Tak wiem, że według schematu powinnam wrzucić teraz kolejną część Lavi, ale jakoś tak wyszło ^^; Grunt, że coś w ogóle wstawiłam, prawda? No nic, zachęcam do czytania i oczywiście do komentowania. Pozdrawiam :)
Alison z
uwagą śledziła rozkład jazdy pociągów do stolicy. Ostatnio John coraz bardziej
na nią naciskał. Nie powiedziała mu o porwaniu Agaty i zdawała sobie sprawę z
tego, iż popełniła tym sposobem kolosalny błąd. Od tamtego czasu w ogóle się z
nim nie kontaktowała, jednak on wciąż przysyłał jej wiadomości z prośbą o
spotkanie.
- Tym
razem już nie prosi, a żąda – westchnęła czytając wiadomość – Boże, John.
Zawiodłam na całej linii jako matka. Jak ja ma ci o tym powiedzieć?
Usiadła
na ławce przy peronie i czekała na nadjeżdżający pociąg, którym miał przybyć
jej klient. Pod skórą czuła jakby strach, który pełzł po jej ciele swymi
ohydnymi mackami. Nienawidziła tego uczucia, bo zwiastowało nadejście ciężkiej
batalii. Ostatnim razem, gdy opanował ją niepokój o podobnej sile stoczyli
wyniszczającą walkę w środku nieprzyjaznej kolumbijskiej dziczy. Rok po tym
urodziła Oskara i zdecydowała skończyć z ryzykownym życiem zabójcy. John jednak
znał ją na wylot i wiedział, że brakuje jej tego jak powietrza. Prędzej czy
później odnajdzie ją i zmusi do powrotu.
- Jaką
przyszłość zgotowałam moim dzieciom? – Ukryła twarz w dłoniach ciężko
wzdychając. – Gdzie teraz jesteś córeczko?
§
Agata
siedziała przy kuchennym stole i pochłaniała barszcz ukraiński, który ugotowała
babcia. Szkolne życie wyczerpywało trochę akumulatory. Tsuna również nie
pogardził jedzeniem. Może i narzekał na staruszkę, ale szanował jej kuchnię.
- To
mówisz, że mamy zgrzyt – szepnęła tak by nie usłyszała jej babcia – Przez skórę
przeczuwałam, że jest blisko.
- Nie
podejrzewaliśmy jak bardzo – puścił jej oczko – ten stary wyga zwęszył twoich
braci.
- Tego
się obawiałam – westchnęła zawieszając łyżkę z zupą w połowie drogi do ust –
Jesteś pewny, że zdołali mu umknąć?
- Tak –
zachichotał wspominając małą dywersję, której był świadkiem – Nie spodziewał
się takiego nabiałowego ataku.
- Dobrze,
że Tobi ma wyrozumiałych przyjaciół – wznowiła jedzenie lekko uspokojona – On
jednak nie odpuści.
- Dlatego
wczuj się w rolę Gimnazjalistki – poradził zadziornie – Masz żyć normalnie. Nie
rozpozna cię po wyglądzie. Jeśli się nie zdradzisz, to jesteśmy bezpieczni.
-
Problemem jest piętno, które wydziergał mi na łopatce – westchnęła wskazując na
miejsce, gdzie widniał tatuaż – to jest ciężkie do ukrycia.
- Wiem –
mruknął pod nosem – jednak nic się nie stanie. Cały czas masz go pod ubraniem.
- Martwi
mnie tylko fakt przebierania przed wychowaniem fizycznym – jęknęła – dziewczyny
to straszne plotkary.
- To rób
to w łazience, a nie w szatni – polecił nie widząc w niczym problemu – wymyśl
przy tym jakąś wymówkę.
- Da się
zrobić – przytaknęła już w lepszym nastroju – Akurat jutro mam wuef.
-
Zauważyłem, że masz nowego kumpla – zaśmiał się wspominając minę nastolatka –
trochę go speszyłem.
-
Siedzimy razem w ławce – wzruszyła ramionami – nie jest zły, choć mógłby się
nieco podciągnąć w nauce.
- To taki
wiek – wtrąciła babcia zabierając ze stołu puste talerze – chłopcy w tym wieku
mają fiubździu w głowach.
- Z
pewnością babciu – roześmiała się na to określenie – Nawet Tsuna czasem ma
takie fiubździu.
- Co to w
ogóle za określenie – oburzył się z niesmakiem – posługujecie się słowami,
których nie mogę wymówić.
- Nie
psiocz na język Tsu – staruszka zmierzwiła mu włosy stawiając na stole talerz z
drugim daniem – Jedz na zdrowie, boś chudy jak patyczak.
- Dobre
określenie babciu – Agata chichotała jak najęta – On potrafi udawać gałąź w
lesie.
-
Przeginasz młoda – posłał jej ostrzegawcze spojrzenie – Jutro szorujesz sama do
szkoły.
- I
dobrze – pokazała mu język – przynajmniej nie będę słuchać twoich narzekań.
- Dzieci
– starowina pogroziła im palcem – Przestańcie się kłócić i jedzcie ładnie
obiad.
Posłusznie
wrócili do jedzenia, tym samym kończąc rozmowę. Może i wyglądała jak kłótnia,
ale była jedynie zabawą. Dość długo ze sobą przebywali, że nauczyli się w
różnoraki sposób przekazywać sobie informacje. Najwięcej mówiła im ich mowa
ciała. Komunikację niewerbalną mieli opanowaną do perfekcji. Podczas walki,
lepiej posługiwać się bezsłownie. Podczas krótkiej wymiany zdań ustalili, że
czas rozpocząć harce wywiadowcze. Głównym szpiegiem miał być oczywiście Tsuna.
§
Tobiasz w
milczeniu tkwił na tylnym siedzeniu wozu Baśki. Oskar co i rusz obserwował go w
przednim lusterku. Martwiła go ta cisza, a tym bardziej przygnębiona mina
młodszego brata.
- Co to
za grobowa atmosfera? – Basia od razu podłapała nastrój starszego chłopaka. –
Uszy do góry chłopcy. Jesteście jak na razie bezpieczni.
- Nie na
długo – sapnął Oskar – Ten drań jest jak rzep. Gdy raz się uczepi, to nie ma
mocnych by puścił.
- Mam
nadzieję, że Gabi nic nie zagraża – westchnął Tobiasz – Nie chcę by coś jej się
stało. Wystarczy, że straciłem już najlepszego kumpla.
- O czym
ty gadasz? – Oskar od razu skierował na brata wzrok. – Sprecyzuj.
- Rafi
się zabił – odpowiedział wgapiając się w wyświetlacz komórki, gdzie był numer
do Gabi – Fabian mnie nienawidzi i obwinia za jego śmierć. Gabi pewnie tak
samo. Rafi był przecież jej bratem.
- Głupoty
opowiadasz – prychnęła Basia – Nie jestem pewna co do tego chłopca, ale
dziewczyna z pewnością cię lubi.
- Skąd ta
pewność? – Sarknął przygnębiony.
- Mam do
tego nosa – zaśmiała się wesoło – myślisz, że jak wyhaczyłam twojego brata?
- Aha –
nie wnikał chowając telefon do kieszeni – czasem myślę, że kobiety są straszne.
Daj na przykład naszą matkę.
- Mama
jest wyjątkiem – rzucił Oskar – wychowywano ją na zabójcę, podobnie jak ojca.
Agata pewnie też się zmieniła pod tym względem.
- Ojcu w
ogóle na nas zależy? – Spytał w zamyśleniu Tobi. – Z naszej trójki tylko ty i
mama wiecie jak wygląda.
- Tata w
odróżnieniu od mamy nie ucieka od swojej prawdziwej natury – zauważył mrużąc
szare oczy – ale rozumiem twoje wątpliwości. Też mnie czasem nachodzą.
- Może to
i lepiej – wypalił cicho ciemnowłosy – Nawet nie wiem, czy potrafiłbym z nim
rozmawiać. Może by mnie nie polubił? Ty mnie nie cierpiałeś z początku.
- Bo źle
traktowałeś Agatę – odrzekł zmęczony – Też nie wiem jak bym zareagował widząc
ojca po tak wielu latach. Bądź co bądź udawał trupa i dla świata jest jedynie
duchem.
- Ciekawe
czy kiedykolwiek stworzymy rodzinę? – Szepnął wpatrując się w widok zza okna –
Jak na razie tworzymy jej pozór.
- Ciekawe
– przyznał mu rację. Faktycznie nigdy nie uosabiali zwyczajnej rodziny.
Zauważyła to już Agata, twierdząc, że nie należy do rodziny. Kochali się, ale
każde z osobna istniało jako odrębne indywiduum. Mała jeszcze scalała ich więź,
jednak po jej zniknięciu wszystko się rozpadło. Matka ciągle zmieniała miejsce zamieszkania
i pracę, a oni porozjeżdżali się po uczelniach. Tobiasz miał rację. Ich rodzina
była tylko złudzeniem.
§
Alison
spacerowała plażą obserwując skrzeczące nad wodą mewy. Ciepła bryza omiatała
jej twarz przynosząc uczucie orzeźwienia. Tym razem mieszkała w Sopocie, w
kolejnym kwartale roku przeprowadzi się do stolicy. Taki tryb życia był trochę
męczący, ale dzięki niemu mogła dłużej wystrzegać się nieuniknionego spotkania
z Johnem.
- Tak? –
Odebrała dzwoniący telefon. – Kto mówi?
- Cześć
mamo – usłyszała ten utęskniony ton głosu córki – Kawał czasu, co nie?
- Gasia –
wymamrotała ze łzami w oczach. Z jej serca spadł ogromny kawał skały. – Gdzie
jesteś? Przyjadę po ciebie.
- Nie
mamo – przerwała jej spokojnie – Na razie nie możesz. Bishop przybył tu za mną.
Ukryj Tobiasza i Oskara. Ten drań ostrzy sobie na nich zęby.
-
Rozumiem – usiadła na pisaku, bo nogi odmówiły jej posłuszeństwa – Czemu nie
chcesz mojej pomocy?
-
Obiecałam sobie, że już nikogo z was nie narażę – odpowiedziała łamiącym się
głosem – Mamo, ja naprawdę jestem potworem. Przyjaciel nade mną czuwa. Obiecał
mi, że jeżeli ten potwór ze mnie wyjdzie, to mnie zabije.
- O czym
ty mówisz kochanie? – Wystraszyła się tym zapewnieniem. Poczuła jakby cierń
wbijający się w jej serce. Czy jest aż tak złą matką, że zaraziła dziecko
własną ciemnością? – Nie jesteś potworem. A nawet gdyby, to masz to po mnie i
tacie. Nie rób głupstw i żyj. Oboje cię kochamy.
- Wiem –
załkała do słuchawki – nie wiesz, jak bardzo tęskniłam za tobą i braćmi. Przeze
mnie rozpadła się nasza rodzina.
- To nie
prawda skarbie – również szlochała – Ta rodzina trzyma się tylko dzięki tobie.
Odnajdę cię i ochronię.
- Poradzę
sobie – oznajmiła zapłakanym głosem – Chroń na razie chłopców.
- Agatko
– zebrała w sobie resztkę sił – Obiecaj mi, że nie będziesz ryzykować.
- Nie
mogę ci tego obiecać – zaśmiała się przez łzy – Przecież mnie znasz.
- Aż za
dobrze – uśmiechnęła się pomimo przygnębienia – Jak się w ogóle czujesz?
- Dobrze
– odpowiedziała lekko naginając prawdę – tęsknię za wami, ale nie pozwolę by
Bishop was skrzywdził.
- Mów
gdzie jesteś – usłyszała męski głos w słuchawce. – Słyszysz mnie mała?
- Gdzie
mama? – Spytała wystraszona. – Kim pan jest?
- Jestem
John Research, twój tata – odpowiedział patrząc na nieprzytomną Alison, którą
przed sekundą obezwładnił. – Czas bym wreszcie zadbał o rodzinę, nie sądzisz?
- A co
jeśli nie zdradzę lokalizacji? – Dociekała podekscytowana. Pierwszy raz miała
okazję porozmawiać z ojcem i to ją cieszyło. – Jesteś tak dobry jak opowiadał
Bloody Wolf?
-
Poznałaś Wolfiego?! – Zdumiał się rozbawiony. Córka wdała się nieco w matkę. –
A odpowiadając na twoje pytanie, znajdę cię i przerzucając przez kolano nieźle
złoję ci skórę.
- Mama
kazała nie ryzykować, ale kusi mnie – zastanawiała się na głos – Wiesz co,
zaryzykuję. Zajmij się braćmi, bo teraz oni są na celowniku.
- A
jednak masz coś ze mnie – zaśmiał się zadowolony z jej odpowiedzi – To ustalone
dziecino. Kiedy cię znajdę, a wierz mi, że nastąpi to niebawem, przez dłuższy
czas nie będziesz w stanie siedzieć.
- Pa tato
– pożegnała się kończąc połączenie.
John
schował telefon do kieszeni bluzy i skierował wzrok na leżącą przy nim żonę.
Przykucnął i delikatnie strzepał z jej twarzy piasek.
- Nadal
jesteś taka piękna – odparł biorąc ją na ręce – Zbyt długo dźwigałaś na
własnych barkach trudy rodziny. Teraz cię w tym wyręczę. Trochę mi to zajęło,
ale poszerzyłem już grób o cztery miejsca.
§
Tobiasz bez
celu błąkał się po ulicach Olsztyna. Wciąż nie dawało mu spokoju poczucie winy.
Rafi był jego najlepszym kolegą jakiego mógł mieć, a on tym czasem całkowicie
się od niego odciął. Nie myśląc skierował się w stronę dworca. Wsiadł w pociąg
do Ornety mocno ryzykując. W połowie drogi zadzwonił do Gabi. Dziewczyna
odebrała go z peronu.
- Mocno
ryzykujesz wracając tu po miesiącu – zauważyła zarzucając mu na głowę kaptur
bluzy i zakrywając twarz bandaną – Lepiej nie igrać z losem Tobi.
- Muszę
odwiedzić grób Rafała – rzucił cicho nadal bijąc się z myślami – To przeze mnie
tak skończył.
- O czym
ty gadasz? – Walnęła go ze złością w tył głowy. – Rafi nie miał do ciebie żalu.
Tamtej nocy oboje zakradliśmy się pod twój dom. Chcieliśmy zrobić ci kawał, ale
to co zobaczyliśmy dogłębnie nas przeraziło. Ten mężczyzna do ciebie strzelał.
- Byłem
słaby – spuścił wzrok – to dlatego Agata z nim poszła. Odkąd pamiętam ona mnie
wciąż chroni.
- Rafi
gryzł się poczuciem winy – kontynuowała cicho – Mam podobnie. Strach nas
sparaliżował. Gdyby twoja matka nie wróciła… Boże mógłbyś umrzeć.
-
Niestety żyję – sarknął smutny – Agatę porwano, a Rafi umarł.
- Stety,
że żyjesz – ponownie go uderzyła – Nie bądź kretynem do reszty! Rafi nim był,
bo z poczucia winy się zabił. Masz walczyć, rozumiesz?
-
Poniekąd rozumiem – sapnął, odbierając telefon – Tak?
- Gdzie
się podziewasz do cholery? – Usłyszał rozeźlony głos brata. – Tylko mi nie mów,
że w Ornecie.
- Ok. –
Zgodził się ostrożnie. – Nie mówię, że jestem w Ornecie.
- Ty
idioto! – Wrzasnął tak głośno, że aż Gabi podskoczyła. – Bishop czyha na
ciebie, a ty podstawiasz mu się pod nos! Myślisz ty czasem?
-
Chciałem odwiedzić grób przyjaciela – wyjaśniał w irytacji – Przestań traktować
mnie jak zasmarkanego gówniarza. Potrafię o siebie zadbać.
- Ukryj
się gdzieś – nakazał mu poważnie jakiś mężczyzna – Jedziemy po ciebie.
- Kto
mówi? – Zdumiony spojrzał na wyświetlacz. – Gdzie Oskar?
- Twoja
siostra kazała mi zająć się waszą dwójką – odrzekł mężczyzna dość spokojnie –
Widzę, że ciebie też będę musiał nieco wychować.
- Kim ty
do cholery jesteś?! – Krzyknął zaniepokojony Tobiasz. – Chcę gadać z Oskarem!
-
Niestety twój brat nie jest w stanie rozmawiać – poinformował go w śmiechu –
Nie bój się. Nie skrzywdzę go, tak samo jak nie skrzywdziłem Alison. Czas bym o
was zadbał jako głowa rodziny.
- Nie mów
– zatkało go. Czyżby właśnie rozmawiał z ojcem? – Chrzań się!
-
Niedługo się spotkamy i powiesz mi to wszystko w twarz, ok? – Zasugerował
rozbawiony Research. – Będziesz grzecznym chłopcem Tobi?
- Nie
licz na to – rozłączył się chowając telefon do kieszeni. – To jakiś obłęd.
- O co
cho? – Gabi zmartwiona patrzyła na zdenerwowanego kolegę. – Kto to był?
- Nie
przedstawił się – sapnął patrząc w niebo – Jednak dał mi do zrozumienia, że
jest moim ojcem.
-
Powinieneś się cieszyć – nie do końca rozumiała jego zły nastrój – Dawno go nie
widziałeś.
- Problem
w tym, że w ogóle go nie znam – mruknął ciężko wzdychając – Do niedawna
sądziłem, że jest nim zupełnie kto inny.
- Jak to?
– Patrzyła na niego zdumiona.
- Mój
ojciec to pieprzone widmo – warknął zaciskając pięści – Miał nas gdzieś przez te
wszystkie lata, a teraz się pojawia w ogóle nie widząc w tym problemu.
- Może
powinieneś z nim porozmawiać – zasugerowała łagodnie – Wiesz, poznać się.
- Jeśli
będzie chciał mi obić facjatę, to zrobi to bez problemu – rzucił w udawanym
uśmiechu – Gabi, jestem najsłabszym ogniwem tej rodziny.
§
Oskar
obudził się na tylnym siedzeniu jakiegoś samochodu. Wyjrzał przez okno,
stwierdzając że dokądś jedzie.
-
Oprzytomniałeś już? – Usłyszał głos, wpędzający go w nostalgię. – Oskar?
- Tata?!
– W szoku patrzył na kierującego samochód mężczyznę. – Masz spore tyły, wiesz?
- Wiem
synku – uśmiechnął się ciepło – Ukryłem już mamę. Teraz czas na ciebie i brata.
- Ten
kretyn sam pakuje się w łapy Bishopa – mruknął patrząc w widok za oknem –
Sentymentalny z niego gość.
- Kazał
mi się chrzanić – zaśmiał się John wspominając rozmowę z młodszym synem – Twoja
siostra za to postanowiła bawić się w ryzykantkę. Podejrzewam, że znajdziemy ją
w tej samej mieścinie co Tobiasza.
- Z
pewnością tam jest – odparł nie spuszczając oczu z okna – Agata nigdy nie czuła
się członkiem naszej rodziny, dlatego tak bardzo zbratała się ze śmiercią.
- Muszę
się rozmówić z Agatą – sapnął Research dość poważnie – Krążą pewne plotki,
które chciałbym rozwiać.
§
Stał nad
grobem przyjaciela i wspominał stare, dobre czasy. Gabi czekała na niego przed
bramą cmentarza. Od dziecka bała się odwiedzać wieczorami nekropolie. Z
początku nie wiedział co robić, ale chwila wpatrywania się w wyrytą datę
śmierci Rafała na kamieniu jakoś go natchnęły.
- Wybacz
mi stary – wyrzucił z siebie – Niezależnie co mówi twoja siostra, jestem
odpowiedzialny za twoją śmierć. Nie chciałem nikogo narażać, a straciłem
najlepszego kumpla.
- Tobi! –
Zawołała go dziewczyna. – Streszczaj się!
- Już! –
Odpowiedział jej jeszcze raz spoglądając na nagrobek przyjaciela. – Trzymaj
się.
Ruszył do
wyjścia, gdy drogę zagrodził mu Fabian.
- Czego
tu szukasz? – Warknął. Był pijany i pełen złości. – Jak zwykle wszystko
zepsułeś Tobi! Porzuciłeś nas i teraz myślisz, że ot tak możesz wrócić? Gówno
prawda!
- Uspokój
się – starał się jakoś wycofać – Zdaję sobie sprawę, że cholernie mocno
zawiniłem. Rozumiem też, że mnie nienawidzisz.
- Niczego
nie kumasz! – Zarzucił mu z goryczą w głosie. – Nigdy cię nie cierpiałem.
Zawsze taki luzak dobrze jeżdżący na desce. Wszyscy ci zazdrościli talentu, a
ty nagle znikasz i kończysz z deską.
- Nigdy
na to nie patrzyłem w ten sposób – wyznanie rudzielca mocno go uderzyło – Nie
chcę…
- Zamknij
ryja! – Zawył cisnąć pięścią w brzuch ciemnowłosego. Trafił w splot słoneczny,
przez co ten się zgiął wpół. – Nie udawaj mądrali.
- Nie
udaję – wydyszał z ledwością łapiąc oddech – Zluzuj stary.
-
Przestań Fabi! – Ryknęła Gabi wbiegając pomiędzy nich. Rudzielec odepchnął ją z
całej siły na pobliski nagrobek. Dziewczyna uderzyła głową o jego krawędź
tracąc przytomność. – Gabrysia!
- Coś ty
do kurwy nędzy zrobił pijaku – Tobiasz doskoczył do dziewczyny i z przerażeniem
patrzył na kałużę krwi. – Boże, niech to nie będzie nic poważnego. Obudź się
maleńka. No, otwórz oczy!
- To nie
moja wina! – Krzyknął Fabian w strachu uciekając.
- Błagam,
niech ona żyje – płakał ujawniając swój przepływ – Musisz żyć, inaczej Rafi mi
nie wybaczy. Kocham cię Gabi, dlatego proszę cię żyj.
- Na
serio mnie kochasz? – Usłyszał słabe pytanie. – Mam kolejny powód by tu za
szybko nie wracać.
- Żyjesz
– przytulił ją do siebie odczuwając niemałą ulgę – Tak się cieszę. Nawet nie
wiesz, jak bardzo się bałem, że cię stracę.
- Co za
wzruszająca scenka – rozbrzmiało za nimi cyniczne klaskanie. Tobiasz od razu
wyczuł tę mroczną aurę. – Sporo się nie widzieliśmy chłopcze. Tęskniłeś?
- Nie –
odpowiedział zasłaniając sobą Gabi – Czego chcesz?
- Od razu
przechodzimy do rzeczy – uśmiechnął się złośliwie – to mi się podoba.
-
Niezależnie co pan powie – wytarł resztki łez z twarzy – odpowiedź brzmi „nie”.
- Zabawny
jesteś – wyśmiał go i jego postawę – Czy aby na pewno chcesz się mi
sprzeciwiać?
- Akurat
w to nie wątpię – szepnął z niepokojem zerkając na stojącą za nim dziewczynę –
Prędzej zginę niż z tobą pójdę.
- Postawa
godna wojownika – zakpił przywołując do siebie chłopaka – ale czy dysponujesz
odpowiednią siłą by mi się sprzeciwiać?
- Może i
jestem słaby, ale nie będę posłusznym pieskiem – wycedził przez zęby jeszcze
mocniej zaciskając pięści – Gabi, wracaj do domu.
- Ale – wahała
się wystraszona sytuacją – Boję się.
- Nic mi
nie będzie, dlatego idź – posłał jej łagodne spojrzenie – Idź.
Wyminęła
ich szerokim łukiem uciekając z cmentarza. Była przerażona. Tobiasz odprowadził
ją wzrokiem niejako czując ulgę, że będzie daleko od tego sadysty. Na szczęście
nie interesowali go normalni ludzie.
- Jesteś
strasznie sentymentalny – zarzucił mu Bishop – jednak da się to zwalczyć
odpowiednią dyscypliną. Emocje nie są wskazane w roli, którą ci przypiszę.
- Zamknij
się! – Wymierzył cios w mężczyznę, jednak ten bez problemu go uniknął i
kontratakował powalając go na ziemię. – Cholera!
- Jesteś
mocny w gadce – wyśmiał go kopiąc w brzuch – to tym nadrabiasz swoją słabość?
- To nie
tak – wysapał podnosząc się na nogi. Otarł z kącika ust stróżkę krwi. Miał
ochotę się rozpłakać, ale resztką sił jakoś to w sobie tłumił. Sam był sobie
winny, że doszło do takiej sytuacji. Oskar ostrzegał go przed robieniem
głupstw. Wziął głęboki oddech i wznowił atak. – Nie poddam się bez walki.
- Nie
pokonasz mnie dzieciaku – sarknął wykręcając mu do tyłu rękę i powalając
uderzeniem w głowę. Chłopak zawył z bólu wijąc się na ziemi. – Dzieli nas spora
różnica sił.
- Zostaw
go – usłyszał nazbyt znajomy dziewczęcy głos – Uwziąłeś się na moją rodzinę Generale.
- Little Rose
– ucieszył się dostrzegając za kępą krzewów zakapturzoną drobną osóbkę –
zmieniłaś się.
- Nie
jestem tym potworem – zaprzeczyła spokojnie – ten rozdział zostawiam za sobą.
-
Bredzisz – zazgrzytał zębami – Jesteś mordercą idealnym, a gdy pojmę jeszcze twoje
rodzeństwo, będę niepokonany.
- To ty
bredzisz starcze – tuż przy nim pojawił się młody Azjata celnie trafiając nożem
w prawe udo – Little Rose umarła w Kolumbii.
- Kim
jesteś gnojku? – Warknął z furią w oczach. – Gadaj!
- Na
twoim miejscu nie robiłbym gwałtownych ruchów – poradził mu Tsunayoshi – Ostrze
nasączyłem środkiem paraliżującym.
- Ty
gadzie – wychrypiał czując odrętwienie w nodze – Znajdę was wszystkich!
- Ta, ta
– machnął na niego ręką, pomagając Tobiaszowi wstać z ziemi – Chodź biedaku. Jeśli
będę dłużej zwlekał, to twoja siostra zmyje mi głowę. Potrafi być dość
upierdliwa.
- Nie
poznałeś naszej matki – stęknął z bólu chłopak – Kurwa, jak to boli.
- Tobi! –
Agata dobiegła do brata i podparła go z drugiej strony. – Wyczułam, że coś ci
grozi i natychmiast ruszyłam twoim śladem. Nie myślisz za wiele, co braciszku?
- Ty
też!? – Jęknął zbolałym głosem. – Oskar non stop mi to wypomina.
- Cieszę
się, że mogę widzieć waszą dwójkę razem
– usłyszeli głos Johna Researcha – to oszczędziło mi dzień poszukiwań.
- Ale
wtopa – wymamrotała pod nosem dziewczynka – Liczyłam na dłuższą zabawę w
chowanego.
- Kto tak
zlał Tobiego? – Spytał Oskar wysiadając z samochodu. – Dobrze cię widzieć Mała.
- Bishop
– odpowiedział Tsuna czując niejako respekt do Researcha. Widział go w akcji i
wolał się mu nie narażać. – Unieruchomiłem go na jakieś kilka godzin, ale krążą
tu wszędzie jego psy.
-
Rozumiem – John gestem głowy nakazał wszystkim wsiąść do wozu. Kiedy nie
zareagowali, obdarzył ich srogim spojrzeniem. – Jesteście na tyle inteligentni,
by zrozumieć ten wymowny gest.
- A
wziąłeś pod uwagę fakt, że ktoś nie chce tego zrobić? – Mruknął Tobiasz nawet
nie patrząc na ojca. – Sam o siebie zadbam.
- Z
pewnością jesteś moim dzieckiem – zaśmiał się podchodząc do syna i bez słowa
pozbawiając go przytomności – Jeszcze jakieś sprzeciwy?
- Ja
chyba się wycofam – Tsuna jakoś poczuł się niepewnie stojąc niemal twarzą w
twarz z tym mężczyzną – to sprawa rodzinna, więc nic tu po mnie.
-
Zajmowałeś się moją córką, tak? – Spytał go mierząc czujnym spojrzeniem, na co
ten przytaknął. – Mamy do pogadania Tsunayoshi.
- Dobry
jesteś – zauważyła Agata w śmiechu – Pierwszy raz widzę, by Tsuna zaniemówił.
-
Pamiętaj o układzie maleńka – puścił córce oczko – Niedługo ten uśmiech
przerodzi się w coś odmiennego.
- Kumam –
westchnęła czując, że poległa – Dobrze cię poznać tato.
- Też się
cieszę córciu – posłał jej ciepły uśmiech. Z urody przypominała Alison, jedynie
oczy wykazywały jego cechy. – a teraz bądź grzeczną dziewczynką i wsiądź do
samochodu.
-
Zamierzasz rozmówić się z Generałem? – Stwierdziła pytaniem. – Swen chce go
dorwać.
- Wolfi –
pokręcił w rozbawieniu głową – już współczuję temu staremu wydze.
§
Bishop
podpierając się o ławkę jakoś zdołał podnieść się z ziemi. Był wściekły, że tak
łatwo dał wykiwać się trójce dzieci. Wyciągnął ostrze z nogi i ze skrawka
koszuli zrobił opaskę uciskową.
- Bishop
jak sądzę – usłyszał pytanie, a gdy uniósł wzrok zobaczył ciemnowłosego
mężczyznę o oczach myśliwego mordercy.
- A kto
pyta? – Odparł obojętnie niejako ignorując rozmówcę. – To trochę nietaktownie,
by tylko jeden z nas miał pojęcie z kim ma do czynienia.
- To nie
będzie długi dyskurs, więc nie istnieje powód by podawać moją tożsamość –
odpowiedział oschle z dozą groźby – Chcę ci zakomunikować pewną rzecz.
- Tak? –
Udał zdziwienie nie biorąc na poważnie ostrzeżenia. – Ciekawe co to może być?
- Nie
pogrywaj sobie ze mną. Gdyby to ode mnie zależało to zabiłbym ciebie tu i
teraz. Jednak stary druh ma wobec ciebie inne plany. – Warknął wściekły. Przed
destrukcją mrocznej strony hamował go fakt, że niedaleko są jego dzieci. –
Śmiałeś położyć swoje brudne łapy na mojej córeczce, a teraz uszkodziłeś
młodszego syna… Nawet nie wiesz, jak mnie korci by wypruć ci te wszystkie śmierdzące
flaki z bebechów i nimi cię udusić.
- Czyli
mam do czynienia z samą legendą – zakpił Bishop jadowitym tonem – Little Rose
jest moim dziełem. Wychowałem ją zamiast ciebie tatuśku.
- Jeśli
jeszcze raz tkniesz któreś z moich dzieci – mówił przez zaciśnięte zęby. Kątem
oka zauważył, że towarzysz Agaty próbuje się wymknąć. – A ty gdzie myślisz
idziesz?
Tsuna
poczuł jakby coś go chwyciło w pasie, by następnie gwałtownie pociągnąć go w
tył. Po chwili leżał u stóp Johna Researcha nie mając siły się podnieść.
- Na czym
to ja skończyłem? – Zastanawiał się chwilę, po czym kontynuował. – Jeśli je
tkniesz, postaram się byś przestał istnieć. Zmiażdżę nawet najmniejszą cząstkę
ciebie.
-
Zaryzykuję – Bishop posłał mu mordercze spojrzenie, co świadczyło o tym, że podejmuje
wyzwanie. – Twoja rodzina jest zbyt cenna dla rządu by dać jej spokojnie żyć.
- Będę
czekał – John odwrócił się i podniósł z ziemi niedoszłego uciekiniera. – Miałeś
taki cenny nabytek wśród swojego oddziału i nawet go nie dostrzegłeś.
Najciemniej jest pod latarnią, nieprawdaż?
- O kim
ty mówisz? – Generał był zdumiony.
- O moim
przyszywanym bracie ignorancie – wyśmiał go Research – rozdzieliła nas Chimera,
ale nigdy nie zapomniał o rodzinie. Wiedz, że los Agaty nie był mu obojętny.
- O kim
ty kurwa mówisz? – Bishop coraz bardziej czuł się zdezorientowany. Czyżby był
manipulowany? Kogo zbagatelizował na tyle, by popełnić taki błąd? – Gadaj!
- Ponoć
jesteś mądry – rzucił nonszalancko odchodząc – Pogłówkuj. Trochę tu posiedzisz
dzięki temu dzieciakowi.
-
Research! – Ryknął generał wrząc ze wściekłości. – Dorwę ciebie i całą twoją
rodzinę cudaków! Słyszysz?