piątek, 5 lipca 2013

Istnienie (część II)


    Wrzuciłam właśnie kolejną część istnienia. Póki co mam sporo wolnego czasu i będę starać się udostępniać po jednym poście tygodniowo. W razie jakichkolwiek uwag proszę pozostawiać je w komentarzach, a ja w miarę możliwości będę starać się szybko odpowiadać :)




   Obudziłem się w swoim łóżku lekko oszołomiony. Do pokoju wlatywało świeże i pachnące lasem powietrze. Widocznie babcia otworzyła okno przed opuszczeniem mojej sypialni. Powoli wstałem i wyjrzałem na zewnątrz, gdzie zobaczyłem, biegającego po podwórku psa dziadka – Tequilę. Był to Wyżeł o popielatej maści o nazbyt wielkiej energii, jak na swoje dwanaście lat. Uwielbiałem się z nim bawić, dlatego nie myśląc, od razu zarzuciłem na siebie koszulkę i wybiegłem z pokoju, a następnie na zewnątrz. Tequila przywitał mnie, jak zwykle z wielkim entuzjazmem, skacząc na moją klatkę piersiową i wywracając na ziemię. Obiłem sobie cztery litery, ale to nic nie szkodziło, bo w zamian miałem świetną zabawę. W konsekwencji byłem cały umorusany w ziemi, a we włosach można było znaleźć elementy runa leśnego, bo oczywiście nasze popisy nie ominęły i lasu. Na koniec dostaliśmy ochrzan od babci za nasz wygląd, a raczej głównie chodziło jej o mnie, niż o Tequilę, bo to nie jemu prano ubrania. Musiałem się szybko wykąpać, bo wieczorem miał przyjść po mnie Łukasz i zabrać do siebie na noc, jak zwykle w moje imieniny. Wskoczyłem do wanny i spędziłem w niej chwilę dokładnie się szorując na kolanach i łokciach, gdzie wtarło się trochę ziemi podczas zabawy w lesie. Mam siedemnaście lat, a zachowuję się dość w dziecinny sposób, jak na swój wiek, ale nie obchodzi mnie co inny myślą na ten temat, bo wyszedłem z założenia, że raz się żyje, a nie chcę żałować później, że czegoś nie zrobiłem w młodości, kiedy był na to odpowiedni czas. Gdyby istniała taka Nibylandia, jak w Piotrusiu Panie, to nie musiałbym dorastać i brać odpowiedzialności za dorosłe życie. Niestety takie myślenie to jedynie mrzonki niedojrzałego chłopaka, jakim jestem, a czego się nie wstydzę. Jestem jaki jestem, a innym nic do tego. Zmienię się, kiedy będę miał na to ochotę i w sposób w jaki będę chciał. Dziadek powtarza, że sami kształtujemy siebie samych i to od nas zależy, którą drogą podążymy w życiu. Jeśli wybierzemy błędnie, to zawsze istnieje możliwość zmiany decyzji, chyba że jest na to za późno. Czemu non stop mówię o dziadku i babci, a nie o rodzicach? To proste. Moi rodzice pracują w branży naukowej i rzadko bywają w domu. Tacie nie podoba się fakt, że jego syn z natury jest typem odizolowanego marzyciela, zamiast kujona z uporządkowaną perspektywą na przyszłe życie. Mama zaś cały czas oddaje się pracy, która w pewnym momencie pochłonęła jej całe prywatne życie. Ciekawi mnie, czy pamięta, że ktoś taki jak ja, czyli jej syn, istnieje. Odkąd pamiętam mieszkałem z dziadkami, bo tak było wygodniej dla moich rodziców. Z początku nie potrafiłem tego zrozumieć i czułem się jak odrzucony ochłap mięsa, ale z wiekiem to uczucie słabło, aż w końcu w ogóle przestałem myśleć o rodzicach. Wiem, że ktoś taki jest, ale mam przecież dziadków, którzy w pełni zastąpili role rodziców. Woda w wannie zrobiła się zimna, więc wyszedłem i owinąwszy się w ręcznik wkroczyłem do swojego pokoju. Tam założyłem dżinsowe rybaczki i ulubioną czarną koszulkę z nadrukiem środkowego palca i napisem „fuck you”, na to zarzuciłem jeszcze zapinaną, szarą bluzę z kapturem. Tak wyszykowany zszedłem na dół, by coś przekąsić przed wyjściem. Wprawdzie dom rodziny Łukasza nie znajdował się za daleko, ale od śniadania nie miałem nic w ustach, co właśnie dawało o sobie znać. Niestety zamiar okazał się większy, bo w rzeczywistości zdołałem zjeść niecałe jabłko i to zdawało się być zbyt wiele dla mojego żołądka. Sam siebie nie potrafiłem zrozumieć w tamtym czasie, ale nic na to nie poradzę. Miałem tylko nadzieję, że szybko mi przejdzie i znów będę mógł jeść normalnie bez żadnych nudności. Wziąłem głęboki oddech i opuściłem kuchnię. Na podwórku czekał Łukasz, więc szybko pożegnałem dziadków i do niego dołączyłem. Jakiś czas szliśmy w milczeniu, jednak nie mogłem tego dłużej znieść.

- Hej, powiedz, czemu nigdy nie wchodzisz do domu moich dziadków? – Spytałem tak znienacka, czym go chyba zaskoczyłem, bo stanął jak wryty. – Odkąd pamiętam nigdy jeszcze nie przekroczyłeś progu ich domu.

- Bo nie mogę – wzruszył ramionami ruszając dalej – Nigdy mnie nie zaprosiłeś do środka.

- Czy to nie jest oczywistym? – Zdziwiłem się jego odpowiedzią – Jeśli razem się bawimy i długo ze sobą przebywamy, to chyba normalne, że możesz wejść. Ja do ciebie przychodzę. – na chwilę zamilkłem, bo coś sobie uzmysłowiłem i to sprawiło, że się lekko zdenerwowałem. – A może nie powinienem? Nie spytałem cię nigdy o pozwolenie, czy mogę do ciebie przychodzić, może zbytnio się narzucam tobie i twojej rodzinie?

- Nie wygaduj bzdur – Łukasz spojrzał na mnie jak na małe, głupiutkie dziecko, czym sprawił, że poczułem się naprawdę jak idiota. W jego oczach dostrzegłem nutkę złości. Chyba go uraziłem. – Gdyby tak było, to bym ci powiedział. Cieszymy się, że przychodzisz, nawet nie wiesz jak bardzo.

- Przepraszam – Naprawdę poczułem się głupio i nie wiedziałem co robić. Bezwiednie przystanąłem i wbijając wzrok w ziemię, błądziłem w myślach jednocześnie się ganiąc. – Naprawdę przepraszam.

- Jeśli naprawdę ci przykro, to przeproś mnie tak, jak robiłeś to w dzieciństwie – Nawet nie wiem, kiedy Łukasz pojawił się tuż przede mną. Zaskoczył mnie tak nagłym pojawieniem się. Puściłem raka z zawstydzenia na samą myśl o sposobie przeprosin.

- Ale czy nie jestem już na to za duży? – Starałem się wykręcić, ale nadal miałem poczucie winy za wcześniej wypowiedziane słowa. Czemu byłem zawstydzony? To proste. Jak miałem sześć lat i pierwszy raz spotkałem Łukasza, niechcący go uderzyłem piłką. W ramach przeprosin wdrapałem się na niego, bo jest ode mnie starszy, a tym samym wyższy, i pocałowałem go w policzek, jednocześnie tuląc i przepraszając. Było ze mnie dziwne dziecko. – To trochę krępujące, wiesz? Nie wystarczy ci samo „przepraszam”?

- Nie – Odparł krótko Łukasz, który wydał mi się bardziej wściekły. Westchnąłem lekko i zrobiłem o co mnie poprosił. Trochę dziwnie się poczułem, tak jakoś słabo. – Co ci?

- Ja dziś nie najlepiej się czuję – poinformowałem go cicho, bo ledwo mogłem wydobyć z siebie głos. W głowie miałem karuzelę i znów naszło mnie na wymioty. – Chyba powinienem wracać.

- Nigdzie nie wracasz – Łukasz chwycił mnie w pasie, tym samym ratując przed upadkiem na ziemię, ale po chwili poczułem, że zaczynam się unosić i nim się obejrzałem on niósł mnie jak księżniczkę na rękach. – Do mnie jest bliżej, więc tam odpoczniesz.

- Czemu mnie tak niesiesz? – Byłem mocno zmieszany, bo nie miałem zielonego pojęcia co robić. – Ta pozycja jest przeznaczona raczej dla księżniczek, a ja jestem chłopcem.

- Ciii – uciszył mnie dość wymownie – Dzieci głosu nie mają.

- Mówisz, jak mój dziadek – lekko się obraziłem, bo nie jestem już takim dzieckiem, jak kiedyś. – Mam już siedemnaście lat, wiesz? W takim razie ty też jesteś dzieckiem.

- Co jak co, ale uwierz, dzieckiem to nie jestem – wyśmiał mnie, dając całusa w czoło. Zaskoczył mnie tym i zawstydził jednocześnie. – Wiesz, słodki jesteś, kiedy się zawstydzisz. Ta czerwień podkreśla twoje brązowe oczy i kontrastuje ze złotymi włosami.

- Przecież jest ciemno – zauważyłem słabym głosem – Nie możesz nic zobaczyć.

- Nawet nie wiesz, jak wiele jestem w stanie dostrzec w mroku – szepnął mi do ucha poważniejszym tonem. To mnie trochę przeraziło. – Czyżbym cię wystraszył? Zadrżałeś. Te twoje reakcje są dość zabawne Jasiu.

Kiedy usłyszałem, jak wypowiada moje imię całe ciało przeszył jakby prąd. Wzdrygnąłem się na to uczucie i chyba straciłem przytomność, bo następną rzeczą jaką zobaczyłem była weranda domu Łukasza. Leżałem na ławie przykryty kocem. W głowie miałem lekki mętlik i szumiało mi w uszach. Coś było nie tak i to mnie niepokoiło. Podniosłem się powoli i usiadłem, trzymając za czoło jedną ręką. Łukasz jakby wyczuwając moje przebudzenie wyszedł na werandę ze szklanką czegoś barwy wiśni. Przysiadł się do mnie i zmierzył czujnie wzrokiem. Przypominało to prześwietlenie promieniami X i sprawiło zjeżenie się włosków na karku. Nieprzyjemne uczucie.

- Jak się czujesz? – Łukasz zmierzwił mi włosy i podsunął pod nos szklankę z dziwnym czerwonym napojem – Po tym poczujesz się lepiej. Wypij.

- Co to jest? – Spytałem trochę sceptycznie nastawiony na zawartość szklanki. Unosił się z niej dziwny zapach, co nie wpływało na pozytywną ocenę z mojej strony. – Chyba spasuję.

- Nie kręć nosem tylko pij – ponaglał mnie nerwowo – Albo ci w tym pomogę.

- Niby jak? – Postanowiłem się z nim trochę podroczyć, ale okazało się to wielkim błędem, bo on jedynie się uśmiechnął i wziął ode mnie szklankę.

- Chcesz to wiedzieć? – Jego uśmiech napawał mnie strachem. Niby z zewnątrz słodki, ale posiadający drugie, gorzkie dno. W skrócie, złowroga mieszanka przyprawiająca o gęsią skórkę. – To jak?

Z lekka się wahając wziąłem od niego na powrót szklankę i zbliżyłem ją do ust. Powoli zanurzyłem w czerwonej cieczy swój język, smakując ją dokładnie. Był to słodki i cierpki napój o metalicznym posmaku. Ciekawy, a zarazem obrzydliwy. Odsunąłem od siebie szklankę z kwaśną miną. Łukasz dobrze wiedział co to oznacza.

- Blee, nie chcę tego pić – narzekałem, jak zwykłem to robić przy lekarstwach.

- Ech, zawsze ciężki byłeś przy lekach – westchnął zrezygnowany, zabierając mi szklankę. – Nie pozostawiasz mi wyboru i muszę cię do tego zmusić.

- Nie dasz rady – odparłem zamykając usta.

- Zachowujesz się, jak dziecko, dlatego będę postępował z tobą podobnie – stwierdził, po czym wyjął z kieszeni olbrzymią strzykawkę i napełnił ją zawartością szklanki. Następnie odstawił na podłogę puste naczynie i skierował na mnie swoje badawcze spojrzenie. – Chodź tu bliżej.

Oczywiście odsunąłem się od niego jeszcze bardziej, jednocześnie kiwając w odpowiedzi przecząco głową. Nie mam zielonego pojęcia, jak to zrobił, ale złapał mnie błyskawicznie i przyciągnął do siebie tak, że całkowicie przylgnąłem do niego. Wolną ręką przytrzymał moją głowę, wcisnął do ust strzykawkę i w odpowiednich dawkach wlewał jej zawartość mi do gardła. Dławiłem się połykając lepką, czerwoną ciecz, ale tak to wykombinował, że ani kropelka nie wyleciała poza moją jamę ustną. Obdarzyłem go spojrzeniem pełnym wyrzutu. Czułem, jak żołądek podchodzi mi pod gardło, jak i opadanie z sił. Do tego na swoich nadgarstkach zauważyłem jakieś fikuśne bransolety.

- Co jest? – Spanikowałem, chcąc ściągnąć opaski z rąk, jednak nie chciały się zdjąć – Skąd to się wzięło i czemu nie chce zejść? Co się ze mną dzieje? Mówiłeś, że ten dziwny napój mi pomoże, a tymczasem czuję się gorzej i coraz bardziej słabnę.

- Nie lękaj się Jasiu – głos Łukasza brzmiał jakoś inaczej. Jego oczy zalśniły szaro-czerwonym blaskiem, a dotąd krótko ścięte, czarne włosy znacznie się wydłużyły i pokryły srebrnymi pasmami. – Od teraz należysz do mnie.

- Nie! – Krzyknąłem, a resztką sił zerwałem się z ławy i wyskoczyłem przez balustradę werandy. Dobiegłem do najbliższego drzewa i z trwogą spostrzegłem, że nic poza nim nie ma. Tak jakby dom Łukasza od reszty świata oddzielała gruba ściana pustki i mroku. Upadłem na kolana i zacząłem płakać z frustracji sytuacją w jakiej się znalazłem. – Czemu?

- Nie płacz – Łukasz przykucnął przy mnie i bacznie mi się przyglądał z zafascynowaniem w oczach – Taki kruchy i niewinny, a nawet niedoświadczony życiem. Wiecznie odizolowany i samotny. Nie wiesz nawet, jak długo czekałem na ten dzień.

- Wypuść mnie – poprosiłem siląc się na spokój w głosie, jednak jego drżenie było nie do zamaskowania. – Chcę wrócić.

- Wrócić?! – Łukasz wziął mnie za boki i uniósł nad siebie, tak jakbym był małym dzieckiem. Zaskoczyła mnie jego ogromna siła. – Już nigdy nie wrócisz do tamtego świata.

- Jak to? – Nie rozumiałem, a raczej nie chciałem zrozumieć wypowiedzianych przez niego słów. Raptem uzmysłowiłem sobie, że nie mogę ruszać ciałem. – Coś ty ze mną zrobił? Czemu nie mogę się ruszać? Czemu?

- Nie panikuj. Niedługo ci przejdzie. – Pocieszał mnie, niosąc z powrotem w stronę domu. – A teraz prześpisz się w pokoju, który wyszykowałem specjalnie dla ciebie.

Zaniósł mnie do pomieszczenia znajdującego się na tyłach domu. Kiedy otworzył drzwi, aż oniemiałem. Był to pokój dziecięcy z dużą ilością pluszaków, a w samym jego centrum umieszczone było ogromne łóżko niemowlęce.

- Ty chyba żartujesz? – Szepnąłem na widok łóżka, do którego mnie właśnie niósł. – Ja jestem nastolatkiem, a nie niemowlakiem.

- Może w twoim świecie – zbył mnie z politowaniem w głosie i mimo moich sprzeciwów położył w zakratowanym łóżku. – I widzisz, nie jest aż tak źle.

- Ja… ja… - Coraz gorzej było mi się wypowiadać. Zrobiłem się senny i nie miałem już sił nawet na mówienie. Łukasz chyba zauważył, bo się jedynie uśmiechnął i pogładził mój policzek zewnętrzną częścią dłoni.

- Śpij dobrze Jasiu – pożegnał się, zapalając przy łóżku lampkę nocną w kształcie księżyca. Jeszcze przed tym, gdy mrok spowijał pokój, wydawał się być zjawą. Jego włosy przypominały ostrza, a srebrno-czerwone oczy, ślepia drapieżcy. Jednak pomimo tak radykalnej przemiany, nie przeraził mnie jego złowrogi wygląd. Przeraził mnie fakt, że w ogóle mi to nie przeszkadzało. On to chyba wyczuł, bo zamiast opuścić pokój, jak wcześniej zamierzał, wrócił do mnie i zaczął mi się przyglądać. Poczułem, jak po policzku spływa mi łza. Nie wiedziałem czemu, ale płakałem. Miałem taką wewnętrzną potrzebę. Może to frustracja? Może strach? A może jedno i drugie? Jestem dość skomplikowany emocjonalnie i czasem sam siebie nie rozumiem. Łukasz został przy mnie dopóty dopóki nie zasnąłem. Ostatnią rzeczą, jaką widziałem była jego pogodna twarz. Nie wiem czemu, ale sama jego obecność sprawiła, że poczułem się lepiej i miałem poczucie bezpieczeństwa.

- Jutro obudzisz się odrodzony – Łukasz szeptał do mnie i głaskał moje włosy. Pomimo snu czułem i słyszałem wszystko. – Nie pozwolę cię skrzywdzić, ale czeka cię wiele bolesnych chwil. Niestety nie będę mógł nic na to poradzić, jednak zawsze będę przy tobie.

C.D.N.

2 komentarze:

  1. Oo, druga częśc jest jeszcze bardziej ciekawsza od pierwszej. Chociaż nie do końca dla mnie zrozumiała, bo nic się jeszcze nie wyjaśniło, a pojawiło się zamiast tego więcej zagadek.
    Zwłaszcza nasuwa się pytanie:
    "Kim tak na prawdę jest Łukasz?"
    Imię "Jasiu", jak najbardziej kojarzy się z dzieckiem, więc poniekąd pasuje ono do głównego bohatera.
    Ponadto wygląda na to, że Łukasz coś zrobił swojemu koledze. Coś co zmieni jego życie już na zawsze. Ta jego troska o niego i te słowa na końcu "Jutro obudzisz się odrodzony" są bardzo intrygujące...
    Pora więc na częśc ostatnią, czyli trzecią :).

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    więc Łukasz jest semonem, i już teraz nie ma możliwości powrotu do tamtego świata...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń