Oddaję w wasze ręce kolejny rozdział "Lavi". Trochę mi to zajęło, ale go napisałam. Ostatnio mam sporo na głowie, przez co brakuje mi czasu na pisanie - nad czym ubolewam :(
Pozdrawiam wszystkich i zachęcam do komentowania.
XXII Tajemnica Adama
Adam wrócił do domu w złym nastroju.
Okazało się, że Lavi zniknęła z sanktuarium tuż przed tym, jak mieli ją odbić.
Wcześniej udało im się uwolnić Yuki, ale Drakun z łatwością ponownie ją pojmał.
Był pewny, że to wszystko było w jakimś stopniu zamierzone.
- Szlag by to! – Uderzył w ścianę
pięścią. Zranił rękę, ale ta szybko się zregenerowała. Był zirytowany.
Irytowała go jego bezsilność. Czuł, że zawiódł na całej linii. – Wybacz Shiki.
Nagle wyczuł coś lodowatego w kieszeni
spodni. Sięgnął do niej i znalazł od onyks Akiry. Kamień pulsował, co było
niespotykane.
- Jak niby mam znaleźć lokalizację Lavi?
– Zastanawiał się, wbijając skupiony wzrok w kamień. – To jakieś szaleństwo.
Kiedy rzucił onyks na biurko, ten zaczął
świecić ciemną poświatą. Po chwili na blacie mebla powstał cienisty napis. „Dom
Kronosa”.
- Tak podejrzewałam – w gabinecie
pojawiła się Terra – Ten chłopiec przeniósł je do siebie.
- I do Kronosa – warknął wampir – Akira
nie mógł tego zrobić w pojedynkę. Jeszcze nie dorósł do pełnej mocy bestii.
- Racja – uśmiechnęła się ciepło –
jednak wykorzystał Chaos Shikiego. To dziecko potrafi umiejętnie manipulować
mrokiem.
- Skąd to wiesz? – Był zdumiony jej
wiedzą. – I jaki znowu Chaos?
- To moc Shikiego. Moc, której tak
bardzo się obawia. – Wyjaśniała spokojnie. Wciąż go zadziwiała zasobem wiedzy,
tym bardziej, gdy przebywała w powłoce dziecka. – Moc Chaosu niszczy wszelkie
życie. Żywi się każdym istnieniem. To potężna siła, skupiająca w sobie
najczystszy mrok. Nic dziwnego, że dziecko cienistej bestii potrafiło ją
wykorzystać.
- Rozumiem – usiadł w fotelu za biurkiem.
Jej słowa wzmogły jedynie jego niepokój. Akira nie dorósł nawet do połowy mocy
cienistej bestii, a przeistaczanie się w medium siły Chaosu mogło odcisnąć
piętno na jego ciele. – Czy możemy uznać, że są bezpieczni?
- Myślę, że tak – przyznała bacznie się
mu przyglądając – Mam do ciebie pytanie Adamie.
- Jakie? – Zmrużył oczy wyczekująco.
Prawdę mówiąc nie miał ochoty na dalszą konwersację, tym bardziej po porażce w
sanktuarium. Jakoś nie ufał Drugiej Córze Ouroborosa.
- Jak zdołałeś ukryć fakt, że zrodziłeś
się z krwi smoków? – Patrzyła na niego tymi szmaragdowymi oczami. Dostrzegł w
nich cień drwiny. – Zawsze zastanawiało mnie, dlaczego to właśnie tobie Sojusz
oddał pod opiekę Lavi. Kiedy byłeś w świecie Smoków, zauważyłam pewne znamię.
To rzadkość wśród wampirów.
- Masz rację – westchnął zmęczony –
Ojciec z nieczystych pobudek chciał uczynić ze swojego dziecka niepokonaną
broń. Krew wroga jest do tego niezbędna. Urodziłem się tuż przed deklaracją
wojny, co nie rokowało za dobrze dla mojego rodu. Niemowlęta szybko przyswajają
nowe moce, a ja nie byłem wyjątkiem.
- Co to za moc? – Spytała ciekawa.
- Taka, bez której wszystkim żyje się
lepiej – zbył ją. Nie cierpiał wspominać czasów wojny. Wyrządził wówczas zbyt
wiele zła przez tę przeklętą moc. Sam do końca nie wiedział jak posiadł tę
zdolność. Ten temat był niejako tabu. – Nie używam jej i tyle powinno ci
wystarczyć.
- Masz wyrzuty sumienia – stwierdziła
rozumiejąc jego niechęć do wyznań.
- Nie mam – sarknął w irytacji.
- Masz – zaśmiała się, po czym zaczęła
znikać – to dobrze o tobie świadczy.
- Czy aż tak bardzo to zdradzam? –
Sapnął zrezygnowany. – Shin Hyun-Bin przewidziałeś to w dniu naszego pierwszego
spotkania. To brzemię jest ciężkie i fakt odpokutowania tego niczego nie
zmienił. W dalszym ciągu mam te koszmary.
* * *
Czuł ból nagromadzony przez te wszystkie
lata własnej egzystencji. Coś, co skrywał głęboko w sobie. Uzyskane cierpienie
niczym sztylet przeszywało jego ciało i dogłębnie raniło na nowo. To było nie
do wytrzymania. Stracił światło, a wokoło widział jedynie mrok, który powoli go
pochłaniał. Wciąż stawiał mu opór, ale słabł z każdą chwilą. Bał się i teraz
dokładnie to wiedział.
- Pustkowie – wyjąkał zbolałym głosem –
Nie chcę być sam.
Uczucie pustki wypełniało go od momentu
utraty przyjaciela. Przez strach utraty kogokolwiek zaczął się izolować. Jeśli
nie masz kogo stracić, wówczas nic cię już nie skrzywdzi. Tak właśnie myślał,
ale po poznaniu Yuki zaczął mieć wątpliwości. Lavi pogłębiła powstałe
zwątpienie.
- Walcz z tym – słyszał czyjś głos
przenikający ciemność. Nie pamiętał do kogo należał. – Walcz chłopcze. Poddaj
się mrokowi i znajdź jego słaby punkt.
- Nie chcę – załkał zmieniając się w
małego chłopca – To mnie przeraża.
- Dasz radę – tym razem coś zobaczył. Z
ciemności wyłonił się szczeniak czarnego wilka o krwawym spojrzeniu. Już kiedyś
spotkał to stworzenie. – Będę przy
tobie. Mrok nie jest taki straszny.
Zamknął oczy i pozwolił porwać się
otaczającej go czerni.
* * *
Yuki z uwagą przyglądała się Lavi. W postaci
małej dziewczynki wydawała się tak bardzo krucha. Przytulała do siebie cieniste
stworzenia i rozmawiała z kimś poprzez nie. Zaniepokoiła się, gdy wymówiła w
jednym zdaniu „Shiki” i „chaos”.
- Chaos jest niebezpieczny –
poinformowała ją kucając naprzeciwko niej – Jeśli Shiki podda się chaosowi,
wówczas wszyscy w najbliższym otoczeniu zginą.
- Akira twierdzi, że Kronos
zapieczętował smoczą krew Shikiego – odpowiedziała jej Lavi – Zaimponowała mu
moc chaosu.
- Rozumiem – Poprawiła swoje srebrne
włosy – Jednak niech będzie ostrożny.
* * *
Akira spoił się z mrokiem przechwytując
moc chaosu. Uczucie temu towarzyszące było nieopisywalne. Miał wrażenie, że
może wszystko. Nagle coś sobie przypomniał. Dziadek kiedyś mu opowiadał, że
cienista bestia jest w stanie tworzyć portale. Niestety potrzebne do tego jest
potężne medium mroku.
- Nie zaszkodzi spróbować – wyszeptał
skupiając się na Shikim. Mężczyzna obawiał się mocy chaosu, dlatego postanowił
go wesprzeć. – Dasz radę. Będę przy tobie. Mrok nie jest taki straszny.
Ciemność całkowicie go pochłonęła
niejako odradzając jego ciało. Czuł się niesamowicie silny.
- Lavi – zawołał przyjaciółkę za
pośrednictwem Lang i Mu Lang – Weź Yuki za rękę i stójcie nieruchomo przez
chwilę.
- Czemu?
– Spytała zdumiona. – Coś się dzieje
z Mu Lang.
- Tworzę wam portal – wyjaśniał
spokojnie – Moc chaosu mi to umożliwia. Nikt nie ma pojęcia, że ta siła ma
potężny potencjał. Mrok może pokonać niemal wszystkie przeszkody, jednak
potrzebny to tego jest kolosalny wysiłek i skupienie.
- Rozumiem
– Lavi posłusznie wykonała polecenie Akiry. – Jesteśmy gotowe.
- Dobrze – uśmiechnął się łagodnie, po
czym zaczął działać – Niedługo się spotkamy.
* * *
Yuki w milczeniu wpatrywała się w Lavi.
Dziewczynka nagle złapała ją za rękę i obdarzyła ciepłym uśmiechem.
- Akira nas stąd wydostanie – zapewniła,
kiedy jedno z jej cienistych stworzeń zaczęło się przekształcać w wir. Czy to
możliwe, że przeistaczało się w przejście? Kiedyś czytała o tym w jednym z
zakazanych pergaminów. Cień był odporny na wszelką magię poza czystym światłem.
– Chcesz tego, prawda Yuki? Spotkamy się z Shikim.
- Jasne, że chcę – uśmiechnęła się do
niej. Tęskniła za tym zamkniętym w sobie gburem jak za nikim wcześniej. Kochała
ojca, ale ten całkowicie zawiódł jej zaufanie dogłębnie raniąc. Wiedziała, że
była dla niego jedynie narzędziem. – Tak łatwo mnie rozszyfrowałaś.
- Kłócicie się, co świadczy o sympatii –
wyszczerzyła się zadowolona – Kocham was oboje i życzę wam jak najlepiej.
- Zadziwiające, że po tylu niemiłych
doświadczeniach nadal tak mocno pokładasz w kimś nadzieję – pocałowała ją w
czoło. Czyżby podzielała emocje Shikiego względem tego dziecka? No tak, byli
podobni i dobrze o tym wiedzieli. – Dziękuję Lavi.
- Już czas – oznajmiła, gdy wir przybrał
jednolitą barwę mroku – Lang nas przeprowadzi.
Weszły w ciemność i podążały za
krwistymi ślepiami, które były jedynym źródłem światła. Po dłuższej chwili
znalazły się na ciemnym korytarzu, tuż obok uśmiechniętego nastolatka. Dopiero
teraz uzmysłowiła sobie, kim był. Przyjacielem Lavi a zarazem cienistą bestią.
- Akira! – Lavi rzuciła się na szyję
przyjaciela. – Dziękuję.
- Zmalałaś – odwzajemnił jej uścisk.
Była taka malutka i urocza w dziecięcej powłoce. – Ale słodki z ciebie brzdąc.
- Od razu mi dokuczasz – prychnęła, po
czym stanęła przed nim w dąsie – Gniewam się.
- Ok. – uśmiechnął się nerwowo, po czym
zwrócił się do srebrnowłosej kobiety stojącej obok – Ty pewnie jesteś Yuki.
- Tak – przyznała łagodnym głosem w jej
oczach wyczuł niepokój – Jest za tymi drzwiami. Staram się go wesprzeć, ale
dopadają go demony przeszłości.
- Zawsze bał się tej mocy – odparła Yuki
– Dlatego się izolował i udawał sopel lodu.
- Wiem – rzucił spokojnie – Jesteście mu
potrzebne. Kronos również nie może mu pomóc.
- Co mamy zrobić? – Spytały chórem.
- Złapcie mnie za ręce – polecił, a jego
oczy z srebrnych ponownie stały się krwisto czerwone – Zabiorę was do niego.
- O matko – wystraszyła się Lavi, gdy
stanęły w gąszczu ciernistych krzewów. Podłoże przypominało czarną maź, która w
każdej chwili mogła cię bezpowrotnie wciągnąć. – Jest aż tak źle?
- Nie bój się – uspokajał ją Akira – ze
mną nic wam nie grozi.
- Przypominasz szczenię wilka –
zauważyła zdumiona – czy to twoja postać bestii?
- No cóż, nadal jestem bachorem jeśli do
tego pijesz – warknął urażony, ale miał za swoje, biorąc pod uwagę jego
wcześniejsze powitanie – Chodźcie.
Przeszli przez ciernisty gąszcz i
znaleźli się w pustce. Po chwili dostrzegli coś na miarę czarnego tronu, na
którym siedział skulony mały chłopiec. Płakał krwistymi łzami.
- Shiki – Yuki wypowiedziała jego imię
drżącym głosem. Nigdy nie spodziewała się, że aż tak cierpiał. Tak skrupulatnie
to ukrywał. Podbiegła do niego i mocno przytuliła. – Wróć do mnie! Proszę.
- Shiki – tym razem Lavi wkroczyła do
akcji. Posłała mu promienny uśmiech i wytarła krwiste łzy z oczu. – Nie maż
się, przecież nie jesteś sam.
Patrzył na nie w szoku. Jego oczy
odzyskiwały dawny blask, przywracając wspomnienia, które odebrał mu mrok.
Przypomniał sobie, że posiada światło.
- Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo –
odparła Yuki całując go w policzek – Kocham cię mój zrzędo.
- Yu-ki – wymamrotał dotykając opuszkami
palców jej twarzy – Kochasz?
- Co cię tak dziwi? – Uśmiechnęła się.
Pierwszy raz był taki bezradny. – Weź za to odpowiedzialność jako mężczyzna.
Daj przykład młodzieży.
- Jesteś wredna – syknęła Lavi –
Młodzież potrafi o siebie dobrze zadbać, co nie Aki?
- Oczywiście – zachichotał nastolatek –
choć w tym momencie na to nie wyglądamy.
- Lavi – Shiki uśmiechnął się do niej i
przygarnął ją do siebie. – Tęskniłem za tobą dziecinko.
- Czyli za mną nie tęskniłeś – Yuki
wzięła się pod boki, udając jędzę. – Zapamiętam to sobie niewdzięczniku.
- Za tobą też tęskniłem – dodał szybko
zmieszany.
- Za późno – udała focha, jednak po
chwili ponownie zawisła mu na szyi. – Cieszę się, że wróciłeś.
* * *
Kronos usiadł w fotelu i uśmiechnął się
pod nosem. Wszystko poszło po jego myśli, a nawet i lepiej. Nie spodziewał się
tylko potencjału szczeniaka cienistej bestii. Jego córka potrafi dobierać sobie
przyjaciół. Byli naprawdę przydatni.
- Cieszę się, że do mnie wróciłaś –
odparł przymykając oczy – Choć ty nie będziesz podzielać mego szczęścia.
Pstryknięciem palców zdjął blokady nałożone
na komnatę. Shiki wyczerpany leżał na podłodze, jednak po jego minie wiedział,
że wszystko jest na dobrej drodze. Teraz z pewnością da sobie radę z
wewnętrznym mrokiem. Odzyskał to co sądził, że utracił.
- Winszuję chłopcze – uśmiechnął się
ponownie – Twój dziadek byłby z ciebie dumny.
Wstał i położył nieprzytomnego mężczyznę
na łóżku. Po chwili wyszedł z komnaty i dostrzegł leżące u stóp trzy osoby.
Przeniósł je do środka i umieścił obok Shikiego. Mrok potrafi wyczerpać, a
szczególnie tych co rzadko mają z nim do czynienia. Nic dziwnego, że pozbawił
wszystkich przytomności.
- Odpoczywajcie dzieci – delikatnie
odgarnął grzywkę z czoła córki. Tak mocno przypominała matkę. – Zasłużyliście, by dziś spać razem.
* * *
Pogrążony w myślach Butterfly siedział w
swoim pokoju. Wciąż rozważał słowa Kronosa dotyczące jego rodziców. Sam już
dawno odkrył prawdę, ale usłyszenie jej od kogoś, kto ich znał i pozwolił na
ten cały incydent. Tak, jego narodziny były incydentem, który zniszczył
wszystko.
- Chyba powinienem usunąć się w kąt –
westchnął spoglądając w sufit. Wyczuł przybycie Lavi i Yuki, co przyniosło
ulgę, jak również utwierdziło go w swoim przekonaniu. Kiedy zamknął oczy,
ujrzał szczęśliwego Shikiego. – Nikt mnie już nie potrzebuje.
Wstał z fotela i podszedł do drzwi.
Dzięki popłochowi demonów mógł bez problemu zrobić mały rekonesans po
posiadłości Kronosa. Teraz był odpowiedni moment na ucieczkę. Powstrzymywanie
mocy Chaosu, musiało wystarczająco zmęczyć ojca Lavi, dlatego opuścił pokój.
- Czemu to tak boli? – Mruknął czując
ucisk w piersi. Czy perspektywa samotności, aż tak go przerażała? W sumie nie
wiedział na czym stoi i czy jego obecność ma jakiekolwiek znaczenie. Ostatnio
odkrył, że coraz bardziej jest mu to obojętne. Czuł się niepotrzebny, a takie osobniki
prędzej czy później są odtrącane. Chciał tego uniknąć. – Lepiej teraz.
Wyszedł z posiadłości i znalazł się na
pustkowiu czarnej mgły. Przymknął na moment oczy, by dodać sobie otuchy.
Spodziewał się, że to nie będzie łatwe. Świat demonów nie należał do
przyjaznych, a dom Kronosa leżał w najniebezpieczniejszej strefie. Strach
nieprzyjemnie lizał jego ducha, wywołując drżenie ciała, jednak ruszył przed
siebie. Starał się trzymać ścieżki, choć czarna mgła utrudniała tę czynność.
Czuł się jakby stracił wzrok. Wszędzie była gryząca ciemność. Nagle w coś
uderzył i upadł na ziemię.
- W tym stanie nie masz żadnych szans –
usłyszał głos Kronosa – Masz tego świadomość, więc czemu się na to
zdecydowałeś?
- Już dawno chciałem zniknąć –
odpowiedział podnosząc się z ziemi. Wyczuwał obecność mężczyzny, jednak przez
mgłę nie był w stanie go dostrzec. – Sam wiesz, że nie miałem prawa się
narodzić.
- Nie powinieneś się obwiniać o los
rodziców – Złapał ramię chłopaka boleśnie zaciskając na nim palce. Już
wcześniej zauważył jego wątpliwości, które popychały go ku niebezpiecznym
wnioskom. – Miałeś prawo się narodzić jak każdy inny. Chłopcze, dostrzeż
wreszcie swoją wartość.
- Jaką wartość? – Zakpił próbując
uwolnić ramię. – Wszyscy są szczęśliwsi beze mnie. Nie potrafiłem nawet
pocieszyć brata, który i tak ma mnie w głębokim poszanowaniu. Skoro nie jestem
potrzebny, postanowiłem zniknąć. To wydaje się być mniej bolesne.
- W tym momencie oszukujesz sam siebie –
skarcił go przyciągając do siebie – Uwierz mi, życie w odosobnieniu niszczy od
środka. Zabija powolną śmiercią.
- I co z tego? – Warknął w złości. –
Własna matka wyrzekła się mnie, krzycząc o nienawiści jaką mnie darzy w chwili
śmierci. Uratował mnie Shiki, ale on też mnie nie znosi. Jestem dla niego
nikim.
- Coś mi mówi, że muszę skonfrontować
waszą dwójkę – sapnął Kronos przenosząc się z Butterfly’em do salonu. Posadził
długowłosego w fotelu i obserwował, czy mgła nie zrobiła mu większej krzywdy.
Miał podkrążone oczy i bladą twarz. – Jeszcze chwila w tej mgle, a padłbyś
trupem.
- Liczyłem się z takim ryzykiem –
wyszeptał spuszczając wzrok. Był wyczerpany i nagle zdał sobie sprawę z tego,
że nie może się ruszyć. – Moje ciało…
- Ta mgła paraliżuje uniemożliwiając
ucieczkę – poinformował go Kronos – Sam sobie zgotowałeś taki los. Niech to
będzie twoją karą.
- Ale to nie na zawsze? – Spytał w
strachu. – To odejdzie, prawda?
- Teraz się tym przejmujesz? – Zadrwił
srogo. – Przed chwilą byłeś gotów zniknąć.
- To… – nie wiedział co powiedzieć. Czy
aż taki głupi był jego plan? Wątpliwości aż tak zmąciły mu umysł, że popełnił
tak kolosalny błąd? – Co się ze mną dzieje?
- Pogubiłeś się chłopcze – uśmiechnął
się lekko, widząc, że zrozumiał – Pozwól, że będę cię nazywał twoim starym
imieniem, które nadał ci ojciec.
- Nie pamiętam ojca – mruknął smutny –
matka nie chciała o nim mówić.
- Erisie, powinieneś jeszcze raz
przemyśleć kilka kwestii – poradził mu łagodnie. Już dawno chciał porozmawiać z
nim w cztery oczy. Teraz wiedział, że zbyt długo zwlekał. – Lecz tym razem wstrzymaj
się z wynoszeniem wniosków przed rozmową z bratem.
- Rozumiem – westchnął cicho – Wezmę to
pod uwagę.
- Mam córkę, ale zyskałem dodatkowo
dwóch synów – zaśmiał się roztrzepując włosy chłopakowi – Obiecałem Eranowi
mieć na ciebie oko. Tak samo staremu Gentisowi w sprawie Shikiego.
- Problematyczne – jęknął długowłosy
czując ucisk w piersi – Coś ciężko mi oddychać.
- To minie – oznajmił biorąc chłopaka na
ręce i przenosząc go do pokoju. Położył go na łóżku i zaklęciem oczyścił
organizm z toksyn czarnej mgły. To jeszcze bardziej osłabiło brązowowłosego,
ale przynajmniej żył. – Śpij.
Opuścił sypialnię, udając się na
odpoczynek. Bądź co bądź miał pracowity dzień.
* * *
Skot w milczeniu siedział przy stole w
jadalni i wpatrywał się w miseczkę płatków. W nocy miał dziwny sen, który nie
dawał mu spokoju. Najgorsze było to, że nie mógł go wyjaśnić. Sen dotyczył
Adama, który był nieosiągalny.
- Co się stało? – Amy zmartwiona
patrzyła na przyjaciela. Nie lubiła, gdy był w takim stanie. – Skot?
- Miałem sen, który zrodził wiele pytań
– odpowiedział cicho – tylko Adam może rozwiać moje wątpliwości.
- Co masz na myśli? – Nigdy nie był aż
tak poważny. Nigdy też nie chciał omawiać snów z bratem. – Co to był za sen?
- Nieważne Amy – chciał ją zbyć
wymuszonym uśmiechem, co było niepokojące – To sprawa Adama.
- Coś mało nas dzisiaj – zauważył Kronos
zajmując swoje miejsce – Atmosfera też jest nieco gorsza.
- Proszę wybaczyć, ale nie mam apetytu –
Skot wstał z miejsca z pochmurnym spojrzeniem. – Mogę wrócić do swojego pokoju?
- Co cię martwi dziecko? – Patrzył na
młodego Darka i wyczuł jego wątpliwości. – Skąd w tobie tyle zastrzeżeń?
- To dotyczy mojego brata – spojrzał w
bursztynowe oczy mężczyzny i coś go tknęło – Czy istniał kiedyś mroczny smok?
- Skąd to pytanie? – Kronos od razu podniósł
swoją czujność. O istnieniu onyksowego smoka wiedziało niewiele smoków. To
mroczna przeszłość ich rasy, więc skąd ten chłopiec mógł o nim usłyszeć? – A co
byś zrobił, gdybym to potwierdził?
- Czy istnieje możliwość by wampir i
smok stali się jednym? – Spytał w nerwach. W jego śnie Adam zmienił się w
smoka, który przerażał chęcią mordowania i rządzą krwi. – Tak teoretycznie.
- Może, nie wiem – Pytanie Skota
otworzyło mu oczy. Czyżby coś przeoczyli w przeszłości? Te wszystkie mordy,
których dopuściły się wampiry podczas wojny i niewyjaśnione ślady mrocznej
energii. – Czy twój brat zna odpowiedź?
- Nie mam zielonego pojęcia – wzruszył
ramionami – Sam chciałbym to wiedzieć, ale Adam niczego nie wyjawi.
- Rozumiem – Kronos zmrużył oczy.
Zaczynało robić się ciekawie. Jeżeli starszy Dark posiadał informacje na temat
onyksowego, to mógł być przydatny. Jednego był pewien, Drakun nie mógł się o
tym dowiedzieć. – Możesz iść.
Odprawił chłopca, po czym sam zniknął.
* * *
Luna zmęczona spoglądała w źródło snów.
Przekazanie koszmaru Adama Skotowi kosztowało ją wiele wysiłku.
- Jesteś tego pewna? – Spytała Terrę,
która siedziała po drugiej stronie źródła. – Ingerujemy w sprawy, które nas nie
dotyczą.
- Myślę, że to najwyższa pora by ten
wampir zmierzył się z demonami przeszłości – odparła spokojnie nucąc pod nosem
dziecięcą melodyjkę – Jego brat będzie dobrym motywatorem.
- Nadal twierdzę, że to nienajlepsza
metoda – wątpiła Luna – Nie bez powodu ukrywał to przed wszystkimi.
- Adam Dark przypomina trochę Shikiego,
nie uważasz? – Zaśmiała się nieznacznie. – Obaj boją się tkwiącej w nich mocy.
- Konsekwencje tych mocy są przerażające
– zadrżała patrząc w oczy małej dziewczynki – Nie dziwię się, że chcieli ukryć
te moce.
- Tak, gdyby Ouroboros się o tym
dowiedział, już dawno porwałby Adama i zamknął w najodleglejszym zakątku swojej
twierdzy i zgładził – odparła opuszkami palców mącąc wodę w źródle – Ten wampir
jest idealną bronią do walki z Bliźniętami Rodu Gelu, jak również skazą na historii
wszystkich smoków.
- Czasem zastanawiam się po czyjej ty
stoisz stronie – westchnęła odchodząc od źródła. Terra pomimo dziecięcego
wyglądu potrafiła być okrutna i bezwzględna. Pod wachlarzykiem dobrych manier i
słodkich minek skrywała się silna i pewna siebie kobieta, która przewyższała
intelektem niejednego geniusza. – Twoja strategia napawa mnie niepokojem.
- Nie bój się – uśmiechnęła się ciepło –
Jestem po odpowiedniej stronie frontu. To dlatego kazałam ci posłać ten koszmar
Skotowi.
- Rozumiem – spięła swoje gęste włosy
rzemieniem – Mam nadzieję, że to załatwi sprawę.
- Czas pokaże – oznajmiła znikając z
groty Luny.
* * *
Szedł
leśną polaną. Po jej środku znajdował się obóz wroga. Dostał jasne rozkazy od
ojca, choć nadal nie rozumiał, dlaczego w swoim wieku musi uczestniczyć w
walce. Miał dopiero dwanaście lat.
Kiedy
dotarł do granicy obozu, został zauważony. Wzniesiono alarm, a po chwili zwarty
pierścień wroga całkowicie go otoczył.
-
Poddaj się krwiopijco! – Zawołał jeden z żołnierzy smoków. – Inaczej cię
zabijemy!
-
Zero litości – powtarzał w duchu słowa ojca – Masz zabić inaczej nie wracaj i
nie nazywaj się moim synem.
Ktoś
dźgnął go ostrzem w bok. Zawył z bólu nie rozumiejąc, dlaczego to wszystko ma
miejsce. W ogóle nie chciał uczestniczyć w tej wojnie. Jego rówieśnicy
bezpiecznie ukrywali się z matkami w podziemiu, dlaczego on tego nie mógł
uczynić?
-
Giń wampirze ścierwo! – Ryknął jeden z żołnierzy rzucając się na chłopca.
-
Nie! – Załkał czując palący ból w środku. To uczucie było ohydne. Stawał się
potworem.
-
To niemożliwe! – Wołali w strachu. Tuż przed nimi stał onyksowy roztaczając
wokoło krwiożerczą aurę. Wystarczył jeden błyskawiczny ruch ostrym jak brzytwa
skrzydłem, by zabić cały oddział stacjonujący w obozie. Nie pozostał nikt, kto
mógłby o tym zaraportować.
-
Jestem potworem – szlochał kuląc się pośrodku krwawej jatki. Może i był
wampirem, ale ten widok go przerażał. Zwymiotował w pierwszej reakcji czując w
ustach ich smak. On przed chwilą zabijał i posilał się mięsem wroga. – Nie chcę
tego.
-
Dobra robota synu – usłyszał za sobą ojca – Jesteś idealną bronią przeciwko
smokom.
Obudził się ciężko dysząc. Dopiero po
chwili spostrzegł, że w oczach ma łzy. Ten pieprzony koszmar ponownie go
nawiedził. Nienawidził tego uczucia po przebudzeniu z niego. Był drżącą kupą
mięsa i krwi. W irytacji otarł z oczu łzy.
- Cholera – syknął starając się uspokoić
myśli – Szlag by cię ojcze! Szlag by ten przeklęty ród!
* * *
Lavi obudziła się jako pierwsza. Usiadła
na łóżku i ku swojemu zaskoczeniu zobaczyła śpiących jeszcze Shikiego, Yuki i
Akirę.
- Wyglądasz inaczej – uśmiechnęła się
delikatnie dotykając włosów Pierwszego – Teraz pasujesz do Yuki.
Zsunęła się z łóżka i podeszła do półki
po drugiej stronie pokoju. Zaintrygowało ją pewne zdjęcie. Widniał na niej jej
ojciec i szeroko uśmiechnięta kobieta.
- Wyglądają na szczęśliwych – szepnęła
opuszkami palców przejeżdżając po podobiźnie kobiety – Piękna.
- To twoja matka – usłyszała za sobą
Kronosa – Bardzo ją przypominasz. To zdjęcie zrobiono, gdy dowiedziała się, że
będziemy rodzicami.
- Aha – odstawiła zdjęcie na miejsce.
Musiała stanąć na palcach, ponieważ nadal tkwiła w ciele dziecka – Przepraszam.
- Miałaś prawo je zobaczyć – obdarzył ją
ciepłym spojrzeniem – Cieszę się, że tu jesteś.
- A ja nie wiem co czuję – odparła cicho
– Mam mętlik w głowie.
- Z pewnością – wziął ją na ręce – Też
bym go miał na twoim miejscu.
- Możesz mnie postawić? – Poprosiła w
zmieszaniu. – To trochę zawstydzające.
- Muszę zapieczętować na chwilę twoje
zdolności – oświadczył całując ją w czoło – to na wypadek gdybyś chciała uciec.
- Rozumiem – mruknęła – Czy to samo
spotkało Shikiego?
- Tak – odpowiedział nakładając na nią
płomienie blokujące – Choć uparty z niego młodzieniec.
- Shiki to Shiki – wzruszyła ramionami –
nie powinno się go oceniać zwyczajnym kryterium.
- Rozumiem – zaśmiał się w reakcji na
jej wyjaśnienie – Obiecałem jego dziadkowi, że się nim zajmę.
- To dlatego wyciągnąłeś na światło dzienne
ten cały Chaos? – Upewniała się delikatnie przechylając głowę. – Yuki strasznie
się o niego bała, ja zresztą też.
- To było nieuniknione – odparł łagodnie
– Gdyby nadal to w sobie tłumił, mógłby wybuchnąć.
- Aha – spuściła wzrok, odczuwając nagły
spadek energii – Chce mi się spać.
- Wiem – położył ją na łóżku –
Odpoczywaj. Porozmawiamy, gdy odzyskasz siły.
* * *
Wyszedł przewietrzyć się do ogrodu. Ten
cały koszmar wywoływał u niego nudności. To było żałosne, zważając na fakt, iż
jest liderem wampirzego Rodu. Nie rozumiał, dlaczego wciąż to go prześladowało?
Przecież ukrył w sobie tę moc, a po wojnie ojciec i jego poplecznicy przyłożyli
wiele starań, by jego tajemnica nie wyszła poza krąg wtajemniczonych. To
dlatego większość dzieciństwa spędził więziony w piwnicznej celi.
- Chodź tu – zawołał kręcącego się w
pobliżu kota. Przykucnął i przyjaźnie wyciągnął do zwierzęcia rękę. Nie
odniosło to rezultatów, a zarobił tylko krwawy ślad na grzbiecie dłoni zrobiony
pazurami. – Lavi miała rację nazywając cię Baka Neko.
Zlizał krew z rany całkowicie ja
zasklepiając. Był już zmęczony tym ciągłym poczuciem winy. Czy sumienie da mu kiedyś
spokój? Spojrzał na gwiazdy i dostał olśnienia.
- Lavi – wyszeptał przymykając oczy – od
samego początku byłaś moim ukojeniem.
* * *
Amy martwiła się o Skota. Przy śniadaniu
nie wyglądał najlepiej. Czuła, że niepokoi go sen o Adamie. Niestety nie potrafiła
mu pomóc. Siedziała w swoim pokoju i wpatrywała się apatycznie w sufit.
Próbowała jakoś wkraść się w sny przyjaciela, ale ten non stop ją blokował.
- Czego nie chcesz mi pokazać? –
Szepnęła w smutku. – Skot, czy to jest aż tak straszne?
* * *
Shiki obudził się z lekkim bólem głowy.
Ledwie widział na oczy, ale znał ten efekt uboczny. Kiedyś stracił wzrok prawie
na miesiąc.
- Wszystko gra? – Poczuł na ramieniu
dłoń Yuki. Martwiła się o niego, tym bardziej gdy zobaczyła jego zamglony
wzrok. – Shiki?
- To nic – próbował ją uspokoić – Tak
bywa po oddaniu się we władanie ciemności. Stajesz się ociemniały.
- Chyba raczej ślepy – poprawił go
Akira, który od dawna już nie spał – To minie.
- Wiem – westchnął zmęczony bólem –
przechodziłem już przez ten stan.
- Ty również przebywałeś w mroku –
zauważyła Yuki zwracając się do chłopca – też odczuwasz jakieś niedyspozycje?
- To żart, prawda? – Sarknął wskazując
na czarne, wilcze uszy, ogon i wąsy. – Przez jakiś czas będę wyglądał jak
odmieniec.
- Wybacz – zrobiło jej się dość głupio –
sądziłam, że to twój normalny wygląd.
- Aha – wydął policzki i się uciszył.
Chciał jeszcze coś powiedzieć, ale powstrzymał się, widząc śpiącą Lavi.
- Urocza – wymknęło się Shikiemu, który
od razu zawstydzony się zarumienił. Może nie widział dość dobrze, ale pamiętał
Lavi jako dziecko. – Zapomnijcie.
- Pierwszy raz widzę byś się rumienił –
Yuki niespodziewanie pocałowała go w policzek – Chcę cię poznać od tej
wstydliwej strony.
- Pod warunkiem, że ty pokażesz mi tę
swoją – mruknął, żałując że cokolwiek powiedział. Czuł jednak ulgę, wiedząc, że
ma przy sobie bliskich.
- Zgoda – uśmiechnęła się i zawisła mu
na szyi. Cieszyła się, że ten wieczny sopel lodu wreszcie zaczynał topnieć. –
Tylko później nie narzekaj.
* * *
Jechał na spotkanie ze stryjem. Coś mu
nie pasowało i szczerze obawiał się wizyty w domu głównym. Przywoływał niemiłe
wspomnienia. Kiedy samochód wjechał na podjazd przed wejściem do rodzinnego
pałacu, przeszył go niepokojący dreszcz. Pomimo tego ruszył do frontowej fasady
i pchnął potężne, dębowe drzwi.
- Adamie – przywitał go stryj swoim
chłodnym tonem – Jak podróż?
- Męcząca – odpowiedział równie oschle w
środku czując, że znalazł się w potrzasku. Nie chciał wchodzić dalej, ale
niestety nie miał wyboru. – Po co mnie wezwałeś?
- Doszły mnie słuchy, że w świecie
smoków szykuje się jakiś konflikt – oznajmił prosto z mostu – Wiesz co to
oznacza?
- Podejrzewam – westchnął wiedząc do
czego nawiązuje stryj – Jednak nie podzielam twojego zdania.
- A powinieneś – spoglądał na bratanka z
wyższością – To szansa dla naszego gatunku.
- Ich konflikt to nie nasza sprawa –
odparł siląc się na spokój. Zaczynał czuć się osaczony. – Pokój jest najlepszym
rozstrzygnięciem, a wojna skończyła się wieki temu.
- Ależ mój niemądry bratanku – posłał
Adamowi złowieszcze spojrzenie – chyba zdawałeś sobie sprawę z tego, że twoja
posada lidera jest tymczasowa?
- Nie zamierzasz chyba? – Rozszerzył
źrenice w szoku. Tak łatwo dał się oszukać i wpadł w pułapkę. – Nie ośmielisz
się.
- Już to zrobiłem – uśmiechnął się z
triumfem – Wezwałem cię tu w roli broni.
- Nie będę twoim narzędziem – warknął w
złości – Wtedy byłem jedynie dzieckiem, dlatego się nie sprzeciwiałem, ale
teraz to robię. Poza tym ojciec jest prawowitym liderem Rodu Dark.
- Nie masz nic do gadania – nagle zgraja
sługusów stryja okrążyła Adama. Uzbrojeni byli w pęta blokujące magię. Stryj
rzucił mu pod nogi wyrwane kły. Po zapachu rozpoznał, do kogo należały i
zamarł. – Mój brat był głupcem, sądząc że zadowolę się takim stanem rzeczy. A
ty chłopcze nie podzieliłeś jego losu tylko dlatego, że jesteś naszą bronią
ostateczną.
- Nie chciałem tego – odrzekł w nerwach.
Powoli zaczynał opanowywać go strach. Nie chciał wrócić do tamtego miejsca. –
Szczerze żałuję, że wtedy nie umarłem. Zrobiliście ze mnie potwora.
- Zaczynasz się bać – zadowolenie nie
schodziło z ust stryja – wreszcie przypominasz sobie swoje miejsce. Jesteś
narzędziem i nikim więcej.
- Nie będę mordował dla twojej uciechy!
– Ryknął w złości Adam. – Nie zmarnuję tego, co osiągnął Shin Hyun-Bin dla
twojej prywatnej hegemonii. Karty historii naszego Rodu są i tak przesiąknięte
niewinną krwią, a ja nie zamierzam plamić kolejnych.
- Posiedzisz trochę w celi, a zmiękniesz
– skinął na sługusów, by zacieśnili krąg – Będziesz mi posłuszny bratanku.
* * *
Skot zerwał się z koszmaru. Serce waliło
mu boleśnie w piersi. Znał to uczucie. Oznaczało coś złego. Kiedy dotknął
twarzy, na dłoniach pozostała krew.
- Cholera – wymamrotał chodząc po
pokoju. Emocje go aż nosiły. – Adam.
Wtem wybiegł z sypialni i zaczął dobijać
się do Amy. Jeżeli on to wyczuł, ona również musiała.
- Skot? – Otworzyła przerażona. – Co to
za dziwne przeczucie? Krew wrze.
- Adam ma kłopoty – wyjaśnił wchodząc do
jej pokoju – nie wiem na czym one polegają, ale czuję, że nie jest dobrze.
Najpierw te sny o jego zmianie w smoka, a teraz ciemność.
- Może Akira coś na to poradzi? –
Zaproponowała niepewnie. – On jest ekspertem od mroku.
- Też racja – spacerował po jej pokoju –
To chodźmy.
Dobijali się do pokoju Akiry, ale nikt
im nie odpowiadał. W ostateczności zdecydowali odwiedzić pokój Shikiego i
Butterfly’a.
- Wejdźcie – zaprosił ich do środka
długowłosy – po waszej aurze wiem, że coś was gnębi.
- Adam – wypalił Skot nadal wycierając
lecące z jego oczu krwawe łzy – On jest czymś zagrożony, ale nie wiem czym.
Dzieli nas zbyt wielki dystans by to stwierdzić.
- Rozumiem – zmarszczył brwi w
zastanowieniu – Nie mogę wam pomóc, ale Kronos już tak.
- Nie chcę prosić tego gościa o pomoc –
wyrzucił z siebie Skot – To nie dotyczy Kronosa.
- Wiem, że nie chcesz mieszać smoków w
sprawy Darków – długowłosego martwił ten krwawy płacz. To musiało być poważne,
skoro chłopak nie mógł go powstrzymać. – ale pomyśl trochę w logiczny sposób.
To Kronos nas tu sprowadził i tylko on może nas uwolnić.
- Zdaję sobie z tego sprawę – jęknął
zrozpaczony – ale wciąż mu do końca nie ufam.
- Co tu robicie? – W pokoju zjawił się
ojciec Lavi. Od razu podszedł do Skota i pozbawił go przytomności. Tylko tak
można było powstrzymać krwawy płacz. – Co się dzieje?
- To dotyczy jego starszego brata –
odpowiedział mu Butterfly w skupieniu – coś się stało, ale młody nie chciał
zdradzić co. Jedynie panikował w obawie o Adama.
- Sprawdzę to – Kronos położył nieprzytomnego
wampira na łóżku, po czym zniknął z pokoju.
* * *
Leżał na zimnej posadzce pozbawiony
wszelkiej siły. Tyle lat udawało mu się unikać tego domu, ale on i tak go
dopadł. Znowu trafił do tego mrocznego miejsca, gdzie nie docierało żadne
światło. Ta cela była skonstruowana specjalnie dla niego. Ciemność pozbawiała
go pewności i sił. Powoli go łamała, ale walczył. Strach przed ponownym
przeistoczeniem w krwiożerczą bestię był o wiele silniejszy.
- Myśl o świetle – szeptał zamykając
oczy. Ku jego zdumieniu pomyślał o Lavi. – To moje światło.
-
Nie obawiaj się – usłyszał w głowie jego głos – Nie pozwolę byś więcej cierpiał z mojej
winy.
- Stryj zabił ojca – odpowiedział niemal
niesłyszalnie, czując ucisk w piersi – ta cela, wiesz jak na nas działa.
-
Wiem, ale walcz z jej mocą – nalegał głos z nutą niepokoju
– Nie blokuj mnie, to ci pomogę.
- Nie oszukasz mnie? – Był na skraju
przytomności. – Nie chcę skrzywdzić Lavi.
-
Możesz mi w pełni zaufać – zarzekał się łagodnym tonem – Adamie, podtrzymam twoje życie, ale musisz
zacząć o siebie walczyć. Lavi będzie smutna, gdy zrezygnujesz z życia.
- Zmieniłeś zdanie? – Usłyszał pytanie
stryja. – Siedzisz tu już trzy dni.
- Nie – odpowiedział spokojnie – Nie
będę mordował smoków.
- W takim razie wrócę tu za miesiąc –
rzucił wściekły na jego odpowiedź – do tego czasu na pewno się mi poddasz.
* * *
Kronos stanął przed ogromną rezydencją.
Pamiętał zapach wampirzego opiekuna Lavi, dlatego bez problemu natrafił na jego
trop. Zakamuflował swoją obecność, po czym wszedł do budynku. Zaskoczyło go, że
ślad Adama niemal zanikał w tym domu. Coś blokowało jego osobę.
- Szczątkowe
ślady – pomyślał kierując się schodami w dół – Ciekawie się zapowiada.
Kiedy zszedł na dół, znalazł się w
piwnicy. Kierował się nikłym zapachem wampira, aż natrafił na zamknięte drzwi.
Nałożono na nie potężną pieczęć, ale akurat Kronosowi nie sprawiła ona
wielkiego problemu. Wszedł do pomieszczenia pozbawionego światła. W drugim
końcu dostrzegł kraty i leżącą za nimi postać.
- Co zbroiłeś, że tak cię ukarano? –
Spytał zszokowany zastanym widokiem. Adama spętano pieczętującymi magię
łańcuchami. Posadzka klatki dodatkowo pozbawiała go nadmiaru sił. Był słaby, bo
taki miał być. – Twój brat strasznie szalał z twojego powodu.
- Nie chcę już więcej mordować smoków –
wyszeptał ledwie słyszalnie z zamkniętymi oczami – Zabij mnie, wówczas Lavi
będzie bezpieczna.
- O czym ty mówisz? – Kronos jednym
zamachem wyłamał kraty i zerwał pęta. Następnie zgarnął z podłogi ledwie żywego
wampira. – Zabieram cię ze sobą.
- Czemu? – Nie potrafił rozgryźć tego
smoka. – Do niczego się nie przydam.
- Jak odzyskasz siły, to szczerze
porozmawiamy o tym mordowaniu smoków – oświadczył bursztynowooki dość poważnie.
Jego dom zaczynał przeradzać się w przedszkole. Tyle dzieciaków tam już
sprowadził. – Coś mi mówi, że jesteś kluczem do rozwikłania przestarzałej
sprawy.
Po tych słowach wrócił do świata demonów
z nowym gościem.
* * *
Lavi w półśnie szła ciągnięta za rękę
przez Yuki do jadalni.
- Czemu nie daliście mi dłużej pospać –
jęczała szeroko ziewając – Chcę wrócić do łóżka.
- Musisz coś zjeść – wyjaśniał
zmartwiony jej bladością Shiki – Pewnie nie jadłaś przez cały pobyt w
sanktuarium.
- W sanktuarium nie można przyjmować
posiłków – wtrąciła Yuki w równie ponurym nastroju co dziewczynka – Przerwałeś
mi tak przytulną drzemkę.
- Chciałaś żebym był mężczyzną, więc nim
jestem – mruknął w lekkim zawstydzeniu – teraz nie narzekaj, że biorę
odpowiedzialność.
- Naprawdę?! – Zdumiona patrzyła w jego
plecy. W tych srebrnych włosach wyglądał naprawdę dobrze. Podeszła do niego i
delikatnie musnęła ustami jego policzek. – Dziękuję.
- Na twoim miejscu bym jej odpowiedziała
– ziewnęła Lavi – Kiepski z ciebie Romeo Shiki.
- Nikt nie pytał cię o zdanie – warknął
w zażenowaniu, bo trafiła w sedno – Za to wypijesz szklankę mleka.
- Fuj – skrzywiła się w dość zabawny
sposób – Dobrze wiesz, że nie lubię mleka.
- Nie dokuczaj dziecku – zachichotała
Yuki wtulając się w bok Pierwszego – Podoba mi się twój nowy-stary wygląd.
* * *
Otworzył powoli oczy i niemal
natychmiast je zamknął. Pomimo panującego w pokoju półmroku raziło go światło.
Nadal był osłabiony i nie miał na nic ochoty.
- Ile tam tkwiłeś? – Usłyszał pytanie.
- Kilka dni – odparł ledwie słyszalnie,
bo strasznie zaschło mu w gardle – Pić.
- Otwórz na chwilę oczy – nakazał mu ten
sam głos – Muszę ocenić twój stan.
Wykonał polecenie, bo nie miał nic do
stracenia. Znowu jego gałki oczne eksplodowały bólem, ale wytrwale odczekał aż
Kronos skończy się im przyglądać.
- Ciekawe – mruknął oglądając
rozszerzone źrenice wampira. Pod czerwoną barwą dostrzegł czystą czerń, a to
nie było naturalne dla tej rasy. – Kiedy się urodziłeś?
- Co to ma wspólnego z moim stanem? –
Był zdumiony. Jednak po dłuższej chwili odpowiedział. – Tuż przed wojną.
- Rozumiem – pomógł mu usiąść – nie
miałeś sielskiego życia, jak twoi rówieśnicy.
- Zawsze byłem sam – szepnął odwracając
wzrok – chciałem uchronić przed tym Skota.
- Przed czym go chciałeś chronić? –
Kronos był niemal pewny, że Adam jest odpowiedzią na pytania, które zrodziły
się wieki temu w trakcie wojny. – Czy nadal coś mu zagraża?
- Ja – jęknął czując przeszywający głowę
ból – Stryj zdjął założoną przeze mnie pieczęć.
- Pieczęć – powtórzył lustrując Darka
badawczym spojrzeniem. Nagle dostrzegł coś interesującego. – Kim jesteś?
- Onyx – odparł patrząc na niego
złowrogim, fioletowo-czarnym spojrzeniem. Na lewej skroni pojawiła się krwawa
łezka, którą kojarzył z zamierzchłych czasów swojej młodości. – Onyx Killua
Nubis.
- Ród Nubis – uśmiechnął się pod nosem –
Jesteś potomkiem Nebuli?
- To moja matka – przyznał spokojnie –
Umarłem, ale się odrodziłem w tym dziecku.
- Zjednałeś się z wampirem – zauważył
poważnie – jak tego dokonałeś?
- Patrzyłem jak zabijają moją matkę –
opowiadał w skupieniu – barbarzyńskie wampiry, nie rozumiały co czynią.
Potrafiły tylko mordować. Zabiły też i mnie. – Na chwilę zamilkł w złości
zaciskając pięści i przegryzając dolną wargę. – Później pojawiła się ona.
Nosiła w sobie życie. Pochowała mnie i matkę. Dopiero później dowiedziałem się,
że była jedną z nich.
- Odrodziłeś się wnikając w duszę jej
dziecka – odpowiedział sobie na pytanie. Teraz wszystko się wyklarowało. – To
ty zabijałeś smoki?
- Tak – przytaknął w rozbawieniu – To za
wymordowanie mojego Rodu. Uznano nas za niegodnych i wydano wyrok
eksterminacyjny.
- Rozumiem – teraz wszystko stało się
klarowne – Zrobiłeś to z nienawiści. A co z tym chłopcem?
- Pomógł mi otworzyć oczy – uśmiechnął się
ciepło – kiedy przejmowałem stery, on cierpiał i mocno płakał. Dzięki temu
zrozumiałem, że niewiele różniłem się od tych, przez których taki się stałem.
- Co tak naprawdę otworzyło ci oczy? –
Naciskał chcąc zmusić go do niejakiej spowiedzi. – Onyksie?
- Mówię przecież, że on – spojrzał na
Kronosa w irytacji – Jest wrażliwy i nigdy nie chciał w tym uczestniczyć.
Udawał oziębłego, by chronić brata.
- Przed kim? – Chciał się tego
dowiedzieć. Kto wykorzystuje dzieci do walki? – Kto zagraża Skotowi?
- Ten, kto więził Adama w tamtej celi –
zacisnął zęby – Adam spędził tam ponad stulecie. Ta cela to jego przekleństwo.
- Nigdy bym go o to nie posądził –
zaśmiał się z własnej naiwności – Dziecko pogromiło honor smoków i zakończyło
wojnę.
- Kiedy to tak ujmujesz, wydaje się
śmieszne – dołączył do jego śmiechu – Tak, zabawna ta prawda.
- Odpocznij – polecił, widząc stróżkę
krwi spływającą z kącika lewego oka – Powinniście obaj zregenerować siły.
- To zajmie – westchnął opadając na
poduszki – Ten drań niemal nas zabił pozbawiając sił i magii.
- Teraz jesteście bezpieczni – zapewnił
go wycierając krew z jego twarzy – Ukryję waszą obecność, dlatego nikt nie
będzie was niepokoił.
- Rozumiem – skrzywił się widząc
błękitny płomień, który otoczył łóżko – Ty jesteś tym, kto ma pozamiatać.
- Właśnie – odparł pozbawiając go
przytomności – a ty możesz mi w tym pomóc.
Nałożył pieczęć na pokój, który od razu
opuścił.
* * *
Skot w zamyśleniu wpatrywał się w sufit
sypialni. Martwił się o brata pomimo zaniknięcia koszmaru. Niecierpliwił się
brakiem jakichkolwiek wieści. Butterfly mówił, że Kronos miał sprawdzić co u
Adama.
- Czemu nic mi nie mówi? – Wypowiedział
na głos myśli przymykając oczy. Nerwy odbierały mu apetyt, dlatego nie schodził
na posiłki. – Cholera.
- Przymknąłem oko na twoje wczorajsze
zachowanie, ale opuszczanie posiłków to lekka przesada – w pokoju pojawił się
Kronos – Twój brat jest bezpieczny, więc nie masz powodów do zmartwień.
- Chciałbym się z nim zobaczyć – odparł,
patrząc pustym wzrokiem – porozmawiać.
- Tęsknisz za nim – stwierdził oceniając
stan chłopca – Ponoć łączą was napięte stosunki.
- Zawsze mnie wspierał i chronił –
wyjaśniał cicho – Może i jest wymagający, ale wiem, że mogę mu ufać.
- Przed kim cię bronił? – Wyrwało mu się
pytanie, które powstało w intensywnym procesie myślenia.
- Przed ojcem i stryjem – odpowiedział
zbolałym głosem – Zataił przed nimi fakt, że nie jestem normalny.
- Rozumiem – podszedł do chłopca i
spojrzał mu w oczy – twój brat jest bezpieczny i nie chciałby byś się
zamartwiał.
- To nie takie proste – sapnął znużony.
Brak jedzenia i snu dawały o sobie znać. – To też nie pana sprawa.
- Wiem – przyznał w lekkim uśmiechu –
Masz zejść na kolację. Jeżeli tego nie zrobisz, to przestanę być miłym
gospodarzem.
Po tych słowach zniknął z pokoju.
* * *
Akira
w milczeniu jadł kolację. Ignorował wszystkich wokół pogrążony w myślach. Od
momentu zetknięcia się z siłą Chaosu odczuł pewne zmiany. Najgorsze było, że
jedzenie przestało mu smakować. Było mdłe i niedobre. Dziadek ostrzegał go by
uważał z mrokiem, bo może pozbawić go tej ludzkiej strony. To było po tym jak
pierwszy raz samodzielnie wybrał się do świata demonów. Miał wówczas dziesięć
lat. Wtedy też miał podobne objawy, które ustąpiły po kilku dniach.
- Aki – poczuł lekkie szturchnięcie po
lewej stronie. To była Lavi. – Zaliczyłeś odlot?
- Możliwe – przyznał z wymuszonym
uśmiechem. Nie miał ochoty z kimkolwiek rozmawiać. – Pójdę już.
- Jeszcze nie skończyłeś posiłku –
zatrzymał go Kronos podnosząc na nastolatka wzrok – wnuku Shin Hyun-Bina.
- Straciłem apetyt – odpowiedział
zgodnie z prawdą – Zjadłem tyle ile mogłem.
- Rozumiem – bursztynowe oczy błysnęły w
dość niepokojący sposób – zatem idź do pokoju.
- Tak zrobię – udał obojętny ton, choć w
środku zaczął palić go gniew. To również należało do skutków ubocznych
zjednania się z mrokiem. Mógł mieć niekontrolowane huśtawki nastroju i wolał
uniknąć wybuchu przed innymi. – Życzę miłej nocy.
Spiesznie opuścił jadalnię i udał się w
stronę swojej sypialni. Po drodze wybuchł, przez co wyładował złość na jednej
ze ścian. Zarobiła kilka wgnieceń i naznaczyła ją jego krew z rozciętej skóry
na knykciach. Po tym wrócił do siebie, ale pozostał w nim ból po starciu ze
ścianą.
- Cholera – załkał kuląc się na łóżku –
Tęsknię dziadku.