Ponowne spotkanie
Słońce
leniwie wschodziło nad Ornetą pomału oświetlając zaciemnione zakątki miasta,
budząc przy tym wszystko swoimi promieniami z nocnego snu. Mikołaja obudził
jeden z nich, który padł przez szparę w rolecie z okna na jego twarz. Powoli zsunął
się z łóżka i ruszył w stronę łazienki. Wziął poranny, letni prysznic,
który rozbudził jego ciało, po czym owinięty ręcznikiem wrócił do pokoju. Po
chwili kopania w szafie znalazł jeszcze parę czystych dżinsów.
- Chyba czas zrobić pranie – pomyślał widząc
stertę brudnych ciuchów w kącie swojego pokoju, lecz po chwili machnął na to
ręką – A zresztą…
Minęły dwa dni od
powrotu z wycieczki. Był piąty czerwca, więc do zakończenia roku szkolnego
pozostało tylko dwadzieścia dni. Minęły egzaminy gimnazjalne, więc teraz
wszyscy niecierpliwie oczekiwali ich wyników, które miały nadejść na dniach.
Miki ostatnio miewał dobry humor, ponieważ przyjaciele wreszcie poznali jego
sekret oraz dlatego, że od powrotu z gór nie nawiedził go żaden koszmar. Był to
prosty rachunek:
Zero
sekretu + zero koszmarów + zero zmian = dobry nastrój
Zadowolony zszedł
na dół do kuchni, by przyszykować sobie śniadanie. Był już w połowie drogi, gdy
do jego nozdrzy doszedł zapach smażonych naleśników.
- Naleśniki – pomyślał – Jeśli czuć ich zapach to musi oznaczać…
Bez wahania ruszył
do kuchni, gdzie zastał krzątającą się kobietę. Na stole czekał już talerz
pełniusieńki usmażonych placków i zaparzona herbata z dodatkiem konfitury
różanej, którą wręcz ubóstwiał.
- Ciociu?! Już
wróciłaś?! – Spytał w progu drzwi do kuchni – Myślałem, że nie będzie cię
jeszcze z jakiś miesiąc.
- Witaj Mikołaju –
powiedziała ciepło kobieta w średnim wieku z zaczesanymi do tyłu kasztanowymi
włosami – Wróciłam wcześniej, bo kończysz już gimnazjum.
- Witaj w domu – odparł
lekko zakłopotany chłopiec. Kobieta w odpowiedzi podeszła do niego i mocno
przytuliła.
- Czyżbyś zmalał
od naszego ostatniego spotkania? – Spytała w śmiechu – Piłeś mleko pod moją
nieobecność?
- Ciociu, przestań
się ze mną droczyć – próbował się wyrwać z jej objęć – Nie jestem już
dzieckiem. I wiesz, że nie lubię mleka w czystej postaci.
- Tak, tak –
zaśmiała się puszczając go ze swoich objęć – Idź zjedz śniadanie. Pewnie wujek
o was nie dbał i pod moją nieobecność niezdrowo się odżywiałeś.
- Ależ skąd… –
zaprzeczył kłamiąc.
- Nauczyłbyś się
wreszcie kłamać – przeczesała mu włosy.
- Inni się nabierają
na moje kłamstewka. – Mamrotał pod nosem nadziewając na widelec jeden z placków
– Nic nie poradzę, że to na ciebie nie działa.
- Widzisz,
studiowałam psychologię, więc zna się to i owo na ten temat – zaświergotała
wesoło – Będąc szefem firmy handlowej ta wiedza się przydaje.
- Coś już kiedyś
wspominałaś – Powiedział przeżuwając naleśnika. Spojrzał na zegarek wskazujący
godzinę wyjścia do szkoły. – Muszę już wychodzić.
- Och. Powiedz co
byś chciał zjeść na obiad! – Krzyknęła do jego pleców kobieta.
- Cokolwiek,
byleby było domowe. – Rzucił wybiegając z domu.
* * *
*
*
W szkole jak zwykle były luzy. Przez dwie pierwsze
lekcje wynosili sprzęty z klasy fizyczno-chemicznej, którą miano zamiar w
okresie wakacji wyremontować. Siedział właśnie z przyjaciółmi na podłodze
oparty o ścianę, odpoczywając po skończonej pracy, kiedy nagle usłyszał
zbliżający się harmider. W pewnym momencie zza rogu korytarza przejechał na
brzuchu jeden z pierwszoklasistów.
- Co jest? – Zdziwił
się Piotrek wstając z podłogi. W jego ślady poszła cała reszta. Kiedy Miki miał
już wstać, jego głowę i klatkę piersiową przeszył niewyobrażalny ból. Dygocząc
z powrotem runął na podłogę.
- Miki? – Zmartwiła
się Ania przyklękając przy nim – Co ci jest?
Tomek z Piotrkiem
jednocześnie zareagowali z dziewczyną. Mikołaj przez chwilę nie mógł złapać
tchu, ale po krótkim czasie wszystko powoli ustępowało. Kiedy otworzył oczy,
zobaczył pięć zakapturzonych postaci w czarnych płaszczach. Mimo kapturów
wiedział, że bacznie się mu przyglądają.
- Dementorzy –
westchnął lekko Miki zaskoczony łapiąc się za głowę – Jakiś cosplay[1],
czy jak?
Mężczyzna stojący
pośrodku grupy zakapturzonych wskazał na Mikołaja, po czym śmiejąc się
powiedział:
- Mam cię Miki.
Przyjaciele
zdziwieni spojrzeli na Mikiego. U każdego w oczach widział znaki zapytania,
lecz tylko Piotrek miał odwagę wypowiedzieć to pytanie na głos.
- Znasz tego
typka?
- Nie, nie znam
go. – Zaprzeczył spokojnie, powoli podnosząc się z podłogi. Głupio mu było być
obserwowanym z góry. Tomek pomógł mu chwytając go za ramię, pozwalając tym
samym wesprzeć się na nim. Bliźniaki zasłoniły Mikołaja przed dziwnym mężczyzną
i jego świtą.
- Hm, czyli
uważasz, że mnie nie znasz… – głos mężczyzny nagle stał się bezlitośnie zimny –
Chyba będę musiał ci przypomnieć nasze spotkanie cztery lata temu.
Niezauważenie
pojawił się przy Mikołaju odpychając z niewyobrażalną siłą jego przyjaciół,
zdjął swój kaptur. Chłopaka sparaliżował strach. Miał wrażenie, że gdzieś już
widział tę twarz, ale za nic nie mógł sobie tego przypomnieć.
- Zostaw go
dziwaku! – Krzyknął Piotrek chwytając skrawek płaszcza napastnika. – On nie
pamięta niczego sprzed czterech lat.
- Nie dotykaj mnie
śmieciu – wrzasnął mężczyzna kopiąc Piotrka w twarz tak mocno, że przeturlał
się z jakiś metr dalej.
- Zostaw go –
wycedził przez zęby Miki.
- Bo co mi zrobisz
– zadrwił oprawca chwytając chłopaka w odpowiedzi za gardło.
Mikołaj nie mogąc złapać tchu ścisnął dłońmi rękę mężczyzny, próbując uwolnić
szyję spod nacisku jego palców. Przed oczami zaczęły pojawiać się mroczki,
powoli tracił świadomość. Nagle upadł na podłogę puszczony z żelaznego uścisku.
Boleśnie chwytał powietrze kaszląc i pocierając piekącą szyję. Kiedy otworzył
oczy zobaczył uwieszonych Tomka z Anią na plecach mężczyzny. Po krótkiej
szamotaninie ten cisnął nimi o podłogę.
- Małe, paskudne
robaki – ton głosu mężczyzny był przerażający. W pewnej chwili odwrócił się do
Mikołaja i z groźnym spojrzeniem dodał – Masz czas do swoich urodzin, by sobie
przypomnieć. A jako dowód, że nie żartuję rozerwę cię trochę.
Mężczyzna pomału
podszedł do chłopca i przyciągnął do siebie, na co ten się wzdrygnął.
Jednocześnie jego poplecznicy zbliżyli się do jego nieprzytomnych przyjaciół.
Lider grupy nadal więżąc Mikiego w kamiennym uścisku, podniósł jedną rękę, a
niewyobrażalna, niewidzialna siła zmiotła stojącą przed nimi ścianę szkoły
ukazując podwórko. Wraz z tą falą zniknęli Piotrek, Tomek i Ania. Mikołaj nie
wierzył w to, co widział. Jego przyjaciele wylecieli przez otwór w ścianie.
- Nie… – pisnął,
próbując się wyrwać – Dlaczego to robisz?
- Powinieneś to
wiedzieć – szepnął mu do ucha mężczyzna.
- Nie wiem. Nie
rozumiem – zarzekał się chłopak. Mężczyzna tylko się zaśmiał.
- Pozwól, że
trochę ci przypomnę nasze ostatnie spotkanie – powiedział oprawca przejeżdżając
językiem wzdłuż szyi Mikiego. Oczy chłopca rozszerzyły się w strachu. Ból
rozsadzał jego głowę. Usatysfakcjonowany tą reakcją oprawca szepnął: – Już
jesteś mój.
- Co?! – Zdziwił
się zamroczony lękiem.
- Powiedzmy, że w
ramach kary za to, że zapominając żyłeś w nieświadomości, pozbawię cię
dotychczasowego życia. – Mężczyzna zmierzył Mikołaj srogim wzrokiem, po czym
puścił swój ścisk. – Wrócę po ciebie za parę dni, w dniu twoich urodzin.
Po tych słowach
zniknął, pozostawiając nieprzytomnego Mikołaja przy wylocie zniszczonej ściany.
* * *
*
*
- Bracie czy to
dobrze pozostawiać go tak bez niczego? – Spytała jedna z zakapturzonych
postaci, kiedy wchodzili do samochodu.
- Nie bój się Skot
– odparł spokojnie zimnym głosem mężczyzna – To tylko kilka dni. Czekałem
cztery lata, to wytrzymam jeszcze trochę.
- Ale mistrzu twój
głód… – dodała druga z postaci.
- Prawda wzmógł
się po tym spotkaniu, ale nie ma się czym martwić. Jest tu tyle zwierzyny, że
wytrzymam. – Oczy mężczyzny przybrały postać pary rubinów świecących
w ciemnościach panujących w pojeździe. - Już niedługo się nasycę.
C.D.N.
Hehe. Fajne opowiadanie, a to, że z wampirami to jeszcze lepiej.
OdpowiedzUsuńCiekawi mnie dalszy ciąg i co się stanie z Mikim. Jego zmiany wyglądu bardzo mnie zaintrygowały.
Pozdrawiam i czekam na więcej!
ojojojoj <3
OdpowiedzUsuńBoskie
Ale Adaś mógłby mieć więcej taktu... Albo mógłby zachowywać się jak wyrafinowany bad-ass <3
Hej,
OdpowiedzUsuńoch biedny, już się pojawił, a Scot mu nie pomógł, choć teraz myślę że właśnie tak miało być...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia