Pozdrawiam.
XXV Napięcie
Medytował. Tym razem na
wyspie przy pomniku ojca. Wyciszenie się pomogło mu odkryć pewną zdolność.
Potrafił obserwować otoczenie poprzez cień. To było przydatne, tym bardziej w
miejscach podobnych do tego, w którym obecnie przebywał. Powoli rozwijał tę umiejętność
z dnia na dzień powiększając zasięg jej działania. Postęp był niewielki, ale
satysfakcjonował.
- Nie wychodź z domu
bez uprzedzeń – skarcił go Kronos, zjawiając się tuż obok – Drakun nie śpi i
ciągle knuje.
- Potrafię o siebie
zadbać – uspokajał go, wstając z ziemi – cały czas monitoruję okolicę.
- Nie wątpię, że to
potrafisz – Kronos złapał go za ramię, od razu przenosząc ich do domu. – Jednak
nie znasz w pełni tego świata i możliwości mojego brata.
- Wiem – westchnął
ugodzony słowami mężczyzny – chciałem po prostu mieć chwilę spokoju.
- Słyszałem o twoim
zatargu z Shikim – postanowił poruszyć drażliwy temat – o co masz do niego żal?
- Żal?! – Zastanowił
się chwilę. – Nie jestem pewien, czy tak można ująć to, co czuję.
- A co czujesz? –
Starał się wyciągnąć z chłopca jak najwięcej informacji. – Spróbuj to nazwać.
- Rozczarowanie i mocny
zawód – szeptał w skupieniu – w dodatku złość. W tamtej chwili naprawdę
potrzebowałem jego pomocy, a on mnie olał. Miał gdzieś to, co się ze mną
stanie.
- Wiesz, że jesteś mu
potrzebny? – Zapytał, jednocześnie sprawdzając jego reakcję. – Jego Chaos…
- Jego Chaos niemal
mnie zabił, a on nawet nie kiwnął palcem – przerwał mu w irytacji – miał gdzieś
takiego śmiecia z ulicy bez rodziny.
- Nie jesteś żadnym
śmieciem z ulicy – wtrąciła się Lavi, wchodząc do salonu – a rodzinę posiadasz
pacanie! Masz mnie, Skota i Amy, a twój dziadek powierzył cię Adamowi.
- Tak, wiem – jęknął
speszony – jeszcze nie całkiem to do mnie dotarło.
- Z czasem przywykniesz
– uśmiechnęła się ciepło – wiem jak to jest być śmieciem, dlatego nie chcę by
ktokolwiek tak się czuł.
- Gdzie jest mój Fly? –
Przez salon przeleciała Arsura. Po tembrze głosu, słychać było, że jest w
stanie nietrzeźwości. – Mój, mały, słodki Motylek.
- Najwidoczniej Akasza
i Arsura skończyły się godzić – zauważyła Lavi w śmiechu – biedny Eris będzie
miał urwanie głowy.
- Z tą imprezowiczką? –
Kronos uniósł jedną brew. – Na pewno.
* * *
Czytał książkę, kiedy
ktoś zaczął dobijać się do drzwi jego pokoju. Z początku to zignorował, czując
nieprzyjemną "alkoholobodobną" woń. Niestety intensywność stukania zaczęła się
zwiększać, a kiedy doszło do niego żałosne zawodzenie nazbyt znajomego mu
kobiecego głosu, postanowił to zakończyć. Otworzył drzwi, za którymi stała na
chwiejnych nogach Arsura. Jej mina nie należała do zadowolonych, a ogniste
spojrzenie pulsowało niebezpieczną złością.
- Fly – wybełkotała,
nogą uniemożliwiając mu zamknięcie drzwi. Pomimo nietrzeźwości trafnie
odczytała jego chęć ucieczki. – Niegrzeczny motylek ucieka od konfrontacji.
- To trochę nie tak –
starał się jakoś od tego wykręcić – jesteś nietrzeźwa.
- Oj tam, oj tam –
machnęła ręką, po czym rzuciła się chłopakowi na szyję – tak bardzo tęskniłam,
a ty nie?
- Tęskniłem – sapnął z
ledwością utrzymując jej ciężar – Arsuro, proszę.
- Nie, Fly – złapała go
za nos i pociągnęła w dół – czemu ściąłeś włosy?
- Shiki mnie ukarał za
to, że chciałem umrzeć – jęknął z bólu – puść.
- W takim razie dobrze
uczynił – wezbrała w niej wściekłość – jak mogłeś to zrobić?
- Ja… ja – nie potrafił
jej tego wyjaśnić – jestem słaby Arsuro.
- A ty znowu swoje –
westchnęła już prawie trzeźwa. Eliksiry nie działały długo na jej organizm, co
było zaletą w jej profesji szpiega. – Jak mogłeś zataić przede mną tamtą
sprawę?
- A co by dało gdybym
ci to powiedział? – Odsunął się od niej, pocierając nos. – Byłem sam. Zawsze tak
było. Ty gdzieś spełniałaś rozkazy Drakuna, a ja tkwiłem w jaskini.
- Wiem, że starałeś się
ze mną skontaktować – zbliżyła się do niego, jednak on oddalał się o tę samą
ilość kroków – Drakun cię za to karał. Miałam podobnie i podejrzewam, że tamto
zdarzenie miało na celu zranienie naszej dwójki. Oni chcieli zerwać nasze
więzi. Nie udało im się, prawda? Prawda, Fly?
- Prawda – wymamrotał w
szoku. Arsura pierwszy raz zareagowała w taki sposób. Zazwyczaj tłumiła
wszelkie oznaki emocji. – Zależy ci?!
- Masz jakieś
wątpliwości? – Dopadła go przy łóżku. Wylądował na nim, topiąc się w pościeli.
– Mój śliczny chłopiec.
- Ars, zwolnij –
poprosił w zawstydzeniu. Jej bliskość wprawiała jego serce w zbyt szybki ruch.
W dodatku przez traumę ciężko znosił podobne sytuacje. – Błagam.
- Nie bój się –
uspokajała go delikatnie głaszcząc jego policzek – wspólnie pokonamy ten
strach. Zbyt długo nas izolowano.
- Masz prawo wybrać
kogoś bardziej odpowiedniego – chciał dla niej jak najlepiej – Nie jestem
godzien kogoś takiego jak ty.
- Mylisz się – zaśmiała
się szczerze, po czym pocałowała go w czoło – Pamiętasz jak kiedyś zakradłam się
do komnat Drakuna i ukradłam jego sztylet? Chcieli mnie ukarać, ale wziąłeś
winę na siebie. Byłeś pierwszą osobą, która stanęła po mojej stronie. To
właśnie wtedy dokonałam wyboru. Kocham cię Erisie i wiem, że ty także…
- Masz rację – patrzył
jej w oczy – także cię kocham. Zawsze mnie broniłaś, a ja wciąż przysparzałem
ci problemów. Moja słabość…
- Twoja słabość jest
urocza – uśmiechnęła się do niego ciepło – Rola rycerza w lśniącej zbroi bardzo
mi pasuje, a ty jesteś moją piękną księżniczką.
- Nie powinno się kopać
leżącego – jęknął zażenowany i cały czerwony na twarzy – ty uwielbiasz
sprzeczności.
- Jak ty mnie znasz –
uszczypnęła go w policzek – oczywiście, że uwielbiam sprzeczności. Nasz związek
to potwierdza.
- To my stworzyliśmy
już jakiś związek?! – Niemal pisnął, gdy pchnęła go na poduszki. – Nawiązaliśmy
więź, ale związek to chyba jeszcze nie…
- Podnieciłeś się? –
Złapała go za krocze. – Dojrzewasz i prawidłowo reagujesz na dotyk kobiety.
- Ars – starał się
odsunąć, ale na to nie pozwoliła – to stanowczo za szybko.
- Żadne takie Fly –
zachichotała rozbawiona jego nieśmiałością. Za to właśnie go kochała. – Długo
na ciebie czekałam.
- To jeszcze poczekasz
Arsuro – zostali przyłapani.
- To zły moment
Kronosie – warknęła niezadowolona – zostaw nas, jeśli łaska.
- Eris nie jest w
formie na te sprawy – odparł w nieustępliwy sposób – Jego umysł nie nadąża za
reakcjami ciała.
- Co?! – Zdębiał na to
stwierdzenie. – To nie…
- Znajdę czas na
rozmowę o dorosłym życiu i dojrzewaniu – posłał chłopakowi wymowne spojrzenie.
Nie mógł się powstrzymać by mu nie podokuczać. – Porozmawiamy o pszczółkach i
kwiatkach.
- Nie trzeba – mruknął
urażonym głosem – znam dane na ten temat. Nie jestem zacofany.
- No raczej – Arsura
przyszła mu z pomocą – po prostu jesteś strasznie nieśmiały, a przy tym uroczy.
- Dzieciaki i ich
popędy – westchnął zrezygnowany – dokończycie innym razem, a teraz prosiłbym
cię Arsuro byś wróciła do pokoju gościnnego.
- Przestań się wtrącać
– syknęła, po czym zjawiła się przy nim płonąc z gniewu – Eris jest mój.
- Nie kwestionuję
twoich odczuć – błyskawicznie zareagował pieczętując jej ogień błękitnym
płomieniem – po prostu proszę o przystopowanie dzieciaku.
- Chcesz wykorzystać
Fly’a – wytknęła mu z nienawiścią w oczach – Coś ty mi zrobił?
- Ograniczyłem twoje
zdolności – wyjaśnił kierując się do drzwi – teraz mi nie sfajczysz domu jak
ostatnim razem.
- To był wypadek –
raptownie spokorniała – Daimon zaświadczy.
- Zakładanie się o to,
kto buchnie większym płomieniem nie nazywałbym wypadkiem – wyprowadził ją z
błędu – Eris dorósł, lecz ty nadal jesteś dzieciakiem Arsuro.
Opuścił pokój
pozostawiając dzieciaki z mieszanymi uczuciami.
Eris patrzył na
sfrustrowaną dziewczynę. Jej ogniste włosy przybrały barwę kasztanu, a
płomienne oczy czystego błękitu. Była piękna w każdym calu. Taką też ją
pamiętał.
- Co zamierzasz? –
Spytał ostrożnie.
- Nie próbuj mnie
pocieszać Fly – uśmiechnęła się do niego pomimo goryczy – Kronos ma rację.
Nadal jestem strasznie dziecinna.
- I co z tego? – Nie
rozumiał jej złości. – Taką cię pamiętam i taką kocham.
- Dziękuję – przytuliła
go, po czym ruszyła do drzwi – wrócę już do pokoju.
* * *
Przechadzała się po
jaskini Piątego. Bywała tu czasami z rozkazu ojca, ale nigdy z własnej woli.
Teraz było inaczej. Zazdrościła Butterfly’owi jego więzi z Arsurą.
- Czemu się izolowałeś?
– Patrzyła na szklane kule zawieszone w powietrzu. Część z nich świeciła na
niebiesko, a część na ciemny fiolet lub czerwień. Jedną obsiadły motyle
Piątego. – Z tego co pamiętam te robale usuwały obecność intruzów.
Podeszła do kuli i
wzięła ją do ręki. Kiedy do niej zajrzała, zamarła. Tyle okrucieństwa i zero
współczucia. Nie miała pojęcia, że Kastor
był zdolny do takich rzeczy. Nie względem rodziny.
„- Nie ma czegoś takiego jak miłość. Wszyscy co sądzą inaczej są w wielkim
błędzie. Myślałeś, że ojciec cię kocha? Teraz wiesz co o tobie myśli szmato.”
Z obrzydzeniem odłożyła
kulę. W oczach stanęły jej łzy i poczuła ból w piersi. Czyżby Kastor jedynie
wykorzystywał jej uczucia jako środek do sprzymierzenia ich mocy? Odpowiedź
znalazła w kilku kolejnych kulach.
„-
Mira jest jak pies. Wystarczy dać jej jakiś ochłap mięsa by nadal tkwiła przy
nodze pana. Jest idiotką, mając nadzieję, że coś do niej czuję.”
Cisnęła kulą o ścianę.
To tak strasznie bolało. Osoba, którą kochała miała ją za śmiecia. Jak Butterfly
przetrwał tyle czasu ze świadomością, że jest nikim dla ojca i rodzeństwa?
Tkwił w tej jaskini nie wyściubiając nosa. Zrobił to dopiero dla Lavi.
Dlaczego? Co nim kierowało?
Zacisnęła dłonie w
pięści i wzięła głęboki oddech. Musiała ukoić nerwy i ostudzić emocje. Gdy to
zrobiła, opuściła jaskinię z postanowieniem, że osobiście rozwieje wątpliwości
po przez rozmowę z Piątym i Arsurą. Kiedy to nastąpi, podejmie ostateczną
decyzję.
* * *
Rysowała. Siedziała na kanapie w salonie i
próbowała w ten sposób zabić nudę. Kiedyś narzekała na tryb życia w rezydencji
Darków, ale dom Kronosa i Akaszy okazał się gorszym więzieniem.
- Tam przynajmniej
mogłam wyjść na zewnątrz – westchnęła, szkicując płomienie tańczące na palenisku
kominka – nawet szkoła wydaje się być świetną rozrywką.
- Widzę, że nuda daje
ci w kość – zagadnął ją Akira, zjawiając się tuż za nią – odkryłem nową
zdolność.
- Tak? – Zerknęła na
zadowolonego chłopaka. – Jaką?
- Mogę przemieszczać
się cieniami – oznajmił szczerząc się jak do sera. Coraz bardziej zaczynała go
lubić jak młodszego brata. – A nawet przenosić tak rzeczy i ludzi.
- A nie potrafiłeś tego
wcześniej? – Zastanawiała się sceptyczna do nowej informacji. – Przeniosłeś tak
Lavi i Yuki do tego więzienia.
- To była inna sprawa –
starał się rozwiać jej wątpliwości – wtedy stworzyłem portal pomiędzy
wymiarami. A teraz mogę zrobić tak.
Rzucił poduszkę w cień
obok kominka, która pojawiła się po drugiej stronie salonu. Następnie sam
zniknął, by po chwili przynieść tymczasowy eksponat doświadczalny dziewczynie.
- Fajnie – nie kryła zaskoczenia,
gdy wyskoczył zza kominka z poduszką pod pachą – Ciekawe, czy ja mam jakieś
zdolności?
- Jesteś wampirzycą –
zauważył, siadając obok niej – czyli posiadasz jakieś moce.
- Tak – zgodziła się z
nim, lecz nie podzielała jego optymizmu – jednak to znikome w porównaniu z
wami. W naszym kwartecie stanowię najsłabsze ogniwo.
- Nie jesteś słaba –
pocieszał ją pomimo braku doświadczenia w tej kwestii – nie wątp we własne
siły. Dziadek zawsze mi powtarzał, że nie ma słabych ludzi, są jedynie nie
wierzący we własne możliwości. Nie poddawaj się, a zobaczysz na co cię stać.
- Twój dziadek był
naprawdę mądry – szepnęła cicho – dziękuję.
- Był najmądrzejszym
gościem jakiego znałem – posmutniał, wspominając zmarłego opiekuna – Zanim
poznałem Lavi i was, miałem jedynie jego.
- Rozumiem –
uśmiechnęła się, pojmując wartość nawiązanej więzi z Akirą – Co sądzisz o
zostaniu moim młodszym braciszkiem?
- Może być – wzruszył
ramionami, próbując ukryć zawstydzenie – a Skot nie będzie mieć nic przeciwko?
- Niby czemu miałby mieć?
– Zdumiała się, lecz po chwili zrozumiała. – To moja decyzja, a Skot nie ma tu
nic do gadania. Nawet jako mój stwórca.
- Aha – wstał z
miejsca. Starał się ukryć zalążki łez szczęścia w oczach i soczyste rumieńce.
Tak bardzo chciał mieć rodzinę, a teraz spełniło się jego pragnienie. – Pójdę
już.
Błyskawicznie zniknął w
najbliższym cieniu, nie dając jej okazji do odpowiedzi.
- Zyskałam uroczego
brata – zachichotała, wracając do rysowania – choć i tak nie przebija słodyczą
Mikiego.
* * *
Wracał właśnie z karnej
tułaczki do domu. Czas spędzony z dala od matki był naprawdę świetną formą
odpoczynku. Niestety zamrożone środki to co innego. Rodzicielka dobrze
wiedziała jak dać mu nieźle w kość i skłonić do zmiany nastawienia w stosunku
do życia.
- Trochę mnie tu nie
było – westchnął, przystając na chwilę kilka mil od domu. Jego czarne jak heban
włosy zmierzwił dość silny wiatr, dlatego zakrył je kapturem płaszcza. Powęszył
trochę nosem, wyczuwając nowy zapach. Należał do grupy dzieciaków i dochodził od strony domu. To było zaskakujące acz zabawne. Nagle do jego nozdrzy doszedł
jeszcze jeden zapach, lecz z przeciwnej strony. – Smród żądzy.
Uchylił się w ostatnim
momencie, dostrzegając srebro ostrza. Błyskawicznie odskoczył w bok i zaklęciem
unieszkodliwił napastnika.
- Jak śmiesz mnie
atakować smoku!? – Warknął, uderzając go kolejną falą mocy. – Sądziłeś, że masz
z kim do czynienia łajzo?
- Cholera – syknął
blondyn, znikając niemal natychmiast.
- Tchórzliwy śmieć –
splunął, po czym ruszył dalej – nienawidzę takich typów.
Kiedy wszedł do domu,
od razu zauważył zmiany. Dawna aura ponurej pustki została wyparta przez życie.
To dość spora odmiana.
Na wszelki wypadek
ukrył swoją obecność. Wolał być niewidzialnym dla przybyłych przed nim gości.
Minął pewną dziewczynkę, która goniła za jakimś cieniem. Później z kąta wyłonił
się jakiś szczeniak z mroczną aurą. Wyczuł go jak na cienistą bestię przystało.
- Ciekawych gości
sprowadził matce Kronos – zachichotał, by nagle się zatrzymać w salonie.
Siedziała tam dziewczyna z kręconymi włosami. Wampirzyca. Może nie wzbudziłaby
w nim tyle emocji, gdyby nie spojrzała w jego stronę czujnym wzrokiem. –
Niemożliwe.
- Kto tu jest? –
Spytała przestrzeń, jednak nie raczył jej odpowiedzieć. Zamiast tego szybko
przemierzył salon, chcąc uniknąć konfrontacji.
- I kto tu okazuje się większym tchórzem? – Pomyślał, wymierzając
sobie mentalnego policzka. – Jest
naprawdę piękna.
* * *
Pojawił się we własnej
jaskini. Z ledwością zdołał wrócić z tego zakichanego świata demonicznych
kreatur. Źle wyczuł siłę obranego celu. Nigdy by się nie spodziewał, że demon
może posiadać aż tak wielką moc. W tym przypadku różnica była kolosalna.
- Cholera! – Warknął,
kuśtykając do łóżka. Skok pomiędzy światami i rozległe rany czyniły z niego
ochłap ścierwa. – Taki błąd jest niedopuszczalny!
* * *
Otworzył zmęczone oczy.
Pomimo kilku godzin głębokiego snu nie nawiedziła go żadna wizja. Niestety
utrzymywanie bariery kosztowało go sporo energii.
- Robisz postępy –
pochwalił go nauczyciel. Pewnego dnia ot tak się zmaterializował w jego pokoju
i kazał nazywać się Ne-kunem. Ponoć to zdrobnienie od Neczunga, ale to nie było
ważne w obecnej sytuacji. Grunt, że mocno mu pomógł uporać się z realistycznymi
wizjami. – Potrafisz już utrzymać osłonę przez kilka godzin.
- Ta ochrona zużywa
nakłady energii – skarżył się, masując kąciki oczu – śpię, a jestem wykończony.
- Początki zawsze są
trudne – pocieszał go łagodnie – uczysz się dopiero trzeci dzień. A twój
organizm nie przywykł do tego rodzaju energii. Jesteś wampirem, a to utrudnia
sprawę.
- Jak bardzo? –
Upewniał się, chcąc poznać stojące na jego drodze przeszkody. – Może spytam
inaczej. Jak mogę obejść te ograniczenia?
- Jeszcze nie
opanowałeś podstaw, a już chcesz sforsować ograniczniki – zaśmiał się,
prztykając go w czoło – wróć na ziemię Skocie Darku!
- Ale to możliwe? –
Masował bolące czoło. – Prawda?
- Dowiesz się w swoim
czasie – unikał odpowiedzi. Nie chciał robić dzieciakowi złudnych nadziei.
Jeszcze nie. Najpierw musiał oszlifować ten diament o sporej ilości potencjału.
– Teraz odpocznij. Dopilnuję byś nigdzie nie odleciał.
Zaklęciem uśpił
nastolatka. Dzieciak szybko się uczył, ale za bardzo próbował rozpracować
schemat szkolenia. Może nie należał do najinteligentniejszych stworzeń, ale
posiadał spory potencjał. Stworzył krąg z własnej energii, by zapewnić chłopcu
bezpieczeństwo, po czym zaczął bawić się z Baku.
- Jest wrażliwy –
sapnął, zerkając na śpiącego, tymczasowego podopiecznego – nigdy bym nie
przypuszczał, że wampir może mieć w sobie tyle emocji.
* * *
Przechadzał się po
pokoju rozważając kolejne ruchy. Martwił się o Skota, a Kronos złośliwiec w
ogóle nie chciał poruszać jego tematu.
- Może jednak lepiej się ujawnić – zasugerował mu Onyx – twoje emocje zaczynają mnie bombardować.
- Mam powody – mruknął,
nadal tkwiąc w zamyśleniu – trochę się tego nazbierało.
- Pogadajmy jak dorośli ludzie – nienawidził, gdy Adam w pojedynkę
mierzył się z problemami. Wówczas w środku robił się zimny i rozbity. Ten stan
nie należał do przyjemnych, gdy rezydowało się wewnątrz. – Znowu się izolujesz, zamiast rozmawiać. Zrozum wreszcie, że nie jesteś
sam!
- To moje problemy – westchnął
smętnie – nic ci do tego.
- Nic mi do tego. Nic mi do tego. – Powtórzył nie ukrywając złości. –
Jesteśmy jednym! Niech to wreszcie do
ciebie dotrze! Twoje rozterki z automatu stają się moimi!
-
No i? – Zbywał go lekceważąco.
- Rób tak dalej, a na dobre przejmę twoje ciało – ostrzegał,
zgrzytając zębami – wówczas poczujesz to
co ja, gdy jestem poza kontrolą.
-
Grozisz mi? – Tego się nie spodziewał. – Nie ośmielisz się.
- A chcesz się przekonać? – Nie zamierzał być łagodny. Zbyt długo
znosił osamotnienie spowodowane wycofaniem tego upartego wampira. – Jestem starszy Adamie i znam więcej sztuczek
niż ty nieudolny wampirze.
- Nie możesz – teraz to
Adam wpadł w gniew – To moje ciało i moje życie.
- Twoje ciało, ale nasze życie – poprawił go jak nauczyciel – Jak długo chcesz tkwić w tej przeklętej
mgle? Czas się wreszcie odważyć z niej wyjść. Może jak zamienimy się rolami,
wówczas zrozumiesz jakie błędy non stop powielasz?
- Czy ty próbujesz
zgrywać mojego ojca? – Zdębiał, słysząc
słowa smoka. – Nie zgrywaj…
- Nie jestem aż tak stary. Traktuję cię raczej jak młodszego i niemądrego
brata – wyśmiał go bezczelnie. Nie zamierzał być delikatny. – To dla twojego dobra. Kiedyś mi podziękujesz.
- Przestań – jego głowę
przeszył potworny ból, który powoli przeszedł na resztę ciała. Po tym nastąpiła
raptowna niemoc, by wreszcie mógł sobie uświadomić, że jest niewolnikiem
własnego ciała. Onyx go uziemił jak dziecko, które za karę dostaje szlaban. – To się nie dzieje.
- Przemyśl to, co
zamierzasz uczynić względem naszego partnerstwa. Dotychczasowy układ mi nie
leży, więc radzę coś zmienić. – Polecił mu Onyx. – Cierpliwie zaczekam na
odpowiedź Adamie.
* * *
Dochodził do siebie,
ale nadal odczuwał ból w miejscach ran. Mroczna magia demona sprawiała, że
goiły się znacznie wolniej niż zazwyczaj.
- Gdzie jest Mira? –
Spytał jednego ze swoich sługusów. – Powinna już tu być.
- Panienka Mira nie
wróciła do pokoju na noc – poinformował go sługa – To już druga noc z rzędu.
- Rozumiem – sapnął
niezadowolony – znalazła sobie czas na zabawę. Idiotka.
* * *
Patrzyła na pogrążonego
w myślach Shikiego. Nadal ciężko było się przyzwyczaić do jego pozbawionej mocy
postaci. Nigdy by nie przypuszczała, że był blondynem. Od dziecka widywała go
jako czarnego żniwiarza.
- Wszystkie dzieci
smoka zmieniają postać po przebudzeniu mocy – poinformowała ją szeptem Yuki,
odgadując nurtujące ją pytanie – Ja jestem spokojniejsza, widząc go w tej
formie. Nienawidzi jej, ale wie, że to dobry moment by pogodzić się z
przeszłością.
- Rozumiem – odszepnęła,
bojąc się przerwać medytację Shikiego – Jako żniwiarz wyglądał dość strasznie,
ale i cool. Teraz wygląda łagodnie jak jakiś anioł.
- Zdajecie sobie
sprawę, że wszystko słyszę? – Mruknął, nie otwierając oczu. Te szepty były
irytujące. – Jeśli chcecie mnie obgadywać, to nie w mojej obecności.
- Kiedy to o wiele
zabawniejsze – zaświergotała Yuki – od razu wiesz co o tobie myślimy, a my
możemy obserwować twoje reakcje.
- Ty żmijo! – Zgromił
ją groźnym spojrzeniem. – i jeszcze uczysz tej jadowitości dzieci!
- Wypraszam sobie –
obruszyła się Lavi – nie jestem już dzieckiem!
- Wmawiaj sobie to
dalej smarku – sarknął złośliwym tonem – idź się lepiej pobawić z koleżkami,
zamiast konspirować z tym soplem lodu!
- Przegiąłeś! – Lavi z
wymownym dzióbkiem opuściła pokój. – Akira ma rację. Jesteś dupkiem.
- Że co proszę?! –
Zdębiał, słysząc takie określenie z ust nastolatki. – Wracaj tu!
- Ani myślę! – Pokazała
mu język, uciekając w stronę pokoju przyjaciółki.
- Czy ty próbujesz
zniechęcić do siebie wszystkie dzieciaki? – Zapytała w udawanym śmiechu Yuki. –
Sprzeczam się z tobą z miłości, ale Lavi oberwało się niechcący. Powinieneś
porozmawiać z tym młodocianym kwartecikiem.
- Czemu to ja mam
zaczynać? – Westchnął ponuro. – Jeśli coś do mnie mają, to niech mi to
powiedzą.
- I kto tu jest
dzieckiem? – Opadały jej ręce w reakcji na jego zachowanie. – Dorośnij!
* * *
Siedział na parapecie
jednego z okien korytarza. Lubił przypatrywać się czarnej mgle. Jej widok jakoś
go uspokajał. Zbliżał się dzień urodzin dziadka i jakoś ciężko było mu się
pogodzić z wiedzą, że nie spędzą ich już wspólnie.
- Beznadzieja – mruknął
smętnie w kolana – Odszedłeś i wszystko zaczęło się rypać.
- Mam cię – ktoś złapał
go za ramię. Kiedy spojrzał kto to, okazało się, że jakiś pomniejszy demon. Po
nieprzytomnych oczach poznał, że jest opętany. – Już nie pokrzyżujesz moich
planów.
- Ciekawe – ziewnął
znudzony – kolejny sługa pójdzie do piachu.
- Nie ignoruj mnie
szczeniaku – warknął przez zęby jeszcze mocniej zaciskając palce na ramieniu
chłopca – ty chyba chcesz umrzeć w męczarniach.
- Śmierć jest trochę
przereklamowana – zerknął mrocznie na napastnika – lubisz bawić się w
sadystycznego dupka, ale niestety ja nienawidzę roli ofiary.
- To mamy problem –
syknął jadowicie, wbijając szpony w ciało nastolatka, jednak ten nawet się nie
skrzywił z bólu – Poćwiartuję cię na małe kawałeczki.
- Serio?! – Uznał, że
koniec tej gadki. Zmienił się w cień i zmaterializował tuż za demonem.
Następnie ze złośliwym uśmieszkiem kopnął go w cztery litery tak, że ten upadł
na kolana. – Och, przepraszam za tę potwarz.
- Bezczelny bachor –
wydyszał wściekły – wiesz z kim masz do czynienia?
- Z tchórzem, który
podstępem zdetronizował brata – odparł beznamiętnie – czekaj Drakun, tak?
- Zmieniłem zdanie –
wstał, pałając nienawiścią do tego chłopca – złapię cię i udomowię.
- Nie ma takiej opcji –
pokazał mu środkowy palec – preferuję bardziej samowolne rozrywki.
- Oj, ty zapewnisz mi
jej dość sporo – mierzył go czujnym spojrzeniem – każdego dnia będę sprawiał,
że zaskomlesz błagając o łaskę.
- Możesz sobie pomarzyć
– odwrócił się i zaczął odchodzić – czas na drzemkę.
- Drzemkę?! – To
stwierdzenie i zachowanie całkowicie zbiło go z tropu. Ten dzieciak w ogóle się
go nie bał. I jeszcze śmiał go ignorować. – Myślisz, że pozwolę ci zwiać?
- Odwal się ćwoku –
sapnął, unikając ciosu Drakuna. Ramię pulsowało niemiłosiernym bólem, ale jakoś
uśmierzył go cieniem. Teraz zyskał kolejną ranę na plecach. – Przez ciebie będę
miał problem z laskami na plaży.
- To akurat twoje
najmniejsze zmartwienie – rzucił mu wściekle napastnik – pokiereszuję ci tak
buźkę, że będziesz straszył dziewczyny samym widokiem.
- Słaby tekst staruszku
– westchnął, po czym zniknął w cieniu – Bywaj.
- Jeszcze cię schwytam
– uderzył w ścianę pałając żądzą krwi. W dodatku czas opętania zbliżał się ku
końcowi. Ciało powoli zaczynało się zużywać. – Wrócę tu i cię ukatrupię.
* * *
Biegł przed siebie
cienistym tunelem. Nagle coś przykuło jego uwagę, wyrywając go z toru ruchu.
Kiedy otworzył oczy, zobaczył stojącego tuż przed nim Adama. Nie to nie była
aura wampira.
- Onyx – wyszeptał
siląc się na spokój – Jak to możliwe?
- Używałeś cienistego
przejścia – zauważył smok, kucając przy rannym chłopcu – Kto cię zranił?
- Ten dupek Drakun –
odpowiedział w złości – zresztą nieważne.
- Widzę, że starałeś
się zatamować krwawienie – pochwalił go, oglądając ranę na ramieniu – trochę
nieudolna robota, ale dopiero się uczysz.
- Eris uczy mnie medytować
– poinformował go nieśmiało – to pomaga. Przestałem słabnąć i odzyskuję siły.
- Przestałeś umierać, a
mimo to wdałeś się w bójkę z Drakunem – zganił go pełen sceptycyzmu – czy nadal
chcesz umrzeć?
- Co?! – Wytrzeszczył
oczy w szoku. – Nie bardzo.
- To dobrze –
uśmiechnął się, po czym uleczył jego rany – wiesz co powinieneś zrobić?
- Nie do końca –
pokręcił głową – uczę się medytować, a przy okazji poznaję możliwości mroku.
- Jest zupełnie
odwrotnie – prztyknął go w nos. Polubił tego dzieciaka. – To mrok poznaje
możliwości twojego ciała i umysłu. Nie lekceważ jego siły.
- Jak to? – Nie
rozumiał usłyszanych słów. – To co mam robić?
- Medytacja jest
jedynie sposobem na wyciszenie – wyjaśniał łagodnie, ignorując niezadowolonego
Adama wewnątrz siebie – powinieneś być przy posiadaczu Chaosu.
- Olał mnie – bąknął w
dąsach – to dupek.
- Dupek czy nie, musisz
z nim współgrać – wyprowadził go z błędu – jesteś kluczem do opanowania Chaosu.
Musisz mierzyć się z mrokiem każdego dnia, inaczej polegniesz.
- Jak mam to niby
robić? – Poczuł niepokój. – Czemu ty nie możesz mnie uczyć? Też jesteś władcą
mroku.
- Mrok Chaosu, a mój to
dwie różne siły – zaśmiał się, mierzwiąc włosy chłopca – Bliżej ci do tej
pierwszej.
- Czyli nie mam co
liczyć na twoją pomoc? – Upewniał się rozczarowany. – Wszystko jasne.
- Nie będę cię uczył –
potwierdził dla jasności – jednak zawsze mogę służyć dobrą radą.
- Serio?! – Nie
wierzył. – Nie wywalisz mnie? Nawet gdy przyjdę z jakimś bzdetem?
- Przychodź nawet z
bzdetem – uśmiechnął się łagodnie – Adam ma swoich pupilków, więc ja mogę mieć
choć jednego. A teraz zmykaj!
- Ta jest! –
Zasalutował szczęśliwy, że wreszcie ma kogoś kogo może uważać za mentora.
Następnie ruszył do cienia. – Dziękuję.
-
Nie dawaj mu złudnych nadziei – ostrzegał go Adam – To jeszcze straszny dzieciak.
- Jestem poważny
względem tego smyka – odpowiedział mu zdecydowanym tonem – Nie bądź zazdrosny
Adamie. Ty zawsze pozostaniesz na pierwszym miejscu listy ulubieńców.
- Też mi coś – obruszył się na te słowa – ile jeszcze zamierzasz mnie izolować?
- Wystarczająco długo
byś zrozumiał łączącą nasz więź – poinformował go dość władczo, dając do
zrozumienia, że koniec rozmowy – wracaj do refleksji nad tym tematem.
* * *
Czas rytuału zbliżał
się nieubłaganie, jednak nie wszystko szło zgodnie z planem. Młody Dark nie
opanował jeszcze daru widzenia, a Shiki z Akirą w ogóle nie współpracowali. W
dodatku Amy nie przebudziła w sobie krwi demona. Rozwinął się za to Eris z
Lavi.
- Co cię tak nurtuje? –
Zagadnęła go Akasza. – Przestań się zamartwiać. Nie rozwiązuj problemów tych
dzieci na siłę. Po prostu je z nim skonfrontuj.
- Ciekawe rozwiązanie –
mruknął, kierując na nią spojrzenie – ma też spore szanse na powodzenie.
- Oczywiście, że ma
szansę – udała dąsy – dzieci powinny uczyć się samodzielności.
- Pozostaje jednak
kwestia konfrontacji dwójki uparciuchów – zastanawiał się na głos – trzeba
stworzyć im odpowiednie warunki.
- Ciągłe obmyślanie
planów zachwiało twój zmysł dostrzegania prostych rozwiązań – przytuliła go i
pocałowała w czoło – Poproś o pomoc Onyxa i starszego Darka.
- Zaskakujesz mnie Aks
– odwzajemnił pocałunek tyle, że w usta – za bardzo skupiam się na
konsekwencjach.
- Daj dzieciakom wolną
rękę – poradziła mu z uśmiechem na twarzy – potrafią się ogarnąć, gdy trzeba.
- Przemyślę to –
obiecał ciężko wzdychając – tymczasem wrócił twój syn marnotrawny.
* * *
Śniadanie odbyło się w
dość niemrawej atmosferze. Jedynie damska część była rozmowna. Męska za to
tkwiła w żelaznej ciszy.
- Czy możemy już odejść
od stołu? – Spytała Lavi za siebie i Amy. – Skończyłyśmy jeść.
- Co was tak nagli? –
Akasza zdumiona zerknęła na męża, który nawet nie zareagował. – Idźcie.
- Dziękujemy – Amy
skłoniła się uprzejmie, po czym ruszyła za przyjaciółką.
Po chwili w ich ślady
poszła Yuki, Arsura i Eris. Kiedy Akira wstał od stołu, Kronos nieznacznie
poruszył dłonią pod stołem, uwalniając wcześniej rzucone zaklęcie. Chłopiec
zniknął za drzwiami niczego nieświadomy.
- Co jest grane? –
Shiki opuszczając jadalnię znalazł się w niewielkim pokoju zamiast na korytarzu.
– I co jeszcze?
- Witam panowie – z
cienia wyłonił się Adam, lecz o znacznie mroczniejszej aurze – czas byście
doszli do porozumienia.
- Onyx – Akira nie krył
niezadowolenia, tym bardziej, że nie mógł wymknąć się przy pomocy cienia – To
twoja sprawka, prawda?
- Masz słuszność –
zaśmiał się rozbawiony minami obojga – Kronos pozwolił mi się nieco rozerwać.
- Gdzie Adam? – Shiki
wtrącił się do rozmowy. – Co za Onyx?
- Adam ma coś na miarę
aresztu domowego – uśmiechnął się w odpowiedzi – I nie twój interes posiadaczu
Chaosu. Moim zadaniem jest sprawić byście zaczęli współpracować.
- Nie ma takiej opcji –
burknął Akira, odwracając się tyłem do reszty – chcę stąd wyjść.
- Dorośnij mały –
poradził mu spokojnie, nadal obserwując młodszego smoka – najlepiej byście
dorośli razem.
- I co jeszcze? – Shiki
powtórzył wcześniejsze pytanie. – Mam się układać ze szczylem i tkwić w tym
pokoju. I kiedy niby przeszliśmy na ty?
- Nim zamieszkałem w
ciele Adama zdążyłem trochę pożyć. – Poinformował go pełen powagi. – Dodam tylko,
że gdy ty byłeś jedynie w planach, ja patrzyłem jak wyrzynają moją rodzinę.
- Oj dałbyś wreszcie spokój – jęknął znudzony Adam – pouczanie tej dwójki nie ma sensu i logiki.
Najlepiej zostawić ich samych sobie.
- Chcę pogadać z kimś
więcej niż z tobą – westchnął cicho w irytacji, po czym ponownie zwrócił się do
Akiry i Shikiego – Wybaczcie to taki wewnętrzny konflikcik. Powiedzmy.
- Nie mam zamiaru
siedzieć tu z tym burakiem – Akira wskazał palcem Shikiego – Mam ważniejsze
sprawy na głowie.
- Sądziłem, że wszystko
sobie wyjaśniliśmy wcześniej – Onyx pokręcił zrezygnowany głową – Ty i Chaos
musicie być blisko.
- Mam być blisko
czegoś, co prawie mnie zabiło – wyrzucił z siebie z goryczą w głosie – nie chcę
być blisko kogoś, kto w każdej chwili mnie porzuci jak śmiecia.
- Aby wasza symbioza
miała jakiś sens, musicie zaakceptować powstały między wami związek – wyjaśniał,
specjalnie nie nawiązując do wypowiedzi chłopca – zostawię was w tym pokoju
samych. Mam nadzieję, że kiedy tu wrócę, nastąpi jakiś progres. A tak dla
waszej informacji, nie sforsujecie mojej bariery dopóki się nie zjednoczycie.
Zniknął z pokoju dla
pewności wzmacniając barierę wokół niego. Dał im wskazówkę jak mogą się stamtąd
wydostać. Reszta pozostawała w ich rękach.
* * *
Znalazły pusty pokój po
drugiej stronie domu. Szukały miejsca, gdzie będą w miarę możliwości jak
najdalej od kogokolwiek. Zdawały sobie jednak sprawę z tego, iż to nie jest
wykonalne w stu procentach.
- To co sugerujesz? –
Amy zwróciła się do przyjaciółki z tym ciężkim do wytrzymania, melancholijnym
spojrzeniem. – Masz w ogóle jakiś pomysł?
- Grunt by się nie
poddawać – wyszczerzyła się, próbując w ten sposób zatuszować niepewność. Nie
mogła zasiewać w niej ziarna porażki. – Może spróbujemy medytacji? Shikiemu i
Akirze pomogła.
- Problem w tym, że oni
medytują by stłumić w sobie mrok – zauważyła nieprzekonana co do tego pomysłu –
Ja chcę przebudzić domieszkę demonicznej krwi.
- Rozumiem twoje
wątpliwości, ale co ci szkodzi? – Nakłaniała ją do spróbowania. – Możliwe, że
to da nam jakiś fundament do działań. Od czegoś trzeba zacząć, a wyciszenie i
zajrzenie w głąb siebie to chyba dobry trop.
- Możliwe – westchnęła
smętnie – w sumie masz rację. Od czegoś przecież trzeba zacząć.
* * *
Czekała aż w końcu
postanowi się pokazać syn marnotrawny. Po tym jak zdemolował dom zniknął
następnej nocy bez jakichkolwiek wyjaśnień. Miała nikłą nadzieję, że uraczy ją
nimi teraz.
- Długo każesz na
siebie czekać synku – mruknęła, odstawiając filiżankę z herbatą – w dodatku
nadal chowasz się za powłoką niewidzialności.
- Jak zwykle bezbłędnie
mnie namierzasz – pojawił się tuż przed nią – kopę lat matko.
- Jesteś niemożliwy –
posłała mu spojrzenie pełne niezadowolenia – nie sądziłam, że mój najmłodszy
syn okaże się być takim tchórzem.
- Nie jestem tchórzem –
nie zgodził się z jej osądem – po prostu nie wiem co powiedzieć.
- Jak dla mnie
wystarczyłoby zwyczajne „przepraszam” – podsunęła mu odpowiedź – w kwestii
dziewczyny radziłabym pójść na żywioł.
- Nie jestem zbyt
dobrym mówcą – kluczył, kryjąc powstałe obawy – wyrosła, a młodzież to dość
ciężki kaliber.
- Było zwlekać dłużej –
wytknęła mu rozczarowana jego postawą – Najsilniejszy z demonów, któremu miękną
nogi przed rozmową z dzieckiem.
- Krytyczna jak zawsze
– sapnął, siadając vis a vis niej – nigdy mi nie pobłażałaś.
- Chciałam byś uczył
się na błędach i nie bał się konsekwencji popełnianych uczynków – wyjaśniała
popijając herbatę – dotychczas dzielnie parłeś przed siebie nie licząc się ze
stratami, czemu wymiękasz akurat teraz?
- Przypomina matkę – odpowiedział
z bólem w oczach – nie chciałbym usłyszeć z jej ust, że mnie nienawidzi.
- Nie dowiesz się jak
nie zaryzykujesz – w pokoju zjawił się Kronos – znam twoje obawy Daimonie,
jednak nie skazuj się na wieczną niepewność.
- Nie wiem nawet jak
zacząć – głowił się w lekkiej panice – potrafię jedynie niszczyć i brać
nieswoje.
- Kochałeś jej matkę – ubrała
w słowa jego zachowanie – tamta kobieta wybrała cię z własnej woli.
- Pokochała demona,
który niemal ją zabił – wspomniał w przygnębieniu – potem i tak
przyczyniłem się do jej śmierci.
- Wiedziała na co się
decyduje – Akasza ze zrezygnowaniem pokręciła głową. – Postanowiła urodzić
dziecko demona pomimo wiedzy, że przypłaci to życiem.
- Zaproponuj małej
pomoc przy przebudzeniu demonicznej krwi – zasugerował Kronos – próbuje to
zrobić na własną rękę z pomocą mojej córki.
- Próżne ich działania
– spojrzał na matkę i ojczyma – tylko ojciec może przebudzić w dziecku
demoniczną siłę.
- To wiesz już co robić
synku – uśmiechnęła się ciepło, dodając mu otuchy – naucz córkę jak być po
części demonem, a po części wampirem. Siły na pozór pokrewne mogą z czasem
wzajemnie się ograniczać.
- Nauczę ją zrównoważyć
te moce – oznajmił zdecydowanie – sprawię, że stanie się silna na tyle by
uniknąć konfliktu mocy wewnątrz siebie.
- To do dzieła –
pospieszyła syna w dobrej wierze – Nie daj jej więcej na siebie czekać.
* * *
Otworzył oczy i
pierwszy raz od pewnego czasu czuł się wypoczęty. Kiedy spojrzał przed siebie
zobaczył Ne-kuna, który najzwyczajniej bawił się ze „słoniopodobnym”
stworzeniem.
- Wypocząłeś –
stwierdził nawet nie odwracając się do chłopca – to dobrze.
- Już dawno tak się nie
czułem – przyznał spokojniejszy na duchu – wizje nie pozwalały mi na spokojny
sen.
- Ten problem został
już zażegnany – poinformował go, rzucając piłeczkę Baku – przestałeś wreszcie
walczyć z drzemiącą w tobie mocą. Twój brak akceptacji pełnego siebie sprawiał,
że podświadomie odsuwałeś wizje na boczny tor. Niestety przez to znalazły one
ujście w twoich snach.
- Rozumiem – westchnął
w zawstydzeniu – czyli zawinił mój strach.
- W rzeczy samej –
przytaknął w lekkim uśmiechu – Fakt, iż się wyspałeś oznacza nic innego jak
początek akceptacji tej dotąd wykluczanej cząstki siebie.
- Zrobiłem mały progres
– pomimo postępu nadal miał sporo wątpliwości – jednak nadal nie czuję się zbyt
pewny z tą mocą.
- Zmierz się z nią –
poradził zerkając na niego z ukosa – to najprostsze rozwiązanie.
- Niby jak? – Czuł się
bezradny. – A co jeśli stracę kontrolę?
- Przestań się bać i
pisać czarne scenariusze – pokręcił zrezygnowany głową – co według ciebie robię
tu wraz z Baku?
- Pilnujecie mnie? –
Zgadywał z wahaniem.
- Poniekąd – zaśmiał
się w reakcji na taką odpowiedź – uczymy cię kontroli, a przy okazji pilnujemy
byś jej nie stracił.
- Dziękuję – uświadomił
sobie, że jeszcze tego nie zrobił. Neczung z Baku czuwali przy nim odkąd Kronos
postawił barierę na jego pokój. – I wybaczcie, że dotąd tego nie zrobiłem.
- Jesteś pierwszym
wampirem, który kiedykolwiek mi podziękował i przeprosił – oznajmił w śmiechu
Ne-kun – wampiry dla zasady nie dziękują, a tym bardziej nie przepraszają.
- Moja matka była
odmiennego zdania – w pokoju zjawił się Adam, jednak Skot od razu poznał, że ma
do czynienia z kimś innym – Wampiry są jak wirus. Jedynie biorą i niszczą.
- Kim jesteś? – Zwrócił
się do posiadacza ciała jego brata. – Gdzie Adam? Co z nim zrobiłeś?
- Onyx Killua Nubis –
przedstawił się bacznie obserwując nastolatka – Adam ma przymusowe zesłanie. Ma
się zastanowić nad akceptacją pewnych faktów.
- To o tobie mówił
Akira – przypomniał sobie wyznanie przyjaciela – Chcę porozmawiać z bratem.
- Zrobisz to, gdy on
upora się z własnymi problemami – podszedł do Skota i zajrzał mu w oczy –
przynajmniej jeden z was zaczął akceptować własne jestestwo.
- Czego chcesz? –
Odsunął się od Onyxa.
- Sprawdzam jak sobie
radzisz – oświadczył rozbawiony nieufnością chłopca – nie bój się Skocie. Nie
skrzywdzę młodszego brata.
- Moim bratem jest Adam
– mruknął buntowniczo – nie ty!
- Ja i Adam jesteśmy
jednym – wyjaśniał spokojnie – jego strach sprawił, że ukrywał moje istnienie
przed resztą świata. Tak szczerze, to mu się nie dziwię.
- Zważywszy na to, co miało
miejsce podczas wojny – wtrącił się Neczung – Twoja nienawiść wyrządziła wiele
bólu. Najmocniej ucierpiało dziecko, którego ciało zamieszkałeś.
- Byłem w trudnym wieku
– przyznał wspominając czasy wojny – a okoliczności śmierci matki i mojej jakoś
nie były najlepsze do zdławienia powstałego bólu.
- Znam te okoliczności
– Ne-kun zwrócił wzrok na długowłosego. – To jednak nie tłumaczy tego, że
pobrudziłeś krwią ręce.
- Masz rację – Pamiętał
Neczunga z dziecięcych lat. Byli w podobnym wielu, gdy doszło do masowego mordu
rodu Nubis. – Źle postąpiłem godząc się na bycie pionkiem Darków. Ta decyzja
była mieczem obosiecznym dla mnie jak i dla Adama. Raniłem go, niemal zabiłem
psychicznie.
- Na szczęście się
opamiętałeś – pochwalił go Neczung – choć trochę ci zajęło by przejrzeć na
oczy.
- Teraz za wszelką cenę
ochronię tego dzieciaka – oznajmił poważnie – nie pozwolę by stał się bronią
wampirów tak jak podczas wojny. Obronię też bliskie mu osoby.
- Najpierw dojdźcie do
porozumienia – zaśmiał się demon snów i wizji – Adam nie podziela twojego
optymizmu.
- Nadal obawia się
mojego mroku – westchnął zmęczony już tą rozmową – jednak wie, że zbliża się konflikt,
do którego musi sięgnąć po dawny oręż.
- Czy musisz to wszystko mówić przy Skocie? – Jęknął zażenowany Adam.
– Takie rozmowy przeprowadza się w cztery
oczy.
- Czas by poznał naszą
przeszłość – odparł cicho – no i wreszcie mogłem z nim porozmawiać osobiście.
Izolowałeś mnie przez tyle czasu, więc chcę trochę nadrobić.
- Czy Adam… – Skot
nieśmiało spojrzał w fioletowo czarne ślepia – Jak on się czuje?
- Jest dobrze –
odpowiedział mu Onyx – odzyskał zdrowie dzięki krwi Lavi.
- Rozumiem – odetchnął
z ulgą – Przekaż mu, że stanę się silniejszy. Okiełznam moją moc, więc niech on
zmierzy się z twoim mrokiem.
- Wzruszające –
zmierzwił nastolatkowi czuprynę, rozbawiony widokiem zawstydzonej miny Adama –
Ucz się kontroli Skocie. Niech małe postępy będą twoją motywacją.
Po tych słowach zniknął
z pokoju. Skot zdziwiony poprawił fryzurę. Poczuł ulgę słysząc, że brat jest
bezpieczny, jednak niepokoiła go przeszłość i Onyx. Czy można mu zaufać?
- Nie przejmuj się
czymś takim – poradził mu Ne-kun w trosce o jego wewnętrzny spokój – syn Nebuli
jest godny zaufania. Tym bardziej, że uważa cię za brata. Żelazną zasadą rodu
Nubis jest chronić członków rodziny i nigdy jej nie zdradzać.
- Rozumiem – sapnął
smętnie – pozwól, że sam to ocenię.
- Dobrze – zgodził się
spokojny o jego decyzję – Wróćmy zatem do nauki.
* * *
Bawił się gumową
piłeczką. Odbijanie jej o przeciwległą ścianę jakoś pozwalało mu zebrać myśli.
Sytuacja w jakiej go postawiono w ogóle nie przypadała mu do gustu, a
towarzystwo w jakim się znalazł tym bardziej.
- Mógł byś przestać? –
Poprosił go Shiki. – Próbuję się skupić.
- To chyba nie tutaj –
parsknął ponuro – to pomaga mi myśleć, więc się łaskawie odwal.
- Przestań zachowywać
się jak dzieciak – mruknął niezadowolony – czas dorosnąć.
- Co ty nie powiesz – zakpił,
posyłając smokowi buntownicze spojrzenie – jeśli jeszcze nie zauważyłeś, to
jestem dzieciakiem. Reklamacje składaj w biurze „spadaj na szczaw”.
- O co ci chodzi? –
Miał dosyć humorków nastolatka. – Powiedz wprost co do mnie masz i tyle.
- Co do ciebie mam –
powtórzył pochmurnie – Wkurza mnie, że potraktowałeś mnie jak śmiecia. Pomogłem
ci, a ty nie poświęciłeś mi nawet chwili czasu.
- Nie potraktowałem cię
jak śmiecia – odparł zdumiony odbiorem chłopaka – skąd taki pomysł?
- Może stąd, że za
każdym razem, gdy prosiłem cię o pomoc, ty mnie najzwyczajniej zbywałeś –
warknął z wyrzutem – Umierałem. Z każdą godziną czułem jak moje ciało słabnie.
Twój mrok Chaosu zżerał mnie od środka, a ty nie raczyłeś nawet ze mną pogadać.
- Nie prosiłem cię o
pomoc – stwierdził bez zastanowienia – sam zainterweniowałeś.
- Przepraszam, że w
ogóle się przejąłem – burknął w złości – następnym razem nie kiwnę palcem.
- Musimy się dogadać –
starał się jakoś załagodzić sytuację – inaczej nadal będziemy tkwić w tej
pułapce.
- Wiem, Onyx jasno dał
nam to do zrozumienia – westchnął, obracając w palcach piłkę – każe mi z tobą
współpracować.
- Ma w tym jakiś
interes? – Dociekał, szukając sensu w słowach dzieciaka. – Czego on w ogóle
chce?
- Twierdzi, że jestem
kluczem do Chaosu – odpowiedział pomimo niechęci – jestem w stanie równoważyć
siłę Chaosu i sprawiać by stał się jeszcze bardziej śmiercionośny. Mogę też go
niwelować i minimalizować szkody.
- I wierzysz, że możesz
to wszystko zrobić? – Wątpił w słowa chłopca. – Co ty możesz? Jesteś tylko
dzieckiem.
- Tak. – Potwierdził
przymykając oczy.
- Co tak? – Spytał nie
do końca wiedząc, co miał na myśli.
- Jestem tylko
dzieckiem – przyznał smętnym tonem – kiedyś uważałem cię za bohatera. W sumie,
kiedyś też sądziłem, że ojciec mnie kochał. To wszystko okazało się niesmacznym
żartem.
- Nigdy nie byłem
bohaterem – sprostował Shiki – i nigdy nie chciałem nim zostawać.
- To już wiem, więc
oszczędź mi wyjaśnień – zakręciło mu się w głowie. Czyżby zbyt długo przebywał
w towarzystwie posiadacza Chaosu? – Jesteś takim bohaterem jak Drakun
miłościwym władcą. W sumie, gość ma dość pokręconą mentalność.
- Skąd możesz znać
Drakuna?! – Zdumiał się, słysząc takie stwierdzenie. – Jesteś za młody, a poza
tym on nie opuszczał tej nory, którą nazywają pałacem.
- Ostatnio nieco sobie
pogadaliśmy – odparł, zaczynając się odsuwać od smoka. Chciał zwiększyć
pomiędzy nimi dystans. – Głupek chce mnie upolować jakbym był jakąś zwierzyną.
- Że co?! – Nie wierzył
własnym uszom. – Co zrobiłeś?
- Jedynie eliminowałem
jego media – wzruszył ramionami – nie mogłem pozwolić by skrzywdziły Lavi, Amy
i Skota. Pierwszy raz zmierzyłem się z nim, gdy chciał porwać Butterfly’a. Raz
nawet zaatakował Skota.
- Cholera – poczuł
wewnętrzną złość na siebie za brak czujności i nie dostrzeżenie czającego się w
pobliżu wroga – czemu akurat ty?
- A skąd mam to
wiedzieć? – Fuknął w irytacji. – Powiedziałem przecież, że gość ma porytą
mentalność.
- Wiesz coś więcej? –
Podszedł do nastolatka, który zaczynał nagle blednąć. – Co z tobą?
- Nie zbliżaj się do
mnie! – Krzyknął w strachu. Aura smoka dziwnie wpływała na jego ciemność.
Nęciła go pozorną obietnicą potężnej siły, za którą płaciło się sporą cenę. –
Proszę, odejdź ode mnie.
- Nie. – W pokoju
zjawił się Kronos. – Musisz to zaakceptować.
- Nie chcę – warknął w
odpowiedzi – boję się.
- Wreszcie to pojąłeś –
odparł Onyx pojawiając się obok Kronosa – jeśli to zaakceptujesz, mrok pomoże
ci wrócić.
- O czym wy mówicie? –
Shiki zdębiał. – Co to ma znaczyć?
- Mały boi się umrzeć –
poinformował go Onyx bacznie obserwując smoka i dzieciaka – świadomość roli,
którą wyznaczył mu los jest przytłaczająca.
- A co jeśli się
zmienię? – Wahał się pełen obaw. – Co jeśli upodobnię się do ojca?
- Shiki nie pozwoli na
to – zapewnił go Kronos – pomoże ci zmierzyć się z ciemnością i mrokiem.
- Już raz mnie porzucił
– nie krył zwątpienia w nosiciela Chaosu – teraz też tak zrobi.
- Ej, nie osądzaj mnie
po jednym błędzie – westchnął dotknięty Pierwszy – jesteś przyjacielem Lavi.
- To żaden argument –
nadal mu nie ufał – Adam na to się zgadza?
- On tu nie ma nic do
gadania – Onyx podszedł do nastolatka i położył dłoń na jego drżące ramię. –
Spokojnie Akiro. Jeśli nie chcesz zaufać temu niewdzięcznikowi, to nie szkodzi.
Zrób to dla Lavi, Amy i Skota. Traktujesz ich jak rodzinę, prawda?
- Tak – przytaknął
nadal w rozterce – ale będziesz tu przy mnie? Nie zostawisz mnie?
- Obaj tu będziemy –
wtrącił się Kronos – Akasza zmyje mi głowę jeśli cię nie przypilnuję, a o córce
nie wspomnę.
- To mi wystarczy –
wypuścił z płuc powietrze – ale i tak się boję.
- To dobrze –
potarmosił mu czuprynę – strach jest dobrym znakiem. Zacząłbym się martwić
gdybyś go nie czuł.
- Dziękuję – uśmiechnął
się słabo – jeśli coś pójdzie nie tak, to…
- Dobrze – zgodził się,
wiedząc co miał na myśli. W dodatku Adam ciągle burzył się w środku, zły na
jego działania. – Jedyne co musisz zrobić, to zaakceptować mrok Chaosu.
- Postaram się – jęknął
czując przeszywający chłód – umieranie jest do bani.
- To prawda – przyznał
Kronos, wspominając moment umierania. Gdyby nie Akasza, to już dawno byłby
trupem. – Na początku znajdziesz się w pustce, ale wystarczy przypomnieć sobie
światło.
- Ok. – Zanotował w
pamięci wskazówki ojca przyjaciółki. Następnie wziął głęboki oddech i złapał
rękę Shikiego. Mrok Chaosu zaczął przenikać do jego ciała, boleśnie wwiercając
się w umysł. – O rzesz.
- Nie walcz z tym –
poradził mu Onyx – twój upór sprawia ci ból.
- Yhm – stęknął powoli
słabnąc. Czuł jak opuszczają go siły i zapragnął po prostu usnąć. W chwili gdy
przekraczał krytyczną granicę, mocniej ścisnął dłoń Shikiego.
- Teraz wszystko
pozostawiam w twoich rękach – Onyx zwrócił się do młodszego smoka. – Nie
zawiedź, inaczej ja zgładzę ciebie i tę twoją Yuki.
* * *
Nagle poczuła
przeszywający niepokój. Coś było nie tak, jednak nie wiedziała co. W dodatku
ten dziwny chłód w klatce piersiowej.
- Czemu tak
niespodziewanie zamilkłaś? – Spytała ją Yuki, odstawiając filiżankę z naparem
ziołowym. – Lavi?
- Mam takie przeczucie –
szepnęła zmartwiona – dziwnie niemiłe.
- Daj rękę? – Poprosiła
wystawiając ku niej dłoń. – Sprawdzimy co to takiego.
- Ok. – Wykonała prośbę
z lekką obawą.
- Masz rację – Yuki zmarszczyła
czoło – to niemiłe uczucie.
- Czujecie to? – Do salony
wparował Eris. – Widmo śmierci.
- Śmierci!? – Lavi pisnęła
w strachu. – Czyjej?
- Myślę, że Akirze coś grozi
– zmrużył oczy w skupieniu – Shiki też jest zagrożony, ale w mniejszym stopniu.
- Wiesz to dzięki więzi,
prawda? – Upewniała się Yuki. – Co im grozi?
- Shikiemu pochłonięcie
przez Chaos, a Akirze niepowrotna śmierć – oznajmił na jednym wydechu – wystarczy,
że się zaakceptują.
- To mamy problem – jęknęła
w strachu o bliskich – Akira ma uraz do Shikiego.
- Shiki to uparty osioł
– potwierdziła Pierwsza równie zaniepokojona – ten chłopiec zaczął mu w tym dorównywać.
- Możemy im jakoś pomóc?
– Dociekała Lavi. – Nie chcę by oni…
- Wierzcie w nich – poradził
Eris im i sobie – Zaufajmy też Onyksowi i Kronosowi.
- Chyba jestem w stanie
to zrobić – odparła nastolatka po chwili zadumy – tak, mogę to zrobić.