Oto kolejna część historii Seana Bensona, która powoli dobiega już końca. W razie jakichkolwiek pytań - walcie śmiało w komentarzach - chętnie na nie odpowiem :)
IV
Miał pięć lat i siedział na tarasie ogromnego domu przy
ustawionym na trójnogu teleskopie. Był środek zimy, ale temperatura na dworze
osiągała pięć stopni na plusie. Wszędzie wokół ziemia spała pod pierzyną
utworzoną ze śniegu. Nagle poczuł czyjąś obecność, a gdy się odwrócił zobaczył
uśmiechniętą twarz mężczyzny o blond włosach.
-
Trzymaj, synku – powiedział podając mu kubek z ciepłym kakao – Musiałeś nieco
zmarznąć na tym chłodzie.
- Yhym
– przyznał chłopiec, z chęcią biorąc kubek z parującym napojem – Niebo dziś
jest takie piękne.
- Zimą
gwiazdy wydają się świecić mocniej – zauważył mężczyzna upijając łyk kakao - Tak jakby chciały byś dostrzegł każdą z nich,
a niebo na tym korzysta, bo ich blask je rozświetla.
- Tato
powiedz, co oznacza znak na moim ręku? – Dopytywał malec, rysując symbol na
śniegu – I dlaczego tylko ja go posiadam?
-
Olafie, jesteś wyjątkowym chłopcem i powinieneś być dumny z tego kim jesteś. –
zaznaczył mężczyzna, skupiając wzrok na synu – Gwiazdy to twój żywioł, dlatego
tak bardzo cię do nich ciągnie. Jesteś jeszcze mały i nie zrozumiesz w
odpowiedni sposób moich słów, a raczej intencji w nich zawartej. Wraz z upływem
lat zaczniesz odkrywać tajemnice związane z twoimi narodzinami i znaczeniem twej
egzystencji.
Sean obudził się płacząc. Zawstydzony, a jednocześnie i
zdziwiony otarł łzy z oczu rękawem bluzki. Spotkanie prawdziwej postaci Ravi
obudziła w nim drzemiące wspomnienia, jakie nabył w rodzinie Asternów. Wstał z
łóżka i podszedł do okna. Był środek nocy, a bezchmurne niebo mieniło się
blaskiem gwiazd. Znowu poczuł ciepłą łzę spływającą mu po policzku.
- Minęło już tyle lat, a ja nadal nie pojmuję intencji
zawartej w twoich słowach tato – wypowiedział swoje myśli na głos, patrząc na
sierp księżyca, następnie zwrócił swój wzrok na lewe ramię, w miejsce gdzie
widniał tatuaż – Przez cały ten czas starałem się zapomnieć swoje wczesne
dzieciństwo, bo sama myśl o tobie, mamie i rodzeństwie zdawała się
boleśnie odciskać na mojej duszy. A to wszystko przez świadomość, że wasze
życia prysły, jak puszczona na wietrze bańka mydlana i nigdy nie wrócą.
Nagle targnął nim potężny zawrót głowy i zmusił go do
powrotu do łóżka. Jeszcze odczuwał działanie bransolety umieszczonej na jego
przedramieniu. Nie chciał tkwić w tych czterech ścianach i po kilku głębszych
oddechach postanowił jednak spróbować opuścić pokój. Drzwi okazały się być
otwarte, więc powoli chwiejnym krokiem ruszył korytarzem przed siebie. Trzymał
się ściany w razie gdyby miał mieć następny zawrót głowy. Na szczęście nie miał
kolejnej przygody i bezpiecznie dotarł do drzwi frontowych. Ostrożnie chwycił
za klamkę, a ta ustąpiła i pozwoliła opuścić dom. Ravi jakby wyczuwając jego
zamiar, czekała na niego na skraju lasu. Kiedy do niej podszedł niepewnie
trzymając się na nogach, szybko go złapała i wprowadziła pomiędzy drzewa.
Po kilkunastominutowym spacerze, znaleźli odpowiednie miejsce na nocleg. Była
to niewielka polanka z umieszczonym pośrodku starym drzewem. Była to wierzba, a
jej opadające na ziemię cieniutkie gałązki idealnie zakrywały jej pień.
W korzeniach rósł mięciutki mech, który posłużył Seanowi za posłanie.
Chłopiec położył się, tworząc coś na miarę kłębka i niemal od razu zasnął.
Ravi zmieniła się w wilka i wtuliła w śpiącego czarnowłosego tak, by nie
odczuł zbytnio wieczornego chłodu. Jego spokojny i miarowy oddech szybko
ją uśpił.
Wczesnym rankiem Ardor Eternis wracał z nocnych łowów do
domu. Mijał właśnie jedną z polan, kiedy wyczuł po części znajomą mu aurę.
Niczym polujący drapieżca zakradł się do miejsca, skąd emanowała jasna i ciepła
linia many. Doszedł do starej wierzby i powoli odchylił jej zwisające do ziemi
gałęzie. Zastany widok nieco go zaskoczył, ale i rozbawił. Jego oczom ukazał
się śpiący podopieczny jego brata wtulony, niczym w pluszową zabawkę, w białego
wilka. Chciał podejść jeszcze bliżej, ale uniemożliwiła mu to niewidzialna
bariera z wiatru. Mężczyzna skupił wzrok na swojej prawej dłoni, na której
palcach po kolei zaczęły pojawiać się małe płomyki ognia. Przytknął ją do
bariery, tym samym ją niszcząc. Usłyszał powarkiwanie wilka, który nadal tkwił
bez ruchu, nie chcąc obudzić śpiącego chłopca, jednak te starania na nic się
nie zdały, bo ten zdołał już otworzyć oczy.
- Czemu jesteś tak niespokojna Ravi? – Spytał zaspanym
głosem Sean przecierając oczy – Już ranek?
- Dzień dobry – przywitał go Ardor w lekkim rozbawieniu –
Dobrze się spało?
- Znośnie – ziewnął chłopiec, jednak kiedy uświadomił sobie,
kto przed nim stoi i w jakiej znalazł się sytuacji, zerwał się do
siadu – Co pan tu robi?
- O to samo mógłbym spytać i ciebie szkrabie – odpowiedział
mu mężczyzna nie kryjąc rozbawienia – Dzieci takie jak ty powinny grzecznie
spać w swoim pokoju na łóżku. Ty zamiast tego urządziłeś sobie nocleg w
korzeniach starego drzewa, pośrodku lasu, wtulony w dzikie zwierzę.
- Ravi nie jest dzikim zwierzęciem – zaprzeczył Sean – Ravi
to moja przyjaciółka i dba o mnie.
- Przyjaciółka powiadasz – zaśmiał się Ardor, po czym silnym
podmuchem ciepłego powietrza odrzucił wilka na drugi koniec polany i zamknął
zwierzę w płomiennej klatce. – W takim razie pożegnaj się z tą twoją
przyjaciółką.
- Co pan robi? – Sean w przerażeniu i złości chciał rzucić
się na mężczyznę, jednak ten zręcznie go chwycił i unieruchomił, wykręcając do
tyłu ręce. – Puść mnie!
- Uparte z ciebie dziecko, dokładna replika mojego brata –
mruknął Ardor – Jak długo z nim żyłeś? Odpowiadaj, ale już!
- Dziesięć lat – odpowiedział dysząc Sean, jednocześnie
próbując się uwolnić. Kątem oka dostrzegł, że Ravi chce przeskoczyć przez
płomienie. – Nie! Ravi nie dotykaj tego ognia, on truje i zabiera siły. Stłum
go wodą z ziemią i uciekaj!
Wilk się zatrzymał w ostatniej chwili. Eternis w szoku
przyglądał się, jak zwierzę wykonuje polecenie chłopca, tłumiąc jego płomienie.
Po chwili Ravi uciekła, pozostawiając Seana w rękach mężczyzny.
Czarnowłosy odetchnął z ulgą, widząc że chociaż jedno z nich zdołało zbiec.
- Na twoim miejscu nie cieszyłbym się tak szybko –
sprowadził go na ziemię Ardor – Wilk uciekł, jednak ty nadal tu jesteś i czeka
cię kara za nieposłuszeństwo.
- Kara? – Sean obdarzył mężczyznę badawczym spojrzeniem –
Niby za co?
- Za nocowanie po za domem oczywiście – poinformował go
Ardor nieco zirytowany postawą chłopca – Wyszedłeś ze swojego pokoju, nie
pytając o pozwolenie, tym bardziej opuszczając dom.
- A czy więzienie mnie w ciasnym pokoju i nakaz noszenia tej
dziwnej opaski nie jest już równa karze? – Czarnowłosy wskazał na bransoletę
przyczepioną do jego ręki – a tak w ogóle to czemu muszę tu być? Czemu
zabraniacie mi też zobaczyć się z Gilbertem?
- Zadajesz wiele pytań naraz – odparł mężczyzna – Czemu,
czemu. Zrób mi tę uprzejmość i zamilcz dziecko.
- Nie będę słuchał pana nakazów – Sean w ramach protestu
odwrócił się do mężczyzny plecami i miał zamiar się ponownie położyć w
korzeniach wierzby – nawet gdyby były ubrane w garnitur uprzejmości.
- Czyżby? – usta Ardora Eternisa wykrzywił złośliwy
uśmieszek – Znam pewien sposób dzięki któremu zmienisz zdanie.
Mężczyzna zrobił w powietrzu palcem serpentynę, a po chwili
ciało chłopca owinęła płomienna lina. Sean w panice zaczął się miotać.
- Ała, ał – jęczał z bólu, kiedy oparzył go język ognia –
Boli.
- Przestań się szarpać, a płomienie przestaną cię ranić –
polecił mu Ardor nieco rozbawiony miną chłopca – To pęta ogniste, parzą jedynie
wtedy, gdy wyczują chęć ucieczki.
Sean stanął jak wryty, stwierdzając że mężczyzna jednak ma
rację. Niechętnie wykonał polecenie w ogóle się nie ruszając.
- Widzisz? Rób tak dalej, a może złagodzę wymiar twojej
kary. – Mężczyzna podniósł chłopca i zarzucił sobie na ramię. – Prawie nic
nie ważysz. A teraz jak grzeczne dziecko wrócisz do wyznaczonego ci pokoju i
spędzisz tam następne kilka dni. Wychodzić możesz jedynie w towarzystwie
mnie bądź Harrisona. Rozumiesz?
- Nie – westchnął Sean – Czemu nie mogę wychodzić sam?
Zaobrączkowaliście mnie jakimś ustrojstwem, które nie pozwala mi przekroczyć
waszej granicy, co równoznaczne jest z niemożnością ucieczki. To nie
sprawiedliwe, że mam jeszcze do tego dodać zakaz samodzielnego poruszania się
po domu i lesie.
- Możesz wyrażać swoje niezadowolenie w jakikolwiek sposób,
jednak nic tym nie wskórasz – rzucił Ardor nonszalanckim tonem – Postanowiłem
już o twoim losie, a prawie nigdy nie zmieniam raz podjętej decyzji. Buntuj
się ile wlezie, a ja z czasem cię utemperuję. Mamy na to kawał czasu.
- Znajdę sposób i stąd zwieję – mruknął naburmuszony Sean –
Nie ma możliwości, bym tu pozostał z własnej nie przymuszonej woli.
- To jedynie puste słowa – wyśmiał go Ardor – Radzę nie
rzucać ich na wiatr.
- Słowa z czasem rosną w siłę – pozostawał przy swoim
chłopiec – wtedy nie są puste, a nabierają wartości.
- Skąd ta pewność? – Eternisa bawił poważny ton chłopca.
- To nie pewność – nie zgodził się z mężczyzną Sean – a
jedynie intuicja.
- Doprawdy, zabawny z ciebie brzdąc – odparł Ardor, wnosząc
chłopca do domu. W milczeniu zaniósł Seana do jego pokoju i bez
uprzedzenia rzucił go na łóżko. – Nie sądzisz, że łóżko jest o niebo
lepsze od ziemi?
- … - Sean z pochmurną miną spojrzał na mężczyznę.
- Skoro nudzi cię samotne przebywanie w pokoju, od dzisiaj
będziesz towarzyszył przy posiłkach mnie i reszcie rodu. – Oznajmił nieco
zirytowany Ardor – Po obiedzie sprawdzę twój stan wiedzy. Harrison twierdzi, że
nie jesteś zwyczajnym przybłędą, którym opiekował się mój młodszy brat. Teraz
nie dostaniesz niczego do jedzenia, co, mam nadzieję, pogłębi twój apetyt.
Po tych słowach mężczyzna opuścił pokój, pozostawiając Seana
z mieszanymi odczuciami.
- Dajcie żyć! – Krzyknął, kiedy upewnił się, że Ardor go
jeszcze usłyszy. Następnie zeskoczył na podłogę i ponownie rzucił się na łóżko,
by dać upust swojej frustracji. Leżał tak w ciszy dłuższą chwilę, aż w końcu
zasnął z nudów.
Sean otworzył oczy dokładnie w południe. Leżał na plecach i
w milczeniu niewidzącym wzrokiem patrzył na sufit. Powoli podniósł jedną z rąk
i narysował w powietrzu okrąg przecięty łukiem. Symbol unosił się nad nim,
mieniąc się różnymi kolorami. Nagle poczuł, jak do oczu napływają mu łzy,
dlatego je zamknął.
- Nie płacz Olafie
– słyszał słowa swojej matki wyryte w pamięci, kiedy niechcący zniszczył stary
teleskop ojca – Co się stało to się nie
odstanie. Nie patrz już wstecz, zamiast tego znajdź sposób, jak godnie wyjść z
takiego stanu rzeczy.
Drzwi do jego pokoju się otworzyły, a do środka wszedł
Ardor. Sean nie zwrócił na niego uwagi, wycierając oczy wierzchem dłoni.
Utworzony wcześniej znak rozpłynął się w powietrzu.
Mężczyzna bez słowa przyglądał się chłopcu, który ewidentnie
go ignorował. Zaciekawił, go jednak rozmyty wcześniej symbol, to wpędziło go w
chwilowe zamyślenie. Raptem oprzytomniał jednocześnie się irytując postawą
Seana.
- Ile każesz mi jeszcze na siebie czekać? – Ryknął zbliżając
się do czarnowłosego – Kiedy do ciebie mówię, powinieneś przynajmniej spojrzeć
w moją stronę brzdącu!
- Po co? – Spytał Sean nie zmieniając pozycji, nadal patrząc
w górę – Sufit wydaje się być ciekawszy niż pan.
- Wiesz, może powinienem wypalić z ciebie tę bezczelność? –
Zaśmiał się w rozdrażnieniu Ardor, a na jego dłoniach pojawiły się
płomienie. – Starszych powinno się szanować.
- Na szacunek trzeba zasłużyć – szepnął, zamykając oczy
chłopiec – Jak na razie, nie zasłużył pan na to.
- Czyżby? – Mężczyzna gwałtownie przyłożył jedną dłoń do
brzucha chłopca, mocno go przyciskając. Ubranie zaczęło powoli się zwęglać, a
Sean w doznanym szoku po poparzeniu otworzył szeroko oczy. Druga z dłoni
oplecionych płomieniem Eternisa zawisła tuż nad twarzą czarnowłosego. Widok
ognia wywołał w nim bolesne wspomnienie, a tym samym przeraził. – Czy
zasłużyłem już na twój szacunek?
- Zostaw mnie! – Krzyknął wystraszony Sean i wyrywając się
spod uścisku mężczyzny uciekł w najbliższy kąt. Strach go paraliżował i
dezorientował. Osunął się wzdłuż ściany na podłogę, próbując jednocześnie
uspokoić. – Nie patrz wstecz, nie patrz wstecz, nie patrz…
- Czyżbyś bał się ognia?! – Zdziwił się Ardor, kucając przed
przerażonym chłopcem. – Co się musiało stać, że ten żywioł tak bardzo cię
przeraża?
Chłopiec nie reagował non stop powtarzając szeptem jedno i
to samo zdanie. Oprzytomniał, kiedy usłyszał donośne wycie wilka dobiegające
zza mężczyzny.
- Gwiazdko – dziewczyna odziana w biel bezszelestnie
podbiegła do Seana i mocno go przytuliła – Zapomnij o tej nocy, gdy zginął
Olaf, a narodził się Sean. Przypomnij sobie czas spędzony z Gilbertem i jego
słowa na temat ognia.
- Ja… - Sean wziął głęboki oddech powracając do normalności
– Ravi, nie potrafię zapomnieć o rodzicach i tego nie chcę. Już się
uspokoiłem. Dziękuję.
- Ten Eternis cię zranił! – Rozzłościła się dziewczyna na
widok oparzenia na ciele chłopca – Powinien za to zginąć!
- Nie – Odparł spokojnie Sean, jednocześnie lecząc swoją
ranę – Sam jestem sobie winien za mój upór. Odejdź proszę, ten dom to nie
miejsce dla ciebie. Jest tu zbyt niebezpiecznie. Spotkam się z Tobę, kiedy będę
mógł.
- Dobrze – Ravi powoli zaczęła rozmywać się w powietrzu –
Jeśli zrobią ci jakąkolwiek krzywdę, wówczas nie będę miała dla nich litości i
z mocą daną mi przez twoją matkę zmiotę ich istnienie z tego świata.
- Nic mi nie będzie – westchnął zmęczony chłopiec – Nie
martw się.
Dziewczyna całkowicie znikła, pozostawiając Seana na pastwę
Eternisa.
- Odpowiadając na zadane wcześniej przez pana pytanie – chłopiec
zwrócił się w stronę mężczyzny – tak, boję się ognia. Walczę jednak z tą
słabością.
- Kim była ta dziewczyna? – Zapytał zdumiony spokojem
chłopca Ardor – Pytam kim ona jest?
- Spotkał ją pan dziś rano – odpowiedział Sean, podnosząc
się z podłogi – Sam zdziwiłem się, kiedy spotkałem ją w tej formie po raz
pierwszy. Dotychczas znałem ją jedynie pod postacią wilka.
- Ona była tym wilkiem z rana?! – Niedowierzał mężczyzna –
Kim dla ciebie jest?
- Już to panu mówiłem – sapnął znudzony Sean – Jest moją przyjaciółką.
- Rozumiem – mężczyzna uśmiechnął się złośliwie – Coraz
bardziej mnie intrygujesz brzdącu.
- Niby czemu? – Nie rozumiał chłopiec – Jestem jedynie
nastolatkiem, posiadającym pewne zdolności, jak niejeden w tym świecie. To
raczej nic wartego uwagi.
- Możliwe – zaśmiał się Ardor, zbliżając do chłopca i łapiąc
za przedramię. – Skoro wyjaśniliśmy już sobie kilka rzeczy, to czas iść na
obiad.
- Nie mam ochoty nic jeść – Sean próbował się wyrwać
mężczyźnie, jednak mu się to nie udało. – Nie jestem głodny.
- Nie masz nic w tej kwestii do gadania brzdącu – rzucił
rozbawiony uporem chłopca Ardor – Idziesz ze mną. Po drodze cię umyję i
przebiorę, bo trochę osmaliłem cię płomieniami, przy przypiekaniu twojego
brzucha.
- Nigdzie nie idę! – Krzyknął w złości Sean – Puść mnie!
- A właśnie, że pójdziesz i grzecznie wykonasz każde moje
polecenie – oświadczył Eternis władczym tonem z mordem w oczach – Nawet jeśli
będę musiał cię własnoręcznie umyć, ubrać i nakarmić.
Sean osłupiał i badawczo przyglądał się mężczyźnie, jakby
upewniając się na ile prawdy jest w jego słowach. Eternis na to się
jedynie uśmiechnął złośliwie.
- Wnioskuję, że nie wierzysz w moje słowa – westchnął, po
czym pociągnął za sobą chłopaka – W takim razie przekonasz się na własnej
skórze o ich prawdziwości.
Ku trwodze chłopca mężczyzna jak zagroził, tak zrobił.
Najgorsze w tym wszystkim było to, że ani na moment nie zawahał się i bez
żadnego wysiłku radził sobie z oporem nastolatka. Sean był bliski płaczu z
frustracji, kiedy Ardor ciągnął go za sobą do jadalni. Z trudem udawało mu się
powstrzymywać od łez. Kiedy dotarli na miejsce, oczy przebywających tam osób
zwróciło się w ich stronę. Mężczyzna usadowił chłopca tuż przy nim, a po chwili
służba przyniosła im ich porcje. Sean westchnął smutno na widok ilości
jedzenia. Nie miał w ogóle apetytu, a dostał przydział, jak dla rosłego chłopa.
- Na co czekasz? – Spytał spokojnie Ardor – Jedz. Chyba, że
mam ci w tym pomóc.
Sean z przerażeniem spojrzał na mężczyznę, po czym wziął do
rąk sztućce. Powoli nabrał na widelec odrobinę jedzenia i starając się
powstrzymać drżenie rąk skierował je do ust. Jakimś cudem, po upływie
półgodziny, udało mu się opróżnić połowę zawartości talerza, jednak czuł się
syty i nie miał ochoty na resztę.
- Ja już dziękuję – cicho wypowiedział podziękowanie za
posiłek nieco odsuwając od siebie talerz – Nie dam już rady zjeść niczego
więcej.
- Czyżby? – Eternis zmierzył chłopca badawczym spojrzeniem.
– Wszyscy mogą już stąd iść. Wszyscy poza tym chłopcem.
- Co?! – Sean zamarł zdziwiony – Ale ja na prawdę nie dam
rady tego zjeść.
- Wiesz chłopcze, w tym domu panuje pewna zasada – zaczął
wyjaśniać Ardor, biorąc do ręki widelec. – Podczas posiłków należy zjeść
wszystko co ma się na talerzu.
Sean chciał odejść od stołu, jednak nie mógł podnieść się z
krzesła. Nawet nie zauważył, że został przywiązany do siedzenia. Lekko
panikując starał się uwolnić, jednak sprawiał sobie tym ból, bo liny były stworzone
z płomieni. Mężczyzna chwycił chłopca za nos, zmuszając go do otwarcia buzi, po
czym wepchnął mu do gardła jedzenie. Następnie zatkał mu usta, by uniemożliwić
wyplucie, sprawiając że połknął kęs. Kilka razy powtórzył tę czynność, do czasu
opróżnienia talerza chłopca. Sean obdarzył mężczyznę nienawistnym spojrzeniem
pełnym łez. Czuł się upokorzony już do cna. Jedyne czego chciał w tamtej
chwili, to uwolnić się z pęt i uciec jak najdalej od Eternisa. Ku jego
zdziwieniu pęta zniknęły, a on świecił różową poświatą. Pomyślał o ucieczce i
nagle znalazł się w lesie, przy strumieniu. Zrobiło mu się niedobrze i zwrócił
nadmiar jedzenia, które wmusił w niego Ardor. Był trochę osłabiony i postanowił
chwilę spocząć w korzeniach jednego z drzew. Po pewnym czasie podbiegła do
niego Ravi i przybierając ludzką postać, sprawdziła jego stan.
- Użyłeś znaku Virgo[1]? –
Spytała lekko zdumiona – Wezwałeś ją podświadomie, prawda?
- Chyba tak – szepnął zmęczony chłopiec, wtulając się w
kolana i płacząc, odreagowując w ten sposób narastającą w nim frustrację. –
Chciałem stamtąd uciec, uwalniając od tego mężczyzny.
- Dopóki masz tę obręcz na ręku, nie mogę cię stąd zabrać w
bezpieczne miejsce – żaliła się Ravi – Kiedy wzrośnie twoja siła magiczna,
wówczas będziesz w stanie zniszczyć te ograniczenie i uciec od Eternisów.
- Wiem, tylko jak tego dokonać? – Sean obdarzył dziewczynę
smutnym spojrzeniem – Jak sprawić, by moja siła magiczna wzrosła?
- Poprzez naukę – wyjaśniła Ravi z poważną miną – Medytuj i
spróbuj zagłębić się w siebie. Posiadasz wszelką potrzebną wiedzę. Musisz po
prostu odkryć jej źródło w swoim umyśle, duszy i sercu. Już fakt, że
podświadomie wezwałeś Virgo świadczy o wzroście twojej siły.
- Czuję się wypruty z wszelkiej energii – jęknął Sean,
czując jak siły z niego uchodzą. – Czy Virgo to konstelacja wyższego rzędu?
- Tak – potwierdziła Ravi – Virgo pochłania dużo many całkowicie
osłabiając przywołującego, to dlatego ciężko ją wezwać.
- Wcześniej wezwałem Oriona, który także jest konstelacją
wyższego rzędu i jakoś lepiej się czułem – zauważył zamyślony chłopiec –
Dlaczego przy Virgo jest inaczej?
- Virgo to specyficzna konstelacja – uśmiechnęła się Ravi –
W odróżnieniu od Oriona, ona ma uniwersalne zastosowania. Najsilniejszym z nich
jest skok w przestrzeni i czasie. Ty go użyłeś, pragnąc ucieczki.
- Rozumiem – zasępił się Sean – Jestem w takim opłakanym
stanie, przez swój strach. Chęć ucieczki ograbiła mnie z sił.
- Coś w tym stylu – zaśmiała się dziewczyna – Zabiorę cię w
jakieś przyjaźniejsze miejsce.
Ravi chwyciła chłopca pod ramię i wzięła na ręce. Jej uszu
dobiegł dźwięk zbliżających się ludzi i nie chciała, by Sean wpadł w ich ręce. Bezszelestnie
pokonywała metr po metrze, zmierzając do upatrzonej wcześniej kryjówki. Dotarli
do głębi lasu, gdzie znajdowało się ogromne, stare drzewo. Jego pęknięty pień
tworzył coś na podobieństwo niewielkiej groty. To tam właśnie Ravi ułożyła
nieprzytomnego chłopca, na uprzednio przyszykowanym posłaniu z mchu i liści.
Następnie utworzyła ochronną barierę z ciepłego powietrza, po czym zmieniając
się w wilka wtuliła w czarnowłosego.
C.D.N.
No całkiem ciekawe muszę przyznać, ale frustruje mnie jedno... ja wszędzie doszukuję się yaoi! Mam nie równo pod sufitem xD. Czekam na więcej.
OdpowiedzUsuńWeny życzę!
Niestety to nie yaoi, ale pocieszę cię, że też mam na tym punkcie fioła. Jestem w trakcie pisania dość obszernego opowiadania w tej tematyce i rozważam, czy nie stworzyć w tym celu odrębnego bloga.
UsuńHej,
OdpowiedzUsuńwkurza mnie Ayor, niech go spopieli Sean, zmusza go do wszystkiego...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia