środa, 14 sierpnia 2013

Astrum Natale

Oto kolejna część historii Seana Bensona, która powoli dobiega już końca. W razie jakichkolwiek pytań - walcie śmiało w komentarzach - chętnie na nie odpowiem :)


 IV



Miał pięć lat i siedział na tarasie ogromnego domu przy ustawionym na trójnogu teleskopie. Był środek zimy, ale temperatura na dworze osiągała pięć stopni na plusie. Wszędzie wokół ziemia spała pod pierzyną utworzoną ze śniegu. Nagle poczuł czyjąś obecność, a gdy się odwrócił zobaczył uśmiechniętą twarz mężczyzny o blond włosach.

- Trzymaj, synku – powiedział podając mu kubek z ciepłym kakao – Musiałeś nieco zmarznąć na tym chłodzie.

- Yhym – przyznał chłopiec, z chęcią biorąc kubek z parującym napojem – Niebo dziś jest takie piękne.

- Zimą gwiazdy wydają się świecić mocniej – zauważył mężczyzna upijając łyk kakao -  Tak jakby chciały byś dostrzegł każdą z nich, a niebo na tym korzysta, bo ich blask je rozświetla.

- Tato powiedz, co oznacza znak na moim ręku? – Dopytywał malec, rysując symbol na śniegu – I dlaczego tylko ja go posiadam?

- Olafie, jesteś wyjątkowym chłopcem i powinieneś być dumny z tego kim jesteś. – zaznaczył mężczyzna, skupiając wzrok na synu – Gwiazdy to twój żywioł, dlatego tak bardzo cię do nich ciągnie. Jesteś jeszcze mały i nie zrozumiesz w odpowiedni sposób moich słów, a raczej intencji w nich zawartej. Wraz z upływem lat zaczniesz odkrywać tajemnice związane z twoimi narodzinami i znaczeniem twej egzystencji.

Sean obudził się płacząc. Zawstydzony, a jednocześnie i zdziwiony otarł łzy z oczu rękawem bluzki. Spotkanie prawdziwej postaci Ravi obudziła w nim drzemiące wspomnienia, jakie nabył w rodzinie Asternów. Wstał z łóżka i podszedł do okna. Był środek nocy, a bezchmurne niebo mieniło się blaskiem gwiazd. Znowu poczuł ciepłą łzę spływającą mu po policzku.

- Minęło już tyle lat, a ja nadal nie pojmuję intencji zawartej w twoich słowach tato – wypowiedział swoje myśli na głos, patrząc na sierp księżyca, następnie zwrócił swój wzrok na lewe ramię, w miejsce gdzie widniał tatuaż – Przez cały ten czas starałem się zapomnieć swoje wczesne dzieciństwo, bo sama myśl o tobie, mamie i rodzeństwie zdawała się boleśnie odciskać na mojej duszy. A to wszystko przez świadomość, że wasze życia prysły, jak puszczona na wietrze bańka mydlana i nigdy nie wrócą.

Nagle targnął nim potężny zawrót głowy i zmusił go do powrotu do łóżka. Jeszcze odczuwał działanie bransolety umieszczonej na jego przedramieniu. Nie chciał tkwić w tych czterech ścianach i po kilku głębszych oddechach postanowił jednak spróbować opuścić pokój. Drzwi okazały się być otwarte, więc powoli chwiejnym krokiem ruszył korytarzem przed siebie. Trzymał się ściany w razie gdyby miał mieć następny zawrót głowy. Na szczęście nie miał kolejnej przygody i bezpiecznie dotarł do drzwi frontowych. Ostrożnie chwycił za klamkę, a ta ustąpiła i pozwoliła opuścić dom. Ravi jakby wyczuwając jego zamiar, czekała na niego na skraju lasu. Kiedy do niej podszedł niepewnie trzymając się na nogach, szybko go złapała i wprowadziła pomiędzy drzewa. Po kilkunastominutowym spacerze, znaleźli odpowiednie miejsce na nocleg. Była to niewielka polanka z umieszczonym pośrodku starym drzewem. Była to wierzba, a jej opadające na ziemię cieniutkie gałązki idealnie zakrywały jej pień. W korzeniach rósł mięciutki mech, który posłużył Seanowi za posłanie. Chłopiec położył się, tworząc coś na miarę kłębka i niemal od razu zasnął. Ravi zmieniła się w wilka i wtuliła w śpiącego czarnowłosego tak, by nie odczuł zbytnio wieczornego chłodu. Jego spokojny i miarowy oddech szybko ją uśpił.

Wczesnym rankiem Ardor Eternis wracał z nocnych łowów do domu. Mijał właśnie jedną z polan, kiedy wyczuł po części znajomą mu aurę. Niczym polujący drapieżca zakradł się do miejsca, skąd emanowała jasna i ciepła linia many. Doszedł do starej wierzby i powoli odchylił jej zwisające do ziemi gałęzie. Zastany widok nieco go zaskoczył, ale i rozbawił. Jego oczom ukazał się śpiący podopieczny jego brata wtulony, niczym w pluszową zabawkę, w białego wilka. Chciał podejść jeszcze bliżej, ale uniemożliwiła mu to niewidzialna bariera z wiatru. Mężczyzna skupił wzrok na swojej prawej dłoni, na której palcach po kolei zaczęły pojawiać się małe płomyki ognia. Przytknął ją do bariery, tym samym ją niszcząc. Usłyszał powarkiwanie wilka, który nadal tkwił bez ruchu, nie chcąc obudzić śpiącego chłopca, jednak te starania na nic się nie zdały, bo ten zdołał już otworzyć oczy.

- Czemu jesteś tak niespokojna Ravi? – Spytał zaspanym głosem Sean przecierając oczy – Już ranek?

- Dzień dobry – przywitał go Ardor w lekkim rozbawieniu – Dobrze się spało?

- Znośnie – ziewnął chłopiec, jednak kiedy uświadomił sobie, kto przed nim stoi i w jakiej znalazł się sytuacji, zerwał się do siadu – Co pan tu robi?

- O to samo mógłbym spytać i ciebie szkrabie – odpowiedział mu mężczyzna nie kryjąc rozbawienia – Dzieci takie jak ty powinny grzecznie spać w swoim pokoju na łóżku. Ty zamiast tego urządziłeś sobie nocleg w korzeniach starego drzewa, pośrodku lasu, wtulony w dzikie zwierzę.

- Ravi nie jest dzikim zwierzęciem – zaprzeczył Sean – Ravi to moja przyjaciółka i dba o mnie.

- Przyjaciółka powiadasz – zaśmiał się Ardor, po czym silnym podmuchem ciepłego powietrza odrzucił wilka na drugi koniec polany i zamknął zwierzę w płomiennej klatce. – W takim razie pożegnaj się z tą twoją przyjaciółką.

- Co pan robi? – Sean w przerażeniu i złości chciał rzucić się na mężczyznę, jednak ten zręcznie go chwycił i unieruchomił, wykręcając do tyłu ręce. – Puść mnie!

- Uparte z ciebie dziecko, dokładna replika mojego brata – mruknął Ardor – Jak długo z nim żyłeś? Odpowiadaj, ale już!

- Dziesięć lat – odpowiedział dysząc Sean, jednocześnie próbując się uwolnić. Kątem oka dostrzegł, że Ravi chce przeskoczyć przez płomienie. – Nie! Ravi nie dotykaj tego ognia, on truje i zabiera siły. Stłum go wodą z ziemią i uciekaj!

Wilk się zatrzymał w ostatniej chwili. Eternis w szoku przyglądał się, jak zwierzę wykonuje polecenie chłopca, tłumiąc jego płomienie. Po chwili Ravi uciekła, pozostawiając Seana w rękach mężczyzny. Czarnowłosy odetchnął z ulgą, widząc że chociaż jedno z nich zdołało zbiec.

- Na twoim miejscu nie cieszyłbym się tak szybko – sprowadził go na ziemię Ardor – Wilk uciekł, jednak ty nadal tu jesteś i czeka cię kara za nieposłuszeństwo.

- Kara? – Sean obdarzył mężczyznę badawczym spojrzeniem – Niby za co?

- Za nocowanie po za domem oczywiście – poinformował go Ardor nieco zirytowany postawą chłopca – Wyszedłeś ze swojego pokoju, nie pytając o pozwolenie, tym bardziej opuszczając dom.

- A czy więzienie mnie w ciasnym pokoju i nakaz noszenia tej dziwnej opaski nie jest już równa karze? – Czarnowłosy wskazał na bransoletę przyczepioną do jego ręki – a tak w ogóle to czemu muszę tu być? Czemu zabraniacie mi też zobaczyć się z Gilbertem?

- Zadajesz wiele pytań naraz – odparł mężczyzna – Czemu, czemu. Zrób mi tę uprzejmość i zamilcz dziecko.

- Nie będę słuchał pana nakazów – Sean w ramach protestu odwrócił się do mężczyzny plecami i miał zamiar się ponownie położyć w korzeniach wierzby – nawet gdyby były ubrane w garnitur uprzejmości.

- Czyżby? – usta Ardora Eternisa wykrzywił złośliwy uśmieszek – Znam pewien sposób dzięki któremu zmienisz zdanie.

Mężczyzna zrobił w powietrzu palcem serpentynę, a po chwili ciało chłopca owinęła płomienna lina. Sean w panice zaczął się miotać.

- Ała, ał – jęczał z bólu, kiedy oparzył go język ognia – Boli.

- Przestań się szarpać, a płomienie przestaną cię ranić – polecił mu Ardor nieco rozbawiony miną chłopca – To pęta ogniste, parzą jedynie wtedy, gdy wyczują chęć ucieczki.
Sean stanął jak wryty, stwierdzając że mężczyzna jednak ma rację. Niechętnie wykonał polecenie w ogóle się nie ruszając.

- Widzisz? Rób tak dalej, a może złagodzę wymiar twojej kary. – Mężczyzna podniósł chłopca i zarzucił sobie na ramię. – Prawie nic nie ważysz. A teraz jak grzeczne dziecko wrócisz do wyznaczonego ci pokoju i spędzisz tam następne kilka dni. Wychodzić możesz jedynie w towarzystwie mnie bądź Harrisona. Rozumiesz?

- Nie – westchnął Sean – Czemu nie mogę wychodzić sam? Zaobrączkowaliście mnie jakimś ustrojstwem, które nie pozwala mi przekroczyć waszej granicy, co równoznaczne jest z niemożnością ucieczki. To nie sprawiedliwe, że mam jeszcze do tego dodać zakaz samodzielnego poruszania się po domu i lesie.

- Możesz wyrażać swoje niezadowolenie w jakikolwiek sposób, jednak nic tym nie wskórasz – rzucił Ardor nonszalanckim tonem – Postanowiłem już o twoim losie, a prawie nigdy nie zmieniam raz podjętej decyzji. Buntuj się ile wlezie, a ja z czasem cię utemperuję. Mamy na to kawał czasu.

- Znajdę sposób i stąd zwieję – mruknął naburmuszony Sean – Nie ma możliwości, bym tu pozostał z własnej nie przymuszonej woli.

- To jedynie puste słowa – wyśmiał go Ardor – Radzę nie rzucać ich na wiatr.

- Słowa z czasem rosną w siłę – pozostawał przy swoim chłopiec – wtedy nie są puste, a nabierają wartości.

- Skąd ta pewność? – Eternisa bawił poważny ton chłopca.

- To nie pewność – nie zgodził się z mężczyzną Sean – a jedynie intuicja.

- Doprawdy, zabawny z ciebie brzdąc – odparł Ardor, wnosząc chłopca do domu. W milczeniu zaniósł Seana do jego pokoju i bez uprzedzenia rzucił go na łóżko. – Nie sądzisz, że łóżko jest o niebo lepsze od ziemi?

- … - Sean z pochmurną miną spojrzał na mężczyznę.

- Skoro nudzi cię samotne przebywanie w pokoju, od dzisiaj będziesz towarzyszył przy posiłkach mnie i reszcie rodu. – Oznajmił nieco zirytowany Ardor – Po obiedzie sprawdzę twój stan wiedzy. Harrison twierdzi, że nie jesteś zwyczajnym przybłędą, którym opiekował się mój młodszy brat. Teraz nie dostaniesz niczego do jedzenia, co, mam nadzieję, pogłębi twój apetyt.

Po tych słowach mężczyzna opuścił pokój, pozostawiając Seana z mieszanymi odczuciami.

- Dajcie żyć! – Krzyknął, kiedy upewnił się, że Ardor go jeszcze usłyszy. Następnie zeskoczył na podłogę i ponownie rzucił się na łóżko, by dać upust swojej frustracji. Leżał tak w ciszy dłuższą chwilę, aż w końcu zasnął z nudów.
Sean otworzył oczy dokładnie w południe. Leżał na plecach i w milczeniu niewidzącym wzrokiem patrzył na sufit. Powoli podniósł jedną z rąk i narysował w powietrzu okrąg przecięty łukiem. Symbol unosił się nad nim, mieniąc się różnymi kolorami. Nagle poczuł, jak do oczu napływają mu łzy, dlatego je zamknął.

- Nie płacz Olafie – słyszał słowa swojej matki wyryte w pamięci, kiedy niechcący zniszczył stary teleskop ojca – Co się stało to się nie odstanie. Nie patrz już wstecz, zamiast tego znajdź sposób, jak godnie wyjść z takiego stanu rzeczy.

Drzwi do jego pokoju się otworzyły, a do środka wszedł Ardor. Sean nie zwrócił na niego uwagi, wycierając oczy wierzchem dłoni. Utworzony wcześniej znak rozpłynął się w powietrzu.
Mężczyzna bez słowa przyglądał się chłopcu, który ewidentnie go ignorował. Zaciekawił, go jednak rozmyty wcześniej symbol, to wpędziło go w chwilowe zamyślenie. Raptem oprzytomniał jednocześnie się irytując postawą Seana.

- Ile każesz mi jeszcze na siebie czekać? – Ryknął zbliżając się do czarnowłosego – Kiedy do ciebie mówię, powinieneś przynajmniej spojrzeć w moją stronę brzdącu!

- Po co? – Spytał Sean nie zmieniając pozycji, nadal patrząc w górę – Sufit wydaje się być ciekawszy niż pan.

- Wiesz, może powinienem wypalić z ciebie tę bezczelność? – Zaśmiał się w rozdrażnieniu Ardor, a na jego dłoniach pojawiły się płomienie. – Starszych powinno się szanować.

- Na szacunek trzeba zasłużyć – szepnął, zamykając oczy chłopiec – Jak na razie, nie zasłużył pan na to.

- Czyżby? – Mężczyzna gwałtownie przyłożył jedną dłoń do brzucha chłopca, mocno go przyciskając. Ubranie zaczęło powoli się zwęglać, a Sean w doznanym szoku po poparzeniu otworzył szeroko oczy. Druga z dłoni oplecionych płomieniem Eternisa zawisła tuż nad twarzą czarnowłosego. Widok ognia wywołał w nim bolesne wspomnienie, a tym samym przeraził. – Czy zasłużyłem już na twój szacunek?

- Zostaw mnie! – Krzyknął wystraszony Sean i wyrywając się spod uścisku mężczyzny uciekł w najbliższy kąt. Strach go paraliżował i dezorientował. Osunął się wzdłuż ściany na podłogę, próbując jednocześnie uspokoić. – Nie patrz wstecz, nie patrz wstecz, nie patrz…

- Czyżbyś bał się ognia?! – Zdziwił się Ardor, kucając przed przerażonym chłopcem. – Co się musiało stać, że ten żywioł tak bardzo cię przeraża?

Chłopiec nie reagował non stop powtarzając szeptem jedno i to samo zdanie. Oprzytomniał, kiedy usłyszał donośne wycie wilka dobiegające zza mężczyzny.

- Gwiazdko – dziewczyna odziana w biel bezszelestnie podbiegła do Seana i mocno go przytuliła – Zapomnij o tej nocy, gdy zginął Olaf, a narodził się Sean. Przypomnij sobie czas spędzony z Gilbertem i jego słowa na temat ognia.

- Ja… - Sean wziął głęboki oddech powracając do normalności – Ravi, nie potrafię zapomnieć o rodzicach i tego nie chcę. Już się uspokoiłem. Dziękuję.

- Ten Eternis cię zranił! – Rozzłościła się dziewczyna na widok oparzenia na ciele chłopca – Powinien za to zginąć!

- Nie – Odparł spokojnie Sean, jednocześnie lecząc swoją ranę – Sam jestem sobie winien za mój upór. Odejdź proszę, ten dom to nie miejsce dla ciebie. Jest tu zbyt niebezpiecznie. Spotkam się z Tobę, kiedy będę mógł.

- Dobrze – Ravi powoli zaczęła rozmywać się w powietrzu – Jeśli zrobią ci jakąkolwiek krzywdę, wówczas nie będę miała dla nich litości i z mocą daną mi przez twoją matkę zmiotę ich istnienie z tego świata.

- Nic mi nie będzie – westchnął zmęczony chłopiec – Nie martw się.

Dziewczyna całkowicie znikła, pozostawiając Seana na pastwę Eternisa.

- Odpowiadając na zadane wcześniej przez pana pytanie – chłopiec zwrócił się w stronę mężczyzny – tak, boję się ognia. Walczę jednak z tą słabością.

- Kim była ta dziewczyna? – Zapytał zdumiony spokojem chłopca Ardor – Pytam kim ona jest?

- Spotkał ją pan dziś rano – odpowiedział Sean, podnosząc się z podłogi – Sam zdziwiłem się, kiedy spotkałem ją w tej formie po raz pierwszy. Dotychczas znałem ją jedynie pod postacią wilka.

- Ona była tym wilkiem z rana?! – Niedowierzał mężczyzna – Kim dla ciebie jest?

- Już to panu mówiłem – sapnął znudzony Sean – Jest moją przyjaciółką.

- Rozumiem – mężczyzna uśmiechnął się złośliwie – Coraz bardziej mnie intrygujesz brzdącu.

- Niby czemu? – Nie rozumiał chłopiec – Jestem jedynie nastolatkiem, posiadającym pewne zdolności, jak niejeden w tym świecie. To raczej nic wartego uwagi.

- Możliwe – zaśmiał się Ardor, zbliżając do chłopca i łapiąc za przedramię. – Skoro wyjaśniliśmy już sobie kilka rzeczy, to czas iść na obiad.

- Nie mam ochoty nic jeść – Sean próbował się wyrwać mężczyźnie, jednak mu się to nie udało. – Nie jestem głodny.

- Nie masz nic w tej kwestii do gadania brzdącu – rzucił rozbawiony uporem chłopca Ardor – Idziesz ze mną. Po drodze cię umyję i przebiorę, bo trochę osmaliłem cię płomieniami, przy przypiekaniu twojego brzucha.

- Nigdzie nie idę! – Krzyknął w złości Sean – Puść mnie!

- A właśnie, że pójdziesz i grzecznie wykonasz każde moje polecenie – oświadczył Eternis władczym tonem z mordem w oczach – Nawet jeśli będę musiał cię własnoręcznie umyć, ubrać i nakarmić.

Sean osłupiał i badawczo przyglądał się mężczyźnie, jakby upewniając się na ile prawdy jest w jego słowach. Eternis na to się jedynie uśmiechnął złośliwie.

- Wnioskuję, że nie wierzysz w moje słowa – westchnął, po czym pociągnął za sobą chłopaka – W takim razie przekonasz się na własnej skórze o ich prawdziwości.

Ku trwodze chłopca mężczyzna jak zagroził, tak zrobił. Najgorsze w tym wszystkim było to, że ani na moment nie zawahał się i bez żadnego wysiłku radził sobie z oporem nastolatka. Sean był bliski płaczu z frustracji, kiedy Ardor ciągnął go za sobą do jadalni. Z trudem udawało mu się powstrzymywać od łez. Kiedy dotarli na miejsce, oczy przebywających tam osób zwróciło się w ich stronę. Mężczyzna usadowił chłopca tuż przy nim, a po chwili służba przyniosła im ich porcje. Sean westchnął smutno na widok ilości jedzenia. Nie miał w ogóle apetytu, a dostał przydział, jak dla rosłego chłopa.

- Na co czekasz? – Spytał spokojnie Ardor – Jedz. Chyba, że mam ci w tym pomóc.

Sean z przerażeniem spojrzał na mężczyznę, po czym wziął do rąk sztućce. Powoli nabrał na widelec odrobinę jedzenia i starając się powstrzymać drżenie rąk skierował je do ust. Jakimś cudem, po upływie półgodziny, udało mu się opróżnić połowę zawartości talerza, jednak czuł się syty i nie miał ochoty na resztę.

- Ja już dziękuję – cicho wypowiedział podziękowanie za posiłek nieco odsuwając od siebie talerz – Nie dam już rady zjeść niczego więcej.

- Czyżby? – Eternis zmierzył chłopca badawczym spojrzeniem. – Wszyscy mogą już stąd iść. Wszyscy poza tym chłopcem.

- Co?! – Sean zamarł zdziwiony – Ale ja na prawdę nie dam rady tego zjeść.

- Wiesz chłopcze, w tym domu panuje pewna zasada – zaczął wyjaśniać Ardor, biorąc do ręki widelec. – Podczas posiłków należy zjeść wszystko co ma się na talerzu.

Sean chciał odejść od stołu, jednak nie mógł podnieść się z krzesła. Nawet nie zauważył, że został przywiązany do siedzenia. Lekko panikując starał się uwolnić, jednak sprawiał sobie tym ból, bo liny były stworzone z płomieni. Mężczyzna chwycił chłopca za nos, zmuszając go do otwarcia buzi, po czym wepchnął mu do gardła jedzenie. Następnie zatkał mu usta, by uniemożliwić wyplucie, sprawiając że połknął kęs. Kilka razy powtórzył tę czynność, do czasu opróżnienia talerza chłopca. Sean obdarzył mężczyznę nienawistnym spojrzeniem pełnym łez. Czuł się upokorzony już do cna. Jedyne czego chciał w tamtej chwili, to uwolnić się z pęt i uciec jak najdalej od Eternisa. Ku jego zdziwieniu pęta zniknęły, a on świecił różową poświatą. Pomyślał o ucieczce i nagle znalazł się w lesie, przy strumieniu. Zrobiło mu się niedobrze i zwrócił nadmiar jedzenia, które wmusił w niego Ardor. Był trochę osłabiony i postanowił chwilę spocząć w korzeniach jednego z drzew. Po pewnym czasie podbiegła do niego Ravi i przybierając ludzką postać, sprawdziła jego stan.

- Użyłeś znaku Virgo[1]? – Spytała lekko zdumiona – Wezwałeś ją podświadomie, prawda?

- Chyba tak – szepnął zmęczony chłopiec, wtulając się w kolana i płacząc, odreagowując w ten sposób narastającą w nim frustrację. – Chciałem stamtąd uciec, uwalniając od tego mężczyzny.

- Dopóki masz tę obręcz na ręku, nie mogę cię stąd zabrać w bezpieczne miejsce – żaliła się Ravi – Kiedy wzrośnie twoja siła magiczna, wówczas będziesz w stanie zniszczyć te ograniczenie i uciec od Eternisów.

- Wiem, tylko jak tego dokonać? – Sean obdarzył dziewczynę smutnym spojrzeniem – Jak sprawić, by moja siła magiczna wzrosła?

- Poprzez naukę – wyjaśniła Ravi z poważną miną – Medytuj i spróbuj zagłębić się w siebie. Posiadasz wszelką potrzebną wiedzę. Musisz po prostu odkryć jej źródło w swoim umyśle, duszy i sercu. Już fakt, że podświadomie wezwałeś Virgo świadczy o wzroście twojej siły.

- Czuję się wypruty z wszelkiej energii – jęknął Sean, czując jak siły z niego uchodzą. – Czy Virgo to konstelacja wyższego rzędu?

- Tak – potwierdziła Ravi – Virgo pochłania dużo many całkowicie osłabiając przywołującego, to dlatego ciężko ją wezwać.

- Wcześniej wezwałem Oriona, który także jest konstelacją wyższego rzędu i jakoś lepiej się czułem – zauważył zamyślony chłopiec – Dlaczego przy Virgo jest inaczej?

- Virgo to specyficzna konstelacja – uśmiechnęła się Ravi – W odróżnieniu od Oriona, ona ma uniwersalne zastosowania. Najsilniejszym z nich jest skok w przestrzeni i czasie. Ty go użyłeś, pragnąc ucieczki.

- Rozumiem – zasępił się Sean – Jestem w takim opłakanym stanie, przez swój strach. Chęć ucieczki ograbiła mnie z sił.

- Coś w tym stylu – zaśmiała się dziewczyna – Zabiorę cię w jakieś przyjaźniejsze miejsce.

Ravi chwyciła chłopca pod ramię i wzięła na ręce. Jej uszu dobiegł dźwięk zbliżających się ludzi i nie chciała, by Sean wpadł w ich ręce. Bezszelestnie pokonywała metr po metrze, zmierzając do upatrzonej wcześniej kryjówki. Dotarli do głębi lasu, gdzie znajdowało się ogromne, stare drzewo. Jego pęknięty pień tworzył coś na podobieństwo niewielkiej groty. To tam właśnie Ravi ułożyła nieprzytomnego chłopca, na uprzednio przyszykowanym posłaniu z mchu i liści. Następnie utworzyła ochronną barierę z ciepłego powietrza, po czym zmieniając się w wilka wtuliła w czarnowłosego. 

C.D.N.


[1] Virgo, -inis łaciński termin oznaczający pannę, tu użyty w znaczeniu jako konstelacja Panny.

3 komentarze:

  1. No całkiem ciekawe muszę przyznać, ale frustruje mnie jedno... ja wszędzie doszukuję się yaoi! Mam nie równo pod sufitem xD. Czekam na więcej.
    Weny życzę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety to nie yaoi, ale pocieszę cię, że też mam na tym punkcie fioła. Jestem w trakcie pisania dość obszernego opowiadania w tej tematyce i rozważam, czy nie stworzyć w tym celu odrębnego bloga.

      Usuń
  2. Hej,
    wkurza mnie Ayor, niech go spopieli Sean, zmusza go do wszystkiego...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń