środa, 26 lutego 2014

Research

V

Wieczorem trójka rodzeństwa rozsiadła się na ławie w kuchni, popijając gorące kakao. Każde w milczeniu wpatrywało się w leżącą po środku stołu kopertę z wiadomością od matki. Agata cicho westchnęła przenosząc wzrok na najstarszego z braci. Tobiasz nieświadomie poszedł w jej ślady.

- Czego ode mnie oczekujecie? – Oskar nerwowo przetarł wierzchem dłoni usta, po czym wziął kopertę i ostrożnie ją otworzył. Wiadomość nie zawierała zbyt wielu słów, jednak dostarczała wystarczające informacje. – Mama wyjechała na urlop. Pod jej nieobecność mam się wami zająć.

- Wzięła urlop?! – Zdziwił się Tobiasz, ale brak jakiejkolwiek reakcji ze strony reszty rodzeństwa zaskoczył go bardziej. – Czemu nic nie mówicie? Mama zostawiła nas samych, wyjeżdżając na urlop i nie martwi was to?

- To nie pierwszy i nie ostatni raz – oświadczyła chłodno Agata dopijając kakao i wstając od stołu. Umyła kubek i odstawiła go na suszarkę, a następnie ruszyła w stronę wyjścia z kuchni. – Zawsze mówi jedno, a robi drugie, nie zważając na odczucia innych. Dobranoc.

- Tym razem przeżywa to mocniej – mruknął pod nosem Oskar kończąc kakao – Nie dziwo, że tak jest. Ostatnim razem mama obiecała, że zabierze nas ze sobą. Mała tak bardzo cieszyła się na ten wyjazd, jednak okazało się to kolejną obietnicą bez pokrycia.

- Czemu nas zostawiła? – Tobiasz nie potrafił zrozumieć zachowania ich matki. – Czemu nie powiedziała nam o swoich planach i wyjechała pozostawiając tę krótką notkę bez jakichkolwiek wyjaśnień?

- Jak dotąd mieszkałeś ze swoim ojcem i nie znasz praw tego domu – tłumaczył zmęczonym głosem Oskar – Kilka razy w roku mama wyjeżdża za granicę w nieznanym nam celu. Wraca po około tygodniu jakby nigdy nic. Jesteśmy z Agatą do tego przyzwyczajeni, ty też musisz się przystosować.

- Pytaliście ją kiedykolwiek, gdzie tak wyjeżdża? – Spytał oszołomiony Tobiasz. – Czemu nie zabiera ze sobą dzieci?

- Nie bądź głupi! – Oskar dał się ponieść złości, jednak po chwili odetchnął próbując uspokoić nerwy. – Nieraz pytałem o cel jej podróży, jak również o to, czemu zostawia nas wtedy samych w domu. Zawsze odpowiadała w ten sam sposób, że nie chce o tym gadać. Rozmowa o tym kończy się zazwyczaj kłótnią i trzaśnięciem drzwiami jej, bądź mojego pokoju.
- Rozumiem – zasępił się Tobiasz – Zastanawia mnie tylko jedno, skoro twierdzisz, że Agata przyzwyczaiła się do takiego obrotu spraw, to czemu tym razem wyglądała na zdruzgotaną?

- Ostatnim razem, kiedy mama wróciła ze swojej podróży, Agata uciekła z domu. – Odpowiedział cicho Oskar. – To było, jak uderzenie w policzek dla mamy. Szukaliśmy Małej dwa dni, a gdy się odnalazła, mama kipiała ze złości.

- I co w związku z tym? – Dociekał Tobiasz.

- Mała oznajmiła, że urządziła sobie własną podróż zachowując się podobnie, jak mama. – Oskar lekko się uśmiechnął na wspomnienie miny matki w tamtej sytuacji. – To dało mamie do myślenia i w rezultacie obiecała zabrać Agatę w następną podróż.

- Aha – sapnął Tobiasz z nutą współczucia w głosie – Okazało się, jak zawsze w przypadku dorosłych.

- Tak – przyznał Oskar – Złamała obietnicę daną Agacie, czym ją bardzo zraniła.

- Ciekawe co zrobi Mała? – Zastanawiał się na głos Tobiasz.

- Mała nic nie zrobi. – Usłyszeli oschłe stwierdzenie dziewczynki. – Zapomniałam zażyć lekarstwa, dlatego wróciłam. Jeśli chcecie wiedzieć, to po prostu mnie spytajcie, zamiast gdybać za moimi plecami.

- W takim razie, co zamierzasz? – Spytał siostrę Tobiasz.
- Nic – odpowiedziała wzdychając Agata – Ja dotrzymuję danego słowa, a poza tym, mam inny problem na głowie w postaci żołnierzy.

- Żartujesz, prawda? – Tobiasz nie wierzył w to, co usłyszał. – Jakich żołnierzy?

- Masz na myśli tego gościa, który przyniósł cię nieprzytomną do domu? – Zadał pytanie Oskar nie oczekując nawet odpowiedzi. Dobrze wiedział, co ma na myśli jego młodsza siostra. – Mówiłem, że cię przed nim ochronię.

- To nie takie proste braciszku. – Agata popiła połkniętą tabletkę wodą. – On już zdecydował i nie podda się tak łatwo. Problem w tym, że jest dowódcą i nie wiadomo ilu ludzi ma pod swą komendą.

- Nie obchodzi mnie ilu ich jest!  Oskar nie panował już nad złością. – Pokonam ich wszystkich, nawet gdybym miał pobrudzić ręce krwią!

- Czcze słowa braciszku i wiem, że stać cię na takie poświęcenie. – Agata całkowicie pogrążyła się w smutku. – Ale pomyśl, czy warto? Zastanawiam się czasem, czy nie lepiej by było, gdybym zniknęła z waszego życia. Ty nie musiałbyś się o mnie martwić, a mama miałaby o wiele mniej na głowie. Wszyscy wiedliby spokojne życia bez takiego dziwadła u boku jakim jestem.

- Ogarnij się! – Wrzasnął na siostrę rozgniewany Oskar. – Obudziłem w sobie podobną siłę, która w tobie drzemie, co czyni mnie takim samym dziwadłem. W naszych żyłach płynie ta sama krew i nie mam zamiaru się tego wyrzekać! Nie obchodzi mnie zdanie innych, bo dla mnie liczy się rodzina, czyli ty, mama i Tobiasz! Nigdy więcej nie waż się podważać tego aspektu!

Przedmioty w kuchni zaczęły się unosić i wirować po pomieszczeniu. Nagle wybuchła żarówka w wiszącej na jednej ze ścian lampie.

- Uspokój się braciszku. – Agata w strachu drżała na całym ciele. Wściekłość jej brata raziła ją swoją siłą destrukcji. – Przepraszam cię, dlatego nie bądź zły.

- Co się dzieje?! – Tobiasz w ostatniej chwili osłonił siostrę przed lecącym w jej stronę nożem. Oskar nie kontrolował gniewu, co w konsekwencji dało upust jego zdolnościom, nad którymi nie panował.

- On się nie kontroluje! – Tłumaczyła płacząc dziewczynka. – To moja wina. Nie powinnam go irytować wiedząc, że ma destrukcyjny charakter, tym bardziej po liście mamy.

- Ty jesteś roztrzęsiona – zauważył Tobiasz w szoku niezgrabnie przytulając siostrę – Co trzeba zrobić, by go uspokoić?

- Najprostszym sposobem jest ogłuszenie – odparła cicho Agata – ale nie chcę go tak uspokajać. Pomożesz mi?

- Pomogę – zgodził się Tobiasz bez zastanowienia – Co mam robić?

- Po prostu trzymaj mnie za rękę – spojrzała na Tobiasza zapłakanymi oczami – i nie puszczaj.

Pomału zbliżyli się do Oskara na tyle, na ile zdołali, po czym Agata wyciągnęła w jego stronę wolną dłoń. Tobiasz poczuł ciepło płynące z ciała siostry, jak również głęboki smutek w reakcji czego z oczu popłynęły mu łzy. Nigdy dotąd nie spotkał się z tak silnym żalem, a pochodził on od dziesięcioletniego dziecka. Sumienie nie dało mu zapomnieć, że po części jest temu winien, dlatego mocniej ścisnął dłoń siostry.

Agata siłą woli starała się ukoić gniew brata, jednak był on zbyt potężny. Postanowiła zbliżyć się jeszcze bardziej, czym sprawiła sobie więcej bólu. Energia Oskara parzyła skórę jej ręki, ale pomimo nieznośnego pieczenia nie dawała za wygraną. Zamknęła oczy i posłała w stronę wściekłego brata najsilniejszą wiązkę energii, na jaką było ją stać w danej chwili. Krwistoczerwona aura Oskara zderzyła się z błękitną dziewczynki, tworząc iskry energii wirujące między nimi. Po dłuższej chwili, wszystko ustało, a latające po pomieszczeniu przedmioty zaczęły opadać przeistaczając się w deszcz sztućców, kubków, talerzy i innych przyrządów kuchennych. Agata uchroniła wszystkich przed opadem naczyń roztaczając wokół nich tarczę z energii, jednocześnie czując uciekającą z ciała siłę. Gdyby nie mocny uścisk Tobiasza, upadłaby na kolana. Coraz ciężej było jej oddychać, a tym bardziej utrzymać się na nogach. Usiadła na podłodze starając się złapać oddech.

- Mała, co ci jest? – Tobiasz wydawał się zaniepokojony stanem siostry. Po chwili dołączył do niego oprzytomniały Oskar. – Odezwij się!

- Muszę się przespać – Agata się uśmiechnęła zamykając oczy – To jedynie zmęczenie, nic poza tym.

Ciało dziewczynki bezwładnie opadło na podłogę. Dopiero teraz obaj bracia dostrzegli krwawiącą dłoń siostry, jak i rozcięcia wzdłuż całej ręki. Tobiasz spanikował, w ogóle nie wiedząc co robić.

- Uspokój się i podaj mi apteczkę! – Ryknął zrozpaczony Oskar. – Tobiasz, do cholery!

- Nic jej nie będzie, prawda? – Tobiasz szybko wykonał polecenie brata. – Może powinniśmy zadzwonić po karetkę?

- I co im powiesz? – Wyrzucił z siebie żal Oskar opatrując rany siostry. – Co się stało? Nic nie pamiętam!

- Mała próbowała cię uspokoić. – Tłumaczył przez łzy Tobiasz. – Wkurzyłeś się i zacząłeś świrować. Wszystko w kuchni zaczęło latać, a żarówki wybuchać. Agata jakoś powstrzymała to wszystko, a zaraz potem upadła. Świeciłeś na czerwono. To światło parzyło i raniło.

- Cholera! – Wrzasnął wściekły na siebie Oskar. Stracił nad sobą kontrolę siejąc spustoszenie w domu, a do tego, naraził na niebezpieczeństwo rodzeństwo. – Wybaczcie mi. Nadal jestem słaby i głupi pomimo swoich lat.

- Nie chcę by cierpiała – załkał Tobiasz patrząc na nieprzytomną siostrę – W chwili, gdy chwyciłem jej dłoń, poczułem skrywany w jej duszy smutek. Nie miałem pojęcia, że tak bardzo cierpi. Jak dotąd, zadawałem jej same rany. Jestem strasznym bratem. Odrzucałem ją, choć potrzebowała mojego wsparcia. Zawsze sądziłem, że byłoby lepiej, gdyby w ogóle się nie narodziła, ale kiedy pomyślę, że ją stracę… Jakim głupcem byłem!

- Cholera, ta rana jest trudna do opatrzenia – Oskar starał się jakoś odkazić poparzoną dłoń siostry, jednak z której strony nie spojrzał, była w zbyt poważnym stanie na zwykły opatrunek. – To kwalifikuje się na szpital. Cholera!

- Przepraszam cię Mała. – Szeptał Tobiasz przytulając nieprzytomną siostrę. – To ja powinienem cię obronić, a nie ty mnie. Gdybym mógł, to zabrałbym od ciebie ten cały ból.

- Tobiasz?! – Oskar nie wierzył w to, co widzi. Rana na dłoni Agaty powoli zaczęła znikać. Kiedy spojrzał na młodszego brata, ujrzał jego przemianę. – Ty świecisz na zielono.

Tobiasz jednak nie słuchał brata, strach przed utratą młodszej siostry sprawił, że w zupełności skupił się na myśleniu o zabraniu bólu od niej. Ocknął się dopiero w chwili, gdy poczuł ciepły dotyk na swoim policzku. Pierwsze co zobaczył, to uśmiechnięte i wdzięczne oczy Agaty.

- Przebudziłeś się – wyszeptała prawie nie poruszając ustami – Tak się cieszę.

Po tych słowach ponownie straciła przytomność. Dopiero teraz Tobiasz zobaczył wychodzącą z jego ciała zieloną poświatę, która powoli zaczęła zanikać. Obok siedział zdumiały Oskar.

- Co się tak właściwie stało? – Spytał wystraszony Tobiasz. – Czemu świeciłem jak jakiś ufoludek?

- Nie wiem – odpowiedział Oskar przymykając oczy – Kiedy zacząłeś tak świecić, rany Agaty zupełnie zanikły. Później wyszeptała, że się przebudziłeś.

- Nie rozumiem – panikował Tobiasz – Jak to możliwe?

- Skąd mam to niby wiedzieć!? – Wrzasnął na brata Oskar chcąc go w ten sposób uspokoić. – Musimy poczekać, aż Mała się ocknie. Ona z pewnością wyjaśni nam to wszystko, choć nie wiem czy będę w stanie spojrzeć jej w oczy.

- Zanieśmy ją może do łóżka – zaproponował Tobiasz nieco uspokojony – nie chcę by się przeziębiła.

- Racja – przyznał bratu Oskar biorąc siostrę na ręce, wydawała się lżejsza niż zwykle. Z niepokojem się jej przyjrzał. – Wygląda jak siedem nieszczęść.

- Też byś tak wyglądał, gdybyś zmierzył się z tą gorącą falą furii. – Rzucił zmęczony Tobiasz, sprzątając powstały w kuchni bałagan. – Nie dość, że parzyło, to jeszcze raniło tymi iskrami. To wyglądało, jakby ta czerwona energia chciała nas boleśnie ukarać, a nawet eksterminować.

- Nigdy w życiu nie chciałem was krzywdzić. – Zarzekał się Oskar łamiącym się głosem. W duchu ganił się za swą słabość, że nie był w stanie zapanować nad drzemiącą w nim destrukcyjną siłą. Gdyby umiał kontrolować tę chęć niszczenia, nie zraniłby najbliższej mu osoby. Jednocześnie czuł ulgę, że skończyło się to tak, jak skończyło, bo przecież mogło być gorzej. – Tak dla twojej wiedzy.

- Wiem to, dlatego cię nie obwiniam. To był wypadek, bo nie potrafiłeś się kontrolować. – Mruknął Tobiasz nie przestając sprzątać. – I wiem, że Mała podziela moje zdanie.

- Zmieniłeś się, wiesz? – Stwierdził Oskar wychodząc z kuchni. – Na lepsze.


Alison Aliud popijała włoskie espresso w jednej z weneckich kafeterii. Myślami błądziła za rozwojem zdolności małoletniej córki. Co i rusz zerkała na zegarek zastanawiając się, jak dzieci zareagowały na pozostawiony im przez nią list.

- Pewnie musiały się wściec – szepnęła do siebie biorąc łyk gorzkiego płynu – Znów złamałam daną jej obietnicę i zawiodłam ją.

- Nad czym tak ubolewasz Ali? – Z zamyślenia wyrwał ją przyjemnie brzmiący męski głos. Od razu spojrzała w górę by zobaczyć jego właściciela. – Piękna, jak zawsze.

- Odrzućmy wszelkie konwenanse i przejdźmy do sedna John. – Odparła Alison wskazując mężczyźnie krzesło naprzeciwko. – Po co chciałeś mnie widzieć?

- W ogóle się nie zmieniasz, nawet po upływie tak wielu lat – stwierdził ciemnowłosy mężczyzna o czujnym spojrzeniu – To właśnie za to cię kocham.

- Do rzeczy John – ponaglała go kobieta. Instynkt podpowiadał jej, że z dziećmi coś niedobrego się dzieje. – Chcę wrócić do dzieci w jak najkrótszym czasie.

- A propos dzieci – zaczął z rozjaśnionym wyrazem twarzy – Co u nich? Wszystkie są zdrowe?

- Powiedzmy – zbyła go dając do zrozumienia, że nie chce rozmawiać w miejscu publicznym o sprawach rodzinnych – Wszystkie są zdrowe, jednak każde odziedziczyło tę wadliwą cząstkę mnie.

- Oj, zaraz tam wadliwą – chciał ją pocieszyć, jednak zmienił zdanie widząc jej zmartwiony wzrok. – Wracając do celu naszego spotkania. Bądź ostrożna i miej oko na dzieciaki. W rejonach miasteczka, w którym mieszkasz, stacjonuje oddział najemników od brudnej roboty. Przewodzi im niejaki Bishop. Bezwzględny człowiek w kwestii przydzielonych misji. Rząd dał mu wolną rękę w walce z terrorystami i innym prawdopodobnym zagrożeniem państwa. Jeśli twierdzisz, że dzieci przejęły tę cząstkę ciebie, której się tak bardzo bałaś w młodości, to lepiej żeby Bishop nie miał z nimi kontaktu.

- Mam świadomość, jak poważna jest sytuacja w sprawie zdolności dzieci. – Alison zasłaniała dłońmi twarz chcąc ukryć swoje nerwy. – Najbardziej obawiam się o najmłodsze z nich. Ma dopiero dziesięć lat i jak na swój wiek jest bardzo dorosła. Ta inność, którą jej dałam wraz z życiem, odebrała jej dzieciństwo.

- Nie zadręczaj się tym – uspokajał ją John – To nie przekleństwo, a dar i mam pewność, że dzieciaki dadzą sobie z nim świetnie radę.

- Wybacz moją słabość – tłumaczyła się uspokojona z lekka kobieta – Ostatnio miałam ciężki okres w pracy i domu.

- Rozumiem – uśmiechnął się ukazując jej garnitur białych zębów – To jak, powiesz mi wreszcie imię naszej córki?

- Skąd wiesz?! – Zdziwiła się patrząc na mężczyznę zszokowanym wzrokiem. – Jak długo?

- Od dnia jej narodzin – oświadczył bawiąc się serwetką – Kiedy zamierzałaś mi o niej powiedzieć?

- Szczerze, to nigdy – westchnęła zrezygnowana Alison – Dzieci też o tobie nie wiedzą, i chciałabym aby tak pozostało.

- Wiesz, że się na to nie zgodzę – upierał się mierząc ją stanowczym spojrzeniem – W ich żyłach płynie także i moja krew.

- Chcesz być ich ojcem, a nie potrafisz żyć normalnie, jak przeciętny człowiek – zarzuciła mu patrząc gniewnym wzrokiem – Wtedy, gdy dowiedziałam się, że jednak żyjesz, myślałam o wspólnym tworzeniu rodziny. Niestety zaraz po tym, jak się ze mną przespałeś, zniknąłeś na pięć lat, nie dając znaków życia. Skąd mogę mieć gwarancję, że tym razem nie będzie podobnie? Dzieci potrzebują obojga rodziców, ale ty co jakiś czas znikasz bez śladu. Jak im to wytłumaczysz?

- Zrozumieją – rzucił zwracając wzrok na kobietę – Oskar nie narzekał.

- Wtedy był jeszcze dzieckiem i nie rozumiał wielu kwestii – podsumowała nie przekonana Alison – Teraz jest pełnoletni i posiada nieprzeciętny umysł. Ma także nowego ojca.

- Masz na myśli tego śliskiego i pazernego szczura? – Upewniał się wspominając Olcha. – On w ogóle wie na czym polega rodzicielstwo?

- Fakt, może i nie jest idealny – westchnęła kobieta kończąc kawę – ale jest.

- Nie zrezygnuję tak łatwo Ali – naciskał na nią John – Prędzej czy później przejedziesz się na tym bezsensownym zaufaniu do tego padalca, a ja skontaktuję się z dziećmi. Póki co, mam jeszcze cierpliwość, ale wiedz, że prędzej czy później się ona skończy. Wówczas odbiorę siłą to, co prawnie mi się należy.

- Oficjalnie jesteś trupem John – poinformowała go kobieta wstając z krzesła – a trupy powinny milczeć, jak grób i nie wtrącać się w sprawy żywych.

- Ten trup zawsze może powiększyć swój grób o cztery miejsca – zripostował spokojnie mężczyzna z mordem w oczach – Nie prowokuj zmarłych Ali, bo możesz do nich dołączyć.

- Ten wyraz oczu w ogóle mnie nie rusza John – rzuciła mu na pożegnanie Alison – Za dobrze znam te twoje zabiegi, mające na celu zastraszenie ofiary. Żegnaj.

Alison opuściła kawiarnię pozostawiając pogrążonego w myślach mężczyznę. Kiedy wsiadła do samochodu, całe napięcie zaczęło ją opuszczać. Oparła głowę o kierownicę i najzwyczajniej się rozpłakała odreagowując spotkanie z mężczyzną, którego jak dotąd kochała nad życie. Z trudnością ukrywała przed nim swoje prawdziwe uczucia, a gdyby pozostała z nim jeszcze dłużej w tamtej kafeterii, nie zdołałaby powstrzymać cisnących się do oczu łez tęsknoty. Zabroniła mu kontaktu z dziećmi, ponieważ świetnie zdawała sobie sprawę z tego, że jedynie w ten sposób utrzyma go przy rodzinie. Niestety ten medal miał również i drugą stronę. John trzymany na dystans, staje się niebezpiecznym drapieżcą.

- To się źle skończy – szepnęła do siebie opadając na oparcie siedzenia kierowcy – pewnego dnia przyprze mnie mocno do muru, który stworzyłam między nami. Igram z ogniem…

John odprowadził wzrokiem wychodzącą z kawiarni Alison. Pomimo upływu lat i urodzenia trójki dzieci, jej figura była nienaganna. Chwilę wspominał dawne dzieje, kiedy wspólnie wykonywali misje dla Syndykatu Chimery. Tęsknił za jej uśmiechem i ciętymi ripostami, jak również za jej protekcjonalnością podczas rozmów i piękny śpiew, gdy kołysała do snu ich synka. Nigdy nie potrafiła w pełni ukrywać prawdziwych emocji, co w jej przypadku było wadą, jak i zaletą.


- Ali – szepnął pod nosem biorąc łyk herbaty – ty naprawdę nigdy się nie zmienisz. 

niedziela, 16 lutego 2014

Research

IV

Oskar siedział w kuchni analizując słowa mężczyzny, który przyniósł nieprzytomną Agatę, przed trzema dniami do domu. W pewnym momencie zerknął na zegarek. Dochodziła trzecia popołudniu, co oznaczało, że najwyższy czas zanieść siostrze lekarstwa. Zmrużył chwilowo oczy, do czego zmusił go dokuczliwy ból w skroni. Chciał dopić napój z puszki i miał już po niego sięgnąć, gdy ten sam wpadł mu do ręki. Zdziwiony wpatrywał się w tkwiącą w jego dłoni puszkę.

- Czyżbym ja też…? – Zastanawiał się chwilę, gdy przypomniał sobie o siostrze. Przez trzy dni miała wysoką gorączkę, która dopiero dziś nieco opadła. To go bardzo niepokoiło.

Przyszykował odpowiednie leki, po czym ruszył do pokoju Agaty. Dziewczynka przywitała go wymuszonym uśmiechem, starając się tym ukryć dręczące ją myśli. Chciała wstać, ale jej nie pozwolił.

- Nie powinnaś jeszcze wstawać. Lekarz kazał leżeć ci w łóżku. – Oświadczył spokojnie podając jej leki. – Byłaś nieprzytomna prawie trzy dni.

- Przepraszam – szepnęła smutnie na niego patrząc. – Przeze mnie zamiast bawić się z przyjaciółmi i cieszyć feriami, musisz siedzieć w domu.

- Nie gadaj bzdur – dał jej prztyczka w nos – Przynajmniej robię coś pożytecznego.

- Źle wyglądasz, wiesz? – Stwierdziła słabym głosem mierząc brata zmęczonym wzrokiem. – Boli cię głowa?

- Trochę, skąd wiesz? – Zdziwił się Oskar. – Nie musisz się tym martwić.

- Twoja aura się zmienia – zauważyła cicho – Robi się czystsza, a zarazem wzburzona.

- Co masz na myśli? – Nie rozumiał słów siostry. – Jak to czystsza? Czy dotychczas była brudna?

- Każdy ma inny rodzaj aury. Różnią się one siłą, barwą, czy powodowaną emocją. – Tłumaczyła cicho dziewczynka. – Normalni ludzie mają matowe aury. Ty, masz kolor zachodzącego słońca, jednak dotąd był on bez wyrazu. Teraz bije od ciebie czystszy, ciepły blask. Nie bój się zachodzących w tobie zmian. Z początku głowa boli niemal cały czas, jednak stopniowo ból będzie się pomniejszał, aż w końcu zniknie.

- Nie boję się tego – Odparł w zamyśleniu Oskar – Jestem, jakby to ująć, nieco zaskoczony. Mam osiemnaście lat, a tu nagle okazuje się, że posiadam zdolności podobne do tych twoich.

- Cieszę się – Agata obdarzyła brata ciepłym uśmiechem – Teraz nie będę już sama. Nie zrozum mnie źle, chodzi mi tylko o fakt podobnej sytuacji. Wiem, że nigdy nie byłam sama. Ty zawsze mnie wspierałeś.

- Też się cieszę – odwzajemnił jej uśmiech – Teraz będę mógł jeszcze bardziej cię wspierać. A tak przy okazji, powiesz mi, kim był mężczyzna, który przyniósł cię do domu?

- Nie znam jego imienia – mruknęła zamyślając się dziewczynka – Był pierwszą osobą, jaką poznałam po przyjeździe do tego miasta. Nie pamiętam jego twarzy, ale za to aurę tak. Jest krwistoczerwona i nieprzyjemnie zimna. Szczerze, trochę mnie przeraża, tym bardziej odkąd wiem, że któregoś dnia po mnie przyjdzie.

- Czekaj – zatrzymał rozmowę Oskar – Chcesz powiedzieć, że on ma zamiar ciebie porwać? Niby jak?

- Nie wiem, ale jest zdolny do wszystkiego – sapnęła sennie w odpowiedzi – Myślę, że wie o moich zdolnościach. To chyba główny powód. Jest wojskowym, a bynajmniej tak mi się wydaje.

- Nie ma opcji żeby cię zabrał! – Oburzył się Oskar. – Nie pozwolę na to!

- Uprzedziłam go, że nie dam się tak łatwo zabrać – uspokajała brata przysypiając – Nie martw się tym braciszku.

- Obiecuję, że cię przed nim obronię – szepnął przykrywając śpiącą już siostrę – Będę się starał z całych sił.

Wyszedł z pokoju siostry i udając się do łazienki, wziął ciepły prysznic. To pomogło mu odświeżyć ciało i umysł. Następnie zszedł do kuchni po leki przeciwbólowe. Miał uczucie jakby zaraz jego czaszka miała rozpaść się na dwie części, a przez to momentami w ogóle nie kontaktował z rzeczywistością. Chciał sięgnąć po szklankę z suszarki na naczynia umieszczonej nad zlewem, gdy dopadł go zawrót głowy. Chwycił mocniej brzegi umywalki i nieco się nad nią pochylił. Spojrzał w dół, a na wierzch jego dłoni padły małe kropelki krwi z nosa.

- No świetnie – mruknął wzdychając – jeszcze tego mi brakowało.

Kilkadziesiąt minut walczył z krwawiącym nosem, a z każdą sekundą czuł, jak powoli uchodzą z niego siły.

- Hej, wróciłem! – Zawiadomił Tobiasz wchodząc do kuchni. Spojrzał na przysypiającego na stole brata i mina mu trochę zrzedła. – Coś kiepsko wyglądasz, dobrze się czujesz?

- Kwitnąco – burknął sarkastycznie Oskar – chyba widać, że źle.

- Po co te nerwy? Rozumiem. – Bronił się Tobiasz z nutą dąsu w głosie. – Co ci?

- Mam wrażenie jakbym miał paść i już nie wstać. – Objaśnił Oskar. – Idę do siebie. Wcześniej się dziś położę, więc zrób mi tę przyjemność i daj Małej leki za około pięć godzin.

- Jakie leki?! – Zdziwił się Tobiasz. – O co chodzi?

- Mała jest chora od trzech dni – poinformował brata Oskar z ledwością dźwigając się z krzesła – Pewnie byś wiedział, gdybyś czasem raczył odebrać telefon od matki. Zawody się udały?

- Tak, ale nie stanąłem na podium – westchnął niemrawo Tobiasz rozmyślając o chorobie siostry i złym stanie brata – Powiedz mi lepiej, co i w jakich dawkach mam podać Agacie, a zaraz potem idź się położyć.

- Tu jest wszystko napisane. – Oskar wskazał rozpiskę leków w apteczce. – Mama powinna wrócić jakoś przed północą i wtedy cię zmieni.

- Jeszcze coś? – Dopytywał Tobiasz.

- Tak – Na twarzy starszego z braci zawitała powaga. – Nie wpuszczaj do domu nikogo oprócz mamy. Zrozumiałeś?

- Nie do końca – przyznał się Tobiasz – A co jeśli zjawi się ktoś z rodziny?

- Rodzina to co innego – sapnął Oskar – Mam na myśli obcych. Nie chcę by ktokolwiek z nieznajomych kręcił się po tym domu.

- Kumam – Potwierdził młodszy z braci – Co cię tak wzburzyło?

- Nie mam sił na wyjaśnienia w tej chwili – jęknął z bólu Oskar – Powiem ci, jak poczuję się lepiej, a teraz idę uderzyć w kimono.

- Czekaj! – Zatrzymał brata Tobiasz. – Jest coś do żarcia?

- Zapiekanka mamy – rzucił od niechcenia Oskar – ale nie polecam chyba, że chcesz nabawić się rozstroju żołądka.

- Matko! Czemu nikt nie powie tej kobiecie, jak marnie gotuje? – Narzekał Tobiasz. – Większość z tego co zrobi nie jest jadalne.

- Skoro taki z ciebie chojrak, to odważ się i to zrób – zakpił Oskar z ledwością wdrapując się na schody – Tylko Agata miała tyle odwagi, by powiedzieć jej to w twarz. Tyle, że w odróżnieniu od niej, ty w ogóle nie gotujesz, a ja tym bardziej. Takim oto sposobem kółeczko się zamyka.

- Skąd ta złośliwość? – Zarzucił bratu Tobiasz. – Strasznie dziś zrzędzisz, jak jakiś stary pryk.

- Stary pryk. – Powtórzył oschle Oskar. – Stary, czuję się tak kiepsko, że mam wrażenie jakby zaraz miała eksplodować mi czaszka, a ty zawracasz mi gitarę jakimiś duperelami. Dlatego byłbym wdzięczny, gdybyś zszedł ze mnie i dał święty spokój, jasne?

- Sorry – przeprosił wycofując się Tobiasz – Było powiedzieć to wcześniej, a nie teraz się drzeć z pretensjami.

- Przemilczę większość z tego co sunie mi się w tej chwili na język – mruknął zirytowany Oskar – Dobranoc, czy co tam wolisz.

- Ta, miłych snów – pożegnał go Tobiasz z udawanym, słodkim uśmieszkiem. Kiedy do jego uszu dobiegł trzask zamykanych drzwi pokoju brata, dodał. – Burczymucha za piątaka.

Następnie wziął się za szykowanie sobie kolacji.


Agata po tygodniu choroby powróciła do zdrowia. Obudziła się dość wcześnie i pierwsze co zrobiła, to  odsłoniła rolety w oknie. Na dworze panowała piękna, zimowa pogoda. To wprawiło ją w dobry humor, jednocześnie przyszedł jej do głowy pewien pomysł. Z uśmiechem na buzi pobiegła do pokoju Oskara.

- Wstawaj braciszku! – Zawołała w śmiechu, co u niej było rzadkością, i tylko Oskar był szczęśliwcem, któremu pokazywała się z tej strony. – Jest tak pięknie na zewnątrz. Chodźmy ulepić bałwana.

- A nie wystarczy ci jeden przebywający w pokoju obok? – Spytał jeszcze przez sen Oskar. – Bo dla mnie wystarczy.

- Oj, nie bądź taki gburowaty. To do ciebie nie podobne. – Agata uparcie budziła brata. – Chodź, będzie fajnie. Pomogę ci się oswoić z nabytymi zdolnościami.

- Chciałbym, ale nie mam na to siły – ziewnął jednocześnie krzywiąc się z bólu – Ten ból głowy jest nie do zniesienia.

- Eh, jeśli nie opanujesz przepływu energii w ciele, to ból nie będzie maleć, a wzrastać. – Pouczyła go spokojnie dziewczynka, po czym przyłożyła czoło do czoła brata. – Zrobione. Teraz nie masz żadnych wymówek.

- Jak ty to? – Oskar nie wierzył. Ból głowy całkowicie znikł, a jego ciało odzyskało siły. – Czuję się naprawdę świetnie.

- Uwolniłam cię z nadmiaru zalegającej w twoim ciele energii – wyjaśniła Agata w odpowiedzi na pytające spojrzenie brata – Jak dotąd, nie musiałeś się tym przejmować, ale teraz powinieneś to zrobić. Musisz ukierunkować swoją energię w odpowiednią stronę.

- Czyli? – Nie rozumiał wyjaśnień dziesięciolatki. – Możesz jaśniej?

- Chodzi o to, że dotychczas nie generowałeś w ciele tak wielkich skupisk energii wewnętrznej. Zwykli ludzie wytwarzają jej jedynie na miarę własnych, przyziemnych potrzeb. – Agata uniosła palec i delikatnie dotknęła klatki piersiowej brata. Następnie zaczęła rysować na jego torsie niewidzialną spiralę obracając palec w lewą stronę. – Normalnie energia powinna płynąć w tę stronę, dając tym samym zasilanie twoim narządom wewnętrznym i w ogóle ciału. Jednak w przypadku jej nadmiaru, następuje przeładowanie.

- To znaczy, że przeładowuję swoje ciało? – Zdumiał się Oskar. – I dlatego czuję się tak źle?

- W rzeczy samej – przytaknęła dziewczynka – Dlatego musimy przebudzić w twoim ciele punkty odpowiedzialne za przepływ energii. Im wcześniej zaczniemy, tym szybciej skończymy.

- Rozumiem – Oskar od razu wyskoczył z łóżka – Za kwadrans powinienem być gotów, więc poczekaj na mnie w kuchni.

- Nie spiesz się aż tak bardzo – Zaśmiała się do brata wychodząc z pokoju – Ciepło się ubierz.


Szli brnąc w śniegu polną drogą. Agata w zadowoleniu nuciła pod nosem melodię piosenki usłyszanej w radiu, zaś Oskar podążał za nią pogrążony w myślach. Z tyłu trzymał się Tobiasz marudząc na niewygodny spacer. Kiedy dotarli do szosy, dziewczynka skręciła w prawo, kierując się poboczem w stronę miasta.

- Gdzie tak w ogóle nas prowadzisz? – Wybuchnął Tobiasz nie wytrzymując rosnącego w nim napięcia. – Nogi mnie bolą i trochę zmarzłem.

- Nikt ci nie kazał iść z nami. – Oskar na głos wypowiedział swoje zdanie. – Kiedy chcieliśmy zostawić cię w domu, nalegałeś by cię zabrać. Teraz tylko narzekasz.

- Zawsze możesz wrócić – Agata przechyliła lekko w bok głowę chwilę wpatrując się w betonowy płot obok. – Ostrzegałam was, że pójdziemy dłuższą drogą. Teraz czeka nas skok przez płot i będziemy na miejscu.

- Niby jak chcesz przeskoczyć ten płot?! – Tobiasz wskazał ciąg betonowych płyt odgradzający cel ich podróży od reszty miasta. – To niemożliwe.

- Czyżby? – Agata zrobiła głupią minę, po czym uśmiechając się wskoczyła na przeszkodę. – Jak dla mnie, to banalnie proste. Dla was w tym momencie wydaje się to zbyt trudne, ale wkrótce wszystko się zmieni. Chcę pokazać wam przynajmniej podstawy radzenia sobie z nadmiarem i przepływem energii. To na wypadek, gdybym zniknęła.

- O czym ty gadasz?! – Młodszy z braci w odróżnieniu od starszego niezbyt rozumiał słowa siostry. – Co ma się wkrótce zmienić i niby czemu miałabyś zniknąć?!

- Nic szczególnego – Dziewczynka wzruszyła ramionami, po czym wskazała rękami na braci. – Gotowi na lot?

- Co?! – Obaj chłopcy zbledli, gdy zaczęli się wznosić. Tobiasz zamknął oczy, a Oskar skupił wzrok na Agacie. Z jej oczu wydobywało się błękitne światło, które znikło wraz z ich lądowaniem po drugiej stronie płotu.

- Możesz otworzyć oczy – dziewczynka zeskoczyła z płotu pojawiając się przy Tobiaszu – Wiedz, że nigdy nie chciałam, nie chcę i nie wyrządzę tobie czy Oskarowi krzywdy. Jesteście moimi braćmi i bardzo was kocham, nawet jeśli ty mnie nienawidzisz.

- Hej, nigdy nie mówiłem, że cię nienawidzę! – Krzyknął zaskoczony Tobiasz. – Kto ci tak powiedział?

- Nikt. Twoje zachowanie na to wskazuje – odparła smutnie dziewczynka – Masz mnie za potwora, a nie za siostrę.

- To nie fair! – Bronił się Tobiasz. – Ja cię dopiero poznaję. Miałem z tobą mało do czynienia, kiedy przyjeżdżałaś do taty.

- Sprostujmy tu jedną rzecz, ok? – Zasugerowała dość poważnie Agata. Tą postawą zdziwiła nawet Oskara. – Ja nie przyjeżdżałam tam dla twojego taty, a jedynie dla ciebie. Nie zauważyłeś tego? Zawsze starałam się być blisko ciebie. Nigdy nie zabiegałam o względy ojca czy Anny, bo od początku wiedziałam, że mną gardzą. To ty się dla mnie liczyłeś i liczysz nadal, nie oni.

- Jak to? – Tobiasz nie wiedział co powiedzieć. Słowa siostry uderzyły w czuły punkt, jakim były wyrzuty sumienia. – Ja przepraszam. Przepraszam za to, jakim głupcem byłem i jestem.

- Nie musisz. – Uśmiechnęła się na pocieszenie. – Rzadko się widywaliśmy i byłeś bombardowany propagandą Anny na mój temat. Może kiedyś bez jakiejkolwiek zadry będziesz w stanie nazwać mnie siostrą. Przemyśl to, a teraz chodźmy ulepić bałwana.

Dziewczynka ruszyła biegiem tuż przed siebie, bracia podążyli za nią. Kiedy znaleźli się na otwartej przestrzeni, Agata zatrzymała się, po czym rzuciła w śnieg robiąc aniołka.

- Natychmiast wstawaj! – Wrzasnął na siostrę zdenerwowany Oskar. – Dopiero co przeszłaś ciężkie przeziębienie.

- Ale ja lubię robić aniołki w śniegu. – Odparła dziewczynka z prośbą w głosie. – Dziś jest taka piękna pogoda.

- Tylko jednego. – Zgodził się Oskar mięknąc od błagalnego spojrzenia dziesięciolatki.

- Dziękuję braciszku – ucieszyła się Agata, a następnie ponownie rzuciła w śnieg. – Na tym boisku będzie stał nasz bałwan.

- Że niby tu?! – Zdziwił się Tobiasz. – To jest boisko?

- Tak, to jest boisko. – Powtórzyła po nim Agata. – A dokładniej, boisko do piłki nożnej na terenie jednostki wojskowej.

- Jesteśmy tak blisko domu? – Tobiasz wytrzeszczył w zaskoczeniu oczy. – Czemu nie przyszliśmy tu od frontu?

- To teren strzeżony. – Poinformował go Oskar wyręczając siostrę. – W biały dzień bylibyśmy widoczni. Ochroniarz miałby nas jak na dłoni, gdybyśmy weszli od frontu.

- Nie martw się – uspokajała Tobiasza – Kiedy skończymy naszego bałwana, będzie już dość ciemno. Pod osłoną wieczoru łatwiej będzie się skryć przed czujnym wzrokiem ochroniarza.

- Kumam – westchnął Tobiasz opadając na śnieg – To co mam robić?

- Ulep swoją kulę! – Zaśmiała się Agata. – Twoja będzie środkowa. Ja zrobię głowę, a Oskar dół.

- Ok. – Zgodził się Tobiasz, po czym zabrał się do lepienia własnej kuli. – Jak duża ma ona być?

- Jak największa! – Agata uniosła do góry ręce pokazując tym samym wielkość kuli. – Nasz bałwan sięgnie gwiazd!

- Jak sobie życzysz księżniczko – zasalutował jej brat, na znak zrozumienia polecenia – do dzieła.

- Skoro Tobiasz już zaczął, to ja też powinienem – Oskar także chciał zacząć lepić własną kulę, jednak Agata go zatrzymała. – O co chodzi?

- My będziemy to robić nieco inaczej – wyjaśniła bratu w skupieniu – Najpierw jednak trzeba nauczyć cię podstaw. Zamknij oczy i weź głęboki oddech. O tak, jak ja. Co czujesz?

- Gorąco w klatce piersiowej, lekki ucisk w głowie i mrowienie w kończynach. – Oskar zrelacjonował siostrze swój stan. – Co to oznacza?

- Tylko tyle, że przebudziły się twoje punkty przepływu energii wewnętrznej w ciele. – Mruknęła dziewczynka. – Mrowienie oznacza, że energia dociera do tych miejsc w zbyt małych ilościach, w odróżnieniu od klatki piersiowej i głowy. Musimy sprawić, by przepływ się wyrównał. Wtedy wytworzy się harmonia w twoim ciele i umyśle.

- Skąd ty to wszystko wiesz, Mała? – Spytał zdumiony Oskar. – Coś o tym gdzieś czytałaś?

- Nie – uśmiechnęła się do brata – Nauczyli mnie tego dziadek z babcią, gdy zabierali mnie do siebie na wakacje.

- Szkoda, że zginęli w wypadku samochodowym – zasępił się Oskar – Lubiłem słuchać opowieści o historii naszej rodziny.

- Tak, te czasy już nie wrócą, ale nie to ma nas teraz interesować. – Agata wzięła ręce brata i zamknęła oczy. – Skup się braciszku. Z wizualizuj sobie wir obracający się w lewą stronę, a następnie skieruj do niego drzemiącą w tobie siłę. Wyrównaj przy tym oddech i wycisz bicie serca.

Stali tak w bezruchu dobre półgodziny, aż w końcu Agata otworzyła oczy i szeroko się uśmiechnęła.

- Widzisz, potrafisz – pochwaliła brata – Jak się teraz czujesz?

- O wiele lepiej – przyznał zadowolony Oskar – Jakoś tak lekko.

- To oznaka wyrównania przepływu energii w twoim ciele – poinformowała go spokojnie dziewczynka – A teraz wystaw rękę.

Oskar wykonał polecenie siostry, a ta podała mu śnieżkę.

- Skup się na celu. W tym przypadku jest nim ta śnieżka i powiększ ją myślami. – Poinstruowała brata, jednocześnie demonstrując. Wzięła śnieżkę i położyła ją na ziemi, następnie wskazała na swój cel dłonią. Kulka śniegu zaczęła się obracać, a tym samym powiększać objętość. – Właśnie w ten sposób. Później jest o wiele prościej.

Oskar skupił energię na śnieżce i krok po kroku wykonywał polecenia Agaty. Jednak kilka pierwszych prób zakończyło się fiaskiem. Najpierw śnieżka wybuchła, a potem wyparowała. Siostra jednak nie pozostawiła go z tym problemem samego. Zbliżyła się do brata i mocno wtuliła się w jego plecy, bo akurat klęczał. Nakierowała odpowiednią ilość energii w jego ciele do rąk. Śnieżka zaczęła się obracać powiększając objętość.

- Udało mi się! – Krzyknął zadowolony chłopak. – To znaczy, nam się udało.

- Teraz już wiesz, co masz robić. – Zaśmiała się dziewczynka wracając do swojej kuli. – Stwórz porządną podstawę naszego bałwana.

- Ma się rozumieć – zasalutował żartobliwie Oskar.

Lepienie kul nie zajęło im zbyt wiele czasu. Kiedy uzyskały one odpowiednie wielkości, zaczęli formować bałwana. Oskar ostrożnie unosił kule i ustawiał jedną na drugą, a Agata z Tobiaszem umacniali ich łączenia. Następnie dziewczynka wyjęła z plecaka marchewkę, dwa kasztany, kilka ziemniaków, stary szalik i garść żołędzi.

- Co to? – Spytał Tobiasz.

- Akcenty wykończeniowe – wyjaśniła dziesięciolatka z powagą na twarzy – Kasztany będą jego oczami, marchewka nosem, żołędzie ustami, a ziemniaki guzikami.

- Rozumiem – zaśmiał się Oskar – Pomyślałaś o wszystkim.

- Oczywiście, że tak – odparła w skupieniu Agata – Trzeba to teraz zamocować.

- A jak ty chcesz to zrobić? – Spytał Tobiasz. – Ten bałwan ma jakieś trzy metry.

- Ja cię uniosę, a ty to zamocujesz – oświadczyła dziewczynka – Postanowione.

- Nie upuścisz mnie, prawda? – Upewniał się Tobiasz niepewnym głosem. – Nie zrobisz mi tego i mnie nie puścisz.

- Nie bój się – uspakajała go siostra – Już ci to chyba mówiłam. Nie skrzywdzę żadnego z moich braci.

Po tych słowach Agata uniosła Tobiasza, który powoli udekorował bałwana. Po wszystkim, cała trójka stanęła w oddali i podziwiała swe dzieło.

- To jak? – Spytał w końcu Oskar. – Kubek ciepłego kakao?

- No jasne! – Ucieszyła się pozostała dwójka. – Kierunek, dom!


Było wczesne popołudnie, kiedy nie za wysoki, oprószony siwizną brunet wkładał jeden z kluczy do zamka w drzwiach swojego niewielkiego baru. Ku jego zdziwieniu było otwarte. Lekko zaniepokojony wszedł do środka ostrożnie zapalając światło. Jego oczom ukazał się krótko ścięty mężczyzna o srogim spojrzeniu siedzący przy barze ze szklaneczką whisky w ręku.

- Dzień dobry – przywitał się nieznajomy z serdecznym uśmiechem – Pan Olch, jak mniemam?

- Tak – Przytaknął zaskoczony brunet powoli się wycofując. Miał zamiar wybiec z baru i zadzwonić po policję, jednak drogę zaszedł mu młody blondynek, jednocześnie zatrzaskując drzwi lokalu.

- Po co ten pośpiech? – Zawołał za nim nieznajomy w śmiechu. – Nie mamy zamiaru pana krzywdzić. Chcemy jedynie ubić z panem mały interes.

- Interes?! – Zdziwił się Olch nieco uspokojony. – Co więc panów do mnie sprowadza?

- Może najpierw usiądźmy – zaproponował blondyn lekko popychając Olcha w stronę najbliższego baru stolika. – Interesy najlepiej ubija się na siedząco.

- Masz rację Black – zaśmiał się mężczyzna przy barze wstając z zajmowanego miejsca – Tu trzeba wygodniej się rozsiąść, bo pan Olch będzie miał ciężką decyzję do podjęcia.

- Nie jesteście chyba wierzycielami od Hanka? – Zdenerwował się Olch, a mówiące o tym kropelki potu, spłynęły po jego czole. – Dał mi czas do lutego.

- Proszę się uspokoić, bo nie to nas do pana sprowadza – uciszał go blondyn – Mamy lepsze sprawy na głowie niż zabawa w haracz czy lichwiarstwo.

- Nazywam się Bishop – Przedstawił się nieznajomy wyciągając ku Olchowi otwartą dłoń – Jestem zainteresowany kupnem czegoś, do czego posiada pan prawo.

- A mianowicie? – Olch był zaciekawiony propozycją mężczyzny. Zapomniał już o strachu, bo pazerność wzięła nad nim górę. – Czego chcesz Bishop?

- Twojej pasierbicy – rzucił bez ogródek Bishop – Z pewnych źródeł wiem, że nie przepadasz za tym dzieckiem, a wręcz się go obawiasz. Zapłacę sto tysięcy dolarów za akt zrzeczenia się praw do niej na moją rzecz. Co pan na to?


- Do czego wam taki dziwoląg?! – Zdziwił się Olch po usłyszeniu oferty. Jednak wysokość zarobku przeważyła na jego decyzji. – Zresztą, kto by się tym przejmował. Umowa stoi.