To będzie już IV rozdział :) Życzę miłej lektury :)
Dezorientacja
Siedział
skulony pod jednym z drzew w lesie. Myślał o wszystkim co ostatnio przeżył. Bał
się, tak strasznie się bał. Nikt nie potrafił zrozumieć jego intencji, ale nie
chciał niczego złego. A teraz jego przyjaciele leżą w szpitalu. Sam nie rozumiał
większości tego co się wydarzyło. Jacyś ludzie ubrani w czarne płaszcze napadli
na szkołę. Jeden z nich żądał od niego by wypowiedział jego imię, ale on tego
nie potrafił zrobić. Ten człowiek powiedział, że wróci w datę jego urodzin.
- Skąd mam niby
wiedzieć, kiedy są moje urodziny – wyszlochał w ciszy wciskając twarz
w kolana. Nie pamiętał niczego sprzed dwunastego roku życia, czyli od
czasu, kiedy został adoptowany przez Twardowskich. Nie miał zielonego pojęcia
co powinien zrobić. Był sam. Płakał w samotności mając szesnaście lat. Pamiętał
jak był młodszy – wtedy nazywano go Miki beksa. Spojrzał na zegarek. Było po
siódmej, co wskazywało porę powrotu. Wytarł twarz w rękaw bluzy, po czym wstał
z ziemi i ruszył w stronę domu.
Był
ostatni dzień szkoły. Niestety po ataku została ona zdewastowana w tak dużym
stopniu, że odwołano zakończenie roku. Świadectwa zostały wysłane wcześniej pod
adresy ich właścicieli. Wracając zmodyfikował swoją trasę tak, by zahaczyć o
gimnazjum. Przystanął na chwilę i wpatrując się w dziurawą ścianę na drugim
piętrze poczuł, jak zaczyna boleć go brzuch z poczucia winy. Zaczęto już
remont, ale nie zamurowano jeszcze wyrwy, którą zrobili jego przyjaciele
wyrzuceni z tak dużą siłą przez jednego z zakapturzonych mężczyzn. To cud, że jeszcze żyją – brzmiały słowa
lekarza w jego głowie. Chwycił się za brzuch i przykucnął, bo ból wzrastał
w siłę. Łzy pociekły po jego policzkach, gdy dotarły do ust, ich słony smak
uzmysłowił mu, że stoi na ulicy i płacze. Zarzucił kaptur, by częściowo zakryć
oznakę swojej słabości. Pobiegł najszybciej jak tylko potrafił do domu.
W
domu nikogo nie zastał. Wszyscy gdzieś wybyli.
- Może to i lepiej
– powiedział do siebie – przynajmniej nie będą ze mnie się śmiać.
Wbiegł po schodach
na górę do swojego pokoju. Zrzucił przepocone ubranie i wziął długi prysznic.
Przebrał się w czerwoną koszulkę z nazwą zespołu Distemper i spodenki khaki. Miał jeszcze mokre włosy, ale nie
zważając na to wyszedł na zewnątrz. Usiadł na bujanej ławie i opierając brodę o
kolana patrzył niewidzącym wzrokiem w dal. Nawet nie zauważy, jak Mateusz
usiadł obok.
- Co tak siedzisz
bracie? – Spytał Mikołaja.
- Co!?
- Pytam czemu
siedzisz tutaj – zmierzył młodszego brata wzrokiem – i to z mokrymi włosami?
- Już po
zakończeniu roku? – Unikał odpowiedzi Miki.
- Nie zmieniaj
tematu! – Zdenerwował się Mateusz. Chwycił brata za ramię i pociągnął
w kierunku drzwi. – Idziemy do domu.
- Wyluzuj – Miki wyrwał
się z uścisku.
- Miki nie wkurzaj
mnie. Jak się przeziębisz, reszta będzie winić mnie, że cię nie dopilnowałem. –
Mateusz chwycił Mikiego za rękę i zaciągnął do domu.
- Przestańcie traktować
mnie jak dzieciaka! - Obruszył się
Mikołaj – Mam już szesnaście lat, a nie dwanaście.
- To przestań zachowywać
się jak dzieciak! – Warknął na młodego Mati.
- Daj mi spokój! –
Wrzasnął Miki.
- I właśnie o tym
mówię. Zachowujesz się jak szczeniak, to tak cię traktują.
Mikołaj rzucił się
na kanapę w salonie. Nie chciał kłócić się z Mateuszem, ale nie wiedzieć czemu
aż kipiał ze złości. Od czasu napadu na szkołę był rozbity emocjonalnie. Miał
świadomość tego, że wujek z braćmi chcą wesprzeć go na duchu, ale przegrywał
z kłębiącymi się w nim gniewem i żalem. Zmęczył się już tym ciągłym
zadręczaniem siebie, co nic mu nie dawało, bo nadal nie znalazł odpowiedzi na
pytanie mężczyzny ze szkoły. Zamknął oczy próbując przypomnieć sobie twarz
oprawcy. Myślał, myślał i nic. Z bezsilności cisnął pięścią w kanapę.
- Masz – Mati
podstawił mu pod nos szklankę z lemoniadą, po czym usiadł obok. Przyjrzał się
młodszemu bratu, na jego podpuchnięte i zmęczone oczy. – To jak? Powiesz mi
czym się tak zadręczasz?
Mikołaj odwrócił
głowę w stronę brata. Jeszcze nikomu nie opowiedział o rozmowie z tym
mężczyzną. Policji wyznał jedynie to, co inni, czyli praktycznie nic. Bił się z
myślami, czy powinien powiedzieć, gdy jego wzrok padł na oczy Mateusza, były
pełne ciepła i zrozumienia. – Zrobię
to – postanowił w myślach.
Opowiedział bratu
o wszystkim co zaszło w szkole oraz o myślach kłębiących się w jego głowie.
Mateusz słuchał w milczeniu, a z każdym zdaniem robił się coraz smutniejszy na
twarzy.
- Czyli to cię tak dręczyło? – Pomyślał w
duch patrząc na zwierzającego się młodego. Teraz chociaż rozumiał te jego
wybuchy złości i nocne łkanie do poduszki. Na jego miejscu też nie wiedziałby
co robić. Kochał brata i nie chciał, by coś mu się złego stało. Zacisnął
w bezsilności pięści tak mocno, że pobielały knykcie palców. Z rozmyślań
wyrwało go zdanie brata:
- Mati, on
powiedział, że wróci w dzień moich urodzin.
- Co? – Zdziwił się
Mati – Ale miałeś urodziny w lutym.
- On powiedział,
że w moje prawdziwe urodziny. – Miki zakrył w desperacji oczy dłonią – Ja nie
mam zielonego pojęcia, kiedy one wypadają. Nie pamiętam nic odkąd wasz tata
znalazł mnie w lesie.
- To też twój tata
– wtrącił Mateusz – Niestety też nie wiem nic na temat twoich prawdziwych
urodzin.
- Ja… – Mikołaj
spojrzał niepewnie na brata – Ja się boję. Tak bardzo. Kiedy tylko zobaczyłem
jego twarz, ogarnął mnie paraliżujący strach.
- Co? – Spytał w
zamyśleniu Mati.
- Ten mężczyzna
wydał mi się znajomy. Czułem od niego ciemność tak wielką, że aż mroziło kości.
- Ale czemu?! – Zdziwił
się na te słowa starszy brat.
- Ja nie wiem.
Boję się, że skrzywdzi jeszcze kogoś. Wiedział o tym z kim się przyjaźnię…
- To poważna sprawa – przerwał Mikołajowi – Jeśli myślimy o tym
samym…
- …to jest źle –
dokończył Miki chowając twarz w poduszkę. – A może powinienem stąd odejść? Może
to uchroni innych?
- Nie wygaduj
bzdur! Jesteśmy rodziną i przetrwamy wszystko razem. – Zganił brata Mati.
- Ja tylko… – próbował
się wytłumaczyć młody.
- Nie myśl już o
tym – poczochrał włosy młodszego brata – Spróbuj się przespać. Ostatnio coś
niezbyt ci wychodziło.
- Yhm –
odpowiedział Mateuszowi, po czym pomału podreptał do swojego pokoju.
*****
Mikołaj usiadł na skraju swojego
łóżka i w zamyśleniu wpatrywał się w podłogę. Był dwudziesty trzeci czerwca i
oficjalnie zaczęły się wakacje, niestety nie potrafił cieszyć się tym tak jak
zwykł we wcześniejszych latach. W desperacji rzucił się na łóżko. Nie uporał
się jeszcze ze wszystkimi czarnymi myślami kłębiącymi się wewnątrz jego umysłu.
Ich natłok powodował mętlik w głowie.
- Istne szaleństwo
– powiedział cicho tym razem wpatrując się w sufit. Jego powieki powoli zaczęły
mu ciążyć, a po dłuższej chwili zasnął.
Otaczał go mrok. Zewsząd
rozchodził się dziwny zapach. Z dala widział światło, ale im dłużej biegł w
jego stronę tym bardziej się od niego oddalał. Nagle poczuł, jak podłoże powoli
zaczyna go wciągać. Próbował się wyrwać, ale nie potrafił. Krzyczał błagając
o ratunek, lecz nikt go nie słyszał. Bariera mroku dobrze izolowała
wszelkie dźwięki. Spojrzał w dół i z przerażeniem spostrzegł
purpurową ciecz na swoich dłoniach i reszcie ciała. Dopiero teraz uderzyło go,
że przez cały ten czas czuł krew. Zaczął krzyczeć w strachu,
a w odpowiedzi usłyszał diaboliczny męski śmiech. Para rubinowych
oczu bacznie go obserwowała górując nad nim…
Zerwał się
wrzeszcząc. Cały dygotał na ciele. Do pokoju wbiegł zaniepokojony Mateusz.
- Miki?! Co się
dzieje?! – Spytał wystraszony po ujrzeniu młodszego brata.
- Ja… miałem
koszmar – powiedział zakrywając dłonią twarz. Nagle poczuł, jak coś łaskocze
jego szyję i ręce. Był w szoku widząc, długie złociste pukle włosów zwisające
mu prawie do pasa. – Nie może być. Proszę powiedz, że nie urosły, że to tylko
moja wyobraźnia. – Błagał Mateusza, płacząc krwawymi łzami.
- Co ci to da, kiedy
usłyszysz to kłamstwo? – Spytał lekko zdezorientowany Mati. – Na twoim miejscu
martwiłbym się czymś innym.
- Niby czym?! – Zdziwił
się Miki.
- Masz. – Mateusz
rzucił bratu wiszący na krześle ręcznik. – Wytrzyj twarz, a się przekonasz.
- Dobra – odparł niepewnie
łapiąc rzucony ręcznik. Wtulił w niego twarz przymykając piekące oczy. Kiedy
oderwał ręcznik od oczu, przeraził się ujrzanym widokiem. Materiał pokrywała
krew – jego krew! Zaniemówił z doznanego szoku. Miał uczucie dejavu.
- Chodźmy, lepiej
to przemyć – powiedział z wymuszonym spokojem starszy brat, chwytając Mikiego
za ramię, który posłusznie wykonał jego prośbę.
Nachylił się nad
umywalką, a Mati ostrożnie przecierał jego policzki i powieki. Oczy powoli
przestawały go piec, ale przerażenie nie ustępowało. Ukradkiem zerknął na
poważną twarz starszego brata.
- Skończone –
oświadczył Mati płucząc gąbkę – Ale myślę, że powinieneś wziąć prysznic.
- Co?! Czemu? –
Dopytywał zaskoczony poleceniem brata. Mateusz w odpowiedzi skierował jego
twarz tak, by zobaczył swoje odbicie w lustrze. Widok ten go przestraszył.
Wyglądał jak ofiara mordu żywcem wyjęta z horroru. Złote włosy okalające jego
twarz nasiąkły krwią, a z kącików niebieskich oczu nadal wyłaniały się
purpurowe łzy. – To straszne!
- Miki mówiłeś, że miałeś kolejny koszmar.
Czy… – Mati chwycił dłońmi ramiona młodszego brata z przerażeniem patrząc na
spływające krwawe łzy. – Czy coś się zmieniło?
- Zmieniło?! –
Zdumiał się Miki powoli wracając do momentu snu. Wszystko pamiętał. – Myślę, że
tak.
- Więc co! – Naciskał
zdenerwowany Mateusz. – No, powiedz to wreszcie!
- Ja… ja pamiętam
ten sen – stwierdził drżącym głosem – To pierwszy koszmar, który zapamiętałem.
I bez bicia przyznaję, że nie chcę go pamiętać.
- Opowiedz mi go –
nalegał Mati – Chcę wiedzieć wszystko ze szczegółami.
- Wierz mi, nie
chcesz – wyszeptał Miki przykładając dłonie do skroni. W głowie dźwięczał mu
demoniczny śmiech z koszmaru, a widok sprzed oczu raptownie zniknął. W
ostatniej chwili poczuł silne ręce brata chwytające go w talii.
Mateusz
pomógł wykąpać się bratu. Symptomy przemiany powoli zaczęły mijać. Kolor włosów
brata ze złotego zmienił się na powrót w brąz. Po wszystkim zaprowadził go do
salonu i usadowił na kanapie. Miki podkulił kolana i oparł o nie brodę. Pukle
włosów wpadały mu do oczu. Na ten widok Mati nie mógł powstrzymać się od
uśmiechu.
- Wiesz, z tą
fryzurą przypominasz trochę dziewczynę – przejechał palcami po zdumiewająco
miękkich włosach brata, na co ten się wzdrygnął.
- Mógłbyś je
obciąć? – Poprosił z nadzieją w głosie Miki. – Nie chcę by ktoś mnie tak
zobaczył.
- Spoko –
uśmiechnął się do brata. Z kuchni przyniósł jakieś proszki nasenne i podał je
młodemu. – Zrobię to później, a teraz odpocznij. Po tym nie będziesz miał snów,
więc się nie bój.
- Dobrze. –
Odparł, biorąc tabletki od Matiego. – Zostań póki nie zasnę.
- Będę czuwał,
więc się nie martw i śpij – pocieszył go zgarniając mu włosy i związując z tyłu
w kitkę. – Miłych snów.
- Ta – westchnął
Miki, po czym zasnął.
*****
W ciemnym pokoju zakapturzona postać
otworzyła krwawo-czerwone oczy. Usta wykrzywił grymas uzurpujący uśmiech. Nareszcie
nawiązał z nim kontakt na tyle silny, by móc go obserwować w snach. Teraz mu
nie ucieknie.
- Pozostały ci
tylko trzy dni – rzucił słowa w mrok, bawiąc się kielichem wypełnionym krwią –
Co zrobisz mój drogi Miki?
C.D.N.
tiaa, tu mówisz ,,drogi", a tu chcesz go wykorzystać... goń się, Adaś! (doobra, nadal Cię kocham. Ale mówienie do samego siebie nie jest dobre!).
OdpowiedzUsuńRozdział BOSKI. Najlepszy z dotąd przeczytanych przeze mnie na tym blogu. Wenny <3
Hej,
OdpowiedzUsuńoch biedny, ten koszmar, przypomniał sobie o wszystko, także wie o przeszlości...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia