Ok, nowe opowiadanko (^_^) Piszcie, czy się podoba...
I
Horyzont okrył się różowo-pomarańczową łuną
na znak zachodzącego słońca. Dochodziła godzina siódma wieczór, kiedy mała,
nieco pulchna dziewczynka wjeżdżała autobusem do niewielkiej mieściny o nazwie
Orneta. Wracała z wizyty u ojca, który rozwiódł się z jej matką tuż po jej
narodzeniu. Z zainteresowaniem wpatrywała się w widok zza brudnej szyby
zakurzonego pojazdu. To była jej pierwsza, samodzielna podróż autobusem, a do
tego w nieznane jej jeszcze miejsce. Mama, podczas jej odwiedzin u ojca w
Olsztynie, przeprowadziła się w nowe miejsce. Agata, bo tak nazywała się owa
dziewczynka, przywykła do mobilnego trybu życia jej mamy, jak i do częstych
zmian miejsc zamieszkania. Od jakichś dwóch lat, za namową jej starszego brata
Oskara, starała się szukać pozytywów aniżeli negatywów takiego życia. Na pozór
wydawała się być zwyczajną dziesięciolatką, jednak te na ogół mylą. Uwielbiała
czytać różnorakie książki i wzbogacać tym swoje słownictwo. To małe hobby
pozwalało jej jakoś znosić problemy w rodzinie i złośliwości rówieśników na
podwórku i w szkole.
Autobus
zatrzymał się na przystanku docelowym dziewczynki i kierowca skinął na nią,
dając znać, że tu kończy się jej podróż. Wstała, więc z zajmowanego siedzenia
i skierowała się ku wyjściu. Któryś z wysiadających pasażerów pomógł jej
wyjąć z bagażnika walizkę, po czym oddalił się wraz ze swoimi
towarzyszami. Dziewczynka z westchnieniem spojrzała na zegarek, który
wskazywał godzinę pięć po siódmej i z posępną miną usiadła na swoim
bagażu z zamiarem czekania na jej mamę. Ludzie krążący wokół z czasem się ulotnili
i mała została sama jak palec na obszernym placu parkingu przy przystanku.
Minęło trzydzieści minut, a Agata zaczynała się nudzić. Gdyby chociaż znała
adres swojego, nowego domu, to niezwłocznie pomaszerowałaby tam bez żadnego
słowa, a tak musiała czekać. Mogłaby też, dla zabicia czasu, poczytać książkę
znajdującą się w jej walizce, jednak światło dnia przygasało i nie dojrzałaby
niewielkich liter swojej lektury. Owszem, lubiła ciszę i spokój, ale była także
dziesięcioletnim dzieckiem, które nieraz rozpierała energia.
Agata
nie była zwyczajnym dzieckiem, posiadała pewne odbiegające od normy potocznych
ludzi zdolności. Potrafiła wprawiać w ruch będące w pobliży rzeczy. Osoby takie jak ona nazywano esperami.[1]
Rozejrzała się dookoła, sprawdzając czy na pewno jest sama. Kiedy upewniła się,
że tak jest, zaczęła bawić się piaskiem i kamykami znajdującymi się przy jej
stopach. Skierowała palec wskazujący w dół i zakręciła nim, jak łyżeczką
podczas mieszania herbaty. Piasek i kamyki zaczęły lewitować, tworząc
miniaturową spiralę w powietrzu. W powstały lej wsadziła leżący nieopodal niej
patyk, który teraz okalały zewsząd żwirowate drobiny piasku. Gdy ta zabawa się
jej znudziła, zwolniła kijek i unosząc go w powietrzu pisała nim po ziemi.
Robiło się coraz ciemniej, a mama jeszcze nie przyjeżdżała. Agata jednak nie
próżnowała. Postanowiła, więc zagrać w palanta, odbijając lewitujące kamienie
patykiem będącym w tym samym stanie. Tak właśnie spożytkowała nadmiar swojej
energii. Szybko dezaktywowała swoją moc, kiedy usłyszała za sobą ciche kroki.
Kamyki i kij z łoskotem upadły na płytę parkingu. Odwróciła się z nadzieją, że
to może jej mama, jednak osobą za nią okazał się być jakiś mężczyzna, który w
skupieniu wpatrywał się w dziewczynkę. Agata automatycznie zrobiła niewinną minkę
głupiutkiego dziecka.
-
Zapowiada się piękna noc, nieprawdaż? – Zagadnęła chcąc przerwać niezręczną
ciszę, a jednocześnie odwrócić od niej uwagę nieznajomego. – Czyżby czekał pan
na autobus, bądź po kogoś wyszedł?
-
Nie, spacerowałem – odpowiedział mężczyzna nie spuszczając z niej czujnego
wzroku – Nie jesteś za młoda na takie przesiadywanie wieczorem poza domem? Ile
masz lat i gdzie mieszkasz?
-
Ja… – Zaczęła niepewnie wahając się z odpowiedzią, jednak po
przeanalizowaniu pytania stwierdziła, że nie zaszkodzi jej, jak trochę
porozmawia z tym nieznajomym. – Mam dziesięć lat. Siedzę tutaj, bo czekam na
moją mamę, która miała odebrać mnie jakąś godzinę temu, ale jak zwykle się
spóźnia. Gdybym znała swój nowy adres, to pewnie poszłabym sama do domu i tym
samym zaoszczędziła mamie trochę czasu. Niestety jest inaczej i dlatego
pozostaje mi tylko grzecznie czekać.
-
Rozumiem – zadumał się mężczyzna. Miał krótko ścięte brązowe włosy i
przenikliwe niebieskie oczy. Na pierwszy rzut oka wydawał się być miłą osobą,
ale Agata wyczuwała w nim dozę niebezpieczeństwa. Intuicja mówiła jej, aby
trzymać się z dala od tego człowieka. – Może pójdziesz ze mną? Jeśli podasz mi
numer komórki twojej mamy, to zawiadomimy ją, gdzie jesteś.
-
Nie – odmówiła grzecznie, po czym uśmiechnęła się na pożegnanie i wstając z
bagażu odeszła kilka metrów dalej. – Nie wolno ufać nieznajomym, a ja właśnie
łamię tę zasadę z panem rozmawiając. Sama dam sobie świetnie radę, dlatego
dziękuję za troskę, ale odmawiam. Do widzenia.
-
Widzę, że rozważna z ciebie dziewczynka – pochwalił ją niezniechęcony
mężczyzna, idąc w jej stronę – Powiesz chociaż, jak masz na imię?
-
Nie – ziewnęła odpowiadając – Przepraszam za to, jestem nieco zmęczona podróżą.
-
Nie szkodzi – uśmiechnął się ze zrozumieniem w oczach nieznajomy – Porozmawiaj
ze mną jeszcze.
-
Nie – Agata była niewzruszona propozycją mężczyzny.
-
Nagle zrobiłaś się nazbyt asertywna – stwierdził z wyrzutem w głosie – To
trochę niegrzecznie z twojej strony.
-
Niegrzecznie?! – Zdziwiła się na słowa nieznajomego. – Nie, to nie było
niegrzeczne. Gdybym pokazała panu język w parze ze środkowym palcem i kopnęła w
kolano, wtedy można byłoby to zaliczyć do przewinień tej kategorii. Ja
natomiast najzwyczajniej w świecie postanowiłam zakończyć naszą rozmowę.
To wszystko.
-
Przyznaję, że zaprezentowałaś mi ciekawą próbę wybrnięcia – mruknął mężczyzna –
Skoro chcesz zakończyć naszą konwersację, to przynajmniej podaj tego jasny
powód.
-
Eh, przecież podałam go już wcześniej – westchnęła znudzona Agata – Coś mi
mówi, że pan w ogóle mnie nie słuchał, a jedynie pogrążał się we własnych
myślach.
-
Słuchałem cię – bronił się mężczyzna – Jedynie chciałem, byś podała mi jasny
powód.
-
No, dobrze – uległa spuszczając z tonu dziewczynka – Powód pierwszy, nie znam
pana. Powód drugi i chyba przeważający, nie mam ochoty na kontynuację naszej
rozmowy, a poza tym, jestem nazbyt zmęczona, by wymyślać kolejne powody.
-
Hm, mogłem się tego domyślić – uśmiechnął się w zastanowieniu mężczyzna –
Dzieci w twoim wieku nie lubią za długich dyskusji, uważając takowe za nudne.
-
Powiedzmy, że mówi pan prawdę – Agata ziewnęła robiąc się senna. – Nie
wszystkie dzieci myślą tak samo i zawsze znajdzie się jakiś wyjątek. Pan
tymczasem ładuje je wszystkie do jednego wora z etykietą „ignoranci”.
-
Jak na dziesięciolatkę mówisz dość poprawnie – zauważył nieznajomy – Coraz
rzadziej można spotkać dzieci, które nie popełniają błędów przy konstrukcji
zdań.
-
A czego się pan spodziewał po osobnikach, uczących się życia z telewizji, czy
Internetu? – Dziewczynka rzuciła mężczyźnie lekko wzgardliwe spojrzenie.
Kolejny dorosły pakował ją do worka bezmyślnych dzieciaków o wielce zawyżonym o
sobie mniemaniu. To ją irytowało, ale ostatecznie postanowiła odpuścić. –
Poprzez stwarzanie różnej maści oprogramowań korygujących popełniane przez
ludzi błędy, szerzy się pauperyzacja umysłowa następujących po sobie generacji.
Rządy państw z reguły dążą do obniżenia stanu umysłowego społeczeństwa, bo
łatwiej wtedy nad nimi zapanować.
-
Posługujesz się dość wyszukanym słownictwem – zdziwił się mężczyzna – Czy ty na
pewno masz dziesięć lat? Mówisz lepiej niż niejeden dorosły.
-
Po prostu dużo czytam – wzruszyła ramionami dziewczynka – Nie należę jednak do
grona tak zwanych „mózgowców”, ponieważ nie potrafię tak jak oni pozjadać
wszelkich rozumów.
-
W szkole pewnie jesteś prymuską – próbował prawić jej komplementy nieznajomy –
Mądre z ciebie dziecko.
-
Ja, prymuską? – Roześmiała się dziewczynka. – Nigdy nią nie byłam i nie będę.
-
A to czemu?
-
A na cóż mi to? – Agata przechyliła głowę udając małe, bezrozumne dziecko. –
Zbędny bagaż i tyle. Sztuką jest utrzymać pozycję przeciętniaka, powstrzymując
się od udzielania prawidłowych odpowiedzi w odpowiednim czasie. Owszem, należy
zdobywać wiedzę, ale nie powinno się nią popisywać.
-
Niebywałe – zadumał się nieznajomy – Ciekawy z ciebie dzieciak.
-
Doprawdy?! – Spytała w zdziwieniu dziewczynka. – A w szkole dano mi etykietkę z napisem
„dziwadło”. W sumie, to nie mam im tego za złe, bo przynajmniej dają mi święty
spokój, nie licząc drobnych incydentów.
-
Nie miałaś nigdy ochoty odpłacić się innym za złe traktowanie? – Zadał jej
pytanie mierząc badawczo wzrokiem. – No wiesz, zemścić się?
-
Czasami – przyznała sennie Agata, a w jej oczach można było dostrzec głęboki
smutek – Kiedy raz odpłaciłam się moim dręczycielom, moja rodzina poniosła
wtedy wielkie konsekwencje. W ostateczności musiałam zmienić szkołę, a mama
pracę. Przemoc rodzi przemoc, co do niczego nie prowadzi, a powoduje jedynie
zamęt i spustoszenie. Mama mówi, że najlepszym lekarstwem na wszelkie
zatargi jest stary, dobry dyskurs.
-
Dyplomatycznie – uśmiechnął się do niej nieznajomy – Bez rozlewu krwi.
-
Tak – zgodziła się z nim Agata, po czym gwałtownie wstała i poprawiła walizkę,
szykując ją do drogi. – Na mnie już czas, moja mama już tu jedzie. Za chwilę tu
będzie.
Jak
gdyby na jej zawołanie na parking wjechał grafitowy jeep. Samochód zatrzymał
się około pięciu metrów od dziewczynki, oświetlając sylwetkę jej i mężczyzny,
który po chwili zniknął w cieniu. Agata bez wahania ruszyła w stronę wozu, z
którego wysiadła ciemnowłosa kobieta, ubrana w czarne jeansy i białą bluzkę.
-
Wybacz, że kazałam ci tak długo na siebie czekać – przepraszała kobieta córkę –
Miałam sporo roboty papierkowej w biurze, a poza tym, miałaś mieszkać u ojca
jeszcze przez dwa tygodnie.
-
Tak wiem – przyznała rację matce dziewczynka – Tata wolał jednak zajmować się
swoją nową rodziną.
-
W jakim sensie? – Spytała zdziwiona kobieta. – Nie za bardzo rozumiem.
-
Po prostu Annie przeszkadza takie dziwadło, jak ja – uśmiechnęła się Agata
ewidentnie ukrywając smutek, nie chcąc martwić swojej mamy – Wiem, że chciałaś
ode mnie odpocząć, dlatego przepraszam za sprawianie problemu.
-
Gasiu, proszę przestań tak mówić – skarciła delikatnie córkę – Jesteś moją
córką, dlatego zależy mi na tobie i pragnę twojego dobra.
-
Rozumiem – Agata podeszła do tyłu wozu, otworzyła bagażnik i wrzuciła do niego
swoją walizkę, następnie grzecznie weszła do samochodu. Przez chwilę wpatrywała
się w cień za miejscem, w którym jeszcze niedawno siedziała. Nadal wyczuwała tę
złowrogą aurę nieznajomego mężczyzny. Wiedziała, że się jej przygląda, mówiło
jej to mrowienie przeszywające jej ciało. – Możemy już jechać?
-
Już – Jej mama usiadła za kierownicą i załączyła silnik wozu. – Zapięłaś pasy?
-
Zapięłam – potwierdziła cicho dziewczynka i wyprzedzając kolejne pytanie mamy
westchnęła – Drzwi też dobrze zamknęłam.
-
To dobrze – ucieszyła się kobieta – W takim razie ruszamy.
Samochód
z wolna wytaczał się z parkingu, a Agata dostrzegając skrywającego się
w mroku nieznajomego pomachała mu na pożegnanie. Miała nadzieję, że już
więcej go nie spotka.
[1] Esper – pojęcie
to odnosi się do jednostki posługującej się telepatią, bądź innymi podobnymi
zdolnościami paranormalnymi. Za twórcę tego terminu pozornie uważa się Alfreda
Bestera, który użył go w jednym ze swoich opowiadań pod tytułem „Oddy and Id”.
Słowo to wywodzi się ze skrótu ESP, pochodzącego od extra sensory perceptron (zmysłowego postrzegania). [Wikipedia]
Cóż, przyznam, że jestem zaintrygowana i nic, tylko czekać na więcej :)
OdpowiedzUsuńTak na marginesie to uwielbiam esperów, nieważne gdzie występują, zawsze są obiektem mojego zainteresowania :)
Hej,
OdpowiedzUsuńbardzo mnie zainteresowałaś, niepokoi mnie ten facet, tak jakby mieli się jeszcze spotkać...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia