Hm, nie wiem czy to opowiadanie w ogóle się Wam podoba, ale pomimo tego wrzucam pierwszy rozdział. Zachęcam do komentowania :)
Spokój
Pięknego,
słonecznego ranka Mikołaj obudził się z wrzaskiem. Znowu śnił mu się koszmar,
którego jak zwykle nie pamiętał. Podniósł rękę przecierając zaspane i mokre od
łez oczy. Z lekkiego otępienia wyrwało go ciche pukanie do drzwi, a po
chwili do pokoju wszedł starszy brat Mateusz.
- Wow!? Widzę, że znów
nawiedził Cię koszmar. – Mateusz z wrażenia usiadł na krześle przy biurku. Miki
w odpowiedzi potarł desperacko czoło, po czym zwrócił wzrok na brata.
- Nigdy nie pamiętam
tego snu, ale to uczucie bezradności i strach pozostaje.
- Wiesz Mikuś, idź
lepiej wziąć prysznic – zaśmiał się Mati przeczesując palcami bujną blond
czuprynę – Odprężenie gwarantowane! – uniósł kciuk w zachęcie.
- Ile razy mam
powtarzać, żeby nie nazywać mnie Mikuś! – Zirytował się Mikołaj i dla
podkreślenia swej złości cisnął w brata jaśkiem. Mateusz w śmiechu uchylił się
przed pociskiem, po czym złapał poduszkę i odrzucił z powrotem na tapczan. Miki
wstając z łóżka wziął ubranie na zmianę i ruszył ku drzwiom. Na chwilę przystanął
przy bracie i wbijając wzrok w okno spytał: - Jak to wygląda?
Mateusz spoważniał,
obrócił się na krześle i wstając podszedł do brata. Zmierzwił włosy Mikiemu, po
czym schylił się i ściszonym głosem rzekł: - Jest bardziej intensywniej… - zawahał się na moment – No i przeszło
trochę na włosy.
- Aż tak źle!? - Mikołaj z przerażeniem złapał się za
głowę, po czym szybko pobiegł do łazienki spojrzeć w lustro.
W lustrze zobaczył
kogoś zupełnie innego. Jego odbicie posiadało lazurowe oczy i złote pasma na włosach,
które dodatkowo się wydłużyły z jakieś dwa centymetry. Na co dzień był drobnym
o delikatnych rysach szatynem o piwnych oczach. Zrezygnowany ściągnął pidżamę i
wziął letni, długi prysznic, by zmyć z siebie niemiłe pozostałości złego snu. Kiedy
skończył, założył czarną koszulkę z nazwą zespołu Eye for an eye i przetarte na kolanach granatowe jeansy. Umył zęby,
po czym zszedł do kuchni zrobić sobie drugie śniadanie.
Rodzina, do której należał Mikołaj liczyła w sumie pięć
osób. Miał trzech starszych braci. Najstarszy z chłopców – Michał, miał
dziewiętnaście lat i zaczął właśnie studia w Olsztynie, na kierunku
weterynarii. Osiemnastoletni Miron był w ostatniej klasie Liceum
Ogólnokształcącego w Ornecie, zaś siedemnastoletni Mateusz w drugiej. Miki
mając szesnaście lat kończył Gimnazjum i tak jak reszta braci obrał sobie za
cel liceum w Ornecie. Rodzice Michała, Mirona i Mateusza zginęli w wypadku
samochodowym tuż po tym jak zaadoptowali Mikołaja. Chłopcami zajął się wuj
Robert – brat ich ojca.
Mieszkali w domu
jednorodzinnym przy ulicy Cichej. Lubił go, bo mieścił się na tyle daleko od
drogi, by nie wdychać kłębów spalin oraz leżał na skarpie w pobliżu rzeki, co
dawało ładny widok z okna jego pokoju. Wszystkie sypialnie znajdowały się na
górze, a ze względu na to że jako ostatni dołączył do rodziny Twardowskich
zajmował pokoik na poddaszu – co mu wcale nie przeszkadzało, bo miał przez to
święty spokój z braćmi robiącymi kawały.
Zszedł do kuchni, która oczywiście była pusta. Podszedł
do lodówki, by wyjąć sok pomarańczowy; nim to jednak uczynił jego wzrok
przyciągnęła mała, żółta karteczka przyczepiona do jej drzwi.
„Chłopcy!!! Na stole zostawiłem wam pieniądze. Kupcie sobie coś.
Wyjeżdżam w sprawach służbowych
na trzy dni.”
Wujek
- Super – pomyślał z ironią chłopiec – Rządy Michała nastały. Matko, co za kłopotliwe trzy dni się
zapowiadają.
Otworzył lodówkę, ale
soku nie było -
to wprawiło go w jeszcze bardziej ponury nastrój. Trzasnął drzwiami, wziął
plecak i wyszedł z domu. Do szkoły nie miał zbyt daleko, więc mógł się powlec w
drodze do niej.
Lekcje jak zwykle go
nudziły, więc ukradkiem na każdej z nich czytał, siedząc z tyłu książkę. Miał
podzielną uwagę, dlatego wiedział kiedy musi udawać, że uważa na zajęciach.
Ostatnią godzinę poświęcił na dokończenie lektury i gdy dzwonek obwieścił jej
koniec z zadowoleniem zamknął książkę.
- I co się tak
szczerzysz? – Spytał szatyn siedzący z nim w ławce. Jego niebiesko-szare oczy
badawczo utkwiły na okładce książki, lecz po chwili opamiętując się wstał z krzesła,
jednocześnie zarzucił na plecy swój plecak – Wstawaj i wychodź z klasy, bo
cię zamkną w szkole.
- Już, już – odparł
Mikołaj podnosząc się z miejsca – Idziesz do domu?
- Nie, mam jeszcze
trening siatki, więc wracasz dziś bez Tomka przewodnika – zaśmiał się chłopak
klepiąc Mikiego po plecach – Następnym razem.
- Sugerujesz, że nie
trafię sam do domu? – Obruszył się na słowa kolegi – No, wiesz?
- Sorka, sorka, ale
kiedy wetkniesz nos między stronice książki na nic nie patrzysz póki nie
skończysz – usprawiedliwiał się Tomek – Straszny z ciebie mól książkowy.
- Mam tę świadomość –
zgodził się Mikołaj – A tak w ogóle, to gdzie są bliźniaki?
- Zapomniałeś, że
pojechali na rozgrywki tenisa stołowego? Będą dopiero za trzy dni. –
przypomniał kolega – A propos rozgrywek, trening zaraz się zacznie. Muszę gonić,
bo trener mnie ukatrupi. Do jutra!
- Spoko – odpowiedział
ruszając powoli w kierunku drzwi wyjściowych ze szkoły. – Pa.
Nie
poszedł od razu do domu, tylko skręcił w kierunku centrum miasta. Skończył już
czytać wszystkie wypożyczone książki, dlatego za cel spaceru obrał sobie
bibliotekę. Kiedy przekroczył próg wypożyczalni, od razu wszedł między regały z
książkami. Miał tam swój kąt, gdzie siadał na podłodze i czytał. Nie minęło
półgodziny, kiedy znalazła go bibliotekarka.
- Mikołaju, a ty znowu
siedzisz w tym kącie? – Zaśmiała się krótko ścięta kobieta z sympatycznym
wyrazem twarzy – Od czasu, gdy niechcący zamknęłyśmy cię tu trzy lata temu i
spędziłeś noc w ciemnej bibliotece, zawsze sprawdzamy po kilka razy, czy tu nie
przesiadujesz. No i dziś cię tu znajduję.
- Ach, przyszedłem
odnieść wypożyczone książki – usprawiedliwiał się w lekkim zakłopotaniu –
Chciałbym też wziąć coś nowego.
- To czemu nie podszedłeś
do mojego stanowiska? – Spytała kobieta.
- No, miałem taki
zamiar, ale kiedy wszedłem jakoś tak z przyzwyczajenia zawędrowałem w to
miejsce. Lubię tu czytać fantastykę i horrory.
- Tak, tak –
zachichotała bibliotekarka – Musisz szybko coś wybrać, bo zaraz zamykamy. Dziś
środa i mamy dzień wewnętrzny, dlatego zamykamy wcześniej.
- Ach tak – uświadomił
sobie Miki – A pani Basi dziś nie ma?
- Niestety jest na
urlopie zdrowotnym, ale z tego co wiem możesz ją odwiedzić – poinformowała chłopca
kobieta odpisując oddane przezeń książki – Mieszkacie blisko siebie?
- Tak. Kiedy byłem
młodszy zajmowała się mną pod nieobecność wujostwa – wspominał Miki – To ona
zaraziła mnie czytaniem. Przez te cztery lata przeczytałem cały księgozbiór tej
biblioteki, ale ciągle wracam do kilku pozycji. Mam do nich pewien sentyment.
- Znowu będziesz czytał
o smokach i wampirach? – Zdziwiła się kobieta odbierając karty wybranych przez
chłopca książek – Interesujesz się tym?
- Jakoś wciąga mnie ta
tematyka – zaśmiał się Mikołaj – Kiedy o tym czytam, czuję jakbym w tym
uczestniczył. Dziwne, nie?
- Masz po prostu bujną
wyobraźnię – oddała książki chłopcu – Życzę miłej lektury.
- Dziękuję – odparł
wychodząc – Do widzenia.
*****
Leżał na bujanej ławce i chłonął ciepłe kwietniowe
promienie słońca, gdy nagle ktoś rozbujał huśtawkę.
- Siema Miki! – Usłyszał
głos Piotrka – Co się tak lenisz!
- Matko, chcesz mnie
zabić, czy jak? – Miki zerwał się do siadu, kurczowo trzymając jednego ze
szczebelków ławy. Tuż przed nim stał ciemnowłosy chłopak, zaś za nim jego
bliźniacza siostra. – O co chodzi?
- Przyszliśmy cię
porwać na mały spływ po rzece – zaśmiał się kolega, po czym usiadł obok
Mikołaja – Co ty na to?
- Jak na lato –
wyszczerzył się w zgodzie – Tylko się przebiorę w coś lżejszego, bo
w dżinach będzie mi niewygodnie.
- Spoko wodza,
poczekamy – wtrąciła się dziewczyna o czarnych włosach z czerwonymi pasemkami.
- A co z Tomkiem? – Spytał
wbiegając na werandę swojego domu – Czemu nie przyszedł?
- Tomi załatwia nam
kajaki, więc spotkamy się na miejscu – odpowiedział Piotrek huśtając się coraz
to mocniej na ławie. – Pośpiesz się tylko, bo nie mamy całego dnia.
- Spoko – zaśmiał się
Miki znikając za drzwiami domu.
*****
- Mistrzu znaleźliśmy
miejsce pobytu twej ofiary – zawołał jeden z popleczników domu Dark.
- Nareszcie – obnażył
swe zęby mężczyzna siedzący za biurkiem – Trochę nam to zajęło, ale wkrótce się
spotkamy Michaelu… Służba! Przynieść mi wszelkie informacje na temat tych czterech
lat o mej ofierze, chcę wiedzieć, jak żył do tej pory.
- Tak mistrzu – odparł
jeden z mężczyzn stojących przy drzwiach jego gabinetu – Czy życzysz sobie
czegoś jeszcze?
- Przyszykować samolot,
za trzy dni wyjeżdżam do Polski by odebrać mą własność.
C.D.N.
Hehehehe. Uwielbiam twoje opowiadania fantasy ^.^.
OdpowiedzUsuńAle wiesz jakie lubię bardziej :D.
Fajny rozdział, ale tak ostatnio jestem zaczytana w książkach i nauce, że z lekkim opóźnieniem tutaj wchodzę. Ale kilka minut przeznaczone na czytanie twoich opowiadań wychodzi mi na dobre. Idealny odpoczynek od wzorów chemicznych :D.
Pozdrawiam i weny!
Ojajajajajaj... Adam, mhrrau <3
OdpowiedzUsuńW tym rozdziale pojawiło się strasznie dużo postaci... Nie wiem nawet, czy ,,ogarnęłam" tych ,,człowieków"
Wenyy :D
Hej,
OdpowiedzUsuńoch Adam go dorwał, czy ten koszmar to tamten dzień no i jest cały czas zaciekawiony smokami i wampirami... a co z Amy?
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia