po ręcznik. Chciał wytrzeć twarz. Było mu wstyd, że
ponownie rozryczał się przed Shikim. – Oglądałem historię w ukryciu i uczyłem
się wielu ciekawych rzeczy. Szachy przydają się w życiu.
- Rozumiem – uśmiechnął się do Erisa, po
czym podał mu czystą koszulę – zakrwawiłeś bluzkę.
- No tak – zarumienił się biorąc ubranie
od brata. Następnie ściągnął brudną koszulę obnażając plecy, na których Shiki
dostrzegł cieniutkie blizny tworzące skrzydła motyla.
- Twoje plecy – zaczął podejrzewając
skąd te blizny. Zastanawiał się, czemu wcześniej tego nie zauważył. – Erisie
skąd to masz?
- Masz na myśli skrzydła? – Rzucił z
obrzydzeniem. – To scheda po tamtej nocy.
- Następnym razem, gdy będziesz w
potrzebie, przyjdź do mnie – nakazał wściekły za swoją ślepotę i błędy – Zaufaj
mi.
- Postaram się – zarzucił na siebie
koszulę – nie masz prawa się o to obwiniać. To moje piętno i kara za naiwność i
wiarę w innych. Od tamtej pory dwa razy sprawdzam komu mam zaufać.
- To mądrze z twojej strony – pochwalił
go Kronos zjawiając się w pokoju – Widzę chłopcy, że doszliście do
porozumienia.
- Próbujemy – zirytował się Shiki – Przeszkadzasz.
- Miły jak zawsze – zakpił mierzwiąc
włosy blondynowi, czym podniósł stopień jego złości – Przyszedłem sprawdzić
stan Erisa.
- Wiem, że przeze mnie odwlekasz termin
rytuału – Eris posłał mężczyźnie niepewne spojrzenie. – Jak widzisz stoję na
nogach.
- Widzę, że stoisz – orzekł spokojnie,
po czym niespodziewanie wystawił go na działanie swojej mocy. Shiki w ogóle
tego nie odczuł, zaś Eris zrównał się z podłogą ciężko dysząc. – Jednak nadal
nie odzyskałeś sił. W takim stanie rytuał cię uśmierci.
- Mogę w nim uczestniczyć – upierał się jak
dzieciak.
- Nie możesz – Shiki szarpnął go do góry
stawiając na nogach – nawet o tym nie myśl ośle!
- Erisie – Kronos zmusił go do
spojrzenia mu w oczy. Chłopak ledwie wytrzymał siłę tego wzroku. – Twój ojciec
zaufał mi prosząc o czuwanie nad twoim bezpieczeństwem. Ty chyba chcesz bym
przetrzepał ci skórę.
- Co? – Próbował odwrócić wzrok, ale nie
dał rady. – Ja nie…
- Tydzień – rzucił od niechcenia mrużąc
bursztynowe oczy – sądzę, że po tym okresie będziesz wystarczająco silny.
Jednak niech zobaczę lub usłyszę, że coś przewinąłeś.
- Co wtedy? – Spytał ciekawy dalszego
ciągu.
- Domyśl się chłopcze – zaśmiał się po
czym zniknął.
Shiki już się nie odzywał. Położył brata
do łóżka, by następnie opuścić pokój. Był wściekły za bezmyślność na Erisa, a
milczenie okazało się odpowiednią karą. Zostawił go samego by zastanowił się
nad własnym postępowaniem. Denerwowało go jak nie dba o stan zdrowia i
pochopnie decyduje o życiu. Miał nadzieję, że wyniesie odpowiednie wnioski z
darowanej mu lekcji.
* * *
Lavi siedziała w salonie i piła herbatę
z Amy. Dziewczyny martwiły się przygnębieniem Skota i dystansem Akiry.
- Blokuje nasze połączenie – westchnęła
czarnowłosa sięgając po filiżankę – Coś go niepokoi, ale nie chce powiedzieć
co. Wcześniej bał się o Adama, jednak w tym temacie również nie wyjawił
konkretnych rzeczy.
- Zauważyłam, że chodzi przybity – Lavi
posłodziła herbatę miodem. – Zawsze narzeka na Adama, ale bardzo jest do niego
przywiązany. Dobrze wiesz, jak celebrował każdą ich wspólną chwilę w
dzieciństwie.
- Wiem – przyznała cicho – jednak to i
tak dziwne.
- Też się trochę boję o Adama – wyznała
bawiąc się kosmykami swoich brązowych włosów – pewnie zauważyłaś, że go lubię.
- Oczywiście – rzuciła bez wahania –
jaka byłaby ze mnie przyjaciółka, gdybym tego nie dostrzegła.
- Drakun coś szykuje, choć nie jestem
tego całkowicie pewna – odrzekła w zamyśleniu – Adam jest moim opiekunem, co
może czynić z niego cel.
- Możliwe – Amy w lekkim zdumieniu
spojrzała na przyjaciółkę. Nie wyglądała już jak mała dziewczynka, a jak
nastolatka. W dodatku w jej oczach dostrzec można było wielką troskę i strach.
Z pewnością obawiała się czekającego ją rytuału. Zresztą nie ona jedna. – Myślę
jednak, że Adama mogą dręczyć problemy z bliskiego mu środowiska. Nie znasz
historii rodu Dark, ja zresztą też, ale nie zastanawiało cię nigdy, dlaczego Skot
i reszta rezydują w domu, który nie należy do przodków jego ojca? Ten dom
należy do ich matki.
- Ale ze mnie kretynka – jęknęła zdając
sobie sprawę jak mało wie o Darkach – myślałam, że to główny dom.
- To już wiesz, że nie – podsumowała Amy
dopijając herbatę – Czemu martwisz się Akirą?
- Ostatnio chodzi z głową w chmurach i w
ogóle się ze mną nie kontaktuje – odpowiedziała przejętym głosem – w dodatku
ewidentnie mnie unika. Kiedy się spotykamy na posiłkach, ignoruje moje pytania.
Później gdzieś znika i nie mogę go znaleźć.
- Rozumiem – to naprawdę było
niepokojące zachowanie. Nie zwracała na to uwagi zajęta sprawami swoimi i
Skota, ale gdy Lavi opowiedziała jej o tym, zaczęły jej migać pewne alarmujące
urywki. – Lubisz go?
- Tak, ale to nie ma nic do rzeczy –
zmrużyła oczy podejrzliwie na nią patrząc – lubię go jak młodszego brata.
Martwię się, bo zrobił się strasznym introwertykiem po zetknięciu z Chaosem
Shikiego.
- Shiki ma przerażającą moc – wzdrygnęła
się Amy – jak pomyślę jakie to brzemię dla jej posiadacza, to aż mam ciarki na
plecach.
- To problematyczna siła – poinformowała
ją poważnie – Shiki przez dłuższy czas jej się obawiał. Kiedy zobaczyłam jak to
wszystko wygląda, pożałowałam, że tak bardzo obciążałam go swoimi sprawami. On
cierpiał, a ja nie podejrzewałam jak bardzo.
- Lavi – odsunęła z oczu czarne loki –
nie możesz przewidzieć pewnych zdarzeń, jak również nie możesz widzieć
skrywanych przez kogoś odczuć i emocji. Shiki zdecydował nie ujawniać własnych
obaw, przez co osłabiał się od środka. Znam to z autopsji. Sama tak robię.
- To natychmiast przestań – podeszła do
przyjaciółki i mocno ją przytuliła – nie wątp w siebie Amy. Masz przecież mnie
i Skota. My cię nigdy nie zostawimy samej.
- Wiem Lavi – zdumiona zauważyła, że po
policzkach płyną jej łzy – jesteś kochana.
- A spróbowałabyś powiedzieć coś innego
– uśmiechnęła się lekko uderzając jej czoło swoim – Zawsze możesz na mnie
liczyć. Jak chcesz się upić, to w gabinecie ojca widziałam jakieś procenty.
- Nie wiem czy to dobry pomysł –
szepnęła widząc kątem oka wspomnianego mężczyznę – pamiętasz co się działo gdy
upiłaś się ostatnim razem.
- Tak, masz rację – zastanawiała się na
głos nadal nie dostrzegając Kronosa – kac jest problematyczny i nieprzyjemny,
ale wiesz, tam jest taka karafka wypełniona złocistym płynem. Ładnie pachnie,
więc pomyślałam, że może spróbujemy tak dla zabicia smutków.
- Zamknij się już – syknęła w strachu.
Oczy mężczyzny zabłysły złotym blaskiem gniewu. – To zły pomysł.
- Czemu się nie zgadzasz? – Nie
załapała, ale gdy podążyła wzrokiem za oczami przyjaciółki, zrozumiała. – Ach,
to dlatego.
- Co cię tak kusi Lavi? – Zapytał siląc
się na spokój w głosie, choć w rzeczywistości wrzał w nim gniew. – Zdradź mi
ten sekret.
- Nic takiego – zarumieniła się
zawstydzona, że ją słyszał – tak tylko pocieszam koleżankę.
- Czyżby – podszedł do dziewcząt i
zlustrował je ostrym spojrzeniem – coś mi mówi dziewczynki, że ciągnie was w
złym kierunku.
- To nie tak – pisnęła Amy w strachu.
Bała się ojca Lavi. – To były takie żarty.
- Żarty – powtórzył mierząc czarnowłosą
czujnym wzrokiem. Dostrzegł jej przerażenie. – Na temat czego?
- Niczego – warknęła Lavi z bojowym
nastrojem – podsłuchiwanie jest niegrzeczne.
- Ja może już wrócę do pokoju –
struchlała Amy próbowała uciec, ale coś jej nie pozwalało wstać z kanapy – Jak
to?
- Jesteś energiczna jak matka –
westchnął mierzwiąc włosy córki – w twoim wieku jednak nie powinnaś pić
alkoholu.
- Nic o mnie nie wiesz! – Krzyknęła w
złości. – Nie masz prawa mnie pouczać!
- Mam do tego prawo moja panno! – Ryknął
na nią widząc, że inaczej do niej nie dotrze. – Nic o tobie nie wiem? Wiem o
tobie wszystko. Zawsze miałem cię na oku, więc nie zarzucaj mi niewiedzy.
Jestem twoim ojcem, a to zobowiązuje.
- Nieprawda – wycedziła przez zaciśnięte
zęby w płaczu – nie znasz mnie. Nigdy cię przy mnie nie było. Miałeś to gdzieś.
- Dość! – Uciszył ją przytulając do
siebie. – I vice versa córko. To frustrujące, nieprawdaż?
- Tak – rozpłakała się na dobre –
cholernie.
- Wyrażaj się – klepnął ją lekko w bok
pleców – moja córka nie będzie używać przekleństw.
- Już to robi – wymsknęło się Amy, czego
od razu pożałowała – sorry.
- Chodź tu – przywołał ją do nich gestem
ręki – Amy, tak?
- Tak – przytaknęła nieśmiało, jednak
się nie ruszyła z miejsca. Poczuła, że nic jej już nie trzyma, ale strach
okazał się większy.
- Nie bój się – przywołał ją ponownie –
chodź.
Tym razem się podniosła, jednak każdy
krok stawiała z wahaniem. Kiedy zatrzymała się jakieś pół kroku od niego, ten
złapał ją i przyciągnął do siebie i Lavi. To było zaskakujące, a zarazem
przyjemne. Wtuliła się w niego jak w ojca, którego nigdy nie miała. Po chwili
jednak zawstydzono odczepiła się i spuściła wzrok. To nie uszło jego uwadze.
- W porządku – uśmiechnął się i
zmierzwił jej włosy. Teraz zrozumiała, po kim Lavi odziedziczyła to ciepło.
Kronos był ostry i straszny, ale miał też tę miłą stronę. Rodzice tacy przecież
są. Irytujący aczkolwiek kochani. – Było pojednanie, to teraz czas na karę.
- Karę?! – W szoku spojrzały mu w oczy.
- Szlaban – oznajmił przenosząc je do
pokoju, który wspólnie dzieliły – Przez dwa dni nie opuścicie tego pokoju.
Posiłki przynosić będę wam osobiście.
- To nie fair – stęknęła Lavi – nic nie
zrobiłyśmy.
- Już sam zamiar się liczy – wyprowadził
ją z błędu – myślą, mową i czynem łamie się zasady.
- Snob – pokazała ojcu język – w dodatku
służbista.
- Też cię kocham – zaśmiał się po czym
zniknął – Chyba będę musiał podarować jej słownik.
* * *
Późnym wieczorem Eris usłyszał pukanie
do drzwi. Kiedy się otworzyły, zobaczył demona, który wyglądem przypominał
nastoletniego chłopca. Miał srebrne oczy, a spod bujnej, zielonej czupryny
wyrastały szare rogi.
- Pan Kronos posłał po panicza – ukłonił
się grzecznie, lecz nadzwyczaj sztywno – Mam panicza zaprowadzić w pewne
miejsce.
- To dość nietypowe – zdziwił się Eris.
Oczy demona były jakieś puste. – Gdzie masz mnie zabrać?
- Nie mogę powiedzieć – jego głos cały
czas był niezmienny – Pan zabronił mówić.
- Aha – nie do końca rozumiał o co
chodzi, jednak pomimo podejrzeń ruszył za sługą – wyjawisz mi swoje imię?
- Nie – odmówił wciąż tym monotonnym
tonem – demony nie zdradzają swoich imion. Wyjawienie imienia oznacza oddanie
życia w czyjeś ręce.
- Rozumiem – sapnął lekko zmęczony.
Zawędrowali w nieznaną mu część domu. Jednocześnie jego obawy wzrastały z każdym
krokiem. – Wiesz, nie czuję się najlepiej. Może jednak zawrócę póki mam na to
siły.
- Otarłeś się o śmierć, nieprawdaż
Piąty? – Oczy demona zaświeciły złotem, a Eris poczuł jak cierpnie mu skóra. –
Teraz jesteś słaby. To dobrze.
- Dobrze?! – Cofnął się w strachu. –
Opętałeś demona?! To w ogóle możliwe?
- Tak, gdy poznasz ich imię –
odpowiedział spokojnie – przed chwilą ci to mówiłem.
- Mówiłeś – potwierdził ze strachem
czując, że osłabienie wzrasta – Czemu to zrobiłeś. To jeszcze dzieciak.
- Zbędny śmieć, który jednak na coś się
przydał – zakpił zbliżając się do Erisa – Miałeś wątpliwości, a jednak za mną
poszedłeś. Zawsze wtykałeś swój ciekawski nos tam, gdzie nie powinieneś.
- Szukałem prawdy – odparł cicho nie
przestając się cofać – kazałeś nam żyć w kłamstwie.
- No i? – Nie widział w tym problemu. – Jesteś
problematyczny jak twój ojciec. Z przyjemnością wyrwałem mu serce z piersi.
- To ty go zabiłeś? – Fala
niezidentyfikowanych emocji przeszyła chłopaka. Przez lata żył na łasce
mordercy jego ojca. – A ja nazywałem cię… to chore!
- Nie rozumiesz idei moich działań –
oznajmił błyskawicznie stając przed Erisem i łapiąc go za gardło – Powinienem
cię zabić, ale możesz się jeszcze przydać. Uczynię z ciebie posłuszne
narzędzie.
- Puść go! – Warknął Akira, który
wyłonił się z cienia. Przypadkiem trafił w to miejsce spacerując po domu. Bez
problemu pokonał postawioną tam barierę. Nie myśląc posłał w kierunku
nieznajomego i Erisa mroczne ogary, które zaatakowały oboje. – Cholera.
- Masz jaja szczeniaku – Drakun puścił
swoją ofiarę i zwrócił się ku chłopcu. Jego atak kosztował go sporo mocy. I
teraz nie miał zbyt wiele sił by zrealizować swój plan. – Zapamiętam to sobie.
Opuścił ciało demona, który upadł na
podłogę bez życia. Akira podbiegł do Erisa i pomógł mu wstać. Miał kilka
zadrapań i ugryzień, ale to nie były zbyt poważne rany.
- Nic ci nie jest? – Spytał zmartwiony
bladością chłopaka. – Ściąłeś włosy?
- Jest dobrze – zakaszlał rozcierając
bolącą szyję – moja ciekawość mnie kiedyś zabije.
- Święte słowa – usłyszeli głos Kronosa
– Co się wydarzyło?
- To twój dom, więc powinieneś to
wiedzieć – sarknął Eris nieudolnie wyładowując frustrację na gospodarzu –
jestem zmęczony.
- Zaniosę cię do łóżka – zaproponował
Kronos widząc, że ledwie trzyma się na nogach – Erisie.
- Nie ma takiej potrzeby – prychnął
opierając się o ścianę – sam tam dojdę.
- Gdzie pan był? – Akira powęszył nosem,
po czym go zakrył. – Śmierdzi siarką.
- Byłem w wąwozie śmierci – poinformował
go mężczyzna – dlatego nie wiem co się stało. Kiedy wróciłem, wyczułem twoją
ciemność.
- Tego tutaj – chłopiec wskazał gestem
ręki martwego demona – opętał jakiś gościu. Dusił Butterflaya, dlatego
zareagowałem.
- Dobrze zrobiłeś – pochwalił go
mierzwiąc mu włosy – a teraz wracaj do pokoju.
- A co z nim? – Spojrzał na pełznącego
przy ścianie Erisa. – Tamten mu nieźle nagadał o jego ojcu. No i moje ogary
trochę go pokiereszowały.
- Rozumiem – zerknął na syna przyjaciela
po czym ciężko westchnął – zajmę się nim, dlatego idź i pamiętaj o naszej
umowie.
- Dobrze – z wahaniem zawrócił znikając
w cieniu. Nie chciał zostawiać Butterfly’a w takim stanie, tym bardziej, że niechcący
zadał mu kilka ran. Niestety obietnica, którą złożył Kronosowi zobowiązywała.
Zrezygnowany i nieco rozdarty udał się do pokoju.
- Uparty jesteś, ale to dobrze – odparł mężczyzna
biorąc Erisa na ręce. Nie miał z tym problemu, bo był drobnej budowy ciała. Chłopak
chwilę się wyrywał, ale zabrakło mu sił. – To był Drakun, prawda? Co ci
powiedział o Erenie?
- Że go zabił – mruknął smutnie
aczkolwiek był wściekły – najgorsze jest to, że nazywałem ojcem mordercę, który
mi go odebrał.
- Co chciał z tobą zrobić? – Kontynuował
wywiad pomimo bólu i złości chłopaka. Musiał się dowiedzieć czego chciał
Drakun. – Czemu tu przybył?
- Z chęcią by mnie zabił i to byłoby
lepszą opcją – zakrył twarz drżącymi dłońmi – jednak postanowił zmienić mnie w
posłuszną marionetkę. Dzięki temu mógłby kontrolować moją moc. Gdyby tak się
stało, zaprzepaściłby wszystko. Bez skrupułów zmieniałby czas i historię wedle
własnego uznania, nie licząc się z konsekwencjami. To by było katastrofą.
- Nie przewidziałem tego ataku –
zmartwił się Kronos. Drakun przyparty do muru jest jednoznaczne z
nieprzewidzianymi komplikacjami. – Masz rację. Gdyby mój brat miał władzę nad
czasem, to byłby koniec.
* * *
Shiki w milczeniu żuł kawałek grzanki. Zamyślany
wpatrywał się w puste krzesła przy stole. Spodziewał się nieobecności Erisa,
ale Amy i Lavi? Przeniósł wzrok na Kronosa z niemym pytaniem. Mężczyzna
westchnął w odpowiedzi, po czym zabrał głos.
- Dziewczynki mają karę – potarł skronie
na znak zmęczenia. Od dłuższego czasu kiepsko sypiał zachodząc w głowę co knuje
jego bliźniaczy brat. – Mam prośbę do was wszystkich. Chciałbym abyście mieli
oczy dookoła głowy. Drakun ostrzy sobie na was pazury, co może poświadczyć
Akira.
- Co masz na myśli? – Spytała Yuki ze
zmartwioną miną. – Był tu, prawda?
- Tak – potwierdził spokojnie
wytrzymując jej pełne napięcia spojrzenie – próbował zabrać Erisa.
- Jak to próbował go zabrać?! – Shiki
gwałtownie podniósł się z miejsca. – Zrobił mu coś?
- Niezbyt – przyznał skonsternowany
Akira – chciałem mu pomóc, ale chyba go pogrążyłem.
- Czyli? – Niecierpliwił się blondyn. –
Mów!
- Zluzuj! – Warknął nastolatek również
wstając z krzesła. Był zły, że zwracał się do niego jakby z oskarżeniem.
Negatywne emocje zawrzały, a moc wraz z nimi. Musiał wyjść, inaczej rzuciłby
się na kogoś. – Nie będę z tobą gadać!
Wybiegł z jadalni od razu kierując się
do pokoju. Nie naruszył żadnych zasad, bo skończył posiłek. Zamknął za sobą
drzwi i krzyknął wściekle dając upust złości. Przeciwległa ściana odniosła
uszczerbek dotknięta kulą mroku. Podszedł do łóżka i runął na nie zmęczony. Od
czasu, gdy spoił się z Chaosem ciężko mu było zapanować nad emocjami. Ciągle
czuł gniew i irytację. To go frustrowało.
W jadalni zapanowała ciężka atmosfera.
Shiki łypał na Kronosa roszczeniowym wzrokiem, a w zamian otrzymał irytację.
Yuki w milczeniu wpatrywała się w pusty talerz, a przybity Skot nie ruszył się
nawet o milimetr ze znudzeniem bawiąc się jedzeniem.
- Mogę iść do pokoju? – Wampir spojrzał
na gospodarza błagalnym wzrokiem. Maił już dość siedzenia w tej atmosferze, a
apetyt i tak mu zniknął. – Po mnie Drakun nie przyjdzie. Jedynie może mnie
zabić, bo na nic mu się nie przydam. Opętać mnie nie opęta, bo nawet nie miałem
z nim styczności. Będę też mieć na uwadze pańskie ostrzeżenie.
- Skąd tyle wiesz? – Kronos zbadał
chłopca czujnym spojrzeniem. Zauważył bladość i zmęczenie w oczach. Widocznie
co noc nawiedzały go wizje. – Czemu nic nie powiedziałeś?
- To by nic nie dało – wzruszył
ramionami – nikt mnie nie chce słuchać.
- Następnym razem przyjdź do mnie –
polecił mu z nutą nacisku w głosie – możesz iść.
- Dobrze – skłonił się grzecznie, po
czym wyszedł.
- Czemu puściłeś tę dwójkę? – Shiki
spojrzał na mężczyznę z wyrzutem. – Wiedzą więcej niż mówią.
- Ja ci nie wystarczę? – Zakpił w
irytacji. – Dorośnij.
- Zapomnij – warknął ruszając do drzwi.
Nie potrafił znaleźć wspólnego języka z tym facetem. Przy nim czuł się jak
nastolatek, którego nikt nie rozumie. W sumie, Kronos tak go właśnie traktował,
jak niedojrzałego dzieciaka. – Cholera!
- Ty też wyjdziesz ciskając
przekleństwami? – Kronos zwrócił się do Yuki, która pozostała na swoim miejscu.
– Czy może przyjmiesz inną postać buntu.
- Nie zamierzam nic z tych rzeczy –
odparła łagodnie – Martwi mnie zachowanie ojca. Robi się coraz agresywniejszy.
Zaatakował osłabionego Erisa i próbował go porwać. Podejrzewam, że chciał
uczynić z niego swoją marionetkę.
- Słusznie podejrzewasz – przytaknął
spokojnym głosem – to twój ojciec. Krew z krwi.
- Masz rację, ale to nie wpłynie na jego
decyzję – westchnęła cicho – postanowił mnie zabić w dniu, gdy jawnie się mu
sprzeciwiłam.
- Ten dzień, to ten, kiedy uciekłaś wraz
z Lavi – stwierdził przymykając zmęczone oczy – Zawsze był strasznym raptusem.
W dzieciństwie zabił najlepszego przyjaciela, bo nie podzielił się z nim
nagrodą.
- Rozumiem – posmutniała słysząc te
słowa – zabił matkę na moich oczach. Miałam wtedy osiem lat.
- Przykro mi – współczuł bratanicy, bo
podejrzewał przez co musiała przechodzić – Znasz klątwę bliźniąt?
- Tak – przyznała zwracając na niego
skupiony wzrok – jeden zniszczy drugiego by żyć.
- Wiesz dlaczego o tym wspomniałem? –
Upewniał się, czy zrozumiała jego intencje. – Chciałem cię uprzedzić co może
się stać. Ta klątwa dotyczy mnie i Drakuna, a nie Lavi i Shoona.
- Wiem stryju – podeszła do niego i
położyła mu rękę na ramieniu – z was dwóch wolałabym byś to ty wygrał. To
mniejsze zło, które ocali moich bliskich.
- Masz wyrozumiałość matki – odparł
urzeczony jej gestem – podziwiałem ją, że oddała serce komuś takiemu jak mój
brat.
- Była dumną i odważną kobietą –
uśmiechnęła się nieznacznie, po czym ruszyła do wyjścia – tak naprawdę kochała
ciebie, ale ty oddałeś serce jej najlepszej przyjaciółce.
Opuściła jadalnię pozostawiając
zaskoczonego stryja. Mężczyzna nie wierzył, że tak było.
- Przecież zaprzeczyła, że cokolwiek do
mnie czuje – szepnął wspominając matkę Yuki – to niemożliwe.
* * *
Skot w drodze do swojego pokoju wstąpił
do Akiry. W milczeniu omiótł podziurawione ściany badawczym spojrzeniem, po
czym zwrócił wzrok na rozdrażnionego kolegę.
- Widzę, że już nie raz próbowałeś
wypuścić nieco pary – stwierdził podchodząc do srebrnookiego – jak długo chcesz
to kryć? Martwisz dziewczyny.
- I mówi to ktoś, kto postępuje podobnie
– sarknął z wyrzutem – oszczędź sobie te morały.
- Mam problemy ze sobą – przyznał Skot –
jednak nie są aż tak poważne jak twoje.
- Chrzań się – warknął świecąc
czerwonymi iskierkami w oczach – odwal się.
- O tym właśnie mówię – sapnął siadając
tuż obok wulkanu wściekłości – zwróć się o pomoc do Shikiego. On zna metody
wyciszenia, a twoje huśtawki nastrojów pojawiły się po zetknięciu z jego mocą.
Jest ci to dłużny.
- Nie potrzebuję jego litości – burknął
w frustracji – nie jestem desperatem.
- Wiem, że to przemyślisz – poklepał go
po ramieniu – masz w sobie więcej siły niż ja.
- Adam – mruknął pochmurnie – martwisz
się o niego?
- Tak – potwierdził wzdychając –
nawiedzają mnie o nim wizje. Sądzę, że są obrazami przeszłości. Mój brat jest
tam kimś zupełnie mi obcym. W dodatku wiem, że przytrafiło mu się coś złego. Po
prostu to czuję.
- Krew – odparł już mniej zirytowany.
Rozmowa z Darkiem pomogła mu nieco ochłonąć. – Krew jest przekaźnikiem. Łączy
was jak nić przeznaczenia z mitów.
- Możliwe – zgodził się z Akirą –
wampiry odczuwają więcej poprzez krew, niż przez okazywanie emocji.
- Rozumiem – spojrzał w oczy kolegi –
Wiesz czemu dziewczyn nie było na śniadaniu?
- Mają szlaban i to trochę nasza wina –
wyjawił nieśmiało – Chciały zapić smutki w karafce wiekowego koniaku Kronosa i
ten je przyłapał kiedy o tym mówiły.
- Aha – próbował być poważny, ale nie
wytrzymał i zaczął się śmiać – Lavi nie przestanie mnie zadziwiać. Nawet w
chwilach zagrożenia potrafi wpadać na tak szalone pomysły.
- Tak, jej pomysły nie należą do
zwyczajnych – dołączył do śmiechu kolegi – i zawsze kończą się karą.
Ich rozmowę przerwał nagły i
niespodziewany gość. Do pokoju wparowała czarnowłosa piękność. Młoda kobieta
przelotnie obejrzała pokój, po czym zwróciła się do chłopców.
- Będę potrzebowała waszej pomocy dzieci
– jej głos brzmiał ciepło i przyjaźnie. Chłopcy odnieśli wrażenie, że
przypomina im Amy. – Pomożecie, prawda?
- Zależy co mamy zrobić – odezwał się
Skot – Mamy ograniczone pole manewru.
- Wiem Skocie – uśmiechnęła się do niego
– ostatnio nawiedza cie w snach Onyx.
- Onyx?! – Spojrzał na nią
niezrozumiale. – Któż to?
- Och, chyba wyjawiłam ci część
tajemnicy – udała, że zrobiła to nieświadomie, choć w rzeczywistości wiedziała
co robi. – Mój mąż ostatnio się przemęcza. To też przez was, dlatego musicie mi
pomóc nakłonić go do odpoczynku.
- Kim pani jest? – Akira obdarzył ją
niechętnym spojrzeniem. – Nie pomagam nieznajomym.
- Ostrożny jesteś, choć nie zawracałeś
sobie tym uwagi niszcząc mój dom – łypnęła na niego ostrzegawczo brązowymi
oczami – Jestem Akasza pani tego domu i irytuje mnie, że Kronos ściągnął tu
całe przedszkole. Lavi rozumiem, ale nie całą resztę.
- Przypomina pani naszą przyjaciółkę –
wtrącił Skot – Amy.
- Oczywiście to ona przypomina mnie –
poprawiła go w śmiechu – to moja wnuczka. Będę musiała nauczyć ją pewności
siebie, bo strasznie płochliwa z niej dziewczynka.
- Istny zjazd rodzinny – zakpił pod
nosem Akira – Pieprzony zbieg okoliczności lub nie.
- Jesteś zuchwały dzieciaku – warknęła
rzucając mu groźne spojrzenie – Śmierdzisz ciemnością i mrokiem, a to źle gdy
te dwie siły spotykają się w jednym naczyniu.
- Co?! – Zdumiony patrzył na kobietę jak
na niewiarygodne zjawisko. – Nie pomogę pani.
- Tak? – Podeszła do niego i roztrzepała
mu włosy. – Niegrzeczny piesek.
- Zostaw mnie babsztylu! – Ryknął chcąc
ją uderzyć. Znowu tracił panowanie nad gniewem. – Puszczaj!
- Doprawdy jesteś moim faworytem do
lania – odparła półgębkiem, po czym wymierzyła mu siarczystego policzka – Znaj
swoje miejsce szczeniaku!
- Co?! – W szoku patrzył na nią z
szeroko otwartymi oczami. – Czemu?
- To cię otrzeźwiło – odpowiedziała
prztykając go w nos – Mógłbyś brać przykład z kolegi, ale wiem, że to moc przez
ciebie przemawia. Musisz spotkać się z Onyxem. On ci wszystko wyjaśni.
- Kim jest ten Onyx – Spytał Skot –
Mówiła pani, że to on mnie nawiedza w wizjach, ale ja tam widzę jedynie brata.
- Dowiesz się w swoim czasie dziecko –
delikatnie pogłaskała jego policzek – a teraz zróbcie tu trochę zamieszania i
ściągnijcie Kronosa.
- Ale ja mam z nim układ – jęknął Akira –
ma mnie zabrać do tamtego pokoju.
- Ja cię do niego zabiorę, więc rób co
ci mówię – nakazała oschle – lepiej zabrać się tam jak najszybciej, inaczej
zniszczysz mi dom.
* * *
Kronos wyczuł lekkie zawirowanie energii
w pokoju Akiry. Postanowił to sprawdzić. Siła chłopca rosła, jednak nie
potrafił się nią odpowiednio posługiwać. Ród Nubis stworzył cienistą bestię,
dlatego Onyx mógł pomóc Akirze okiełznać ciemność.
- Co wy wyprawiacie? – Spytał pojawiając
się w pokoju chłopca. Ku własnemu zdumieniu zastał tam Akaszę. Od razu
zrozumiał, że to jej sprawka. Zmusiła dzieciaki do wywołania zamieszania by go
ściągnąć. – Witaj kochanie.
- Jak ty wyglądasz Nosiu – podbiegła do
męża i uwiesiła się mu na szyi – w ogóle o siebie nie dbasz. Trzy wieki stawiałam
cię na nogi, a ty nadwerężasz ciało i ściągasz mi do domu istne przedszkole.
Umawialiśmy się na góra troje dzieci.
- Wiem, trochę przesadziłem z ilością –
przyznał się do błędu. Niańczenie dzieci nie było jego mocną stroną, ale nie
potrafił zostawić tej gromady w potrzebie, tym bardziej, że byli przyjaciółmi
jego córki. – Ale chyba ta dodatkowa piątka ci nie przeszkadza.
- Szóstka, jeśli miałabym sprecyzować.
Nie pomijaj jednego, który istnieje w ciele drugiego. – Pogroziła mu palcem. –
Za kare musisz odpocząć. Nie możesz zmierzyć się z Drakunem w takim stanie.
- Na wszystko przyjdzie czas – chciał
się wykręcić, ale nie dała się zbyć – Dobrze, odpocznę.
- Ja się zajmę dziećmi, więc się nie
martw – zapewniła go całując w usta. Takim sposobem podała mu środek nasenny,
by mieć pewność, że odpocznie. – Będziesz spał trzy dni.
- Ty podstępna… – stęknął tracąc siły – głupi
dałem się podejść.
- Słodkich snów mój książę – złapała go
chroniąc przed upadkiem – Drakun wyczuł twoje osłabienie, dlatego ośmielił się
tu zjawić. Praca z dziećmi pochłania wiele energii, tym bardziej, gdy ma się
tak problematyczne przypadki.
* * *
Późną nocą Akasza zjawiła się w pokoju
Akiry. Chłopiec spał jak zabity i chwilę się mu przyglądała.
- Uroczy obrazek aż szkoda to psuć –
wyszeptała pod nosem po czym bez skrupułów zepchnęła nastolatka z łóżka –
wstawaj!
- Co jest? – Wyrwany ze snu w tak
brutalny sposób dyszał jak zestresowany pies. Serce niemiłosiernie waliło w
jego piersi aż bolało. Przez kilka sekund rozglądał się po pokoju aż natrafił
na winowajcę. – Czego?
- Chodź ze mną i nic nie mów dla twojego
dobra – ten szczeniak działał jej na nerwy. Może jak wreszcie oswoi w sobie
mrok przestanie być tak irytujący. – Jakaś złośliwa uwaga i po tobie.
- Wiem, że mnie pani nie trawi, ale to
lekkie przegięcie – stęknął dźwigając się z podłogi i masując lewy bok – będę
miał wielkiego siniaka.
- Mam podmuchać kuku dziecku? – Sarknęła
złośliwie. – Mamusia cię tak rozpieściła?
- Nikt mnie nie rozpieszczał – mruknął urażony.
Naruszyła granicę drażliwego problemu, z którym sobie nie radziło od czasu
poznania prawdy o ojcu. – Gdzie mamy iść?
- Zobaczysz – kątem oka dostrzegła ból w
jego szarych oczach. Zraniła go, jednak nie wiedziała czym. – Chodź.
Złapała go za łokieć i przeniosła się z
nim pod zapieczętowane drzwi. Zdziwiony wpatrywał się w pieczęć, która lśniła
jasnym światłem. Gdy jej dotknął, odrzuciła go jak zwykle.
- Jesteś głupi, czy tylko udajesz? –
Zakpiła, po czym rysując w powietrzu dziwne symbole obeszła blokadę. Drzwi
stanęły przed nimi otworem. Wepchnęła Akirę do pokoju, lecz sama nie weszła do
środka. – Baw się dobrze.
- Hej – chciał wyjść, ale drzwi się
zamknęły i nie mógł ich otworzyć ponownie – Wrobiłaś manie jędzo!
- Masz jaja zwracając się w ten sposób
do pani tego domostwa – usłyszał zza drzwi – jak skończysz, to nauczę cię
uprzejmości.
- Cholerny babsztyl – był na siebie
wściekły, że dał się podejść. Pomimo tego, że znalazł się po drugiej stronie
pieczęci, czuł się przegrany. – Cholera!
- Przestań dramatyzować – poczuł na
ramieniu czyjąś dłoń i znajomy zapach – Adam?
- Nie tym razem – zaświecił
czarno-fioletowymi ślepiami dowodząc, że nie jest Darkiem – Jestem Onyx i tak
się do mnie zwracaj szczenię ciemności, które zbrukał mrok.
- Onyx?! – Uważnie przyglądał się
mężczyźnie szukając innych różnic, jednak prócz oczu nic nie odbiegało od
normy. – A co z Adamem?
- Śpi – odpowiedział łagodnie – ostatnio
ciągle śpi i regeneruje siły.
- Czyli Skot dobrze czuł, że coś mu
zagraża – zastanawiał się na głos wspominając obawy przyjaciela – Co się stało?
- Nie twój interes – zbył go oschle –
nie panujesz nad zgodnością ciemności i mroku, dlatego buzujesz wściekłością.
- Skąd to wiesz? – Spojrzał w ślepia
mężczyzny i zamarł ze strachu. Nie dostrzegł ani grama pozytywnych emocji, a
jedynie nienawiść. – Kim jesteś?
- Kimś, kto opowie ci trochę o twoich
korzeniach – pociągnął za sobą chłopaka i posadził na krześle przy łóżku –
wiesz przynajmniej kim jesteś, a to i tak sporo.
- Nie powiedziałbym – zaprzeczył
wzdychając – nie mam nikogo.
- Adam się tobą zaopiekuje – stwierdził
bez ogródek i cienia wątpliwości – Wiesz co się dzieje gdy mrok spotyka
ciemność?
- Nie – przyznał się do niewiedzy – a
nie powinny się łączyć?
- Niekoniecznie – pokręcił zrezygnowany
głową – Ciemność jest pochodną mroku, jednak nie zespolą się bez jakiejkolwiek
pomocy i odpowiednich warunków.
- Czyli to dlatego ciągle wybucham
gniewem? – Spytał dla upewnienia. – Onyksie, jak stworzyć odpowiednie warunki?
- Powinieneś się wyciszyć – poinstruował
go mentorskim tonem – w ciszy słychać najdrobniejszy dysonans. Posiadacz Chaosu
dobrze o tym wie, jak również Adam.
- Dziadek medytował – przypomniał sobie
Akira – czy to dobra metoda?
- Shin Hyun Bin doczekał się starości,
więc sam sobie na to dopowiedz – polecił siląc się na uprzejmy ton. Nie był
przyzwyczajony do rozmowy z dziećmi, a widział, że ten chłopiec coś w sobie
tłamsi, coś co nie daje mu spokoju. – Podczas medytacji oczyszczasz umysł z
toksycznych myśli, a cisza koi nerwy.
- Dal Shikiego medytacja za wiele nie
dała – wątpił w działanie wyciszenia – Wybuchł.
- Źle to pojmujesz – sapnął rozczarowany
złym punktem widzenia chłopca – Shiki przez lata tłumił w sobie Chaos. Uśpił tę
niszczycielską moc za pomocą medytacji. Gdyby nie interwencja Kronosa, pewnie
tak by pozostało do końca jego dni.
- Kronos przebudził Chaos, tylko
dlaczego? – Nie rozumiał intencji Kronosa. – Ty wiesz?
- Wiem, choć mnie przy tym nie było –
odparł wahając się czy wyznać chłopcu prawdę – Kronos skonfrontował Shikiego z
jego mocą, by ten mógł przezwyciężyć strach jaki zrodził się podczas
przebudzenia Chaosu. Kiedyś Ród Gentis kontrolował takie przebudzenia mocy u
dzieci, niestety Shiki jest ostatnim przedstawicielem Gentisów. Oczywistym
jest, że nie potrafił sam sobie z tym poradzić. Kronos postanowił mu w tym
pomóc.
- Rozumiem – zamyślił się chwilę – Chaos
jest potężną siłą.
- W rzeczy samej, a ty jesteś kluczem by
go wyciszać – poinformowało go Onyx – choć najpierw musisz nauczyć się wyciszyć
samego siebie.
- A co jeśli mi się nie uda? – Wahał się
i jednocześnie bał. – Jak niby mam uśpić wzburzone morze?
- Dlatego powinieneś zacząć od siebie –
wskazał mu drogę – inaczej będziesz uspokajał Chaos Shikiego, ale nadmiar mroku
będzie cię wyniszczał.
- To niewykonalne – przestraszył się konsekwencji
– Nie dam rady.
- Może to ujmę nieco inaczej – westchnął
po czym spojrzał poważnie na Akirę – jeżeli nie zaczniesz medytować, wówczas
umrzesz i żadna moc cię nie uratuje.
- Ale… – zaczął, lecz Onyx mu przerwał.
- Przemyśl to – nakazał stanowczo dając
do zrozumienia, że koniec rozmowy – Idź już. Akasz na ciebie czeka.
- Dzięki za radę – rzucił na pożegnanie
smętnym głosem. Nie podobało mu się, że będzie musiał prosić Shikiego o
przysługę. Onyx dał mu jasno do zrozumienia, że ma nie przeszkadzać Adamowi.
W
milczeniu wrócił do swojego pokoju ignorując kąśliwe uwagi Akaszy. Kobieta w
pewnym momencie dała za wygraną, jednak jeszcze się nie poddała. Miała trzy dni
na utarcie nosa temu dzieciakowi i zamierzała w pełni je wykorzystać. Zostawiła
go w pokoju, po prostu znikając. Akira zaś usiadł na łóżku i próbował poukładać
powstały w umyśle bałagan. Nowe informacje stworzyły tyle pytań i obaw, że miał
mętlik w głowie, którą dodatkowo nawiedził pulsujący ból w skroni. Po kwadransie
jałowych efektów zwyczajnie położył się spać z nadzieją, że dojdzie do ładu po chwili
snu.
Zacznę od tego, że jestem zachwycona długością rozdziału. A może wydaje mi się długi, gdyż jest wąski? Nie wiem. Grunt, że przyjemnie się czyta...
OdpowiedzUsuńCHOCIAŻ NIC NIE PAMIĘTAM!!! Kojarzę tylko Lavi i Kronosa... Adam - coś mi świta... Kurczę, muszę przeczytać od początku -.- Jakoś od czasu, gdy mój ,,Lavik" zmienił się w ,,Lavię". Bolała mnie ta zmiana płci :( BARDZO. :(
I teraz jestem zbyt zmęczona, aby przeczytać poprzednie rozdziały i sobie wszystko odświeżyć. Smutek :(
ps - wysyłałam Ci na e-mail rozdziały ,,Hellady" (ogólnie porzuciłam historię, ale piszę ją i wysyłam priv ulubieńcom :3 ).
Weny, abym nie musiała za parę miesięcy ZNOWU przypominać sobie, kto to Skot itd. :)
Postaram się wrzucić kolejny rozdział szybciej niż ten. A tak nawiasem mówiąc, piszę alternatywną wersję tego opka, gdzie główny bohater nadal jest chłopcem.
UsuńI NADAL JEJ, DO CHOLERY, NIE OPUBLIKOWAŁAŚ?!
UsuńSmuteg. Idę znowu zabić Nikiasza :P
WENYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYY
Na obie wersje opowiadania :3
Nawiasem mówiąc, mogłaś przynajmniej wysłać ją w wiadomości prywatnej! :D
Nie wrzucałam jej, bo jakoś wiele rzeczy się powtarza, ale mogę ci przesłać tę surową wersję na priv. Nie jest tego za wiele i powtarzam, że to surowa wersja, która ma jeszcze wiele niezweryfikowanych błędów.
UsuńI taka właśnie długość powinny mieć wszystkie rozdziały :D. A komentując treść. To po pierwsze jak ktoś mógł tak skrzywdzić naszego małego motylka. I ten pseudo władca i pseudo braciszek powinni za to zapłacić. Po drugie istny zjazd rodzinny =D. Ciekawie jak będzie wesoło =P. Wracając do motylka czemu ma tak niską samoocenę :'(. Mam nadzieję że serduszko szybko odnajdzie drogę do swojej połówki ;-). Biedny Akira :-) będzie musiał się męczyć z żoną Kronosa. Chociaż może dzięki temu nasze nie doszłe pijaczki wyjdą wcześnie. To teraz Lavi ma poparcie prawie całego swojego "rodzeństwa".
OdpowiedzUsuńCzekam ze zniecierpliwieniem na kolejny rozdział Lavi. Mam też nadzieję że pojawi się szybciej. BRAK WENY!!!!!!! Dobrze że jednak wróciła =D. Inaczej ciężko byłoby nam :P. DUŻO WENY I CZASU. =D
Tak, ten rozdział trochę mi zajął i liczy ponad 30 stron w Wordzie. Lavi tak na pozór ma poparcie "rodzeństwa". Terra jedynie sprawdza, kto za kim podąży. Zauważ, że nie pyta, czy poprą Lavi, ale daje im wybór między Drakunem a Kronosem. Takie małe sprostowanko :)
UsuńMotylek ma tak niską samoocenę, ponieważ ciągle przebywał sam, a nawiązywanie więzi z innymi skończyło się dość tragicznie. A tak na marginesie druga połówka Erisa już zapowiedziała, że do niego dołączy ;)
Akira i Akasza hmm - jak to mówią - kto się czubi ten się lubi ;)
ja chcę już kolejny !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
UsuńMój opinia : To jest super. Warto było czekać aż tyle czasu, ale mam nadzieję że następny będzie szybciej :D
OdpowiedzUsuńNiczego nie obiecuję, ale postaram się wrzucić kolejny wpis wcześniej niż ten.
UsuńKyaaa to opowiadanie jest czadowe *o* w ogóle kocham wszystkich bohaterów.Osobiście jestem fanką Skota,Shikiego i Akiry <3 pisz pisz dużo weny życzę ;) Galano
OdpowiedzUsuńLavi lubi Adama coś czuję że wyjdzie z tego fajny początek. biedny Skot mam nadzieję że Adam w końcu mu się zwierzy. Akasza powinna się wziąć Amy szybko w obroty. W końcu Fly'a wychodzi do ludzi, w dodatku jeszcze okazuje się że już swoją drugą połówkę :P. Napisałabym więcej ale niestety nie mam czasu. Wybacz, może jeszcze wpadnę dokończyć komentarz. Dużo weny i udanych wakacji :-)
OdpowiedzUsuńKiedy wstawisz nowy rozdział? Czekam na to cały sierpień :'(. Mam nadzieję że to chwilowe leniuchowanie =D. Pozdrowienia z mazur :P
OdpowiedzUsuńNiedawno wróciłam z mazur i dziękuję za pozdrowienia. Na leniuchowanie nie mam na razie czasu, ale postaram się niebawem wrzucić coś na bloga. Najprawdopodobniej będzie to kawałek Researchu.
UsuńPozdrawiam ^^
Research też może być. Ciekawe jak długo Agatkę będzie boleć skóra po ojcowskim przywitaniu :D. A co się stało z dziewczyną Oskara? Biedny nasz Tsuna :D
UsuńGdzie obiecany rozdział? Jak możesz nas tak męczyć Agatko :'(. Zaglądam tu codziennie i nic.
OdpowiedzUsuńKiedy będzie rozdział? Tak poza tym świetny rozdział tylko szkoda że tak rzadko się pokazują.
OdpowiedzUsuń