Wrzuciłam właśnie kolejną część istnienia. Póki co mam sporo wolnego czasu i będę starać się udostępniać po jednym poście tygodniowo. W razie jakichkolwiek uwag proszę pozostawiać je w komentarzach, a ja w miarę możliwości będę starać się szybko odpowiadać :)
Obudziłem się w swoim łóżku lekko oszołomiony. Do pokoju
wlatywało świeże i pachnące lasem powietrze. Widocznie babcia otworzyła
okno przed opuszczeniem mojej sypialni. Powoli wstałem i wyjrzałem na zewnątrz,
gdzie zobaczyłem, biegającego po podwórku psa dziadka – Tequilę. Był to Wyżeł o
popielatej maści o nazbyt wielkiej energii, jak na swoje dwanaście lat. Uwielbiałem
się z nim bawić, dlatego nie myśląc, od razu zarzuciłem na siebie koszulkę i
wybiegłem z pokoju, a następnie na zewnątrz. Tequila przywitał mnie, jak
zwykle z wielkim entuzjazmem, skacząc na moją klatkę piersiową i wywracając na
ziemię. Obiłem sobie cztery litery, ale to nic nie szkodziło, bo w zamian
miałem świetną zabawę. W konsekwencji byłem cały umorusany w ziemi, a we
włosach można było znaleźć elementy runa leśnego, bo oczywiście nasze popisy
nie ominęły i lasu. Na koniec dostaliśmy ochrzan od babci za nasz wygląd, a
raczej głównie chodziło jej o mnie, niż o Tequilę, bo to nie jemu prano
ubrania. Musiałem się szybko wykąpać, bo wieczorem miał przyjść po mnie Łukasz
i zabrać do siebie na noc, jak zwykle w moje imieniny. Wskoczyłem do wanny
i spędziłem w niej chwilę dokładnie się szorując na kolanach i łokciach,
gdzie wtarło się trochę ziemi podczas zabawy w lesie. Mam siedemnaście lat, a
zachowuję się dość w dziecinny sposób, jak na swój wiek, ale nie obchodzi
mnie co inny myślą na ten temat, bo wyszedłem z założenia, że raz się żyje, a
nie chcę żałować później, że czegoś nie zrobiłem w młodości, kiedy był na to
odpowiedni czas. Gdyby istniała taka Nibylandia, jak w Piotrusiu Panie, to nie musiałbym dorastać i brać odpowiedzialności
za dorosłe życie. Niestety takie myślenie to jedynie mrzonki niedojrzałego
chłopaka, jakim jestem, a czego się nie wstydzę. Jestem jaki jestem, a innym
nic do tego. Zmienię się, kiedy będę miał na to ochotę i w sposób w jaki będę
chciał. Dziadek powtarza, że sami kształtujemy siebie samych i to od nas
zależy, którą drogą podążymy w życiu. Jeśli wybierzemy błędnie, to zawsze
istnieje możliwość zmiany decyzji, chyba że jest na to za późno. Czemu non stop
mówię o dziadku i babci, a nie o rodzicach? To proste. Moi rodzice pracują w
branży naukowej i rzadko bywają w domu. Tacie nie podoba się fakt, że jego syn
z natury jest typem odizolowanego marzyciela, zamiast kujona z uporządkowaną
perspektywą na przyszłe życie. Mama zaś cały czas oddaje się pracy, która w
pewnym momencie pochłonęła jej całe prywatne życie. Ciekawi mnie, czy pamięta,
że ktoś taki jak ja, czyli jej syn, istnieje. Odkąd pamiętam mieszkałem z dziadkami,
bo tak było wygodniej dla moich rodziców. Z początku nie potrafiłem tego
zrozumieć i czułem się jak odrzucony ochłap mięsa, ale z wiekiem to uczucie
słabło, aż w końcu w ogóle przestałem myśleć o rodzicach. Wiem, że ktoś taki
jest, ale mam przecież dziadków, którzy w pełni zastąpili role rodziców. Woda w
wannie zrobiła się zimna, więc wyszedłem i owinąwszy się w ręcznik wkroczyłem
do swojego pokoju. Tam założyłem dżinsowe rybaczki i ulubioną czarną koszulkę z
nadrukiem środkowego palca i napisem „fuck you”, na to zarzuciłem jeszcze
zapinaną, szarą bluzę z kapturem. Tak wyszykowany zszedłem na dół, by coś przekąsić
przed wyjściem. Wprawdzie dom rodziny Łukasza nie znajdował się za daleko, ale
od śniadania nie miałem nic w ustach, co właśnie dawało o sobie znać. Niestety zamiar
okazał się większy, bo w rzeczywistości zdołałem zjeść niecałe jabłko i to
zdawało się być zbyt wiele dla mojego żołądka. Sam siebie nie potrafiłem
zrozumieć w tamtym czasie, ale nic na to nie poradzę. Miałem tylko nadzieję, że
szybko mi przejdzie i znów będę mógł jeść normalnie bez żadnych nudności.
Wziąłem głęboki oddech i opuściłem kuchnię. Na podwórku czekał Łukasz, więc
szybko pożegnałem dziadków i do niego dołączyłem. Jakiś czas szliśmy w
milczeniu, jednak nie mogłem tego dłużej znieść.
- Hej, powiedz, czemu nigdy nie wchodzisz do domu moich
dziadków? – Spytałem tak znienacka, czym go chyba zaskoczyłem, bo stanął jak
wryty. – Odkąd pamiętam nigdy jeszcze nie przekroczyłeś progu ich domu.
- Bo nie mogę – wzruszył ramionami ruszając dalej – Nigdy
mnie nie zaprosiłeś do środka.
- Czy to nie jest oczywistym? – Zdziwiłem się jego
odpowiedzią – Jeśli razem się bawimy i długo ze sobą przebywamy, to chyba
normalne, że możesz wejść. Ja do ciebie przychodzę. – na chwilę zamilkłem, bo
coś sobie uzmysłowiłem i to sprawiło, że się lekko zdenerwowałem. – A może nie
powinienem? Nie spytałem cię nigdy o pozwolenie, czy mogę do ciebie
przychodzić, może zbytnio się narzucam tobie i twojej rodzinie?
- Nie wygaduj bzdur – Łukasz spojrzał na mnie jak na małe,
głupiutkie dziecko, czym sprawił, że poczułem się naprawdę jak idiota. W jego
oczach dostrzegłem nutkę złości. Chyba go uraziłem. – Gdyby tak było, to bym ci
powiedział. Cieszymy się, że przychodzisz, nawet nie wiesz jak bardzo.
- Przepraszam – Naprawdę poczułem się głupio i nie
wiedziałem co robić. Bezwiednie przystanąłem i wbijając wzrok w ziemię, błądziłem
w myślach jednocześnie się ganiąc. – Naprawdę przepraszam.
- Jeśli naprawdę ci przykro, to przeproś mnie tak, jak
robiłeś to w dzieciństwie – Nawet nie wiem, kiedy Łukasz pojawił się tuż przede
mną. Zaskoczył mnie tak nagłym pojawieniem się. Puściłem raka z zawstydzenia na
samą myśl o sposobie przeprosin.
- Ale czy nie jestem już na to za duży? – Starałem się
wykręcić, ale nadal miałem poczucie winy za wcześniej wypowiedziane słowa.
Czemu byłem zawstydzony? To proste. Jak miałem sześć lat i pierwszy raz
spotkałem Łukasza, niechcący go uderzyłem piłką. W ramach przeprosin wdrapałem
się na niego, bo jest ode mnie starszy, a tym samym wyższy, i pocałowałem go w
policzek, jednocześnie tuląc i przepraszając. Było ze mnie dziwne dziecko. – To
trochę krępujące, wiesz? Nie wystarczy ci samo „przepraszam”?
- Nie – Odparł krótko Łukasz, który wydał mi się bardziej
wściekły. Westchnąłem lekko i zrobiłem o co mnie poprosił. Trochę dziwnie się
poczułem, tak jakoś słabo. – Co ci?
- Ja dziś nie najlepiej się czuję – poinformowałem go cicho,
bo ledwo mogłem wydobyć z siebie głos. W głowie miałem karuzelę i znów naszło
mnie na wymioty. – Chyba powinienem wracać.
- Nigdzie nie wracasz – Łukasz chwycił mnie w pasie, tym
samym ratując przed upadkiem na ziemię, ale po chwili poczułem, że zaczynam się
unosić i nim się obejrzałem on niósł mnie jak księżniczkę na rękach. – Do mnie
jest bliżej, więc tam odpoczniesz.
- Czemu mnie tak niesiesz? – Byłem mocno zmieszany, bo nie
miałem zielonego pojęcia co robić. – Ta pozycja jest przeznaczona raczej dla
księżniczek, a ja jestem chłopcem.
- Ciii – uciszył mnie dość wymownie – Dzieci głosu nie mają.
- Mówisz, jak mój dziadek – lekko się obraziłem, bo nie
jestem już takim dzieckiem, jak kiedyś. – Mam już siedemnaście lat, wiesz? W
takim razie ty też jesteś dzieckiem.
- Co jak co, ale uwierz, dzieckiem to nie jestem – wyśmiał
mnie, dając całusa w czoło. Zaskoczył mnie tym i zawstydził jednocześnie. –
Wiesz, słodki jesteś, kiedy się zawstydzisz. Ta czerwień podkreśla twoje
brązowe oczy i kontrastuje ze złotymi włosami.
- Przecież jest ciemno – zauważyłem słabym głosem – Nie
możesz nic zobaczyć.
- Nawet nie wiesz, jak wiele jestem w stanie dostrzec w
mroku – szepnął mi do ucha poważniejszym tonem. To mnie trochę przeraziło. –
Czyżbym cię wystraszył? Zadrżałeś. Te twoje reakcje są dość zabawne Jasiu.
Kiedy usłyszałem, jak wypowiada moje imię całe ciało
przeszył jakby prąd. Wzdrygnąłem się na to uczucie i chyba straciłem
przytomność, bo następną rzeczą jaką zobaczyłem była weranda domu Łukasza.
Leżałem na ławie przykryty kocem. W głowie miałem lekki mętlik i szumiało
mi w uszach. Coś było nie tak i to mnie niepokoiło. Podniosłem się powoli i
usiadłem, trzymając za czoło jedną ręką. Łukasz jakby wyczuwając moje
przebudzenie wyszedł na werandę ze szklanką czegoś barwy wiśni. Przysiadł się
do mnie i zmierzył czujnie wzrokiem. Przypominało to prześwietlenie promieniami
X i sprawiło zjeżenie się włosków na karku. Nieprzyjemne uczucie.
- Jak się czujesz? – Łukasz zmierzwił mi włosy i podsunął
pod nos szklankę z dziwnym czerwonym napojem – Po tym poczujesz się lepiej.
Wypij.
- Co to jest? – Spytałem trochę sceptycznie nastawiony na
zawartość szklanki. Unosił się z niej dziwny zapach, co nie wpływało na
pozytywną ocenę z mojej strony. – Chyba spasuję.
- Nie kręć nosem tylko pij – ponaglał mnie nerwowo – Albo ci
w tym pomogę.
- Niby jak? – Postanowiłem się z nim trochę podroczyć, ale
okazało się to wielkim błędem, bo on jedynie się uśmiechnął i wziął ode mnie
szklankę.
- Chcesz to wiedzieć? – Jego uśmiech napawał mnie strachem.
Niby z zewnątrz słodki, ale posiadający drugie, gorzkie dno. W skrócie, złowroga
mieszanka przyprawiająca o gęsią skórkę. – To jak?
Z lekka się wahając wziąłem od niego na powrót szklankę i
zbliżyłem ją do ust. Powoli zanurzyłem w czerwonej cieczy swój język, smakując
ją dokładnie. Był to słodki i cierpki napój o metalicznym posmaku.
Ciekawy, a zarazem obrzydliwy. Odsunąłem od siebie szklankę z kwaśną miną.
Łukasz dobrze wiedział co to oznacza.
- Blee, nie chcę tego pić – narzekałem, jak zwykłem to robić
przy lekarstwach.
- Ech, zawsze ciężki byłeś przy lekach – westchnął zrezygnowany,
zabierając mi szklankę. – Nie pozostawiasz mi wyboru i muszę cię do tego
zmusić.
- Nie dasz rady – odparłem zamykając usta.
- Zachowujesz się, jak dziecko, dlatego będę postępował z
tobą podobnie – stwierdził, po czym wyjął z kieszeni olbrzymią strzykawkę i
napełnił ją zawartością szklanki. Następnie odstawił na podłogę puste naczynie
i skierował na mnie swoje badawcze spojrzenie. – Chodź tu bliżej.
Oczywiście odsunąłem się od niego jeszcze bardziej,
jednocześnie kiwając w odpowiedzi przecząco głową. Nie mam zielonego
pojęcia, jak to zrobił, ale złapał mnie błyskawicznie i przyciągnął do siebie
tak, że całkowicie przylgnąłem do niego. Wolną ręką przytrzymał moją głowę,
wcisnął do ust strzykawkę i w odpowiednich dawkach wlewał jej zawartość mi do
gardła. Dławiłem się połykając lepką, czerwoną ciecz, ale tak to wykombinował,
że ani kropelka nie wyleciała poza moją jamę ustną. Obdarzyłem go spojrzeniem
pełnym wyrzutu. Czułem, jak żołądek podchodzi mi pod gardło, jak i opadanie z
sił. Do tego na swoich nadgarstkach zauważyłem jakieś fikuśne bransolety.
- Co jest? – Spanikowałem, chcąc ściągnąć opaski z rąk,
jednak nie chciały się zdjąć – Skąd to się wzięło i czemu nie chce zejść? Co
się ze mną dzieje? Mówiłeś, że ten dziwny napój mi pomoże, a tymczasem czuję
się gorzej i coraz bardziej słabnę.
- Nie lękaj się Jasiu – głos Łukasza brzmiał jakoś inaczej.
Jego oczy zalśniły szaro-czerwonym blaskiem, a dotąd krótko ścięte, czarne
włosy znacznie się wydłużyły i pokryły srebrnymi pasmami. – Od teraz
należysz do mnie.
- Nie! – Krzyknąłem, a resztką sił zerwałem się z ławy i
wyskoczyłem przez balustradę werandy. Dobiegłem do najbliższego drzewa i z
trwogą spostrzegłem, że nic poza nim nie ma. Tak jakby dom Łukasza od reszty
świata oddzielała gruba ściana pustki i mroku. Upadłem na kolana i
zacząłem płakać z frustracji sytuacją w jakiej się znalazłem. – Czemu?
- Nie płacz – Łukasz przykucnął przy mnie i bacznie mi się
przyglądał z zafascynowaniem w oczach – Taki kruchy i niewinny, a nawet
niedoświadczony życiem. Wiecznie odizolowany i samotny. Nie wiesz nawet, jak
długo czekałem na ten dzień.
- Wypuść mnie – poprosiłem siląc się na spokój w głosie,
jednak jego drżenie było nie do zamaskowania. – Chcę wrócić.
- Wrócić?! – Łukasz wziął mnie za boki i uniósł nad siebie,
tak jakbym był małym dzieckiem. Zaskoczyła mnie jego ogromna siła. – Już nigdy
nie wrócisz do tamtego świata.
- Jak to? – Nie rozumiałem, a raczej nie chciałem zrozumieć
wypowiedzianych przez niego słów. Raptem uzmysłowiłem sobie, że nie mogę ruszać
ciałem. – Coś ty ze mną zrobił? Czemu nie mogę się ruszać? Czemu?
- Nie panikuj. Niedługo ci przejdzie. – Pocieszał mnie,
niosąc z powrotem w stronę domu. – A teraz prześpisz się w pokoju, który
wyszykowałem specjalnie dla ciebie.
Zaniósł mnie do pomieszczenia znajdującego się na tyłach
domu. Kiedy otworzył drzwi, aż oniemiałem. Był to pokój dziecięcy z dużą
ilością pluszaków, a w samym jego centrum umieszczone było ogromne łóżko
niemowlęce.
- Ty chyba żartujesz? – Szepnąłem na widok łóżka, do którego
mnie właśnie niósł. – Ja jestem nastolatkiem, a nie niemowlakiem.
- Może w twoim świecie – zbył mnie z politowaniem w głosie i
mimo moich sprzeciwów położył w zakratowanym łóżku. – I widzisz, nie jest aż
tak źle.
- Ja… ja… - Coraz gorzej było mi się wypowiadać. Zrobiłem
się senny i nie miałem już sił nawet na mówienie. Łukasz chyba zauważył, bo się
jedynie uśmiechnął i pogładził mój policzek zewnętrzną częścią dłoni.
- Śpij dobrze Jasiu – pożegnał się, zapalając przy łóżku
lampkę nocną w kształcie księżyca. Jeszcze przed tym, gdy mrok spowijał pokój,
wydawał się być zjawą. Jego włosy przypominały ostrza, a srebrno-czerwone oczy,
ślepia drapieżcy. Jednak pomimo tak radykalnej przemiany, nie przeraził mnie
jego złowrogi wygląd. Przeraził mnie fakt, że w ogóle mi to nie przeszkadzało. On
to chyba wyczuł, bo zamiast opuścić pokój, jak wcześniej zamierzał, wrócił do
mnie i zaczął mi się przyglądać. Poczułem, jak po policzku spływa mi łza. Nie
wiedziałem czemu, ale płakałem. Miałem taką wewnętrzną potrzebę. Może to
frustracja? Może strach? A może jedno i drugie? Jestem dość skomplikowany
emocjonalnie i czasem sam siebie nie rozumiem. Łukasz został przy mnie dopóty
dopóki nie zasnąłem. Ostatnią rzeczą, jaką widziałem była jego pogodna twarz.
Nie wiem czemu, ale sama jego obecność sprawiła, że poczułem się lepiej i miałem
poczucie bezpieczeństwa.
- Jutro obudzisz się odrodzony – Łukasz szeptał do mnie i
głaskał moje włosy. Pomimo snu czułem i słyszałem wszystko. – Nie pozwolę cię
skrzywdzić, ale czeka cię wiele bolesnych chwil. Niestety nie będę mógł nic na
to poradzić, jednak zawsze będę przy tobie.
C.D.N.
C.D.N.
Oo, druga częśc jest jeszcze bardziej ciekawsza od pierwszej. Chociaż nie do końca dla mnie zrozumiała, bo nic się jeszcze nie wyjaśniło, a pojawiło się zamiast tego więcej zagadek.
OdpowiedzUsuńZwłaszcza nasuwa się pytanie:
"Kim tak na prawdę jest Łukasz?"
Imię "Jasiu", jak najbardziej kojarzy się z dzieckiem, więc poniekąd pasuje ono do głównego bohatera.
Ponadto wygląda na to, że Łukasz coś zrobił swojemu koledze. Coś co zmieni jego życie już na zawsze. Ta jego troska o niego i te słowa na końcu "Jutro obudzisz się odrodzony" są bardzo intrygujące...
Pora więc na częśc ostatnią, czyli trzecią :).
Pozdrawiam!
Hej,
OdpowiedzUsuńwięc Łukasz jest semonem, i już teraz nie ma możliwości powrotu do tamtego świata...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia