Ok, jakoś wykrzesałam 12 stron w Wordzie. Tak, taka ironia losu. Jak nie intensywny czas, to choróbsko :( Grunt, że wyrobiłam się do końca tego miesiąca. Pozdrawiam wszystkich wiernych czytelników i dziękuję za komentarze.
Stali na
szczycie pagórka z uwagą czytając znaleziony w skrytce list.
- „Nie
szukajcie mnie…” Co to ma niby znaczyć? – Oburzył się Tobiasz. – Nie chce nas
zobaczyć?
-
Oczywiście, że chce – pacnął brata w czoło – Agata nie chce nas narażać. Bishop
z pewnością ją ściga, a istnieje ryzyko, że może połasić się i na nas.
- Skąd ta
pewność? – Nie do końca pojmował słowa Oskara. – Rozumiem, że nie chce nas
narazić, ale skąd pomysł, że ten drań będzie chciał zabrać i nas?
- Myślę,
że miał taki zamiar już wtedy, ale jakoś z tego zrezygnował – wyjaśniał
młodszemu bratu – Dobrze, że matka nauczyła nas kamuflażu. Dzięki temu nikt nas
nie rozpozna, w razie potrzeby.
- No tak
– przyznał Tobiasz – Myślisz, że ma plan?
- Agata?
– Uśmiechnął się szeroko. – Ona zawsze ma plan.
- Aha –
westchnął nadal zmartwiony – Mam nadzieję, że jest zdrowa.
- Z
naszej rodziny ona najlepiej umie o siebie zadbać – oświadczył Oskar schodząc z
góry – W końcu jest dzieckiem naszych rodziców.
§
Wstała
wczesnym rankiem. Trochę się denerwowała przed pierwszym dniem w szkole. Dawno
nie wiodła normalnego życia i to ją przerażało. Weszła do kuchni, gdzie
krzątała się pogodna staruszka. Mieszkali już u niej ponad miesiąc i dzięki
towarzystwu kobieta odżyła. To również zasługa potajemnego leczenia energią,
które fundowała staruszce podczas snu.
- Dzień
dobry wnusiu – przywitała dziewczynkę ciepłym uśmiechem – Jak się spało?
- Całkiem
dobrze, choć trochę obawiam się szkoły – ziewnęła siadając do stołu – Nowi
ludzie i otoczenie.
- Z
pewnością sobie poradzisz kochanie – pocieszała ją stawiając jej pod nosem
kubek z kakao – To ci doda energii.
-
Dziękuję – westchnęła popijając słodki napój. Kakao kojarzyło jej się z
Tobiaszem. – Jest pyszne.
- Tu masz
drugie śniadanie – podała jej pudełko z kanapką i jabłko – I pamiętaj by zawsze
się uśmiechać. Wtedy wszystko będzie dobrze.
- Tak
myślisz? – Zastanowiła się nad tą poradą. – Tak zrobię.
- Gotowa?
– Do kuchni wszedł Tsuna – Odwiozę cię pod samą szkołę.
- To
niedaleko – mruknęła kończąc kakao – ale skoro chcesz, to niech tak będzie.
- Yoshi
chce cię odprowadzić – zachwycała się staruszka – babcia jest taka dumna.
- Możesz
nazywać mnie Tsuna? – Od początku nie mógł wbić swojego imienia tej kobiecie do
głowy. Zdrabniała je na różne sposoby, ale nie w należyty sposób, bynajmniej
dla niego.
- Oj
wnusiu – zrobiła niewinną minę – Tsuna brzmi jak nazwa tej tropikalnej muchy.
- Jestem
Tsunayoshi a nie tse tse – obruszył się chłopak – Co za pomysł brać mnie za
insekta.
- Nie
obrażaj się mój ty mężczyzno – pociągnęła go za nadymane policzki
pieszczotliwie je tarmosząc – babcia kocha swojego urwisa.
- Ta
jasne – jęknął pocierając policzki – Lepiej jak już pojedziemy z Agatą do
szkoły.
- Miłego
dnia dzieci! – Zawołała za nimi, gdy wychodzili z domu.
- Ta
kobieta doprowadza mnie do szału – sapnął wsiadając do samochodu – Traktuje
mnie jak małego chłopczyka.
- Jest
naprawdę urocza – zachichotała zapinając pasy – Przy niej zapominam o
problemach. Cieszę się, że lepiej się czuje.
- To nie
jest śmieszne – zarzucił jej wyjeżdżając na drogę – do tego sąsiadka z góry
ciągle mnie nachodzi. Może i niewyraźnie mówię po polsku, ale chyba „zostaw
mnie w spokoju” powinno do niej dotrzeć.
- Jest
wpatrzona w ciebie, jak sroka w gnat – zaśmiała się lekko uderzając jego ramię
– Przyznaj, że takie życie to miła odmiana od ciągłej ucieczki w dżungli.
-
Przyznaję – rzucił krótko – choć czasem wolałbym zmierzyć się z jakimś sicario
niż mieć na ogonie tę rudą kitę z góry.
- Z
pewnością – odetchnęła z ulgą, po czym raptownie spoważniała – widziałam wczoraj
człowieka Bishopa. To leszcz, ale lepiej go nie lekceważyć.
-
Rozumiem – zatrzymał się na parkingu przed szkołą – Zrobię mały rekonesans i
sprawdzę okolicę. Wrócisz sama, czy mam po ciebie przyjechać?
- Nie
kłopocz się – cmoknęła go w policzek wysiadając – dam sobie radę sama.
- Oby –
mruknął odprowadzając ją wzrokiem – czas na mały obchód.
§
Siedział
w samochodzie i obserwował okolicę. Ustawił się pod jej dawnym domem. Był
świadom tego, iż rodzina przeprowadziła się po jej porwaniu, ale instynkt kazał
mu tu czekać. Nagle od strony lasu zobaczył troje młodych ludzi. Dwoje chłopców
i dziewczynę.
- Co za
zżyte trio – mruknął pod nosem bacznie przyglądając się każdemu z osobna.
Dziewczyny nie kojarzył, ale w ruchach chłopaków wychwycił coś znajomego. Szczególnie
u tego młodszego. – Czyżby jednak szczęście się do mnie uśmiechnęło?
Nagle
dziewczyna się wywróciła mocno obcierając sobie kolano na betonowych płytach. Z
uwagą patrzył jak starszy z nich bierze ją na ręce. Od razu było wiadomo, że
nie jest mu obojętna. Bishop uśmiechnął się zadowolony.
- Słaby
punkt każdego mężczyzny – szepnął poprawiając ostrość w lornetce – Ktoś kogo
kocha.
Coś
przykuło jego uwagę, a mianowicie zielony błysk od strony tego młodszego. Rana
na kolanie znikła. Czyżby jednak popełnił błąd w przeszłości nie zabierając
całej trójki?
§
Agata
weszła do zapełnionej klasy. Ogarnęła ją nostalgia na widok ławek i krzeseł
ustawionych jedno za drugim.
- To
wasza nowa koleżanka Agata Marzec – przedstawił ją nauczyciel i jej nowy
wychowawca – Traktujcie ją dobrze.
- Witam –
przywitała się nie zapominając o uśmiechu – Miło was poznać.
- Usiądź
z Michałem – polecił jej nauczyciel wskazując wolne miejsce w trzecim rzędzie
obok piegowatego rudzielca – Michał podziel się podręcznikiem z koleżanką.
- Dobra –
sapnął chłopak przesuwając na środek ławki podręcznik od matematyki – Robimy
zadania od 1 do 12.
-
Zrozumiałam i dziękuje – usiadła na wskazanym miejscu i wyciągnęła z plecaka
zeszyt do matematyki. Po chwili była gotowa do lekcji, a po niespełna pięciu
minutach skończyła zadania, które nie należały do najtrudniejszych. – Chcesz
spisać?
- Już
zrobiłaś?! – W szoku patrzył na nią szarymi oczami. – Jesteś cyborgiem?
- Nie,
człowiekiem – odpowiedziała w śmiechu – Po prostu rozwiązywałam gorsze równania.
- Aha –
oczywiście skorzystał z jej propozycji i przepisał wyniki zadań – Jestem dobry
z wuefu.
-
Przyjęłam – mrugnęła do niego przyjacielsko. Nawet ciekawie było rozmawiać z
innymi. Może obierana w dzieciństwie strategia była błędna? Teraz nie będzie się
izolować i ukrywać. Najtrudniej znaleźć coś co jest na widoku. – Może i
skorzystam.
§
Szli w
stronę miasta w dość mieszanych humorach. Oskar niósł na rękach Baśkę, która
wtuliła się w jego pierś.
- Mój ty
bohaterze – pocałowała go w policzek. – Fajnie mieć przy sobie chodzącą
apteczkę.
- Nie
nazywaj mnie tak – obruszył się Tobiasz – Następnym razem w ogóle ci nie pomogę
i będziesz kuśtykać.
- Nie
gniewaj się misiu – zmierzwiła włosy młodszemu towarzyszowi – Mam pomysł,
postawię ci lody!
- A co
ja, sześciolatek? – Warknął zaciskając zęby. – Weź coś zrób z tą swoją
dziewczyną bracki, bo nie ręczę.
- I to
niby ja uchodzę z tego wybuchowego – zaśmiał się Oskar stawiając na ziemi
dziewczynę – ale powinieneś uważać z używaniem energii na wolnej przestrzeni.
Co jeśli ktoś to zobaczy?
- Raczej
nikogo tu nie widać – Baśka zakręciła się wokół osi. – Pustkowie.
- Nie
wygłupiaj się – sapnął przyciągając do siebie zadowoloną dziewczynę – Choć
lubię gdy zachowujesz się tak beztrosko.
- A
moglibyście oszczędzić mi tych scen miłosnych? – Tobiasz zrobił wymownie odruch
wymiotny. – Ej, no nie patrzcie tak na mnie.
-
Dzieciak! – Odparli chórem w śmiechu pozostawiając go w tyle.
Oskar w
pewnej chwili jednak cofnął się i łapiąc brata za ramię pociągnął go za sobą.
Coś go zaniepokoiło, a mianowicie ukryty w zaroślach oliwkowy Suv. To nie było
normalne zjawisko, nie w tym mieście.
- Idziemy
na lody – orzekł ku radości Baśki.
§
Tsuna
odstawił samochód pod dom babci, by następnie na piechotę pokonać miasto.
Obchód zajął mu pół dnia. Niestety potwierdził słowa Agaty. Zaobserwował
czterech tropicieli kręcących się w okolicach starego domu dziewczynki.
- Bishop
nie próżnuje – mruknął dostrzegając przy cmentarzu oliwkowego Suva. Jednak nie
to go zmartwiło. Za kierownicą siedział sam generał we własnej osobie. –
Cholera. Nie spodziewaliśmy się, że tak wcześnie tu zawita.
Skierował
się spokojnym krokiem w stronę centrum. Wolał nie ryzykować spotkania twarzą w
twarz, dlatego postanowił wrócić do domu. Kiedy przechodził obok ratusza, minął
trójkę młodych ludzi. Od razu było widać, że to dziewczyna im przewodzi. Od
młodszego z chłopaków poczuł znajomą aurę, jednak to starszy wzbudził jego
ciekawość. Już dawno nie widział destrukcyjnej energii, której barwa
przypominałaby krew. Czyżby spotkał braci Agaty?
- Jaki
ten świat mały – zaśmiał się pod nosem idąc dalej przed siebie – Mała z
pewnością zaleje mnie pytaniami o tę dwójkę.
§
Tobiasz
poczuł na sobie czyjeś spojrzenie. To było dość nieprzyjemne doznanie, po
którym coś próbowało wedrzeć się do jego umysłu. Rozejrzał się wokoło, ale
ciężko było wyłapać kogoś podejrzanego w mieście wypełnionym ludźmi. Kątem oka
dojrzał dawnego kolegę z liceum, dlatego postanowił z nim porozmawiać.
- Gdzie
ty leziesz? – Zatrzymał go Oskar czujnie obserwując okolicę. – Lepiej się nie
rozdzielać.
- Daj
spokój, odejdę tylko na chwilę – wzruszył ramionami – Chcę pogadać ze znajomym.
- Masz
pięć minut – rzucił tonem nie podlegającym dyskusji – Kumasz?
- Nie
jesteś moim ojcem – warknął zirytowany – będę robił co chcę.
- Fakt,
nie jestem nim – posłał mu surowe spojrzenie – jestem zaś twoim starszym
bratem.
-
Oszczędź sobie – westchnął czując się jak dzieciak – Nie jestem już dzieckiem.
- Ale
nadal jesteś młodszy – zauważył poważnie – dlatego się tak nie unoś.
- Nie
unoszę się – skrzywił się urażony – Lepiej zajmij się swoją dziewczyną i daj mi
spokój.
Odszedł
spiesznie chcąc tym samym skończyć rozmowę z bratem.
- Tobi! –
Zawołał go Oskar z niepokojem w oczach. Ten Suv nadal zaprzątał jego myśli. –
Cholera.
- Daj
spokój – Baśka poklepała ramię starszego z braci. Przez kilka lat odkąd go
znała jego włosy znacznie pojaśniały, a oczy stały się zimne niczym stal. –
Jest już dorosły i wie co robić.
-
Ostatnim razem gdy zostawiłem ich samych – wspominał z bólem wymalowanym na
twarzy – Agatę porwano, a on prawie umarł.
-
Podejrzewam jak musisz się czuć – chwyciła jego wolną dłoń i obdarzyła ciepłym
uśmiechem – nie jesteś odpowiedzialny z los swojej rodziny. Każdy z jej
członków dokonuje własnych wyborów. Sam mówiłeś, że Agata jest mądrą
dziewczynką i potrafi o siebie zadbać. Już fakt, że uciekła tamtemu gościowi
świadczy o jej zaradności.
- Czasem
nie rozumiem, dlaczego to wszystko ci powiedziałem – sapnął znużony – Przyszła
pani psycholog, masz talent do wydobywania informacji.
- Jestem
skrupulatna w tym co robię – wyszczerzyła się cmokając go w policzek – Udajesz
bryłę lodu, choć w rzeczywistości jesteś bardzo wrażliwym facetem. Od razu to
dostrzegłam i z tego powodu stałeś się bliski mojemu sercu.
- Jesteś
dość sentymentalna – zaśmiał się cicho – I niebezpiecznie spostrzegawcza.
- Ale za
to mnie kochasz – odparła wtulając się w jego bok – schlebia mi to.
- A mnie
martwi – mruknął w zamyśleniu. Zdawał sobie sprawę z tego, że ten związek
zagraża jej życiu. Z jednej strony jego jeszcze niestabilna energia, a z
drugiej czający się gdzieś w pobliżu Bishop. – Stanowisz mój słaby punkt.
- Mam
tego świadomość – przyznała mocniej ściskając jego dłoń – wiem też, że nie dasz
mnie skrzywdzić.
- Nie
jestem w stanie ci tego obiecać – spojrzał na nią dość przybity swoim poczuciem
winy – Jestem słaby.
- Tak ci
się tylko wydaje – pocieszała go ciepłym uśmiechem – Nadal boisz się swoich
zdolności po tym jak straciłeś nad sobą kontrolę i zraniłeś siostrę. Nie
powinieneś się tym obwiniać. Od porwania Agaty ciężko pracowałeś nad sobą i
wystarczająco opanowałeś swój przepływ energii. Nawet twój brat przyznał, że
jest o wiele lepiej.
- Masz
rację – zgodził się kątem oka obserwując Tobiasza – O czym można tyle gadać.
Pięć minut minęło.
- Wyluzuj
– pociągnęła go w stronę kawiarni – Wisisz mi lody.
§
Tobiasz
podszedł do rudowłosego chłopaka, który ewidentnie czekał na kogoś pod
ratuszem.
- Hej
stary – przywitał się z kolegą, którego nie widział od zakończenia szkoły – Jak
ci leci?
- Cześć
Tobi – rudzielec wyszczerzył się na widok brązowowłosego – Kopę lat cię nie
widziałem. Co porabiasz?
- Może
nie uwierzysz, ale studiuję – odpowiedział w śmiechu Tobiasz – A co z resztą
ekipy?
- Różnie
– wzruszył ramionami – Łuki skończył w Suwałkach zaobrączkowany, a Miki podobnie
jak ty poszedł studiować.
- A co z
Rafim? – Był ciekaw co u jego najlepszego przyjaciela. Czuł się winny, że po
porwaniu Agaty pozrywał kontakt ze wszystkimi znajomymi. Rzucił nawet deskę,
czego brakowało mu najbardziej. – Sorry, że tak długo nie dawałem o sobie znać,
ale miałem dość skomplikowaną sytuację. Nie chciałem was do tego mieszać.
- Słuchaj
stary – zastopował go rudowłosy nie ukrywając złości – Kumam, że miałeś pewne
powody, ale odciąłeś się całkowicie od kumpli. Rafi zniósł to najgorzej. Rok
temu miał wypadek na stoku i stracił czucie od pasa w dół. Nie wytrzymał tego i
ze sobą skończył.
- Nie
wiedziałem – spuścił wzrok przepełniony poczuciem winy – Cholera Fabian, ja na
serio…
- Daruj
sobie – zielone oczy kumpla wyrażały wściekłość. Nie uszło to jego uwadze. – I
dobrze, że czujesz się z tym źle. Poniekąd to twoja wina.
- Powiesz
mi przynajmniej, gdzie leży? – Spytał niepewnie. Gryzło go sumienie, że
porzucił najlepszego przyjaciela. – Proszę.
- Leży na
Nowym Cmentarzu – poinformowała go Gabi, młodsza siostra Rafiego, która
podeszła do Fabiana. Najwidoczniej to na nią czekał rudzielec.
-
Dziękuję – posłał dziewczynie pełne skruchy spojrzenie – I przepraszam.
- W
odróżnieniu od reszty ja z Rafim poznaliśmy prawdę – odparła łagodnie – Tamtego
dnia wszystko widziałam. Twoja siostra poświęciła się dla ciebie.
- Tobi! –
Oskar spiesznie podszedł do brata. – On tu jest. Cholera! Wiedziałem, że jest
jeszcze za wcześnie na powrót!
- Uspokój
się – Goniła go Baśka. – Nie jest pewne, czy widział zdarzenie przy cmentarzu.
- To
jasne, że widział – warknął Oskar łapiąc brata za ramię – Inaczej by nie
śledził Tobiego. Jeśli tym razem porwie i jego. Agata mi nie wybaczy, kumasz?
- Wyluzuj
– Tobiasz zauważył, że bratu puszczają nerwy. – Twój przepływ, wycisz go. Nie
chcemy powtórki z wybuchem.
- Próbuję
– denerwował się szarooki – Cholera.
- Już
dobrze – Basia nieoczekiwanie pocałowała namiętnie Oskara, na co ten zdębiał. –
No, teraz jest z pewnością lepiej.
-
Uprzedzałabyś – skrzywił się Tobiasz – Choć z drugiej strony, uspokoiłaś tego
choleryka.
-
Pomożemy wam uciec – stwierdziła Gabi wyciągając z kieszeni Tobiasza jego
komórkę. Wpisała mu w kontakty swój numer, po czym oddała telefon. – Zadzwoń,
gdy już będziesz bezpieczny.
- O-ok. –
Wyrzucił z siebie w zdumieniu. – Zadzwonię.
- Widzisz
tego oliwkowego Suva? – Zaczepiła ją Basia dyskretnie pokazując samochód na
parkingu. – To nasz dręczycie.
- Poznaję
go – szepnęła lekko wystraszona – Ten typek porwał siostrę Tobiasza.
- To
dobrze, że wiesz – uśmiechnęła się ciepło – Ja chronię starszego, a tobie
oddaję młodszego. Te dwa uparciuchy niemal całkowicie odgrodzili się od innych
ludzi.
-
Rozumiem – Gabi poprawiła swoje jasne włosy – Skąd ty…
- Mam do
tego nosa – zachichotała cicho – Liczę na ciebie.
§
Bishop
uważnie śledził każdy ruch braci Little Rose. Z tego co zauważył, to słabszym
ogniwem był młodszy z nich. Czyżby nie posiadał zdolności ofensywnych? Coś
czytał na ten temat w dokumentacji Chimery. Zielona energia leczyła, jednak
była dość rzadka u esperów. W większości posługiwali się oni zdolnościami
dywersyjnymi, bądź ofensywnymi. Najbardziej pożądanymi rodzajami byli
posiadacze uzdrowiciela i wzmacniacze.
- Skoro Little
Rose jest wzmacniaczem i kopiarką, a ten podlotek uzdrowicielem – zastanawiał
się podczas obserwacji chłopaka – czyżby prawdopodobnym było, iż najstarszy
jest ofensywą? Mały oddział, jak ta lala.
Nagle coś
wyrwało go z zamyślenia. Para dzieciaków, które o ironio wylały mu na przednią
szybę kefir. Ta mała dywersja uniemożliwiła mu dalszą obserwację. Zgubił swoje
cele, a te psotne bachory dość szybko się ulotniły.
-
Cholerne bachory – warczał wściekły próbując wyczyścić szybę – Ta dwójka nie
jest taka głupia jak myślałem. Zostałem zdemaskowany, a do tego spalony.
§
Agata
zadowolona opuściła budynek szkoły. Normalne życie było dość odprężające i
całkiem zabawne. Nie wymagało zbytniego wysiłku, co ją cieszyło.
- Hej,
gdzie mieszkasz? – Zaczepił ją kolega z klasy. – Może cię odprowadzę?
- Nie
trzeba – posłała mu ciepły uśmiech – Mieszkam całkiem blisko.
- Młoda!
– Zawołał ją Tsuna, wyłaniając się zza bramy. Po jego minie wyczytała, że jest
jakiś problem. – Wracamy do babci.
-
Rozumiem – westchnęła, po czym odwróciła się do Michała – Muszę już iść. Do
jutra!
- Ale… – Zdumiony patrzył jak nowa dziewczyna odchodzi spiesznie z jakimś Azjatą – Do
jutra.
§
W Bogocie
panowała ciężka atmosfera. Kilku sicario naraziło się guerillas, którzy
przetrząsali niemal każdy kąt dżungli i wiosek.
- I weź
tu odpocznij człowieku – stęknął Swen kątem oka dostrzegając skradających się
do jego kryjówki przydupasów Bishopa – Czyli jednak zabrakło im jaj, by
przesłać generałowi moją wiadomość.
Bez
problemu ukatrupił cały oddział poszukiwawczy Bishopa. Oszczędził jednak jego
przywódcę, a mianowicie panią kapitan Kirę.
- Co za
spotkanie dawnych kompanów – zakpił przydeptując ranę na jej ramieniu, na co
skrzywiła się z bólu – Twarda z ciebie sztuka Elizo.
- Ty
skurwysynie – wysyczała dość jadowicie – czemu zwiałeś?
- Nie
zwiałem – wyśmiał ją rozbawiony jej uporem – Uznałem, że czas wrócić na własne
śmieci. Ta mała dała mi sporo do myślenia.
-
Twierdzisz, że ta smarkula jest przyczyną? – Zdumiała się jego odpowiedzią. –
Żarty sobie stroisz?
- Nie
twierdzę, że odszedłem przez małą – odparł urażony – Dołączyłem do Bishopa, bo
nie miałem nic lepszego do roboty. Jednak życie psa mi nie leży. Jestem
mordercą Elizo, a Bishop mnie ograniczał.
- Kim ty
tak w ogóle jesteś? – Dopiero teraz uzmysłowiła sobie swoją sytuację. Wokoło
walały się ciała jej oddziału. Dziesięciu wykwalifikowanych żołnierzy poległo w
ułamku sekundy. Niby znała Sewna od kilku lat i traktowała go jak rozwydrzonego
bachora. Teraz ukazał jej swoją prawdziwą twarz. – Agata kiedyś powiedziała mi,
że żyję w ułudzie. Twierdziła, że ty i Bishop jesteście pod wieloma względami
podobni, jak i różni.
- Cała
ona – zaśmiał się szczerze – Naprawdę polubiłem tego szkraba. Jako jedyna
dostrzegła moją prawdziwą naturę. Szczere z niej dziecko.
-
Sądziłam, że generał zna cię od poszewki – zdziwiła się jego wyznaniem – Nawet
zna twoją tożsamość.
- W
Kolumbii i niemal na całym globie świat przestępczy ją zna – wzruszył ramionami
– Chciałem skosztować innego życia, ale po dłuższym czasie zaczęło mi ono
przeszkadzać. Nie, raczej nudzić. Bishop poczuł się panem i władcą, zapominając
o układzie. Zrobił ze mnie psa. To ujma dla wilka.
- Jesteś
Bloody Wolf – jej źrenice rozszerzyły się ze strachu – Nic dziwnego, że nie
chciałeś ujawniać tożsamości.
- To dość
kłopotliwe, gdy wszyscy chcą cię zabić ze strachu – sapnął wycierając o jej
kurtkę nóż – Wiesz, należałem kiedyś do pewnego oddziału. Może nie wyglądam,
ale mam ponad trzydziestkę na karku. Podobnie jak Agata jestem posiadaczem
przepływu energii. Różnica polega na tym, że mnie stworzono sztucznie.
- Jesteś
zabójcą podlegającym DAL? – Przypomniała sobie zapiski Chimery. – Bishop
wiedział?
- Nie do
końca – uśmiechnął się pod nosem – Wtedy nosiłem inne imię. Wiesz czemu
polubiłem Agatę i jej braci?
- Nie –
była skołowana. Generał miał pod nosem odpowiedź na swoje pytania, ale ją
przeoczył.
- To
dzieci moich compadres – jego oczy z morderczych stały się przepełnione ciepłem
– jestem dla nich kimś w rodzaju wujka. Eh, chyba zbyt wiele ci powiedziałem.
Chciałem cię puścić, jednak w zaistniałej sytuacji nie pozostaje nic innego,
jak pozbawienie cię życia.
- Od
samego początku chciałeś mnie zabić – zauważyła w śmiechu – Czułam to od
naszego pierwszego spotkania.
- Nie
wykluczone – przyznał przykucając przy dziewczynie – traktowałaś mnie jak
bachora, choć tak naprawdę od samego początku ty nim byłaś. Kłótnie z tobą były
całkiem zabawne i umilały mi nudne chwile pod nosem Bishopa. Niestety tu nastąpi
koniec. Niedługo zginie i on.
- Jak to?
– Patrzyła w jego rozbawione oczy niedowierzając, że taki potwór może istnieć. –
Możesz mi chyba to wyjaśnić przed śmiercią.
- Jak zwykle
jesteś cwana – wbił w jej brzuch swój nóż wypełniając las jej krzykiem – Odszukam
Research’a i piękną Alison. Wskrzesimy DAL i unicestwimy wroga, którym jest twój
ukochany tatuś generał. Śpij wiecznie Elizo i pozdrów swoją matkę.
Pociągnął
nóż w górę poszerzając ranę aż do klatki piersiowej. Na koniec podciął jej gardło.
To był niejako jego akt łaski dla niej. Normalnie pozostawiał swoje ofiary by odchodziły
powolną i bolesną śmiercią. Taką szykował właśnie dla Bishopa.
Super !!!!!!!! Ciekawe jak Bishop zareaguje gdy zobaczy moc Oskara w akcji :D. Rozdział fantastyczny szkoda tylko że tak rzadko :'( . Kolejny będzie pewnie rozdział Lavi. Czekam z niecierpliwością :P. Dużo weny i zdrowia. Nie przemęczaj się tylko
OdpowiedzUsuń;-)
To nie fair to ja chciałam być pierwsza :'(. Kolejny rozdział można zaliczyć do udanych i ciekawych. Ja też miałam problemy ze zdrowiem ;-), okropna pogoda. Dużo zdrowia i inspiracji do kolejnych rozdziałów.
OdpowiedzUsuńWreszcie jest ciąg dalszy przygód naszej kochanej rodzinki. Rozdział świetny ja zawsze. Znam ten ból sama mam urwanie głowy a na domiar złego choróbsko się mnie łapie. Mogłaś napisać że nie masz czasu nie martwilibyśmy się tak co się stało z naszą kochaną pisarką. Dołączam się do życzeń zdrowia.
OdpowiedzUsuńWróciłaś:D. Myślałam że po tym jak długo nie pisałaś poprostu zrezygnowałaś. A tu wchodzę i patrzę że są nowe notki O.O . Fajnie że nie porzuciłaś blogu. Masz naprawdę wspaniały talent, którego nie powinnaś marnować. Rozdziały są świetne mam nadzieję ze będą tylko częściej dodawane i nie zrobisz sobie takiej długiej przerwy bez poinformowania nas. Poprostu nie chcę myśleć że nas porzuciłaś nas. Dużo weny i cierpliwości do nas
OdpowiedzUsuńWesołego królika, co po stole bryka, spokoju świętego i czasu wolnego, życia zabawnego w jaja bogatego i w ogóle wszystkiego kurcze najlepszego!
OdpowiedzUsuńŻyczy Krzysiek z rodziną
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniale, czyli Black jest taki jak Agatka, był kompanem jej rodziców, skąd Gabi wiedziała, sam Bishop się zjawił...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia