Dziś zamieszczam ostatni rozdział Astrum Natale. Przewiduję jeszcze krótki epilog zwieńczający całość. Mam nadzieję, że opowiadanie przypadło do waszych gustów i chętnie podzielicie się ze mną własnymi spostrzeżeniami :)
V
Po zniknięciu Seana Ardor
nie kryjąc swej wściekłości wszczął poszukiwania. Zaangażował w to niemal całą
służbę. Do późnej nocy próbował namierzyć uciekiniera, jednak nie było widać
tego efektów. Dopiero następnego dnia, gdy słońce było w zenicie, udało mu się
natrafić na śladowy trop w pobliżu strumienia. Spiesznie podążył za nim, nie
chcąc go stracić, aż w końcu znalazł to czego szukał.
- Biały wilk – mruknął pod nosem, widząc śpiącą przy wejściu
do groty Ravi – Pilnuje tego drzewa, czyli on musi tam być.
Ostrożnie skradał się do śpiącego zwierzęcia, a kiedy
znalazł się na tyle blisko, by zaatakować, uwięził wilka w powietrznej bańce.
Ravi warcząc starała się wydostać z niewidzialnego więzienia, jednak to nie
było takie proste.
- Trochę ci zajmie wydostanie się z tej bańki – zaśmiał się
Ardor, zaglądając do jamy w drzewie. Jak się spodziewał wewnątrz znajdował się
nieprzytomny Sean. Chłopiec w ogóle na nic nie reagował, co świadczyło o tym,
że tkwi w głębokim śnie. Mężczyzna wyciągnął go z groty, po czym zarzuciwszy go
sobie na ramię skierował się w stronę domu. - Tym razem przegrałeś wilku – pożegnał się z wyjącą Ravi –
To dziecko należy do mnie.
Sean obudził się późnym wieczorem. Odczuwał jeszcze lekkie
osłabienie i chwilę skupiał wzrok na suficie.
- To nie jest… - zastanawiał się na głos powoli dźwigając
się do siadu – Gdzie ja jestem?
- Obudziłeś się już? – Usłyszał zimny głos ze swojej prawej
strony. Kiedy tam spojrzał, zobaczył wściekłego Ardora. – Jesteś w moim łóżku.
- Czemu? – Chłopiec wystraszony spojrzał na mężczyznę. Po
chwili dostrzegł linę oplatającą kostkę jego lewej nogi. Chciał się uwolnić,
ale z pęt wyłoniły się kolce raniąc jego dłonie. – Co to?
- Zabezpieczenie – rzucił rozbawiony reakcją chłopca
mężczyzna – To na wypadek, jakbyś znów chciał uciec. Wysysa nadmiar many z twojego
ciała, tak byś nie mógł używać magii.
- To jakiś żart? – Sean nie wiedział co robić – Niech mnie
pan uwolni!
- Intrygujesz mnie dzieciaku jednocześnie irytując –
oświadczył Ardor podchodząc do chłopca – Postanowiłem osobiście zająć się tobą.
Cieszysz się, prawda?
- Nic z tych rzeczy! – Krzyknął w proteście Sean – Uwolnię
się i stąd ucieknę! Nie będę pana słuchał!
- W takim razie będziesz cierpiał – mężczyzna z całej siły
spoliczkował chłopca, który na chwilę stracił kontakt z rzeczywistością. Na
policzku powstało rozcięcie, a spływająca z niego krew kapała na ubranie
Seana. – Rozumiesz teraz czym grozi niesubordynacja?
- Rozumiem – przyznał cicho chłopiec – jednak nadal
pozostaję przy swoim zdaniu. Nie będę się przed panem korzył niczym posłuszny
szczeniak.
- Jak chcesz dzieciaku – usta Ardora wykrzywiły się w
złośliwy uśmiech – Będę miał z tobą sporo roboty, ale za to nie dopadnie mnie
nuda.
Sean milcząc wpatrywał się
w mężczyznę gniewnym spojrzeniem. Złość mieszała się w nim razem ze strachem i
rozgoryczeniem. Nie miał zielonego pojęcia, co powinien zrobić w takiej
sytuacji. Stał się więźniem we wrogim dla siebie otoczeniu, a zaborcza postawa
Eternisa jasno wyrażała jego chęci wobec chłopca. Kiedy Sean uświadomił sobie
swoje złe położenie czując się, jak w potrzasku, zachciało mu się płakać.
Ostatkiem siły woli wstrzymywał łzy, co było naprawdę ciężkie w jego przypadku.
Podkulił pod siebie nogi i schował twarz pomiędzy kolanami.
- Gniewasz się? – Zaśmiał się mężczyzna, po czym złapał
chłopca za włosy i pociągnął w tył, tak że jego twarz była na widoku. –
Twoje zdanie się nie liczy. Masz być posłuszny i wykonywać moje wszelkie
polecenia. Nie obchodzi mnie twoje złe samopoczucie. Odkąd wpadłeś w moje ręce,
postanowiłem zadbać o twoje wychowanie. Z początku chciałem byś stał się
zwierzaczkiem Harrisona, jednak po zobaczeniu kilku twoich sztuczek zmieniłem
zdanie. – Sean starał się wyrwać z chwytu mężczyzny, na co ten przerywając swą
mowę drugą ręką złapał jego szyję i lekko ścisnął. Chłopiec szamotał się i walcząc
wbił w nadgarstek Ardora paznokcie, chcąc złapać oddech. Niestety mężczyzna był
silniejszy i na nic się zdały zabiegi nastolatka. – Będziesz mi posłuszny, czy
tego chcesz, czy nie.
W konsekwencji działań Ardora Sean stracił przytomność.
Mężczyzna puścił go i upewnił się, że ten oddycha, po czym zaniósł go do
jego pokoju. Tam położył chłopca na łóżku, a następnie związał mu ręce i nogi,
przytwierdzając tym samym do posłania. Gdy skończył pętać czarnowłosego,
opuścił pomieszczenie.
Sean obudził się kilka
godzin później doznając szoku. W panice starał się uwolnić z pęt, jednak te z
każdym szarpnięciem wbijały swe kolce w jego nadgarstki i kostki. W
konsekwencji swoich wygibasów zleciał z łóżka boleśnie obijając sobie bok. Po
długotrwałej walce z więzami postanowił dać za wygraną i kuląc się na
podłodze wturlał się pod łóżko, chowając przed światem. Sznury znowu wyssały z
niego energię, dlatego się zdrzemnął dla zregenerowania sił. Nie było mu dane
jednak długo spać, bo do pokoju wszedł Ardor. Mężczyzna zerknął na łóżko, a
następnie schylając się zajrzał pod nie, gdzie znalazł swoją zgubę. Bez wahania
i skrupułów chwycił chłopca za włosy i wyciągnął go z ukrycia, tym samym
brutalnie budząc.
- Bawisz się ze mną w chowanego? – Wyśmiał chłopca ciskając
nim o posłanie. – Nie ze mną te numery dzieciaku, przecież radziłem ci być
grzecznym.
- Zostaw mnie! – Sean nie wytrzymał już napięcia złości w
sobie – Bij mnie, zabij, jednak nigdy nie stanę się twoim sługusem! Wolę już
śmierć!
- Masz jaja szkrabie – syknął Eternis policzkując chłopca –
Będę cię tłukł, aż w końcu wybiję z ciebie tę arogancję i nauczę szacunku
do ludzi hierarchią wyższą od twojej.
- Mam gdzieś system hierarchiczny tego świata! – Ryknął
przez łzy Sean – Ludzie są niejednolici, ale pod względem egzystencji niczym
się nie różnią. Arystokracja to śmiecie wyzyskujący biedniejszą ludność i
chełpiący się swoją na pozór wielką władzą. Potraficie jedynie brać i niszczyć,
nic w zamian!
- Jak śmiesz! – Wrzasnął Ardor nokautując dygoczącego ze
strachu i złości chłopaka. Czarnowłosy upadł na posłanie, jednak po chwili znów
się podniósł do siadu. Mocno krwawił z nosa i rozcięć na policzku i wardze. –
Kim jesteś, że kwestionujesz moją pozycję społeczną?
- Nic już nie powiem – Burknął Sean z nienawistnym spojrzeniem
– Niczego od was nie chcę i niczego od was nie przyjmę. Jestem jedynie jeńcem,
Gilbert zrozumie moją decyzję. Canicula[1]!
Raptem pokój wypełniła czarna poświata, a z niej wyszedł
ciemnowłosy chłopak odziany w czerń. Na szyi miał obrożę z wypalonym na niej
symbolem faz księżyca. Spojrzał groźnie na Ardora, a następnie na Seana
jarzącymi się purpurą oczami nie kryjąc złości.
- Wzywałeś paniczu? – Spytał spokojnie zwracając się do
Seana – Orion wspominał, że jesteś jeszcze zbyt młody, ale nie podejrzewałem,
że aż tak wyrosłeś.
- Kim jesteś? – Rzucił wściekły Eternis – Czego tu szukasz?
- Me imię to Syriusz – Chłopak przekrzywił w bok głowę nie
spuszczając oczu z mężczyzny - Zostałem wezwany, by zgładzić osobę
wzywającą. Niestety nie mogę zabić tego dziecka, bo mam za zadanie je chronić.
- Co?! – Sean był w szoku. Pierwszy raz wezwana gwiazda nie
chciała wypełnić jego prośby – Dlaczego?
- Taki jest rozkaz twojej matki – oświadczył spokojnie
chłopak, podchodząc do łóżka. Następnie jednym ruchem zerwał z Seana więżące go
pęta i bez jakiegokolwiek wysiłku pochwycił go w swoje ramiona. – Czas cię stąd
zabrać paniczu Olafie. Sukcesor korony i tronu nie powinien przebywać pośród
tak nieprzyjaznych stworzeń, jakimi są ludzie. Wracasz do Niebiańskiej Pani, twojej
matki.
- Ale nie mogę opuścić tego miejsca ze względu na tę
bransoletę – Sean wskazał złoty pierścień wokół swojego przedramienia. – Nawet
Ravi nie potrafiła go zdjąć.
- Ravi ma wiele zaległości w nauce – zaśmiał się chłopak
stawiając czarnowłosego na nogach. Przyłożył palec wskazujący do bransolety,
która roztrzaskała się w drobny mak. Wszystkie rany na ciele chłopca
zostały uleczone. – Ravi miała mieć cię na oku.
- Dziadek?! – Usłyszeli po chwili głos dziewczyny
materializującej się w pokoju. – Co ty tu robisz?
- Interweniuję dziecko, jak zresztą widzisz – odpowiedział
chłopak karcącym tonem – Wytłumacz mi Ravi, dlaczego dopuściłaś do porwania
panicza Olafa przez tego grubiańskiego człowieka?
- Nic nie mogłam zrobić – próbowała się tłumaczyć dziewczyna
– Nie potrafiłam uwolnić Gwiazdki, to znaczy panicza spod wpływu zaklęcia
więżącej go bransolety.
- W końcu poznałaś swoje braki w nauce – zarzucił jej
chłopak – Po powrocie wracasz do szkoły moja panno.
- Dziadku nie chcę tam wracać! – Kłóciła się z ciemnowłosym
Ravi – Tam jest drętwo i nudno. Do tego każą czytać jakieś grube księgi i
pergaminy o niezrozumiałej treści.
- Na tym polega zdobywanie wiedzy – westchnął zrezygnowany
chłopak – Jaki przykład dajesz paniczowi? Wprawdzie jest jeszcze zbyt młody na
pobieranie nauk, bo wedle naszego czasu ma dopiero trzy cykle, ale należy
zachęcać go do zdobywania wiedzy.
- Jesteś dziadkiem Ravi? – Sean nie wierzył własnym oczom i
uszom – Jak to możliwe, skoro wyglądasz młodziej?
- To przez wzgląd na czas płynący w tym świecie – wyjaśniał
Syriusz – Nasz jeden cykl równa się tutejszym ośmiu wiosnom. Ravi ma dwanaście
cykli, a ty trzy.
W pewnym momencie w kierunku Syriusza poleciały dwie ogniste
kule, jednak ten nie miał problemów ze zniwelowaniem ataku Ardora.
- Te płomyki to nic w porównaniu z gorącem wybuchającej
gwiazdy – wyśmiał Eternisa nonszalanckim tonem – I ty ośmieliłeś się dręczyć to
niewinne dziecko doprowadzając do jego rezygnacji z życia?
- To nie dlatego – zarzekał się Sean stając w obronie Ardora
– Ja powinienem zginąć dziesięć lat temu wraz z rodziną Asternów. Wtedy
strasznie się bałem i uciekłem, a w środku lasu poznałem Gilberta, który
zaoferował mi pomocną dłoń. Tamte płomienie zabiły ojca, bliźniaki i macochę, a
ja przez tchórzostwo przeżyłem.
- Byłeś wówczas młodziutkim dzieckiem – pocieszała go Ravi –
W tym świecie miałeś sześć lat, ale według naszego czasu, nie skończyłeś nawet
dwóch cykli. Nie umartwiaj się już swoją przeszłością, bo to nie zwróci im żyć,
a jedynie nie pozwala zasklepić się starym ranom.
- To nie takie proste – zasępił się Sean – Sprowadzam
jedynie nieszczęście na ludzi wokół mnie. Najpierw ojciec z rodziną, a teraz
Gilbert.
- Astern nie był twoim prawdziwym ojcem – oznajmił Syriusz
jednocześnie obezwładniając Ardora czarem usypiającym – Edgar Astern w
rzeczywistości był twoim stryjem. Urodziłeś się podczas sporu kilku klanów
opozycyjnie nastawionych do twoich rodziców, a ówczesnych władców. Pani Niebios
chcąc uchronić przed zaistniałym konfliktem swoje dziecko, postanowiła wysłać
je do tego świata, gdzie zamieszkał brat króla. Twój ojciec w tym czasie
przebywał na polu walki.
- Czemu mój stryj mieszkał na ziemi? – Spytał niepewnie
chłopiec – Czyż nie należał do Gwiezdnego Królestwa?
- Trafne spostrzeżenie – pochwalił go Syriusz – Edgar
opuścił nasz świat z powodu miłości. Zakochał się w pewnej ludzkiej dziewczynie,
która co noc wpatrywała się w niebo. Z początku chciał sprowadzić ją do
Gwiezdnego Królestwa, jednak ona nie zgodziła się z tą propozycją. Zbytnio
kochała ten świat i za nic nie chciała z niego rezygnować.
- Rozumiem – zamyślił się Sean – Stryj opuścił Królestwo ze
względu na nią. Nie żałował jednak
swojej decyzji, bo zawsze emanowała od niego szczęśliwa energia. Tęsknił za
domem, ale jednocześnie cieszył się z posiadania rodziny.
- Twój ojciec odczuje ulgę, kiedy to usłyszy – uśmiechnął
się Syriusz – Sumienie nie dawało mu spokoju z powodu odejścia brata. Najbardziej
boli go to, że nie potrafił zatrzymać Edgara w Królestwie.
- Dziadku! – Wtrąciła się Ravi, widząc zmięknięcie Syriusza
– Chciałabym zostać w tym świecie.
- Wykluczone – odparł stanowczo ciemnowłosy chłopak –
Wracasz.
- Ale nie chcę! – Kłóciła się dziewczyna złoszcząc jak
dziecko – Tu jestem już kobietą, a tam powrócę do bycia dziewczynką. Gwiazdka
na powrót stanie się brzdącem. Nie chcę tego!
- Nie chcesz chyba wyprowadzić mnie z równowago dziecko –
zaczął spokojnie aczkolwiek z nutą gniewu w głosie Syriusz – Bez gadania wrócisz
do Królestwa i wznowisz porzuconą naukę. To samo tyczy się Olafa.
- Ja nic nie mówiłem – bronił się Sean – A poza tym nazywam
się Sean. Takie imię nadał mi Gilbert.
- Skora mowa o tym mężczyźnie – zauważył Syriusz coś sobie
przypominając – Król nakazał mi go stąd zabrać.
- Nie ma takiej opcji – Mruknął Ardor wybudzając się ze snu
– Nie pozwolę zabrać ani Gilberta, ani tego dzieciaka. Obaj są własnością
Eternisów.
- Panicz Olaf nie należy do Eternisów, ani do nikogo innego.
– Wyjaśnił chłodno Syriusz nie kryjąc niechęci do mężczyzny – Jest następcą
tronu Gwiezdnego Królestwa, czyli w waszej hierarchii stoi na jej szczycie.
Gilbert Benson również nie należy do tego rodu, bo w odróżnieniu od pana, jego
zabrano prawowitej matce. W waszych żyłach płynie zupełnie inna krew.
- To prawda, nie jesteśmy związani przez krew – przyznał
Ardor – Gilbert należy do wąskiej grupy dzieci obdarzonych wielkim potencjałem
magicznym, które wyłoniono spośród twardej selekcji. Mój ojciec wypatrzył go
podczas jednej z podróży do Zagórnego Lasu. Jego ojcem był wódz tamtejszej
wioski rebeliantów, Mirror. Matką zaś, była wysokiej klasy szamanka znana z
imienia Era[2].
- Tak, Gilbert jest synem Ery – Powtórzył ciemnowłosy
chłopak w lekkim zamyśleniu – Była doprawdy piękną kobietą, pomimo wielkiego
podobieństwa do jej ojca.
- Mój ojciec wyciął w pień całą wioskę, pozostawiając przy
życiu jedynie najmłodsze dzieci, których wiek nie przekraczał sześciu lat. –
Kontynuował Eternis – Gilbert nie miał jeszcze pięciu, a już wykazywał swój
potencjał. Po czterech latach potrafił nawiązać kontakt z większością żywiołów,
a to nie lada wyczyn. Wkrótce ojciec zadecydował włączyć go do rodu i uczynić
swoim synem.
- Nienawidzisz Gilberta – wzmiankowała Ravi – Czemu więc
sprowadziłeś go z powrotem?
- Aby stał się głową rodu Eternis oczywiście – odpowiedział
nonszalancko Ardor – Uciekł, gdy duchy przodków wytypowały go na to stanowisko.
Jest najlepszym kandydatem.
- Co z tego, że jest odpowiedni do tej funkcji – wzruszył
ramionami Sean – Jeśli nie chce być głową rodu, to nie musi nią być.
- Ignorant – zarzucił chłopcu Eternis – Gilbert musi zostać
tym kim zostało mu wyznaczone być.
- Nie zgodziłbym się w tej sprawie – oświadczył w zadumie
Syriusz – Formalnie nazywacie to zostaniem głową rodu, bo w rzeczywistości
proceder ten polega na poświęceniu wybrańca. Gilbert okazał się idealny do tej
roli ze względu na duży potencjał magiczny i zdolność czerpania many z natury.
- Rozgryzłeś to – pochwalił chłopaka Ardor nie ukrywając
zdziwienia – Jakim cudem?
- O wszystkim powiedziało mi dziecko imieniem Terra –
Syriusz mówił smutnym głosem – Została wytypowana na głowę rodu pięćdziesiąt
lat temu i cierpi po dzień dzisiejszy. Osieracacie te dzieci, torturujecie
poprzez tak zwaną twardą selekcję, a potem adoptujecie okłamując, że są
członkami waszej rodziny. Na koniec okazuje się, że przez cały czas żyły w
złudzeniu, budząc w brutalny sposób.
- Dziadku – Ravi powoli zbliżyła się do ciemnowłosego – O
czym ty mówisz?
- Ta kobieta – Sean w strachu upadł na kolana, bo tuż przed
nim stała miedzianowłosa kobieta ociekająca krwią – Jej smutek mrozi mi kości.
Ona kazała mi uciekać z tego domu, bym nie podzielił jej doli.
- Jakiej doli?! – Ravi nadal nic nie rozumiała – Czy ktoś
mnie wreszcie oświeci w czym rzecz?
- Prawda jest taka, że dzieci przeznaczone do roli głowy
rodu w rzeczywistości są traktowane, jak bateria zasilająca ochronę tego domu.
– Wyjaśniał Syriusz wnuczce – Wrzuca się je do pojemnika wypełnionego wodą
zmieszaną z ich krwią i wprowadza w wieczny sen. Terra była zdolnym
dzieckiem, bo potrafiła nawiązać kontakt z czterema żywiołami, jednak many w
jej ciele wystarczyło jedynie na pięćdziesiąt lat.
- Gilbert zapewni nam o wiele dłuższą ochronę – usta Ardora
wykrzywiły się w szyderczy uśmieszek – Dlatego nie mogę pozwolić go stąd
zabrać.
- Nie! – Krzyknął zdenerwowany Sean – Gilbert nie będzie
żadną baterią! Nie pozwolę na to!
- Gwiazdka ma rację – wtórowała chłopcu Ravi – Nikt nie
zasługuje na taki los, a z pewnością nie Gilbert!
- Uspokójcie się dzieci – uciszał młodzież Syriusz – Nie
pozwolę, by wnuk Oriona skończył jako bateria. Era opuściła Królestwo cztery
cykle po narodzinach dziecka, czyli że Mirror nie za długo cieszyłby się synem.
- Gilbert jest wnukiem Oriona?! – Sean był w szoku – To
dlatego Orion pozwolił mi wezwać się dwa razy jednego dnia?
- Tak, martwił się o wnuka, jak i o ciebie – przyznał
Syriusz – Jesteś synem Pani Niebios, córki jego młodszej siostry.
- Aha – kiwnął głową w zamyśleniu chłopiec – To znaczy, że
Gilbert jest moim kuzynem?
- Tak – potwierdził ciemnowłosy – Dzieli was dziesięć cykli.
- Skoro tak, to czy nie powinien być starszy żyjąc tyle lat
w tym świecie? – Zapytał Sean – Miał cztery cykle opuszczając Królestwo, a
jeden cykl równy jest ośmiu latom tego świata. Ja urodziłem się sześć cykli
później, co daje czterdzieści osiem lat. Miałem cykl, kiedy mama wysłała mnie
do Asternów, od tego momentu minęło szesnaście lat. Podsumowując Gilbert
powinien skończyć około siedemdziesięciu dwóch lat.
- Twój rachunek jest prawidłowy, jednakże Mirror nie był
człowiekiem – zaznaczył Syriusz – Pochodził ze świata o nazwie Speculo[3],
gdzie czas w ogóle nie wpływał na wiek, czy wygląd mieszkańców. Wszyscy rodzą
się z odbicia przypisanego im zwierciadła, kreując swój wizerunek. Era z
początku zamieszkała z dzieckiem w jego świecie. Niestety reszta tamtejszej
społeczności nie chciała zgodzić się na ten stan. – westchnął przerywając –
Speculo jest światem wrogo nastawionym na intruzów, czyli tych, którzy nie
zrodzili się z odbicia w lustrze. Wrogość mieszkańców prowadziła do licznych
antagonizmów, zmuszając Erę do odejścia. Mirror nie chciał stracić swojej
ukochanej i syna, dlatego opuścił Speculo dla dobra rodziny. Kiedy dowiedzieli
się, że Edgar opiekuje się tobą w świecie ludzi, Era postanowiła tam
zamieszkać.
- Czy to znaczy, że… - Seanowi łamał się głos.
- Gilbert od początku wiedział kim jesteś – potwierdził
Syriusz domysły chłopca – Przez cały czas Era szukała Edgara i ciebie, a po jej
śmierci pałeczkę przejął jej syn.
- To nasze spotkanie nie było przypadkowe? – Sean w szoku
nie wiedział co myśleć – Tamtej nocy musiał zmierzać do domu Asternów. Szukał
wuja i mnie.
- Nie zapędzaj się tak paniczu – zastopował gorączkowe myśli
chłopca Syriusz – Najlepiej będzie, jak zadasz wszystkie nachodzące cię pytania
Gilbertowi. Ravi, sprowadź tu tego mężczyznę.
Ravi rozpłynęła się w mgiełce, ale po dłuższej chwili
pojawiła się ponownie w towarzystwie ledwie trzymającego się na nogach
Gilberta.
- Sean? – Gilbert osłupiały patrzył na chłopca. Oczy mu się
rozszerzyły i pociekły z nich łzy. – Ty żyjesz, tak bardzo się cieszę.
Powiedzieli mi, że cię stracili, że ty… że nie żyjesz.
- Już dobrze – Sean szybko podszedł do Gilberta i wtulił się
w niego z utęsknieniem. – Jak widzisz żyję i mam się dobrze, dlatego się
nie smuć.
- Gilbercie, mocą daną mi przez Króla Niebios zabieram cię
do twojego dziadka – poinformował mężczyznę spokojnie Syriusz – Pani Niebios
martwiła się o ciebie i jej syna Olafa, dlatego wraz z mężem nakazała mi
sprowadzić waszą dwójkę z powrotem do Królestwa.
- Co się stanie gdy tam wrócę? – Spytał podejrzliwie Gilbert
– To raczej nie wróci żyć moich rodziców.
- To prawda, jednak zaczniesz wszystko od nowa –
odpowiedział ciepłym głosem Syriusz – W momencie, kiedy przekroczycie bramę
Królestwa, wrócicie do wieku sprzed jego opuszczenia. Panicz Olaf będzie miał
jeden cykl, a ty cztery.
- Jeśli wrócimy do naszego wieku, to czy przypadkiem nie
stracimy wspomnień z tego świata? – Gilbert był lekko sceptycznie
nastawiony do tego stanu – Olaf będzie niemowlęciem, a ja czterolatkiem, co się
stanie z pamięcią o moich rodzicach?
- Nie gorączkuj się tak chłopcze – uspokajał go ciemnowłosy
– Prawdą jest, że utracicie chwilowo wspomnienia z czasu spędzonego poza
Królestwem, jednak odzyskacie je w dniu swoich trzynastych urodzin.
- Czemu akurat wtedy? – Dociekał Gilbert – Czemu nie
wcześniej?
- Trzynasty cykl odpowiada symbolicznemu wkroczeniu w dorosłość
dziecka – tłumaczył Syriusz – To właśnie wtedy ocenia się jego gotowość do
potyczek z własnym losem. Na razie nie rozumiecie moich słów z powodu
dorastania poza Królestwem i z dala od jego zasad, ale wszystko się zmieni po
powrocie.
- Niejako rozumiem – westchnął zmęczony Gilbert – Ale nie
wiem, czy jednak powinienem wracać.
- Zapewniam cię chłopcze, że powinieneś – Syriusz złapał
Gilberta za ramię, to samo uczynił z Seanem. – Wasze losy są ze sobą splecione
i obiecuję, że nikt was nie rozdzieli. Pani Niebios ustaliła to z Orionem.
Gilbercie, zamieszkasz wraz z Olafem w Niebiańskim Pałacu.
- To fajnie – ucieszyła się Ravi – Będę starsza od Gilberta.
- Nie ciesz się tak dziecko – zganił ją dziadek – Wrócisz do
takiego stanu w jakim uciekłaś, czyli będziesz miała dziewięć cykli. A ponadto
twoi rodzice zakończyli swą podróż i są mocno zaniepokojeni czynem córki.
- Mama z tatą wrócili?! – Ravi była w szoku – Myślę, że
raczej tu zostanę.
- Wracasz bez gadania – Syriusz podszedł do wnuczki i lekko
pacnął ją w czoło otwartą dłonią. – Dzięki temu symbolowi niezależnie jak
bardzo się ode mnie oddalisz, zostaniesz ujęta zaklęciem powrotu.
- To nie fair dziadku! – Zarzuciła mu Ravi – Czemu
decydujesz zamiast mnie?
- Jesteś jeszcze dziewczynką i daleko ci do dorosłości –
oznajmił spokojnie ciemnowłosy – Ten świat nam nie sprzyja. Ludzie traktują nas
jako źródło energii i wykorzystują do cna. Nie pozwolę byś tak skończyła.
- A kto powiedział, że tak skończę! – Krzyknęła w złości
dziewczyna – Czemu od razu piszesz mi czarny scenariusz? A może jestem tu
szczęśliwa? Może świetnie ułożę tu sobie życie? Czemu we mnie nie wierzysz?
- Wierzę w ciebie Ravi, jednak martwię się o twoje
bezpieczeństwo – starał się uspokoić wnuczkę Syriusz – Zrozum, wszyscy nasi
pobratymcy, którzy zeszli do tego świata skończyli w grobach. Nie chcę by coś
takiego spotkało i ciebie.
- Ja nie chcę być sama – załkała Ravi kucając i przytulając
się do kolan – Ty dziadku byłeś zawsze
czymś zajęty, rodzice wyjechali, a nikt nie chciał się ze mną zadawać, ponieważ
wyglądem odstawałam od pozostałych członków rodziny.
- Mówisz, że nie chcesz zostać sama, ale wolisz nie wracać –
podsumowywał jej wypowiedź Sean – Skoro ja, Gilbert i twój dziadek wrócimy do
Królestwa, czy nie stanie się to czego nie chcesz? Pozostaniesz sama w tym
świecie skazana na wiele niebezpieczeństw za strony ludzi. Jesteś dla mnie
niczym starsza siostra, spójrz na to i z tej strony. Chcesz mnie opuścić?
- Nie Gwiazdko, nie chcę! – Zaprzeczyła temu Ravi – Po
prostu boję się, że wraz z powrotem do Królestwa na nowo zostanę
odrzucona.
- Nikt nigdy cię tak nie traktował – Syriusz się zdenerwował
– Jeśli tak się czułaś, czemu do mnie nie przyszłaś?
- Przychodziłam, jednak byłeś zajęty pracą – odpowiedziała
smutnie dziewczyna – Dzieci wyśmiewały się ze mnie, ciągając za włosy i
wyzywając. Starałam się to dzielnie znosić, jednak w trudnych chwilach, kiedy
cię potrzebowałam, nie miałeś dla mnie czasu. Stwierdziłam, że nikomu nie
jestem potrzebna, dlatego odeszłam.
- Jesteś niepoważna – Syriusz dosłownie warknął na wnuczkę.
Złapał ją za ramię i palcem wskazującym przejechał po jej szyi. Po chwili
znalazła się tam złota obroża z symbolem ich rodu. Ravi zmieniła się w wilka,
po czym zasnęła. – Zawieszam twoje zdolności i odbieram ci nadmiar energii. Bez
gadania wracasz do domu, gdzie przyjmiesz odpowiednią karę.
- Czy to nie zbyt ostro? – Sean podszedł do śpiącej Ravi i
delikatnie pogłaskał ją po główce – Ona boi się powrotu do czasów, kiedy była
osamotniona i odrzucona. Samotność spala nas od środka, pozostawiając suchy
skrawek pragnienia tego co nam odebrano lub tego co utraciliśmy z własnej winy.
- Rozumiem jej uczucia, może nie dosłownie, ale w pewnym sensie
– mruknął Gilbert ze smutną miną siadając przy wilczycy – To tak, jak
powiedział Sean. Po utracie rodziców szukałem kogoś, kto ukoiłby mój ból i
ugasił pragnienie posiadania bliskiej osoby. Ravi postąpiła podobnie. Czuła się
opuszczona i niepotrzebna, dlatego opuściła dom w poszukiwaniu miejsca, do
którego mogłaby się dopasować.
- Skoro mnie szukałeś, czemu nie wyznałeś mi swojej
prawdziwej tożsamości? – Spytał Sean chwilowo pogrążonego w myślach Gilberta –
Pozwoliłeś mi traktować siebie jako ojca, choć w rzeczywistości jesteś moim
kuzynem.
- Przy naszym pierwszym spotkaniu byłeś jeszcze bardzo młody
– tłumaczył Gilbert na chwilę przymykając oczy – Wraz z upływem lat sam
zacząłem wierzyć w to, iż jestem twoim ojcem. Wpadłem w wir kłamstwa przez
siebie wymyślonego, niczym myśliwy we własne wnyki. Dość ironiczna sytuacja.
- Poniekąd – zaśmiał się Syriusz ponownie ogłuszając Ardora
– Los czasem płata nam takie żarty. Taki dowcip prędzej doprowadza do łez
aniżeli do śmiechu, jednak nic się nie poradzi. Trzeba zagryźć zęby i przeć
dalej do przodu z nadzieją na poprawę.
- Nie ma innego sposobu? – Dociekał zmartwiony Sean – Ta
droga wydaje się być ciężka.
- Niestety paniczu – westchnął Syriusz zbliżając się do
chłopca – Powiadają, że najlepszym lekarstwem jest to o gorzkim smaku. Gojenie
ran potrzebuje czasu, a te najgłębsze nie do końca się zabliźniają.
- Blizny na duszy są niejako jej pamiętnikiem – wtrącił
Gilbert – Chcesz o nich zapomnieć, jednak niezależnie jakbyś się starał je
wymazać, jakiś ślad po nich zawsze pozostanie.
- Najlepiej jest znaleźć pewien złoty środek – poradził im
obu Syriusz – Zamiast rozdrapywać przeszłe rany lub starać się je wymazać z
pamięci, nauczcie się z nimi żyć. Traktujcie je jako relikty burzliwej
przeszłości. Czasem te najboleśniejsze czasy związane są z czymś dobrym.
- Coś w tym jest – zaśmiał się Gilbert – Jeśli wymazałbym
bolesne chwile mojego życia z pamięci, utraciłbym większość wspomnień
związanych z rodzicami.
- Rozumiem – załapał Sean – Czeka mnie teraz dwanaście cykli
beztroskiej sielanki z rodzicami. Dopiero po tym okresie powróci mi pamięć o
czasach spędzonych w tym świecie. Blizny pozostaną, ale pamięć o nich
zaniknie do tego czasu.
- Właśnie tak – zgodził się z Seanem Syriusz – Skoro już
wszystko jest jasne, to myślę, że możemy ruszać do Królestwa.
- Ale czasem będziemy mogli odwiedzić ten świat, prawda? –
Zapytał Sean z nadzieją w głosie – Są tu pochowane bliskie nam osoby i
wiele wspomnień wiąże się z tym światem.
- Tak, ale dopiero po skończeniu trzynastego cyklu –
odpowiedział Syriusz otwierając bramę do Gwiezdnego Królestwa. – Wcześniej nie
będziecie o niczym pamiętali.
- To logiczne – stwierdził Gilbert podnosząc się z podłogi.
– Wcześniejsze odwiedziny nie miałyby żadnego sensu.
Przed nimi pojawił się alabastrowy łuk triumfalny zdobiony
złotą ornamentyką z przeplatającymi się symbolami różnych konstelacji.
Sean zajrzał w głąb arkady, a jego oczom ukazało się pomieszczenie
wypełnione masą schodów. Przypominało to schodowy labirynt, co zaniepokoiło
chłopca tak, że lekko się wycofał.
Syriusz zawył jak
wilk, a po krótkim czasie z bramy wyskoczył ciemnowłosy mężczyzna odziany w
brunatną koszulę i lniane, czarne spodnie. Bez słowa zbliżył się do
nieprzytomnej Ravi i delikatnie wziął ją na ręce, zabierając z powrotem za
bramę.
- Teraz wasza kolej chłopcy – oświadczył Syriusz chwytając
Gilberta i Seana za ręce. – Wyciągnijcie wolne ręce ku bramie i nie puszczajcie
mojej dłoni.
Obaj wykonali polecenie ciemnowłosego czubkami palców
sięgając bramy. Poczuli przepływający przez ich ciała ciepły prąd, a następnie
zaczęli się kurczyć. Sean zmienił się w roczne dziecko, zaś Gilbert w
czteroletniego chłopczyka. Syriusz nie czekając wziął na ręce tego młodszego i
ciągnąc za sobą czterolatka wkroczył do Gwiezdnego Królestwa. Za plecami
słyszeli groźby rzucane gniewnym głosem Ardora, który w międzyczasie odzyskał
przytomność. Gilbert z zaciekawieniem odwrócił głowę w tamtą stronę, tym samym
żegnając się z Eternisem. Nie trwało to zbyt długo, bo brama szybko się
zatrzasnęła odcinając chłopców od przeszłości, jednocześnie wymazując
wspomnienia o ludzkim świecie.
Raju, ale to było świetne!
OdpowiedzUsuńDziadek Ravi najlepszy. I zdradzę ci jedno, ale wyobraziłam go sobie jako inteligentnego sobowtóra ojca chrzestnego Harry'ego Pottera, niezłe co?
Zaczęłam się sama z siebie śmiać.
Pozdrawiam i życzę weny!
P.S - jako że nie mogłam wytrzymać, napisałam komentarz na telefonie :)
Hej,
OdpowiedzUsuńech boli mnie to, że miał być zwierzaczkiem Harrisona, i jak ten używa słowa "hierarchia" to moja myśl, że Sean jest wyrzej i się nie pomyliłam, a Syriusz bosko...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia