prolog
Było
ładne, letnie popołudnie. Siedział wraz z kolegami ze szkoły w ogrodzie państwa
Dark. Rosło w nim pełno róż o niespotykanych i pięknych barwach. Altana, w
której się znajdowali porośnięta była rose rugosa i wszędzie czuło się ich
słodki zapach. Towarzystwo było ożywione, bo nie co dzień zapraszano na
podwieczorek dwunastolatków, a tym bardziej przez tak poważaną rodzinę jak
państwo Dark. Chyba jako jedyny wyczuł, że coś jest nie tak. Obok niego
siedziała Amy, jego przyjaciółka z dzieciństwa. Miał wrażenie, że dobrze pasuje
do tego ogrodu. Ubrana była w biało-różową sukienkę na ramiączkach, a jej
zakręcone pukle włosów o barwie hebanu sięgały jej ramion. Dziewczynka
zaaferowana była rozmową z koleżankami, ale Michael czuł jej
podenerwowanie. Nagle poczuł czyjąś rękę na ramieniu i odwrócił się by
sprawdzić kto to. Jego uwagę starał się przyciągnąć Skot – najmłodszy syn
Darków. Pod pachą trzymał laptopa, na którym widniał dziwny, czerwony symbol.
Skot skinął lekko na Michaela, by ten poszedł za nim. Miki wymknął się z altany
i ruszył za kolegą.
- O co chodzi – spytał
pleców kolegi.
- Mam do ciebie sprawę
Miki – odparł Skot z lekkim uśmiechem. Michael zatrzymał się i patrząc na
Darka zastanawiał się co ten uśmiech może znaczyć. Skot rzadko kiedy się śmiał,
więc nic dziwnego, że wzbudził w Mikim falę zaniepokojenia. Po chwili
zerknąwszy na komputer spytał słabym głosem:
- Jaką sprawę ?
Skot skinął na laptopa,
a wzrok Michaela posłusznie utkwił na urządzeniu.
- Widzisz to ? – Zapytał ściszonym głosem– Należy do mojego brata Adama. Sprawa wygląda tak,
chcę byś w nim poszperał.
Miki zdziwiony patrzył
to na Skota to na maszynę. Nie miał zielonego pojęcia po co ma to robić i
dlaczego. Skot jakby czytając w jego myślach odparł:
- Chcę się dowiedzieć o
wszystkich sekretach brata oraz o jego planach w stosunku do mnie. Bo widzisz,
Adam dziedziczy jako pierworodny syn całą rodzinę i jej dobra, a że jestem
najmłodszy może robić sobie z moją osobą co chce.
- Martwisz się o siebie
jakby miało ci coś grozić – zadrwił Michael, ale po chwili pożałował swoich
słów. Skot obdarzył go spojrzeniem pełnym wyrzutu, z gniewnym wyrazem twarzy
ledwie słyszalnym głosem powiedział:
- Nawet nie wiesz o
czym mówisz, nie znasz nas. W tej rodzinie wszystko jest możliwe. Nie
wyobrażasz sobie co czeka jej… - Urwał jakby miał powiedzieć za dużo. W jego
oczach pojawił się strach. Michael powoli odetchnął, po czym zaczął ostrożnie
formować pytanie.
- Czy informacje
zawarte w tym notebooku nie będą równoznaczne z dużymi problemami dla nas obu?
- Jasne, że tak.
Dlatego nie rzucaj się w oczy i trzymaj buzię na kłódkę, bo inaczej… - tu Skot
przejechał palcem po gardle. Miki przełknął boleśnie ślinę i po chwili wahania
otworzył laptopa.
- Czekaj nie tu! – Zamknął komputer Skot. – Ktoś może cię zobaczyć. – Chwycił rękę Mikiego i
pociągnął go za sobą. Zaprowadził kolegę do ocienionego krzewami róż zakątka,
przyciągnął do siebie i pchnął głębiej. Michael był zdziwiony tak wielką siłą
przyjaciela. Sam był chuchrem, ale Skot nie miał sylwetki, która umożliwiała mu
użycia siły w tak wielkim stopniu. W momencie upadku poczuł się jak worek
kartofli i mimo tego, że większą
część uderzenia zaabsorbowała trawa, ból był niemały. Miki spojrzał na
Skota:
- Stary, nie
wiedziałem, że jesteś tak silny. Pakowałeś w tajemnicy, czy co?
Dark wyszczerzył się w
uśmiechu i z lekką dozą zakłopotania przeczesał dłonią włosy.
- Sorry Miki, byłem
trochę brutalny.
- Spoko, Skot.
Następnym razem uprzedź mnie o czymś takim, to się trochę przygotuje. – Miki wstał, i otrzepał ubranie. – Rany,
mama mnie zabije. – Narzekał widząc
plamy trawy na spodniach.
- Przeżyjesz, gorsze rzeczy przechodziłeś w domu. –
Pocieszał Skot wyciągając ku koledze laptopa, który wziął go z lekkim wahaniem.
- Miki, ile potrzeba
czasu byś mógł wszystko przejrzeć?
- Nie mam pojęcia – wzruszył ramionami –
Godzinę może pół.
- W takim razie daje Ci
trzy kwadranse – uśmiechnął się Skot. – Niestety nie mamy więcej czasu, bo Adam
wraca za godzinę. A wierz mi, nie chcesz widzieć go wściekłego.
- Wierzę – odparł
niepewnie Michael.
Gdy tylko Skot zniknął
z jego pola widzenia, zabrał się do dzieła.
- No, to jazda! – Rzekł
włączając komputer.
Przejrzał
wszystkie pliki znajdujące się na twardym dysku. Większość z nich była
zabezpieczona, ale włamanie się do nich nie sprawiało mu większego problemu.
Nie był komputerowym maniakiem, ale bez kłopotu radził sobie z każdą nowinką
technologiczną. Tak jakby rozumiał
maszyny. Po kolei otwierał i przeglądał pliki, dla pewności zrobił to
dwukrotnie. Gdy miał już zamykać system, jego wzrok padł na ,,kosz”. Tak
przezornie sprawdził jego zawartość, w środku znajdowała się ikona o kształcie
dziwnego symbolu – tego samego co ten na laptopie. Ostrożnie otworzył plik, na
ekranie wyświetlił się dokument opowiadający historię rodu Dark. Myślał, że
natknie się na zwykłą, nudną i nazbyt przeciągłą sagę, lecz jego wzrok padł na
słowo DEMON.[1]
Zaciekawiony wciągnął się w czytanie tekstu i nim zauważył szybko skończył
nie wierząc w te słowa. Okazało się, że nazwa rodziny Skota nie była
gołosłowna. Był to ród zła wcielonego – jak mówił fragment skryptu zawartego
w pliku. Pół-demony a pół-wampiry.[2]
- Mieszanka wybuchowa, aczkolwiek przerażająca. – Pomyślał w duchu.
Raz w roku, gdy data zawierała trzy szóstki, organizowali tak zwaną różaną noc,
podczas to której każdy członek rodu pił krew wybranego przezeń dziecka. Nie
zabijali ofiar, ale każda ugryziona osoba była marionetką tego, kto spożył jej
krew.
- Dosłowne
ubezwłasnowolnienie… – szepnął do siebie. Jeszcze długo po zamknięciu systemu
wpatrywał się w pusty ekran. Po pewnym czasie zamknął też laptopa, a kiedy
to zrobił ujrzał nie dający mu spokoju symbol. Na pierwszy rzut oka wydawał się
kołem o nieregularnym kształcie, ale gdy spoglądało się na niego uważnie
dostrzec można było dwa splecione ze sobą smoki, zamykające pentagram w środku.
– OUROBOROS? – Dziwił się przez chwilę. – Jeden rozumiem, ale dwa?? Dziwne –
Michael nie tak dawno temu czytał książkę na temat okultyzmu, dlatego kojarzył znak
smoka pożerającego własny ogon – UROBOROS.[3]
Z
rozmyślań wyrwał go przeszywający aż do kości chłód. Spojrzał w górę, ale
drzewa i krzewy róż zasłaniały mu niebo. Machinalnie zerknął na zegarek, co
uświadomiło go że minęło już czterdzieści pięć minut. Skot się spóźniał i Miki
zaczął się o niego martwić. Trochę w panice i z lekką dezorientacją wygramolił
się z miejsca, w którym siedział. Raptem nogi przeszył drętwy ból i stracił nad nimi władzę.
- Widzę, że godzina
spędzona po turecku mnie nie służy – westchnął i ponownie spróbował wstać. Ból
i odrętwienie powoli malało i po chwili ruszył w stronę, gdzie było widać zarys
światła.
Gdy był blisko altany
przysiadł w dobrze ocienionym miejscu, nie chciał by ktoś zobaczył że jest w
posiadaniu laptopa Adama. Siedział tak wpatrując się w bawiących się
przyjaciół, jednocześnie szukając Skota, ale nigdzie go nie znalazł. Na chwilę
przymknął oczy, bo nie wiedzieć czemu jego głowę przeszył niezbyt mocny ból,
ale na tyle silny aby zmusić go do tego. Skupił się na głowie, nie zauważywszy
że ktoś do niego podszedł.
- Michael? Nic ci nie
jest? – To była Amy. Wpatrywała się w chłopca z zaniepokojoną miną.
- To nic – próbował
się uśmiechać, ale chyba mu nie wyszło bo koleżanka jeszcze bardziej się
zmartwiła.
- Nic? To czemu leci Ci
krew? – Spytała słabo.
- Krew? – Zdziwił się
Miki. Jego dłoń machinalnie powędrowała do nosa.
- Nie Miki, to nie z
nosa… - wychlipała Amy - …krew leci Ci z
oczu.
Amy załamał się głos
a Michael w panice przetarł dłonią jedno oko. Palce pokrywała lepka,
czerwona ciecz. Chłopiec nie wiedział jak to się stało że nic nie czuł, w
pierwszej minucie pomyślał, że spowodował to ten ból głowy. Jego wzrok
powędrował na bluzę, ku jego zdziwiony była cała pokryta krwią. Z przerażeniem spojrzał na Amy:
- Nic dziwnego, że tak się przejęła – pomyślał i chcąc załagodzić
sytuację uśmiechnął się i z udawaną beztroską rzekł: - Nie martw się,
to tylko chwilowe. Czasem tak mam, to drobnostka.
- Na pewno? – Spytała z
przejęciem koleżanka.
- No, pewnie. – Skłamał
śmiejąc się w panice. Nie wiedział co powinien w tej sytuacji robić. Jedyne co
chciał, to wymknąć się z ogrodu niepostrzeżenie i udać do domu. Już nie
obchodziło go znaczenie symbolu na laptopie, ani historia Darków żywcem wyjęta
z horroru. Podniósł się i od razu zaatakował go zawrót głowy. Lekko zatoczył
się na drzewo, Amy podbiegła i chwyciła go za ramię:
- Wszystko w porządku?
– Spytała.
- Tak, to nic – odparł
słabo – Wystarczy chwilka na oddech i będzie dobrze. – Pocieszał zarówno Amy
jak i siebie. Wsparł się na jej ramię i oboje ruszyli w stronę wyjścia. Amy
zatrzymała się:
- A co z tym
komputerem? – Wskazała na leżącego między korzeniami drzewa laptopa.
- Nic – Wzruszył
ramionami i mimo tego że nie chciał o tym myśleć, przypomniał sobie strach
Skota. – Albo… Amy zostaw mnie tu –
kiwnął w kierunku wierzby, której gałęzie zwisały prawie do ziemi zakrywając
jej większość tak, że od strony altany nikt nie byłby w stanie zobaczyć co
kryje się między jej korzeniami. Chwycił laptopa i powoli osunął się na
trawę opierając głowę o pień wierzby, przymykając na chwilę piekące oczy.
- Ja tu zaczekam, a ty
poszukałabyś Skota? – Spytał zdziwiony spokojem w swoim glosie. Amy spojrzała
na niego i nim ruszyła rzuciła:
- Postaram się wrócić jak najszybciej.
Miki siedział,
obserwując jak wiatr bawi się gałęziami wierzby. Słyszał muzykę dobiegającą
z miejsca bawiących się dzieci. Lekko przymknął oczy, a po chwili ogarnęło
go uczucie jakby zapomniał o czymś bardzo ważnym. Spojrzał na zegarek. Było
późno. Zerknął na leżący obok laptop: - Adam
na pewno już wrócił. – pomyślał i nagle od strony altanki usłyszał
krzyki. Nie wiedział dokładnie co się dzieje ale na moment sparaliżował go
strach. Nie miał zielonego pojęcia co robić. Pomału wstał i ostrożnie
ruszył w kierunku gdzie poszła Amy. Bał się, oczy go piekły i czuł lekkie
otępienie, ale nie chciał zostawić tu swojej przyjaciółki. Nawet nie zauważył,
że odruchowo zabrał ze sobą laptopa. Trzymał go w lewej ręce. Nagle coś
zaszeleściło w pobliskich zaroślach, serce chłopca zaczęło bić mocniej, kiedy
odchylał gałęzie krzewów róż, rozcinając sobie skórę dłoni. Jego oczom ukazał
się mrożący krew w żyłach obraz, na ziemi leżała Amy, cała zalana była
krwią. W Mikim wezbrał gniew na samą myśl że ktoś mógł skrzywdzić dziewczynę.
Podbiegł do przyjaciółki i zdjąwszy bluzę okrył ją. Poczuł na policzku
ciepło, a po chwili ujrzał kropelki łez ściekające na twarz koleżanki. Amy
otworzyła oczy.
- Miki? Ty płaczesz?- Spytała szeptem.
- Ja…- zaczął ale nie
wiedział co ma odpowiedzieć, bo jak dotąd nie uronił ani jednej łzy. Amy
uniosła rękę i delikatnie otarła dłonią twarz chłopca.
- Nie martw się, to
pryszcz – uśmiechnęła się – Już dobrze…
- Nieprawda… - Miki
próbował krzyknąć, ale głos mu się załamał. – Jesteś ranna!! Kto ci to zrobił?!
Amy odwróciła wzrok.
- Nie ważne! – Rzuciła,
po czym zakryła twarz dłonią. – Miki, to była moja wina. Mówiłeś by uważać, a
ja opuściłam gardę i niestety stało się. To stało się tak szybko, nawet nie
zauważyłam jak było po wszystkim. – Łzy pociekły po jej twarzy
a w Michaelu wezbrała agresja.
- Kto? Powiedz, kto ci
to zrobi? – Krzyknął.
Amy westchnęła cicho,
po czym zamknęła oczy.
- Nie mogę nic na ten
temat powiedzieć. To nie tak, że nie chcę, ale coś nie pozwala mi wyjawić
prawdy. – Przejechała dłonią po ranie na szyi. – To boli gdy nie możesz nic
wyznać najlepszemu przyjacielowi. Nie złość się na mnie i zrozum… - Urwała, bo
Michael złapał jej rękę i oceniając ciężar dziewczyny próbował ją podnieść.
- Zaprowadzę cię do
domu. – Nerwowo obejrzał się za siebie. – Nie chcę przebywać w tym ogrodzie ani
minuty dłużej. – Dźwignął siebie i koleżankę, po czym powoli ruszyli w
kierunku, gdzie powinno znajdować się wyjście z ogrodu.
Ledwo wyszli z zarośli,
w których się znajdowali. Chroniąc Amy przed kolcami róż cały się poranił. W
pewnym momencie nogi ugięły się pod jego i jej ciężarem. Na chwilę się
zatrzymał, by odzyskać równowagę. Coraz bardziej odczuwał zmęczenie i z
przerażeniem uświadomił sobie jak szybko słabnie jego organizm. Drżał na całym
ciele z zimna, a łzawiące z bólu oczy zaburzały ostrość widzenia i percepcję.
Powoli przesuwali się
do przodu, gdy nagle usłyszał za sobą cichy chichot zagłuszony klaśnięciem.
Krzyki od strony altany nie ustawały. Starał się przyspieszyć kroku. Poczuł
mrowienie na karku, ciepły oddech niezauważenie musnął mu policzek, a po chwili
ktoś wyszeptał mu do ucha:
- Już nas opuszczasz, Michaelu? – Głos wydawał się
chłopcu znajomy, ale nie potrafił skojarzyć go z konkretną osobą. Raptem drogę
zagrodziła im postać w czarnym niczym noc, długim, rozłożystym i postrzępionym
płaszczu. Jej twarz zakrywał ogromny kaptur, więc Miki nie mógł rozpoznać osoby
zań się skrywającej. Swoim kształtem przypominał chłopcu wyjętego żywcem z
książek o Harrym Potterze DEMENTORA.[4]
- Dobre wychowanie
wymaga pożegnać gospodarzy przed wyjściem, Michaelu. – Postać zbliżyła się o
krok do dzieci, a silniejszy podmuch wiatru zrzucił kaptur płaszcza odsłaniając
kryjącą się pod nim twarz. Miki nie wierzył własnym oczom, bo przed nim stał
nie kto inny, jak Adam Dark – osoba, której najbardziej się obawiał spotkać w
zaistniałej sytuacji. Przerażenie malujące się na twarzy chłopca wywołało u
Darka złośliwy uśmiech. Jego zimny wzrok utkwił na drżącym ciele chłopca. Widok
ran spowodował mimowolne oblizanie warg.
- Powinieneś bardziej o
siebie dbać, Michaelu. Twoja krew pachnie wybornie, aż strach pomyśleć co by
było, gdyby inni zwęszyli twój zapach. – Zbliżył się o krok, i w tym
momencie ból eksplodował w głowie Mikiego; jednocześnie oczy zapiekły jakby
ktoś opalał je żywym ogniem. Czuł, jak jego łzy zmieszane z krwią ciurkiem
płyną mu po twarzy. Starał się nie upaść, ale nie wyszło. Przyciskając dłonie
do oczu krzyczał jak jeszcze nigdy w życiu. Przez to wszystko nie zauważył jak
Adam stanął tuż nad nim.
- Widzę, że szperano
tam gdzie się nie powinno. Byłeś dziś niegrzecznym dzieckiem. Twoja ciekawość
cię zgubiła, ale znaj moją litość. – Dark jednym manewrem przygwoździł malca do
ziemi i płynnym ruchem naznaczył coś na jego powiekach. – Lepiej? – spytał nie
oczekując odpowiedzi.
Ból zelżał, a chłopiec
pomału odzyskiwał jasność myślenia. Na znak odpowiedzi kiwnął potakująco głową.
Dark patrząc w twarz Mikiego uśmiechnął się ciepło, po czym oblizał palce
ubrudzone krwią. Dopiero teraz dotarło do Michaela, że ta krew należy do niego.
Ciało malca sparaliżował strach. Nagle przypomniał sobie o Amy, szybko obejrzał
się w kierunku gdzie powinna upaść, ale nigdzie jej nie było. Usłyszał cichy
śmiech od strony swojego oprawcy.
- Tego szukasz? – Spytał nieco rozbawiony Adam, trzymając za kark nieprzytomną dziewczynę.
- Oddaj mi ją! – Krzyknął zrozpaczony Miki. Ledwo wstając ruszył ku Darkowi, który na ten widok
głośno się zaśmiał.
- I co chcesz tym
osiągnąć. Dziewczyna należy teraz do mojej rodziny, a tym samym do mnie. Nawet
nie posiada już wolnej woli. Jest niewolnicą tego domu. Nie wyrwiesz jej z tego
stanu! – Jednym machnięciem przewrócił Michaela, po czym patrząc na chłopca z
góry dodał. – Może chcesz do niej dołączyć?
- Nie. Chcę ją stąd
zabrać. – Odparł słabo Miki podnosząc się z ziemi, ocierając przy tym wierzchem
dłoni skaleczony policzek.
- Spójrz na siebie.
Ledwie stoisz, a twój upór na nic się nie zda. – Powiedział Adam znikając na
chwilę z oczu Michaela. Lekki wietrzyk musnął twarz chłopca, a z ciemności
wyłoniła się para rąk, które w ułamku sekundy wciągnęły go pod płaszcz Darka. W
szoku nie wiedział co robić. Oprawca mocno przycisnął do siebie malca i
opierając brodę o ramię ofiary wyszeptał:
-Wiesz, Michaelu?
Jesteś najmłodszym uczestnikiem tego przyjęcia.
- Co? – Zapiszczał
zdziwiony, a zarazem przerażony chłopiec.
- Wszystkie dzieci mają
prawie trzynaście lat, a ty masz od godziny dwanaście. Wszystkiego najlepszego
– Zaśmiał się Adam, na co Miki się wzdrygnął. – Ale nikt nie spodziewałby się,
że ktoś tak niepozorny może okazać się tak wielkim skarbem. Twoja krew nie jest
ludzka, jest na to za szlachetna. W moich oczach wydaje się mienić srebrem, a i
jej smak nigdy mi się nie znudzi…- Ku zatrwożeniu chłopca wampir przejechał
językiem wzdłuż szyi, gdzie biegła żyła główna. – Powiedz Miki, może chciałbyś
zostać moim małym braciszkiem? Chwila bólu i stałbyś się jednym z Darków.
- On chce mnie zabić. – Myślał gorączkowo w strachu. – Zginę tu. Zginę!
Dark jakby wyczuwając
narastający lęk dziecka spytał: - I jak?
- Nie chcę… –
wychrypiał Miki. – Nie chcę umierać… ja
chcę żyć. Błagam nie… – Płakał w duch, zaciskając przy tym mocno powieki.
Raptem zatopił się w przyjemnym
cieple, czując przy tym jak uścisk Adama słabnie. Gdy otworzył oczy zobaczył,
kulącego się z bólu oprawcę, którego oczy przeistoczyły się w złowrogie
krwistoczerwone rubiny.
- Odchodzę. - Zdziwiony
Miki słyszał swój opanowany głos, ale nie czuł, że to on mówi. Przed sobą
ujrzał mgliste, lustrzane drzwi. Odwrócił się i bez zastanowienia wszedł
w chłodną przestrzeń. Zza pleców dobiegły go jeszcze słowa Darka.
- Będziesz mój! Nie
spocznę, póki cię nie odnajdę. Słyszysz? Dorwę cię, Miki!
[1] Demon – istoty występujące w wielu wierzeniach
ludowych, mitologiach i religiach, które
zajmują pozycję pośrednią między bogami a ludźmi, między sferą zielsko-ludzką,
materialną, a sferą boską, czysto duchową; istoty o cechach na wpół ludzkich,
na wpół boskich; najczęściej są to nieprzyjazne człowiekowi duchy, związane
pierwotnie z pojęciem nieczystości sakralnej. (Wikipedia)
[2] Wampir – fantastyczna istota, żywiąca
się ludzką krwią, prawie nieśmiertelna, o ludzkiej postaci i charakterystycznych
wydłużonych kłach. Wampirom przypisywane są liczne zdolności paranormalne,
m.in. regeneracja, hipnoza, wyczulony słuch, niezwykła prędkość. (Wikipedia)
[3] OUROBOROS (UROBOROS) staroegipski i grecki symbol
przedstawiający węża z ogonem w pysku, który bez przerwy pożera samego siebie i odradza się
z siebie. Jest to symbol nieskończoności, wiecznego
powrotu i zjednoczenia przeciwieństw. Gryzący własny ogon wąż wskazuje, że
koniec w procesie wiecznego powtarzania odpowiada początkowi. Mamy tu do
czynienia z symboliką cyklicznego powtarzania - obiegu czasu, odnawiania się
świata i światów, śmierci i odrodzenia, wieczności po prostu. (Wikipedia).
[4] Dementor to straszliwe,
wysysające duszę magiczne stworzenie. Dementorzy mają humanoidalny kształt,
osiągają wielkość do trzech metrów; są jednak okryte czarnym, postrzępionym
płaszczem, okrywającym całe ich "ciało", pozostawiając nieodsłonięte
jedynie ręce i "twarz".(Wikipedia)
pierwszy wpis za sobą. Do dzieła!
OdpowiedzUsuńBaardzo mi się podoba. Było parę ,,niedociągnięć", ale nawet nie jestem w stanie ich sprecyzować - pewnie dlatego, że rozdział mi się spodobaał <3
Hej,
OdpowiedzUsuńciekawe się zapowiada to opowiadanie, gdzie zniknął Mikołaj? no i gdzie też podział się Scot? wydaje mi się, że to spotkanie miało na celu znalezienie nowych sług...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia