środa, 10 lipca 2013

Istnienie (część III)



       To już ostatnia część Istnienia. Za tydzień wrzucę pierwszą część kolejnego opowiadania :)


      Obudziłem się około ósmej rano – według mojego zegarka. Otworzyłem oczy i powoli podniosłem się do siadu. Coś było nie tak. Miałem wyczulone powonienie i słyszałem najdrobniejszy szmer, do tego potrafiłem dostrzec minimalny ruch.

- Co jest? – Pytałem sam siebie, jednocześnie badając dłońmi swoją głowę i twarz. Miałem lekko spiczaste uszy i ostre jak brzytwa kły. W ustach poczułem metaliczny smak swojej krwi, bo zęby kaleczyły mi dziąsła i język. Skuliłem się w kłębek i nie owijając w bawełnę, zacząłem płakać jak małe, przerażone dziecko. Babcia powtarzała, że pech liczy do trzech, ale chyba nie o to jej chodziło. Bynajmniej nie chodziło jej o porwanie do innego świata i zmianę w potwora? Ja tymczasem to wszystko przeżyłem i strach pomyśleć, co jeszcze mnie czeka. – O matko.
   Odetchnąłem głęboko i wstałem. Miałem nie małe trudności przy przechodzeniu przez szczebelki łóżka. Stanąłem na środku pokoju i rozejrzałem się po nim. Dostrzegłem niewielkie okienko w drugim końcu, za stertą pluszowych misiów. Dziś pierwszy raz w życiu dziękowałem za swoje wątłe ciało. Bez problemu otworzyłem okno i się przez nie przecisnąłem. Dobiegłem do ścieżki prowadzącej do lasu, przynajmniej tak mi się wydawało, bo wszystko wokół otaczała gęsta niczym mleko mgła. Przełknąłem głośno ślinę i wkroczyłem w białą ścianę. Zewsząd dobiegały mnie przerażające odgłosy. Od małego byłem bardzo strachliwy i tym razem nie było wyjątku. W przerażeniu puściłem się biegiem na ślepo przed siebie, nie oglądając w tył. Coś mnie chwyciło za ramię, więc ostrożnie spojrzałem w tamtą stronę. Ujrzałem parę kłów i rozwścieczone ślepia niedźwiedzia. Wyrwałem się i pędem ruszyłem do przodu. Wbiegłem w ciemność, a mgła potęgowała mój strach. Wstyd to przyznać, ale trząsłem się jak osika na wietrze i w pewnym momencie zmoczyłem spodnie. Pokaleczyłem nogi i ręce kolcami krzewów jeżyn i malin, jak również wyschniętymi gałęziami drzew. Osunąłem się na ziemię w korzeniach, chyba wiekowego dębu i podkulając pod siebie nogi zwyczajnie się rozpłakałem. Nagle do moich uszu doszedł dźwięk szelestu liści i czyichś kroków. Ktoś lub coś się do mnie zbliżało. Mocno przywarłem do ziemi, drżąc na całym ciele i chowając głowę w rękach, zamknąłem oczy w duchu błagając by mnie nie zauważono.
      
- Co my tu mamy? – Usłyszałem znajomy głos. – Widzę, że ktoś zaczął żałować swojej ucieczki. Co ci przyszło do głowy? To nie jest świat ludzi, tu spacer po lesie może okazać się twoim ostatnim, ale chyba to już zrozumiałeś. Twoje spodnie mogą o tym poświadczyć.
Otworzyłem zapłakane oczy i zobaczyłem stojącego nade mną Łukasza. Miał srogi wyraz twarzy, co świadczyło o jego złości.

- Wiesz, jak się czułem, kiedy przyszedłem do twojego pokoju i okazał się być pustym? – Prawił mi kazanie w drodze powrotnej. Oczywiście nie pozwolił mi iść o własnych siłach, choć wątpię, że byłbym w stanie to zrobić. – Pierwsze co, to cię wykąpiemy Jasiu. Przygoda w lesie pozostawiła po sobie brzydko pachnący ślad.

         Wiedział, jak mi dopiec. Bez wątpienia miał na myśli mój mały wypadek z nieutrzymaniem moczu. Na twarzy pewnie byłem czerwony, jak burak z zażenowania. Łukasz naprawdę traktował mnie jak przedszkolaka, co jeszcze bardziej potęgowało mój wstyd. Całą drogę do domu wysłuchiwałem jego reprymendy i dowiedziałem się, że mam szlaban. Kiedy dotarliśmy na miejsce, zaniósł mnie do łazienki, gdzie nakazał mi się umyć. Chciał mnie wykąpać, ale jakoś się wybroniłem i mogłem to zrobić sam. Jakoś mnie nie zdziwiło to, że dostałem płyn i szampon owocowy dla dzieci. W sumie to taki sam kupowała mi babcia. Wyszorowałem się i pachnący truskawką wyszedłem z wanny. Owinąłem się w ręcznik i przeszukałem łazienkę, ale nie znalazłem żadnych ubrań na zmianę. Pomału wychyliłem się zza drzwi prowadzących do korytarza i natknąłem się na Łukasza. Przechwycił mnie w ułamku sekundy i wziął na ręce.

- Jak zwykle niedokładnie się wytarłeś – zauważył, kiedy weszliśmy do mojego pokoju. Wrzucił mnie do łóżka, a gdy oszołomiony próbowałem się podnieść, wziął drugi ręcznik i zaczął nim wycierać mi włosy. – Musisz dbać o takie rzeczy, bo jeśli tego nie zrobisz, masz przeziębienie jak w banku.

Kiedy wycierał mi włosy, dostrzegłem jego ostre kły. Nieświadomie uniosłem rękę i ostrożnie dotknąłem jednego z nich. Łukasz znieruchomiał na moment i obdarzył mnie badawczym spojrzeniem. Wystraszony cofnąłem rękę, kalecząc palec i spuściłem swój wzrok.

- Nie martw się – pocieszał mnie, wznawiając przerwaną czynność – Nie jestem zły.

Włożyłem krwawiący palec do buzi i poczułem, jak moje własne zęby wbijają się w dziąsła. Krew spłynęła mi kącikami ust po brodzie. Łukasz od razu zareagował i podał mi coś do picia, nawet nie patrzyłem co to, tylko od razu wypiłem. Kły wróciły do normalnych rozmiarów, a rany powstałe na skutek ich wzrostu migiem się zagoiły. Dopiero teraz zauważyłem, że to, co właśnie wypiłem było tym samym czerwonym napojem, który podał mi wczoraj na siłę. Zdziwiłem się, że tym razem tak dobrze smakuje, choć pozostał ten metaliczny posmak.

- Jak się czujesz? – Spytał mnie Łukasz uważnie mi się przyglądając. – Coś cię boli?

Nie odpowiedziałem, tylko podwijając pod siebie nogi skuliłem się plecami podpierając się o szczebelki łóżka. Nie wiem czemu, ale nagle bałem się na niego spojrzeć. W głowie miałem tyle pytań, tyle że zabrakło mi odwagi, by je zadać. Było mi zimno, bo nadal byłem owinięty jedynie w wilgotny ręcznik, dlatego drżałem, a zadrapania na nogach i rękach mocno szczypały. W tym świecie nie było słońca, a jedynie zimna mgła i ciemność, wywołująca dreszcze. Tak bardzo tęskniłem za domem. Niestety ta myśl przelała czarę frustracji i znowu się rozryczałem.

- Boisz się mnie? – Łukasz uniósł mój podbródek, zmuszając tym samym bym na niego spojrzał.

- Nie wiem – odpowiedziałem przez łzy.

- Czemu płaczesz? – Spytał z zaciekawieniem w oczach.

- Dużo by opowiadać – załkałem drżąc z zimna.

- Mamy dużo czasu na wyjaśnienia – Łukasz uśmiechnął się i znowu porwał mnie na ręce. Już wiem, jak czują się szczeniaczki lub kociaki non stop noszone przez zachwycone nimi dzieci. Nie mam pojęcia, jak, ale migiem znaleźliśmy się w innym pokoju. Posadził mnie na miękkim i ciepłym od kominka fotelu i zabrał mi mój ręcznik. – To nie będzie ci już potrzebne.

- Ale… – zawstydzony szybko się zasłoniłem podkulając pod siebie nogi, czym widocznie rozbawiłem Łukasza. – Ja… ja nie mam nic do ubrania.

- No tak – zaśmiał się, widząc moją panikę w oczach – Coś się zaraz znajdzie dla ciebie, choć nie mam nic tak małego.

- Nie śmiej się z mojego defektu wzrostu – zwróciłem mu uwagę, na chwilę zapominając o strachu. – Nie moja wina, że urodziłem się taki cherlawy.

- Widzę, że dałeś upust swojemu kompleksowi mniejszości – niepostrzeżenie się do mnie zbliżył i uderzył swoim o moje czoło. – Miła odmiana po monotonnym płaczu.

- Dlaczego mnie zabrałeś? – Zapytałem prawie niesłyszalnym szeptem, ale on to usłyszał.

- Spójrz tutaj – palcem wskazującym dotknął środka mojej klatki piersiowej, a moje oczy powędrowały za nim. Zobaczyłem tam dziwny symbol, przypominający pięcioramienną gwiazdę. – Ten znak związał nasze przeznaczenia.

- Ale jak? – Znak na moim ciele trochę mnie zahipnotyzował, jednak gdy Łukasz zabrał swój palec, znamię od razu znikło. – Czemu znikł?

- Widzisz, każdy demon ma przypisanego sobie człowieka – zaczął mi tłumaczyć. Zatrzęsłem się z chłodu, dlatego na chwilę znikł, by nagle się pojawić z ubraniem dla mnie. Była to o wiele za duża szara bluza z kapturem i dresowe szorty. Szybko je założyłem i od razu zrobiło się cieplej. Łukasz kontynuował wyjaśnienia. – Jednak zdarza się, że dany człowiek umiera i wtedy trafia albo do świata demonów, albo do świata aniołów. Kiedy dusza ludzka trafi do naszego świata, wówczas zapędzana jest do rewiru demona, któremu jest przypisana. Nie zrozum mnie źle, bo oprócz tego jednego przypisanego, demon może żerować na niezliczonej ilości innych stworzeń, w tym i ludzi.

- Demony żywią się ludźmi? – Poczułem, jak krew mrozi mi się w żyłach z przerażenia. – Czy ty chcesz mnie zjeść? Czy dlatego mnie tu sprowadziłeś?

- Poniekąd tak – mruknął w odpowiedzi, odgarniając mi z czoła grzywkę – Pytanie tylko, czy mi na to pozwolisz i zrobimy to po dobroci, czy będę musiał użyć siły.

- Zjesz mnie całego? – Kontynuowałem swój wywiad piskliwym ze strachu głosem.

- Nie – odparł chichocząc – Potrzebuję jedynie twojej krwi.

- Krwi? Jak wampir?

- Dokładnie.

- To czemu się zmieniłem? – Nie wiedziałem już co myśleć. – Skoro chcesz mnie zjeść, to czemu mnie przemieniłeś w to coś?

- Ech, głuptasie – westchnął dając mi prztyczka w nos – Gdybym tego nie zrobił, już dawno byś nie żył. Umarłbyś z głodu.

- Nie rozumiem, przecież i tak chcesz mnie zabić.
 
- A kto powiedział, że chcę cię zabić? – Zdziwił się moim stwierdzeniem. – Przemieniłem cię jedynie ze względów praktycznych. Jesteś żywym pojemnikiem na krew, do tego bardzo cię polubiłem. Stałeś się mi bardzo drogi. Wiesz, jak długo na ciebie czekałem? – Przyjrzał się mojej pobladłej twarzy – Z początku myślałem, że przypisanym mi człowiekiem jest twoja matka. Jednak nim zdołałem nawiązać z nią jakikolwiek kontakt, musiałem na jakiś czas powrócić do zaświatów, by uporać się z powstałymi tam problemami. Wróciłem na ziemię po upływie sześciu lat i okazało się, że to nie ona. Nic nie rozumiałem, bo przed powrotem do świata demonów wyraźnie czułem bijącą od niej więź. Musiałem ponowić próbę poszukiwań i tak trafiłem na ciebie, a raczej to ty odnalazłeś mnie. Pamiętasz, uderzyłeś mnie piłką, a potem mocno przepraszałeś. Od razu cię polubiłem i jednocześnie zmartwił mnie twój słaby stan zdrowia. Potajemnie cię wzmacniałem, podając swoją krew, a ty niczego nie podejrzewałeś. Oddałeś mi swoje zaufanie powoli stając się moim. Może pozwoliłbym ci dłużej zostać z dziadkami, jednak krew zaczęła się przebudzać i traciłeś apetyt. W najgorszym wypadku mogłeś albo umrzeć z głodu, albo zabić swoich dziadków i później siebie z poczucia winy. Zdecydowałem, że najlepszym wyjściem będzie odizolowanie cię od świata ludzi.

- Dlaczego?

- Demony nie mogą zbyt długo przebywać w świecie ludzi. Atmosfera ziemska unicestwia nasz układ odpornościowy i w konsekwencji umieramy. – wyjaśniał mi w skupieniu – Ty w połowie stałeś się już demonem, a w połączeniu z twoim słabym jeszcze ciałem. Katastrofa murowana.

- Ten czerwony napój, który mi dawałeś wczoraj i dziś, czy to była…

- Tak, to była krew, ale już nie tylko moja – uspokajał mnie głaszcząc po głowie. – Tym razem musiałem podać ci też krew ludzką.

- Co?! – Zdębiałem, a po policzkach pociekły mi łzy. Ogarnęło mnie przerażenie, tym co zrobiłem. – Napiłem się ludzkiej krwi i mi smakowała.

- Nie płacz, świat się przez to nie zawalił – pocieszał mnie Łukasz – Pijemy krew innych stworzeń, ale ich nie zabijamy. Ludzie by żyć zabijają inne gatunki i je jedzą. Zabijają także dla zabawy.
Poczułem jak moje kły zaczynają się wydłużać. Z przerażeniem spojrzałem na Łukasza.

- Widzę, że zgłodniałeś – uśmiechnął się i podniósł mnie do góry, jak kociaka, a następnie zajął miejsce w fotelu i posadził mnie sobie na kolanach. – Czas nauczyć cię używać twoich kiełków.  Może na początek zacznijmy od nadgarstka.
Podsunął mi pod nos swoją lewą rękę i pieszczotliwie drapał mnie za uchem. Nawet mi się podobało.

- Nie krępuj się, tylko się posil – zachęcał mnie do tego bym go ugryzł. Nagle zacząłem widzieć każdą żyłkę na jego ciele i słyszeć szum płynącej w nich krwi. Powoli rozszerzyłem usta i ostrożnie wgryzłem się w nadgarstek Łukasza, jednocześnie łzy ciekły mi z oczu na znak protestu. Słodkawo-słona ciecz spływała mi do gardła, a ja pragnąłem jej jak najwięcej. To mnie napawało lękiem przed tym, czym się stałem. – Nie smuć się, z czasem do tego przywykniesz.

       Kiedy skończyłem pić, ślady po ugryzieniu zniknęły z jego nadgarstka. Zbliżył się do mnie i ku mojemu zaskoczeniu delikatnie zlizał resztki swojej krwi wypływające z moich ust. Następnie przejechał językiem po mojej szyi, tam gdzie przechodziła aorta. Wzdrygnąłem się na to i odchyliłem głowę w tył, tym samym odsłaniając mu szyję. Chyba uznał to za zgodę na poczęstunek, bo bez słowa wgryzł się we mnie i zaczął ucztować. Czułem, jak uchodzi ze mnie życie i powoli robiłem się coraz słabszy. W głowie roiło się multum myśli i pytań, a między innymi to, kim tak naprawdę jest osoba pijąca moją krew. Łukasz przestał się posilać w momencie, gdy myślałem, że jednak postanowił zjeść mnie do końca. Spojrzał na mnie i się uśmiechnął.

- Masz zwariowane myśli, wiesz? – Pogłaskał mnie po policzku, ścierając z nich pozostałości po łzach. – Chcesz wiedzieć kim jestem, więc ci to powiem.

- Naprawdę? – Nie dowierzałem.

- Naprawdę. – zaśmiał się i zaniósł mnie do ogromnego łóżka. – Nazywam się Lucyfer, czy jak kto woli Szatan. Mam wiele imion, ale z kombinacji tych dwóch, powstało imię „Łukasz”. Mam siedemnaście tysięcy lat i tyle też dzierżę władzę w świecie demonów. Jestem najpotężniejszy z najpotężniejszych kreatur tego świata, szerząc strach pośród tych maluczkich. Ty zaś należysz do mnie, bo związałeś się ze mną swoją duszą i ciałem. I tak będzie już na wieczność.
        
        Zawsze zastanawiałem się, czy moje istnienie ma sens. Od dziecka spotykałem się z natłokiem wyzwisk i wszelkiego rodzaju agresji. Rodzice mnie nie chcieli i oddali na wychowanie dziadkom, którzy także czasem we mnie wątpili. Zawsze byłem sam, bo nawet rówieśnicy mną pogardzali, odrzucając od siebie. Pokrótce byłem jednostką aspołeczną, niezdolną do życia w społeczeństwie. Spotkałem jednak kogoś, kto – może w pokręcony sposób – pokazał mi, że moje istnienie ma jakąś wartość. Okazał się demonem i skazał na życie wśród jemu podobnych. Stałem się jednym z nich powoli adaptując z nowym światem. Odnalazłem sens swojego życia i w pełni zaakceptowałem swój los. Świadomość, że komuś na mnie zależy – może nie w sposób, w jaki bym tego chciał – pozwoliła mi zmienić nastawienie do życia. Odżyłem i stałem się silny. W pewnym stopniu jestem szczęśliwy, ale mam pewien niedosyt. Minęło już tysiąc lat od mojego przybycia do świata demonów, a ja nadal wyglądam jak siedemnastolatek. Moi dziadkowie i rodzice już dawno opuścili świat żywych, pozostawiając po sobie masę pielęgnowanych przeze mnie wspomnień. – Tak bardzo za nimi tęsknię, ale wiem też, że nigdy już do nich nie dołączę.


Koniec.

3 komentarze:

  1. Bardzo się cieszę, że zamieściłaś to opowiadanie. Jest świetnie :D :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za budujący komentarz pod każdą z części :)

      Usuń
  2. Hej,
    ach Łukasz to Lucyfer ale trafił, no przy takim sieku Lucka to się nie dziwię, że Jasia traktował jak dziecko...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń