niedziela, 22 września 2013

Lavi


To będzie już IV rozdział :) Życzę miłej lektury :)

 Dezorientacja

Siedział skulony pod jednym z drzew w lesie. Myślał o wszystkim co ostatnio przeżył. Bał się, tak strasznie się bał. Nikt nie potrafił zrozumieć jego intencji, ale nie chciał niczego złego. A teraz jego przyjaciele leżą w szpitalu. Sam nie rozumiał większości tego co się wydarzyło. Jacyś ludzie ubrani w czarne płaszcze napadli na szkołę. Jeden z nich żądał od niego by wypowiedział jego imię, ale on tego nie potrafił zrobić. Ten człowiek powiedział, że wróci w datę jego urodzin.

- Skąd mam niby wiedzieć, kiedy są moje urodziny – wyszlochał w ciszy wciskając twarz w kolana. Nie pamiętał niczego sprzed dwunastego roku życia, czyli od czasu, kiedy został adoptowany przez Twardowskich. Nie miał zielonego pojęcia co powinien zrobić. Był sam. Płakał w samotności mając szesnaście lat. Pamiętał jak był młodszy – wtedy nazywano go Miki beksa. Spojrzał na zegarek. Było po siódmej, co wskazywało porę powrotu. Wytarł twarz w rękaw bluzy, po czym wstał z ziemi i ruszył w stronę domu.

Był ostatni dzień szkoły. Niestety po ataku została ona zdewastowana w tak dużym stopniu, że odwołano zakończenie roku. Świadectwa zostały wysłane wcześniej pod adresy ich właścicieli. Wracając zmodyfikował swoją trasę tak, by zahaczyć o gimnazjum. Przystanął na chwilę i wpatrując się w dziurawą ścianę na drugim piętrze poczuł, jak zaczyna boleć go brzuch z poczucia winy. Zaczęto już remont, ale nie zamurowano jeszcze wyrwy, którą zrobili jego przyjaciele wyrzuceni z tak dużą siłą przez jednego z zakapturzonych mężczyzn. To cud, że jeszcze żyją – brzmiały słowa lekarza w jego głowie. Chwycił się za brzuch i przykucnął, bo ból wzrastał w siłę. Łzy pociekły po jego policzkach, gdy dotarły do ust, ich słony smak uzmysłowił mu, że stoi na ulicy i płacze. Zarzucił kaptur, by częściowo zakryć oznakę swojej słabości. Pobiegł najszybciej jak tylko potrafił do domu.

W domu nikogo nie zastał. Wszyscy gdzieś wybyli.

- Może to i lepiej – powiedział do siebie – przynajmniej nie będą ze mnie się śmiać.

Wbiegł po schodach na górę do swojego pokoju. Zrzucił przepocone ubranie i wziął długi prysznic. Przebrał się w czerwoną koszulkę z nazwą zespołu Distemper i spodenki khaki. Miał jeszcze mokre włosy, ale nie zważając na to wyszedł na zewnątrz. Usiadł na bujanej ławie i opierając brodę o kolana patrzył niewidzącym wzrokiem w dal. Nawet nie zauważy, jak Mateusz usiadł obok.

- Co tak siedzisz bracie? – Spytał Mikołaja.

- Co!?

- Pytam czemu siedzisz tutaj – zmierzył młodszego brata wzrokiem – i to z mokrymi włosami?

- Już po zakończeniu roku? – Unikał odpowiedzi Miki.

- Nie zmieniaj tematu! – Zdenerwował się Mateusz. Chwycił brata za ramię i pociągnął w kierunku drzwi. – Idziemy do domu.

- Wyluzuj – Miki wyrwał się z uścisku.

- Miki nie wkurzaj mnie. Jak się przeziębisz, reszta będzie winić mnie, że cię nie dopilnowałem. – Mateusz chwycił Mikiego za rękę i zaciągnął do domu.

- Przestańcie traktować mnie jak dzieciaka!  - Obruszył się Mikołaj – Mam już szesnaście lat, a nie dwanaście.

- To przestań zachowywać się jak dzieciak! – Warknął na młodego Mati.

- Daj mi spokój! – Wrzasnął Miki.

- I właśnie o tym mówię. Zachowujesz się jak szczeniak, to tak cię traktują.

Mikołaj rzucił się na kanapę w salonie. Nie chciał kłócić się z Mateuszem, ale nie wiedzieć czemu aż kipiał ze złości. Od czasu napadu na szkołę był rozbity emocjonalnie. Miał świadomość tego, że wujek z braćmi chcą wesprzeć go na duchu, ale przegrywał z kłębiącymi się w nim gniewem i żalem. Zmęczył się już tym ciągłym zadręczaniem siebie, co nic mu nie dawało, bo nadal nie znalazł odpowiedzi na pytanie mężczyzny ze szkoły. Zamknął oczy próbując przypomnieć sobie twarz oprawcy. Myślał, myślał i nic. Z bezsilności cisnął pięścią w kanapę.

- Masz – Mati podstawił mu pod nos szklankę z lemoniadą, po czym usiadł obok. Przyjrzał się młodszemu bratu, na jego podpuchnięte i zmęczone oczy. – To jak? Powiesz mi czym się tak zadręczasz?

Mikołaj odwrócił głowę w stronę brata. Jeszcze nikomu nie opowiedział o rozmowie z tym mężczyzną. Policji wyznał jedynie to, co inni, czyli praktycznie nic. Bił się z myślami, czy powinien powiedzieć, gdy jego wzrok padł na oczy Mateusza, były pełne ciepła i zrozumienia. – Zrobię to – postanowił w myślach.

Opowiedział bratu o wszystkim co zaszło w szkole oraz o myślach kłębiących się w jego głowie. Mateusz słuchał w milczeniu, a z każdym zdaniem robił się coraz smutniejszy na twarzy.

- Czyli to cię tak dręczyło? – Pomyślał w duch patrząc na zwierzającego się młodego. Teraz chociaż rozumiał te jego wybuchy złości i nocne łkanie do poduszki. Na jego miejscu też nie wiedziałby co robić. Kochał brata i nie chciał, by coś mu się złego stało. Zacisnął w bezsilności pięści tak mocno, że pobielały knykcie palców. Z rozmyślań wyrwało go zdanie brata:

- Mati, on powiedział, że wróci w dzień moich urodzin.

- Co? – Zdziwił się Mati – Ale miałeś urodziny w lutym.

- On powiedział, że w moje prawdziwe urodziny. – Miki zakrył w desperacji oczy dłonią – Ja nie mam zielonego pojęcia, kiedy one wypadają. Nie pamiętam nic odkąd wasz tata znalazł mnie w lesie.

- To też twój tata – wtrącił Mateusz – Niestety też nie wiem nic na temat twoich prawdziwych urodzin.

- Ja… – Mikołaj spojrzał niepewnie na brata – Ja się boję. Tak bardzo. Kiedy tylko zobaczyłem jego twarz, ogarnął mnie paraliżujący strach.

- Co? – Spytał w zamyśleniu Mati.

- Ten mężczyzna wydał mi się znajomy. Czułem od niego ciemność tak wielką, że aż mroziło kości.

- Ale czemu?! – Zdziwił się na te słowa starszy brat.

- Ja nie wiem. Boję się, że skrzywdzi jeszcze kogoś. Wiedział o tym z kim się przyjaźnię…

- To poważna sprawa  – przerwał Mikołajowi – Jeśli myślimy o tym samym…

- …to jest źle – dokończył Miki chowając twarz w poduszkę. – A może powinienem stąd odejść? Może to uchroni innych?

- Nie wygaduj bzdur! Jesteśmy rodziną i przetrwamy wszystko razem. – Zganił brata Mati.

- Ja tylko… – próbował się wytłumaczyć młody.

- Nie myśl już o tym – poczochrał włosy młodszego brata – Spróbuj się przespać. Ostatnio coś niezbyt ci wychodziło.

- Yhm – odpowiedział Mateuszowi, po czym pomału podreptał do swojego pokoju.

*****
          
  Mikołaj usiadł na skraju swojego łóżka i w zamyśleniu wpatrywał się w podłogę. Był dwudziesty trzeci czerwca i oficjalnie zaczęły się wakacje, niestety nie potrafił cieszyć się tym tak jak zwykł we wcześniejszych latach. W desperacji rzucił się na łóżko. Nie uporał się jeszcze ze wszystkimi czarnymi myślami kłębiącymi się wewnątrz jego umysłu. Ich natłok powodował mętlik w głowie.

- Istne szaleństwo – powiedział cicho tym razem wpatrując się w sufit. Jego powieki powoli zaczęły mu ciążyć, a po dłuższej chwili zasnął.

Otaczał go mrok. Zewsząd rozchodził się dziwny zapach. Z dala widział światło, ale im dłużej biegł w jego stronę tym bardziej się od niego oddalał. Nagle poczuł, jak podłoże powoli zaczyna go wciągać. Próbował się wyrwać, ale nie potrafił. Krzyczał błagając o ratunek, lecz nikt go nie słyszał. Bariera mroku dobrze izolowała wszelkie dźwięki. Spojrzał w dół i z przerażeniem spostrzegł purpurową ciecz na swoich dłoniach i reszcie ciała. Dopiero teraz uderzyło go, że przez cały ten czas czuł krew. Zaczął krzyczeć w strachu, a w odpowiedzi usłyszał diaboliczny męski śmiech. Para rubinowych oczu bacznie go obserwowała górując nad nim…

Zerwał się wrzeszcząc. Cały dygotał na ciele. Do pokoju wbiegł zaniepokojony Mateusz.

- Miki?! Co się dzieje?! – Spytał wystraszony po ujrzeniu młodszego brata.

- Ja… miałem koszmar – powiedział zakrywając dłonią twarz. Nagle poczuł, jak coś łaskocze jego szyję i ręce. Był w szoku widząc, długie złociste pukle włosów zwisające mu prawie do pasa. – Nie może być. Proszę powiedz, że nie urosły, że to tylko moja wyobraźnia. – Błagał Mateusza, płacząc krwawymi łzami.

- Co ci to da, kiedy usłyszysz to kłamstwo? – Spytał lekko zdezorientowany Mati. – Na twoim miejscu martwiłbym się czymś innym.

- Niby czym?! – Zdziwił się Miki.

- Masz. – Mateusz rzucił bratu wiszący na krześle ręcznik. – Wytrzyj twarz, a się przekonasz.

- Dobra – odparł niepewnie łapiąc rzucony ręcznik. Wtulił w niego twarz przymykając piekące oczy. Kiedy oderwał ręcznik od oczu, przeraził się ujrzanym widokiem. Materiał pokrywała krew – jego krew! Zaniemówił z doznanego szoku. Miał uczucie dejavu.

- Chodźmy, lepiej to przemyć – powiedział z wymuszonym spokojem starszy brat, chwytając Mikiego za ramię, który posłusznie wykonał jego prośbę.

Nachylił się nad umywalką, a Mati ostrożnie przecierał jego policzki i powieki. Oczy powoli przestawały go piec, ale przerażenie nie ustępowało. Ukradkiem zerknął na poważną twarz starszego brata.

- Skończone – oświadczył Mati płucząc gąbkę – Ale myślę, że powinieneś wziąć prysznic.

- Co?! Czemu? – Dopytywał zaskoczony poleceniem brata. Mateusz w odpowiedzi skierował jego twarz tak, by zobaczył swoje odbicie w lustrze. Widok ten go przestraszył. Wyglądał jak ofiara mordu żywcem wyjęta z horroru. Złote włosy okalające jego twarz nasiąkły krwią, a z kącików niebieskich oczu nadal wyłaniały się purpurowe łzy. – To straszne!

-   Miki mówiłeś, że miałeś kolejny koszmar. Czy… – Mati chwycił dłońmi ramiona młodszego brata z przerażeniem patrząc na spływające krwawe łzy. – Czy coś się zmieniło?

- Zmieniło?! – Zdumiał się Miki powoli wracając do momentu snu. Wszystko pamiętał. – Myślę, że tak.

- Więc co! – Naciskał zdenerwowany Mateusz. – No, powiedz to wreszcie!

- Ja… ja pamiętam ten sen – stwierdził drżącym głosem – To pierwszy koszmar, który zapamiętałem. I bez bicia przyznaję, że nie chcę go pamiętać.

- Opowiedz mi go – nalegał Mati – Chcę wiedzieć wszystko ze szczegółami.

- Wierz mi, nie chcesz – wyszeptał Miki przykładając dłonie do skroni. W głowie dźwięczał mu demoniczny śmiech z koszmaru, a widok sprzed oczu raptownie zniknął. W ostatniej chwili poczuł silne ręce brata chwytające go w talii.

Mateusz pomógł wykąpać się bratu. Symptomy przemiany powoli zaczęły mijać. Kolor włosów brata ze złotego zmienił się na powrót w brąz. Po wszystkim zaprowadził go do salonu i usadowił na kanapie. Miki podkulił kolana i oparł o nie brodę. Pukle włosów wpadały mu do oczu. Na ten widok Mati nie mógł powstrzymać się od uśmiechu.

- Wiesz, z tą fryzurą przypominasz trochę dziewczynę – przejechał palcami po zdumiewająco miękkich włosach brata, na co ten się wzdrygnął.

- Mógłbyś je obciąć? – Poprosił z nadzieją w głosie Miki. – Nie chcę by ktoś mnie tak zobaczył.

- Spoko – uśmiechnął się do brata. Z kuchni przyniósł jakieś proszki nasenne i podał je młodemu. – Zrobię to później, a teraz odpocznij. Po tym nie będziesz miał snów, więc się nie bój.

- Dobrze. – Odparł, biorąc tabletki od Matiego. – Zostań póki nie zasnę.

- Będę czuwał, więc się nie martw i śpij – pocieszył go zgarniając mu włosy i związując z tyłu w kitkę. – Miłych snów.

- Ta – westchnął Miki, po czym zasnął.

*****

 W ciemnym pokoju zakapturzona postać otworzyła krwawo-czerwone oczy. Usta wykrzywił grymas uzurpujący uśmiech. Nareszcie nawiązał z nim kontakt na tyle silny, by móc go obserwować w snach. Teraz mu nie ucieknie.

- Pozostały ci tylko trzy dni – rzucił słowa w mrok, bawiąc się kielichem wypełnionym krwią – Co zrobisz mój drogi Miki?

C.D.N.

2 komentarze:

  1. tiaa, tu mówisz ,,drogi", a tu chcesz go wykorzystać... goń się, Adaś! (doobra, nadal Cię kocham. Ale mówienie do samego siebie nie jest dobre!).
    Rozdział BOSKI. Najlepszy z dotąd przeczytanych przeze mnie na tym blogu. Wenny <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    och biedny, ten koszmar, przypomniał sobie o wszystko, także wie o przeszlości...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń